Rozdział dziewiąty
Agnes odwróciła się i spojrzała na niego, zakręciła kosmyk włosów wokół palca. Uśmiechnęła się niby słodko. Poszła sobie. Franc spojrzał na nią zażenowany. Westchnął, chwycił Giov za ramię i zaciągnął na dziedziniec. Vincenzo z piskiem zahamował czarnym Lamborghini. Zwrócił tym uwagę wszystkich. Wysiadł szarmancko i oparł się tyłkiem o auto. Farbowany podprowadził brunetkę do samochodu. Białooki otworzył jej drzwi. Na jego twarzy pojawił się uśmieszek. Dziewczyna wsiadła. Najwyższy zamknął je. Rozejrzał się dookoła, poprawił broń z tyłu spodni. Męskim krokiem wsiadł, dodał gaz do dechy. Agnes prychnęła.
- Kim ona była? - zapytał Franc i podrapał się po głowie.
Dziewczyna spuściła wzrok, Białooki zerknął na lusterko, zauważył to. Milczał.
- Aaa... nikim - odparła i zapanowała cisza. - Taka tam koleżanka.
Farbowany przechylił głowę do boku i zażartował:
- Nie wydaje mi się, żeby koleżanki sobie dosrywały.
Vinz przyśpieszył. Zatrzymał na skrzyżowaniu.
- Stary, wysiadaj.
Farbowany spojrzał do boku zdziwiony.
- Co?
Vincenzo westchnął.
- Wysiadaj - powiedział i dodał po chwili. - Ślicznie proszę.
Najwyższy zatrzepotał rzęsami. Francesco patrzył na przyjaciela jak na zdrajcę. Po woli odpiął pasy. Kiedy wychodził, Vinz nacisnął gaz i zamknął drzwi. Franc patrzył z niedowierzaniem.
Giovanna siedziała cicho. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Gdzie jedziemy?
Jej wybawca milczał. W duszy cieszył się jak małe dziecko. Miał poważną twarz. Brunetka starała się otworzyć okno, jednak nie mogła.
- Gdzie jedziemy? - zapytała i spojrzała na pokerową twarz mężczyzny. - Vinz, co ty robisz? Odpowiedz!
Mężczyzna zaśmiał się. Dziewczyna otworzyła buzię, plecami padła na oparcie.
- To wcale nie jest śmieszne!
Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Spojrzała przez okno.
- Kretyn - szepnęła.
- Ej, kurduplu! - oburzył się.
Zahamował. Dziewczyna otworzyła drzwi i wyszła. Obok niej stanął jej wybawca. Spojrzał na nią z góry. Ta patrzyła przed siebie, na ogromną willę. Nagle uniosła głowę do góry i spojrzała w oczy Białookiego.
- Co to?
- To rezydencja po moim dziadku - rzekł łagodnie i pokiwał głową.
Dziewczyna wskazała palcem na budynek:
- Czy tam była poprzednia...
- Mafia - dokończył. - Zgadza się.
Spojrzał w dół na nią. Uśmiechnęła się i znów spojrzała na budynek. Nagle mężczyzna złapał za rękę dziewczyny i uważnie przyglądał się czemuś. Brunetka spojrzała na patrzącego przed siebie Vinza. Po chwili szukała, czegoś, co on zauważył.
- Co jest? - zapytała.
Ten położył rękę na jej boku i przesunął troszkę za siebie.
- Ktoś tam jest - odpowiedział i stanął naprzeciwko brunetki. - Idź do samochodu, zaraz wrócę - zaczął się odwracać.
- Nie zostawiaj mnie samej. A jak ktoś tu przyjdzie?
Białooki przez chwilę myślał. Zamknął oczy, uniósł twarz do góry.
- Dobra, bella chodź.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i zwinęła ręce w piątki.
- Tak!
- Nie ciesz się jak niemowlę.
Dziewczyna spoważniała i zrobiła grymas. Przeszli przez lasek i znaleźli się na schodach. Giov wyglądała zza pleców mężczyzny.
- Czemu musi być taki wysoki i dobrze zbudowany? Nic nie widzę - myślała.
Vinz ręką przytrzymywał dziewczynę. Szedł powoli, zza spodni wyciągnął pistolet. Wycelował przed siebie. Zajrzał przez okno. Zobaczył zapalone światło w jakimś pokoju.
- To gabinet dziadka - powiedział do siebie.
Giovanna spojrzała na niego.
- Posłuchaj mnie uważnie - powiedział. - Nie wychylaj się zza mnie i nic nie rób, nie odzywaj się, a przede wszystkim mi zaufaj i rób, to co mówię.
