Rozdział 3 - Wymarzony dzień każdego dzieciaka

Ciepłe, jaskrawe promienie słońca przebudziły zaspanego Castiela. Młody, 11-letni Novak wyciągnął się na łóżku i przekręcił na drugi bok, by nie raziło go światło słoneczne. Zerknął na półkę nocną i zauważył ramkę ze zdjęciem. Stała tam już od ponad roku, odkąd przeprowadzili się tutaj w szóstkę. Zdjęcie przedstawiało jego gdy miał niecałe 5 lat i jego mamę. On uśmiechał się radośnie ukazując swoje uzębienie z ramionami wyciągniętymi w górę, a kobieta trzymała go na kolanach obejmując w pasie. Włosy opadały jej na jedno oko, kruczoczarne jak jego własne i uśmiechała się szeroko. Cas widząc to zdjęcie westchnął i położył się znów na plecach. Tęsknił za mamą, to zdjęcie zrobione było kilka dni przed jej śmiercią. Można było zauważyć duży brzuch kobiety, gdzie wtedy szykowała się już Anna do wyjścia na świat. Nie winił siostry za to, że Hannah umarła, tak naprawdę była to wina nowotworu, a że donosiła małą do końca było cudem. Kochał młodszą siostrzyczkę bardzo mocno. Była o 6 lat młodsza od niego i była równie krucha i delikatna jak on. Oboje różnili się od starszego rodzeństwa, mieli niebieskie oczy i czarne włosy, za to Gabe i bliźniaki mieli miodowe oczy i ciemne blond włosy. Ann była wpatrzona w Castiela, tuliła się do niego, pokazywała mu wszystkie rysunki, jakie tworzyła i gdy się bała, biegła do niego. Cas miał podobnie z Gabrielem, ale nie umiał obronić małej tak, jak starszy brat bronił jego. Jedynym plusem tego wszystkiego było to, że ani Luke, ani Mike nie czepiali się małej Anny.

Cas kończąc te rozmyślania ziewnął szeroko, uniósł się na łokciach, by spojrzeć wprost w jasne słońce, co tylko wywołało podrażnienie jego oczu, łzy i mroczki, i wstał w końcu z łóżka. Ostatni dzień szkoły, rozbrzmiewał radośnie w głowie jego własny głos, co od razu poprawiło mu humor. Jak każde dziecko czekał z utęsknieniem na ten dzień, ale w sumie obawiał się jednego, braku Gabriela w przyszłym roku. Najstarszy brat miał iść już do szkoły średniej, co oznaczało, że przeniesie się do szkoły kilometr dalej i nie będzie już go bronić. Pomyślał przelotnie o Deanie i od razu prychnął. To niedorzeczne, z jakiej racji Dean miałby go bronić? Miał Charlie, ona nie dawała sobie w kaszę dmuchać, na pewno mu pomoże, poza tym do rozpoczęcia kolejnej klasy miał jeszcze całe wakacje. Pozbywając się tych niemiłych myśli poszedł do łazienki ogarnąć się. Nagle do pokoju wpadła Anna.

- Cas! Cas! - zaczęła krzyczeć.Weszła zwinnie na jego niepościelone łóżko i zaczęła skakać, co tylko spowodowało wylądowanie wszystkich poduszek i kołdry na podłogę. Castiel wyszedł ze swojej łazienki z mokrymi jeszcze włosami i złapał siostrę w pasie.

- Uspokój się, Ann. Cii, bo wszystkich obudzisz - zaśmiał się. Mała padła na łóżko i chichotała, gdy brat zaczął ją łaskotać i pufać w szyję.

- No nie da się spać, ona już wszystkich obudziła - odezwał się nagle głos za nimi. Cas i Anna podskoczyli i odwrócili się w stronę drzwi, w których stał Gabriel w samych slipkach. - Zejdźcie na dół za moment, będzie śniadanie - dodał i zniknął w korytarzu.

