Rozdział 1
"Dawno temu, dwie rasy rządziły ziemią: ludzie i potwory. Każde z nich żyło w harmonii ze światem. Ale nie dało się też wykluczyć różnic między nimi.
Potwory miały magię, która pomagała im na co dzień.
Zaś ludzie mieli determinację i silne dusze, potężne na tyle, by pilnować Czasu.
Lecz pewnego straszliwego dnia, rozpoczęła się wojna pomiędzy dwiema rasami.
Walki trwały długo, zadając potężne straty obu stronom konfliktu i zakończyła wiele istnień, ucinając je bezlitośnie, niczym krawcowa niechcianą nić wystającą z materiału.
W końcu, po wygranej bitwie pod górą Ebbot, ludzie ostatecznie zwyciężyli.
Siedmiu ludzi, o najpotężniejszych duszach wykorzystało swe cechy do zasilenia zaklęcia, które zamknęło potwory w podziemiu.
I tak na powierzchni zapanował pozorny spokój.
Wiele lat później, z podziemia wyszedł potwór, niosący ciało dziewczynki.
Potwór ten, dotarł do rynku w małej wsi, i ułożył ciało zmarłej i zaginionej mieszkanki wioski na pięknym łożu ze złotych kwiatów.
Ludzie, kiedy tylko to zobaczyli, przerazili się.
Bowiem wierzyli uparcie, że żaden potwór nie może przejść przez Barierę stworzoną przez magów, a tu coś takiego!
Dodatkowo, ich strach napędzały nieprzemyślane słowa.
Przyszło im na myśl, że potwór nie ma pokojowych zamiarów i bezlitośnie zabił biedne dziecko, uprzednio porywając je na długi okres czasu.
W duszach ludzkich zawrzała nienawiść, moc o wiele potężniejsza, niż jakakolwiek inna.
Chwycili więc, co tylko mieli pod ręką i obrzucili tym stwora.
Zadawali cios za ciosem, nie zauważając, że potwór tylko się uśmiechnął i odszedł, a krążą plotki, że mógł bez problemu poszatkować na kawałki każdego mieszkańca osady.
Przez lata nic dalej się nie działo niezwykłego i ludzie zapomnieli o tym przedziwnym incydencie.
Jednak powtarzała się co jakiś czas pewna sytuacja.
Mianowicie, w różnych odstępach czasu, dzieci, w których żyłach płynęła krew potężnych magów, Twórców Bariery, tajemniczo znikały.
Początkowo stało się to niepokojące dla ludzi, ponieważ najstarsi pamiętali incydent sprzed lat, kiedy to potwór wyszedł na powierzchnię, lecz z czasem wspomnienia te zamazały się..."
Sam przerwała czytanie swojej ulubionej opowieści.
Nie dlatego ulubionej, że była prawdziwa, ale dlatego, że czytając ją, mogła choć częściowo rozluźnić się i zapomnieć o troskach tego świata.
A przerwała dlatego, że usłyszała, jak ktoś wchodzi do pomieszczenia na dole.
Mała ostrożnie przyłożyła ucho do desek i uważnie nasłuchiwała.
-No, nareszcie przyszedłeś- usłyszała głos swojej przybranej matki, lub Edith, jak zwykła na nią mówić.
-Tak, przyszedłem. I mam nieciekawe wieści- ten głos rozpoznała. Słyszała go raz, ale zapamięta go do końca życia.
To był jeden z Magów.
Magowie byli osobami, które posiadały Dar.
Co prawda, został im odebrany, ale jakimś sposobem się odbudował.
Ci ludzie byli zabierani do stolicy i czyniono z nich Magów.
To Magowie władali wszystkimi ludźmi na ziemi i to oni mieli kontrolę nad Czasem.
-A jak brzmią te "nieciekawe wieści"?- zapytała Edith.
-Musimy zabrać dziewczynę, którą się opiekujesz.
Zapadła cisza.
Zszokowana Sam ledwo powstrzymywała się przed drżeniem na całym ciele.
" Musimy zabrać dziewczynę"
To nawet brzmi jak wyrok.
Wiedziała, że jest za stara, by Dar samoistnie się odtworzył, a Magowie zauważyliby to o wiele wcześniej.
Ale skoro chcą ją zabrać...
To oznacza, że czeka ją śmierć.
Nikt nigdy nie wracał, kiedy Magowie go zabierali.
Ani razu, w ciągu tylu lat, nikt nie wrócił.
Sam schowała książeczkę do swojej kryjówki i zajęła miejsce na swoim małym łóżeczku.
Miała już zdecydowanie dość na dzisiaj.
Położyła się i przykryła się kocykiem.
Wpatrywała się w szczeliny w dachu, lub raczej pokrywającej go słomie, podziwiając gwiazdy i próbując odpędzić od siebie złe myśli.
Już tu nie wróci.
Zostanie zabrana do stolicy pełnej dziwnych urządzeń, Magów i całej masy szarych, betonowych budynków.
O betonie wiedziała tylko tyle, że jest szary i wygląda jak kamień.
Dowiedziała się tego od dziewczyny, z którą pracowała w polu.
Sam nigdy nie widziała betonu.
W ich wiosce nie było czegoś takiego. Wszystkie domy były wykonane z drewna i słomy, tworzącej strzechę.
Bogatsi mieli kamienne mury, ale nigdzie nie było betonu.
Krążyły pogłoski, że kiedyś na ziemi istniały wielkie metropolie, które były większe nawet od stolicy.
Że każdy mieszkaniec był równy sobie, a potwory i ludzie żyli w zgodzie.
Teraz jednak, nikt nie wierzył w potwory. Były tylko istoty, nazywane przez tubylców Cieniami.
Wychodziły każdej nocy na ulice i pałętały się po bruku i ziemistych ścieżkach.
Ich ciała były niczym budyń, dziwnie miękkie i pochłaniające wszystko na swojej drodze.
Tylko Magowie stawiali im czoła i wychodzili z tego cało, ponieważ inni śmiałkowie znikali we wnętrzu tajemniczych istot.
-Listen and hear a song the birds are singing
Sit down a while and watch the flowers blooming
A pleasant breeze flows by leaving a trail of dust
This is your fault, right?
Sam zaśpiewała kawałek starej piosenki, którą skądś pamiętała.
Nie wiedziała, skąd, ale znała wszystkie słowa i melodię, tworzącą piękny utwór.
Domyślała się, że piosenka ta pochodzi z czasów, kiedy jeszcze wierzono w potwory, ponieważ po śmierci zamieniały się one w pył, a nie tak jak ludzie, pozostawiający swe ciał powolnemu rozkładowi.
Z tymi słowami piosenki, Sam zamknęła oczy i zasnęła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top