9

~Dexter~

Ona była jak prawdziwy skarb. Nie tylko dlatego, że była piękna, cenna i wartościowa. Była skarbem, ponieważ odnalazłem ją sam. Nic nie cieszy bardziej niż zapracowanie na tak cenny skarb, jakim była właśnie ona. Jej brązowe, sięgające ramion włosy przypominały korę drzewa, kasztany i mleczną czekoladę. Błękit jej oczu był niczym wielki ocean, bezchmurne niebo i lśniło czystością miliarda gwiazd w cudowną noc. Usta tej istoty wyglądały jak stworzone do całowania. Miękkie, pełne i soczyste, do tego w odcieniu maliny, lecz pewnie były słodsze niż najsłodsza malina. Mimo, iż nie dotykałem jej twarzy, wiedziałem, że skórę ma tak miękką i gładką jak aksamit.

Dla mnie w tym jednym, jedynym momencie, gdy księżyc ukazał jej prawdziwą twarz, była piękna. Była atrakcyjna. Była idealna.

W tym samym momencie wiedziałem, że moje serce do niej lgnie. Bije coraz szybciej, gdy czuję pod opuszkami palców jej najmniejszy kawałek skóry. Oblewa mnie pot, gdy czuję na sobie jej anielskie spojrzenie. Zaczynam się stresować, gdy myślę, co jej powiedzieć.
Nigdy czegoś takiego nie czułem.

Może i jestem dziwny, ale po prostu od momentu, gdy spotkały się nasze oczy, zapragnąłem jej. Zapragnąłem jej uśmiechu, który mimo, że lekki, to słodki i kojący. Zapragnąłem jej dotyku, by jej delikatne dłonie wędrowały po całym moim ciele. Zapragnąłem jej ciała, by wspołgrało jak najbliżej z moim. Szalenie chciałem ją całować, gładzić jej piękne włosy i kochać się przez całą noc. Chciałem tego, by była moja. I bym ja należał też do niej.

Za żadne skarby nie potrafiłem zrozumieć tych plotek, że właśnie ona ma być brzydka i nieatrakcyjna. Nie widzieli chyba tego co ja. Dla mnie była najpiękniejszą kobietą na świecie. Mimo tego, że w tym momencie nie miała na sobie makijażu, jej oczy zalewały gorzkie łzy, a jej włosy były lekko potargane. Wiedziałem, że ma piękne ciało mimo tego, że miała na sobie tylko za duży szlafrok, który niczego nie uwidaczniał. Ja to po prostu czułem.

Jednak dobiła mnie smutna rzeczywistość. Ona nie była moja. Wątpię czy by nawet chciała. Sama mówiła... ma męża, który ją bardzo kocha i zapewne jej szuka. Ma pewnie rozszarpaną psychikę przez tych wszystkich niewyżytych facetów, którzy ją krzywdzili. Musiała to znosić przez długi czas, gdy obcy dobierali się do niej i traktowali jak przedmiot, z którym można zrobić wszystko. Była dla mnie nieosiągalna. Zresztą... nic nie mogłem z tym zrobić. To Travis jest szefem i to on decyduje, co się dzieje z danym człowiekiem, który u nas jest. Gdybym mógł, sprawiłbym, by była traktowana teraz jak księżniczka. Zasługuje na to. W końcu tyle wycierpiała.

Oboje siedzieliśmy na parapecie przy otwartym oknie. Niczym nastolatek przez wstyd trzymałem się trochę dalej niż bym chciał. Stresowała mnie jej obecność. Długo panowała głucha cisza między nami. Jedyne światło docierało od lekko uchylonych drzwi. Większość jednak podarowała nam świetlista noc pełna gwiazd. Monìca siedziała skulona, trzymając głowę w kolanach. Chciałem teraz pogładzić jej dłoń.

— To jest... jak najstraszniejszy koszmar. — wydukała będąc na granicy płaczu.

— Domyślam się. To nie jest łatwe... Samo mówienie o tym sprawia dreszcz na ciele. — odrzekłem cicho starając się, by zaufała mi w pełni.

— Oni... — zawahała się. — Przychodzili do mnie o każdej porze... W dzień i w nocy... A gdy się broniłam, ugrywali to tak, że kilku trzymało mnie w bezruchu, a inni robili to, co chcieli... Byłam ich zabawką. Przerzucali mnie z rąk do rąk i krzywdzili tak, jak tylko potrafili.

To co mówiła było również ciężkie dla mnie. Nikt nie wie, co powiedzieć w takiej sytuacji. Nawet nie mogłem jej niczym pocieszyć, bo ona tutaj w tym świecie była nic nie warta... Każdy pomiatał nią jak tylko chciał. Myśląc o tym, co jej robili poczułem ukłucie w piersi i żołądku. Zacząłem sobie wyobrażać jej ból.

— Wiem, że to było okropne. Nie chcę, by tak było. Nikt nie zasługuje na taki los. Chcę ci pomóc... Pomóc jak tylko umiem.

— Co możesz zrobić? Nic! Skoro jesteś taki dobry to dlaczego jesteś w kobiecym piekle? A może ty też chcesz mnie wyruchać i zostawić w pokoju nagą i załamaną na łóżku!? — krzyknęła i odruchowo zaczęła zakrywać swoje ciało rękoma, mimo iż miała na sobie szlafrok.

— Nawet tak nie mów! Mafia to mój błąd młodości. Nigdy nie mówiono mi jak daleko oni się posuną... I nigdy bym nie skrzywdził żadnej kobiety. Szczególnie ciebie.

— Skąd ta nagła litość? Chcesz teraz rozmawiać bym znowu nie próbowała skoczyć? Słabe zagranie z twojej strony.

— Nie, Monìca. — spojrzałem na nią, a potem wziąłem ją za rękę, a ona w jednej chwili cała się spięła. Jej dłoń była taka delikatna i gładziutka... — Chciałbym ci pomóc i to z własnej woli. Może i to nie przypadek, że poznaliśmy się w takich okolicznościach. Po tym, jak opowiedziałaś mi o twoim poprzednim życiu wliczając kochającą rodzinę, czuję się zobowiązany ci pomagać.

Jej oczy znowu zalśniły, gdy wlepiała we mnie zaciekawione spojrzenie. Widziałem iskry w jej źrenicach wywołane przez wielką nadzieję. Przez te szaro niebieskie tęczówki trudno było określić to, że jest Włoszką. Była trochę inna niż wykreowany obraz Włoszki w głowie. To sprawiało, że była wyjątkowa.

— Obiecujesz, że nie zrobisz mi krzywdy? — spytała cichutko, a do jej oczu zaczęły napływać kolejne łzy. Chwyciłem w dwa palce jej podbródek i spojrzałem głęboko w gwiazdy, które odbijały się w jej oczach.

— Obiecuję, że cię nie skrzywdzę i nie dopuszczę, by ktokolwiek chciał to zrobić. Choćby nawet o tym pomyślał, nie daruję mu tego... Przysięgam. — przybliżyłem się do niej, a dłonią mocniej złapałem jej podbródek i głęboko w siebie zerkaliśmy aż w końcu Monìca siłą wyrwała się, a z jej oczu znów zaczęły płynąć łzy. — Przepraszam! Ja nie chciałem! — spanikowałem.

