כ״ה
- Chodź tu do mnie kochanie - powiedziałem z rozczuleniem i wyciągnąłem ręce przed siebie w geście "chodź się przytulić". Mój wilczek od razu załapał, bo zerwał się z siedzenia i wpadł w moje ramiona cicho szlochając.
- Hej cichutko, jest dobrze - powiedziałem spokojnie i zacząłem miziać go powoli po włoskach żeby uspokoić moją małą kruszynkę.
- Wszystko zepsułem, prawda? - wyszeptał pociągając noskiem.
- Jak możesz tak mówić kochanie... Kocham ciebie i tą małą istotke rozwijającą się pod twoim serduszkiem - wymruczałem, a moja alfa zaczęła się bardzo cieszyć. Będziemy mieli małego wilczka!
- Alfa... A co z kościołem? Nie możemy się ukrywać, ja nie mogę i nie chce... - w jednym miał rację to i tak trwało już za długo. Czeka mnie rozmowa z tym staruszkiem. Czas pożegnać szaty.
- Załatwię to nie martw się. Nie zostawię was. Od teraz będę robił wszystko abyście byli szczęśliwi - oparłem pewnie, wpatrując się w jego oczy.
- Kocham cię tak bardzo - po tych słowach poczułem jego usta na moich.
Idealnie.
~✝~
- Myślisz, że do poczęcia mogło dojść... Tutaj na tym ołtarzu? - przejechał dłonią po lodowatej owierzchni.
- A ty co myślisz? - zapytałem ciekawy, a omegą zagryzła wargę nie odwracają wzroku od ołtarza.
- Myślę, że Bóg wtedy na nas patrzył i uznał mnie za godnego - po tych słowach dopiero na mnie spojrzał. Byłem pod wrażeniem jego słów.
- Jesteś takim grzecznym chłopcem. Jestem szczęściarzem, że Bóg zesłał mi takiego anioła jak ty - wymruczałem i ułożyłem dłonie na biodrach omegi na co omegą zachichotała.
- W jakiej sprawie mnie wezwałeś? - odskoczyłem jak oparzony na dźwięk głosu staruszka.
- Ah tak tak... Możemy przejść na górę? To delikatna sprawa
- Chcesz zrzucić szaty, prawda? - zapytał jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Może była?
- Em... Tak - wypuściłem ze świstem powietrze. Skąd on to wszystko wie? Niech mnie tego nauczy...
- W porządku to nic złego się zakochać, bo jesteś zakochany, prawda? - zapytał z uniesioną brwią. Wiedział, a raczej znał odpowiedź, ale pragnął ją usłyszeć z moich ust. A ja wraz z moim wilkiem bardzo chcieliśmy jej udzielić. Dosadnie aby każdy wiedział, byłem gotów zaryzykować i zdjąć szaty.
- Tak kocham Louisa i oznaczyłem go - spojrzałem z uśmiechem na ja omege i objąłem go ramieniem na co ten odwzajemnił uśmiech.
- To wspaniale, że w końcu zrozumiałeś to uczucie. Trochę ci to zajęło Dominiku nie powiem, ale lepiej późno niż wcale - wzruszył ramionami.
- Kiedy mam oddać szaty? - zapytałem z obojętnością. Było mi ciężko, ale jednocześnie wiedziałem, że jeśli mam wybierać między Louisem, a kościołem to wybiorę Louisa. Wybór był oczywisty.
- Nigdy. Zachowaj je i niech Louis się wprowadzi jeśli ma ochotę - odparł tak po prostu, a ja wybałuszyłem oczy.
- Chwila... Słucham? Możemy być razem i nie muszę oddać szat? Przecież mówiłeś na początku, że...
- Tak tak - przerwał mi. - Wiem co mówiłem pamiętam. Nie jestem aż taki stary. To była twoja próba synu, a skoro ją przeszedłeś to znaczy, że możesz zakosztować owocu z raju
Oh gdybyś ty tylko wiedział jaki ten owoc jest smaczny...
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Drugi na dziś 💞
XNiesprawdzonyX
03.09.2019r.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top