11

~Dexter~

Nie wiedziałem, co mam odczuwać w danej chwili. Czy radość z tego, że dziewczyna, którą pragnę jest blisko mnie i czuję jej bicie serca, czy może cierpienie przez to, że wiele razy ktoś skorzystał sobie z jej ciała bez jej zgody. Nie dało się tego opisać słowami. Złość i rozpacz z dwóch stron. Coś ściska mój żołądek i powoduje problemy z racjonalnym myśleniem. Czy jestem może dla niej kolejnym zwyrodnialcem, który podstępem chce ją wykorzystać? Ta myśl mnie rozdziera od środka.

— Gdyby nie ty, już dawno bym się zabiła i przestała cierpieć. — wymamrotała bez emocji, jakby w środku zabrakło jej duszy.

— Masz mi za to za złe? — spytałem mrużąc oczy spoglądając gdzieś w dal.

— I tak i nie. Trudno powiedzieć. To w sumie nie boli aż tak fizycznie jak psychicznie. Mój mąż by mnie po tym nawet nie dotknął z obrzydzenia.

Zgrzytnąłem zębami i zmarszczyłem mocno czoło na słowo "mąż".

— Chyba tylko frajer by tak postąpił.

— A jak ty byś zrobił?

— Dziewczynę, która tak wiele przeszła traktowałbym jak księżniczkę. Nie moja przyjemność się liczy, tylko jej. Zrobiłbym wszystko, by poczuła się lepiej. Jeśli to ta jedyna, nie będę czuł żadnego obrzydzenia. Jeśli jest się z kimś to nie tylko w te dni, kiedy jest miło, zdrowo, ładnie... Jest się też w takie chwile gdzie wszysyko się wali, jest nieprzyjemnie i życie staje się udręką. I wspiera się przy tym. Jeśli kogoś kochasz on zawsze jest dla ciebie wszystkim, zawsze jest dla ciebie atrakcyjny. Nie tylko w te dni, kiedy jest zadbany i czysty, ale też w dni gdzie siedzi w tej samej koszulce już od kilku dni, w potarganych włosach i bez makijażu.

— Nie chcę mi się w ogóle wierzyć, że nie robisz sobie ze mnie żartów. Mało kto ma takie podejście ogólnie do drugiego człowieka. — jej słowa zabrzmiały tak melancholijnie, że zacząłem również dostrzegać więcej złych stron tego świata.

Ona miała rację i to w pełni. Na tym świecie nie ma szczerej miłości. Jedni idą tylko za swoim pożądaniem, kolejni idą za rozpędzeniem nudy w życiu, jeszcze inni za pieniędzmi, a jeszcze inni dla zabawy. Wiedziałem o tym doskonale. Nigdy chyba nie zapomnę o Ani...

— Wiem, że ten świat jest popieprzony. Wiem ile już się nacierpiałaś. Wiem, że wymyślę coś, co sprawi, że już nie będziesz musiała tego czuć. — złapałem jej rękę mocno ściskając.

— Jak zamierzasz to zrobić? Mafia to jest inny świat, nie wiem komu ufać, ani kto wbije mi nóż w plecy... A raczej kulkę w łeb. Jeśli się postawię albo mnie zniewolą i skatują albo zabiją. Chyba już wolę to drugie.

— Nie mów tak. Jeszcze z tego wyjdziemy oboje. Nie mam pieniędzy. Nie możemy uciec, zresztą znajdą nas. Nie mogę cię nawet "kupić" przysłowiowo byś należała do mnie formalnie i nikt już by nie położył na tobie swoich paskudnych łap.

— Dex?

— Tak?

— Dlaczego ty tutaj jesteś? Nienawidzisz tego mafijnego świata, ale jednak tu jesteś i dalej w nim trwasz. Czemu? — spytała, a ja zadrżałem, bo już nie miałem pojęcia jak z tego wybrnąć.

— Błędy mojej młodości. Tyle mogę ci powiedzieć. — zagryzłem język, by nie wypaplać tej najgorszej rzeczy w całym moim życiu.

— Ciekawe jakie musiały być te powody. Nie jesteś taki jak oni.

Uśmiech zagościł na mojej twarzy po tych słowach. Już nie widziała we mnie żadnej bestii, która chce ją skrzywdzić. Było to wybawieniem dla mojego umysłu i serca.

— Powiem Ci, jeśli będę gotów...

— Trzymam Cię za słowo. Swoją drogą chciałabym już stąd wyjść. Umyć się. Jestem brudna po tym wszystkim. Ale nie mam siły wstać. Nie mam już na nic siły. Do tego boję się, że jak wyjdę spotka mnie to samo co przed chwilą. Nie umiem tak żyć. — wyszlochała mi prosto w ramię trzęsąc się i szybko oddychając, jakby potwornie się bała.

— Nie musisz się o to martwić. Wiem, że nie masz siły, ale może choć dla mnie ją będziesz miała... Jak pójdziemy do łazienki razem, to nikt cię nie skrzywdzi, bo będziesz ze mną.

Po tych słowach pomogłem wygramolić się jej z łóżka. Jej ciało było wychudzone i pełne siniaków, ale starała się mimo bólu sama dojść do prysznica. Mimo wszystko wciąż była najpiękniejszą i najsilniejszą kobietą jaką kiedykolwiek spotkałem...