— Nie... To nie twoja wina. Ja po prostu nie potrafię patrzeć ludziom prosto w oczy. Zawsze wtedy chce mi się płakać. Od zawsze tak mam...

Jej włosy lekko pofalowały przez chłodny wiatr. Uśmiechnąłem się do niej i przysunąłem ją w taki sposób, by opierała się o moje ramię, a sam zacząłem gładzić palcem jej policzki. Czułem, że jej bliskość powoduje u mnie przeraźliwie szybkie bicie serca. Jej zapach sprawiał, że miałem dreszcze, a jej oddech budził w moim brzuchu motyle. Mógłbym tak ją tulić do końca nocy, nawet dłużej... Zawsze mógłbym to robić. Była taka urocza i kochana... Przenigdy nie wypuściłbym jej z rąk. Taka kobieta nie zasługuje na cierpienie. Wziąłbym na siebie każdy jej ból, każdą jej ranę i każde przerażenie. By w końcu poczuła się tak jak księżniczka.

— Wiesz, Dex... — odważyła się położyć rękę na moim torsie. — Jesteś inny niż wszyscy. Jesteś dobry. Masz cudowne serce. Zupełnie nie rozumiem dlaczego tutaj jesteś. Jednak cieszę się... Bo mam nadzieję, że jeszcze dam sobie radę. I to dzięki tobie.

Wtedy ujrzałem szczery uśmiech na jej twarzy, a po chwili wtuliła się we mnie bardziej i zamknęła oczy, by po chwili uroczo zasnąć w moich objęciach. Czułem się taki szczęśliwy... Chciałem w jednym momencie zacząć skakać i krzyczeć. Jednak nie mogłem jej obudzić, więc z rozpierającą radością tylko patrzyłem jak jej klatką piersiowa unosi się z każdym oddechem. Co chwila gładziłem jej skórę, dotykałem policzków i kciukiem muskałem jej usta. Wydawała się w tej chwili taka idealna... Samo patrzenie było dla mnie wybawieniem.

Zdecydowałem, że ona nie może spać w tak niewygodnej pozycji tuż przy parapecie i otwartym oknie. Zaniosłem dziewczynę na łóżko. Delikatnie położyłem ją na materacu, by tylko jej nie obudzić. Nie potrafiłem tak po prostu odejść. To wszystko mnie tak perfidnie skusiło... Położyłem się obok niej i wtuliłem jak małe dziecko. Było mi wtedy tak dobrze...

~Micaela~

To jak el guapo powstrzymał tego typka przed ciosem, zaimponowało mi. On w końcu nie wygląda na jakiegoś siłacza. Na pierwszy rzut oka wydaje się zupełnie zwyczajny, a przy bliższym kontakcie wzięłam go za ciotę,  która nie może sobie poradzić z dziewczyną. Widać, że miał umięśnione ręce, ale nie spodziewałam się, że potrafią tak dużo... Przewijałam sobie w głowie non stop ten moment. To było już nienormalne. El guapo mi zaimponował... To wciąż nierealne. Nagle też w głowie zrodził się strach... Skoro faktycznie jest taki silny, mnie może zrobić o wiele więcej niż taki głupi osiłek. Nie chciałam dać po sobie tego poznać, ale zaczęłam traktować go poważniej.

— Czy znowu mam cię ganić do mycia? Czy może jednak jesteś odrobinę mądrzejsza? — spytał ostro, a wtedy zadarłam głowę, by na niego spojrzeć.

— Wciąż przeszkadza mi fakt, że ty tam będziesz, lecz nie jestem brudasem i łaskawie ułatwię ci zadanie jeśli nie będziesz mnie wnerwiał i irytował.

— Coś za łatwo poszło. Gdzie jest ta bomba, którą zaraz we mnie ciśniesz?

— W dupie.

— Mogłem się w sumie tego spodziewać...

Wyprostowana z ręcznikiem w dłoni poszłam w kierunku łazienki, a el guapo tuż za mną. Nie ostępował mnie na krok. Brał to zadanie bardzo poważnie. Gdy tylko weszłam do łazienki, nie bawiłam się w zbędne ceregiele. Wiedziałam, że nie podgląda. Śmieszyło mnie to, że się tym przejmowałam, bo jeszcze kilka godzin temu chciałam pokazać mu swoje cycki... Naprawdę się nie poznaję. Może aż za bardzo pragnę go irytować. No i może po prostu mam świadomość, że potem nigdy więcej go już nie zobaczę.

Użyłam żelu pod prysznic z kokosowym aromatem. Ładnie wygładził mi skórę i przyjemnie pachniał. Włosów nie tknęłam. Nie widziałam potrzeby, by je myć. Zrobiłam to wczoraj i wyglądały nadal na świeże. Po wyjściu spod prysznica, opatuliłam się białym ręcznikiem. Był taki miękki...

Zauważyłam, że niechcący rozlałam trochę wody na podłogę, a el guapo był zbyt przejęty swoim telefonem, by to zauważyć. Machnęłam na to ręką z myślą o tym, że zaraz coś z tym zrobię. Wzięłam do ręki nowiutką szczoteczkę do zębów, którą dostałam od Lidii. Dokładnie umyłam zęby, a potem kolejną szczotką rozczesałam włosy.

Już zmierzałam w stronę drzwi, gdy poczułam jak moja stopa wykręca się w poślizgu o tą cholerną kałużę wody blisko prysznica. Serce podskoczyło mi do gardła, gdy nagle poczułam jak dłonie el guapo zaciskają się na moim brzuchu i stawiają do pionu. Byłam lekko oszołomiona. Ręcznik powoli zsuwał się z mojego ciała, ale mężczyzna poprawił go lekko dotykając mojego ramienia. Po moim ciele przeszedł dreszcz.

— Nie rób tego więcej... — rzekł równie spanikowany jak ja.

— A myślisz, że to było specjalnie?

— Po tobie mogę się spodziewać różnych rzeczy.

— Widzę, że naprawdę bierzesz sobie to zadanie do serca. Nic by mi się nie stało. Najwyżej mały siniak i nic więcej.

— Lub rozbita głowa o kant prysznica...

— Już się o mnie tak nie martw.

— Nie schlebiaj sobie, diable. To tylko polecenie Travisa. Gdyby nie on, nawet patykiem owiniętym szmatą bym cię nie dotknął. — prychnął i puścił mnie, po czym skrzyżował ręce na piersi.

— Przynajmniej to było szczere. Nie mogę mieć do Ciebie o to za złe, bo myślę dokładnie to samo o tobie. Jesteś obrzydliwy. Współczuję twoim dziwkom.

— Wiesz co robią takie dziwki, by się ze mną przespać?

— Wkładają ci worek na głowę?

— No naprawdę bardzo zabawne. — prychnął i przewrócił oczami. — Zapewne większość facetów cię unika. Dlatego jesteś dziewicą.

— Oh, el guapo... Zabawny jesteś. — poklepałam go po ramieniu, a po chwili zaczęłam się śmiać jak dziecko. — Nie znam typka, który nie uległby mojemu seksapilowi. Po prostu ja nie biorę facetów z najniższej półki.

