Rozdział 28 - Dzielny żołnierz

- Ludzie... mamy totalnie przesrane! – grobowym głosem zaanonsował Eren.

Śniadanie zostało zjedzone już jakiś czas temu, jednak nikt z Oddziału Leviego nie opuścił stołówki. Młodzi żołnierze siedzieli przy stole, patrząc na siebie z minami, jakby wkrótce miała nastąpić apokalipsa. Byli jedynymi osobami w dużym zamkowym pomieszczeniu.

- Przyznaję to niechętnie, ale Samobójczy Furiat ma rację – westchnął Jean. – Mamy przesrane. I jak w przeciągu godziny nie wymyślimy żadnej strategii, będziemy mogli rezerwować sobie miejsce na cmentarzu!

- Musimy jak najszybciej ustalić, dlaczego kapitan jest na nas zły i znaleźć sposób, by go ugłaskać – dodał Eren, energicznie kiwając głową.

Jakąś godzinę temu Levi przyszedł do stołówki i poinformował członków swojego oddziału, że jak już skończą jeść, chce z nimi „poważnie porozmawiać". Czym przeraził ich na śmierć, i to nie tylko dlatego że powiedział to takim tonem, jakby mieli omawiać przyszłość ludzkości. Zdecydowana większość strachu młodych żołnierzy wzięła się z tego, że nadal byli w piżamach! Kapitan nie powiedział na ten temat ani słowa, ale nie omieszkał obrzucić towarzystwa zniesmaczonym spojrzeniem.

No, nie da się ukryć... Wstyd Roku!

Z drugiej strony... przecież to nie ich wina, że tak się wyluzowali! Znaczy, no... nie tylko ich wina.

Odkąd kapitan wyjechał na niespodziewany urlop z generałem Erwinem (co wywołało lawinę teorii spiskowych, łącznie z przypuszczeniem, że słynny Levi Ackermann był chory i umierający), Eren i reszta trafili pod opieką pułkownik Hanji. A ona niemal zawsze przychodziła na śniadanie w piżamie, co odrobinę ich zawstydzało, więc za którymś z kolei razem postanowili się dostosować.

W pewnym momencie usłyszeli plotkę, że kapitan wrócił, ale ponieważ nie zobaczyli go na własne oczy, nie mogli mieć stuprocentowej pewności. Pułkownik Hanji powiedziała im tylko tyle, że „Levi ma ważne rzeczy, które musi dokończyć, dlatego jeszcze przez pewien czas będzie go zastępowała".

Co mogli powiedzieć na swoje usprawiedliwienie? Stracili czujność! Pozwolili sobie na relaks. Przestali myśleć o kapitanie Levim, z każdym dniem coraz bardziej zapominając o jego istnieniu.

W sumie trudno ich winić, biorąc pod uwagę, że przed swoim urlopem tak często się na nich darł i urządzał im tak wymagające treningi, że nie byli już Zwiadowcami tylko chodzącymi Kłębkami Nerwów. Najwyraźniej potrzebowali „odwyku" od Leviego Ackermanna – co okazało się wprost zbawienne dla ich zdrowia psychicznego.

A przynajmniej do czasu, aż kapitan we własnej osobie nie pojawił się w stołówce, nie przyłapał ich w piżamach i nie zapowiedział Rozmowy przez wielkie „R".

Byli w takim szoku, że pierwsze czterdzieści minut zmarnowali na panikowanie, rozlewanie napojów, a potem wycieranie, bo przecież „Kapitan Levi tak bardzo nienawidzi syfu". Dopiero teraz uspokoili się na tyle, by przystąpić do omawiania strategii.

- Jak dla mnie nie ma, nad czym się zastanawiać – skwitował Jean. – Sprawa jest jasna. Sięgniemy po taktykę Dzielnego Żołnierza! Stosowaliśmy ją od lat i nigdy się nie zawiedliśmy.

Armin zapatrzył się na splecione palce swoich dłoni i głęboko westchnął.

„Dzielny Żołnierz" było czymś, co opracowali jeszcze w Korpusie Kadetów po niezwykle agresywnej bitwie na jedzenie. Gdy już ogłosili rozejm i zdali sobie sprawę, w jakim stanie jest stołówka, pobledli ze strachu. Nawet nie chcieli myśleć o tym, jak okropną karę dostaną od Keitha Shadisa za zniszczenie tak wielu naczyń i zrobienie tak potwornego syfu. Ale wtedy ktoś wpadł na genialny pomysł:

„W sumie to dlaczego WSZYSCY mają obrywać? Będziemy ciągnąć losy i wyłonimy Dzielnego Żołnierza! Co prawda jedna osoba będzie musiała wziąć na siebie całą winę, ale za to pozostałym się upiecze!"

Rekruci myśleli nad tym przez niecałą minutę, po czym przystali na propozycję. Nie chodziło nawet o to, że któryś z nich palił się do bycia bohaterem – to była prosta matematyka!

„Jeśli nikt nic nie zrobi, masz sto procent szans na zostanie ukaranym. ALE jeśli weźmiesz udział w losowaniu, pojawia się prawdopodobieństwo uniknięcia bury..."

Pod warunkiem oczywiście, że nie miało się pecha roku i nie wylosowało się najkrótszego patyka. Ale było to ryzyko, na które żołnierze byli skłonni się zgodzić.

Przez lata z powodzeniem stosowali tę strategię i nikt nigdy nie narzekał. Jednak tym razem...

- Poczekajcie! – zawołał Armin, uniesieniem dłoni powstrzymując Erena przed rozdaniem patyczków.

- No właśnie! – Connie skrzyżował ramiona. – Dlaczego zawsze ON ma rozdawać? – oskarżycielsko wycelował w Jaegera palec. – A co jeśli nas kantuje?

