2


~Micaela~

Chciałam się tylko upewnić, że to nie jest tylko piękny sen, które często miewam. Nie... To się działo naprawdę. Patrzyłam właśnie na bruneta, który ustawił równo talerze na stole. Za oknem było już ciemno. Minęło kilka minut odkąd się tu zjawiłam, ale zima dawała się we znaki ukazując ciemność o wczesnej godzinie. Zastanawiało mnie jedno... dlaczego ja mam dołączyć do mojej siostry jutro? Miałam nocować u Emila? Wszystkie inne scenariusze były zupełnie nie na miejscu.

— Nad czym tak rozmyślasz? — wyrwał mnie z zamyślenia swoim stanowczym głosem.

— A ty co? Skończyłeś już rozstawiać te talerze, że się odzywasz? — skrzyżowałam ręce i przestąpiłam z nogi na nogę.

Mężczyzna nic nie odpowiedział, ale zaśmiał się w uroczy sposób, przez co ja również się uśmiechnęłam.

— Jesteś strasznie nerwowa. — odrzekł po chwili i gestem kazał mi usiąść przy stole. Sam odsunął mi krzesło ukazując, że pod warstwą oziębłego faceta, kryje się szarmancki dżentelmen.

— Ty masz więcej wad, ale wolę o tym nie mówić, bo zajęło by to dobre kilka godzin. — podniosłam na niego głos. Nie będę sobie pozwalać na obrażanie. — Nie wytykaj mi wad, bo ja zrobię to samo.

— Ale czy ja mówiłem, że to jest coś złego? — posłał mi tajemnicze spojrzenie pełne emocji i... pożądania. Potem nachylił się nade mną i zaczął szeptać mi do ucha.— Mi się to szalenie podoba.

Zakłuło mnie coś w środku. Jakby moje serce chciało się szybko wydostać z klatki piersiowej. Mój oddech lekko przyspieszył, a sama chciałam osunąć się z krzesła i opaść na podłogę.

— No i co ja mam do tego? — wybełkotałam w ostateczności.

— Sprawa dotyczy ciebie, więc chyba dużo. — poszedł w kierunku drugiego krzesła naprzeciwko. — Dlatego tutaj jesteś. Bym wyjaśnił ci pewną kwestię.

— Niech zgadnę... To będzie kwestia w sprawie pracy. — burknęłam. Wiedziałam co tu się dzieje... Byłam tylko maszynką do zarabiania pieniędzy.

— Nie zaprosiłem cię na tą kolację, byśmy rozmawiali o pracy. Myślę, że co do tej kwestii już wszystko wiesz i nie muszę nic dopowiadać. — odparł i skinieniem głowy powiedział, byśmy zaczęli jeść.

— Jesteś strasznie tajemniczy. Powiedz proszę o co ci chodzi.

— Nienawidzę mówić bezpośrednio, ale chyba po prostu nie dajesz mi wyboru... Ale to jeszcze nie teraz. Bądź cierpliwa. Chodziaż wiem, że cierpliwość to nie jest twoja mocna strona.

Lekko się wzdrygnęłam, a moje oczy się rozszerzyły. To nie brzmiało jak rozmowa o pracy, którą zawalam. Jakieś pięć minut temu sądziłabym, że znowu Emil pragnie wytknąć mi moje głupie błędy i określić jaka jestem rozkojarzona lub czemu wydzieram się na klientów.

Skończyliśmy kolację w milczeniu. Cisza była tak okropna, że aż paraliżowała mnie od stóp do głowy. Chciałam coś powiedzieć i przerwać tą katorgę, ale zwyczajnie nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego sensownego zdania. Chciałam w pewnym momencie zacząć krzyczeć. Tylko to umiem najlepiej. Niestety wolałam siedzieć cicho, a Emil trzymał mnie w niepewności. Na dodatek miał kamienną twarz. Nie zdradzał po sobie absolutnie nic. Taki zawsze był... poważny, gdy musiał. W takiej chwili po prostu nic nie mogło wytrącić go z równowagi.

Skończyłam przeżuwać sałatkę. Na szczęście mężczyzna zapamiętał, że na kolację jem tylko lekkie rzeczy, by utrzymać sylwetkę. Oczywiście grzeszę czasami łakomstwem i kuszę się na słodkości czy śmieciowe jedzenie, ale jednak z reguły udaje mi się jeść zdrowe posiłki.

Przetarłam usta serwetką i wstałam od stołu.

— Nie podziękujesz za kolację? Wypadałoby, wiesz? — skarcił mnie wzrokiem. No oczywiście maniery...

— Jaśnie panie... dziękuję za zepsucie moich kubków smakowych. - prychnęłam tylko. Nikt nie będzie mnie pouczał. Zwłaszcza, że Emil nie jest żadnym księciem czy królem i mogę zachowywać się przy nim swobodnie.

— Musisz być taka nerwowa?

— Przepraszam bardzo... co ty powiedziałeś?! Nerwowa? Ja teraz nerwowa?! Chyba Cię coś...

Wtedy spojrzał na mnie zupełnie inaczej. Pochylił lekko głowę i swoimi pięknymi brązowymi oczami wpatrywał się we mnie. W moją twarz. W moje oczy. Cała złość minęła. Zapomniałam już co chciałam powiedzieć. Brunet uśmiechnął się. Ale inaczej... To nie był uśmiech, bo coś mu odpowiadało, czy miał dobry dzień... zupełnie inny. Taki czuły, subtelny i szczery... Do tego na swój sposób uroczy.

— Co się dzieje... Czemu tak na mnie patrzysz? — rzekłam nieco ochrypłym głosem.

Stanęłam i również wpatrywałam mu się w oczy. Byłam poddenerwowana. Dłonie mi się spociły, a serce zaczęło mi walić bez opamiętania. Miałam mroczki przed oczami i myślałam, że za chwilę zemdleję. Dłonie, którymi trzymałam oparcie krzesła zaczęły się zsuwać przez pot wydawając przy tym dziwny dźwięk.

— Nie mogę na ciebie patrzeć? — podniósł brew, ale wciąż się uśmiechał. — Przecież jesteś piękna...