~Micaela~

—Rozluźnij się. Nie będę tańczyć z kłodą. — zmarszczyłam czoło patrząc jak El gupo stoi w bezruchu z nadzieją, że nogi jakoś same magicznie go poniosą.

— Łatwo ci mówić, ja nigdy nie tańczyłem. — rzekł, a jego loczek znów opadł mu na twarz. Zdmuchnął go wściekle i skrzyżował ręce. — Nie jestem w tym dobry, nie mam tego we krwi jak ty.

— To miłe, że twierdzisz, że się z tym urodziłam, ale jesteś w błędzie. Każdy musi się tego nauczyć i nikt się nie rodzi z takimi umiejętnościami. Po prostu może ktoś bardziej przyswajać wiedzę na ten temat i lepiej się ruszać, ale to wszystko jest również kwestią nauki.

— No to słaby ze mnie uczeń. Nie chcę ci robić pod górkę. Próbuję, ale sama widzisz że z kimś tak spiętym nic nie wychodzi.

— Dlaczego się stresujesz? Boisz się czegoś? A może mnie się boisz?

— To ostatnie to mogłaś sobie darować.

— Świetnie, że się mnie boisz, ale teraz rozluźnij te ramiona, ja mam tańczyć z facetem, a nie z słupem. — podeszłam do niego i z całej siły zaczęłam szarpać jego szerokie i umięśnione ramiona, które w samym białym podkoszulku wyglądały niezwykle seksownie.

— Teraz na pewno się rozluźnię po takim macaniu. — zadrwił przez co go puściłam i zmierzyłam morderczym wzrokiem.

— Zanim mnie wyprowadzisz z równowagi, spróbujmy zatańczyć. Zobaczę czego muszę cię nauczyć. Poczekaj, włączę muzykę.

Hiszpańska melodia zaczęła wydobywać się z głośnika, a my złapaliśmy się pokracznie za ręce. Już sam początek zepsuł. Nie czuł rytmu, był sztywny jak drut, garbił się i nie zwracał uwagi na samopoczucie partnerki, a zamiast tego gapił się na swoje stopy, które i tak co pięć sekund mnie deptały. Z boku to musiało wyglądać komicznie. Chciałam przejąć inicjatywę i pokazać mu jak prawdziwy dżentelmen powinien tańczyć, jednak skończyło się tak, że potknął się o moją nogę, a ja przez to o jego i wylądowaliśmy na podłodze z wielkim hukiem.

— Boże, jesteś beznadziejny!

—  Po swojej nauczycielce. — rzucił kąśliwie pomagając mi wstać.

— Dobrze. Trzeba nauczyć Cię wszystkiego od samych podstaw, najlepiej od definicji tańca i godności.

— To przy okazji poszukaj swojej.

— Dobra, skończmy. Pamiętaj, El guapo. W tańcu najważniejsza jest więź z melodią. Umysł musi się wyłączyć w kontrolowaniu ruchów, a skupić na muzyce, która pokieruje dalej twoim ciałem. Najpierw spróbuj się odprężyć. Pomyśl o czymś miłym, przyjemnym... O czymś, co cię zrelaksuje.

— Po prostu spróbuj mnie nauczyć tych wszystkich kroków i będzie po sprawie. Nie będę w końcu pisał egzaminu o tańcu.

— No właśnie byś zatańczył poprawnie to muszę wpoić ci te wszystkie zasady. Inaczej ta twoja partnerka będzie tańczyła z kłodą. Ten cały Troy czy tam Travis nie będzie zadowolony i odstrzeli ci głowę.

— Nie jestem artystycznie uzdolnionym poetą tańca, by rozumieć twoje gadki. Jak można wyłączyć myślenie na rzecz rytmu muzyki?

— Pomyśl sobie, że twoje największe marzenie się właśnie spełnia. Wyobraź sobie ten dzień, w którym wszystko zaczyna ci się układać. Ty jednak nie czujesz się podekscytowany. To uczucie minęło i ochłonąłeś przez jakiś czas. Jesteś usatysfakcjonowwny, czujesz ulgę, spokój, ale dalej w tobie pulsuje to szczęście, które daje ci pewien rodzaj energii, a ty chcesz ją wykorzystać. Właśnie na to, co teraz robimy. Jak to będzie wyglądało?

Zamknął oczy i przez chwilę nic nie mówił. Skupił się na moich słowach i zrelaksował się czując coraz większe zaangażowanie w melodię. Wreszcie był choć trochę mniej sztywny. I tak efekt nie był zadowalający, lecz lepsze to niż nic. Uśmiechnęłam się na widok jego skupionej miny. Był taki zabawny, kiedy wysuwał usta i poruszał nimi w obie strony zapewne wyobrażając sobie przyjemne chwile. Ciekawe co takiego pragnął.

— Widzisz, jest lepiej! — wybudziłam go z lekkiego transu okrzykiem.

— Naprawdę? — uśmiechnął się z niedowierzania.

— Tak! Twoje ciało wreszcie wyluzowało i już nie muszę przesuwać cię jak kamiennego posągu. Uwierz, może i wyglądam na silną, ale nie daje rady go przesuwać.