— To kto jest z tej najwyższej? Może ktoś kto cię nie pożąda.

— Tak się składa, że na najwyższej półce jest przystojny mężczyzna z krystalicznie czystymi oczami, który zaczął się we mnie powoli zakochiwać. Każdego dnia tego pragnęłam... Dopiero od niedawna zaczął traktować mnie jak kobietę, a nie jak małą dziewczynkę... Gdy już wreszcie po tylu latach wiecznego wodzenia za nim wzrokiem mogło nam się udać, trafiłam na was... Trafiłam na pieprzoną mafię! A ty mi to jeszcze wszystko utrudniasz. — skrzyżowałam dłonie na piersi, a el guapo wlepiał we mnie zdziwione spojrzenie pełne ciekawości. — Ty nie masz pojęcia co to miłość, prawda?

— Jesteś już umyta, wypachniona... Chyba możesz już położyć się spać. — zbył mnie nerwowo i popchnął w kierunku drzwi. Przemierzyliśmy krótki odcinek na korytarzu, a potem trafiliśmy do jego pokoju

Usiadłam bez żadnych wygłupów i marudzenia. Do tego obserwowałam jak stopniowo staje się coraz bardziej zdenerwowany tą całą sytuacją. Rozłożyłam swobodnie nogi na łóżku i wygodnie się usadowiłam.

— I kto tutaj jest dziewicą? Ja czy ty? W końcu ty nie masz pojęcia jak to jest być w kimś szaleńczo zakochanym.

— Tak. Z pewnością. — rzekł ironicznie i przysiadł się na łóżko z głębokim westchnięciem.

Zauważyłam jak ten jego niesforny loczek opada zabawnie na jego czoło, gdy ten pochyla się w stronę podłogi. Dumał nad czymś ze smutkiem w oczach. Może  faktycznie uderzyłam w jego czuły punkt? Może naprawdę nie miał nikogo, komu chciałby oddać swoje serce? Wątpiłam, bo w końcu był bardzo przystojnym mężczyzną. Jestem pewna, że gdyby nie ten jego charakter, to może zwróciłabym na niego uwagę. Większość dziewczyn jest nim pewnie zafascynowana.

— Hej, el guapo. Nad czym tak rozmyślasz? — zagadałam przez poczucie winy, że wpędziłam go w smutek.

— Zastanawiam się kiedy Travis da nam oddzielne pokoje, diable. — bąknął i zerknął na mnie z ukosa.

— Pewnie wkrótce się to wydarzy. Pytałam o to czemu jesteś taki smutny. Wiem, że bywam okropna, ale moje zachowanie powoduje złość, a nie rozpacz.

— Nie rozpaczam. A nawet jeśli, to na pewno nie z twojego powodu. Jedyną osobą w tym pokoju która powinna być smutna, to ty. Zabrali cię od rodziny, sprawili, że już nigdy nie będziesz wolna... A mimo to zachowujesz się jakbyś była w szkole i uganiała się za kolegami.

— To nie do końca tak, jak myślisz. — wymusiłam lekki uśmiech, a wtedy mężczyzna zerknął na mnie z zaciekawieniem. — Tęsknię.

— Czy to możliwe? Naprawdę diabeł ma uczucia? — rzucił kąśliwie.

— Możesz sobie żartować, ale tak. Twój el diablo ma uczucia. Po prostu tęsknię. Jak cholera.

Wtedy on zlustrował wzrokiem całą moją twarz i po raz pierwszy popatrzył się na mnie innym wzrokiem. To nie był wzrok z pogardą czy poirytowaniem. Wreszcie ujrzałam inne emocje. Jego brązowe oczy ujawniły współczucie i żal.

— Jak tam jest?

—Hm?

— No w Nowym Jorku. Zawsze jako dziecko chciałem tam polecieć.

— Wiesz... Nie skupiałam się na tym, że Nowy Jork to sławne miasto pełne atrakcji. To miasto jak każde inne. Doceniam je najbardziej dlatego, że to głównie sentyment. W końcu tam się wychowałam.

— To gdzie mieszkają twoi rodzice?

— Nawet nie mam pojęcia czy w ogóle żyją. Gdy miałam dziesięć lat, zostałam adoptowana razem z moją siostrą przez Emila. — rzekłam otwarcie z lekkim uśmiechem na ustach.

— Emila?

— To on nas zabrał z Hiszpanii i dał nowe życie w Nowym Jorku. Dzięki niemu mamy pracę i wiedzę... Do tego wspaniałe dzieciństwo. Jest naprawdę kochanym człowiekiem. Zawsze jak go widzę, to moje serce wariuje, by po chwili rozpłynąć się od jego ciepła...

— Nie jest waszym prawnym opiekunem?

— Jest, ale nigdy żadna z nas go tak nie traktowała. Emil, gdy nas zaadoptował sam był jeszcze młody i dopiero zaczynał wkraczać w dorosłość. Jest między nami to dziesięć lat różnicy, ale mi to nie przeszkadza. Ten mężczyzna od początku był mi bardzo bliski. Był jak autorytet i wzór do naśladowania.

Wtedy el guapo podniósł jeden kącik ust jakby zaczynał wierzyć w moje słowa. Minę miał, jakby mnie doskonale rozumiał co w ogóle do niego nie pasowało. Gdzie się podział ten stary el guapo, który nie czuł za grosz empatii? Teraz miał jej zbyt wiele!

— Bardzo go kochałaś, prawda? — spojrzał mi w oczy, a ja znów się rozmarzyłam.

— Kochałam? Kocham nadal! — krzyknęłam, a po krótkiej chwili mój entuzjazm uciekł i głęboko westchnęłam. — A teraz gdy wszystko zaczynało się układać i gdy Emil po raz pierwszy od tylu lat zaczął widzieć we mnie prawdziwą kobietę, musiało stać się to...

Wtedy nie liczyłam, że on cokolwiek odpowie. Nie było łatwo pocieszyć dziewczyny, która borykała się z czymś takim. Co mógł powiedzieć? Nie przejmuj się, może twój właściciel nie będzie aż taki okropny? Czułam się jak pies w schronisku, który jest jednym z tych rasowych i czeka na właściciela, który potem brutalnie będzie ciągał go na smyczy.

Jednak moje przypuszczenia były błędne. Wzrok miałam spuszczony w podłogę, ale poczułam jak el guapo delikatnie przesuwa się w moją stronę. Po sekundzie nie dzielił nas żaden dystans. Siedział obok i stykaliśmy się barkami. Nie patrzyłam w jego stronę, bo zobaczyłby wielkie od zdziwienia oczy. A gdy położył rękę na moim ramieniu, myślałam, że to dziwny sen. Aż poczułam ten dotyk całą sobą.

— Rozumiem. Po części wiem jak to jest. Nigdy nie planowałem zostać tym, kim jestem. Jestem ci wdzięczny, że się przede mną otworzyłaś. Z doświadczenia wiem, że to nie jest takie proste. Teraz, jak już to zrobiłaś wiem, że nie każdy demon nie potrafi latać. — posłał mi spojrzenie pełne serdeczności i respektu.

