Rozdział 32 - To nie był on
Charlie wpadła do domu Casa jak torpeda. Drzwi otwarł jej Gabriel, który nie zdążył nawet powiedzieć jej, gdzie jest Castiel, a ona już wbiegała po schodach z morderczą miną na twarzy. Weszła do pokoju młodszego Novaka i stanęła nad jego łóżkiem. Tam chłopak leżał zawinięty pod kołdrą nie mając już czym płakać. Wychylił głowę i zobaczył swoją przyjaciółkę.
Nie chciał, żeby przyjeżdżała, ale gdy tylko Cas powiedział, że już nie są razem z Deanem, nie chciała nic więcej słuchać i wsiadła w autobus. Nie miał ochoty się kłócić, chociaż postarał się ją zmusić do zostania tam gdzie jest słowami "ale daje sobie radę, nie musisz", jednak dziewczyna była nieugięta. Może nie powinien mówić o niczym Charlie? Bał się co dziewczyna zrobi, to mógł być armagedon, apokalipsa. Była wściekła, a wściekła Charlie to było niebezpieczeństwo.
Podniósł się niechętnie i spojrzał na przyjaciółkę i na swojego brata, który stał w drzwiach. Zobaczył jego zatroskany wzrok, martwił się o niego.
- Zostawię was samych - powiedział Gabe i zamknął drzwi za rudowłosą. Dziewczyna od razu odwróciła się do Casa i zmierzyła go wzrokiem. Chciała wyglądać złowrogo, ale gdy zobaczyła, jak na jej oczach chłopak skulił się i zaczął płakać jej serce zmiękło. Usiadła obok niego i przytuliła go.
- Co ci zrobił ten drań? - zapytała, a Castiel zanim opowiedział jej o wszystkim musiał odetchnąć, bo spazmy zawładnęły jego ciałem. Siedział w ramionach swojej najlepszej przyjaciółki opowiadając o tym, co stało się zeszłego poranka. Jak zobaczył Deana objętego przez innego chłopaka, jak powiedział, że jest nikim.
- Charlie, jestem nikim, zawsze byłem i będę - załkał nie mając już siły. - on mnie nigdy nie kochał, a ja w to głupi uwierzyłem.
- Ciii - gładziła go po plecach starając się jakoś go uspokoić. Żal jej było Novaka, bo zasługiwał na wszystko co najlepsze. Co temu Winchesterowi odbiło? Co przyszło mu do głowy? Nie umiała pojąć, czemu tak nagle postanowił go zdradzić, zostawić w tak okropny sposób. Czuła jak buzowało w niej, gotowało się, jednak teraz priorytetem było pocieszenie tego załamanego niewinnego chłopaka. Współczuła mu, że musiał przechodzić coś takiego, miała chęć iść i ukręcić Deanowi łeb. - Pójdę do niego i porozmawiam z nim, dobrze?
Cas odskoczył od niej jak oparzony.
- Nie! Nie, nie, nie - powiedział od razu. - Nie mieszaj się, proszę.
Charlie aż zdębiała.
- Że co? Każesz mi się nie mieszać? Ten palant zdradził cię i pocałował z innym na twoich oczach - warknęła poirytowana. - Nie zostawię tego w taki sposób, Cas. Dowiem się czemu to zrobił i jak będzie trzeba, to rozniosę mu dom, chociaż lubię ciocię Ellen - skrzywiła się. - Co za nienormalna sytuacja, co ten idiota zrobił? Zostawić was na dwa tygodnie a już wszystko się sypie. Zabiję go.
Castiel spuścił głowę czując jak łzy wciąż spływały mu po policzkach. Wiedział, że tak będzie, gdy Charlie przyjedzie, a tego bardzo chciał uniknąć. Chciał pokazać Deanowi, że go to nie obchodzi, że go to nie obeszło, ma to gdzieś. Ale nie miał. Chłopak pozostawił w nim wielką dziurę, która tak bolała, że nie umiał nic z tym zrobić. Najgorsze w tym wszystkim było to, że on wciąż go kochał.
Nie nienawidził.
Nie umiał go znienawidzić, bo to był Dean. Musiało się coś stać, przecież chyba ot tak by go nie zostawił. Ta cała sytuacja nie mieściła mu się w głowie i najprościej w świecie nie mógł pojąć tego co się wydarzyło.
