Rozdział 23 - Urodzinowa konspiracja

Levi nie przepadał za spaniem w nieznanych miejscach. A jeśli już mu się to zdarzyło, kładł nóż pod poduszką i budził się kilka razy w ciągu jednej nocy, za każdym razem rozglądając się na boki i wypatrując potencjalnego zagrożenia.

Tym razem jednak spał jak dziecko i to do samego rana. Chyba nawet trochę dłużej, bo gdy otworzył oczy, słońce świeciło niezwykle jasno.

- Już po południu – zadeklarował łagodny głos.

Levi przekręcił głowę, by popatrzeć na właściciela nagiej klatki piersiowej, która przez ubiegłą noc robiła za jego poduszkę. Świeżo obudzony Erwin zawsze stanowił pocieszny widok – jego jasne włosy były w kompletnym nieładzie, a na podbródku i wokół warg pojawiły się pierwsze ślad zarostu.

- Wszystkiego najlepszego. – Kapitan nieznacznie uniósł się do góry, by złożyć na ustach ukochanego krótki, lecz czuły pocałunek. – Tym razem oficjalnie. Kiedy się obudziłeś?

- Dosłownie przed chwilą. Prawie równo z tobą.

- Ach tak?

Levi oparł policzek na kikucie ukochanego i zaczął wodzić palcem po jasnych włoskach porastających jego klatkę piersiową. Wcześniejsze lata nauczyły go, że Erwin lubił wcześniej wstawać w swoje rodziny. Twierdził, że to po to, by „ten wyjątkowy dzień trwał jak najdłużej". Jednak w tym roku nie udało mu się dotrzymać tego postanowienia – najwyraźniej poprzedni dzień wyczerpał go w takim samym stopniu co Leviego.

- Wybacz, że w tym roku nie przyniosę ci śniadania do łóżka – wymamrotał kapitan, zerkając na ukochanego kątem oka.

- Mam już wszystko, czego potrzebuję. – Erwin pogładził go po ramieniu. – A nawet więcej.

- Chętnie zrobiłbym ci loda, ale biorąc pod uwagę ciążowe dolegliwości, to mogłoby źle się skończyć. Zatem złożę ci życzenia w inny sposób...

Jedna z dłoni Leviego wsunęła się pod kołdrę, przemknęła po umięśnionym brzuchu generała i dotknęła guzika rozpiętych spodni.

- Nie musisz... - Erwin nerwowo przesunął piętami po pościeli.

Kapitan pocałował go, nie dając mu dokończyć zdania.

- Ale chcę – podkreślił, znacząco patrząc partnerowi w oczy. – Nie robię tego tylko dla ciebie, więc się nie denerwuj.

Pociągnął za skraj spodni, by zsunąć je z pośladków męża. Erwin uniósł biodra, by ułatwić mu zadanie.

- Wiesz, jak nie cierpię, gdy kładziesz się do łóżka w ubraniu – mruknął Levi. – Ale masz dzisiaj urodziny, więc ci podaruję.

Wsunął dłoń pod bokserki partnera i zacmokał z aprobatą, gdy członek, którego czuł pod palcami w ekspresowym tempie zaczął twardnieć.

- Chyba mimo wszystko nie jesteś jeszcze aż tak stary – stwierdził, przesuwając rękę nieco niżej, by pogładzić jądra. – Właśnie stuknęła ci czterdziestka, a jesteś równie jurny jak wtedy, gdy miałeś trzydzieści dziewięć lat.

- Jak mógłbym nie być jurny, mając przy sobie takiego mężczyznę? – Erwin wpatrywał się w męża zamglonym wzrokiem.

Gdy gadał takie rzeczy, Levi był gotów ssać mu kutasa choćby przez wieczność.

Gdy wreszcie pozbędę się tych cholernych porannych mdłości, zajmę się nim jak trzeba – poprzysiągł sobie.

Póki co chwycił trzon penisa i zaczął go pocierać w sposób, który zawsze ekscytował Erwina.

Jeszcze przez pewien czas dotykał nabrzmiałej męskości, pieszcząc ją we wszystkich wrażliwych miejscach, po czym odchylił kołdrę i klęknął z nogami po obu stronach ud ukochanego.

- Nie martw się – wydyszał, delikatnie wsuwając czubek członka do wąskiego przesmyku. – Tym razem nie będę próbował urwać ci fiuta.

- Wiesz, że mam do ciebie pełne zaufanie – ze słabym uśmiechem odparł Erwin.

Levi jeszcze nigdy nie miał penisa w miejscu, które chwilę wcześniej nie zostało wypieszczone palcami, ale był dobrej myśli. Ostatnia noc nauczyła go, że kobiece rejony potrafiły nawilżyć się dość szybko, a gdy uszczęśliwiał swojego męża ręką, wyraźnie czuł, jak stopniowo stawały się coraz bardziej mokre. Zwłaszcza, że nie wymył ich po poprzednim zbliżeniu.

Opuszczał biodra niezwykle ostrożnie i powoli, ale nie poczuł bólu ani dyskomfortu, a jedynie przyjemne rozciąganie. Gdy całkowicie zanurzył w sobie członka partnera, on i Erwin cicho westchnęli.

Levi oparł dłonie o szeroką pierś męża i zaczął delikatnie kołysać się do przodu i do tyłu, narzucając spokojne, wręcz leniwe tempo. Po ostatnim razie ledwo miał siłę się ruszyć, ale wcale z tego powodu nie narzekał. Intensywne przeżycia z ubiegłej nocy sprawiły, że jego mięśnie były obolałe, ale też rozluźnione w niezwykle przyjemny sposób. Spokojny seks działał na nie jak masaż.

A poza tym, cudownie było czuć na sobie przepełnione pożądaniem spojrzenie ukochanego mężczyzny.

Wzrok Erwin wydawał się bardzo często zatrzymywać się dość nisko. Kapitan wywnioskował, że miało to związek z pończochami, które wciąż miał na sobie.

