Rozdział czterdziesty pierwszy
Vinz potarł czoło i chcąc unieść rękę, poczuł, że coś na niej leży. Zamrugał, będąc ranionym przez promienie słońca, usłyszał, że na dworze zerwał się wiatr i obija liśćmi o szybę. Przekręcił głowę, czarna czupryna leżała obok jego klatki piersiowej, prychnął pod nosem i zakładając czarne włosy dziewczyny za ucho, powoli zszedł z łóżka. Rozejrzał się, a potem skierował do łazienki. Przemył twarz wodą, sięgając biały ręcznik, zatrzymał strumień, obwiązał nagie pośladki bawełnianym materiałem. Wrócił do sypialni, otworzył szufladę i przekopał się przez stertę ubrań, w końcu znalazł najwygodniejsze spodnie, jakie miał i zakładając wcześniej bokserki, wsunął na tyłek czarny dres. Przeciągnął się i podszedł do szyby we framudze, spojrzał na ciemne chmury, marszcząc brwi, otworzył okno. Usiadł na skraju łóżka, wysunął szufladę i przesuwając klucz, sięgnął czarne okulary. Założył je na nos i otworzył książkę, po gołych plecach przeszedł go dreszcz wywołany zimnym wiatrem z zewnątrz. Oparł łokcie o kolana i polizawszy opuszek, przekartkował lekturę, odwrócił powoli głowę, słysząc pomruki Giovanny, zdjął swojej drugie oczy, westchnął i zamknął książkę, odkładając na zawalony stolik. Położył się na boku i podparł na ręce, czule pocałował nagą łopatkę brunetki, kiedy ta zła mruknęła, Vinz uśmiechnął się szerzej i zaczął scałowywać nagie plecy dziewczyny leżącej na brzuchu. Giovanna uniosła się i obejrzała za siebie zaspana, Ojciec Chrzestny przesunął się wyżej, łapiąc dziewczynę za żuchwę i całując krótko.
- Spać... - jęknęła i zarzuciła ręce wokół karku Białookiego.
- Ile można? - zaśmiał się i okrył ją szczelniej pościelą.
- Długo - odparła, po czym legła plecami na materac. - Dawno wstałeś?
Vincenzo zaprzeczył głową i położył obok ukochanej, która oplotła go nogą wokół uda i bawiła jasnymi, błyszczącymi włosami Ojca Chrzestnego. Przyglądał się spokojnej twarzy dziewczyny i delikatnemu profilowi.
- Vinz! Rusz tu tę dupę! - Beatrice wrzasnęła ze schodów.
Białooki przyłożył usta do czoła brunetki i chwytając luźną koszulkę, zamknął drzwi. Zbiegł uśmiechnięty na dół i oparł o ścinę, mówiąc:
- Czego?
- Może milej? - odparł rudowłosa. - Tu masz bilingi Inquinatori - rzuciła stosem kartek na stół. - Paolo życzy miłej lektury.
Białooki chwycił plik dokumentów i zmarszczył brwi, usiadł na krześle w kuchni i szepnął:
- Co za kutas.
Do pomieszczenia wszedł Franc z papierosem w ustach.
- Młody! - Vinz wyjął skręta z jego warg. - Mówiłem ci tyle razy, że w domu nie palimy - uniósł brwi.
Farbowany westchnął i popijając kawę z białego kubka, usiadł obok przyjaciela.
- Co jest? - zaczął wpychać w siebie ciastka, ledwo co mieszcząc je w buzi.
Vinz uniósł wzrok znad bilansu i posłał pytające spojrzenie.
- No boou... jestews jakiśmm wkurwnniony - dokańczał paczkę okrągłych słodkości.
- Muszę to przeczytać - pomachał stosem papierów. - A chce mi się tak, jak tobie pieprzyć Paolo.
Ojciec Chrzestny został zdzielony w tył głowy i złapał za pulsującą potylicę.
- Pieprzyć to on może tylko mnie - powiedziała Beatrice i oparła pośladkami o krawędź blatu.
Franc prawie opluł się czekoladą i zakasłał.
- Ja z góry podziękuję - Francesco uniósł ręce w obronie. - Nawet jeśli byście mi kazali, w życiu bym tego nie zrobił.
- Czego? - zapytał się Roberto i przysiadł do stołu, odbierając od rudowłosej talerz z kanapką.
