Rozdział dziesiąty

Vinz podszedł do siedzącego przy stole Paolo i rzucił dokumenty na blat.

- Dowiedz się, czemu po to przyszli.

Młodszy uniósł głowę do góry i spojrzał na Ojca Chrzestnego. Opuścił głowę.

- Już się robi.

Wziął do ręki kartki. Przeczytał fragment i uniósł wzrok na przyjaciela, gestykulując dłonią.

- To zapiski z naszych transakcji.

Franc podszedł do nich zaciekawiony. Prychnął.

- Te szumowiny nawet nie umieją hakować.

Białooki uciszył go ręką. Zamyślił się.

- Właśnie. Nie jestem pewny, czy nie przyszli po coś jeszcze. Teraz nawet ja i ty potrafilibyśmy się whakować – spojrzał na farbowanego. – A na pewno mają też kogoś, kto się tym zajmuje.

- Ale my mamy najlepszego – powiedział dumnie Francesco.

Spojrzał na młodziaczka.

- No dobrze, już. Nie po to ściągałem go zza granicy, żeby teraz spoczął na laurach.

Poszedł po kubek kawy. Oparł się o blat.

- Prześlij mi potem wszystkie informacje o wpływaniu pieniędzy w kasie domu mody i tych skurwieli. Jestem pewny, że babcia Sofia też coś kombinuje. Musimy być krok przed nimi.

Pociągnął łyk. Franc westchnął i podał Paolo laptopa. Najmłodszy stukał o klawiaturę i czekał, aż będzie mógł wejść w zapisy transakcji. Ominął wszystkie zabezpieczenia. Z satysfakcją kliknął enter i padł plecami o oparcie. Przesunął ekran, aby Białooki mógł zobaczyć.

- Dziwne. Wpłacili jej dużą sumę.

Farbowany spojrzał na Vinza. Ten przygryzł wargę, patrząc na monitor.

- Dziwne – odparł.

Do pokoju weszła Beatrice. Oparła się ręką o blat i nachyliła nad Vincenzo, aby spojrzeć na zapisy.

- Co to? – zapytała.

- Przelewy Inquinatori* i pani Sofii.

Rudowłosa spojrzała na niego.

- Po co oni mieliby jej dawać tyle pieniędzy?

- Tego też nie wiem, muszę się dowiedzieć.

Vinz po tych słowach wstał. Poszedł po płaszcz.

- Zbieraj dupę Franc.

- Po co? – zapytała Beatrice zaniepokojona.

Najwyższy uśmiechnął się łobuzersko. Stanął w drzwiach.

- Ktoś musi odebrać Giovannę ze szkoły.

Beatrice spojrzała się na farbowanego.

- Spokojnie, Pierro ją pilnuje, ale tylko jeszcze przez piętnaście minut. Będziemy tam za jakieś dwadzieścia pięć, więc musimy już lecieć.

Wsiedli do Lamborghini.

Giovanna siedział na ławce i kołysała do boku.

- Czemu jeszcze ich nie ma? – myślała. – Chyba o mnie nie zapomnieli? Nie, raczej nie. Więc czemu?

Korytarzem przechodziła Agnes. Zauważyła brunetkę. Uśmiechnęła się. Kazała zaczekać swoim koleżanką. Zaczęła iść w jej stronę. One zaczęły się chichotać.

- Może coś im się stało? – myślała Giov i nie zauważyła Agnes. – A jak ich skrzywdzili?

Tamta stała przed nią. Ręką docisnęła do ściany, tak, że Giov odbiła się od niej. Patrzyła jej w oczy.

- Zawsze siedzisz tak sama? – powiedziała i chwyciła za kołnierz od bluzki.

Podniosła ją i przyciągnęła do siebie.

- Nagle milczysz. Jakoś przy innych masz zawsze coś do powiedzenia.

Zacisnęła rękę. Lekko puściła i wywróciła oczyma.

- Aaaa... Czekasz na tych swoich kolesi. Ciekawe, dajesz im wszystkim dupy, czy tylko jednemu?

- Nie jestem tobą.

Tamta prychnęła i zaczęła się śmiać. Spoważniała.

- A myślałam, że nie masz nic do powiedzenia – ciągnęła.

Podniosła rękę, aby uderzyć brunetkę. Nagle ktoś złapał za nadgarstek dziewczyny i docisnął do ściany. Vinz nachylił się twarzą do jej.

- Jak tak bardzo jesteś zdesperowana, to mogę cię przelecieć nawet tutaj – powiedział powoli patrząc jej w oczy.

Tamta milczała i starała się wyszarpać. Białooki przytrzymał ją jeszcze mocniej.

- Co jest, teraz ty nic nie mówisz? – rzekł. - Franc?

- Tak? – odpowiedział i nachylił się nad dziewczyną, stał obok przyjaciela.

- Wydaję mi się, że ona jest niewyżyta i chciałaby spróbować.

- Serio? – powiedział ironicznie i oparł ręką o ścianę, kierując ciało w stronę Agnes.

- Choć pewnie jest jeszcze dziewicą? Taka odważna – mówił, wciąż patrząc jej w oczy.