- Nie sądziłem, że to przyznam, ale są w diabły praktycznie – mruknął, cały czas kołysząc biodrami. – Świetnie grzeją nogi.

- Są fantastyczne – zgodził się Erwin. – Ale to nie nimi się obecnie zachwycam.

- O? – Levi zrobił krótką chwilę na wzięcie oddechu, po czym popatrzył na męża z kpiącym uśmieszkiem. – Aż tak lubisz patrzeć, jak twój kutas znika w moim wnętrzu?

Celowo uniósł biodra wyżej niż wcześniej i bardzo powoli je opuścił, by jego facet mógł porządnie się napatrzeć.

- Ten widok nigdy mi się nie znudzi – przyznał Smith, wyciągając jedyną rękę i gładząc Leviego po udzie. – Ale prawda jest taka, że nie mogę oderwać wzroku od twojego brzucha. Dopiero z tej pozycji widzę, jak bardzo urósł.

Rzeczywiście – teraz, gdy byli złączeni na wysokości krocza, wyraźniej niż wcześniej dało się zauważyć wypukłość ciągnącą się od włosków łonowych do klatki piersiowej Leviego. Czarnowłosy mężczyzna oderwał jedną rękę od torsu ukochanego, by pogładzić się po brzuchu.

- Ten przeklęty dzieciak jeszcze się nie urodził, a już zdominował każdy aspekt naszego życia – wysapał, zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu. – Łącznie z seksem.

- Przeszkadza ci to?

- Nie.

Levi uchylił powieki i rzucił się do przodu. Wplótł palce we włosy Erwina, wciągając ukochanego w namiętny pocałunek. W tej pozycji poruszali się jeszcze wolniej niż wcześniej, ale żaden z nich nie był tym faktem rozczarowany. Smith wydawał się wręcz preferować to nowe tempo, bo członek wyraźnie mu nabrzmiał.

W tej chwili Levi zrozumiał, że byli dokładnie tacy sami – obaj cholernie pragnęli mieć rodzinę i każda wzmianka o tym, że wkrótce będą mieli kogoś nowego do kochania, powodowała u nich przyjemne dreszcze.

Choć żaden z nich nie pośpieszał drugiego, nie potrzebowali dużo czasu, by osiągnąć upragniony orgazm. Doszli praktycznie w tej samej chwili, w dodatku tak szybko, że Levi miał wrażenie, jakby ich zbliżenie tylko mu się przyśniło.

Wszystko, co dobre, musi kończyć się w mgnieniu oka – pomyślał, gdy leżał z policzkiem opartym o pierś męża. – No, ale przynajmniej tym razem nie odpłynąłem. To urodziny Erwina. Nie chciałbym zaczynać dnia od... od... O CHOLERA!

Wytrzeszczył oczy i poderwał się do pozycji siedzącej.

- Levi? – z niepokojem zagaił Erwin. – Co...

- Niech to szlag! – Kapitan przycisnął sobie dłoń do ust. – W-wybacz... M-muszę...

Swędzenie w dolnej części gardła przyszło tak nagle, że zupełnie przestał zwracać uwagę, co robi z rękami i nogami. Zsunął się z męża tak gwałtownie, że tym razem naprawdę o mało nie urwał mu penisa. Dość niezgrabnie zeskoczył z łóżka, po drodze zahaczając nogą o pościel - ciągnęła się za nim przez pół pokoju, zanim nareszcie się jej pozbył. Zresztą, w swoim szaleńczym pędzie do łazienki ledwo zwrócił na to uwagę.

Niech będzie tam wiadro! – pomyślał rozpaczliwie. – Błagam, niech będzie tam jakiejś wiadro!

Już wystarczająco głupio czuł się ze świadomością, że o mało nie wyrzygał się na świeżo upieczonego męża niecałą minutę po seksie. Nie chciał, by Erwin został zmuszony do patrzenia na zapaskudzoną podłogę w swoje urodziny.

Wiadra co prawda w łazience nie było, ale przynajmniej obok umywalki stała pokaźnych rozmiarów miska. Levi chwycił ją, padł na kolana i zaczął zwracać zawartość żołądka.

Jak przez mgłę słyszał odgłos kroków i dźwięk stawianego na podłodze naczynia. Chwilę potem poczuł, że jedyna dłoń Erwina głaszcze go po plecach.

- Przyniosłem ci wody – szepnął generał.

Levi odgarnął kosmyki włosów, które przylgnęły mu do spoconego czoła. Z początku po prostu wpatrywał się w męża zamglonym wzrokiem, stopniowo uspokajając oddech. Dopiero po chwili otrząsnął się na tyle, by dostrzec szklankę, którą Erwin postawił na podłodze.

- D-dzięki – wysapał, wyciągając przed siebie drżące dłonie.

Smith chwycił naczynie i podał je dygoczącemu partnerowi. Dla pewności podtrzymał szklankę od dołu, na wypadek gdyby wysunęła się Leviemu z rąk.

Chłodny napój przyniósł ulgę podrażnionemu gardłu, ale niestety tylko tymczasową. Kapitan zdążył przełknąć marne trzy łyki, gdy swędzenie powróciło. Gwałtownie odstawił szklankę na podłogę i znowu zaczął wymiotować. Jednak głaszcząca go między łopatkami dłoń skutecznie odwracała jego uwagę od nieprzyjemnych doznań, przez co nie czuł się tak parszywie jak zazwyczaj.

Gdy wreszcie zwrócił, co miał zwrócić, resztkami sił dopił wodę ze szklanki i oparł czoło o bark męża.

- K-kurwa... - wysapał. – J-ja pierdolę... Przepraszam.

- Masz typowe dolegliwości ciążowe i znosisz je lepiej niż niejedna kobieta – łagodnie odparł Erwin. – „Przepraszam" to ostatnie słowo, jakie chciałbym od ciebie usłyszeć.

