Rozdział 9

D***

​Wstałem i, najciszej jak się dało, wyszedłem z pokoju Bri. W środku nocy usłyszałem przeraźliwy krzyk, więc szybko zerwałem się i pobiegłem do sypialni dziewczyny. Okazało się, że śnił jej się jakiś straszny koszmar, więc postanowiłem przy niej zostać. Przebudziła się jeszcze ze trzy razy, ale za każdym razem udało mi się ją na tyle uspokoić, żeby ponownie zapadła w sen.
Ja nie wyspałem się za dobrze na fotelu w jej pokoju, ale teraz najważniejsza jest ona i jej zdrowie.

​Minęło kilka dni, które spędziliśmy na wspólnych grach, tańcach i gotowaniu. Dzisiaj był już przedostatni dzień mojego pobytu w USA, jutro przed południem mam samolot. Dlatego moim dzisiejszym planem działania jest odwiedzić moją byłą sąsiadkę, która kupiła mój rodzinny dom. Aktualnie mieszka w nim od kilku miesięcy, jednak nadal mam tam swój pokój z moimi rzeczami. Ta wizyta to idealny moment, żeby ostatecznie spakować wszystkie najważniejsze rzeczy i zabrać je do Anglii.

​Drugą rzeczą, którą musiałem dzisiaj zrobić, było pojechanie na cmentarz na grób mojej babci. Zmarła osiem miesięcy temu i szczerze było to jedno z najcięższych przeżyć w moim życiu. Bardzo ją kochałem, wychowywała mnie, odkąd pamiętam.

Nigdy nie poznałem swoich rodziców, jednak dzięki babci nie odczuwałem tego braku. Dała mi wszystko, czego potrzebowałem i na zawsze będę jej za to bardzo wdzięczny.

​Wziąłem szybki prysznic, zjadłem śniadanie i zacząłem szykować się do wyjścia. Chciałem wszystko załatwić od rana, żeby móc ostatnie wolne chwile spędzić z Bridgette.

​Już miałem wychodzić z mieszkania, gdy drzwi, od sypialni dziewczyny, otworzyły się, a ja zobaczyłem zaspaną Bri.

- Dzień dobry. Jak tam, wyspałaś się chociaż trochę? – zapytałem. Przetarła oczy i spojrzał na mnie niemrawo.

- Cześć. Szczerze to nie za dobrze spałam. Może ostatnie dwie godziny były lepsze, ale wcześniej to był koszmar – odpowiedziała. – Dzięki, że zostałeś przy mnie na resztę nocy. Nie musiałeś. Pewnie teraz też jesteś niewyspany.

- Mną się nie przejmuj. Teraz najważniejszy jest twój powrót do zdrowia. Ja jakoś dałem sobie radę.

- To dobrze. A ty się gdzieś wybierasz?

- Tak, chciałem pojechać do tej mojej dawnej sąsiadki i spakować do końca moje najważniejsze rzeczy. W końcu ile można zajmować pokój w jej nowym domu?

- Racja, na pewno chciała go jakoś wykorzystać- poparła mnie Bri.

- Właśnie. No i jeszcze chcę pojechać na cmentarz do mojej babci postawić jej znicz. Nie wiem, kiedy następnym razem tu przyjadę.

- Jechać z tobą? – spytała.

- Nie, dzięki. Wolałbym być sam w takiej chwili. Ale czy mógłbym pożyczyć twój samochód? Mam już dosyć tych taksówek.

- No jasne – podała mi klucze z szuflady. – Tylko jedź ostrożnie. Pa.

- Jak zawsze. Na razie – pożegnałem się i wyszedłem z mieszkania.

D***

​Po chwili znalazłem się na dworze i zacząłem kierować się w stronę jej samochodu. Jasnoniebieską karoserię dało zobaczyć się z daleka.

​Już miałem wsiadać do pojazdu, gdy zobaczyłem dwójkę całujących się ludzi po drugiej stronie ulicy. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że to byli Chris i Clarissa! Co tu się odpierdala? Ta dwójka razem to niezwykła mieszanka wybuchowa. Ale jak w ogóle Clarissa może zadawać się z tym szmaciarzem? Nie zarejestrowała, co stało się z Bri? Muszę się tego dowiedzieć.