- I ty pójdziesz ze mną - dodała Charlie, na co Cas podniósł wzrok. - Niech zobaczy, co zrobił, jak cię skrzywdził, a jeśli nie przejmie się tym, to go chyba uduszę gołymi rękami i naśle na niego jeszcze Gabriela.
- Nigdzie nie idę, nie ruszam się stąd - powiedział Novak.
- Pójdziesz, bo inaczej narobię mu takiej siary, że popamięta.
Cas spuścił wzrok i pokręcił głową.
- Rób co chcesz, ale nie chcę go widzieć na oczy - oznajmił przyjaciółce, która zagryzła mocno wargę i już miała dalej go przekonywać, gdy ktoś zapukał do pokoju. W drzwiach stała Anna, wyglądała na bardzo zmartwioną. Patrzyła na swojego brata i weszła powoli do pomieszczenia.
- Cas, Gabriel robi twoje ulubione babeczki z miodową polewą, zjesz je? - zapytała wpatrując się w niego z nadzieją. Była młoda, miała dwanaście lat, ale nie była głupia. Widziała, że coś się stało z jej ukochanym bratem i przez to też i jej było przykro. Kochała go najmocniej, wszystkich braci kochała, ale to Cas był jej zawsze najbliższy, oprócz Gabriela.
- Oczywiście, pszczółko - uśmiechnął się do niej słabo. Nie potrafił pokazać jej, jak bardzo był słaby. Nie chciał, by dziewczynka się o niego martwiła.
Charlie widząc to poddała się. Zrezygnowała z konfrontacji Deana z Casem i postanowiła samej iść do domu Winchestera. Musiała to załatwić nawet jeśli jej przyjaciel sobie tego nie życzył. Uwielbiała ich razem i po prostu nie chciała dopuścić do siebie myśli, że Dean był aż takim idiotą. Zawsze się z niego nabijała, lubili sobie dogryzać, ale końcem końców przyjaźnili się i fakt, że chłopak nawet nie zadzwonił do niej z jakimś problemem doprowadzał ją do białej gorączki, to po prostu była już kpina.
- To ja będę już iść, okej? Jak coś to dzwoń... - poczekała aż Anna wyjdzie z pokoju. - Może przyjdę dziś do ciebie na noc? Obejrzymy coś i w ogóle - zaproponowała. Chciała za wszelką cenę jakoś poprawić brunetowi humor, chciała, żeby było z nim minimalnie lepiej.
Cas spojrzał na nią i kiwnął głową.
- Mogłabyś?
- Jasne. To wpadnę przed kolacją, przywiozę pizze - uśmiechnęła się i znów go objęła. - Będzie dobrze, a teraz jadę ukręcić dupkowi jaja - parsknęła i puściła go. - Do zobaczenia - i wyszła.
***
Dean leżał w domu na łóżku i uśmiechał się sam do siebie. Było wspaniale, narkotyk działał, a jego myśli krążyły jedynie wokół tego, że zaraz po raz kolejny sobie zwali. W domu nie było nikogo, ciocia poszła na spotkanie do szkoły Jo, bo młoda była już w pierwszej klasie, Sam był na zajęciach dodatkowych, a Bobby w warsztacie, więc spokojnie mógł odpływać.
Miał całe ręce pocięte, bo gdy kokaina odpuszczała ból psychiczny wracał i znów nienawidził siebie, znów miał chęć się zakatować. Nie chciał przesadzać z braniem, więc po prostu się ciął dając poprzez to upust emocjom. Lubił patrzeć jak krew wypływa z jego ran, oczyszczając jego brudne, skażone ciało. Był nikim, brzydził się sobą bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Dawał się wykorzystywać, był pieprzoną dziwką i upadł.
Robił to za narkotyki.
Narkotyki, których potrzebował. Czuł, że bez nich by zwariował, bo teraz to, co przez połowę swojego życia trzymał w sobie urosło do granic wytrzymałości i wszelkie złe emocje przelewały się już. Potrzebował pomocy, ale nie chciał o nią prosić, nie chciał by ktokolwiek wiedział, że jest źle, dlatego kokaina była dobrym wyjściem. Jedynym wyjściem. W taki sposób mógł jakoś funkcjonować i żyć dla osób, które mu pozostały. Sam i...