— Wcale nie wyglądasz na silną jeśli mam być szczery. Bardziej na słabą dziewczynkę, która wszystkich zaczepia, a potem ucieka do pierwszego lepszego dorosłego, który ją obroni.

— I że niby ty masz być tym dorosłym? Z szopą na głowie i upocony jak świnia wyglądasz bardzo poważnie. — zaśmiałam się, a on zrobił tylko oburzoną minę i wróciliśmy do wspólnych ćwiczeń.

Za każdym razem gdy dotykałam jego rąk, czułam coś dziwnego. I nie był to fakt, że po raz pierwszy dotykam bicepsów jakiegoś w miarę dobrze zbudowanego faceta. Miał też gęsią skórkę, ale to nie było to. Miał kilka niewidocnych, ale wyczuwalnych blizn na ciele. Nie wyglądało to jakby gdzieś się pocharatał czy jakby robił sobie celowo krzywdę. To były grube kreski jakby ktoś z premedytacją ostrzył tępy noż o coś ostrego. Nieźle go musieli tutaj urządzić. Na samą myśl bolała mnie skóra. Po co w ogóle godzić się na coś tak niegodziwego i brutalnego jak mafia. Myślałam nawet przez chwilę, że jemu tutaj jest dobrze, no ale te rany mówią same za siebie. Nie zgodziłabym się nigdy na nic podobnego.

Jeszcze nie zastanawiałam się nad jego losem. Może nie miał wyboru? Może już się tutaj urodził i nie miał innego wyjścia niż zostanie tutaj i usługiwaniu przywódcy? Albo może to jest jeszcze bardziej bestialskie niż mi się zdaje. A może nawet on miał jeszcze gorsze tortury niż te, które czekają mnie?

— Moje stopy krwawią. Już nie mam siły. — wyrwał mnie jego głos z zamyślenia. Naprawdę był obolały i już od kilku minut stękał, że go coś boli.

— A co ja mam powiedzieć? Depczesz mnie przy każdym możliwym ruchu. — posłałam mu taki sam grymas na twarzy, po czym sama odczułam zmęczenie. — Usiądźmy i zregenerujmy siły.

Oboje usiedliśmy na łóżku wzdychając. Oboje byliśmy tak upoceni jakbyśmy właśnie przebiegli maraton. Poczułam się przez chwilę tak jakbym tańczyła z Andreą na imprezie. Na dodatek poczułam się tak swobodnie, że prawie zdjęłam koszulkę, bo myślałam, że jestem u siebie w domu. El guapo nie wahał się ani sekundy i ściągnął z siebie mokry podkoszulek i cisnął nim jak szmatką o podłogę. Ze zmęczenia aż się położył, by chwilę odetchnąć. Ukradkiem zerknęłam na jego ciało. Widok sprawił, że automatycznie odwróciłam się w jego stronę i wytrzeszczyłam gały jak opętana. Tłumaczyłam sobie w głowie, że ja rzadko widzę gołe klaty, bo tak rzadko mam do czynienia z facetami. Dlatego byłam taka podjarana, że wreszcie nie widzę wielkich i ulanych brzuchów moich sąsiadów tylko naprawdę seksowną klatkę piersiową nietuzinkowo przystojnego mężczyzny. To nie był żaden sześciopak czy prawdziwa rzeźba. To było coś tak jakby pomiędzy rzeźbą, a normalnym płaskim brzuszkiem. Chciałam go aż dotknąć, bo wyobrażałam sobie jak bardzo może to być gorące. Ześwirowałam trochę...

— Aż tak bardzo podoba Ci się moja klata, że twój wzrok się zawiesił? — zadrwił zauważając moją minę.

— Nie, podnieciłam się na widok twoich cycków.

Zaśmiał się tak głośno, że ja też się uśmiechnęłam.

— Co jak co, ale nigdy nie będą lepsze od twoich.

— No coś Ty. Muszę chyba sobie kupić push up, by dorównać twoim.

Znów zaczęliśmy się śmiać jak małe dzieci. To było tak niewiarygodne, że beztrosko spędzałam czas z kimś, kogo powinnam szczerze nienawidzić. Zerknęłam jeszcze raz na niego i zrobił się cały czerwony przez ten niekontrolowany śmiech. Gdy się szczerze uśmiechał wyglądał zupełnie inaczej. Trochę jak mały chłopiec, któremu do szczęścia nic nie potrzeba. To sprawiało, że ta aura przechodziła szybko i na mnie.

— Nigdy nie myślałem, że moja praca okaże w niektórych chwilach taka przyjemna. — wyznał, gdy skończył się śmiać. Wtedy spojrzał mi prosto w oczy.

— Co masz na myśli? — odgarnęłam włosy z twarzy, by mu się dokładniej przyjrzeć.

— Spodziewałem się, że już do końca będzie panowała między nami taka gęsta atmosfera, a tu proszę. Nie dość, że sama z siebie chcesz uczyć mnie tańca, to jeszcze śmiejemy się razem.

— Bo taniec to jedyna rzecz, w której się nie wymądrzasz, to dlatego jest tak miło.

— Tylko co innego mnie zaczyna martwić.

— Co cię martwi? Sądziłam, że jest już dobrze...