Mój oddech drastycznie przyspieszył. Oczy powiększyły mi się do bardzo wielkich rozmiarów przez ten szok, który przeżywałam. Czułam już ten okropny pot na ciele. Emocje targające na wszystkie strony jak i dreszcze na skórze. Uderzyła we mnie mocna fala gorąca. Oczami wyobraźni widziałam swoją twarz w kolorze pomidora, a moje wielkie oczy na tle się wyróżniały. Przycisnęłam dłonie do krzesła tak mocno, że oparcie wypadło mi z rąk, a samo krzesło przewróciło się z wielkim hukiem.

— Emil... — wybełkotałam tylko, bo sens jego słów w ogóle do mnie nie docierał. Czy to głupi żart? Czy może zwyczajny sen?

— Przecież widzę jak na mnie patrzysz i wiem, że chcesz tego samego co ja. — przybliżył się do mnie. W jego oczach było widać pewność siebie, brak skrupułów i ogromne pożądanie. Dwa wielkie ogniki w brązowych oczach. Przelewająca się satysfakcja. Źrenice jak czarna, zachłanna dziura, która może mnie wciągnąć w każdej chwili w coś, co mogę później żałować.

— Co ty bredzisz? Patrzę się na Ciebie normalnie, jak zawsze. — starałam się wybronić.

— To może różnica wieków ci przeszkadza, co?

— Różnica wieków? Nie...

— Przestań udawać, Mica. Wiem, że pragniesz mnie tak samo jak ja ciebie. Widzę to. Nie oszukasz mnie. Za każdym razem, gdy jesteśmy sami twoje serce płonie żarliwym ogniem, nie panujesz nad ciałem... jesteś bezbronna i możesz mi się oddać w każdej chwili. Wiem, że ukrywasz się za maską wrednej, nerwowej i niezależnej dziewczyny. Wierzyłem w to, ale są rzeczy, które cię zdradzają...

Poczułam silny ból na skórze. Jakby Emil wypalał ją spojrzeniem. Tak samo odczuwałam panikę i dziwny strach. Jakby Emil był kimś... groźnym w tej chwili. Zna moją prawdziwą twarz. Zna moje myśli. Zna moje... serce... które wręcz płonie na jego widok, a całe moje ciało drży i niecierpliwie czeka na dotyk jego ciepłych dłoni.

— Sądziłam, że nigdy się tego nie dowiesz... — zaczęłam głęboko oddychając. — A przynajmniej, że nie dowiesz się tego sam.

— Wiedziałem, że się w końcu przyznasz.

Zrobiłam parę kroków w przód. Stawiam czoła lękom. Stawiam czoła miłości, której się obawiałam.

— Twoja siostra zawsze chciała wybić mnie tobie z głowy, bo wiedziała, że gdy ja cię zdobędę, ona cię straci. — odwrócił się i poszedł do kuchni. Przykucnął i wyjął z szafki wino czerwone. Do tego w rękę wziął dwa kieliszki. Postawił rzeczy na stole i zerknął znów na mnie.

— Andrea nigdy cię nie lubiła, ale na pewno doskonale wie, że nigdy by mnie nie straciła. Ty tego nie rozumiesz, Emil... siostrzana miłość, siostrzana więź. Możemy kłócić się, wyzywać przeobraźliwie... ale gdy tylko ktoś się wtrąci, nie mamy żadnej litości. — zacisnęłam pięści i zmarszczyłam brwi. Jeśli chodzi o moją siostrę, za nią bym w ogień skoczyła, a widziałam u Emila irytację z powodu niej.

— Sądzisz, że nic nie wiem, tak? Wiem więcej niż myślisz. — otworzył butelkę i elegancko i subtelnie nalał wina do obu kieliszków. Obserwowałam wszystko i dokładnie. Widziałam jego delikatne dłonie, skupienie na jego nieskazitelnej twarzy...

— Masz rodzeństwo, że tak twierdzisz?

Ten tylko zaśmiał się gardłowo i odłożył butelkę z winem. Wziął oba kieliszki, po czym jednego dał mi. Właściwie to wysunął rękę i czekał aż przejmę to od niego.

— Nie piję alkoholu, Emil.

— Dlaczego? Jest przecież okazja.

— Aktualnie z dwóch powodów... Ponieważ nie pijam nigdy i nie chcę. Boję się, co może po takim winie przyjść mi do głowy...

— Po takim winie do głowy przychodzą same dobre rzeczy. Nie krępuj się, kochanie... — uśmiechnął się złośliwie i dominująco.

Mimo, że rozum podpowiadał mi, bym odmówiła po raz kolejny, niestety wzięłam od niego to wino. Z czystego braku innej możliwości... Inaczej by mnie zadręczał. Wlepiłam wzrok w czerwony płyn i westchnęłam. Do nosa doszedł mi drażniący zapach alkoholu. Odsunęłam się, by ten zapach szybko ulotnił się gdzieś indziej. Zrobiłam zniesmaczoną minę.

Wtedy brunet spojrzał na mnie w seksowny sposób i upił trochę, zachęcając mnie do zrobienia tego samego. Wzięłam więc małego łyczka. Poczułam się jakby to wino drapało mi gardło, a potem pozostawiło po sobie falę  gorąca... Na początku smak był okropny... ale po chwili stał się niesamowity...

— Widzę, że ci smakuje, a jesteś taką przeciwniczką alkoholu...

— Posłuchaj mnie, Emil. Nie wiem w co ty grasz, powoli zaczynam się bać. Nigdy się tak nie zachowywałeś. — potrząsnęłam lekko głową ukazując również swój strach. Przecież to co on robił było irracjonalne... — Chcę wracać do domu... Do siostry.

Odłożyłam wino na stół i zaczęłam iść w stronę korytarza z zamiarem wzięcia swojej kurtki, ale w połowie drogi Emil gwałtownie chwycił moją dłoń i zatrzymał mnie. Nie mogłam się ruszyć. Nie dlatego, że był silny i uścisk uniemożliwiał mi ruch. Bardziej dlatego, że otaczało go coś, co uwielbiałam i pragnęłam przy tym pozostać.

