Rozdział dwudziesty czwarty

Giovanna popijając Vinzowi jego herbatę, przebiegle patrzyła na krzątającego się w kuchni Franca. Badała go wzrokiem, a raczej jego uśmiechniętą buzię. W myślach wróciła do dni, kiedy mężczyzna pił i był totalnie załamany. A teraz śmiał się do siebie, nucąc, zalewał kawę. Radosny podchodził do stołu. Najwidoczniej nie tylko brunetkę dziwiło zachowanie jej przyjaciela, bo po chwili odezwał się Vincenzo:

- Franc, kiedy ty wróciłeś wczoraj od Madleigne? Musiałeś wrócić, kiedy wszyscy już spali.

Mężczyzna zmieszany zatrzymał się na chwilę, trzymając w dłoni kawę.

- No tak, nie wiem, czy to było tak późno – rzekł i spuszczając wzrok, podszedł do stołu.

- W takim razie, co ty tam tak długo robiłeś? I czemu masz taki dobry nastrój?

Franc położył kubek na blacie i uniósł wzrok, a potem spojrzał do boku.

- Przestawiałem jej meble, bo jest bardzo delikatna i drobna. Po prostu nie dałaby rady sama – skłamał.

- I dlatego masz taki dobry nastrój? – prychnął ze śmiechu najwyższy.

- No... Mhmm... Wysiłek uwalnia... No... ten hormony... szczęścia - wybąkał, ale potem uśmiechnął się do siebie.

Białooki machnął ręką i całując Giovannę w czoło, wstał. Beatrice patrzyła rozbawiona na nucącego Francensco. Do pomieszczenia wszedł Pierro.

- Nie zapomnijcie przypadkiem, że dzisiaj mamy znów zebranie z tą prawniczką.

W tej chwili wszyscy spojrzeli się na farbowanego, który opluł się kawą i rozlał napój, przewracając kubek.

- Franc ostatnio zdziwaczniałeś – zaśmiał się Pierro i przejechał ręką po swoim blond jeżyku.

Vinz szczelnie obejmował Giovannę, w sumie to ona się do niego przyssała, ale on nie miał serca jej od siebie odkleić. Schowała twarz w jego klacie, jej ukochany trochę marudził na takie czułości, ale każdy wie, że z kobietą się nie dyskutuje.

- Francesco co ty tam do cholery robisz? Złaź! Nie jedziemy przecież na wybory miss, a jak nawet to i tak by cię nie przyjęli. Nie ta bramka stary! – krzyknął Ojciec Chrzestny. – Beatrice nie zapomnij wziąć papierów z góry!

Z piętra zszedł Francesco, trzeba przyznać, wyglądał dobrze, aż za dobrze jak na niego. Schludnie ubrany w obcisłą czarną koszulkę, na nadgarstkach był widać tatuaże. Włosy miał świeżo umyte i ułożone. Buzie miał ogoloną i wysmarowaną wodą kolońską. Roberto zagwizdał. Znał raczej Franca jako noszącego luźne koszulki i ciągle potarganego. Po nim zbiegła rudowłosa, przy okazji rozrzuciła dokumenty. Franc podgwizdując radosną melodyjkę, pozbierał je. Kobieta spojrzała na Paolo, a potem na Vinza. Najwyższy wzruszył ramionami.

W całym tym zamieszaniu Vinz nawet nie zważał na to, że brunetka przyjechała z nim do willi jego dziadka. Siedziała na sofie w gabinecie poprzedniego Ojca Chrzestnego. Znała ten pokój już dobrze. Dziś pozna wszystkie brudy przyjaciół, aż zatarła ręce. Do pomieszczenia weszło jakiś pięciu napakowanych mężczyzn. Usiedli obok, a Giov zerknęła do boku. Nie byli zbytnio przyjaźni, w sumie nie dziwiła się im, nie znali jej. Poza tym ciągłe jeżdżenie, na zawołanie Białookiego, raczej nie należy do najprzyjemniejszych. Jednak żaden organizm, nie może żyć bez środka spalającego, a był nim Vincenzo. W pokoju znajdowała się już Madleigne i czasem wychodziła, czasem przeglądała coś na biurku. Łapała dziwne spojrzenia z Francesco. Wszedł ten, który zawsze zajmował się akcjami z Vinzem i prawniczka zaczęła mówić.

- Zastanawiałam się jakby tu wsadzić ich do paki. Na początku myślałam nad czymś skomplikowanym, ale potem doszłam do wniosku, że najlepiej załatwiać rzeczy w prosty sposób. Musimy sprawdzać, kiedy będą, mieli najwięcej działki i wtedy ktoś nie z mafii, nie wiem kto, to już musicie sami załatwić, da cynk gliną. Przedtem musimy ukryć wasz towar i wyczyścić wszystkie transakcje, ze wszystkich kont i banków.