— Po co te dziwne metafory?

— Po to byś się pytała... — wywrócił oczami i już stracił do mnie respekt.

— Dlatego już wiesz, że też mam uczucia i tęsknię... Emil to była miłość mojego życia. Jest odważny, opiekuńczy, odpowiedzialny, uroczy, zdeterminowany, przystojny...

— Dobra, dobra. Załapałem, że jest dla ciebie ważny. — przerwał mi, gdy zaczynałam się rozpływać.

— Najbardziej kochałam jego oczy. Są takie przejrzyste... Wyglądają jak diamenty. Są takie śliczne i brązowe... Żadne słowa nie są w stanie tego opisać...

— Oczy to podobno zwierciadło duszy...

— Wiesz. Nie zawsze. — zerknęłam w jego oczy, które wciąż były identyczne jak Emila. Mimo, że były piękne, nie oddawały tego jakim jest człowiekiem.

— Też się kiedyś łudziłem, że oczy to tylko zwyczajny urok w wyglądzie. Sądziłem, że nie mają żadnego znaczenia. Jednak życie uświadomiło mnie, że oczy są dobierane nie przypadkowo... I mimo, że chciałem to zmienić, nie oszukam w końcu przeznaczenia, prawda? — odparł smętnie i podszedł do drzwi.

— Gdzie idziesz? — spytałam, gdy chwycił za klamkę.

— Wyluzować się. Chyba wiesz o co chodzi. Wrócę późno w nocy. Nie rób niczego głupiego. — rzekł tak cicho i niewyraźnie jakby zaraz miał się rozpłakać. Powędrowałam za nim wzrokiem, a potem zniknął za drzwiami.

Czyżby el guapo miał jakieś trudne zdarzenia za sobą? Nic nie było pewne. Był taki zagubiony, gdy z nim rozmawiałam. Kryje się za tym coś więcej niż tylko urok mafii. Wyczułam, że nie jest tylko po prostu zwykłym facetem bez współczucia i emocji. Był bardziej zraniony emocjonalnie niż mi się to wydawało...

~Gabriel~

Nie wiedziałem dlaczego, ale ta rozmowa mnie wykończyła psychicznie. Poczułem znowu tą pustkę i zagubienie niczym mały chłopiec siedzący na skraju łóżka i wlepiający spojrzenie w to samo miejsce od kilku godzin. Pamiętam te łzy w oczach... To wszystko... Nie chciałem do tego wracać. Stwierdziłem, że najlepszym sposobem na złe wspomnienia jest seks. Nigdy nie uprawiałem go wtedy, gdy byłem szczęśliwy. Zawsze to był mój sposób na powracające złe chwile i problemy. Sposób na odprężenie się i w pewnym sensie wyżycie się na kimś.

Zszedłem na dół, gdzie pracowały prostytutki. Nie widziałem w tym nic złego. Chciały tego, więc co to za problem nie skorzystać? Wszedłem do pokoju, gdzie trwała dosyć gruba impreza pomiędzy nimi a ludźmi Travisa. To nawet nie była impreza, tylko prawdziwa orgia. Jęki, krzyki, głośne oddechy i alkohol buzujący w ich ciałach. Nigdy nie brałem w tym udziału. Było to po prostu obrzydliwe. Od razu zakryłem oczy w nadziei, że jedna z nich mnie zauważy i sama pomyśli co ma robić. Na moje szczęście tak się stało i zaraz po tym, skąpo ubrana brunetka o ciemnej karnacji, zaprowadziła mnie do wolnego od tłoku pokoju.

— To co zawsze? — spytała widząc moją minę.

— Jestem aż taki przewidywalny?

— Posłuchaj, jesteś moim częstym klientem. Wiem, że przychodzisz tutaj, by zapomnieć o czymś, co cię trapi. — powiedziała fikuśnie mając nadzieję, że mnie podnieci. Miałem ochotę krzyknąć, by nie gadała tylko brała się do roboty, ale trochę szacunku do niej jednak miałem.

— Mogłabyś nie drążyć tego tematu?

— Oczywiście, będę posłuszna. — uśmiechnęła się i zaczęła kręcić tyłkiem i oblizywać usta. Nie bawiło mnie to ani w żaden sposób nie podniecało. Nakręciłem się jedynie na seks. Najlepiej jakbym w ogóle nie musiał patrzeć jej w oczy.

Wiedziała doskonale jakie są moje zachcianki. Obróciła się tyłem, a ja odwaliłem resztę roboty. Słodka chwila orgazmu była przyjemna, ale szybko minęła i zostawiła po sobie jedną wielką pustkę. Z jednej strony byłem szczęśliwy, bo dzięki temu się wyluzowałem i przestałem na chwilę myśleć o przeszłości. Z drugiej strony przytłaczał mnie fakt, że musiałem robić to z tymi wszystkimi prostytutkami, a one robią to praktycznie z każdym. Zbieram jedynie resztki.

— Jesteś zadowolony? — spytała, gdy ciężko oddychałem siedząc na łóżku.

— Dziękuję. — rzuciłem tylko.

— Nie mów tego innym, ale jesteś moim ulubionym klientem. Chyba tylko ty znasz się na prawdziwym rżnięciu, nie to co tamci. Fajnie by było mieć cię na wyłączność. — przygryzła seksownie wargę.

— Przepraszam cię, ale nic więcej nie mogę ci zaoferować. Nasza relacja opierać się będzie tylko na współżyciu i nic więcej.

— Co? Ale... Nie pociągam cię? Nie jestem atrakcyjna?

Była atrakcyjną kobietą. Zgrabne, wysportowane ciało, ciemniejsza karnacja i jednolita skóra. Ogromne piersi i do tego jędrne pośladki. Długie faliste włosy opadały na jej błyszczący obojczyk. Wielu mężczyzn chwaliło jej wygląd i boskie ciało. To w końcu była jedna z lepszych dziwek. Jednak mnie nie podniecała w żaden sposób. I nie dlatego, że jest kim jest, ale po prostu jej ciało było dla mnie takie samo jak u reszty. Widziałem masę pięknych ciał, ale żadne mnie nie urzekało. Żadnego nie chciałem pieścić ani całować. Żadnego nie chciałem dotykać i podziwiać. Myślałem, że coś jest ze mną po prostu nie tak. Albo że mam za dużo w dupie i żadne mnie już nie nakręci.

— Jesteś atrakcyjna... Ale nie pociągasz mnie. — pokręciłem głową mimo, że stała przede mną zupełnie naga.

— Przecież wszystkich pociągam. Dlaczego ciebie nie?

— Może po prostu nie jesteś tą jedyną?

— Nie mów, że czekasz na miłość, bo ona nie istnieje. Wszyscy faceci są tacy sami. Zdradzają, nie przywiązują się, gapią się na pierwsze lepsze nastolatki i co chwila idą na dziwki takie jak ja, bo nagle żona staje się dla nich nieatrakcyjna! Mają rodziny, luksusy, ale lubią jeszcze wydymać młodą i seksowną dziwkę. Więc jeśli naprawdę sądzisz, że oddasz się jednej kobiecie, to jesteś w błędzie!