— Mica, proszę cię. Nie bądź taka zamknięta. Przepraszam jeśli moje zachowanie cię wystraszyło czy poddenerwowało. Nie miałem zamiaru cię stresować, tylko porozmawiać... o mnie, o tobie, o nas... O uczuciu, które się w nas rozpala. — nagle złagodniał tak samo jak jego uścisk. Ujrzałam w nim delikatność i skruchę. Z jego twarzy wyczytałam z niego więcej niż kiedykolwiek. Był teraz jak otwarta książka. Zauważyłam w nim finezję, miękkość, czułość... Stał się nieuchwytny. Poczułam już, że nie mam co się wahać.

— Emil... To prawda co powiedziałeś. — złapałam go za drugą dłoń lekko gładząc. — Tak, kocham cię i kochałam od samego początku. Rozbudziłeś we mnie nowe uczucie i żaden inny mężczyzna nie będzie w stanie tego zrobić co ty... Jesteś wyjątkowy. Bo tylko się zjawiłeś, a zdobyłeś moje serce w całej okazałości... — zamrugałam powiekami, do których naleciało parę łez. Uśmiechnęłam się bezwiednie do niego, na co on odpowiedział tym samym.

— Dopiero od niedawna zauważyłem, że wyróżniasz się... Że to z tobą mogę przeżyć najlepsze chwile. Też jestem w tobie zakochany...

Czy tak właśnie smakuje szczęście? Taką słodkością, rumieńcem i motylkami? Czy tak to jest znaleźć drugą połowę, która cię uskrzydla, daje ci siłę i pasję? Tak się właśnie teraz czuję...

— Emil... ja...

— Ćśiii... — położył palec na moich ustach i spojrzał mi głęboko w oczy. Nasze oddechy stały się płytkie. Tlił się w nas żar pragnienia.

Zamknęłam oczy, by oddać się chwili. Mężczyzna zbliżył się do mnie na małą odległość. Wiedziałam, że tym razem już nic ani nikt nas nie rozproszy. Brunet zaczął namiętnie całować moje usta. Robiłam to pierwszy raz... Pierwszy raz się całowałam... Zaczęłam nieumiejętnie próbować i eksperymentować z ustami i językiem. Praktycznie nie myślałam... nawet nie musiałam, bo sami oddaliśmy się tej chwili i bez wątpienia była ona najlepszą w całym moim życiu...

Między namiętnymi pocałunkami, mężczyzna zaczął błądzić rękoma po moim ciele, ale nie zwracałam na to większej uwagi. Dłońmi lądował na moim nagim brzuchu i aż poczułam nieprzyjemny dreszcz. Nie chciałam, by mnie dotykał... to nie było uczucie, którego chciałam doświadczyć. Podczas gdy Emil ssał moją wargę, potem język, wsunął rękę w moje spodnie. Dotknął mnie przez majtki i wtedy nie wytrzymałam.

— Nie dotykaj mnie! — krzyknęłam odpychając go od siebie. Zaczęłam szybko poprawiać bluzkę i spodnie, by tylko nie odsłaniały mojego ciała.

— O co ci chodzi?! Czemu to przerwałaś?! — zaczął się denerwować na mnie za to co zrobiłam. — Odbiło ci czy co?!

— Nie chcę byś mnie dotykał! Słyszysz?!

— Ale o co ci chodzi? Serio! To jest przecież naturalne... chciałem sprawić ci przyjemność grą wstępną.

— CO?! - Jaką grą wstępną?! Nie rozumiesz, że ja... ja nie chcę! — zaczęłam się wydzierać przez łzy. To był obcy dotyk, którego nie chciałam. Za żadne skarby! — Myślałam, że...

— Że co? Że będziemy się tylko całować? Nie bądź śmieszna... Wiadomo że oboje tego chcemy.

— Nie! Tylko ty tego chcesz. Nie masz prawa mnie więcej dotykać, rozumiesz to?!

— Zachowujesz się jakbyś nigdy tego nie robiła. Już nie rób z siebie takiej świętoszki...

— Bo nie robiłam, nie zrobię teraz i nie zrobię nigdy jeśli będzie taka potrzeba! — wydarłam się najmocniej jak potrafiłam, na cały dom. Aż łzy ciekły mi z oczu...

Nie tak to sobie wyobrażałam... Jeszcze chwilę temu zrobiłabym wszystko, by mnie dotknął swoimi ciepłymi dłońmi... By dotknął mojego ciała. Ale poczułam coś innego... Niechęć i obrzydzenie... Chłód bijący od jego czynów i gestów. Dłonie miał ciepłe, lecz posługiwał się nimi zimnie. To była najbardziej nieprzyjemna rzecz jaką do tej pory przeżyłam. Do tego ta jego płytkość... Zależało mu tylko na przeleceniu mnie... W sumie czego ja się spodziewałam. Typowe.

— Nie wiedziałem, przysięgam... — zaczął ze skruchą się tłumaczyć, ale ja nie przyjmowałam już do siebie żadnego słowa. Próbował pogładzić moją twarz, a wtedy przeszła mnie gęsia skórka.

¡Para! ¡Y no me toques!  — zaczęłam krzyczeć po hiszpańsku. Tylko w silnych nerwach tak robię.

— Przestań! Przecież wiesz, że nie rozumiem!

— Daj mi już spokój... Wynoszę się stąd. — oznajmiłam sucho i z obojętnością na twarzy.

— Pozwól mi wyjaśnić... naprawdę nie chciałem byś się tego bała czy coś. — podbiegł do mnie i gwałtownie odwrócił do siebie.

— Odpierdol się ode mnie! — wrzasnęłam i z całej siły uderzyłam go w twarz z otwartej ręki. Słychać było tylko mocny plask. Taki, że aż ręka mnie zabolała, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Mężczyzna tylko złapał się za to miejsce w wyraźnym szoku. Pogładził lekko polik i spojrzał na mnie jak na najgorszrgo wroga. — Nie odzywaj się do mnie więcej.