​Zamknąłem samochód, przeszedłem na drugą stronę jezdni i zacząłem kierować się w stronę pary.

- Hej, Clarissa! – krzyknąłem. W jednej chwili odwrócili się w moją stronę, ze zdezorientowaniem wypisanym na twarzach. Jednak później w ich oczach można było dostrzec dziwną determinację. – Co ty robisz? Już zapomniałaś jak Bri z nim skończyła? – podszedłem i stanąłem przed nimi.

- Cześć, panie święty Draco – zaśmiał się Chris.

- Odwal się, rozmawiam z Clarissą – odburknąłem.

- No tak się składa, że z moją dziewczyną, więc streszczaj się albo kulturalnie stąd wypierdalaj- odpowiedział mi mój były przyjaciel. Popatrzyłem na nich zaskoczony tym, co usłyszałem.

- Jaką, kurwa, dziewczyną? – zapytałem.

- Draco, proszę, zostaw nas i nie oceniaj – powiedziała rudowłosa. – W końcu udało mi się zaznać szczęścia. I tym razem nie pozwolę, żeby ktokolwiek mi to odebrał.

- Szczęścia? Z nim? Clarissa, czy ty siebie słyszysz? Nie widzisz, jak on potraktował Bri? Chcesz skończyć tak samo jak ona? Albo odegrać się na niej? Nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi?

- Chodzi o to, że naprawdę kocham Chrisa, a on mnie. Jesteśmy już razem od ponad miesiąca, a kręcimy ze sobą przeszło pół roku. Więc, proszę, zostaw nas w spokoju i nie niszcz naszego szczęścia.

- Chcesz mi powiedzieć, że kręciliście ze sobą, gdy Chris był z Bri? – zapytałem oburzony. – Co z ciebie za szmata, Clarissa, jeśli takie rzeczy robisz swojej przyjaciółce?

- Odszczekaj to albo ci przypierdolę – Chris ruszył gwałtownie w moją stronę, ale dziewczyna go zatrzymała.

- Chris, uspokój się – powiedziała rudowłosa. – Poradzę sobie – zwróciła się w moją stronę.- Po pierwsze, Bridgette nie jest już moją przyjaciółką. Chyba nikt nie chciałby przyjaźnić się z kimś takim jak ona. Po drugie, jakim prawem wyzywasz mnie od szmat? To Bridgette jest jedną, wielką szmatą i tego nie zmienisz.

- O czym ty, kurwa, pierdolisz? – spytałem zdenerwowany. Co tu się naprawdę odpierdala?

- Ja wiem, że ty znasz jedynie tą cukierkową wersję Bridgette. Tą dobroduszną, słodką i dodatkowo utalentowaną, piękną. Problem jednak tkwi w tym, że nikt z was tak naprawdę jej nie zna. Rozmawiałeś z nią kiedykolwiek o szkole? Nie o liceum, ale o młodszych klasach – przecząco pokręciłem głową, a ona kontynuowała. – Tak myślałam. Czyli nie słyszałeś historii o Bethany.

- Jakiej Bethany? Kim jest Bethany? – zapytałem, coraz bardziej zdezorientowany.

- Bethany Ladd. Dziewczyny z tego samego rocznika, co ja i Bri. Ona była łudząco podobna do Bridgette. Miały takie same włosy, zielone oczy i ich imiona zaczynały się na „b". Wiele osób myślało, że są siostrami. I o ile Bethy w ogóle to nie przeszkadzało, to Bri nie mogła tego znieść. Jej nienawiść urosła do tego stopnia, że zaczęła znęcać się nad tą dziewczyną.

- Co?

- Niewiarygodne, prawda? Zabierała jej rzeczy i wyrzucała do kosza. Popychała na zajęciach sportowych. Wyzywała. Wyśmiewała z wyglądu, choć były praktycznie identyczne. Obracała wszystkich przeciwko niej. Aż w końcu Bethy została sama jak palec. Po pewnym czasie dziewczyna nie wytrzymała psychicznie i przeprowadziła się razem z rodzicami do innego miasta. A Bri świętowała tą całą sytuację przez najbliższe kilka tygodni. Chwaliła się, jaka to ona nie jest, jak świetnie pozbyła się podróby. Dzięki temu stała się „królową klasy".