... Cas.
Starał się sobie wmówić, że to było dla niego, że robił to po to, by go chronić przed samym sobą. Był potworem, a Cas zasługiwał na kogoś dużo lepszego. Novak nie mógł się dowiedzieć, co zrobił, dlatego powinien go nienawidzić i na pewno teraz tak było. Sama myśl o tym, że jego ukochany o tych cudownie błękitnych oczach, jak woda oceanu, jak bezchmurne niebo wiosną, nienawidził go wyżynało w nim tak ogromną ranę, sprawiając tak wieli ból, że miał chęć upaść na ziemię i skulić się łapiąc za pierś. Od dziecka wiedział, że ból psychiczny jest dużo gorszy od tego fizycznego. Miał złamane dwa palce, ręce piekły od świeżych ran, które zadawał sobie w przerwie między wciąganiem, a cierpienie nie ustawało, wciąż było dużo silniejsze.
Nie spodziewał się jednak, że ktoś o tej porze zadzwoni do jego drzwi. Narkotyk wciąż działał, a wziął wcześniej dość sporą dawkę, więc czuł się wspaniale. Uwielbiał ten stan, gdy wszystkie troski odpływały. Zbiegł szybko z góry i z szerokim uśmiechem na twarzy otwarł drzwi. Nie spodziewał się tego, kogo ujrzał. Charlie stała z naprawdę wściekłą miną ze skrzyżowanymi rękami.
- Charls? Co ty tu robisz? - zapytał uradowany na jej widok. Dopiero teraz poczuł jak bardzo za nią tęsknił.
- Wpuścisz mnie do środka czy mam ci zrobić siarę przed sąsiadami? - uśmiechnęła się do niego krzywo. Ustąpił jej miejsca, by mogła wejść. Zdążył zamknąć za nią drzwi i odwrócić się, gdy poczuł na policzku mocne uderzenie. Może była mała i irytująca, ale siłę miała.
- Co do...
- Raczysz się jeszcze zastanawiać czemu ci przywaliłam?! - krzyknęła. - Ty z księżyca spadłeś czy się naćpałeś? Wiesz do cholery co zrobiłeś Casowi? Jest w rozsypce, nie je i nie wychodzi z łóżka! Kurwa, Dean, co ci przyszło do tego nienormalnego łba?! Jak mogłeś go zdradzić i to jeszcze na jego oczach obmacywać się ze swoim nowym wybrankiem, jesteś żałosny! - wydzierała się na niego. Gdyby Dean nie był naćpany, rozpłakałby się przed nią mając gdzieś to, że widzi, jak jest z nim źle, jednak teraz był kimś kompletnie innym.
- Przejdzie mu - parsknął. - Nie jest dla mnie, Charlie, co w tym takiego dziwnego?
Brudbary stała jak wryta nie dowierzając w to, co usłyszała.
- Na mózg ci padło? Co się z tobą dzieje, Dean? Przecież go kochasz, jeszcze dwa tygodnie temu, gdy was widziałam, patrzyłeś na niego z takim uczuciem, jak rzadko kiedy ktokolwiek na kogoś patrzy. Coś musiało się stać i ty teraz mi powiesz!
Winchester zaśmiał się kpiąco, co zaskoczyło Charlie. To nie był jej przyjaciel. Zazwyczaj gdy tak robiła chłopak łamał się i mówił jej wszystko, jednak teraz została po prostu... Spławiona.
- Oj Charls, jak ty mało wiesz. Po prostu to nie było to i tyle. Teraz jest mi lepiej, wcześniej Cas był wrzodem na moim tyłku - parsknął. Rudowłosa coraz bardziej miała wrażenie, że to jakaś pomyłka. - Nie staraj się nas znów swatać, nic ci to nie da.
Dziewczynę na moment zatkało, nie wiedziała co ma powiedzieć. Patrzyła na niego doszukując się jakiś zmian, czegokolwiek. Nagle zauważyła krew na jego bluzie. Złapała go za rękę i podciągnęła rękaw. Jej oczom ukazał się gruby bandaż, przeciekł w kilku miejscach. Dean z całej siły zabrał rękę i odsunął się krzywiąc się. Mimo kokainy coś w nim drgnęło, co Charlie zauważyła w jego oczach, dziwnych oczach, które na pewno nie należały do Deana Winchestera. Coś było bardzo nie tak z jej przyjacielem i naprawdę zaczęła się martwić. Zobaczyła jego dłonie, zabandażowane.