— Ja jednak wierzę, że twoje słowa są puste. Dla tej jedynej rzuca się wszystko, bo ona staje się nagle całym światem.

— Każdy tak mówi... A potem narzeka. Boli ją  głowa, ciągle nie ma ochoty na seks, zachodzi w ciążę. Staje się gruba i nieatrakcyjna. Po dziecku staje się wykończona i zmarnowana. Jej skóra staje się obwisła. Ma masę rozstępów i celulit... Cycki wiszą po same stopy... A potem każdy ucieka do klubów.

— Przykro mi, że takie masz zdanie o wszystkich facetach. Może większość z nich jest obrzydliwa, ale na pewno nie ja. Na pewno nie ci, którzy zawsze kochają i wspierają partnerkę nieważne w jakim stanie się znajduje.

— Skąd możesz to wiedzieć? Nigdy jej nie miałeś.

— Zostałem po prostu bardzo dobrze wychowany w tej kwestii...

— Pierdolenie farmazonów... Po prostu uważasz się za króla, który w życiu nie będzie z dziwką.

— Nie. Uważam się za mężczyznę, który jeszcze nie znalazł tego, czego pragnie. Pogódź się z odrzuceniem. — warknąłem i odszedłem zostawiając ją samą.

Wróciłem do swojego pokoju. Sądziłem, że Mica już zasnęła, więc starałem się być jak najciszej. Nie chciałem w końcu obudzić wilka z lasu... Albo może nie chciałem, by była zmęczona? Sam nie wiem. Po cichu wszedłem i po omacku znalazłem materac. Rzuciłem na niego swoje ubrania i powoli czmychnąłem pod prysznic zmyć z siebie ciężar całego dnia wraz z seksem, który nie przyniósł mi satysfakcji. Lejacy się strumień wody chyba musiał obudzić tego diabła, bo gdy wyszedłem, ona siedziała na łóżku i przyglądała się mi.

— Nie chciałem cię obudzić. Przepraszam. — oznajmiłem ze skruchą w głosie.

— Ruchałeś się z jakąś lafiryndą i przychodzisz do mnie? Serio? — miała wyrzuty do mnie jakbyśmy byli dziećmi.

— Jestem dorosły i mogę robić co chcę. Zrozum, że dorośli uprawiają seks bez zobowiązań. — mówiąc te słowa prawie potknąłem się o materac.

— Widać jaki jesteś dorosły... Po prostu to nie jest fajne, że po długim ruchaniu przychodzisz do mnie i śpisz tuż obok. To niesmaczne.

— Masz problem jakbyśmy byli małżeństwem. — przewróciłem oczami i opadłem na materac.

— Na dodatek teraz paradujesz w samych gaciach. Jesteś obrzydliwy!

— Mam spać w garniturze? Okej, dla ciebie wszystko. — odwarkłem z ironią. — zresztą po co się patrzysz na moje gacie?

— Co? Przecież... ja się nie... ehh... — zacisnęła usta w linię i straciła wiele argumentów do kłótni.

— Zatkało cię?

— Nie, po prostu nie życzę sobie byś przychodził taki wyuzdany do pokoju, w którym ja śpię.

— Zmieniłabyś zdanie wiedząc przynajmniej co to jest seks.

— Nie muszę tego wiedzieć. Wiem tyle, że nie zasnę wiedząc co wyrabiałeś przed chwilą. Łaskawie się opanuj. Nie muszę wiedzieć, że każdy facet co pięć minut będzie miał na to ochotę nawet podczas szczerej rozmowy, z której uciekłeś. — wypomniała mi i opadła na łóżko odwracając się do mnie tyłkiem.

— Następnym razem nie bądź taka wcibska. Zachowujesz się jak dwunastolatka, która po raz pierwszy dowiaduje się co to jest rozmnażanie. Od razu wiedziałem, że dziewiętnastoletnia dziewica to pewnie jakaś psychiczna dziewczynka.

— A może ta dziewczynka czekała do momentu aż zrobi z nią to facet, który jest jej godny i którego kocha? Nie będę robiła tego z byle kim tylko po to, by nie być obciachowa. — warknęła nawet nie odwracając się.

— A ten cały Emil. Podobno oboje się kochacie. Do niczego miedzy wami nie doszło? — spytałem, bawet nie wiem po co, bo i tak nie jest to interesujące.

— Nie twoja sprawa! I tak tego nie rozumiesz. Wy faceci nie wiecie czym jest cnota, u was się tego nie sprawdzi czy już to robiliście, więc robicie to z każdym... Dlatego przestań krytykować moje dziewictwo. Przynajmniej szanuję swoje ciało i chciałabym to zrobić z kimś, komu mogę szczerze zaufać. Nie wstydzę się tego. — ostatnie słowa wręcz wykrzyczała na granicy płaczu.

Widziałem to w jej oczach, mimo że było ciemno, to widać było te iskry, ktore mowią, że jest w stu procentach pewna swoich słów. I w tym momencie mi zaimponowała. Sądziłem, że zaprzestanie tylko na tym, iż tego nie rozumiem. Jednak jej słowa były mocne i przede wszystkim szczere. Widać, że miała klasę. Teraz spojrzałem na nią pod innym kątem. Była w końcu już kobietą, a nie dziewczyną.

— Imponujesz mi, diable. — rzuciłem w jej stronę, a ona nawet nie zdołała ukryć swojego zdziwienia.

Opadłem na materac i przyłożyłem głowę do poduszki tak mocno, że czułem wgniecenia na twarzy. Odwróciłem głowę w jej stronę, by móc na nią patrzeć i uśmiechnąłem się.

— Co masz na myśli? — spytała po długim zamyśleniu.

— Nie każda potrafiłaby tak dobrze przedstawić swoją rację. Byłem przekonany, że albo się bałaś seksu, albo nikt nie chciał tego z tobą zrobić, bo jesteś strasznie irytująca i nerwowa.

— Ah... Dzięki... — przewróciła oczami i zgarbiła się bardziej.

— To dobrze, że szanujesz siebie i swoje ciało. Może w przyszłości znajdziesz tego, który będzie godny... — zawahałem się w jednej chwili, bo przypomniałem sobie, że ona ma zostać sprzedana obrzydliwemu bogaczowi. Spojrzałem na nią ze stresem wymalowanym na twarzy. Było mi głupio... Palnąłem takie słowa, że aż zrobiło mi się przykro na samą myśl, jak bardziej ją tym zdołowałem.

— Nie kończ nawet.

— Kurczę, słuchaj przepraszam cię! Nie chciałem tego powiedzieć... To znaczy nie chciałem cię urazić ani przypominać o...

— O tym, że będę niewolnicą?

— Nie... Proszę, wybacz mi te słowa... sam nie wiem co mówię. To musi być dla ciebie cholernie trudne, a ja to tylko jeszcze bardziej utrudniam. — podniosłem się gwałtownie próbujac wytłumaczyć swoje słowa. Zachowałem się w tym momencie jak świnia wypominając jej to wszystko, co ją kiedyś zniszczy...