- W sumie... gdy o tym pomyśleć, to jeszcze ani razu nie wylosował najkrótszego patyka! – zawtórowała koledze Sasza.

- Skoro ani razu nie był Dzielnym Żołnierzem, powinniśmy go wyznaczyć bez losowania – stwierdził Jean, złośliwie się uśmiechając. – Jego rany i tak błyskawicznie się goją. Nawet jeśli dostanie manto, nie zrobi mu to dużej różnicy.

Eren już otwierał usta, by odgryźć się koledze.

- Może i potrafi się zregenerować – podkreślił Armin, w porę zapobiegając konfliktowi - ale to jeszcze nie znaczy, że nie odczuwa bólu. – Popatrzył na Jeana i Erena, wysyłając im przekaz: „Błagam, nie bijcie się!". - Ja również posiadam moc tytanów, a mimo to nie palę się, by zostać skopanym przez kapitana Leviego.

- Jeśli boisz się, że zostaniesz wylosowany, mogę zająć twoje miejsce – zaoferowała Mikasa.

W przeciwieństwie do pozostałych nie wydawała się szczególnie przejęta ewentualną karą ze strony kapitana Leviego.

Sasza skrzyżowała ramiona.

- I co, Erena też pewnie zastąpisz?

Mikasa nie odpowiedziała, jednak rumieniec na jej policzkach mówił sam za siebie.

- Dobra, postanowione! – zdecydowała Miłośniczka Ziemniaków, uderzając pięścią w blat stołu. - Mikasa jest jedyną osobą, która nie boi się kapitana Leviego. Skoro sama zgłosiła się na ochotnika, to...

- Poczekajcie chwilę! – krzyknął Armin.

Zaczekał, aż pozostali skupią na nim uwagę i powoli oznajmił:

- Zróbmy małą przerwę i zastanówmy się. – Uniósł i opuścił dłonie, jakby próbował uspokoić hordę dzikich zwierząt. - To prawda, że strategia z „Dzielnym Żołnierzem" zawsze świetnie się sprawdzała – tłumaczył powolnym i niemiłosiernie cierpliwym tonem. - Tyle że miało to miejsce w sytuacjach, gdy doskonale wiedzieliśmy, co przeskrobaliśmy. W tym przypadku nie mamy pojęcia, co kapitan Levi chce nam powiedzieć. Możliwe, że wcale nie chodzi mu o nas. Istnieje prawdopodobieństwo, że wcale nie jest na nas zły.

Koledzy i koleżanki spojrzeli na niego w taki sposób, jakby oświadczył, że pułkownik Hanji całkowicie straciła zainteresowanie tytanami.

- Chyba sobie żartujesz! – jęknął Connie, wytrzeszczając oczy.

- Chłopie, poważnie... - Jean przycisnął sobie palce do skroni i posłał Arminowi pełne politowania spojrzenie. - Spójrz na naszą dotychczasową karierę w Korpusie Zwiadowczym i powiedz: czy optymistyczne podejście chociaż raz skończyło się dla nas dobrze?

- No... nie, ale...

Armin pokręcił głową. Kochał wszystkie osoby w tym pomieszczeniu, jednak czasem zupełnie nie wiedział, jak z nimi rozmawiać. Sasza i Connie byli... cóż.. delikatnie mówiąc niezbyt inteligentni, Mikasa miała w poważaniu wszystko, co nie dotyczyło Erena, Jean od pewnego czasu był skrajnym pesymistą, zaś Eren często zbaczał z głównego tematu i wszczynał niepotrzebne konflikty.

Podsumowując: nie były to osoby, którym łatwo było coś przetłumaczyć. Zwłaszcza, kiedy na coś się nakręcili, tak jak teraz.

Mimo to Armin nie miał wyjścia – musiał przynajmniej spróbować.

- Ja po prostu uważam, że powinniśmy dokładniej to wszystko przeanalizować – powiedział, spoglądając kolejno na swoich towarzyszy, w poszukiwaniu kogoś, kto by go poparł. - Jeśli wybierzemy kozła ofiarnego, który przyzna się do jakiejś rzeczy, a okaże się, że kapitanowi chodziło o coś innego, cała ta sytuacja może odbić nam się czkawką.

- To ma sens – mruknęła Mikasa. - Jeśli kapitan będzie zły, że nie doczyściliśmy toalety, a przyznamy się do rozbicia filiżanki, to oberwie nam się za jedno i drugie!

- Zaraz, zaraz... - Eren gwałtownie się wyprostował. - Ktoś rozbił filiżankę kapitana? Ale chyba nie tą ulubioną?!

- Sasza, Connie, nie doczyściliście kibla?! – Jean miał w oczach czystą panikę. - Przecież wiecie, jak bardzo kapitan jest przeczulony na tym punkcie!

- O... o... o-o co ty nas oskarżasz? – wyjąkał Connie, niezbyt przekonująco udając oburzenie. - Dokładnie wyszorowaliśmy każdy kafelek! P-prawda, Sasza?

Miłośniczka Ziemniaków energicznie pokiwała głową.

- Mikasie na pewno chodziło o inny kibel, a nie ten, za który jesteśmy odpowiedzialni – stwierdziła, nerwowo się śmiejąc.

- Właściwie to mówiłam hipotetycznie – wymamrotała Mikasa.

Patrzyła przed siebie nieobecnym wzrokiem. Cała ta rozmowa wydawała się średnio ją interesować. Armin zastanawiał się, czy kryło się za tym coś więcej, czy jego przyjaciółka po prostu była sobą i nie rozumiała wszechobecnej trwogi przed gniewem kapitana Leviego.

- Tak czy siak, Armin ma rację – westchnął Jean. - Nie możemy działać na oślep.

Eren rozmasował podbródek i poważnym tonem wywnioskował:

- Jeśli przyznamy się do tego, co zrobiliśmy, kapitan doceni naszą odwagę i da nam mniej surową karę. Ale najpierw powinniśmy ustalić, o co jest na nas zły.