Młody Novak zaśmiał się i znów złaskotał małą siostrę, która piszczała nie mogąc się już śmiać. Potem wziął ją za rękę i zeszli na dół, gdzie już w kuchni przy stole siedzieli Luke i Michael zajadając się tostami i innymi smakołykami podanymi przez Gabriela. Tak to właśnie wyglądało, pana Novaka nie było nawet przy porannym, rodzinnym śniadaniu. Pracował w biurowcu, tworzył jakieś oprogramowania, tak naprawdę tylko Gabriel wiedział co nieco o pracy ich ojca. Cała czwórka wiedziała tyle, że widywali się tylko wieczorem, nawet nie zawsze. Przychodził do pokoju, siadał na krańcu łóżka, całował w czoło i mówił każdemu po kolei, że bardzo ich kocha.

Po śmierci Hannah bardzo się zmienił, stał się nie obecny w życiu rodzinnym i oddał się pracy. Nie brakowało im pieniędzy na nic, ale często się przeprowadzali ze względu na miejsca pracy pana Novaka, ale ostatecznie mieli zagościć w Kansas nieco dłużej. Na szczęście miał takiego Gabriela, który umiał dopilnować młodsze rodzeństwo i zadbać, by miały co zjeść i jak się ubrać. Oczywiście cała piątka pomagała mu, każdy miał swoje obowiązki w domu i nikt się nie sprzeciwiał, bo dobrze wiedzieli, jaka jest sytuacja, a nie była ona prosta. Ojciec sobie nie radził. Castiel może był jeszcze na to za mały, by zrozumieć, ale Gabriel już potrafił zauważyć smutek i samotność w oczach Chucka. Widywał tam też czasem tęsknotę i zmęczenie.

Cas usiadł na krześle obok Gabriela, który jeszcze podawał jajka sadzone i posadził obok siebie małą Annę. Nalał jej soku pomarańczowego i nałożył dwie kiełbaski.

- Nie chcę - powiedziała odsuwając od siebie talerzyk. Cas zerknął na brata, który od razu podszedł do małej siostry.

- Jajka i kiełbaski są zdrowe, a ty musisz rosnąć. Jak zjesz, namówię tatę, by w weekend obejrzał z nami film, okej? - zapytał Gabriel spoglądając w niebieskie oczka dziewczynki.

Mała chwilę zastanowiła się i w końcu pokiwała główką. Wzięła się za jedzenie, w czym Castiel pomagał jej, co jakiś czas samemu podjadając tosty z masłem i miodem.

- Cas, ty też powinieneś zjeść coś bardziej kalorycznego niż miód - zauważył starszy brat, gdy Luke i Mike poszli na górę pakować swoje rzeczy do szkoły. - Spójrz na siebie, okej, może chcesz być miss wszechświata, nie wnikam... - uniósł dłonie w górę w poddańczym geście z głupkowatą miną. - Ale trochę tłuszczu też by ci się przydało - uniósł brwi i podstawił bratu miskę z kiełbaskami. Castiel niechętnie sięgnął po jedną i ugryzł kawałek.

Dziwnie stresował się tym dniem, nie wiedział czemu, ale myśl, że ostatni raz będzie z Gabem w tej samej szkole, myśl, że przez długi czas nie będzie widywać Deana... Aż prawie zakrztusił się kiełbaską, gdy pomyślał o tym piegowatym łobuziaku. Gabe płasko rozłożoną dłonią uderzył go w plecy.

- Jedz, a nie myślisz o niebieskich migdałach - powiedział jakby przejrzał jego myśli i zaczął sprzątać.

Cas zarumienił się, postarał pozbierać do kupy i w końcu zabrał się z Anną na górę, by i ją przygotować do przedszkola. Przed tym obaj bracia pochwalili małą za to, że tak ładnie zjadła śniadanie i wypiła aż całą szklankę pomarańczowego soku. Skoczyła na Gabriela, by ten wziął ją na ręce i przytulił, co chłopak zrobił, a potem pobiegła przed Castielem na górę do łazienki.

W szkole Charlie bardzo szybko go znalazła i zaciągnęła do ich klasy.

- To jak, pytałeś taty? - zapytała. Było jeszcze sporo czasu przed dzwonkiem.

- Mówiłem ci, Charlie, że mojego taty nie ma prawie cały tydzień w domu, zapytam w weekend, gdy wróci - obiecał.