— Słuchaj, ja bardzo doceniam, że chcesz mnie nauczyć tańczyć, ale sama widzisz jaki ja jestem. Nie potrafię normalnie załapać tych wszystkich kroków i nie czuję tego tak jak ty. Nie dam rady się tego wyuczyć, a już tym bardziej zaimponować tymi umiejętnościami komuś innemu. — zaczął wyjmować z szafy jakieś ciuchy na przebranie mówiąc mi to wszystko z rezygnacją w głosie.

— El guapo... To dopiero pierwsza lekcja. Nikt po jednej próbie nie został gwiazdą.

— Wiem, lecz czuję to, że nie nadaję się do takich rzeczy.

— Ale co ty bredzisz, na haju jesteś? Oczywiście, że się nadajesz.

— Powiedziałabyś to każdemu. Lepiej nie wahaj się w krytyce, bo i tak przyjmę to na klatę.

— Fakt, jesteś ciamajdą, masz dwie lewe nogi i zero wyczucia, ale nadajesz się. Nie powiedziałabym tego gdybym tego nie widziała. Zaufaj mi. Daj mi te dwa tygodnie, które ci zostały. Obiecuję, że przez ten czas będziesz tańczył jak zawodowiec.

— Naprawdę widzisz cień szansy?

— Widzę sto procent szans. Tylko nie możesz się poddawać.

— Dalej nie rozumiem dlaczego mi pomagasz.

— Gdy Travis cię zabije, nie będę miała kogo wkurwiać, więc to moja powinność, by ratować damę w opresji. — trachnęłam go w ramię, przez co uśmiechnął się.

— Dziękuję. — wydukał zaciskając szczęke.

— Drobiazg. Przynajmniej się do czegoś przydam przed... wiadomo czym. — wymusiłam szcztuczny uśmiech.

Boże, aż sama nie wierzę, że żartuję z takich rzeczy. Tak jakbym miała powód do śmiechu z własnej godności, z własnego nieszczęścia i z własnego niewolnictwa.
Ale jedno jest pewne. Nie mogę im pokazać, że mnie to dołuje i obrzydza. Nie mogę się załamać i pokazywać, że górują nade mną. Bo będzie tylko gorzej jeśli pokażę odrobinę swojej słabości, a w środku jest jej za dużo...

— Jesteś bardzo dziwnym przypadkiem. — zadrwił kręcąc wolno głową, przez co ja lekko się oburzyłam czując jak ktoś bawi się w ocenianie mojego charakteru nawet mnie nie znając osobiście.

— Dziwnie to jest słyszeć to od faceta, który bierze lekcje tańca od potencjalnej dziwki.

— Nie lubię jak tak siebie określasz. Nie jesteś dziwką i nie wiem skąd takie określenie. — spojrzał na mnie tym swoim przeszywającym, ale łagodnym czekoladowym spojrzeniem, ale gdy tylko spróbowałam odwzajemnić spojrzenie, od razu odchrząknął i zrzucił wzrok na jakiś drobny szczegół w pokoju niezwiązany ze mną.

— Sam mi to powtarzasz.

— Nie bierz tego aż tak na poważnie...

— Na razie nie, ale ile czasu mi zostało? Tydzień? Dwa? Nie że coś, ale bardzo chciałabym poznać zasady funkcjonowania w tym mafijnym społeczeństwie.

— Nieważne kiedy nas opuścisz, według mnie nie można odebrać godności takiej kobiecie jak ty.

— Takiej kobiecie jak ja? To znaczy jakiej? — podniosłam brew i z zaciekawieniem przysłuchiwałam się jego słowom, choć teraz bardziej wyrażał zakłopotane jęki próbujące się wytłumaczyć i to niezwykle nieumiejętnie.

— No... takiej... wiesz przecież o czym mówię.

— Nie, nie wiem. Możesz wyjaśnić. Nie obrażę się. Według ciebie mam godność? Niedawno myślałam, że uważasz o mnie coś zupełnie odwrotnego.

— Według mnie odnalazłabyś się w tym mafijnym świecie gdybyś tylko dostała szansę na bycie kimś więcej. — uciekł wzrokiem i zaczął drapać się nerwowo po karku jakby bał się, że wybuchnę po jego słowach.

— Jeśli myślisz, że mnie to obrazi to muszę cię rozczarować. Może nie jest to komplement, który chciałaby usłyszeć kobieta na pierwszej randce, ale jeśli mówisz to do mnie w takich okolicznościach, to to jest nawet miłe. Też myślę, że jestem tutaj twardsza od połowy waszych ochroniarzy. — wyeksponowałam swoją mizerną pięść wraz z bicepsem, który nie przypominał nawet bicepsa, a pelikana, bo po tak długim złym odżywianiu i niestosowaniu się do powierzonej mi diety, zwyczajnie mi się przytyło w niektórych miejscach.

— Wyobrażasz sobie, że mówię to swojej dziewczynie na randce? — zaśmiał się jak małe dziecko.

— Jestem pewna, że już nie byłaby twoją dziewczyną. No widzisz? Patrz jaka jestem wyjątkowa, podziękowałam za taki niewyrafinowany komplement.

— No tak, bardzo wyjątkowa.