- Czyli że... przeprowadzimy śledztwo? – niepewnie spytał Jean.

Armin odruchowo się wzdrygnął. Po aferze z szalikiem Mikasy i własnymi gaciami, miał bardzo złe skojarzenia ze śledztwem. Wydawało mu się, że jego przyjaciele dostali na tyle mocną nauczkę, by raz na zawsze odpuścić sobie zabawę w detektywów.

Najwyraźniej nie.

Jean już zaczął wchodzić w rolę głównego śledczego.

- Przeanalizujemy wszystkie potknięcia, których dopuściliśmy się w ostatnim czasie i zdecydujemy, co mogło rozwścieczyć kapitana.

- A nie prościej zapytać go wprost? – nieśmiało zasugerował Armin. - Po tej akcji z szalikiem Mikasy...

- Uważam, że to wina Saszy! – krzyknął Eren.

Armin złapał się za głowę.

No nie... – pomyślał, w duchu przeklinając swoją nieudolność w panowaniu nad zaaferowanym towarzystwem. – Znowu to samo! Zaraz zacznie się snucie głupich teorii i oskarżanie siebie nawzajem.

Connie szybko podchwycił temat.

- Dokładnie! – zawołał, oskarżycielsko celując w Miłośniczkę Ziemniaków palcem. - To na pewno przez nią!

- Ż-że co?! – jęknęła Sasza. - A-ale czemu od razu przeze mnie?

- Bo masz długą kartotekę w podkradaniu jedzenia – rzeczowym tonem stwierdził Jean.

- W dodatku mieszkasz ze mną w jednym pokoju – bezbarwnym głosem przypomniała Mikasa. - Dobrze wiem, że co noc wymykasz się do spiżarni.

Eren energicznie pokiwał głową.

- Wcześniej kapitana by to nie obeszło, ale chyba wszyscy zauważyliśmy, że ostatnio jest strasznie przeczulony na punkcie jedzenia. Pewnie wyskoczył po drobną przekąskę i wściekł się, bo Sasza...

- Od dłuższego czasu nie kradnę, bo spiżarnia jest zamykana na kłódkę! – Sasza wydarła się tak rozżalonym tonem, jakby ta sytuacja była dla niej większą tragedią niż zniszczenie Muru.

Na moment zapadła cisza. Młodzi żołnierze potrzebowali czasu, by przyswoić sobie nową informację.

Pierwszym, który wyciągnął wnioski, był Jean:

- Nareszcie zorientowali się, że trzeba chronić przed tobą jedzenie?

- Nie przede mną tylko przed kapitanem Levim! – odparowała Sasza, obrażalsko nadymając policzki. - Zanim pojechał na ten swój urlop, co chwilę kradł żarcie. Wiecie, ile razy zakradłam się do lodówki i nic tam nie znalazłam, bo kapitan był tam przede mną?!

- Kurde... - Connie rozmasował kark. Wyglądał na przejętego. - Może on rzeczywiście jest chory?

- Skoro spiżarnia jest zamknięta, to dokąd chodzisz co noc? – Mikasa spytała Saszę.

- Mam awaryjną skrzynię ziemniaków zakopaną w ogródku.

- To wyjaśnia tę ziemię między paznokciami...

Eren, Jean i Connie popatrzyli na Miłośniczkę Ziemniaków z minami pod tytułem: „Wiedzieliśmy o twojej obsesji na punkcie jedzenia, ale... poważnie?!"

Sasza ani trochę nie przejęła się oceniającymi spojrzeniami kolegów.

- Jak widzicie, nie mam CZEGO kraść, więc jestem NIEWINNA! – podkreśliła, dumnie unosząc podbródek. - Jeśli już ktoś tutaj podpadł kapitanowi Leviemu, to Connie. Razem z Erenem zakradli się na plan budowy i wystraszyli robotników!

- A ty to niby co? – wycedził Eren. - Przecież poszłaś tam z nami!

- Armin zresztą też – wtrącił Connie.

- Ale mnie i Armina nikt tam nie widział! – triumfalnie podsumowała Miłośniczka Ziemniaków. - W dodatku to nie my rozwaliliśmy dom kapitana Leviego!

To było jedno z wydarzeń, które Armin chętnie wyparłby z pamięci.

Jakiś czas temu dowiedzieli się, że w pobliżu Kwatery Głównej powstaje pewna... eghm... tajemnicza konstrukcja. Sasza i Connie od razu wywnioskowali, że to jakaś nowa broń przeciwko tytanom, więc trzeba zakraść się na plac budowy i to zbadać. Jean dojrzale stwierdził, że ufa swoim dowódcom i cierpliwie zaczeka, aż sami wszystko mu powiedzą. Eren powiedział dokładnie to samo - co natychmiast wydało się Arminowi podejrzane, bo jego najbliższy przyjaciel nigdy nie błyszczał rozsądkiem.

Jak można się było spodziewać, kiedy Mikasa zniknęła z pola widzenia, Jaeger oświadczył Saszy i Conniemu, że on też z nimi pójdzie, tylko nie chciał mówić przy Mikasie, bo „ona na pewno trułaby mu dupę i nie pozwoliłaby mu zrobić nic ryzykownego".

W tej sytuacji Armin uznał, że on również weźmie udział w przeszpiegach, by w grupie była chociaż jedna rozsądna osoba. Nie żeby jego obecność cokolwiek zmieniła...

Nawet nie zdołał wyperswadować Erenowi tamtego durnowatego pomysłu schowania się w niedokończonej ścianie.

Nieświadomi niczego robotnicy wylali na Jaegera wiadro cementu, na co zareagował kompletną paniką, a że wcześniej skaleczył się w palec, przy okazji zmienił się w tytana. Rozwalając po drodze cały dom i zdradzając pozycję schowanego nieopodal Conniego. Budowlańcy omal nie dostali zawału.