Wychodząc wzięłam po drodze kurtkę i szalik. Bez słowa wyszłam otwierając drzwi. Zaskoczył mnie ogromny mróz, na którym nie dało się wytrzymać. Było już po dwudziestej drugiej. Ciemno, zimno, strasznie... Jeszcze do tego zaczął padać śnieg. Stałam tak na mrozie trzęsąc się z zimna. Do swojego domu miałam kawał drogi. Nie chciałam budzić siostry, więc zamówiłam taksówkę. Niestety nie miałam przy sobie pieniędzy, więc stwierdziłam, że znajdę u siebie jakieś pojedyńcze groszówki, którymi jakoś zapłacę.

Gdy tylko wysiadłam z samochodu, pobiegłam do domu. Uprzedziłam taksówkarza, że idę po pieniądze. Nie wiedziałam co mogę zrobić... Nie miałyśmy żadnych pieniędzy. Otwierałam po kolei szuflady, szafki... i nic. Tylko narobiłam hałasu. Andrea w pidżamie podeszła do mnie. Najwyraźniej musiałam ją obudzić.

— Co robisz? — spytała ospałym głosem i przetarła oczy.

— Potrzebuję pieniędzy, by zapłacić za taksówkę... — odparłam przerażona sytuacją, że mogę nawet nie zapłacić.

— Może w kurtce mam jakieś pieniądze, sprawdzę. Nie martw się. — mimo, że zaspana, pobiegła szybko i zaczęła szukać po kieszeniach kurtek i bluz. Nagle wyciągnęła dziesięć dolarów i mi je wręczyła. Jest taka kochana... Uratowała mnie. — Trzymaj, Mica. Ostatnie pieniądze jakie udało mi się znaleźć.

Oddałam facetowi pieniądze i biegiem wróciłam do domu... Do mojej wspaniałej siostry. Tam gdzie było ciepło i przytulnie... Usiadłam na łóżku, a Andrea obok mnie. Odgarnęła swoje długie kasztanowe włosy spadające jej na twarz i spojrzała na mnie wzrokiem pełnym pytań.

— Powiedzmy, że ta kolacja u Emila nie zakończyła się zbyt dobrze. — westchnęłam tylko i wlepiłam wzrok w sufit.

— Co ci zrobił? Powiedz, bo się martwię.

— Wyznał, że czuje to samo co ja... zaczęliśmy się całować, a potem przeszedł do obmacywania... — zmarszczyłam brwi na samo wspomnienie o tym.

- O Boże serio? Tak od razu? Nie wstyd mu?

— Wyczytał z mojego zachowania, że niby chcę się z nim przespać...

— Jezu... Nie sądziłam, że może być jeszcze gorszy, ale jak widać jest. — zdenerwowała się i zaczęła ostro wymachiwać rękoma. Cieszyłam się, że pomimo późnej godziny moja kochana siostra chciała mi pomóc, wysłuchać i pocieszyć. — Mam nadzieję, że sobie go odpuścisz już.

— Oh, Andrea nie wiem! To za trudne! Sądziłam, że jego dotyk będzie czuły i delikatny... pełen miłości. Ale jest zimny, nieprzyjemny i bez uczucia. Jakby robił to z kolejną naiwną... — z pozycji siedzącej, walnęłam plecami o łóżko rozkładając ręce ze zmęczenia.

— Wiem, że on dużo dla Ciebie znaczy, ale to może znak, że jest dupkiem i stać cię na kogoś znacznie lepszego... — znacząco ściszyła swój ton i spojrzała na mnie wzrokiem przepełnionym nadzieją i troską.

— Naprawdę tak myślisz?

— Oj uwierz, tak mu nawciskam za to co ci zrobił, że mu w pięty pójdzie! — zacisnęła dłonie w pięści knując już w głowie plan zemsty na nim.

— Dzięki... Dzięki, że jesteś przy mnie w takiej chwili i mi pomagasz. — uśmiechnęłam się do niej miło i szczerze. Bez żadnego udawania.

— Taka moja rola i wcale się nie skarżę. — zaśmiała się i również odwzajemniła uśmiech pełen miłości.

— Czy ja kiedykolwiek będę miała szczęście w miłości? — zapytałam wzdychając ciężko i mając już negatywną odpowiedź na to pytanie.

— Mica, nie mów tak! Jestem po prostu pewna, że niedługo znajdziesz mężczyznę swoich marzeń. Jesteś przecież śliczną dziewczyną... pełną uroku i wdzięku. Nie jeden za tobą oszaleje.

– Tylko tak mówisz ty kłamczucho... — wywróciłam oczami i rzuciłam w nią poduszką.

— Nie! Posłuchaj, jestem w stu procentach pewna, że niedługo poznasz mężczyznę, który wywróci twój świat do góry nogami. Stracisz dla niego głowę... I on dla Ciebie też... 

— Naoglądałaś się chyba za dużo filmów romantycznych... — zachichotałam lekko ją za to karcąc. — Lepiej chodźmy już spać. To był naprawdę okropny dzień...

— Jutro będzie lepiej, spokojnie. I nie martw się. Możesz pospać do późna. Jeśli Emil będzie zaganiał cię do pracy, to ja sobie z nim porozmawiam. Już dosyć przykrości ci narobił.

— Dziękuję, kochana. Przyda mi się długi sen... Przez Emila niestety nigdy porządnie się nie wyspałam.

— Teraz śpij do woli. Dobranoc. — pocałowała mnie w czoło sprawiając, że czułam się o wiele lepiej. Dzięki jej matczynej trosce, moja głowa już przestała mnie zadręczać tą całą sytuacją.

— Ej Mica! — krzyknęła Andrea z sąsiedniego pokoju zbliżając się do łóżka.

— Tak?

— Emil jest muy estúpido.

Lepiej bym tego nie ujęła. — zaśmiałam się. Tylko po hiszpańsku to ma taki piękny rozgłos.