— Nie musisz mnie przepraszać. Przecież każdy z was traktuje mnie tak samo. Jak dziwkę. Nie wiem czy mam dziękować za to, że jeszcze tego nie robiłam? W innym wypadku rzuciłaby się na mnie zgraja niewyżytych facetów, co?

— Posłuchaj, gdyby to ode mnie zależało, nie pozwoliłbym na krzywdę tylu ludzi... Nie cierpię tego.

— Mimo wszystko tu jesteś i mnie obrażasz. Gdybyś faktycznie był przewrażliwiony na punkcie ludzkiego cierpienia, uciekłbyś jak normalny człowiek.

— Nie będę rozmawiał na ten temat, okej? Są rzeczy, których nie mogę ci wytłumaczyć.

— Może dlatego, że jesteś zbyt słaby, by spróbować... — mruknęła cicho i z pogardą w głosie.

Nie zważając zupełnie na nic, przycisnęła głowę do poduszki i zaczęła zaciekle udawać, że śpi. Czułem tą unoszącą się aurę. Było gorąco i nerwowo. Musiała się z tym normalnie pogodzić. Nie znamy się na tyle, bym od razu spowiadał się jej z całego życia. Jest wcibska i bardzo ciekawska. Równie dobrze mogłaby wiedzieć wszystko. Nie pójdę jej na rękę, by nakarmić jej ciekawość i egoizm.

Wywróciłem oczami i położyłem się. Dość długo nie mogłem zasnąć. Przez długie rozmawianie o tym, czego nie chcę powiedzieć, skłoniło mnie to do rozmyślania. Im dłużej to robiłem, tym potem trudniej było mi zasnąć. Chciałem jak najszybciej o tym zapomnieć, bo gorzkie chwile tamtych dni dobijały mnie zawsze ze zdwojoną siłą. Nie chciałem płakać, a łzy już powoli cisnęły się pod powiekami. Pomyślałem o czymś zupełnie innym. Spojrzałem na Micę, która smacznie sobie spała. Buzię miała skierowaną w moją stronę. Wyglądała tak niewinnie, gdy spała.

Lekko i subtelnie oddychała. Wreszcie była spokojna. Gdyby zawsze taka była, przebywanie z nią byłoby tylko przyjemnością. Miałem tylko nadzieję, że Travis szybko znajdzie jej jakiś pokój, bo mieszkanie z nią w jednym pomieszczeniu robiło się coraz bardziej irytujące.

Swoją drogą nie była aż taka zła jak na początku... Była zagubiona i trochę nieogarnięta... Ale urocza na swój sposób. Imponowała mi tym, że miała swoje własne zdanie i nie liczyła się z opinią innych. Dla niej nie był wstyd bycie dziewicą. Podoba mi się jej pewność siebie nawet w obliczu okropieństw serwowanych przez życie. Poradziłaby sobie w życiu... Może nawet i lepiej ode mnie?

***

Otworzyłem zaspane oczy, ale próbowałem jeszcze dojść do siebie po tej długiej nocy. Od razu pierwsze co zobaczyłem to przeraźliwa jasność i promienie słońca wpadające do pokoju. Poczułem dziwne ukłucie w klatce piersiowej. Sądziłem, że to tylko takie uczucie, ale naprawdę coś uciskało moją klatkę piersiową... Leżałem na plecach z rękoma wsuniętymi pod głowę. Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do poranka, zobaczyłem jak kobieca postać zwana również diabłem leży na mnie... I to w komiczny sposób. Jej nogi leżały na łóżku, a głowa opadała wprost na mnie. Do tego jej twarz była przerażająco blisko mojej twarzy. Tak blisko, że aż poczułem ten rozkoszny kobiecy zapach. Jej włosy były tak roztrzepane, że byłem wręcz pewny tego, iż zaraz będę musiał się otrzepać jak z sierści kota.

Do tego doszedł kolejny problem. Jak ja miałem ją normalnie obudzić? Smacznie spała i o dziwo było jej dobrze na mojej klatce piersiowej. Zaczął zżerać mnie stres od tej bliskości. Po pewnej chwili tak się przeraziłem, że odepchnąłem ją rekoma uwalniając się od jej ciężaru.

— No... ej. Co robisz? — wybełkotała wciąż mając zamknięte oczy i znowu na mnie opadła, lecz tym razem złapałem ją za nadgarstki i zatrzymałem w locie.

— Co ja robię? Sama leżysz na mnie! Nie wystarczyło ci wielkie łóżko? Musiałaś się tu teraz przywlec? — próbowałem ją odepchnąć po raz kolejny, ale jej ospałe ciało wyjątkowo mi to utrudniało.

— Puk, puk! Czas na śniadanko! — usłyszałem podejrzanie radosny głos Dexa, który z impetem otworzył drzwi nie czekając na żadne zaproszenie. Zdębiał, gdy zobaczył nas w tej niecodziennej sytuacji.

— Dex... — zacząłem ochryple.

— Trzeba było powiedzieć, to bym nie wchodził... słowo daję. — rzekł z głupim uśmiechem na mordzie niczym mały szczeniak.

— Dex, nie wygłupiaj się! — ostatkiem sił wstałem, a Micę przerzuciłem w taki sposób, że sama już leżała na moim materacu.

— Co tam się działo, Gabryś? — podniósł brwi w zboczony sposób, a ja prawie umierałem z zażenowania.

— Nic się nie wydarzyło! To tylko jej głupie pozycje do spania...

— A już myślałem, że oboje mieliśmy upojne noce...

Wtedy zerknął na mnie z ukosa z zawadiacką miną, która sama za siebie mówiła, bym spytał go, co się wydarzyło. Zrobił dzióbek i udawał, że jest na to obojętny.

— Co się stało? — zacząłem sie śmiać.

— O, nie spodziewałem się, że zapytasz, ale miałem naprawdę słodką noc. — uśmiechnął się szczerze i zarumienił.

— Że co? Przecież mówiłeś, że czekasz na tą jedyną i... Nie mów, że tak szybko...

— Wiem, ale ja już znalazłem miłość swojego życia. Może i znamy się krótko, ale te spojrzenia między nami... To bicie serca... Ta siła z jaką nasze ciało pulsuje, gdy na siebie patrzymy... Coś pięknego. Nigdy tego nie czułem i zdecydowanie to jest najbardziej boskie uczucie na świecie! — rumienił się jak oszalały i uśmiechał prawie przez każde słowo. Był oczarowany.

— I uprawialiście seks?

— Co? Nie! Jak mogłeś pomyśleć, że...

— Aż tak obrzydziłeś grę wstępną?

— Gabryś, weź, bo jak ci w mordę strzelę to kurwa... — zatrzymał się widząc jak Mica obraca się na drugi bok i bełkocze coś przez sen. — to się zesrasz. — dokończyl szeptem.

— Dobrze, dobrze. Po prostu po tych słowach nie jestem pewien do czego zmierzasz.

— Chodzi o to, że... Zakochałem się w Monìce. — schował ręce za plecami jak wystraszony nastolatek i zerknął na mnie z obawą.

— W MONÌCE?! To ta Włoszka, która robi za dziw...