W tym momencie do klasy wszedł Dean, Troy i Carl, a Cas od razu odwrócił wzrok, co zauważyła rudowłosa dziewczyna.

- A ty cały czas z tym Deanem? Czemu nie podejdziesz i nie pogadasz, co? - zapytała marszcząc brwi. Blondyn uśmiechnął się do niej i krzyknął jej cześć, na co odpowiedziała, a Cas zrobił się nieco purpurowy.

- Raz widział, jak się wywaliłem, raz jak wylałem na siebie mleko, raz jak dostałem piłką w głowę, prosto w nos, Charlie - skrzywił się na te wspomnienia.

- Tak, pamiętam, wybiegłeś z płaczem, bo krew ci leciała - zaśmiała się cicho, ale widząc minę Novaka, kaszlnęła i usiadła prosto. - Nie warto się z nim zadawać, jest głupi i nieznośny, a inne dziewczyny tylko ciągnie za włosy... - zastanowiła się przyglądając się swojemu przyjacielowi. - Cas, wiem, że chciałbyś być taki jak on i się z nim kolegować, ale...

- Ty się kolegujesz - zauważył mądrze, na co dziewczyna jedynie wywróciła oczami.

- Nie dosłownie koleguje, znam go, bo moja mama i jego ciocia są przyjaciółkami z podstawówki i tyle. Spotykają się na herbatę to i ja muszę do nich iść i się bawić z tym... - parsknęła. - To nie kolega dla ciebie, Cas, ty jesteś wrażliwy, a on głupi i tyle - zaśmiała się i w tym momencie zabrzmiał dźwięk dzwonka na lekcje.

Castiel miał wrażenie, że te lekcje to były najdłuższe godziny jego życia. W końcu pod koniec zajęć nauczycielka pożyczyła im udanych wakacji, wręczyła cenzurki z ocenami, gdzie Castiel miał same szóstki i piątki, i pozwoliła się rozejść. Gabriel z Luke'em, Mike'em i Anną czekali na brata tuż za rogiem. Było ciepło, więc chcieli spokojnie razem wrócić pieszo do domu. Charlie przywitała się ze wszystkimi i wtedy nadeszło coś, czego sam Castiel się nie spodziewał.

- Cas? Czekaj! - krzyknął teraz już bardzo dobrze znany mu głos. Odkręcił się w stronę osoby idącej w jego kierunku i w końcu spojrzał na niego. Dean jak Dean, pomyślał Castiel, ale mimo wszystko lubił patrzeć na tego chłopca, na te piegi rozsiane lekko po policzkach i nosie młodzieńca i te przenikliwe zielone oczy zawsze szukające zaczepki czy powodu do bójki. - Cas, słuchaj, jest sprawa - spojrzał na resztę zebranych, na bliźniaków i starszego brata, kiwnął im. Mała Anna stała przytulona do nogi Castiela wpatrzona wielkimi oczkami w piegowatego chłopaka, a czarnowłosy niemal modlił się, by Dean już poszedł sobie, nie przy... - Chciałbym zaprosić cię na biwak, moja ciocia robi w ten weekend, wiesz, tak na rozpoczęcie wakacji, wpadniesz?

Cas był pewien, że cała twarz zalała mu się czerwienią, a bliźniaki nie dadzą mu już spokoju do końca życia.

- A Charlie? - postarał się zapytać bez zająknięcia, był z siebie dumny, głos nawet mu nie drgnął.

- Ja już jestem zaproszona, w sumie moja mama też będzie. Cas na pewno może - powiedziała do swojego przyjaciela, a potem spojrzała na Winchestera. - Przyprowadzę go, trzymaj się Dean.

- Hej Charlie, trzymaj się Cas - chłopiec uśmiechnął się do Castiela i teraz policzki paliły go jak ogień. No pięknie.

Nie zdążyli minąć parkingu, gdy...

- Cas, to twój nowy chłopak? - zapytał Luke, Mike jedynie zaśmiał się na to i już podłapał temat brata by mu przytakiwać. Cas pokręcił zrezygnowany głową i postarał się milczeć przez całą drogę. Bliźniaki nie zwracały uwagi na to, że idzie z nimi Charlie. Ciągłe „będziecie się trzymać za rączki?", „dasz mu buzi na powitanie?" albo „pewnie przyjedzie wielkim samochodem i wręczy ci kwiaty. Jak romantycznie". Jakimś cudem w końcu dotarli do domu. Cas został jeszcze na chwilę na dworze z Charlie.