- Niczego - warknął Vinz. - Nie wkurwiajcie mnie.
Pochylił się nad dokumentami i wziął dużego łyka mocnej kawy. Franc otworzył kolejną paczkę ciastek.
- Przestań ich tyle żreć - westchnęła kobieta.
- Nie będę gruby - odpowiedział farbowany.
- Wiem, chodzi mi raczej o to, że to niezdrowe - dokończyła.
Mężczyzna wstał i wyjmując eklera z lodówki, odpowiedział:
- E tamm...
Usiadł z powrotem i wsadził go do ust, ugryzł i dopchał bitą śmietaną, która skapnęła na talerz. Uniósł wzrok i zerknął na stojącą w progu Giovanne, wpatrującą się z uśmiechem na zaczytanego Ojca Chrzestnego. Oparła głowę z nieładem o framugę, z jej ramionach zwisała za duża szara koszulka Vinza, zakrywająca połowę szarych dresów, którymi przydeptywała grube skarpety grzejące jej stopy. Ziewnęła przeciągle i stanęła obok ukochanego, on uniósł wzrok i zrobił jej miejsce, żeby usiadła na jego udzie. Dziewczyna oparła łokcie na blacie i wzięła kubek z kawą Ojca Chrzestnego, upiła trochę i sięgnęła po dzisiejszą gazetę.
- Giov, nie wierć się tak - powiedział i przewrócił kartkę.
Dziewczyna wywróciła oczyma i sięgnęła jogurt, maczając łyżeczkę w opakowaniu.
- Giovanna prosi... - nie dokończył, bo brunetka włożyła mu łyżkę do buzi.
- Ty też nie marudź - zaśmiała się.
Białooki oblizał wargę i odłożył kartki, oplótł czarnowłosą rękoma w talii i położył żuchwę na czubku jej głowy.
- Ominęło mnie coś? - rzekł Palolo, wchodząc do jasnego pomieszczenia i ucałował narzeczoną.
- Tylko to, że Franc cię przeleci - zaśmiał się Vinz i został znów uderzony gazetą przez rudowłosą.
Brunetka szerokimi oczyma spojrzała po wszystkich, zmarszczyła brwi i wróciła do kończenia śniadania.
- Macie dziwne fetysze - prychnął młodziaczek i wkładając dłoń do kieszeni spodni Beatrice, dodał. - Wolę nie znać szczegółów, za to musimy gdzieś jechać.
- Mogę z wami!? - wydarła się Giovanna, prawie rozlewając kawę.
- Pewnie - uśmiechnął się farbowany.
- Zapomnij - odrzekł Vincenzo.
Dziewczyna westchnęła i podparła głowę na dłoni.
Vinz z grymasem usiadł za kierownicą i zerknął na uśmiechniętą brunetkę, siedzącą obok. Dziewczyna odwróciła się i powiedziała:
- Właściwie to, gdzie jedziemy?
Paolo siedzący na tylnej, czarnej kanapie wozu, objął ramieniem Beatrice.
- Parę dokumentów, nie da się tak łatwo usunąć, więc musimy je kulturalnie zabrać.
Dziewczyna pokiwała głową i włączyła radio, zerknęła na lusterko i próbowała się nie uśmiechać, widząc na szyi zaczerwienienie.
- Mogę ci zrobić gdzie indziej? - szepnął jej do ucha Vincenzo, stojąc na czerwonym świetle.
Czarnowłosa zaczerwieniła się i zaprzeczyła szybko głową. Pogłośniła muzykę i zerknęła przez okno, zatłoczone ulice były kolorowe od parasolek, obrusów stolików, kwiatów w wazonach; butiki otworzone od samego rana, zapraszały ozdobnymi bilbordami, żeby to właśnie u nich wydać swój majątek. Auto skręciło w wąską uliczkę, której Giovanna nie znała, Vinz zaparkował i wysiadł, rozglądając się.
- No ruszajcie tyłki - powiedział i kiedy wszyscy wysiedli, zamknął samochód. - Nie oddalaj się ode mnie - nachylił się nad brunetką.
Przeszli kawałek, w tym czasie Giov jako jedyna cały czas śmiała się z nieśmiesznych żartów Franca. Doszli do jakiejś rudery i skierowali na zaplecze, brunetka złapała za dłoń Vinza.
- Ilario? - spytała, kiedy ktoś przemknął pomiędzy drzewami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top