Rozdział dwudziesty
Giov zamknęła za sobą drzwi od pokoju farbowanego i przeszła cicho na palcach do Paolo i Beatrice, zapukała i po chwili weszła. Chłopak leżał z przyklejoną do torsu rudowłosą i gładził ją po czuprynie. Brunetka stanęła na środku pomieszczenia i zapomniała mowy. Paolo uśmiechał się do niej zachęcająco. Giov potarła nos i usiadła na skraju łóżka, a para odkleiła się od siebie.
- Coś się stało? – zapytała Beatrice.
W tym czasie dziewczyna usiadła na środku materaca przed nimi. Po zastanowieniu doszła do wniosku, że nie chce po prostu, żeby Vinz wypytywał ją o Franca.
- Nie – zaśmiała się. – Dawno nie spędzałam z wami czasu, tylko to.
Odwróciła wzrok do boku, czując się z kłamstwem źle, ale coś nie pozwalało jej mówić na temat przyjaciela. Usiadła pomiędzy nimi i położyła delikatnie żuchwę na ramieniu kobiety i pochłonęła w myślach. Mogła w spokoju przeanalizować wydarzenia. Po dłuższej chwili pomachała przecząco głową i głośno westchnęła. Paolo rozbawiony spojrzał się na nią.
- Bella, o czym ty tak myślisz? – uśmiechnął się ciepło i uniósł brwi.
Brunetka zastanawiała się przez chwilę.
- W sumie, ja sama nie wiem, o czym myślę – szepnęła i wyprostowała, siadając w siadzie skrzyżnym. – Coś mnie trapi, ale nie umiem powiedzieć co.
Beatrice pogładziła ją po plecach i przytuliła krótko, ale mocno.
- Już nie zaprzątaj sobie tym głowy. Jest późno, powinnaś już spać, a nie zawracać sobie tym głowę.
Giov tylko przytaknęła i poszła do siebie, całą noc nie spała, chociaż oczy kleiły jej się strasznie i, aż szczypały. Wierciła się niemożliwie. Nagle usłyszała hałasy dochodzące z salonów. Głośny huk i po chwili zobaczyła, jak w holu zapala się światło i usłyszała kroki Vinza. Spojrzała na budzik stojący na jej stoliku nocnym, dochodziła czwarta nad ranem. Brunetka, odkrywszy się kołdrą, po cichu kroczyła po schodkach kręconych schodów. Kiedy zobaczyła, jak Vinz uderza pięścią w twarz Franca zlanego w trzy trupy, cicho zbiegła i stanęła za fortepianem. Farbowany odleciał do tyłu, bełkotał coś niezrozumianego i rozwalał wszystko wokół. Z nosa Ojca Chrzestnego leciała krew, wargę miał rozerwaną. Jego koszula była lekko rozdarta, pokazując kawałek jego klaty. Francezco zataczał się i wpadał na meble, krzycząc coś. Wziął krzesło i przywalił nim w bark najwyższego, sprawiając, że jedna noga się ułamała. Wyższy zaklął i chwycił farbowanego za koszulę, lekko unosząc jego pięty. Głowa Franca opadła bezwiednie do boku, a Vinz patrzył na niego z niedowierzaniem.
- Kurwa, pojebało was?! – krzyknęła z góry Beatrice i w kremowej, aksamitnej koszuli nocnej zbiegła na dół.
Białooki zrezygnowany puścił mężczyznę, który spadł na ziemię. Sam legł i złapał za bark, a potem splunął krwią.
- Nic ci nie jest? – powiedziała brunetka i podbiegła do mężczyzny.
Uklęknęła obok farbowanego i chwyciła jego głowę. Odsłoniła jego twarz od posklejanych krwią i potem kosmyków. Śmierdział alkoholem, wyglądał prawie jak trup oraz miał nieprzytomne spojrzenie. Vincenzo patrzył na nią z zawiedzeniem i podniósł się, nie spojrzał na nikogo, tylko uderzając ciałem o stół, przez co go przesunął, zaczął iść do swojego pokoju. Kobiety spojrzały się na niego.
- Nie patrz tak na mnie. Chciałaś, żeby was pobił? Albo rozwalił całą rezydencję? Ja już go w ogóle nie rozumiem – powiedział do Beatrice i obolały wszedł po schodach.
Z góry zszedł Paolo, wymijając najwyższego, podszedł do narzeczonej, chwilę po tym pojawił się jeszcze Roberto.
- Trzeba go zanieść do pokoju – powiedział Karmelowowłosy i potarł swoją śniadą twarz.
Giovana spojrzała w stronę drzwi Vincenza, przygryzła wargę i spuściła wzrok. Szła po schodkach i przeszła korytarz. Otworzyła drzwi i zobaczyła siedzącego z podkurczonymi nogami swojego wybawcę na ziemi, opartego o łóżko. Był zmartwiony i zrezygnowany. Spojrzał na nią, po czym spojrzał przed siebie.
- Wyjdź – rzekł.
Giov stała i głęboko oddychała, milczała.
- Wychodź, do cholery! – krzyknął i wstał.