— Nie mów tak! To nie jest żadna dziwka. To przepiękna kobieta, która nagle zawładnęła całym moim sercem. Żadna kobieta nie potrafiła tego zrobić. Ona ma już mnie w garści. I podoba mi się to. Przysiągłem sobie, że będę zawsze ją chronił. Bo jest wyjątkowa. — oczy mu błyszczały, gdy wypowiadał te słowa. Mówił szczerze, z pasją i nadzieją, że ja to zrozumiem. Byłem bardzo zdziwiony, ale ucieszyło mnie to.

— Stary... Ja się cieszę, że to w ogóle jest kobieta. — odetchnąłem, a Dex spojrzał się krzywo.

— Nie wiedziałeś, że kręcą mnie kobiety?

— Ja się bałem, że ty gejem jesteś... W końcu tyle ładnych dziewczyn się tu zawsze kręciło, a ty żadnej nigdy chciałeś, mimo że podrywały cię i to naprawdę mocno. Do tego kto normalny słucha piosenek The Vamps i nie jest nastolatkiem? Na dodatek przed lustrem prężąc muskuły śpiewając o Jacku, który cię niby wykiwał. — mówiłem, a Dex miał coraz większe oczy.

— Przecież to tylko tekst piosenki!

— Ale żeby dorosły facet słuchał czegoś takiego?!

— No dobra jestem trochę dziwny, ale od zawsze lubiłem kobiety. Sam wiesz, że pchałem się, by zobaczyć zdjęcia na komputerze Travisa.

— No nie wiem... Tak sobie pomyślałem, że jesteś... bi... — zatrzymałem się, a Dex o mało nie zemdlał.

— JAKIM KURWA BIZONEM?!

— Dex... — zgromiłem go wzrokiem wymownie sugerując, że to nie jest pora na jego wygłupy, ale tak mnie to rozbawiło, że ledwo mogłem powstrzymać śmiech.

— No dobra, ale sam przyznaj, że to niedorzeczne! Szanuję wszystkich homo i nie wiadomo, ale że niby ja? Ja gejem? Ja bizonem?

— Teraz już wiem, że się myliłem, ale naprawdę bardzo mnie cieszy fakt, że kogoś sobie znalazłeś. Nieważne kogo. Jeżeli to faktycznie Monìca, jestem pewien, że wam się uda. Trzymam za was kciuki! — poklepałem przyjaciela po ramieniu, a ten uśmiechnął się ukazując dołeczki w policzkach. Był szczęśliwy. Szczęśliwy jak nigdy dotąd.

— Całą noc się przytulałem do niej... Nie potrafiłem wyjść z łazienki przez godzinę, Boże! To jest petarda!

— Naprawdę nic nie robiliście w nocy?

— No co ty! Wystarczyła mi jej obecność... Fakt, że jestem przy niej i dzięki temu jest bezpieczna i nikt jej już więcej nie skrzywdzi. Wystarczyło mi po prostu to, że czułem jej bicie serca. I to, że mogę ją gładzić po ciele i czuć słodki kobiecy zapach. Nawet nie wiesz jak długo nie potrafiłem zasnąć... Mógłbym nawet przez całą noc strzec jej łóżka. Kocham ją. Tak po prostu.

— Przez to... że jest... no wiesz kim... Nie chce tego robić?

— Nie wiem tego... Ale nie musi. Wiem, że to może być dla niej traumatyczne. Jeśli nie będzie chciała tego robić, uszanuję to. Jest jeszcze wiele innych rzeczy, które możemy zrobić... Związek nie musi polegać na seksie. Chcę być blisko niej. — uśmiechnął się jeszcze szerzej ukazując lekko zawstydzone spojrzenie.

— Mam nadzieję, że wam wyjdzie. Tylko jak ja ochronisz przed tymi wszystkimi natrętami? Jak się Travis dowie...

— Nie dowie się. Dla niej zrobię wszystko. Aż chce mi się pozabijać tych wszystkich skurwieli, którzy kiedykolwiek ją tknęli! Jak można traktować w ten sposób taką wspaniałą kobietę?!

— Jak w ogóle można traktować w ten sposób ogólnie kobietę. Ochrona nie jest taka łatwa jak myślisz. Zaledwie kilka dni mam tę cudowną pracę i już mam ochotę rzucić się pod pociąg.

— Na twoim miejscu spróbowałbym załagodzić sytuację. W końcu będzie wam o wiele łatwiej jak zakopiecie topór wojenny i spędzicie ten czas na bliższym poznaniu się.

— Powiedz to jej... Ale nie mam jej tego za złe. Lepiej będzie jak nie przywiążemy się do siebie, bo potem będzie trudniej.

— Trudniej się rozstać?

— Pewnie tak. Zresztą wcale nie uśmiecha mi się przyjaźń z tym diabłem. Jest nie do zniesienia. Wciąż mnie wkurwia, narzeka i marudzi. Spodziewałem się po niej, że będzie smutna i wystraszona. Jak każda, która tu trafia wbrew własnej woli. Za to jest po prostu kurwa irytująca i wkurzająca jak wrzód na dupie! — zdusiłem głos i spojrzałem na jej twarz, gdy błogo spała. — Czasem chcę ją wyjebać przez okno.

— Gabryś! Nie może być aż tak źle.

— Może. Uwierz, ja liczę na jej szybką ewakuację stąd!

— Ale za to jest śliczna, prawda? — poruszył brwiami i zaczął chichotać, przez co chciałem mu dać w twarz, by się opamiętał.

— Może i jest ładna, ale...

— SAM TO PRZYZNAŁEŚ! — wytknął mnie palcem i zaczął robić głupie miny śmiejąc się przy tym jak dziecko.

— Co z tego? Jesteśmy jak wrogowie. Ona nienawidzi mnie i vice versa. Prędzej bym się zainteresował Travisem niż nią... Nawet ty jesteś pierdyliard razy lepszy!

— Ej, ej! Ja już mam miłość swojego życia. Nie podrywaj! — bąknął w napadzie śmiechu.

— Mica to mój prywatny terrorysta. Im szybciej się zmyje, tym szybciej będę znowu żył normalnie. Jej zachowanie można porównać do rozjuszonego byka.

— A twoje do kozy z downem. — usłyszałem za plecami głos dziewczyny.

— O, dzień dobry. Już wstało słoneczko? I z nim terrorysta? — rzuciłem kąśliwie.

— Jak długo nie śpisz? — spytał Dex.

— Spoko, wcale nie słyszałam jak el guapo chciał poderwać Travisa i ciebie. O i dziękuję, Dex za komplement.

— I widzisz jaka ona jest? — wycedziłem trzęsąc się ze złości.

— Jest urocza, sam przyznaj. — dał mi małego kuksańca w bok i mrugnął zawadiacko kierując się do wyjścia. — Nie obrażę się, jeśli gdy wrócę będziecie pogodzeni. — pomachał i wyszedł zamykając drzwi. — SHE NEEDS A WILD HEART, SHE NEEDS A WILD HEART, I GOT A WILD HEART! —  śpiewał kolejną piosenkę The Vamps swoim wyjątkowo irytującym głosem, spolszczając tekst piosenki.

— Co on ma z tym pogodzeniem... — powiedzieliśmy praktycznie w tym samym czasie, a potem gwałtownie obróciliśmy głowy, by na siebie zerknąć złowrogo.