Brunetka pokiwała zamyśloną głową.
- Czy jesteśmy w niebezpieczeństwie? - pomyślała i przechyliła głowę. - Ale czadowo!
Skierowali się powoli w stronę ów pokoju. Vinz uchylił drzwi i stanął oparty o framugę. Przestępcy spojrzeli na niego. Jeden wycelował w niego bronią. Białooki szybko strzelił w jego rękę. Kula drasnęła dłoń i mężczyzna wypuścił pistolet.
- Nic z tych rzeczy - odparł niby słodko wybawca Giov.
Milczeli. Po chwili ten drugi spojrzał na brunetkę i uśmiechnął się do niej. Dziewczyna nabrała powietrza i złapała za pasek od spodni Białookiego. Ten wyczuł to, ale udawał, że nic nie wie. Patrzył w oczy mężczyzną.
- Czego tu szukacie? - odezwał się Vinz.
- A co? - odparł ten drugi.
Vincenzo westchnął. Odkleił się od framugi.
- Teraz wam odpuszczę. Idźcie powiedzieć, że z nami nie tak łatwo.
Dwójka wychodziła.
- I zapamiętajcie, zadarliście z nami. Współczuję.
Zatrzymali się. Jeden spojrzał lekko do boku. Uśmiechnął się i poszli. Vinz złapał się za czoło. Giov milczała. Najwyższy podszedł do biblioteczki, przeszukał ją. Wyjął jakieś papiery i spojrzał na Giovannę.
- Chodź, idziemy stąd.
Położył rękę na jej plecach i lekko pchnął. Dziewczyna szła blisko niego. Wsiedli do auta. Dojechali w ciszy do rezydencji. Weszli. Beatrice podbiegła do dziewczyny. Spojrzała na nią, potem na Vinza. Ten rzucił kartki na stół i poszedł się umyć.
- Dlaczego Franc musiał przyjść tu pieszo? - zapytała brunetkę zaciekawiona Beatrice. - I gdzie byliście?
- Nie męcz jej - powiedział Ojciec Chrzestny wchodząc po schodach.
Rudowłosa spojrzała na plecy mężczyzny.
- Dobrze - odsunęła się od brunetki. - Też idź się umyj. Potem zejdźcie na kolację i zawołaj Pierro i Paolo.
Giov poszła na górę. Wzięła prysznic i zeszła na dół. Usiadła obok najwyższego. Rudowłosej jeszcze nie było. Ten wstał i poszedł po dokumenty. Dziewczyna wzięła łyka z jego kubka, kiedy wracał. Zauważył to, ale usiadł, nic nie mówiąc. Mężczyźni patrzyli na niego wielkimi oczyma. Ten tylko uniósł wzrok znad kartek.
- Coś się stało? - zapytał.
- Nie - odparł niepewnie Paolo.
- Tylko troszkę dziwne, że nie skrzyczałeś jej. Przecież nikt nie może dotykać twojego kubka.
Białooki westchnął i położył dokumenty na stole.
Do jadalni weszła Beatrice.
- Gdzie byliście? - zapytała i usiadła obok swojego narzeczonego.
- W siedzibie - odparł najwyższy.
Beatrice opuściła ramiona i spojrzała na przyjaciela.
- I jak, podobała ci się? - zapytał Paolo.
Kobieta uderzyła swojego ukochanego.
- Tak - odpowiedziała Giovanna. - Czy dziadek Vinza był Ojcem Chrzestnym?
Najwyższy patrzył z dumą na brunetkę.
- Domyśliłaś się? - powiedział Franc.
- Ależ oczywiście - powiedział oburzony Vinz. - Giov umie myśleć.
Brunetka uśmiechnęła się od ucha do ucha. Spojrzała na swojego wybawcę.
- Nie szczerz się tak - powiedział do niej farbowany.
Ojciec Chrzestny spiorunował go wzrokiem.
Przed spaniem najwyższy zajrzał do brunetki. Wyjrzał zza okna i uchylił je.
- Dzięki, że pozwoliłeś mi iść do szkoły.
- To dobrze, że jesteś mi wdzięczna kurduplu, bo powinnaś.
Dziewczyna prychnęła.
- Dobranoc - powiedziała.
- Miłych snów.
Zamknął drzwi. Brunetka zakryła twarz kołdrą. Zaczęła się wiercić.
- Chyba mnie polubił - powiedziała.
Białooki oparty o jej drzwi od pokoju, uśmiechnął się.
- Aż tak ją to obchodzi? - pomyślał.
Westchnął i poszedł do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top