- Obiecaliśmy Generałowi Erwinowi, że niedługo skończymy! – krzyczeli ze łzami w oczach. – I co mamy mu teraz powiedzieć, co?!

- Przez was nie dostaniemy premii!

- Co wam odwaliło, by demolować cudzy dom?

- Dom? – dziwili się Connie z Erenem. – W sensie, że tutaj buduje się zwykły dom?!

Armin chciał pomóc kolegom się wytłumaczyć, jednak został złapany za nadgarstek przez Saszę i pociągnięty w las. Później dowiedział się, że Connie i Eren zostali z robotnikami i wykorzystali sprzęt do trójwymiarowego manewru, by pomóc im szybciej naprawić zniszczenia. Budowlańcy przysięgli, że nic nie powiedzą Leviemu i Erwinowi, ale ciężko stwierdzić, czy rzeczywiście dotrzymali słowa...

- T-to nie była nasza wina! – głos Erena wyrwał Armina z rozmyślań. - Kapitan powinien nam powiedzieć, że szykuje się do przeprowadzki.

- A niby czemu miałby opowiadać ci o swoich planach? – zakpił Jean. - Jest twoim przełożonym, głupku! Nie ma żadnego obowiązku, by dzielić się z tobą szczegółami swojego życia prywatnego.

Jaeger poczęstował drugiego młodzieńca lodowatym spojrzeniem.

- Mimo to powinien przewidzieć, że zrobimy się podejrzliwi, jeśli w pobliżu zaczną kręcić się robotnicy!

- Ja tam wciąż uważam, że to część jakiegoś mega tajnego planu – oświadczył Connie, krzyżując ramiona i kiwając głową. - Niemożliwe, że kapitan Levi tak po prostu buduje dom! On i generał Erwin przez tyle lat mieszkali w Kwaterze Głównej... Czemu nagle mieliby się przeprowadzać?

- Możliwe, że po prostu zmęczyło ich mieszkanie po sąsiedzku z gromadą nastolatków – ostrożnie zasugerował Armin. - I tak jestem pod wrażeniem, że tak długo wytrzymali. Zapewne bardzo dobrze czuli się na urlopie i zrozumieli, że potrzebują więcej prywatności. Właściwie to trochę mi użyło, że zdecydowali się na taki krok. Po tym, jak się pokłócili, martwiłem się, co z nimi będzie...

Gdy to powiedział, wszyscy jak jeden mąż spłonęli rumieńcem. Rozmawianie o Erwinie i Levim jak o parze zakochanych wciąż było dla nich nieco zawstydzające. W końcu nie mieli jakoś dużo czasu, by oswoić się ze związkiem tych dwojga.

Co prawda plotki krążyły po Korpusie Zwiadowczym już od dawna, ale wszelkie wątpliwości zostały rozwiane dopiero w noc poprzedzającą wyprawę do Shinganshiny. Erwin i Levi pocałowali się wtedy w knajpie pełnej żołnierzy, a potem wzięli się za ręce i poszli na schody prowadzące do pokojów gościnnych, zupełnie nie zdając sobie sprawy, jak wielkie poruszenie wywołali wśród „mniej uświadomionych" podwładnych.

- To wy nie wiedzieliście, że oni są kochankami? – rechotała pułkownik Hanji, jedną ręką ściskając piwo, a drugą waląc po plecach Erena, który przez dobre pół godziny miał oczy jak piłki do golfa.

Mikasa wyglądała na równie zszokowaną. Armin i Jean też w jakimś stopniu się zdziwili, ale nie zareagowali tak emocjonalnie jak reszta – być może dlatego że byli nieco bystrzejsi i już wcześniej dostrzegli głęboką zażyłość pomiędzy Dowódcą i Kapitanem. Natomiast Sasza i Connie od razu zaczęli się rozpływać i z uśmiechami typowymi dla prostych głupków dopytywali, czemu nie zaproszono ich na ślub.

- Jakie to przesłodkie – mówili – że Dowódca Erwin i Kapitan Levi jednak nie są jakimiś przedziwnymi stworami bez grama człowieczeństwa! To cudowne, że zakochali się w sobie „jak zwykli ludzie".

Po pewnym czasie ta postawa w jakimś stopniu udzieliła się pozostałym członkom Oddziału Leviego. Mimo to rozmawianie o związku dwóch najsłynniejszych obrońców ludzkości wciąż było trochę niezręczne.

A zwłaszcza po potężnej kłótni, która miała miejsce po wybudzeniu się Erwina ze śpiączki. Gdyby to zależało wyłącznie od Armina, nie powiedziałby o tym zdarzeniu absolutnie nikomu. Jednak jego przełożeni – na swoje nieszczęście – tak ostro się sprzeczali, że ich podniesione głosy dotarły do uszu wielu osób i nie minęło dużo czasu, gdy o sprawie plotkował cały Korpus.

To wszystko sprawiało, że nowy Kolosalny Tytan nie potrafił zapomnieć o kłótni i coraz bardziej się o nią obwiniał. Również teraz.

- Byłoby mi okropnie głupio, gdyby się rozstali – wyszeptał, zagryzając dolną wargę. - I to przeze mnie.

Towarzysze broni popatrzyli na niego ze współczuciem.

- Armin... już ci mówiliśmy, że nie twoja wina – powiedział Jean, głęboko wzdychając. - Przecież nie prosiłeś nikogo, by dał ci serum.

- Jeśli ktoś tutaj jest winny, to Eren z Mikasą! – prychnął Connie. - Gdyby nie rzucili się na kapitana Leviego...