- Przecież to jest nieprawda – powiedziałem cicho. – Przecież Bri taka nie jest. Czemu kłamiesz?

- A ty dlaczego nie wierzysz? Jasne... nadal masz klapki na oczach. To może chcesz usłyszeć coś jeszcze gorszego? Jaką Bridgette była suką dla mnie. Bo tak się składa, że gdy doszedłeś do naszej szkoły, to nie Bri spodobałeś się pierwszy. Tylko mnie – spojrzałem zaszokowany na Clarissę. Ja jej się podobałem? Jak, gdzie, kiedy? – Wiedziałam, że będziesz zaskoczony, ale taka jest prawda. To ja pierwsza się tobą zauroczyłam.

Oczywiście powiedziałam o tym Bri i na początku wszystko było dobrze. Razem planowałyśmy, jak umówić nas na randkę. Wymyślałyśmy jakieś dobre teksty na podryw. Naprawdę wierzyłam, że nam się uda.

Jednak później, po kilku miesiącach,  przyszła Bridgette i powiedziała, że jej też się podobasz.

- Co za niezręczna sytuacja – pomyślałem. W takim wypadku nikt nie może być szczęśliwy i obie strony w jakimś wypadku cierpią.

- Wtedy przyrzekłyśmy sobie, że nigdy żaden chłopak nas nie podzieli, bo nasza przyjaźń jest dla nas ważniejsza.

Minął ponad rok. Uczucia żadnej z nas nie osłabły. Bolało cholernie, ale wierzyłam, że kiedyś to przejdzie.

Idealnie pamiętam dzień i chwilę, kiedy Bridgette przyszła do mnie, cała w skowronkach, i oznajmiła, że umówiła się z tobą na randkę. To była nasza pierwsza poważna kłótnia. Nie mogłam pojąć, jak mogła mi to zrobić. Przysięgałyśmy sobie kompletnie coś innego. A ona to wszystko spieprzyła.

Nie odzywałam się do niej przez dobre trzy miesiące. Najpierw plotki o waszych randkach, a później oficjalna informacja, że jesteście razem. To złamało mi serce na milion kawałków. Wy lataliście za sobą, a ja pogrążyłam się w kompletnym smutku. Nie jestem wstanie policzyć nocy, które przez to przepłakałam. Czułam, że moje życie się skończyło.

Dodatkowo zostałam sama. Oprócz Bridgette nie miałam żadnych bliższych koleżanek, którym mogłabym się zwierzyć. Trwałam w takie beznadziei, bez najmniejszego światełka w tunelu- spojrzała mi prosto w oczy. Widać było niewyobrażalny smutek, który głęboko w niej tkwił.- Draco, przepraszam, że przez tyle lat dystansowałam się od ciebie. Po prostu... ja przez kolejne cztery lata cię kochałam, moje uczucie nie chciało wygasnąć, a każdy bliższy kontakt między nami sprawiał mi ogromny ból, bo wiedziałam, że nigdy nie połączy nas nic więcej niż znajomość z Bridgette.

- Nie przepraszaj, Clarissa – przerwałem jej monolog. – To ja powinienem przeprosić ciebie. Za to, że przyczyniłem się do wszystkich twoich przykrych przeżyć- autentycznie nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. Nie byłem w stanie pojąć, że sprawczynią tego wszystkiego jest dziewczyna, z którą chciałem spędzić resztę życia.

- Nie przesadzaj. W końcu, po tych wszystkich latach wyleczyłam się z tego. Stosunki z Bridgette polepszyły się jak za dawnych lat. W końcu naprawdę byłam szczęśliwa.  I jakiś rok temu zaczął podobać mi się Chris – złapała chłopaka mocniej za rękę. – Jednak zrażona poprzednimi przeżyciami, zachowywałam się bardzo ostrożnie. Pozwoliłam się temu rozwinąć i w końcu byłam pewna, co do niego czuję. I ponownie pojawił się ten problem, że nie miałam się komu zwierzyć. Bałam się zaryzykować znowu z Bridgette. Jednak nie miałam nikogo innego.