- Ta, wiem, ale...

Levi wzdrygnął się. Po tak intensywnym wymiotowaniu wypowiadanie każdego słowa było jak próba połknięcia pokrzywy. Wyciągnął rękę, w milczeniu błagając Erwina o kolejną szklankę wody. Naczynie pełne chłodnego płynu zostało mu podane niemal natychmiast. Najwyraźniej Smith przygotował się, przynosząc ze sobą cały dzban.

- M-mogłem przewidzieć, że tak będzie... - wydyszał Levi, gdy już upił kilka porządnych łyków. – T-to pewnie przez to kołysanie...

- Nie musisz za wszelką cenę sprawiać mi przyjemności, tylko dlatego że mam urodziny – w głosie Erwina zabrzmiało poczucie winy. – A ja nie powinienem się zgadzać, tylko dlatego że...

- Nie chrzań, to nie twoja wina. – Levi uciszył ukochanego, unosząc dłoń. – Już ci mówiłem, że nie zrobiłem tego tylko ze względu na ciebie. Ja też tego chciałem. Po prostu jestem na siebie zły, bo nie pomyślałem, że... Powinienem się domyślić, że te cholerne wymioty...

Zrobił krótką pauzę na wzięcie oddechu i zawstydzonym tonem dokończył:

- I tak miałem szczęście, że dopadły mnie dopiero teraz. Ponoć w szóstym tygodniu coś takiego jest...

Urwał, czując napływającą do gardła gorycz. Przestraszył się, że czeka go kolejna runda, ale ostatecznie nic już nie zwrócił.

Erwin objął go ramieniem i pocałował go w skroń.

- Cz-czuję się tak cholernie głupio... – wyszeptał Levi, wtulając się w szyję partnera. – Ja pierdolę... Wyrzygać się w takim momencie! Nie chcę, by to wyglądało tak, jakby to była moja reakcja na nasz seks...

- Nigdy bym tak nie pomyślał – z łagodnym uśmiechem zapewnił go mąż.

- Taa, wiem, ale... Przeżywam to, kumasz? Te durne hormony sprawiają, że jestem głupi. Znaczy się, myślę głupio. Czy coś w ten deseń. Jeśli wiesz, co mam na myśli...

- Wiem. I cieszę się, że już tego przede mną nie ukrywasz.

- Ja też się z tego cieszę.

Levi przesunął się, by wygodniej umościć się w ramionach partnera.

- Kiedy przy mnie jesteś, to wszystko jest znacznie łatwiejsze – wymamrotał, zamykając oczy. – Nawet, kurwa, nie wiesz, jak bardzo!

- Gdybym wcześniej...

- Chuj z tym, co było wcześniej. Liczy się to, że teraz jesteś przy mnie. Przy nas.

Erwin nie odpowiedział, tylko posadził sobie ukochanego na kolanach. Levi starał się koncentrować na przyjemnym zapachu potu, który czuł od siebie i od partnera, a nie na unoszącym się nad miską odorze wymiocin. Niespodziewanie zaśmiał się pod nosem. Erwin zmarszczył brwi i posłał mu pytające spojrzenie.

- Dotarła do mnie absurdalność całej tej sytuacji – wyjaśnił Levi, z rezygnacją kręcąc głową. – To pierwszy dzień naszego małżeństwa, a siedzimy na podłodze w kiblu. I to na golasa. A przynajmniej ty, bo ja to przynajmniej mam na sobie te cholerne pończochy – dokończył, wymownie poruszając stopami ubranymi w prześwitujący biały materiał.

- Racja. – Kąciki ust generała uniosły się do góry, a w błękitnych oczach zamigotały czułe ogniki. – Z pewnością stanowimy pocieszny widok.

- Aż by się chciało pierdolnąć obraz dla potomnych, nie?

- Myślę, że mało który malarz zdołałby skupić się na pracy, widząc coś tak... osobliwego. Mimo to, jestem niezmiernie ciekawy, jaką miałby minę.

Erwin pochylił się, by pocałować męża, jednak Levi zasłonił sobie usta dłonią.

- Może lepiej nie – mruknął kapitan, nieznacznie się czerwieniąc. – Dopiero co haftowałem. Pewnie jedzie mi z ust...

- Levi, jesteś miłością mojego życia. Nawet gdybyś pachniał kupą i tak chciałbym cię całować.

- Nie gadaj o kupie! Miska pełna rzygów już i tak sprawia, że czuję się wystarczająco obrzydliwie.

- Mam ją stąd zabrać?

- Tak, ale jeszcze nie teraz. Chcę chwilę posiedzieć w tej pozycji.

Smith wydał czułe westchnienie i mocniej przytulił do siebie ukochanego.

I pomyśleć, że mogłem to mieć od samego początku tej cholernej ciąży – pomyślał Levi. – Oficjalnie jestem idiotą!

I to podwójnym, bo tak bardzo skupił się na komforcie psychicznym, że zapomniał wziąć pod uwagę inne rzeczy.

Na przykład to, że siedzenie na golasa w zimnej łazience było średnio zdrowe i zdecydowanie niewskazane dla osób w ciąży. Albo fakt, że zostawił w Kwaterze Głównej kilka bardzo istotnych przedmiotów.

- Cały się trzęsiesz – zatroskanym głosem zauważył Erwin. – Poproszę obsługę, by przygotowała ci ciepłą kąpiel.

- Nie – odruchowo rzucił Levi. – Znaczy się, tak! Zaraz, moment... to tutaj jest wanna? – zapytał, patrząc na ukochanego zdumionym wzrokiem.

- Cóż... tak – z lekkim uśmiechem odparł Smith. – W osobnym pomieszczeniu. Poprosiłem o nią wczoraj, gdy rezerwowałem pokój.