- Armin już by nie żył. – Eren wszedł koledze w słowo. Jego zmrużone, przepełnione chłodem oczy sugerowały, że nie zamierzał iść w tej sprawie na żadne kompromisy. - Ani trochę nie żałuję tego, co zrobiłem!

- Skoro tak, to czemu przeprosiłeś kapitana? – spytał Jean.

- Sam powiedziałeś, że jest moim przełożonym. – Jeager wzruszył ramionami. - Nie miałem innego wyjścia: musiałem przeprosić. Ale to jeszcze nie znaczy, że czegokolwiek żałuję. Ty też nie żałujesz, prawda, Mikasa?

Czarnowłosa dziewczyna spuściła wzrok.

- Mikasa? – Eren popatrzył na nią i uniósł brwi.

Wydawał się zaskoczony faktem, że od razu go nie poparła. Armina również to zdziwiło – rzadko zdarzało się, by ci dwoje nie zgadzali się w jakiejś sprawie.

Mikasa dotknęła miejsca, gdzie zazwyczaj miała czerwony szalik, a które teraz świeciło pustką. Prawie nie rozstawała się z prezentem od Erena, lecz do piżamy akurat go nie nosiła.

- Właściwie to... - szepnęła, ponuro wpatrując się w blat stołu. - Nie jestem dumna z mojego zachowania. Gdy sobie myślę, że próbowałam zmusić kapitana Leviego, by zostawił swojego ukochanego na śmierć...

- Generał Erwin i tak przeżył – lekceważąco stwierdził Eren.

- Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że tak będzie! – Mikasa popatrzyła na niego wręcz błagalnym wzrokiem. - Uważam, że zachowaliśmy się okropnie. Cieszę się, że kapitan Levi przyjął moje przeprosiny.

Armin zmarszczył brwi. Czy coś... wydarzyło się między tą dwójką? I czy mu się tylko wydawało, czy Mikasa wyglądała na nienaturalnie zdołowaną?

Choć, z drugiej strony... może nadmiernie interpretował jej oburzenie? Jak na to nie patrzeć, miała prawo poczuć się rozczarowana - chłopak, którego uwielbiała, nie czuł żadnych wyrzutów sumienia w związku z tym, że prawie skazał na śmierć czyjegoś kochanka. Niby nie było to nic wielkiego, ale jednak sporo mówiło o podejściu Erena do romantycznych związków. Ogólnie nie stawiało Jaegera w dobrym świetle.

Armin czuł, że dopiero teraz zaczyna widzieć, jak bardzo jego przyjaciel zmienił się w przeciągu ubiegłych miesięcy.

- Może kapitan domyślił się, że przeprosiny Erena nie były szczere? – niespodziewanie rzuciła Sasza. - Może właśnie o to jest zły?

- Jest szansa, że się zorientował i dlatego planuje wyżyć się na nas wszystkich! – zgodził się Connie. – Pewnie to dlatego zwołał zebranie.

Armin ścisnął czubek nosa i wydał sfrustrowany jęk. Ech, i znowu to samo... Snucie głupich teorii i szukanie kozła ofiarnego!

- Eren, musisz przeprosić jeszcze raz! – zarządził Jean. – Ale tym razem zrobisz to na kolanach i...

- Posłuchajcie mnie przez chwilę! – krzyknął Armin.

Nie podobało mu się, że tak często podnosi głos na towarzyszy, ale zwyczajnie nie miał wyjścia.

- Od samego początku próbuję wam coś wytłumaczyć – powiedział już zupełnie spokojnym tonem. - A skoro już jesteśmy w temacie... eghm... związku kapitana Leviego, to sądzę, że to doskonała okazja, byśmy obgadali pewną delikatną kwestię.

Dał sobie chwilę, by przemyśleć, jak ubrać swoje wnioski w słowa.

- Po powrocie z Shinganshiny kapitan był w bardzo złym stanie – stwierdził wreszcie. - Nie dość, że omal nie stracił partnera to jeszcze ostro się z nim pokłócił. Co doprowadziło do tego, że wziął urlop i przez długi czas trzymał nas na dystans. Dlatego uważam, że wcale nie jest na nas zły. Moim zdaniem zwołał zebranie, bo chce wznowić współprace z oddziałem i na spokojnie wytłumaczyć, dlaczego był dla nas taki ostry.

Jean zapatrzył się na blat stołu. Wyglądało na to, że coś do niego dotarło. Szkoda tylko, że był w tym jedyny...

- Jak dla mnie, to kapitan wcale nie musi się z niczego tłumaczyć! – prychnął Connie, krzyżując ramiona.

- Właśnie! – Sasza ustawiła się w tej samej pozycji co Springer, przez co zaczęli wyglądać jak para bliźniaków. - Jeśli już ktoś powinien się tłumaczyć, to Mikasa i Eren!

Armin nie miał bladego pojęcia, jakim cudem jego koledzy i koleżanki potrafili w ułamku sekundy zamienić cywilizowaną rozmowę na wstęp do kłótni. Szybko zabrał głos, by dwoje jego najbliższych przyjaciół nie zdążyło odgryźć się Conniemu i Saszy.

– Dobrze, zgadzam się, że Mikasa i Eren są częściowo odpowiedzialni za obecny stan kapitana – podkreślił, uspokajająco unosząc dłonie. - Ale to jeszcze nie znaczy, że cała wina jest po ich stronie. Jak na to nie patrzeć, kapitan ma jeszcze jeden powód, by bardziej... eee... przeżywać niektóre rzeczy. Biorąc pod uwagę, że przez długi czas nie miał dostępu do swoich leków...

- Jakich leków? – Connie zamrugał.

- To kapitan na coś się leczy? – Sasza miała na twarzy identyczną dezorientację.

Armin zarumienił się. Gdyby miał wskazać jedną rzecz, która najbardziej przeszkadzała mu w tej dwójce, to była to konieczność tłumaczenia im oczywistych rzeczy. A zwłaszcza tych rzeczy.