Nie miałam ani siły ani chęci, by rozebrać się czy umyć. Zsunęłam tylko swoje spodnie i zrzuciłam stopą na podłogę. Mocno opatuliłam się kołdrą oraz kocem i przycisnęłam głowę do poduszki. Było tak ciepło... Tak miło i beztrosko. Mogłabym już w ogóle nie wychodzić z łóżka i wiecznie spać. Zimno nie przedostawało się przez puszystą kołdrę, więc mogłam rozkoszować się chwilą opatulającego ciepełka. Po dniu pełnym wrażeń musiałam w końcu zrzucić z siebie maskę odważnej i niezależnej dziewczyny, którą nic nie może zranić. Może w pewnym sensie mam dwie twarze... Bo gdy jestem sama, nie wstydzę się siebie. Nie wstydzę się, że w mojej głowie jestem zupełnie inna. Że mimo wszystko posiadam uczucia... A nawet bardzo wiele uczuć, których czasami się boję. Każdego dnia jestem szczęśliwa i cierpię. Każdego dnia uśmiecham się i płaczę. Każdego dnia wyciągam dłoń i tej dłoni potrzebuję. Co prawda jeśli chodzi o emocje i wyrażanie ich, jestem słaba w porównaniu do mojej siostry. Jej zawsze łatwo wszystko przychodziło. Na dodatek była uzdolniona poetycko i artystycznie. Zawsze lśniła w moich oczach. Zawsze nawet jej zazdrościłam. Jednak ona tego nie wie i nawet by o tym nigdy nie pomyślała. Byłam dla niej wzorem do naśladowania, tak jak ona dla mnie... Nawet nie potrafiłabym pokazać jej mojej słabości.

Rozmyślając tak, dobiło mnie jeszcze większe zmęczenie. Zamknęłam oczy i powoli zaczęłam oddalać się do krainy Morfeusza. Słodkie sny i koszmary znów mogły pokazać co potrafią w mojej głowie.

~Emil~

Nie miałem pojęcia, że Mica tak zareaguje. W końcu widziałem, że również mnie pożąda i bardzo mi się to podobało. Byłem nieziemsko wkurwiony na tę dziewczynę. Spoliczkowała mnie i wybiegła z krzykiem na mróz. Złość wypełniła mnie całego, moje ciało zaczęło się trząść i drgać. Nie wiem co ona sobie takiego wyobraża... Że może tę noc spędzilibyśmy razem w jednym łóżku tylko śpiąc? A może jeszcze bajeczki na dobranoc?

Pojęcia nie miałem, że Mica jest jeszcze dziewicą, ale to nie zmieniało faktu, że nie miała prawa mnie potraktować jak największego gnoja. Nie jestem bezduszny. Rozumiem jej obawy, strach przed dotykiem, bo nikt nigdy jej nie dotknął, nie rozebrał i nie podniecił. Sam nie jestem do końca pewny czy jestem w niej zakochany i ta noc miała utwierdzić mnie w przekonaniu, że jestem. Jednak mi się nie oddała i już nie wiem co mam dalej myśleć. Jej zachowanie świadczyło o tym, że ona sama mnie nie chce.

Pomimo złości na nią, martwiłem się. Było bardzo zimno, temperatura na minusie, a do domu miała kawał drogi. Do tego padał śnieg i to nie byle jaki... to była wręcz śnieżyca. Chłodny wiatr i wilgoć przyprawiająca o dreszcze. Przeklęta ta dziewucha, ale po prostu musiałem napisać chodziaż do Andrei czy wróciła bezpiecznie. Nie darowałbym sobie, gdyby coś się jej stało.

Brakowało mi sił na sprzątanie, a na stole panował olbrzymi bałagan. Umysł i ciało podpowiadały mi, że najwyższy czas pójść pod prysznic i zmyć z siebie ten cały koszmarny dzień, który już odbił się w mojej głowie i pozostawił ogromny ślad.

Wziąłem z szafki biały ręcznik i powędrowałem szybkim krokiem do łazienki. Rozpiąłem pasek od spodni i zsunąłem je. Zacząłem rozpinać koszulę, po czym ubranie wylądowało na zimnych kafelkach. Tak samo zdjąłem bieliznę i wszedłem pod strumień gorącej wody. Od razu poczułem wspaniałą i upragnianą ulgę, że zmywam z siebie całe utrapienie. Ciepła ciecz z słuchawki prysznicowej rozlewała się po moim całym ciele dając ulgę i przyjemne ukojenie. Patrzyłem tylko na to jak woda spływa po mojej klatce piersiowej. Dawało mi to satysfakcję. W pewnych momentach byłem na siebie lekko wkurzony, że dziewczyny nie mają tak dobrych warunków jak ja. Czasami nawet jestem zły na siebie, że doprowadziłem do tak okropnego czynu, który muszę przed nimi wciąż ukrywać... Jedna i druga mnie znienawidzi, gdy dowiedzą się prawdy. Przez ograniczoną wiedzę na temat życia, szybko nie urwą się spod mojego "panowania". Jednak jestem świadom, że jedna i druga mają świeże dziewiętnaście lat i beztroskie moje lenistwo może się też skończyć szybciej niż myślę. Nie będą już dla mnie pracowały, bo odkryją, że bez matury i skończonej szkoły też da się sensownie wyjść na prostą.

Gdy kabina prysznicowa oraz lustro zdążyły zaparować, postanowiłem wyjść. Od razu ogarnęło mnie przeszywające zimno na skórze. Pospiesznie wytarłem się ręcznikiem i narzuciłem na siebie jedynie bokserki. Dokładnie umyłem zęby i skierowałem się do swojej sypialni. Wielkie łóżko aż mnie przyciągało swoim ciepłem i przytulnością. Od razu po wejściu na nie, narzuciłem na siebie kołdrę, ale przez długi czas nie mogłem zmrużyć oka. Martwiłem się o Micę. Wiedziałem, że ona zna milion sposobów, by dostać się bezpiecznie do domu, ale do końca nie byłem pewny, czy jest bezpieczna. Czy będzie ze mną czy nie, czy prześpi się ze mną czy nie... zawsze będzie mi na niej bardzo zależało. Znam ją od czasów jak była dzieckiem i przywiązałem się do niej. Nie darowałbym sobie, gdyby rzeczywiście coś jej się stało. Mój telefon leżał na szafce nocnej obok lampy, ale zwyczajnie nie mogłem po prostu zadzwonić czy napisać po tym co się stało. Stwierdziłem, że jak oboje ochłoniemy, ja rano do niej napiszę i spytam czy na pewno wszystko okej.