Puścił uścisk. Dziewczyna odeszła od nich.

- Jesteście jacyś powaleni! – mówiła idąc szybkim krokiem do koleżanek.

Mężczyźni zaśmiali się i spojrzeli po sobie.

- Dlatego lepiej nie zbliżaj się do naszej Giov! – odkrzyknął farbowany.

Białooki odwrócił się, spojrzał na osłupiałą Giovannę. Podszedł do niej. Nachylił, aby spojrzeć w jej oczy.

- Wszystko w porządku?

Ta pokiwała głową, unikając kontaktu wzrokowego. Jednak nie czuła się na siłach.

- Na pew? – powiedział najwyższy, ale nie dokończył, bo ta już położyła głowę i ramię na jego torsie.

Poklepał ją po ramieniu i spojrzał na przyjaciela.

- To ta sama co wcześniej?

Ten pokiwał głową posępnie. Vinz odsunął dziewczynę od siebie.

- Już w porządku. Wątpię, żeby się jeszcze słowem do ciebie odezwała. – uśmiechnął się ciepło do niej. – Myśli, że zadajesz się z psycholami.

Giovanna zaśmiała się gorzko. Wytarła nos nadgarstkiem.

- A tak nie jest? – zażartowała.

- Widzę, że z tobą już wszystko w porządku bella – odpowiedział.

Franc położył rękę na ramieniu dziewczyny i pchnął delikatnie.

- Lepiej już chodźmy. Paolo potem usunie to z pamięci kamer.

Dojechali do rezydencji. Weszli do środka.

- Co wam tak długo to zajęło? – dopytywała Beatrice.

- Paolo, musisz coś wyczyścić z pamięci kamer – powiedział Franc.

Beatrice zakryła usta i rozejrzała się po mężczyznach.

- Czy wy kogoś zabiliście?

Ojciec Chrzestny prychnął ze śmiechu.

- Nie – mówił. – Mieliśmy małą sprzeczkę w jej szkole, ale problem już rozwiązany – kończył, mówiąc uśmiechnięty jakby w stronę Giov.

Poszedł na górę. Giovanna weszła po schodach. Nie pukając, otworzyła drzwi do pokoju jej wybawcy. Vinz leżał na łóżku. Otworzył oczy. Nie podniósł się. Giov usiadła obok niego.

- Czego? – powiedział i przymknął oczy. – Z jakiego powodu mnie nachodzisz?

Dziewczyna wywróciła oczyma.

- Serio byś ją przeleciał? – powiedziała speszona.

Mężczyzna zaśmiał się i uniósł.

- I tylko po to tu przyłazisz?

Brunetka wzruszyła ramionami i zaczęła bawić się swoimi palcami.

- Pewnie, że nie przeleciałbym jej – odpowiedział.

Ta uniosła wzrok.

- I nie sypiam z byle kim. Ale czemu pytasz? – powiedział z tym uśmieszkiem.

- A tak. Nie interesuj się – powiedziała i walnęła go poduchą.

- Ktoś tu się za mną stęsknił? – żartował.

Giov uśmiechnęła się do siebie. Nachyliła do niego. Ich twarze znajdowały się bardzo blisko siebie. I próbując zachować powagę, choć w duszy nie mogła ze śmiechu, powiedziała.:

- A jeśli tak.

Tamten milczał i nie wiedział co zrobić. Dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Legła na materac. Wierciła ze śmiechu. Tamten śmiał się trochę.

- Gdybyś siebie widział – śmiała się.

Białooki wstał i z jednym kącikiem u góry zaczął wychodzić z pomieszczenia.

- Kurduplu, głupia jesteś czasami.

Ta wstała i wyszła na korytarz, idąc i śmiejąc się wciąż za nim.

- Nie odkleisz się ode mnie, co? – powiedział i zatrzymał się.

Ta śmiała się i szła obok niego. Białooki prychnął ze śmiechu i ręką delikatnie pchnął brunetkę do boku.

- Vinz – powiedział Paolo.

Mężczyzna spoważniał, widząc Oliwkowookiego trzymającego laptopa.

- Ktoś od nas widział ludzi z Inquinatori, niosących jakieś torby. W domu twojego dziadka będzie zebranie, bo coś nasi odkryli i muszą ci o tym pilnie powiedzieć. Ja też coś mam.

Vinz zawrócił do swojego pokoju.

- Przekaż wszystkim, że za piętnaście minut w aucie.

Giov patrzyła na plecy Ojca Chrzestnego i po chwili poszła do siebie.

* Inquinatori ( z języka włoskiego: truciciele )

Kochani, ale szaleje teraz z rozdziałami. Standardowo napiszcie co uważacie i mam prośbę zaobserwujcie mnie mleczarkaGerda, żebyście mieli powiadomienia o nowych rozdziałach. A piszę, o tym dlatego, że zauważyłam znaczący spadek oczek, cry, ale nic, dziękuję tym którzy są ze mną wciąż. Serdecznie zapraszam do mojego nowego romansu "Schody do nieba" mam nadzieję, że wam się spodoba i zajrzycie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top