Kapitan zaczerwienił się. Kiedy weszli... czy raczej wpadli do tego przybytku, prawie wyważając drzwi, był tak zafiksowany na punkcie seksu, że nawet nie zwrócił uwagi na to, co jego mąż mówił do recepcjonistki.

Jak się właśnie okazało, nie była to jedyna rzecz, o której NIE pomyślał.

- Martwisz się czymś, Levi? – Erwin jak zawsze perfekcyjnie zinterpretował jego ponurą minę.

- To nic takiego. – Kapitan zmarszczył brwi. – Po prostu... zostawiłem w Kwaterze Głównej wszystkie moje leki. Witaminy, zioła i takie tam...

- Suplementy dla osób w ciąży? – zgadł Smith.

Levi skinął głową.

- Rozumiem. – Erwin rozmasował mu ramię. – Chcesz, żebym je dla ciebie kupił? Mogę się tym zająć, gdy będziesz brał kąpiel. Przy okazji załatwię dla nas śniadanie.

- Zrobiłbyś to dla mnie? – Kapitan z niedowierzaniem popatrzył na partnera.

- Dlaczego miałbym tego nie zrobić?

- No bo apteka to takie... - Levi odchrząknął i ze śladami różu na policzkach dokończył: - Zawstydzające miejsce.

Erwin popatrzył na niego, jakby kompletnie nie rozumiał, na czym polegał problem. W końcu jednak wzruszył ramionami i z uśmiechem oznajmił:

- Byłem na terenach zdominowanych przez tytany i zapewniam cię, że apteka mnie nie przeraża.

Leviemu przypomniało się, co powiedział mu aptekarz: że niby przyszli ojcowie mieli obowiązek robienia zakupów dla ciężarnych ukochanych, czy coś w ten deseń. Kapitan popatrzył na twarz swojego męża i poczuł, że humor coraz bardziej mu się poprawia.

- No dobra, ale zanim sobie pójdziesz, weźmiemy razem prysznic – zarządził. – To twoja urodzinowa tradycja, a ja będę potrzebował pomocy przy umyciu się.

XXX

Oczywiście ich wspólny prysznic mógł się zakończyć tylko w jeden sposób – kolejną rundą seksu.

Co w sumie zdziwiło Leviego tylko trochę, bo miał już za sobą kilka (naście?) podobnych sytuacji. On i Erwin rzadko potrafili nad sobą zapanować, gdy lądowali razem pod strumieniem ciepłej wody.

To, co miało być zaledwie niewinnym obmywaniem drugiej osoby, bardzo szybko przeradzało się w grę wstępną, a potem w niezwykle intensywnie uprawianie miłości. Zarówno Levi jak i Erwin byli zmęczeni, więc nie zrobili tego na stojąco, tak jak zwykle, tylko wykorzystali znaleziony w łazience taboret. Generał usiadł na nim i po raz kolejny pozwolił, by kapitan ujeżdżał go w powolnym tempie. To oznaczało mnóstwo kołysania, które na szczęście nie skończyło się dla Leviego powtórnym wymiotowaniem.

Kiedy skończyli z amorami i wreszcie się umyli, Erwin otulił męża puchatym białym szlafrokiem, błyskawicznie się ubrał, po czym wyszedł, rzucając na odchodnym, że obsługa zapuka do drzwi, gdy kąpiel będzie gotowa.

Drań musiał w ostatnim czasie przejść jakiś kurs romantyzmu, bo wanna, która została przygotowana dla Leviego, była wypełniona nie tylko ciepłą wodą ale i płatkami róż.

- Kurwa, świat się kończy – wymamrotał kapitan, gdy zaciągał się kwiecistym zapachem.

Wcześniej coś podobnego wydawało mu się niepotrzebnym marnotrawstwem, ale gdy już wlazł do wanny, szybko doszedł do wniosku, że mógłby tak mieć codziennie.

Czuł się tak zajebiście, że nie ruszył się z miejsca aż do powrotu Erwina. Gdy Smith wkroczył do łazienki, był zdumiony, widząc relaksującego się w wodzie męża.

- Dobrze, że na bieżąco dolewałeś sobie ciepłej – skomentował, gdy klęknął przy wannie i zanurzył dłoń w wodzie, by sprawdzić temperaturę. – Nie chciałbym, żebyś zmarzł. Wygodnie ci?

- Tak, ale mogłoby mi być jeszcze wygodniej – wymruczał Levi, łapiąc ukochanego za nadgarstek i całując wnętrze jego dłoni. – Na przykład, gdybyś posiedział ze mną w tej wodzie i zrobił mi masaż.

Oczywiście, że NIE skończyło się wyłącznie na masażu...

XXX

- Trzy razy w ciągu jednego dnia... - mruknął kapitan, gdy wysiedli z dorożki, wzięli się za ręce i ruszyli w stronę Kwatery Głównej. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio uprawialiśmy tyle seksu. Zachowujemy się jak jacyś nowożeńcy!

- Przecież jesteśmy nowożeńcami, Levi – zaśmiał się Erwin.

Księżyc oświetlał ścieżkę prowadzącą do starego zamczyska. Smith potarł kciukiem grzbiet dłoni partnera.

- Gdybyśmy nie mieli tutaj tak wielu potrzebnych rzeczy, zaproponowałbym, żebyśmy pojechali bezpośrednio do Kleinburga – stwierdził, mając na myśli wieś, w której mieścił się jego dom po ojcu. – Należy nam się miesiąc miodowy.

- Aż miesiąc? – zdziwił się Levi.

Erwin zmarszczył brwi.

- Sądziłem, że chcesz odpocząć?