- Spokojnie, o to nie trzeba się martwić. Paolo wszystko załatwi – powiedział Vinz, a młodziaczek przytaknął mu powoli głową.

- Kontynuując, po zakopaniu waszych brudów, będziemy mogli zawiadomić policję. Jestem prawie pewna, że po tym już się nie podniosą i rozsypią, a wy będziecie mieli spokój i czyste sumienie, że się zemściliście.

Farbowany podszedł do niej i delikatnie objął w pasie, drugą dłonią zrzucając jej kręcone, brązowe włosy z ramienia.

- A ty załatwisz wszystkie sprawy prawne, skarbie... , znaczy, to dla... nas będzie, jak... skarb – zaczął się jąkać i zdjął szybko dłoń z jej boku. – Bo my się na tym nie znamy, wiec dla nas będzie to jak skarb.

Francuska zaczęła się delikatnie i pięknie chichotać. Rudowłosa spojrzała na nich przebiegle i starając się nie uśmiechać, powiedziała:

- Czyli na razie Paolo ma usunąć wszelkie ślady po naszych transakcjach. Ma być pustka na kontach, przelewach i w bankach?

- Tak – ocknęła się prawniczka i spojrzała na farbowanego, który podrapał się po czuprynie. - No to młody będziesz miał dużo do roboty – Francuska poklepała Paolo po plecach. - Tak właściwie to czuję się przy was, jak staruszka.

Zaśmiała się i złapała parę zdziwionych i pytających spojrzeń. No tak wyglądała strasznie młodo, chyba odziedziczyła to genetycznie.

- Mam trzydzieści lat smarkacze – zaśmiała się, widząc, jak niektórzy zaniemówili. – Wiem, że wyglądam jak w wieku tego szczyla – wskazała na Franca, a potem na Roberto. – Ale uwierzcie, jestem od was starsza, więc weźcie to pod uwagę.

- Franc odwieź Madleigne do domu – machnął na niego ręką Ojciec Chrzestny, zbyt zajęty, by zauważyć ogromnego banana na twarzy młodszego.

Farbowany podszedł do prawniczki i szepnął jej do ucha:

- Z miłą chęcią.

Francuska zaciągnęła się jego perfumem i przejeżdżając mu dłonią po klacie, odwróciła i zaczęła wychodzić. Podjechali znów pod jej dom, a Madleigne nawet nie musiała proponować, żeby Franc wszedł na górę. Mieszkała w ekskluzywnej kamieniczce. Farbowany wyszedł z auta, zaraz po tym, jak zrobiła to kobieta. Podszedł do niej, a ona przejechała dłońmi po jego barkach. Musiała stanąć na palcach, do jej nozdrzy znów dotarł przyjemny zapach perfum. Mężczyzna pocałował ją w szyję i przejechał po skórze, zostawiając mokry ślad. Francuska przymknęła oczy i zaplotła nogami wokół miednicy mężczyzny.

- Muszę przyznać, że wyglądasz dzisiaj zabójczo — powiedziała mu przeciągle do ucha.

Franc złapał ją za tyłek i przejechał dłonią.

- Ja nie muszę ci tego mówić, zawsze wyglądałaś i wyglądasz kurewsko pięknie.

Madleigne się zaśmiała, a Francesco skierował się do wejścia, wyminął portiera ubranego w strój, jakby pracował w cyrku. Nie patrzył na nich, jego zadaniem było tylko otwierać drzwi mieszkańcom budynku. Franc zasysając skórę na szyi kobiety, szedł z nią po schodach. Szatynka była bardzo drobna, chuda i leciutka. Znaleźli się przy drzwiach i farbowany docisnął, wciąż trzymając na rękach Francuskę, do drzwi. Kobieta, odchylając głowę do tyłu, w torebce szukała kluczy. Kiedy je znalazła, złączyła swoje usta z mężczyzny i nie przerywając czynności, włożyła klucz do drzwi i otworzyła je, aby oni wpadli do jej domu i szybko zamknęła drzwi.

Ojciec Chrzestny poprosił Paolo, żeby odwiózł wszystkich do rezydencji, bo on musi pojechać do staruszki od ich towaru. Wsiadł do samochodu i odpalając silnik, rzucił na tylne siedzenia płaszcz. Pomyślał o czymś i wysiadł. Szedł przez korytarze willy i zobaczył Giovannę stojącą samą i czekającą, aż wszyscy się pożegnają i pozałatwiają sprawy między sobą. Vincenzo podszedł do brunetki i chwycił jej twarz dużymi dłońmi. Potem pocałował delikatnie oraz długo i powiedział, że pewnie wróci późno, bo ma dużo spraw do załatwienia. Wrócił do auta i ruszył do domu mody. Giov wydęła dolną wargę.

- Dupek – szepnęła do siebie. – Zawsze mnie zostawia.

W myślach już tworzyła plan na małą zemstę. Zaśmiała się do siebie i radośnie, dotykając swoich ust, dołączyła do Beatrice i reszty.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top