- A co z Mary? – spytałem.

- Naprawdę ją lubię, ale to nie jest moja przyjaciółka, nie wchodzę z nią w głębsze tematy. Więc po dwóch miesiącach postanowiłam wejść drugi raz do tej samej rzeki i powiedziałam wszystko Bri. Wierzyłam, że skoro jest z tobą, to tym razem wszystko będzie okej. Ucieszyła się, chciała mi pomagać i w ogóle. Parę razy umówiliśmy się z Chrisem, czułam się świetnie, jak nowonarodzona. Oczywiście Bridgette wiedziała o tym.

Później zmarła twoja babcia i temat między nami ucichł. Wiedziałam, że musi ci pomóc pozbierać się po stracie. A dwa miesiące później dowiedziałam się, ze przespała się z Chrisem. To było dla mnie jak kubeł zimnej wody. Zrobiła drugi raz dokładnie to samo. Ponownie zabrała mi faceta, którego kochałam. Byłam wściekła. Dlatego, że kolejny raz popełniłam błąd, przez który przyszło mi okropnie cierpieć. Jednak byłam też zła dlatego, że zrobiła to tobie – spojrzałem na nią. Nigdy nie poznałem Clarissy z tej strony i naprawdę mnie fascynowała. – Bo w momencie, gdy najbardziej jej potrzebowałeś, gdy straciłeś jedyną osobę z twojej rodziny, gdy byłeś pogrążony w żałobie, gdzie ona powinna być przy tobie, to ona odsunęła się od ciebie w najgorszy możliwy sposób. I to utwierdziło mnie w przekonaniu, że z Bridgette jest jedna wielka szmata, która ma gdzieś dobro innych. Pokłóciłam się z nią na maksa i autentycznie do momentu, gdy dowiedziałam się, że poroniła, nie zamieniłam z nią ani jednego słowa. Teraz po prostu się przestraszyłam, zaczęłam się martwić. Ale nigdy więcej nie zamierzam wchodzić z nią już w żadną, bliższą relację. Bo to jest po prostu toksyczne. Najgorsze jest to, że zdałam sobie z tego sprawę już kilka lat temu, a nadal w tym siedziałam.

- Dlaczego? – zapytałem. – Dlaczego się z nią przyjaźniłaś, skoro wiedziałaś, jaka naprawdę jest?

- Bo nie miałam żadnych innych znajomych – przyznała smutno Clarissa. – Ona zawsze jakoś odpychała ode mnie ludzi. Może po to, żeby mieć pewność, że będę miała tylko ją. Jakby nie patrzeć, Chrisa od ciebie też odsunęła – przyjrzałem się przyjacielowi. W sumie racja. Byłem w nią tak zapatrzony, że podświadomie skreśliłem Chrisa na zawsze. A skoro on już wtedy czuł coś do Clarissy, to nie mogła być tylko jego wina. – Poza tym nasze babcie, moja i Bri, przyjaźniły się od małego. Przeszło to na nasze matki, a później na nas. Znamy się od kołyski i w jakimś stopniu chciałam podtrzymać tę tradycję. Ale nie mogę. Draco – spojrzałem dziewczynie w oczy. – Wiem, że to wszystko, co powiedziałam, jest dla ciebie niewiarygodne, że najprawdopodobniej moje słowa bardzo cię zraniły. Ale ja po prostu chcę, żebyś wiedział, kim tak naprawdę jest Bridgette. Bo w jej przypadku, ludzie często oceniają ją po okładce. Drobna, zielonooka brunetka. W dodatku miła i uprzejma. Jednak nie wszystko jest takie, jakie się wydaje na pierwszy rzut oka.

​Przez kilka minut stałem. Po prostu stałem. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. W środku mnie biły się ze sobą dwa uczucia: z jednej strony gniew, złość, wściekłość, a z drugiej strony żal, smutek i rozpacz, która rozdzierała mnie od wewnątrz.