- Taa, ale przemyślałem to sobie i uznałem, że to w cholerę niepraktyczne – wyjaśnił kapitan. – Jestem za tym, byśmy spakowali się i z samego rana pojechali do domu. Ale na razie tylko na tydzień. Chcę wykorzystać fakt, że jestem jeszcze w miarę sprawny i pomóc wam ogarnąć ponowne zasiedlenie Marii. A poza tym, muszę upewnić się, że mój oddział będzie odpowiednio przygotowany, gdy wezmę dłuższy urlop. Miesięczna przerwa bardziej przyda mi się, gdy zrobię się gruby i nieporadny

- Rzeczywiście – z ostrożnym uśmiechem zgodził się generał. – Ale chcę, żebyś mi obiecał, że powiesz mi, gdybyś zmienił zdanie. Nieważne, czy będzie to parę dni, czy też kilka miesięcy.... Jeśli zdecydujesz, że chcesz odpocząć, rzucę wszystko i się tobą zaopiekuję.

- To z twojej strony zajebiście miłe, ale nie potrzebuję, byś AŻ tak się dla mnie poświęcał. – Levi uśmiechnął się pod nosem. – Wcześniej się na ciebie wściekałem, bo nie wiedziałem, co czujesz. Ale teraz, gdy mam pewność, że zależy ci na mnie i na dziecku, twoje zaangażowanie tak bardzo mi nie przeszkadza. Pracuj, ile możesz, a ja zrobię to samo. Gdy któryś z nas przestanie zachowywać umiar, drugi po prostu mu o tym powie. W końcu, wiesz...

Odchrząknął i z rumieńcem na policzkach dokończył:

- Nie ty jeden lubisz życie Zwiadowcy. W ostatnim czasie może nie okazywałem tego tak bardzo, jak kiedyś, ale nasza sprawa nigdy nie przestała być dla mnie ważna. A poza tym, nie chcę zostać jakimś nudnym tatuśkiem, który poza kupami i pieluchami nie ma żadnych zainteresowań.

- No tak. – Erwin pokiwał głową. – W końcu lubisz jeszcze sprzątać...

Doskonale wiedział, że po takim komentarzu Levi spróbuje zdzielić go łokciem w żebra i zrobił zgrabny unik.

- Małe przypomnienie. – Kapitan uniósł brew i zmierzył partnera morderczym spojrzeniem. – Jestem twoim mężem, a nie twoją żonką! Jeśli spróbujesz zagonić mnie do garów, gorzko tego pożałujesz!

- Sądziłem, że już dawno ustaliliśmy, że garnki i patelnie to moja domena. – Smith szeroko się uśmiechnął, jednak po chwili spoważniał i rozmasował podbródek. – Tylko muszę coś wymyślić, by móc znowu samodzielnie kroić i obierać. Może powinienem przejść się do Hanji i poprosić, by skonstruowała jakieś urządzenie, które mi to umożliwi?

Ledwo to powiedział, a z zamku wybiegła osoba z rozczochranymi brązowymi włosami i okrągłymi okularami.

- O wilku mowa – westchnął generał.

Hanji zatrzymała się przed parą mężczyzn i oparła dłonie o uda.

- Levi... dosyć tego! – wydyszała. – Musimy pilnie porozmawiać o malinach! No wiesz, o tych malinach, które hodujesz na swoim wzgórzu. Eee... chodzi mi o wzgórze, które z każdym dniem staje się większe i...

- Daruj sobie te pieprzone szyfry. – Levi wszedł przyjaciółce w słowo. – Powiedziałem mu.

- O-mój-Boże, naprawdę?! – Okularnica zadarła głowę do góry i popatrzyła na kapitana z takim wyrazem twarzy, jakby miała się za chwilę rozpłakać. – NARESZCIE!

- Musisz tak się wydzierać? – Czarnowłosy mężczyzna rozmasował skroń.

Nie mógł uwierzyć, że czekał na spotkanie z tą wariatką. Przebywał w jej towarzystwie dopiero minutę, a już rozbolała go głowę.

- Podejrzewałam, że coś się dzieje, gdy nagle przerwał spotkanie i zrobił z siebie Głupka Roku, ale musiałam się upewnić! – zaanonsowała radosnym głosem. – Wreszcie mogę to powiedzieć: GRATULACJE, TATUSIU!

Erwin akurat odgarniał sobie włosy z czoła i przeżywał zostanie nazwanym „Głupkiem Roku", więc był zupełnie nieprzygotowany na mocny uścisk, którym obdarzyła go Hanji. Tak mocno objęła go za szyję, że zrobił się siny na twarzy.

- Ej, tylko go nie zaduś! – Levi pogroził okularnicy palcem. – Będę go potrzebował do opieki nad dzieckiem.

- A ty...

Szalona kobieta zostawiła w spokoju Smitha i skupiła uwagę na czarnowłosym kapitanie.

- Tobie gratuluję, że nareszcie się przełamałeś! – zaanonsowała, tak intensywnie przeszywając go wzrokiem, że odchylił się do tyłu. – Wiesz, ile zdrowia kosztowało mnie utrzymanie tej twojej Malinki w tajemnicy?! Ugh! Kiedy naukowiec coś odkryje, wszystkie instynkty w jego ciele krzyczą, by natychmiast poinformować o tym świat! Z nerwów aż zaczęłam łysieć! Sam zobacz, ile mam na głowie łysych placków! O, zobacz, zobacz!

- Hanji, nie wywołuj w Levim niepotrzebnego poczucia winy – Erwin zwrócił się do okularnicy autorytarnym tonem. – Jest w ciąży i powinien unikać stresu.

- Ech, no i się zaczęło! – Hanji skrzyżowała ramiona i pokiwała głową. – Dopiero co dowiedziałeś się o dziecku, a niedługo zabronisz wszystkim żołnierzom Korpusu Zwiadowczego głośno oddychać, byle tylko nie irytowali twojego faceta.

Oparła dłonie na biodrach i z szatańskim uśmieszkiem pochyliła się w stronę Leviego.