Wlepiłam w niego dominujące spojrzenie i tak gapiłam się dopóki nie przerwał tej ciszy, by zacząć nucić sobie piosenkę, do której przed chwilą tańczyliśmy. Była to hiszpańska melodia "Carnaval". Zaśmiałam się, że akurat ta wpadła mu w ucho. Dziwić to się nie dziwię, ale że robi to tak otwarcie...

— Wpada w ucho? — spytałam poprawiając koszulkę, która swoją drogą była trochę mokra.

— Leciała tutaj jakieś siedem razy zanim złapałem jakikolwiek krok. Znam na pamięć już cały tekst. — odetchnął opierając się o ścianę.

Jego klatka piersiowa przebijała się przez zmoczony materiał, a w powietrzu unosił się zapach potu. Nie był to zapach, który odrzucał. Był uzasadniony i całkiem znośny. Wyglądał jak po ostrym treningu na siłowni, był zmęczony, ale zadowolony z siebie. Czułam, że gdy na mnie patrzy, ma w oczach pełno nadziei na osiągnięcie celu. Ja też w to wierzyłam. Może był fajtłapą, ale wyobrażałam już sobie go w garniturze, jako ten, który dominuje w tańcu i nie dopuszczałam do siebie myśli, że go nie nauczę. Już miałam tą wizję, więc nic nie mogło mi jej zepsuć. Będzie ciężko, ale będzie warto.

— Czy możemy zjeść obiad w mniej tłocznym miejscu niż wczoraj? — spytałam.

— No cóż... Jasne. Nie mam nic przeciwko. Przynajmniej nie będę musiał ciebie pilnować na każdym kroku.

Kiedy el guapo przyniósł w końcu talerz pełny lazanii, aż mi ślinka pociekła. Moją dietę trafił szlag, bo tutaj za dobrze gotują dla więźniów. Usiedliśmy przy małym stoliku w jego pokoju i zaczęliśmy konsumować.

~Gabriel~

Nastąpił wieczór, a ja przechadzałem się korytarzami bez celu. Czekałem na to, aż Travis weźmie mnie do siebie, tak jak mi obiecał godzinę temu. Teraz gnoił jakiegoś faceta, a ja miałem być prawdopodobnie następny. Gdy drzwi otworzyły się, a mężczyzna wyszedł cały wstrząśnięty, była już moja kolej. Jak zawsze kręcił się na obracanym krześle, palił cygara i nogi rozstawił na swoim ekskluzywnie dużym biurku. Ten człowiek zawsze mnie zaskakiwał. Nie było dnia, by nie był elegancki. Zawsze ułożone włosy, czysta koszula, marynarka dobrana do spodni, a jego miejsce pracy mimo, iż krwawe to lśni. Ciekawe czy strzelił komuś kulką w głowę na tej pięknej wykładzinie.

— Gabriel, nie będę owijać w bawełnę, jestem zmęczony... Niekompetentni pracownicy doprowadzają mnie do szału, zarabiam coraz mniej i podupadamy finansowo. Tracimy również pozycję. — zabrzmiał poważnie, ale w jego głosie dało się wyczuć trochę emocji. Pomasował sobie skroń tą dłonią, w której akurat nie trzymał palącego się cygara. — Trzeba rozluźnić atmosferę. Usiądźmy.

Wtedy schylił się i wyjął z szafki swojego nieskazitelnego biurka dwie szklanki oraz whiskey najwyższej klasy. Pokazując swoje zmęczenie całą tą sytuacją, wlał trunek każdemu z nas, a potem sam zaczął pić ukazując jak bardzo był spragniony czegoś mocnego.

Usiadłem tak jak rozkazał i wziąłem szklankę do ręki robiąc małego łyka. Nie chciałem się upijać. Nie dzisiaj. Po prostu wiem, że źle bym skończył.

— Słuchaj, może sprawy naszej działalności odstawimy na jutro rano, a dzisiaj odpoczniesz. Zresztą nie ma co dramatyzować. Opiekuję się godnie naszą zdobyczą. — zapewniłem go najbardziej jak się tylko dało, by nie robił mi z tego powodu żadnych wyrzutów. Uśmiechnął się na moje słowa i tylko pokręcił głową.

Rozmawialiśmy trochę o sprawach dotyczących naszej działalności, aż Travis nie popadł w trans alkoholowy. Upił się i gadał od rzeczy o sytuacjach, które nie powinien powierzać mi.

— Najlepsze jest to, że byłem TYLE... TYLE od przespania się z najbardziej atrakcyjną kobietą na świecie. — zaczął bełkotać. Co chwila miał niekontrolowaną czkawkę i prawie zleciał z krzesła mówiąc te słowa. — Jest suką, przeokropną suką i nie lubię jej, ale mnie przyciąga jak jakiś kurwa... MAGNES.

— Może zaczniesz być dla niej romantyczny czy coś... NIE WIEM, nie znam się. Jestem w tym kompletnie zielony. — wysilałem się do tego pijanego Travisa myśląc, że teraz chociaż doceni moja opinię.

Rozmowa z nim była bezsensowna. Mało co rozumiał, bełkotał, ale dalej miał przy sobie mnóstwo broni i umysł psychopatycznego mordercy.