- Dzięki Clarissa, naprawdę dziękuję, że mi to opowiedziałaś. I przepraszam cię, Chris. Może zbyt pochopnie oceniłem sytuację i bez zastanowienia skreśliłem naszą przyjaźń.

- Spoko, stary, ja się nie obrażam o takie rzeczy – podszedł i mocno mnie uścisnął. Chyba mi go brakowało. W końcu to był gość, który znał moje wszystkie sekrety. Nawet te o moich dziwacznych, magicznych snach. – Powodzenia w tej twojej Anglii.

- Dzięki i gratuluję wam, trzymajcie się – odwróciłem się i zacząłem kierować się w stronę bloku Bri. Muszę to z nią skonfrontować. Teraz. Na świeżo. I wynieść się od niej raz na zawsze.

D***

​Po kilku minutach zadzwoniłem do mieszkania dziewczyny. Otworzyła dość zdezorientowana, a ja tylko przesunąłem ją i ruszyłem do środka.

Podszedłem do mojej walizki i chaotycznie zacząłem pakować moje wszystkie rzeczy.

- Draco, co ty robisz? - spytała. – Przełożyli ci lot na dzisiaj?

- Nie – odpowiedziałem zdawkowo.

- To o co chodzi? Czemu się pakujesz?

- Bo właśnie dowiedziałem się, jaka naprawdę jesteś.

- Słucham? O czym ty mówisz?

- Historia Bethany coś ci mówi? – spojrzałem na nią. Przerażenie wypłynęło na jej twarz. – Tak myślałem. Jak mogłaś zrobić coś takiego? A gdyby ta dziewczyna się zabiła?! Byłabyś odpowiedzialna za jej śmierć! - wrzasnąłem.

- Draco, to nie tak, ja byłam głupią gówniarą, teraz już taka nie jestem – Bridgette próbowała się nieudolnie tłumaczyć, ale ja się tylko zaśmiałem.

- Teraz już nie? A co, kurwa, zrobiłaś Clarissie? Przecież powiedziała ci, że jej się podobam! Doskonale o tym wiedziałaś! A i tak, kurwa, miałaś czelność umówić się ze mną na randkę! Widziałaś, żebym ja kiedykolwiek zrobił coś takiego wobec Chrisa?! Nie?! Bo ja bym w życiu nie dotknął dziewczyny, którą byłby zauroczony! A ty jej mnie zabrałaś, choć to ona była pierwsza! Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo ją zraniłaś?! Ile nocy ona przez ciebie płakała?!

- Ale...

- Nie przerywaj mi! I niby się zmieniłaś, tak? A co zrobiłaś teraz? Powiedziała ci, że podoba jej się Chris, ponownie ci zaufała, a ty kolejny raz wbiłaś jej nóż w plecy i poszłaś się pieprzyć z Chrisem! Zrobiłaś to nie tylko jej, zakochanej dziewczynie, która ponownie została pozbawiona miłości, ale też mi! Byłem w żałobie, straciłem jedyną, pieprzoną, osobę z mojej rodziny! A ty, zamiast mnie wspierać, to poszłaś bzyknąć się z moim najlepszym przyjacielem, jednocześnie odcinając mnie od kolejnej osoby, którą kochałem! Jesteś zwykłą szmatą, Bridgette.

- Draco, proszę, wysłuchaj mnie – szlochała dziewczyna. Ale ja nie miałem czasu ani ochoty jej słuchać. Chciałem jak najszybciej stąd wyjść. I już nigdy więcej jej nie zobaczyć.

- Mówiłem, nigdy nie miałem do końca do ciebie żalu za tę zdradę. Jakoś podświadomie obwiniałem o wszystko Chrisa. Ale teraz widzę, że to jest nieprawda. Z kim, pytam się, z kim ja spędziłem te wszystkie lata?! Pierwszy raz cieszę się, że nie doszło do naszych zaręczyn - zapiąłem walizkę, postawiłem ją i ruszyłem do wyjścia. – Wychodzę i nie chcę cię już nigdy więcej widzieć. NIGDY! Nie sądziłem, że możesz być osobą, która tak mnie zrani. A jednak to zrobiłaś. Nie chcę cię znać! – wyszedłem z mieszkania i trzasnąłem drzwiami.