- W ogóle to, co za szoooook, że jesteś taki czuły i troskliwy, Erwin! – zaśpiewała, patrząc na kapitana w tak wymowny sposób, że bardziej już się nie dało. – Kto by pomyślał, że aż tak będziesz się cieszył z zostania tatusiem! Oczywiście NIEKTÓRE inteligentne osoby w tym Korpusie od razu mówiły, że zareagujesz w taki sposób! Czego niestety nie można powiedzieć o TAKIM JEDNYM małym człowieczku, który snuł jakieś dziwne mroczne teorie zamiast słuchać mądrzejszych od siebie...

- Chcesz, żebym wydłubał ci drugie oko? – z gniewnie podrygującą brwią wycedził Levi.

- Nieee – Hanji wysunęła palec wskazujący i zaczęła dźgać kapitana w pierś. – Chcę, żebyś się teraz ukorzył i uroczyście przyznał, że miałam rację! No dalej! Im szybciej to zrobisz, tym szybciej będziesz miał to za sobą. Powtarzaj za mną: „mia-łaś ra-cję, Hanji!"

- Nie macaj go po tamtych rejonach – zatroskanym głosem nakazał Erwin, łapiąc okularnicę za nadgarstek. – Wiesz, jakie ma teraz wrażliwe sutki?

- Taa, zdążyłam się zorientować – westchnęła zwariowana kobieta. – Zresztą, sutki to jeszcze nic. Na pewno zauważyłeś, jak wrażliwy stał się jego humorek! Coś ci powiem, Erwin: jeśli chcesz, by Levi mniej się stresował, to lepiej klęknij na jedno kolano i jak najszybciej... hyyyyy!

Jedyne oko Hanji niemal wyskoczyło z powieki i przebiło szkło okularów, tak mocno rozszerzyło się na widok złotego obiektu na palcu Smitha.

- Ty masz obrączkę! – zaświergotała maniaczka tytanów, łapiąc dłoń generała i podsuwając ją sobie prawie pod sam nos. – Ej, ty też ją masz! – zawyła, chwytając drugą ręką dłoń Leviego. – A więc wreszcie to zrobiliście?! Kwiiiik! To najpiękniejszy dzień w całym moim życiu!

Piszczała tak głośno, że pewnie było ją słychać nawet za murami. W dodatku podskakiwała, przyciskając sobie palce z obrączkami do twarzy – obserwujący to mężczyźni zaczerwienili się z zażenowania.

- Obsmarkała mi rękę – zniesmaczonym głosem wymamrotał Levi.

- Tak, mnie też – westchnął Erwin.

- Chciałbym mieć jakiś przycisk, który ją wyłącza...

Zachwyt na twarzy Hanji nagle zamienił się w wyraz pretensji.

- Jak mogliście tak długo z tym zwlekać? – Okularnica wydęła policzki jak obrażone dziecko. – Wiecie, ile forsy straciłam, gdy rok w rok zakładałam się z ludźmi, że nareszcie to zrobicie?

- Było zapytać, czy w najbliższym czasie zamierzamy się ohajtać, a nie bawić się w hazard! – syknął coraz bardziej czerwony Levi.

- Kiedy Erwin przynajmniej raz w miesiącu mówił mi, że wkrótce się z tobą ożeni. – Hanji rozmasowała podbródek. – Gadał o tym za każdym razem, gdy ze sobą piliśmy! Gdyby miał trochę honoru, to przyznałby, że stchórzy, gdy tylko wytrzeźwieje. Hm... gdy spojrzeć na to z tej strony, to głównie on wisi mi kasę. No, ale ma dzisiaj urodziny, więc jestem skłonna mu podarować. O! A skoro już o tym mowa, to patrz, jaki zarąbisty prezent ci kupiłam, Erwin! Na szczęście Levi powiedział ci o ciąży, więc mogę ci to dać bez wyrzutów sumienia.

Ku zgrozie kapitana wyciągnęła z kieszeni białą tunikę, na której był wyhaftowany napis „Ojciec Generał".

- To jakiś, kurwa, żart? – wykrztusił Levi.

- No wiem, jestem niechlujna i nawet nie zdążyłam tego zapakować. – Okularnica przepraszającą wzruszyła ramionami. – No ale pomijając mało uroczysty sposób wręczenia, musisz przyznać, że jest boska!

- Opakowanie nie ma tu nic do rzeczy. – Kapitan zacisnął zęby. – Nie ma szans, by Erwin włożył coś tak... A ty co, do diabła, wyprawiasz?!

Smith zaczął rozpinać guziki płaszcza, jednak został zdzielony w rękę przez męża.

- To nie mogę przymierzyć mojego prezentu? – zapytał, chuchając na zaczerwienioną dłoń i z wyrzutem patrząc na Leviego.

- Możesz, ale, kurwa, nie rób tego w miejscu publicznym! – warknął Levi. – I może wstrzymaj się z tym do czasu, aż oficjalnie powiemy wszystkim o ciąży.

- W sumie masz rację. Nie pomyślałem...

- No i się zaczyna – westchnęła Hanji. – Najpierw wielkie planowanie pod tytułem „jak ja powiem Erwinowi", a teraz tygodnie rozkminiania, jak poinformować całą resztę. Ech! A ja tak liczyłam, że będę mogła pokazać ludziom to nowe cudeńko, które wypatrzyłam na targu!

- Zaraz. – Oczy kapitana rozszerzyły się. – Tylko mi nie mów, że kupiłaś dzieciakowi kolejne...

- Prawda, że wspaniałeeeee?

Okularnica trzymała w dłoniach śpioszek, który został uszyty w taki sposób, żeby wyglądał jak mundur Zwiadowcy.

- Zobaczcie, ma nawet takie brązowe wzroki przypominające paski do trójwymiarowego manewru! – Hanji wpatrywała się w parę mężczyzn jak szczeniak, który przyniósł piłkę i domagał się pochwał. – I zieloną pelerynkę z kapturkiem! Aww! Kiedy to zobaczyłam, po prostu nie mogłam się powstrzymać!