— Ona jest taka piękna. Taka MEGA seksowna. Specjalnie mnie kusi, ona to robi specjalnie. Zakłada czerwone sukienki DLA MNIE. I tak nie mogę ich ściągnąć, więc po co. Po co to wszystko. — zaczął mówić załamanym głosem, prawie płacząc. — Myślisz, że ona mnie lubi?

— Słuchaj, Travis. Ja w sprawach damsko-męskich jestem kompletnie zielony. Nawet nie znam się na kobietach. Jedyna, która jest blisko to Mica, która zachowuje się tak jak myślałem, że kobieta się nie zachowuje...

— A wiesz nawet szkoda, że taka sztuka się zmarnuje. Ona jest w miarę konkretna. Taka jaką faceci oczekują. Te wszystkie posrane dziwki stały jak jakieś mimozy, a ona jasno, konkretnie, na temat. Jeszcze wyjątkowo atrakcyjna. Lidia zachowuje się tak samo, a nawet lepiej, bo wygląda na bardziej doświadczoną przez życie. Takich kobiet się oczekuje. — zaczął wygłaszać jakieś filozoficzne przemyślenia na temat kobiet, a ja słuchałem ze zdziwieniem o jego poglądach idealnej sztuki. Chyba to jedyny temat jaki mnie zainteresował tego dnia.

— Mnie się zawsze wydawało, że w głębi serca faceci oczekują drobnej i skromnej dziewczyny, która bardziej da tobie dominować, w końcu czemu tyle tych zrytych mafiosów, którzy mogą mieć każdą, wybierają kupienie sobie dziwki?

— A myślisz, że oni nie zdradzają tych szmat? Kupiona dziewczyna jest na każde skinienie do ruchania, a w międzyczasie szukają sobie lepszej.

Z jego ust brzmiało to tak brutalnie, że aż sam poczułem obrzydzenie.

— Cóż... Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw...

— Gabriel... — zwrócił się do mnie tonem, jak to jakiegoś małego dziecka. — Jesteś jeszcze taki młody. Masz dopiero dwadzieścia parę lat. Nie wiesz nic o tym, co cię pociąga. Jesteś jeszcze taki niedoświadczony, a pierwsze ruchanie zaliczyłeś z prostytutką. Jestem przekonany, że jesteś jeszcze w takim wieku, że stoi ci w najmniej odpowiednich momentach...

Mógł skończyć już na tym, że jestem niedoświadczony, naprawdę...

— No dobrze, ale ja się chyba przekonałem co mnie pociąga, a co nie... — starałem się brzmieć przekonująco, bo jego morały zaczynały być zbyt kontrowersyjne.

— Tak, na pewno, a ja jestem kurwa Batman. — znów upił łyka trunku — Ja wiem trochę więcej o życiu. Byłem w twoim wieku, jesteśmy bliźniakami pod względem młodzieżowego myślenia. — I w tym momencie zleciał z krzesła.

Pomogłem mu szybko wstać i osunąć się bardziej w stronę kanapy niż na krzesło, na którym spadłby po raz kolejny z tą jego równowagą. Wtedy zaczął wymachwiać rękoma i znów coś tłumaczył mi swoją filozofię.

— Kobiety są piękne, są atrakcyjne, sprawiają tyle przyjemności, tyle orgazmów... Życie bez nich to nie życie... Nie spotkałeś jeszcze prawdziwej kobiety w całym swoim życiu, no chyba, że twoją matkę...

— Travis, miałeś nie wspomi...

— Sorry... Nie celowo. Ale mówię ci samą prawdę. Masz przy sobie prawdziwą kobietę po raz pierwszy od lat, a nie potrafisz tego zrozumieć. Taki głupiutki jesteś. — zaśmiał się, po czym zaczął kaszleć jak jakiś nałogowy palacz i tyle wyszło z jego żartu na mój temat.

— Mica jest dla mnie przedmiotem aseksualnym. Odkąd tu jest, nigdy nie poczułem żadnego pociągu.. Jest wręcz irytująca i zachowuje się bardziej jak rozwydrzony chłopiec, a jak wiemy nie jestem gejem.

— Jesteś taki słodki z tą swoją niewiedzą. Prędzej czy później zrozumiesz moją gadaninę i będziesz mi wdzięczny za to, że cię uświadomiłem.

— Dobrze, zobaczymy. Na razie ciężko jest ją uchronić od zagrożenia, bo pakuje się zawsze w najgorsze gówno I uwielbia prowokować ludzi, którzy mogliby jej wyrządzić okropną krzywdę. — skrzyżowałem ręce na piersi z wściekłością wspominając jej chore wyczyny, za które ja muszę płacić. — Nie mógłbym tak z nią...

— Tak na poważnie... Powiadom mnie jeśli straci z którymś z was dziewictwo. Ja nie chcę, by coś takiego się stało, ale trudniej będzie mi to odkręcać jeśli on sam się tego dowie... Ostrzegam cię, lepiej powiedz mi to od razu, że któryś z was odjebał. Później konsekwencje mogą być wręcz nieodwracalne dla was... — momentalnie wstał z łóżka z morderczym wzrokiem tak, że aż ciężko mi było przełknąć ślinę nie okazując strachu. — No już! Przysięgnij!

— Przysięgam... I obiecuję, że dokonam wszelkich starań, by tak się nie stało. Nikt jej nie dotknie. Jestem w stanie użyć siły i wszystkich chwytów niedozwolonych... — bełkotałem od rzeczy tylko po to, by Travis się odczepił.