D***

​Czterdzieści minut później byłem już w taksówce i jechałem do mojego rodzinnego domu. Teraz mieszka tam pani Eleonora, moja dawna sąsiadka, razem z dwójką swoich dzieci. Jak poproszę, to najpewniej mnie przenocuje. W końcu znamy się już kilka lat, kupiła ode mnie dom, wszystko powinno pójść dobrze. Przy okazji spakuję resztę moich rzeczy, które jeszcze tam zostały, i zabiorę je do Anglii.

A jutro z samego rana pojadę na cmentarz, pożegnam się z babcią i wyjadę stąd raz na zawsze. Nie zamierzam tu już nigdy wracać.

​W głowie nadal kłębiło mi się mnóstwo myśli. Chciałem być wściekły, chciałem, żeby złość mnie zalała, pochłonęła. Ale gniew nie nadchodził. Czułem tylko ogromną rozpacz, która rozdzierała mnie od środka. Poczułem, jak bardzo mam złamane serce, bo choć wiele razy wmawiałem sobie, że już nic nie czuję do Bri, to było to jedynie marne kłamstwo. Ja wciąż w jakimś stopniu ją kochałem. A może nawet nie ją, tylko jej wyidealizowaną wersję, bo prawdziwej Bridgette nigdy nie znałem.

- Proszę pana, halo – obudziłem się z odrętwienia, gdy taksówkarz pomachał mi ręką przed twarzą.- Już jesteśmy na miejscu. Za taki długi kurs należy się sześćdziesiąt pięć dolarów.

- A tak, oczywiście– wyjąłem portfel i podałem kierowcy należną kwotę. – Dziękuję i do widzenia.

- Do widzenia – mężczyzna poczekał, aż wyjmę swoją walizkę, a następnie odjechał.

​Stałem teraz przed moim rodzinnym domem, z którym wiązało się tyle szczęśliwych wspomnień. Nie potrafiłem jednak cieszyć się, w tej chwili, czymkolwiek.

​Podszedłem do drzwi i zadzwoniłem domofonem. Chwilę poczekałem, a w końcu ,w wejściu do domu, stanęła nieco pulchniejsza kobieta przed pięćdziesiątką. Czarne włosy upięła w wysokiego koka, a jej piwne oczy wyrażały zdziwienie moją obecnością. Ubrana była w kwiecistą koszulę z długim rękawem oraz ciemne jeansy.

- Dzień dobry, pani Eleonoro – przywitałem się z kobietą. – Mogę wejść?

- Draco, witaj kochany – kobieta przytuliła mnie na powitanie. – Ależ oczywiście, przecież wiesz, że w naszym domu jesteś zawsze mile widziany.

- Dziękuję – wziąłem walizkę i wprowadziłem ja do środka. – Wyniknęła taka nietypowa sytuacja, przyjechałem na tydzień i niestety nie mogę dalej nocować u znajomego, więc czy mógłbym przenocować jedną noc tutaj? Jutro wylatuję, więc nie będę długo robił problemu.

- Pewnie, że możesz, nawet nie musisz się pytać – powiedziała Eleonora. – Ale stało się coś poważnego? Pokłóciłeś się z tym znajomym?- spojrzała na mnie przenikliwie. Już miałem coś odpowiedzieć, jednak się wycofałem. To w sumie nie jej sprawa, nie musi nic wiedzieć.

- Nie, nie, nic się nie stało. Po prostu ten kolega musiał jechać na szkolenie z pracy i nie mógł mnie zostawić samego w mieszkaniu – skłamałem. – Poza tym, ile można siedzieć komuś na głowie?

- Na pewno tylko o to chodzi?

- Tak, po co miałbym panią oszukiwać?

- No dobrze, uznajmy, że ci wierzę – powiedziała niepewnie kobieta. – Chodźmy, usiądziemy w salonie. Niedługo dzieciaki powinny wrócić ze szkoły.