- I oczywiście w magiczny sposób zapomniałaś, że zabroniłem ci kupować rzeczy dla dzieciaka – syknął Levi. – Kurwa... jeszcze nawet brzuch porządnie mi nie urósł, a już brakuje mi miejsca dla tych wszystkich klamotów, które mi dałaś! Jak nie zaczniesz nad sobą panować, jak i Erwin nie będziemy mieli gdzie spać, bo nasz pokój zamieni się w graciarnię! Erwin, powiedz jej coś, żeby... Erwin?

Smith wyciągnął drżącą dłoń, by wziąć od Hanji śpioszek. Policzki miał różowe.

- To najsłodsza rzecz, jaką w życiu widziałem – wyszeptał oniemiałym głosem.

- Ja pierdolę... serio?! – jęknął Levi.

- Przynajmniej jeden z tatusiów docenił mój fantastyczny gust – powiedziała wyraźnie z siebie zadowolona okularnica. – Teraz jeszcze musimy znaleźć brązowe buciczki, które by pasowały do...

- Nie będzie ŻADNYCH brązowych buciczków! – wydarł się rozjuszony kapitan. – A tylko spróbuj przywlec z targu kolejną rzecz dla niemowlaka, a wezmę wszystkie twoje pieniądze i jeden po drugim wepchnę ci je w dupę! Może to wreszcie nauczy cię, że nie powinnaś...

- Levi, Levi, ale po co tak się denerwować? – Erwin położył mężowi dłoń na plecach i delikatnie popchnął go w kierunku zamku. – Masz teraz męża, który dopilnuje, by irytujący ludzie nie podnosili ci ciśnienia. Może pójdziesz do pokoju i utniesz sobie relaksującą drzemkę? Ja w między czasie spakuję nasze rzeczy i zrobię porządek z Hanji.

Levi w pierwszym odruchu chciał zaprotestować, ale w ostatniej chwili zmienił zamiar. W sumie... może i było w tym trochę racji? Po co poświęcać energię na użeranie się z trójoką wariatką, gdy zamiast tego mógł walnąć się na łóżku i odespać te wszystkie fantastyczne zbliżenia, które miał dzisiaj z mężem.

A w ogóle to... to takie miłe ze strony Erwina, że wziął na siebie utemperowanie wariatki w brylach!

Miłe i trochę dziwne, zważywszy na fakt, że zazwyczaj nie wtrącał się w przepychanki Leviego i Hanji, a jedynie przyglądał się nim z uradowaną miną.

Kapitan zaczął w myślach wychwalać ukochanego, ale gdy byli już prawie przy wejściu do zamku, zorientował się, jak było naprawdę. Zza jego pleców dobiegły strzępki rozmowy:

- Zaczekamy, aż zaśnie i pójdziemy na zakupy – konspiracyjnym tonem powiedział Erwin.

- Świetny pomysł! – wyszeptała podekscytowana Hanji. – Znam genialny sklep, który jest otwarty aż do północy.

- A swoją drogą, gdzie kupiłaś tamten cudowny zestaw z pończochami?

- No nie mogę! Jednak go założył?! Jak wyglądał?!

- Wprost nieziemsko. Wyobraź sobie, że przespał w pończochach całą noc. Zaczynam się zastanawiać, czy aby na pewno ubrał je przez przypadek...

- A gdzie tam! Nasz karzełek udaje niewiniątko, ale w rzeczywistości to rasowy uwodziciel. Założę się, że...

- Że CO, kurwa?! – Levi obrócił się, by zmierzyć męża i przyjaciółkę morderczym spojrzeniem. – Że możecie sobie planować potajemne wypady do sklepu, idąc kilka metrów za mną?! To ma być wasz sposób na ograniczanie mi stresu w ciąży? Konspirowanie i knucie? W dodatku tak nieudolne?! Co wy, kurwa, myślicie... że skoro będę miał dziecko, to nagle pogorszył mi się słuch?

- Szczerze, to tak – odparła okularnica.

Ona i Erwin wpatrywali się w kapitana z zaintrygowanymi minami.

- Już jakiś czas temu zauważyłem u ciebie osłabienie niektórych zmysłów – stwierdził Smith, masując podbródek i kiwając głową. – To dla mnie niepojęte, że nie usłyszałeś nadjeżdżającej dorożki, ale wyczułeś, że ja i Hanji knujemy za twoimi plecami.

- I to niewinnie knujemy! – podkreśliła szalona kobieta. – Levi, no weź... w przyrodzie musi być jakaś równowaga. Przez ostatnie tygodnie knułam z tobą, więc chyba nic się nie stanie, jeśli teraz dla odmiany będę knuła z twoim ślubnym? – dokończyła, dziarsko klepiąc Erwina po ramieniu.

- Nie będzie żadnego knucia, bo zaraz go stąd zabieram! – zarządził wkurwiony na maksa kapitan.

- „Zaraz"?! – wykrzyknęli jednocześnie Hanji i Erwin. – Ale jak to „zaraz"?!

- Postanowiłem, że nie chcę czekać do jutra. Pojedziemy do przeklętego Kleinburga, gdy tylko się spakujemy, by jak najszybciej uwolnić się od wkurwiających osobników!

- Ale co z urodzinami Erwina? – jęknęła okularnica. – Levi, no nie bądź taki... przecież nie co dzień kończy się czterdziestkę! A poza tym, to jego ostatnie urodziny bez dziecka. Naprawdę chcesz go pozbawiać pożegnalnego łyczka wolności? Otwórzmy przynajmniej to wino, które trzyma od kilku lat, a potem pojedziecie sobie, gdzie chcecie!

W kapitanie odezwały się wyrzuty sumienia. Po tak intensywnym dniu jak ten perspektywa użerania się z dwójką pijaków nie napawała entuzjazmem, ale z drugiej strony, ciężko nie przyznać Hanji racji.