- N-nie nazwałbym tego „leczeniem" ale... O-oj, dajcie spokój, p-przecież wiecie, co mam na myśli, no nie? – Pozwolił sobie na moment naiwnej nadziei. - Teraz to już chyba wszyscy wiedzą... prawda?

- Ale o czym? – Mikasa przekrzywiła głowę.

- Właśnie, o czym? – Eren podrapał się po czuprynie.

- N-no weźcie! – Jean wydał jęk frustracji. Był tak samo czerwony jak Armin. - N-na pewno coś słyszeliście. Pułkownik Hanji co chwilę rzuca jakieś aluzje co do... eghm... płci kapitana Leviego. Nie mówcie mi, że nie załapaliście!

Po krótkiej chwili wahania wymamrotał:

- Chociaż, w sumie, nie powinienem się dziwić. Biorąc pod uwagę, jak bardzo niektórzy z was są tępi...

- Kogo nazywasz tępakiem?! – warknął Eren, podwijając rękaw piżamy i pochylając się nad stołem. Zapewne przygrzałby koledze, gdyby Mikasa nie złapała go za kołnierz.

- A jak mam cię nazywać, gdy nie wiedziałeś tak podstawowej rzeczy o swoim dowódcy? – zakpił Jean. - Kapitan Levi jest facetem, ale urodził się kobietą.

- Że co?! – równocześnie sapnęli Sasza i Connie.

- Jean... - Armin posłał koledze karcące spojrzenie. - Jeśli nie wiedzieli, to nie powinieneś im mówić. Kapitan sam ma prawo decydować, z kim chce się podzielić tą informacją.

- Może i tak. – Jean pochylił się na uchem Armina i konspiracyjnym tonem wycedził: - Ale naprawdę chcesz, by ci gamonie polecieli do niego i palnęli jakąś durnotę? Jeśli teraz im tego nie wytłumaczymy, jak nic podniosą kapitanowi ciśnienie, zadając mu nietaktowne pytania. Na przykład, czy ma waginę.

- To kapitan ma waginę? – natychmiast zapytał Connie.

- Właśnie o tym mówię! – zawył Jean, odchylając się do tyłu i szarpiąc się za włosy.

Po namyśle, Armin musiał przyznać mu rację. Ich przyjaciele rzeczywiście mieli tendencje do zadawania nietaktownych pytań! Już lepiej, by obgadali wszystko teraz, gdy kapitan był gdzie indziej...

- Nie daj sobie niczego wmówić, Connie – powiedział Eren. - To jasne, że kapitan Levi NIE ma waginy. Po prostu debil z końską mordą nie wie, co zrobić ze swoim wolnym czasem, więc rozpuszcza głupie plotki.

- Po pierwsze, jeszcze raz nazwij moją twarz „końską mordą", a pożałujesz! – warknął Jean. -A po drugie... wiem NA PEWNO, że kapitan Levi nie ma penisa, bo sam widziałem!

- Serio? – Sasza zamrugała. - Kiedy?

- Któregoś razu wpadłem na niego pod prysznicem.

- AHA! – Connie triumfalnie wycelował w Jeana palec. - Więc to DLATEGO kapitan zwołał zebranie! Dowiedział się, że go podglądałeś i teraz myśli, że wszyscy jesteśmy zboczeńcami!

- Właśnie! – zawołał Eren. - Przez twój brak szacunku całemu oddziałowi się oberwie. Zboczeniec z końską gębą! Ja tam nigdy nie pchałem się pod prysznic w tym samym czasie co kapitan Levi.

- Ja też nie! – Connie wypiął pierś i dumnie uniósł podbródek. - Rozumiem, czym jest szacunek dla starszych, dlatego chciałem dać przełożonemu trochę prywatności.

- Zgłupieliście do reszty?! – Jean pobladł na twarzy i wytrzeszczył na kolegów oczy. - Ja wcale nigdzie się nie pchałem, tylko JUŻ stałem pod prysznicem, gdy kapitan Levi przyszedł się wykąpać! Zresztą to nie tak, że specjalnie się na niego gapiłem. Po prostu sięgałem po mydło, a że prysznice komunalne nie mają osobnych kabin...

- Oho? – Sasza kpiąco się uśmiechnęła. - To teraz będziesz zwalał wszystko na architekturę? Mnie nie oszukasz, zboku! Mikasa wszystko mi powiedziała! Kiedy jeszcze byliśmy w Korpusie Kadetów, gapiłeś się na nią pod prysznicem.

- Zaraz, zaraz... podglądałeś Mikasę?! – wykrzyknął zbulwersowany Eren.

- I żyjesz?! – zdziwił się Connie.

- Nikogo nie podglądałem, durnie! – jęknął Jean, uderzając dłońmi o blat stołu. - Gapiłem się na Mikasę, bo byłem zaskoczony, skąd wzięła się w MĘSKIEJ łazience! Potem okazało się, że przyniosła Erenowi jego cholerną piżamkę, bo jest nieogarniętym debilem i niczego nie potrafi zrobić bez pomocy.

- A więc tak to było? – Sasza posłała Mikasy pełne wyrzutu spojrzenie. - I pomyśleć, że przez tyle lat rozpowiadałam wszystkim dziewczynom, że Jean jest zbokiem.

- Że CO o mnie rozpowiadałaś? – Jean miał minę, jakby właśnie doczekał się końca świata. - To dlatego nie miałem życia miłosnego?!

Jednak nie zdążył porządnie wkurzyć się na Saszę, bo Eren złapał go za przód piżamy. Ponieważ siedzieli naprzeciwko siebie, obaj wylądowali klatami na stole, rozlewając przy tym resztki herbaty.

- Jeszcze raz nazwij mnie debilem, a tak ci przyfasolę, że...