- Puszcza je już pani same? – zapytałem.

- Jakoś tak od trzech miesięcy. Nie mogę ich niańczyć całe życie, w końcu będą musiały wejść w dorosłość. Nie będę mogła ich ciągle chronić.
​Udaliśmy się w kierunku pokoju dziennego. Kobieta przygotowała, dla każdego z nas, po kubku ciepłej, zielonej herbaty oraz kawałek ciasta. W tak miłej atmosferze kontynuowaliśmy naszą rozmowę.

- Mike już was nie nachodzi? – spytałem. Mike to były mąż Eleonory. Popadł w alkoholizm jakieś dwanaście lat temu. Dla kobiety był to bardzo trudny okres, chciała walczyć o ukochanego i jednocześnie zapewnić bezpieczeństwo swoim, wtedy dwuletnim, dzieciom. Niestety nie udało się to, facet zmienił się w strasznego świra, bił ich, znęcał się. Gdybym mógł, to wyrwałbym jaja każdemu takiemu skurwielowi.

Na szczęście sześć lat temu Eleonorze udało się od niego uciec i właśnie wtedy się poznaliśmy, bo zamieszkała obok mnie i mojej babci. Często pomagaliśmy jej zajmować się dziećmi, gdy kobieta musiała wychodzić do pracy. Mike, pomimo sądowego zakazu zbliżania się do dzieci, często przyjeżdżał na naszą ulicę i czatował na bliźniaki. Raz miałem nawet nieprzyjemność zamienić z nim kilka niemiłych słów. Skończyło się szczęśliwie i nikt nie ucierpiał, ale mogło być różnie.

- Od pięciu miesięcy nie widziałam go ani razu – odpowiedziała kobieta. – Może w końcu sobie odpuścił.

- Trzeba być czujnym, nigdy nie wiadomo, co mu odbije.

- Wiem, zawsze będę walczyć o bezpieczeństwo moich dzieci – co za wspaniała postawa. Miłość matki do dziecka jest silniejsza od wszystkich przeciwności losu. – A teraz, Draco, powiedz mi szczerze, dlaczego przyjechałeś? I nie uwierzę, że nocowałeś u jakiegoś znajomego, który, ładnie mówiąc, wyprosił cię ze swojego mieszkania – spojrzałem na Eleonorę. Patrzyła na mnie z determinacją. Najwyraźniej nie spławię jej jakimiś głupimi wymówkami.

- Przyjechałem do Bridgette – odpowiedziałem.

- Do tej twojej byłej dziewczyny, która zdradziła cię z twoim najlepszym przyjacielem?

- Dokładnie.

- I po co zawracasz sobie głowę tym głupim dziewczęciem? Jesteś takim przystojnym, mądrym i pomocnym młodym mężczyzną. Jeszcze znajdziesz tę jedyną – powiedziała Eleonora.

- Bri poroniła i po prostu chciałem być przy niej.

- A jej obecny partner nie mógł? – spytała.

- Bri nie jest w żadnym związku.

- Aha, czyli rozumiem, że zdradziła cię po to, żeby finalnie nie być z tym chłopakiem? – spuściłem wzrok. No tak to niestety wyglądało. – Świetnie, naprawdę porządna z niej dziewczyna. No i co dalej?

- Mieszkałem u niej przez kilka dni, ale wyniknęła taka niemiła sytuacja i trochę się posprzeczaliśmy.

- Ja tu raczej wyczuwam wielką kłótnię, skoro postanowiłeś się od niej wynieść. O co poszło?

​W tej chwili otworzyły się drzwi frontowe domu i do środka weszło rodzeństwo. Jak to w przypadku bliźniaków, byli do siebie bardzo podobni. Obydwoje mieli czarne, grube włosy oraz piwne oczy. Chłopak był jedynie kilka centymetrów wyższy od siostry.

- Draco! – krzyknęli jednocześnie, zdjęli plecaki i rzucili się na mnie. Mocno ich przytuliłem. Byli dla mnie jak młodsze rodzeństwo, którego nigdy nie miałem.