- Nie martw się, minie im, widać, że to półgłówki - parsknęła. - Gorsi niż sam Dean Winchester - zaśmiała się i puściła mu oczko, co Castielowi od razu poprawiło humor. Możliwe, że zauważyła, jak rumieni się na widok tego zielonookiego chłopca, ale nie skomentowała tego. Cas w duchu dziękował jej za to z całego serca. - To wpadnę po ciebie w sobotę i razem pójdziemy na ten biwak - uderzyła go lekko pięścią w ramie z szerokim uśmiechem, poprawiła plecak i ruszyła przed siebie w stronę swojej alejki.

Tak właśnie się stało. W sobotę około trzeciej po południu Charlie zawitała u drzwi Novaków. Pan Chuck wpuścił dziewczynę i poczęstował lemoniadą zrobioną przez Gabriela i Castiela. Ojciec dzieciaków mimo pracy zgodził się na zabawę z małą Anną i pozwolił najmłodszemu synowi wyjść z domu. Charlie jednak zanim wyszli zaciągnęła chłopca na górę do jego pokoju i zaczęła grzebać mu w szafce.

- Charlie? - zapytał niepewnie. - Co ty wyrabiasz?

- Nie pójdziesz w tym czymś, co masz na sobie. Wyśmieją cię, no i chcę, by Dean zwrócił na ciebie uwagę - na moment zatrzymała się trzymając przy piersi jakąś bluzkę i zamyśliła się. - A raczej ty chcesz, bym ja chciała, byś ty chciał by zwrócił na ciebie uwagę... Jakoś tak - i wróciła do przegrzebywania jego szafki. Może mieli tylko 11 lat, ale w tym wieku niektóre dziewczęta zaczęły dostawać krągłości i nawet lekko malować rzęsy czy usta, by podobać się chłopcom. Na szczęście Charlie tego nie robiła, ona wolała zwykłe dżinsy, koszule, bluzy z kapturami i trampki z kolorowymi sznurówkami. Była trochę szalona, inna, a przy tym była po prostu typowym kujonem, może dlatego lubiła Casa.

Cas nie rozumiał, czemu jego przyjaciółka chciała, by Dean go polubił, skoro na początku mówiła, że nie jest wart znajomości. Mimo to nie umiał mówić „nie", więc siedział na łóżku i patrzył, jak Charlie psuje porządek w jego półkach.

- To będzie idealne - powiedziała ucieszona rzucając ubrania Casowi na głowę. - Ubierz się, ja zejdę na dół jeszcze napić się lemoniady, gorąco... - ostatnie słowo wymówiła znikając już w korytarzu.

Cas przebrał się szybko i dopiero, gdy zawiązał buty spojrzał w lustro. Zmrużył lekko oczy i przechylił głowę przyglądając się sobie. Ubrany był w bordowy t-shirt, dżinsowe spodnie do kolan i tenisówki. W sumie wyglądał lepiej niż wcześniej, już nie jak kujon. Sięgnął jeszcze dłonią do włosów, by jeden z wykręconych w złą stronę kosmyków uklepać w idealne miejsce. Oczywiście nie udało mu się i po trzech kolejnych próbach dał sobie spokój, one i tak żyły swoim życiem. Czując się nieco pewniejszy siebie zbiegł po schodach na dół i spojrzał na Charlie, która właśnie przedrzeźniała się z jednym z bliźniaków, który grał w grę wideo.

- Trzymajcie się dzieci - pożegnał ich pan Novak. Cas zanim zdążył wyjść z domu został wyściskany przez Annę, która zaraz potem ciągnęła ojca za rękę do salonu. Nie obyło się oczywiście bez zgryźliwości typu „bierz się za niego, młody" od Luke'a, któremu zawtórował Michael poklepując Casa w ramię. Na koniec Gabe jedynie kiwnął im głową i pożyczył miłej zabawy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top