- Błagam was, przestańcie! – krzyknął będący u szczytu cierpliwości Armin.

Przecież byli przyjaciółmi, na litość boską! Dlaczego nie mogli normalnie porozmawiać?

- Niedługo zobaczymy się z kapitanem, więc nie powinniśmy marnować czasu na kłótnie – przypomniał im grobowym głosem.

Perspektywa zmierzenia się z rozdrażnionym Levim podziałała na towarzystwo jak zimny prysznic. Eren puścił Jeana i obaj wyprostowali się na krzesłach.

- Ma rację. – Connie przełknął ślinę. – Musimy jak najszybciej ustalić strategię. Znaczy, wybrać osobę, na którą wszystko zwalimy.

- Nie będziemy wybierać żadnego kozła ofiarnego! – podkreślił Armin.

- Chciałeś powiedzieć: Dzielnego Żołnierza – poprawiła go Sasza.

W odpowiedzi głęboko westchnął.

- Tak czy siak, uważam, że nie powinniśmy zrzucać winy na jedno z nas. Powinniśmy zachowywać się naturalnie i... powstrzymać się przed zadawaniem różnych nietaktownych pytań.

- To znaczy jakich? – spytał Connie.

- Na przykład, czy kapitan ma waginę – powiedział Jean, wymownie unosząc brew. - Albo czy jest kobietą. Najlepiej w ogóle nie używajmy przy nim tych dwóch słów!

- Jakich słów? – zdziwiła się Sasza.

- Ja pierdolę, Armin... przecież oni potrzebują notatek! – Jean miał tak załamaną minę, jakby podobny poziom głupoty był dla niego jeszcze bardziej niewiarygodny niż istnienie ludzkości za Murami.

- Chyba rzeczywiście napiszę im instrukcję – mruknął Armin, sięgając po pióro i garść serwetek. - Connie, Sasza, Eren, Mikasa... to lista słów, których nie wolno wam używać, gdy będziecie rozmawiać z kapitanem.

- Chwila moment! – Eren popatrzył na przyjaciela jak na zdrajcę. - Dlaczego robisz też ściągi dla mnie i dla Mikasy?

- Bo ty jesteś kretynem, a Mikasa jest zbyt bezpośrednia – mruknął Jean. - Armin, dopisz do tej listy jeszcze „miesiączka" i „leki hormonalne".

- To kapitan ma miesiączkę?! – wysapał Connie.

- Co to są leki hormonalne? – głośno zastanawiała się Sasza.

- To różne tabletki, które kapitan musi regularnie przyjmować, by mieć więcej testosteronu niż estrogenu – wyjaśnił Armin.

Sasza i Connie zrobili wielkie oczy.

- Ty może weź nie używaj przy nich tak trudnych słów – burknął Jean. - Chcesz, żeby mózgi im wybuchły? Dla nich nawet „fotosynteza" jest pojęciem nie do ogarnięcia!

- To kapitan robi fotosyntezę? – spytała Sasza.

- Niech to szlag, zaraz zwariuję! – Jean znowu zaczął szarpać się za włosy.

Zdaniem Armina powinien trochę lepiej nad sobą panować, bo w tym tempie wkrótce wyłysieje...

Jasnowłosy chłopak dopisał kilka słów do każdej z serwetek, po czym cierpliwie wytłumaczył:

- W dużym skrócie chodzi o to, że kapitan przyjmuje leki, które sprawiają, że bardziej przypomina mężczyznę niż kobietę. Właśnie dlatego uważam, że w ostatnim czasie był niezwykle rozdrażniony. Kiedy byliśmy poszukiwani, na długi czas stracił dostęp do leków.

- Myślicie, że urosły mu cycki? – szepnęła Sasza.

- Może jest w ciąży? – równie cichym tonem zasugerował Connie.

- Weźcie się wreszcie przymknijcie! – Jean łypnął na nich spode łba. - Czy możecie chociaż przez pięć minut nie wyrzucać z siebie głupot?

- Właśnie, zacznijcie używać mózgów! – rzucił Eren. - Przecież widzieliście, jak kapitan zmienił się przez ostatnie miesiące. To nie cycki mu urosły tylko brzuch! Przez to, że nie bierze leków, zaczął okropnie tyć.

- A co jedno ma wspólnego z drugim? – zaciekawił się Connie.

- Kobiety mają większe skłonności do tycia niż faceci.

- Serio?! – Sasza niebezpiecznie zakołysała się na krześle. Mało brakowało, a by z niego zleciała. - Od kiedy?!

- Od zawsze – Eren wzruszył ramionami. - Ojciec mi mówił.

- Wydaje mi się, że w przypadku Ackermannów jest trochę inaczej – wymamrotała Mikasa.

Nieznacznie podwinęła skraj piżamy, by popatrzeć na swoje imponujące mięśnie brzucha. Jak zawsze miała w tamtym miejscu wyraźny kaloryfer.

- Zresztą, kapitan bardzo ciężko trenuje – dodała zamyślonym tonem. – Choć jest najsilniejszy z nas wszystkich, nigdy sobie nie odpuszcza. Nie sądzę, by przytył, tylko dlatego że nie brał leków.

- Powinniśmy wziąć pod uwagę jego depresję podczas śpiączki generała Erwina – ponurym tonem napomniał Jean.

- O rany! – przeraziła się Sasza. - To od dołka też można tyć?!

- Tak i to bardzo – odparł Eren. - Tylko spójrz na kapitana Leviego: brzuch mu sterczy jak u jakiegoś kangura!

- Może on na serio jest w ciąży? – kontemplował Connie, masując podbródek.

- Co to jest „kangur"? – spytała Sasza.