Po długim rozmyślaniu, wreszcie udało mi się zasnąć...

***

Rano obudził mnie dzwonek telefonu. Ledwo co widziałem na oczy... Tylko rozmazany obraz. Wiedziałem, że to Greg chciał rozmawiać na temat towaru. Szczerze nie miałem ochoty z rana kłócić się z nim. To on dostarcza nam te rzeczy, które sprzedajemy i też na tym zyskuje. To nasz wspólny biznes.
Dzięki mojemu ojcu mam teraz życie godne zazdrości. Przejąłem po nim firmę, gdy zmarł...

Jednak wyciszyłem dźwięk dzwonka. Nie mogłem usnąć spowrotem, więc zdecydowałem się napisać tą wiadomość. Wziąłem telefon do ręki ponownie i czekałem aż coś wpadnie mi do głowy. Niestety. Pustka. Jedyne rozwiązanie jakie mi się nasunęło, to napisać do Andrei. Ma mniej cięty języczek od swojej siostry. Długo czekałem na odpowiedź aż w końcu zdecydowałem, że czas wstawać. Ubrałem na siebie koszulę w kratkę i niebieskie jeansy. Do tego nasunąłem swój zegarek, z którym nigdy się nie rozstaję. Jeszcze sekundę przed wyjściem zerknąłem na telefon, ale nie ujrzałem żadnego nowego powiadomienia. Westchnąłem ciężko i schowałem go do kieszeni.

Dzisiaj zapowiada się wyjątkowo ciężki dzień...

~Micaela~

Od rana był niezły harmider. Po obudzeniu przez promienie pięknego słońca... musiałam szybko wstać przez moją kochaną siostrę... Ten durny casting na modelki jest dzisiaj. Sądziłam, że to dopiero w przyszłym tygodniu, ale Andrea zamiast zapisać sobie datę, wolała to zapamiętać... Przy natłoku myśli oczywiście zapomniała i wymyśliła, że to dopiero w następny poniedziałek. Byłam wściekła i zmieszana. Chciałam smacznie pospać, poleżeć w łóżku i nie przejmować się dosłownie niczym tego dnia, a tu nagle ten gówniarz mnie szarpie za ramię i drze się o tym castingu. Przez to obie biegamy po całym domu, by się przygotować, bo to już za godzinę.

— Gdzie masz ten tusz do rzęs?! — Andrea krzyczała z łazienki, a ja w nerwach szukałam jej jeansowej kurtki.

— Tam gdzie go zostawiłaś! — warknęłam wściekle.

— Ostatnio go tobie dawałam! Gdzie go rzuciłaś?!

— Ja nie używam twoich rzeczy, wariatko!

I tak cały czas przygotowuję moją siostrę do tego castingu. Idę jej jedynie potowarzyszyć i podtrzymać na duchu w trudnej chwili. Sama byłam już gotowa. Ubrałam na siebie szare dresy i nie miałam zamiaru szczególnie się odstrajać. To ma być dzień Andrei... początek jej kariery modelki... początek jej sławy. Mocno trzymam za nią kciuki, bo jest naprawdę piękną i zmysłową dziewczyną. Wybieg i czerwone dywany są dla niej stworzone.

— I jak? Co sądzisz? — wyszła zza rogu lekko spocona i zdyszana przez to ciągłe bieganie.

Wtedy ujrzałam prawdziwego anioła, a nie moją siostrę... Miała na sobie jedwabną czarną i obcisłą sukienkę, która pięknie przylegała do jej talii i uwidaczniała jej kobiece kształty. Pięknie pasowała do jej oliwkowej karnacji i niabiańsko cudownych brązowych oczu, które wyróżniały się swoją wielkością i czystością. Jej usta zostały muśnięte malinową pomadką, a rzęsy potraktowała tylko lekkim ruchem szczoteczką do rzęs. Jej piękne, długie kasztanowe włosy po wyprostowaniu sięgały aż do pośladków. Uśmiechnęła się skromnie. Wtedy już byłam po prostu pewna, że jest już idealnie.

— Wyglądasz... Pięknie... — stwierdziłam z lekkim niedowierzaniem. Wciąż patrzyłam się na nią, bo ciężko było oderwać wzrok. Dla mnie była idealna i wygrywała pod każdym względem.

— Uważasz, że coś powinnam dodać? Coś zmienić? — zaczęła się zamartwiać i stresować.

— Nie, jest już idealnie... — Nie wytrzymałam i wypuściłam łzę wzruszenia. Szybko ją jednak wytarłam i w panice zaczęłam wymachiwać rękami. — Coś mi wpadło do oka...

— Ty płaczesz? — spytała i zaczęła się śmiać podchodząc do mnie.

— Nie, alergia... No tak płaczę... Właśnie wiem, że moja siostra zostanie modelką, wzruszyłam się. — uśmiechnęłam się i znów zaczęłam podziwiać jej niesamowitą urodę.

— To jeszcze nie jest pewne... muszę przejść casting.

— Oj, ale ja wiem, że to wygrasz. Żadna nie równa się twojej urodzie. — z przekonaniem odwróciłam jej głowę wprost na wielkie lustro, by na siebie zerknęła. — Wygrasz to, jestem pewna.

— Na pewno nie chcesz spróbować? Mamy trochę czasu i... — zaczęła mnie namawiać, ale bez efektów, bo ja wiedziałam jednak swoje.

— Naprawdę nie chcę. To nie dla mnie i nie będę się czuła dobrze. To ty masz tam lśnić jak prawdziwy diament. — złapałam ją za obie ręce, a ona posłała mi uśmiech wyrażający pełne zrozumienie.