— Dobra, idź się ubierz do łazienki. Mam dzisiaj naprawdę ciężki dzień i masę roboty. Dzisiaj zostaniesz pewnie sama, więc nie utrudniaj mi poranka. — warknąłem, a ona zamilkła.

Po chwili usłyszałem jej cichy i zduszony śmiech. Brzmiał jak śmiech jakiejś foki z napadem padaczki. Gdy posłałem jej zdziwione spojrzenie, ta zaczęła śmiać się jeszcze głośniej.

— O co chodzi? — podniosłem brew patrząc jak stara się nie upaść na podłogę.

— Twoje włosy... — wybełkotała, a potem znowu wybuchnęła piskliwym rechotaniem. Łzy leciały z jej oczu, a ja pochyliłem się do lustra na komodzie i zobaczyłem nieujarzmione brązowe kołtuny, które zaatakowały moje włosy. Sterczały dosłownie na wszystkie strony i elektryzowały się. Sam przyznam, że ten widok również mnie rozbawił.

— Naprawdę bardzo śmieszne. — udałem poważnego. — Gdybyś się nie szarpała, gdy chciałem cię odsunąć, to może wyglądałbym jak człowiek.

— Niczego nie żałuję! Wyglądasz... wyglądasz... — chciała dokończyć, ale śmiech jej to uniemożliwiał.

— Jak błazen? Niedźwiedź? Kretyn?

— Nie! — opanowała się i wlepiła spojrzenie w moją czuprynę. — Wyglądasz uroczo.

Otworzyłem oczy szerzej ze zdumienia i posłałem jej zdziwione spojrzenie. Wtedy podeszła do mnie, gdy stałem w bezruchu. Wspięła się na palce i wsunęła rękę w moje włosy starając się je ujarzmić. Zastanawiało mnie co dokładnie ma na celu. Zdębiałem całkowicie i czekałem aż skończy. Wsuwała delikatnie swoje dłonie, a na skórze głowy czułem przyjemne łaskotanie. Bawiła się lokami, podziwiała skręty, a potem odsunęła rękę. Chciałem się za to skarcić, ale to mi się podobało...

Gdy cofnęła się dwa kroki, oboje na siebie spojrzeliśmy przez co nagle stało się niezręcznie. Przerwałem to schylając się do lustra.

— Lepiej zrobię to po swojemu. — zaśmiałem się, choć nie było tragicznie. Tyle, że musiałem mieć w pełni proste i ułożone włosy na dzisiejszy dzień.

— Według mnie dużo lepiej wyglądasz w takich niesfornych włosach. — uśmiechnęła się, a po chwili potrząsnęła głową i uśmiech zniknął z jej twarzy.

— To... miłe. — odpowiedziałem szybko i od razu czmychnąłem do łazienki. Od tego skrępowania byłem cały spocony. Odetchnąłem w łazience, gdy zacząłem układać włosy na żel. Znów byłem na siebie zły, bo żal mi było psuć to dzieło...

***

Stałem przed gabinetem Travisa. Już miałem pukać, ale się zawahałem. Usłyszałem dwa głosy dochodzące z tego pomieszczenia. To Travis kłócił się z Lidią. Niby nie powinno mnie to obchodzić, ale byłem ciekaw o co poszło. Byli tak głośno, że słyszałem każde słowo.

— Myślisz czymś jeszcze prócz swoim nabrzmiałym chujem?! — krzyknęła zirytowana Lidia.

— A co za różnica kiedy wstawię te fotki, co? Cena się nie zmieni.

— Ale chyba wolisz by szybciej nam zapłacili?! Nie mogę dłużej czekać. Mam już dość sporo inwestycji. Potrzebuję tych pieniędzy. Jako jedyna tutaj troszczę się o dupę tej całej mafijnej firmy. Co wy byście beze mnie zrobili...

— Bez ciebie to nawet nie byłoby sensu z łóżka wstawać, moja pani mafioso. — słychać było rozmarzenie w jego głosie. Zupełnie takie samo jak u Dexa.

— Ogarnij się i nie nazywaj mnie tak. Masz świadomość tego, że możemy wynegocjować taką cenę, że aż będzie się dało otworzyć coś nowego?! Ta suma będzie wystarczająca, by nasze późniejsze życie stało się znacznie lepsze.

— Przyznam, że lubię patrzeć na twoją szczęśliwą minę.

— A ja lubię być obrzydliwie bogata. Jak narazie to dzięki mnie dorobiliśmy się tego, co mamy.

— Fakt, moja pani mafioso. To był pani pomysł, by zacząć porywać młode dupy. Ciągle nie odebrała pani nagrody za ten pomysł.

— A co to jest za nagroda? — spytała zażenowana i w wyobraźni widziałem jak wywraca oczami.

— Jak to co? JA! Nie daj się prosić, moja pani. Sprawię ci taką rozkosz, że przez tydzień nie będziesz mogła się opamiętać! Praca pracą, ale chyba widzisz, że my chcemy czegoś więcej.

— Tylko ty chcesz. Travis, nie jesteś w moim typie. Zresztą nawet jeśli bym się zgodziła, ubzdurałbyś sobie, że coś między nami jest.

— Obięcuję ci, że to będzie tylko jedna noc. — rzekł błagalnie, jak zupełnie inny człowiek. Z takiego brutala przy Lidii stawał się potulnym kotkiem.

— Marz sobie dalej. Nigdy ci nie ulegnę. — warknęła dosyć ostro.

Czułem pod stopami, że zmierza w kierunku drzwi. Spiąłem się cały, więc zacząłem udawać, że nieświadomy niczego chcę wejść do pokoju Travisa, przez co chwyciłem za klamkę, gdy drzwi gwałtownie się otworzyły i blondynka wpadła na mnie z impetem.

— Gabriel! — wykrzyczała, a ja spanikowałem.

— Przepraszam, przepraszam... ja tylko chciałem porozmawiać z Travisem...

— Spokojnie, nic się nie stało. Bałam się, że cię mocno uderzyłam, ale wygląda na to, że nic ci nie jest. — uśmiechnęła się poprzez zmarszczone brwi. Złapała moje ramię i zaczęła je masować, co bardzo mnie skrępowało.

— Uderzyłem się w głowę, a nie w ramię...

— Tak, tak. Ja tylko sprawdzam czy wciąż żyjesz... Ćwiczyłeś ostatnio? — zadała wcibskie pytanie, a ja stanąłem jak posąg.

— Ja od zawsze ćwiczę, to źle?

— Po prostu przypakowałeś coś...

Przełknąłem głośno ślinę, A ona bezczelnie podziwiała i dotykała moją rękę i ramię... Znowu ogarnęło mnie to nieswoje uczucie. Chciałem szybko wymyślić jakąś wymówkę, ale Travis mnie uratował, wzywając do siebie zanim cokolwiek zrobiłem.

— Dobrze, że jesteś, Gabriel. Muszę omówić z tobą coś bardzo ważnego. — zaczął przestawiając się na tryb poważnego szefa mafioso. — Nie gwarantuję, że to ci się spodoba...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top