- Mówiłem, byście przestali pieprzyć od rzeczy! – Jean popatrzył na niespokrewnione bliźniaki z miną pod tytułem „mam już was serdecznie dosyć!". - A ty, Eren, lepiej nie wspominaj przy kapitanie o tyciu i odstającym brzuchu. No, chyba że chcesz stracić wszystkie zęby.

- I tak mu odrosną... - mruknął Connie.

- „Waga" i „odstający brzuch" – bardzo powoli powiedział Armin. - Dopisałem to do listy zabronionych słów.

- A co z kangurem? – nie ustępowała Sasza. - Ktoś mi wreszcie powie, co to jest?

- To takie zwierzę z mojej książki. Potem ci pokażę.

Jasnowłosy chłopak skończył pisać.

- No dobrze, oto wasze ściągi – powiedział, kładąc serwetki przed Erenem, Mikasą, Saszą i Conniem. - Postarajcie się unikać tematów, które wypisałem, a wszystko będzie w porządku.

- Co to, do cholery, ma być? – z boku dobiegł chłodny głos. - Jedna z tych głupich gierek na zasadzie „wypisywania różnych rzeczy i zgadywania"?

Wszyscy członkowie oddziału podskoczyli na krzesłach i wydali zaskoczone piski. Kapitan Levi stał ze skrzyżowanymi rękami i wpatrywał się w podwładnych zmęczonym wzrokiem. Miał na sobie zielony płaszcz od munduru, który świetnie nadawał się do ukrycia wszelkich... eghm... „krągłości".

Eren, Connie i Sasza odruchowo zapatrzyli się na pasek Leviego. Armin mógł sobie bez problemu wyobrazić, jak wytężają mózgi i próbują ustalić, czy ich przełożony nadal miał „odstający brzuch", czy też zdążył już zrzucić dodatkowe kilogramy. Twarz kapitana jak zawsze była szczupła, więc nie dawało się z niej niczego wyczytać.

Weźcie się tak nie gapcie! – Armin jęknął w myślach. – Chcecie, by już na wstępie dostał szału?

Na szczęście Levi niespecjalnie przejął się ciekawskimi spojrzeniami podwładnych. Aczkolwiek wyglądał na odrobinę poirytowanego.

- Ponad godzinę temu mówiłem wam, że zamierzam zwołać zebranie – przypomniał im, groźnie mrużąc oczy - Dlaczego nadal jesteście w piżamach?

- K-kapitanie, przepraszamy! – wyjąkał Jean. - Z-zaraz pójdziemy się przebrać i...

- Szkoda czasu. – Levi uniósł dłoń. - Chcę jak najszybciej mieć to za sobą, dlatego przyniosę sobie krzesło i usiądę z wami. W międzyczasie wytrzyjcie stół. Od patrzenia na cały ten bajzel chce mi się rzygać.

Gdy tylko się oddalił, Sasza rzuciła się do wycierania blatu serwetkami.

- Co ty wyprawiasz?! – zawył Eren. - To były nasze ściągi!

- Hua?! – Miłośniczka Ziemniaków pobladła ze strachu. - C-co ja narobiłam?!

- Mikasa, ty nadal masz swoją, no nie? – Eren zwrócił się do czarnowłosej dziewczyny. - Pokaż nam, żebyśmy mogli...

- Wybacz, ale przez przypadek wydmuchałam w nią nos.

- Czyli nie mamy już żadnej ściągi?! – jęknęła Sasza.

- Nie, została jeszcze ta, którą trzyma Connie – powiedział Eren.

- Nie wyobrażajcie sobie, że się podzielę! – prychnął Springer. - Nie moja wina, że nie pilnujecie swojej własności!

Armin oparł łokcie o stół i ukrył twarz w dłoniach. Już przeczuwał, że nadchodząca rozmowa będzie absolutną ma-sa-krą!

Nie mógł się tylko zdecydować, komu współczuje bardziej – swoim kolegom czy kapitanowi Leviemu.    

Notka autorki

Muszę wam przyznać, że miałam niezłą frajdę z pisania tego rozdziału. Przypomniał mi o Starych Dobrych Czasach, gdy Eren jeszcze nie był tak okropnym dupkiem i przekomarzał się z kolegami. Nie ukrywam, że bardzo tęskniłam za Tamtymi Czasami – zwłaszcza oglądając ostatni odcinek anime.

Były epickie momenty, oj były... ale to jednak nie było to samo, co trzy pierwsze sezony „Ataku Tytanów", gdy bardzo mocno kibicowałam bohaterom i wzruszałam się scenami z różnych odcinków. Ale cóż... Isayama miał prawo zakończyć swoją mangę, jak chciał. Nie ma co narzekać.

Na pocieszenie powiem wam, że u mnie będą same Happy Endy ;)

Jak wam się podobał pierwszy rozdział „Nieplanowanego Marzenia" po przerwie?

Co prawda Erwin praktycznie się tutaj nie pojawił, a Levi miał tylko jedną krótką scenę, ale mimo to uważam, że zmiana perspektywy była potrzebna. A poza tym nie potrafiłam oprzeć się pokusie – po prostu MUSIAŁAM pokazać, jak Eren i spółka kminią nad zachowaniem Leviego i wynajdują sobie coraz to durniejsze wytłumaczenia. A Armin stara się być jedyną rozsądną osobą w grupie i jakoś to ogarniać :)

W następnym rozdziale będzie jeszcze weselej, bo Levi będzie musiał się zmierzyć z głupimi tekstami swoich dzieci... tfu! Podwładnych ;)

Ale nie spoileruję, by nie psuć wam zabawy.

Mam nadzieję, że kolejny rozdział ukaże się dość szybko, ale niczego nie obiecuję, bo „Puste Pokoje" nadal są priorytetem.

Gorąco pozdrawiam was wszystkich a w szczególności tych, którzy regularnie wspierają mnie komentarzami. Jesteście najlepsi! Do zobaczenia ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top