Nagle telefon Andrei zawibrował. Zdesperowana sięgnęła po niego do kieszeni kurtki, która powieszona była na wieszaku. Spojrzała na niego, a jej miną wyrażała ogromne zirytowanie.

— To coś ważnego? — zapytałam, choć wiedziałam, że nie, skoro miała taką nieciekawą minę.

— Nie. To Emil... — zmarszczyła brwi w sekundę i spojrzała w sufit próbując opanować swoją złość. — Nie wierzę... Ten gnojek ma jeszcze czelność do mnie pisać.

— A co takiego napisał? — również się zdenerwowałam. Po tym co zrobił nie miałam najmniejszej ochoty go widzieć ani czytać jego wiadomości. W ogóle o nim słyszeć... Ten dupek jeszcze teraz dręczy moją siostrę w takiej stresującej dla nas chwili.

— Zapytał się, jak się czujesz i czy dotarłaś bezpiecznie do domu...

— Trochę późno, nie sądzisz? — przewróciłam oczami, gdy tylko Andrea odczytała wiadomość. Co ten idiota sobie myśli? Że nagle jak zapyta się o samopoczucie i jak wróciłam do domu to wszystko będzie dobrze? Że złość minie i dalej będzie myślał o nas razem w łóżku? Nie ma mowy.

— To za mało powiedziane... Czemu napisał to do mnie a nie do ciebie? I dlaczego napisał? Powinien na kolanach cię przepraszać. Jego zachowanie i tak nie jest wybaczalne.

— Masz rację. Jest okropnym, samolubnym, egocentrycznym, haniebnym... — nagle usłyszałam trzask zamykanych drzwi i tupot grubych butów oraz niewyobrażalny chłód przebijający przez skórę.

— Miło, że mnie komplementujesz. — usłyszałam za plecami głos... Emila. Odwróciłam się, a on tam naprawdę stał. Jego ubrania były całe w śniegu. Cała kurtka i spodnie pokryte były białymi drobinkami. Buty wytarł o wycieraczkę zostawiając masę śniegu i lodu na niej. I w tych zabłonocych i zaśnieżonych butach wszedł na czystą podłogę.

— Co Ty tu robisz śmieciu?! — wydarłam się na cały głos widząc jego paraliżującą obecność i przeszywające, zimne spojrzenie. — Świnie powinny siedzieć w oborze!

— I po co tu przylazłeś dupku? Mało nam problemów narobiłeś? Twoja obecność jest tutaj zbędna! — Andrea krzyczała mając ochotę mocno go uderzyć.

— Przypominam, że to moje mieszkanie i mam do niego pełne prawo. — wybronił się i jednym ruchem ręki zdjął wełnianą czapkę z głowy.

— Nie wstyd ci tu przyłazić? Jeszcze po tym co zrobiłeś... — wycedziłam przez zęby gardząc nim samym spojrzeniem.

— Andrea... — jęknął widząc ją w pełnej okazałości. — Coś ty się tak odpendzlowała?

Moja siostra słysząc te słowa aż się wzdrygnęła i rozszerzyła oczy. Podrapała się z tyłu głowy szukając jakiejś wymówki. Wyraźnie nie spodziewała się tego, że zwróci na nią uwagę i to ją bardzo zawstydziło i skrępowało.

— Nie zmieniaj tematu... — wybełkotała w lekkim strachu.

— Nie mówię tego obraźliwie. Bardzo ładnie wyglądasz. — uśmiechnął się i wytężył klatkę piersiową spoglądając na moją siostrę. — Po co to? Wybierasz się gdzieś?

— A co Cię to obchodzi? Nie masz swojego życia, że wtrącasz się w inne? Nie twoja sprawa. Możesz łaskawie wyjść? — podeszłam do niego i z całej siły pchnęłam w stronę drzwi, ale ani drgnął.

— Spokojnie, diabełku. — poklepał mnie po głowie z racji tego, że był ode mnie znacznie wyższy. — Nie ruszam się stąd, bo mieszkanie oficjalnie należy do mnie.

— Niedługo powiesz, że my też do Ciebie należymy... A co potem? Mica rozkładaj nogi, Andrea obciągaj? — Andrea wzięła z podłogi rozrzucone ubrania i wrednie zerknęła Emilowi w oczy.

— Przestańcie się pruć o wczorajsze... Nie chciałem, by tak wyszło. — ujrzałam małą drobinkę skruchy w jego oczach. Znowu się w nie wgapiałam... Co ja poradzę... Były takie ładne, błyszczące i brązowe. Zawsze będę miała do nich słabość.

— Akurat... To co mamy zrobić byś łaskawie stąd wyszedł? Śpieszymy się. — Andrea zrobiła krok w przód, a ja zaczęłam sprzątać szybko resztę ubrań.

— Muszę porozmawiać z Micą... — powiedział to tak, jakby naprawdę była to dla niego bardzo ważna sprawa, której nie może przełożyć. — Mica... Proszę Cię! Chcę to wszystko wyjaśnić i cię przeprosić.

— Nie ma mowy, Emil. Już za późno. Jeśli masz zamiar się tu panoszyć, to przykro mi. My wychodzimy. — z uniesioną głową chapnęłam nasze kurtki z wieszaków. Podałam Andrei jedną, po czym zaczęłam zakładać swoją. W pośpiechu zarzuciłyśmy czapki na głowę i szaliki na szyję.

Po raz ostatni spojrzałam Emilowi prosto w oczy. Mężczyzna widocznie był smutny i skruszony całą tą sytuacją. Może naprawdę żałował? Może trochę za ostro go potraktowałam? Zrobiło mi się go żal. W końcu przyszedł tutaj taki kawał w ostrą zimę, by tylko mnie przeprosić. Ten człowiek wiele razy działał mi na nerwy, ale nie był taki zły...

— Nie zapomnij o wypłacie. — wycedziła przez zęby moja siostra wyraźnie wściekła jego panoszeniem się w naszym domu. Trzasnęła ostro drzwiami, gdy ten nawet nie zdążył wyjść na zewnątrz.

— Jeszcze mu drzwi popsujesz. — zaprotestowałam.