— Mam nadzieję, że tobie też mogę ufać. Po dzisiejszej rozmowie myślę, że zrobiłbyś to pierwszy, ale pamiętaj. Nieważne jak bardzo boli cię chuj, ona ma być nietknięta. — spojrzał mi prosto w oczy. Źrenice miał powiększone, a wyraz twarzy powyginany od tych zmarszczek. Brzmiał nadwyraz groźnie. Tak, że chciałem już szybko uciec i nie narażać się mu więcej razy.

— Będzie czysta do końca. Jedyne co teraz razem robimy to kłócimy się, wkurwiamy się, obrażamy się i czasem unikamy. Sama zapewne wie, że lepiej nie prowokować, bo skończy źle. Myślę, że tylko się droczy, ale nie chce żadnego seksu.

— No ja myślę. Idź już sobie... Boli mnie głowa od pouczania dzieciaka... Za dużo mądrych rzeczy dzisiaj powiedziałem...

"No tak, nie starczy ci na jutro" — pomyślałem.

— Dobrze, dobranoc...

— Dobranoc, Gabriel. Dotrzymaj umowy.

Wyszedłem stamtąd z przerażeniem w oczach. Mój żołądek był zaciśnięty w supeł i ledwo co mogłem oddychać. Nigdy nie wiesz czego się spodziewać po psychopacie. Poszedłem do swojego pokoju, który był oczywiście zamknięty na klucz z Diabłem w środku. Jeszcze musiałem pochować niektóre rzeczy u Dexa, by nie zdemolowała mi jedynego miejsca, w którym czuję się komfortowo. Włożyłem klucz do środka, a gdy otworzyłem drzwi, dziewczyna wypadła z nich na korytarz nie spodziewając się, że gdy będzie walić w nieskończoność, w końcu otworzę drzwi. Z wymachem rąk opadła w głąb korytarza. Patrzyłem się tylko na nią jak na małe dziecko. Z pogardą.

— Po co ty mnie zamykasz?! Tak samą bez żadnego towarzystwa... Nieetyczne z twojej strony. Nie jestem twoją własnością, ani twoją siostrą, którą możesz kontrolować, ani córką, którą zamykasz, by nie poszła na imprezę, ani twoją dziwką niewolnicą. — wykrzyczała mi to prosto w twarz robiąc komiczną scenkę dla ludzi obok.

— Teoretycznie jesteś niewolnicą, ale nie moją. — prychnąłem patrząc, jak sama się poniża leżąc na tej ziemi.

— Fajnie.

— Bardzo fajnie.

Gapiła się tak na mnie jeszcze chwilę z agresją wymalowaną na twarzy marszcząc brwi i nos. Chwila wydłużyła się do kilku minut. Oboje walczyliśmy na spojrzenia.

— Na co tak czekasz, dupku... Pomóż mi wstać! — wyciągnęła ręce do mnie patrząc na mnie gniewnym spojrzeniem.

Stwierdziłem, że nie ma co dyskutować i lepiej będzie jak najszybciej zaprowadzić ją do łóżka.
Chwyciłem jej nadgarstek, by ją podnieść z podłogi.

— Spierdalaj, sama sobie poradzę. — plasnęła mi w dłoń i wstała sama bez mojej pomocy.

I znów oburzona weszła spowrotem do pokoju. Usiadła ze skrzyżowanymi dłońmi na moim łóżku, popatrzyła chwilę, po czym położyła się i obróciła na drugi bok.

— Jesteś dla mnie tak bardzo aseksualna... — szepnąłem sam do siebie przypominając sobie słowa Travisa.

— ŻE CO KURWA?!

~Emil~

— Dzwonili do mnie z posterunku i zaczęli wreszcie wszczynać poszukiwania. Najgorsze, że ten typ miał tak lekceważący głos i podejście do tej sprawy, że straciłem wszelkie nadzieje na to, że wezmą to na poważnie... — mówiłem podczas gdy Andrea wlepiała tępy wzrok w ścianę.

— Ciekawe co ten chuj by zrobił, gdyby to jego siostra zaginęła...

— Słuchaj jest już późny wieczór, my jesteśmy już okropnie zmęczeni. W końcu pracowaliśmy do późna. Ty mi dzisiaj tak pomagałaś... Jutro z rana zaczniemy poszukiwania na własną rękę. — zapewniłem ją, na co ona znów pokazała mi swoje zaszklone łzami ślepia.

— Nie... Ja chcę iść teraz. Liczy się każda minuta. A jeśli akurat teraz jest jedyna szansa, by ją ocalić? Nie mogę ryzykować. — przetarła oczy i wciągnęła katar nosem. Była zdeterminowana, ale również słaba emocjonalnie.

— Ale co ty chcesz teraz zrobić? Jest ciemno, zimno, z każdej strony sypie ten jebany śnieg. Na drogach jest ślisko i wszystkie ważne miejsca dla naszego tropu są zamknięte.

— Trudno! Na pewno coś się da jeszcze zrobić o tej porze. Idziemy jej szukać. Może teraz właśnie zamarza albo... — złapałem ją za ramiona i spojrzałem jej prosto w jasnobrązowe oczy pełne cierpienia i goryczy.

