Rozdział czterdziesty drugi
Vinz objął ramieniem Giov i wszedł do zniszczonego pomieszczenia, zacisnął dłoń na koszulce brunetki i odgarnął jasne włosy, wkładając rękę za tył koszuli, aby chwycić pistolet. Franc zapukał do drzwi, przejechał językiem po zębach, po chwili drzwi się uchyliły, a w nich stanął napakowany brunet z tatuażem nad lewą brwią, farbowany uderzył go z całej siły w środek twarzy, ten zatoczył się i obił o drewno, sycząc z bólu.
- Od razu lepiej - Francezco pokiwał głową i pomasował zaczerwienioną dłoń.
Pobity uniósł jedną rękę i rzekł:
- Dobra należało mi się - złapał za krwawiący nos. - Tylko czemu tak mocno?
Vinz wyminął go i spojrzał z politowaniem, wchodząc do środka olbrzymiego pokoju. Na środku podłogi leżał drogi dywan, przy nim stało biurko z poukładanymi papierami na czarnym blacie i zabezpieczony hasłami laptop, przez okna wpadały promienie słońca, oświetlając białą kanapę, na której siedziało dwóch mężczyzn. Białooki zerknął na nich, potem odwrócił w stronę kolesia, który im otworzył, przejeżdżając dłonią po parapecie, rzekł:
- Gdzie Ilario?
- Nie ma go - odezwał się mężczyzna siedzący na sofie.
Vinz prychnął i kiwnął głową w stronę Paolo, uśmiechnął się i podszedł do laptopa, szybko klikał klawisze na klawiaturze; wyjął z kieszeni dużej, białej bluzy z kapturem kabel i podłączył do urządzenia. Podwinął rękawy, ukazując nadgarstki pokryte tatuażami, na jego młodej twarzy pojawił się uśmieszek, kliknął enter i rozległ się dźwięk potwierdzenia, złamania hasła. Mężczyzna z kanapy wstał gwałtownie, ale zatrzymał, kiedy Vinz wymierzył w niego pistolet.
- Ani mi się wasz - powiedział. - Ilario wisi mi przysługę.
Beatrice chrząknęła i podeszła do komputera, odchyliła ekran i przejrzała pliki, zaznaczyła niektóre i usunęła je. Uniosła głowę, słysząc, że ktoś wchodzi do pomieszczenia.
- O Ilario, miło, że w końcu się zjawiłeś - powiedział Franc opierający się o parapet.
Brunet rozejrzał się i zatrzymał wzrok na Giov, uśmiechnął się, a dziewczyna odwzajemniła to, kładąc głowę na ramieniu Ojca Chrzestnego, który opuścił rękę z pistoletem i włożył broń za pasek od spodni.
- Kasujcie, co chcecie i tak mam kopie - wzruszył ramionami.
Paolo zaśmiał się i zamykając laptopa, powiedział:
- Nie masz, nie masz na dysku już nic.
Vinz poklepał kolegę po plecach i rzekł:
- Umówmy się, że nie wisisz mi już przysługi.
Brunet westchnął i spojrzał na Vincenzo.
- Dobra, jesteśmy kwita.
Mężczyzna podszedł do biurka i wyciągnął stos papierów, podał Białookiemu.
- Przy okazji, miałem ci to dać, chłopcy wykombinowali ich przelewy - wskazał na pierwszą kartkę palcem. - Z tego wynika, że dawali łapówki w banku.
Vinz zmarszczył brwi i podrapał po karku, objął dłonią talię brunetki i zaczął czytać ciągi liczb i cyfr na papierze. W tym czasie Ilario wyjął z szafki, gazę i podał koledze, który przyłożył ją do nosa. Giov patrzyła to na ukochanego, to na Beatrice, to na Ilario.
- Dzięki - powiedział Białooki i skierował w stronę drzwi, chwytając brunetkę za dłoń. - Jeśli coś wymyślimy, to tobie powiemy.
Wyszli na zewnątrz i kierując się w stronę auta, Paolo zapytał:
- I co teraz?
- Nic, musimy o tym powiedzieć Madleigne - rzekł Vincenzo i rzucił kluczyki w stronę Franca, farbowany złapał je zaskoczony jedną ręką.
Przyjaciel Ojca Chrzestnego spojrzał na niego pytająco.
- Ja i Giov idziemy na spacer - zerknął w dół w duże, ciemne źrenice Giovanny.
Beatrice wywróciła oczami i otworzyła drzwi od samochodu, siadając z tyłu. Najwyższy pocałował czoło brunetki i zaczął iść wolno chodnikiem, dziewczyna zacisnęła mocniej dłoń na dłoni Vinza i zamrugała, kiedy pasma jej włosów rozwiane przez wiatr, wpadły na jej oczy. Białooki założył jedno za jej ucho i powiedział:
- Lubisz go?
Dziewczyna zmarszczyła nos.
- Co?
- Czy lubisz Ilario?
Dziewczyna stanęła i odpowiedziała:
- Lubię, jest bardzo miły i się z nim dogadujesz.
Vinz pokiwał głową.
- Trudno mi jest to przyznać, ale chyba zrobiłem się zazdrosny.
Giov zaśmiał się, oplotła rękoma ramiona ukochanego, całując go w nos.
- Nie powinieneś, dla mnie jesteś najważniejszy. To zabawne, że jesteś zazdrosny.
- Nie śmiej się - uniósł ją do góry.
Dziewczyna zrobiła się purpurowa od śmiechu.
- Sama tego chciałaś - rzekł i pocałował ją.
Brunetka zamrugała szybko i prychnęła, oddając pocałunek i łapiąc drobną dłonią polik mężczyzny. Para odsunęła się mozolnie od siebie na dźwięk trąbiącego czarnego samochodu i salutującego farbowanego, który otworzył okno. Vinz zaśmiał się i objął ramieniem chichoczącą brunetkę.
- No cóż, jesteś na mnie skazany - Giov krótko pocałowała Ojca Chrzestnego, kładąc mu polik na klatce piersiowej.
- W takim razie, jestem największym farciarzem - pogładził plecy dziewczyny.
Giovanna uniosła głowę i spojrzała na Vinza wzrokiem przepełnionym miłością.
Miasto zapełnione ludźmi zdawało się nie zwracać uwagi na parę, tylko żyć własnym życiem, a Vincenzo z Giovanną nie zważali na nic, zamykając się w swoim własnym świecie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top