— I bardzo dobrze. Jego gruby portfel wreszcie ucierpi.

— Byłoby super, ale to my tutaj mieszkamy. — oświeciłam ją. To był dobry pomysł uszkodzić mu coś celowo, ale nie, gdy my też na tym ucierpimy.

— Właśnie dlatego idziemy tam, gdzie mamy iść... Bo to prawdopodobnie początek naszej wolności i życia bez tego skurwiela. — spojrzała na mnie znacząco, dając do zrozumienia, że nie zniesie więcej życia na jego smyczy. I miała w pełni rację. Też tego nie zniosę.

— Wiesz w ogóle gdzie idziemy? Daleko to jest? — spytałam robiąc wielkie kroki na grubym śniegu. Zostawiłam głębokie ślady i niezapomniany dźwięk w uszach. Tego roku zima była naprawdę ostra i surowa.

— Taksówką było by szybciej, ale nie muszę mówić ci kto płaci nam tak mało za ciężką harówkę. — przewróciła oczami i zaczęła iść w kierunku miasta, a ja tuż za nią. — Czytałam tą ulotkę w internecie. To gdzieś w tej starej kamienicy. Została odnowiona widocznie.

— Tak? To niedaleko. I fajnie, że wreszcie zajęli się tą ruiną. Zawsze się bałam, że to się na mnie zawali, jak będę przechodziła obok. — zaśmiałam się chrumkając przy tym, by rozbawić siostrę. Niestety była bardzo rozzłoszczona. Szła z dumnie uniesioną głową i wypchniętą klatką piersiową.

Przemierzałyśmy ulice nowego Jorku. Pomyśleć, że to takie nowoczesne miasto z wieloma pięknymi miejscami... ale nie. Mieszkałyśmy bardziej w tych gorszych strefach. Piękne widoki nas omijały. W oczy rzucały się tylko stare budynki, mnóstwo zniszczonych drzew i popękane chodniki. A zamiast przyjemnego światła z domów w Nowym Jorku, można było jedynie zobaczyć światła taksówek w nocy.

— Zdążymy na czas? — podbiegłam do Andrei, która za każdym razem mnie wyprzedzała. Była wyższa ode mnie i miała dłuższe nogi, więc przychodziło jej to z łatwością.

— Pewnie, że tak. Czemu pytasz?

— Chciałam zagadać. Maszerujemy w ciszy. Widać, że jesteś wściekła i nie wiem dlaczego. Emila traktuj jak powietrze, mówię ci.

— Tu nie chodzi o Emila! — zatrzymała się z przytupem.

— Nie? — uniosłam ze zdziwienia jedną brew.

— No... chodzi o niego... ale i tak nie zrozumiesz. — odwróciła się i znów zaczęła szybkim krokiem podążać w stronę tego castingu.

— Adnrea! — złapałam ją gwałtownie za ramię i zmusiłam, by spojrzała mi w oczy. — Jesteśmy siostrami. Jeśli nie zrozumiem to trudno, ale ważne, byśmy nie miały przed sobą żadnych tajemnic... Powiedz o czym myślisz.

Usłyszałam głośne westchnięcie z ust siostry. Przez chwilę wlepiała wzrok w chodnik, lecz później spojrzała na mnie.

— Czuję, że Emil od początku nas okłamuje. — wyparowała starając się opanować emocje.

— Ale dlaczego myślisz, że nas okłamuje?

— Wydaje mi się nieprawdopodobne, że oddali nas obydwie w ręce człowieka, który podróżował i nie miał stałej pracy... — zaczęła, a po mnie aż przeszły ciarki.

— Co tym sugerujesz?

— A co jeśli... Co jeśli Emil nas porwał, a nie zaadoptował? — powiedziała, a ja o mało co nie zemdlałam. Powaga jej słów była najprawdziwsza. To nie był głupi żart. Wtedy zaczęłam się głęboko zastanawiać...

— Nie... — wybełkotałam jedynie.

— Chciałabym w to nie wierzyć. To tylko głupia teoria...

— Nie, to nie jest możliwe. Emil taki nie jest. Znam jego wady. Jest kłamcą i egoistą, ale tego by nie zrobił. Sama zresztą pamiętam, że pani z domu dziecka była przy tym, jak nas odbierał. I tak w ogóle... Po co miałby to robić? — rzekłam z pełnym przekonaniem swoich słów, chodziaż z początku taka pewna nie byłam. To trudne opisać człowieka tak tajemniczego. Czasem ubarwiam jego cechy, bo jestem w nim zauroczona, lecz tego jestem pewna na sto procent, że nigdy nie zrobiłby czegoś takiego.

— No tak, mówiłam, że nie zrozumiesz. To głupie... — machnęła ręką.

— Dzięki, że mi o tym powiedziałaś. Wierzysz mi teraz, że nie mógł tego zrobić?

— Tak, tak wierzę. To z nudów wymyśliłam... za dużo kryminałów. — zaśmiała się cicho.

— Przynajmniej wreszcie masz wesołą minę. Czytaj je częściej! — pacnęłam ją centralnie w dołeczek w policzku i uśmiechnęłam się do niej.

— Na pewno... — rzekła ironicznie wywołując w nas napad głupawki. Śmiałyśmy się z niczego tak naprawdę, a ludzie przechodzący obok myśleli, że coś nam dolega. Jednak nie przejmowałyśmy się tym, co powiedzą inni. Byłyśmy nieokiełznane i dziwne, ale rozumiałyśmy się bez słów i to mam wystarczało.

Przemierzałyśmy tak ulice, a w mojej głowie było tysiąc myśli na sekundę... Wyobrażałam sobie, że moja siostra zostanie piękną modelką z pasją i gracją... że fotografowie będą się o nią bili. Będzie szczęśliwa... Będzie szczęśliwa jak nigdy dotąd, a my zbliżałyśmy się powoli do początków jej kariery... Wierzyłam w nią. Wierzyłam, że swoim kobiecym blaskiem i pięknem oszołomi tych wszystkich ludzi i bez wahania stwierdzą, że wygrała casting. Jestem tego bardziej niż pewna...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top