Najbliższe miesiące z pewnością nie będą dla Erwina łatwe. Oprócz pracy na rzecz ludzkości będzie musiał jeszcze spełniać zachcianki ciężarnego męża, stawiając własne potrzeby na ostatnim miejscu. Zasługiwał na to, by przynajmniej przez jeden dzień czuć się najważniejszy? Nawet jeśli było już ciemno i rzeczonego „dnia" nie zostało zbyt wiele...

Cóż, zawsze lepiej poświętować przez marne dwie godziny niż wcale.

- No dobra – pokonanym tonem oznajmił Levi. – Zaczekam, aż obalicie flaszkę i dopiero po północy zacznę się pakować!

XXX

Erwin wychlał nieszczęsne wino niemal wyłącznie o własnych siłach.

Podobnie, zresztą, jak butelkę whisky, którą dostał od Hanji w ramach drugiego prezentu urodzinowego. I koniak otrzymany od Leviego razem z książką. A na koniec jeszcze trunek, który po nieudanym spotkaniu zostawił dla niego Nile, bo w sumie czemu nie?

Jak powiedziała okularnica, „nie co dzień kończy się czterdzieści lat". Po co się, kurwa, ograniczać?

Na przykład po to, by nie zawstydzać swojego męża, zachowując się jak kretyn! – pomyślał Levi, zaciskając zęby.

Dobre chociaż to, cała akcja odbyła się w laboratorium Hanji, a nie, na przykład, w knajpie. Kapitan nawet nie chciał sobie wyobrażać, co by było, gdyby Erwin odwalił coś podobnego w miejscu publicznym!

Generał Korpusu Zwiadowczego klęczał na podłodze i prowadził ożywioną konwersację z brzuchem swojego męża. Czy raczej: monolog, jako że brzuch nie odpowiadał...

- Nie zamierzam kiedykolwiek na ciebie krzyczeć – z narkotycznym uśmiechem mamrotał Erwin. – Będziesz moją małą księżniczką i nigdy niczego ci nie zabraknie!

- Do ciężkiej cholery... - wycedził coraz bardziej czerwony Levi. – Nawet nie wiemy, czy to dziewczyna!

- Może Erwin wyczuwa to za pomocą ojcowskiego instynktu? – głośno zastanawiała się Hanji, przypatrując się generałowi ze swojego miejsca na po drugiej stronie stołu.

Jak na to, że wypiła prawie tyle samo Smith, brzmiała zaskakująco trzeźwo.

Erwin kompletnie nie zwracał uwagę na męża i jednooką pułkownik.

- Mam nadzieję, że będziesz taka śliczna jak twoja mamusia – wymruczał, składając na brzuchu Leviego czuły pocałunek. – A nie, wybacz, przejęzyczyłem się! Chciałem powiedzieć: jak twój ponętny tatuś! Tylko mu nie mów, że przez przypadek nazwałem go „mamusią". Gdybym wiedział, że popełniłem tak karygodny błąd, zabiłby mnie!

- Kurwa, jestem tu i wszystko słyszę! – warknął Levi.

- Musimy mówić ciszej, by nas nie usłyszał... - Smith zbliżył palec do ust.

- Do ciężkiej cholery... przestań wreszcie chlać!

- Nie, nie, niech pije dalej! – Hanji niedbale machnęła ręką. – Zamiast go terroryzować, lepiej rób notatki! Mówiłam ci, że kiedy się narąbie, jest do bólu szczery. Masz idealną okazję, by poznać jego prawdziwe oblicze.

- Będę się tobą opiekował, dopóki jakiś drań mi ci nie odbierze. – W oczach Erwina pojawił się gniew. – Ale nie myśl sobie, że oddam cię pierwszemu lepszemu! Zanim wyjdziesz za mąż, zrobię twojemu narzeczonemu prawdziwe piekło! Jesteś najsłodszą dziewczynką na świecie i żaden mężczyzna nie jest ciebie wart... Żaden!

­­­- Ja pierdolę, ile jeszcze będziemy to wałkować? - jęknął Levi. - Erwin, ogarnij się! A co jeśli to chłopak?

- Gdybyśmy mieli mieć syna, nie odbijałoby mi tak bardzo – Smith posłał partnerowi słaby uśmiech.

- Obija ci, bo się najebałeś, baranie! Rozumiem, że czterdziestkę świętuje się raz w życiu, ale to jeszcze nie powód, by robić z siebie idiotę, kontemplując małżeństwo dziecka, które nawet jeszcze się nie uro...

- ONA NIGDY NIE WYJDZIE ZA MĄŻ!

Erwin zerwał się na nogi. Miał w oczach taką samą pasję jak wtedy, gdy zagrzewał ludzi do walki.

- Moja córka jest doskonała i żaden na nią nie zasługuje! – wydarł się, wbijając pięść w górę z twarzą zaczerwienioną od alkoholu. – ŻADEN!

- Dobrze gadasz, Erwin! – zawołała Hanji, wymachując ręką, w której trzymała kieliszek z winem, przy okazji rozlewając trunek na blat stołu i podłogę. – Nie oddawaj Malinki pierwszemu lepszemu frajerowi! Bądź najgorszym teściem na świecie! Tak, tak, tak!

Jedyna trzeźwa osoba w towarzystwie, czyli Levi, przycisnął sobie dłoń do czoła i wydał zniesmaczone syknięcie.

Jego konkluzja z imprezy urodzinowej męża była następująca:

Do samego końca ciąży Erwin nie wypije już ani kropelki alkoholu!

Ani. Kurwa. Kropelki! 

Notka autorki

Przepraszam za opóźnienia w publikacji. Mam nadzieję, że majowy weekend upływa wam w miłej atmosferze.

Bardzo dziękuję osobom, które znalazły czas, by zostawić mi komentarz ;)

Pozostałym również dziękuję, ponieważ każdy czytelnik jest dla mnie ważny.

Trzymajcie się cieplutko i do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top