— Nie zakładaj najgorszych rzeczy. My też musimy żyć. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, obiecuję ci to. Nie zostawimy tego. Tylko musimy zacząć jutro rano. Będziemy mieli więcej sił... Mam nadzieję, że ją znajdziemy i znów będziemy we trójkę.

— Ale ja chcę teraz być we trójkę! Przytulić ją, dotknąć chociaż... usłyszeć jej głos, że żyje... Czy tak wiele wymagam?! — łkała głośno i niepohamowanie nie mogąc nawet otworzyć oczu.

Wiedziałem, że jeśli teraz ją przytulę, sam się rozkleję... Nie chciałem pokazywać, że również jestem słaby... niewiele silniejszy psychicznie od niej. Ciężko mi było trzymać emocje w sobie, ale za nic nie mogłem wypuścić nawet jednej łezki. By ona była silniejsza, ja musiałem być silny.

— Idź się umyć, proszę. Potem przyjdź do sypialni i porozmawiamy. — odrzekłem poważnym tonem zatrzymując w sobie ten okropny żal.

Westchnęła ciężko, ale udała się w kierunku łazienki, a ja próbowałem pozbierać myśli przez ten czas. Poszedłem do sypialni poprawić pościel, ale tak naprawdę byłem wtedy nieprzytomny.

Kocham obie rodzinną miłością i zależy mi na obu. Jestem w sytuacji, gdzie nie dość, że martwię się o jedną, to jeszcze muszę podnosić na duchu drugą sam będąc związany z obiema... Wszystko się zjebało. Było dobrze, byliśmy szczęśliwi. Nawet nie wiedziałem jak cudowne mam życie dopóki nie straciłem jednego z najważniejszych członków rodziny. Dopiero teraz zrozumiałem jak bardzo słaby jestem.

Poszedłem zrobić herbaty, by Andrea chociaż w minimalnym stopniu się nawodniła. Cały dzień ani ona ani ja nie piliśmy za wiele płynów. Miałem być przykładem, a znowu zawalam po całości.

W momencie, kiedy wyszedłem z sypialni i skierowałem się do kuchni, poczułem chłód. Przerażony ujrzałem otwarte drzwi wyjściowe na oścież, a gdy podbiegłem bliżej, widziałem Andreę biegnącą bez kurtki w stronę ulicy, wpadając w śnieg, nie mogąc się wyczołgać. Bez namysłu pobiegłem za nią, a serce waliło mi jak opętane. Pomimo śmiertelnie zimnego śniegu na nogach, biegłem w jej stronę, a gdy dobiegłem ona już nawet nie miała siły. Ciężko dysząc i pływając w pierzynie śniegu, przytuliłem ją.

Oboje marzliśmy w objęciach, a z naszych ust wydobywała się zimna para. Wtedy sam się rozkleiłem. Trzęsła się tak samo jak i ja, ale potrzeba bliskości była zbyt silna, by ją odłożyć. Zdjąłem marynarkę i obrzuciłem nią jej gołe ramiona. Styknęliśmy się głowami i czekaliśmy tak parę sekund. Czuliśmy się wtedy lepiej.

— Nie rób mi więcej takich rzeczy... — wysapałem już czując, że powoli zamarzam.

— Przepraszam... Jestem taka głupia! — wykrzyczała i znów wtuliła się we mnie.

— Nie jesteś głupia. To ja jestem słabym oparciem. — również zacząłem łkać jak małe dziecko.

— Nie... Emil, ty jesteś najlepszym oparciem. Dzięki tobie mam nadzieję, że jeszcze będę szczęśliwa...

Wtedy oboje zaczęliśmy ryczeć, wyć dosłownie. Po chwili jednak starałem się opanować i podniosłem dziewczynę z tego okropnego śniegu. Złapałem ją za rękę i wróciliśmy do ciepłego domu. Otrzepaliśmy się z pozostałości i wtedy już Andrea naprawdę poszła pod prysznic, a ja zrobiłem herbaty.

— Dziękuję, ale nie mam ochoty. — powiedziała, gdy przysunąłem jej kubek.

— Musisz dużo pić, strasznie się odwadniasz. Zrób to dla mnie, proszę.

Wtedy westchnęła, ale wzięła kubek i zaczęła pić małymi łyczkami. Uśmiechnąłem się ma ten widok. To był ciężki dzień dla nas obojga, jak zresztą kilka poprzednich. Teraz mieliśmy tylko siebie nawzajem, takie same problemy i te same emocje.





---------------------------------------

To sobie zrobiłam długą przerwę XD Zmotywowało mnie to, że chciałabym wydać książkę z okazji moich 18 urodzin w marcu i trzeba to dokończyć. Przynajmniej mam wenę haha. Mam teraz mega dużo na głowie. Przede wszystkim nauka i szkoła, a na dodatek dużo spotkań z przyjaciółmi, z chłopakiem, tak samo jak i dużo spotkań rodzinnych i sporty... praktycznie brakuje mi czasu na cokolwiek, ale po trochu coś tam pisałam i uzbierało się sporo tekstu. Jeśli czytacie to przepraszam za nieregularność, ale będę się starała pisać w każdej wolnej chwili.
Kocham was, buziaczki!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top