- Nie wyjdę – powiedziała pewnym głosem. – Doskonale wiesz, że nigdy cię nie słucham.
- Wychodź w tej chwili!
Giov przełknęła ślinę i podeszła do niego, stanęła na palcach i oplotła ręce wokół jego szyi. Vinz nic nie robił. Stał tak jak słup soli. Odsunął się i spojrzał w zdziwione oczy Giovanny.
- Co ci się stało? – powiedziała trochę przestraszona. – Przecież się martwię?
- To powinnaś siedzieć przy Francu – rzucił z żalem i usiadł na ziemi.
Wyglądał jak małe dziecko, tylko że całe w czerwonym płynie.
- Więc, o to ci chodzi? – nachyliła się brunetka.
Vinz nie ruszał się, miał zamknięte oczy. Dziewczyna kucnęła obok niego i założyła mu włosy za ucho, które i tak wypadły zza małżowiny.
- Przecież wiesz, że ostatnio ma ciężkie chwile, poza tym jest pijany i ledwo co oddychał. Mogłeś być bardziej delikatny, wiesz? Bałam się o niego bardziej, bo jest w gorszym stanie. Nie mogę uwierzyć, że przez to się na mnie gniewasz – brunetka usiadła obok niego na dywaniku i kręcą głową do boku, pocałowała go w czoło, po czym objęła i położyła głowę na jego czubku czupryny.
Mężczyzna złapał w dłoń kawałek jej materiału i położył twarz na jej klatce piersiowej.
- On mi nic nie mówi – westchnął. – Zresztą ja sam już się pogubiłem we wszystkim.
- Ej, misiu – powiedziała Giov i spojrzała mu w końcu w oczy. – Ja wiem, że dasz radę. Nie znam nikogo tak silnego, jak ty. Każdy czasem wątpi. Nie jesteś robotem.
Uśmiechnął się delikatnie do niej i złączył ich usta razem. Po chwili napierał tak, że dziewczyna leżała plecami na podłodze, zawisnął nad nią.
- A twój były całował tak dobrze, jak ja?
Giovanna przewróciła oczami:
- Dasz już mi z nim spokój - wybąkała, jednak odpowiedziała. - Nie.
Uniosła głowę i dotknęła wargą jego. Vinz chwycił ją pod głowę i przycisnął mocniej do siebie. Dziewczyna wplotła palce pomiędzy jego włosy. Uśmiechnęła się, po czym przeturlała ich i przycisnęła Vinza do ziemi, siadając na nim. Ten uniósł brwi, a Giov zaśmiała się słodko.
- No co?
Ojciec Chrzestny oplótł ręce wokół jej tali i docisnął ją w dół do siebie. Przygryzł wargę i pocałował delikatnie.
- A mnie opatrzysz?
Giov zachichotała i uniosła się, odblokowując swojego wybawcę i poszła do łazienki. Vinz zdjął koszulę, dziewczyna zaczęła przemywać mu rany na twarzy.
- Toście dali popis – powiedziała i posmarowała maścią rozerwaną wargę mężczyzny.
Ten wzruszył ramionami, a Giov obcałowała mu zadrapania na ramieniu. Skończyła i usiadła obok Vinza. Trykała go głową w bok, ale po kilku minutach, kiedy to Białooki nie zwracał na to uwagi, położyła mu się na kolanach. Poczuła rękę na swoim boku i odleciała. Vincenzo uniósł ją lekko i położył, po czym poszedł się umyć. Nie mógł już zasnąć i zaczął czytać, kiedy kończył, Giov się przeciągnęła i mruknęła. Mężczyzna zerknął na nią i prychnął, kiedy dziewczyna przewróciła się na drugi bok i zagarnęła całą kołdrę. Potem lekko uchylając powieki, wyszczerzyła się.
- Nie spałeś?
Ojciec Chrzestny zaprzeczył głową, potem nachylił się w jej stronę, Giov zrobiła dziubek z ust, a tamten ją cmoknął, wywracając oczami. Wstał i wyszedł. Skierował się w stronę pokoju Francezco, wszedł do środka i zlustrował rozwalonego przyjaciela. Musiał paść od razu jak go tu przynieśli. Złapał się za czoło i z przymrużonymi oczami spojrzał na Vinza. Wyższy podszedł do okna i zasunął żaluzję. Pomógł farbowanemu wstać i poczekał, aż się umyje. W międzyczasie pościelił mu łóżku i wyjął jakieś czyste ciuchy. Z pomieszczenia wywlókł się Franc i założył koszulkę, którą podał mu kolega. Przysiadł się i trwali chwilę w ciszy.
- Przepraszam – powiedzieli równocześnie.
- Spoko – odpowiedział Vinz i poklepał go po ramieniu. – Szczerze, jeśli byśmy się nie odzywali do siebie, Giov trułaby mi dupę i nie dała spokoju.
Farbowany prychnął i poprosił Vinza, aby zostawił go samego, bo musi odpocząć i o czymś pomyśleć. Teraz już za późno, aby się z tego wycofać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top