- Dean, coś ty zrobił? - zapytała zdezorientowana.
- Nic - warknął ostrzegawczo. - Nie podchodź.
Charlie zmarszczyła brwi. Co się działo z jej przyjacielem?
- Pokaż to, trzeba z tym jechać do lekarza - odezwała się i podeszła do niego. - Dean, te bandaże przeciekły.
Chłopak odsunął się bardziej.
- Nigdzie nie pojadę. Powinnaś już iść - powiedział stanowczo Dean patrząc na Charlie. - Po prostu idź.
- Chcę ci pomóc - przyznała dziewczyna, jednak chłopak pokręcił głową robiąc kolejny krok do tyłu. Nie było w czym pomagać.
- Nie potrzebuję twojej pomocy - podszedł do drzwi i otwarł je. Było już za późno na cokolwiek. - Cześć.
Rudowłosa na początku nie chciała wyjść, stała w miejscu mierząc się spojrzeniem z blondynem, jednak w końcu zrozumiała, że nie jest w tym momencie w stanie nic zrobić, nie dotrze w ten sposób do Deana. Skrzywiła się i czując zawód wyszła. Odwróciła się chcąc jeszcze coś powiedzieć, jednak drzwi już były zamknięte. Westchnęła. Nie spodziewała się tego. Myślała, że chłopak będzie ją błagał, by porozmawiała z Casem, że to był błąd, że żałuje, ale to co się wydarzyło było jak jakiś żart. Winchester wydawał się być rozluźniony i szczęśliwy, błogi, jednak to co zobaczyła na jego rękach przeraziło ją i jego chyba też. To nie pasowało do jego zachowania, tak nie robiły osoby szczęśliwe tylko w naprawdę dużym dołku. Miała wrażenie, że coś ukrywał, dlatego kazał jej wyjść. Wiedziała, że musi zostać w Kansas City na kilka dni, aby obu im pomóc.
Gdy Charlie wyszła Dean oparł czoło o drzwi i poczuł, jak narkotyk szybko z niego schodzi. Ból znów zaczął dawać o sobie znać, aż zacisnął powieki. Po co tu przyszła, Cas ją nasłał na niego? Niepotrzebnie, bo teraz blondyn czuł się jeszcze gorzej. Odsunął się od drzwi, złapał za pierwszą lepszą rzecz w przedpokoju i cisnął nią o ścianę. Wściekły pobiegł na górę i zamknął się pokoju. Zaczął rozwalać wszystko, zrzucając papiery i książki z biurka, przewrócił krzesło i szarpnięciem rzucił kołdrą o podłogę. Opadł na nią i zaczął uderzać pięściami w posadzkę, że ból w ręce ze złamanymi palcami dał się mocno we znaki, aż poczuł to w łokciu. Nie miał pojęcia, że łzy spływały mu po policzkach.
- Kurwa! - krzyknął płaczliwie i zakrył twarz dłońmi. Bujał się przez moment w przód i tył, jakby wpadł w paranoję czując kompletną pustkę w głowie. Siedział tak chwilę i w końcu zerwał się z miejsca.
Znalazł szybko torebeczkę strunową i wysypał sporą zawartość na podłogę. Zrobił z białego proszku dwie linie i wciągnął obie, jedną prawą dziurką nosa, drugą lewą. Uniósł głowę do góry i wywrócił oczami tak, że było widać białka. Nie musiał długo czekać, by jego lekarstwo zaczęło działać.
_____________________________
Kolejny rozdział. Jak wrażenia? Charlie jednak nie zdziałała zbyt wiele, niestety. Żal mi w sumie Deana, ale sam narobił sobie problemów. Piszcie co myślicie ^^
Jak zawsze proszę o gwiazdeczki i komentarze, niezła motywacja do pisania :D
Pozdrawiam i do szybkiego zobaczenia xx
PS: Zapraszam też was do polubiena mojego fanpage'a https://www.facebook.com/Hanchesteria/
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top