- Cześć Tessa! Cześć Trevor! Co u was, dzieciaki? – zapytałem.

- Świetnie! – odpowiedział chłopak. – Super, że przyjechałeś! Musimy coś wszyscy razem porobić.

- Ale najpierw Draco musi mi pomóc z chemią, bo ja znów nic nie rozumiem – zawodziła Tessa. – Prawda, że pomożesz? Ty to wszystko umiesz, a ja nie mam pojęcia, o co chodzi z tymi wszystkimi reakcjami chemicznymi.

- Kochanie, daj Draco trochę odpocząć. Zjemy obiad i później we wszystkim ci pomoże – wtrąciła się Eleonora. – A teraz nakryjcie, z bratem, do stołu.

D***

​Obiad był naprawdę pyszny. Taki prawdziwy, domowy. Już szczerze zapomniałem, jak to jest, gdy ktoś dla ciebie gotuje. Było to nadzwyczaj przyjemne.
W szczególności, że to raczej ja byłem najlepszym „kucharzem" wśród znajomych i musiałem zazwyczaj im usługiwać. Miło czasami być tym obsługiwanym.

​Następnie spędziłem trochę czasu z bliźniakami. Oprowadziły mnie po całym domu. Pokazały swoje, wyremontowane już, pokoje. Dom naprawdę zmienił się od czasu, gdy mieszkałem tu z moją babcią. Wcześniej bardziej tradycyjny, z jasnożółtymi ścianami, zamienił się w jasną i nowoczesna przestrzeń do mieszkania. Naprawdę mi się podobał i uważałem, że była to zdecydowanie zmiana na lepsze.

​Teraz natomiast siedziałem z Tessą przy stole i próbowałem wytłumaczyć jej chemię. Szczerze, byłem trochę załamany. Nie spodziewałem się aż takiego poważnego wyzwania. Jednak jeśli ktoś zamiast H2O pisze O4H6 to wiedz, że coś jest mocno nie tak, jak powinno. 

- Tessa, jeszcze raz, na spokojnie – próbowałem jeszcze raz jej wszystko wytłumaczyć.

- Ale ja mam już dosyć! Nic nie rozumiem! Co to jakieś podwójne wymiany, produkty, substraty? Po co mi to do życia? – lamentowała dziewczyna.

- No tobie to się raczej do niczego nie przyda – pomyślałem.

- Podwójna wymiana to najprostsza rzecz pod słońcem. Popatrzymy na to może tak. Jesteś ty i Trevor. Ty masz koszyk z jabłkami, a Trevor z bananami.

- Dlaczego on ma banany? Ja chcę banany.

- No i za chwilę je dostaniesz – rozrysowałem jej ponownie równanie z pracy domowej. – Spotykacie się z Trevorem...

- Jak mogę się spotykać z własnym bratem? Przecież to niedorzeczne! Poza tym ja już mam chłopaka i nie zamierzam zamieniać go na Trevora – oburzyła się nastolatka. Matko, ja chyba nie przeżyję tych korepetycji.

- Jest to spotkanie jak brat z siostrą, dobrze? – przytaknęła, więc kontynuowałem. – Spotykacie się i zamieniacie koszykami. I bum! Powstała podwójna wymiana! Rozumiesz? – wpatrywałem się z wyczekiwaniem na jej zamyśloną twarz.

- Chyba tak... czemu pani nie tłumaczy tak w szkole? To nie ma sensu, trzeba czasem pomyśleć o rozwiązaniach dla ułomnych.

- No dobrze, to skoro rozumiesz to spróbuj te dwa następne przykłady sama.

D***

​Eureka! Jednak przeżyłem! I dodatkowo jeszcze Tessa coś zrozumiała po następnych trzech godzinach nauki z płaczem przez łzy. Osiągnąłem pełen sukces.

Jednak od razu odradziłem dziewczynie wybieranie chemii w następnym roku szkolnym. Zdecydowanie nie tędy jej droga.

​Później pomogłem Eleonorze z przygotowaniem kolacji. Bardzo się upierała, że nie muszę i da sobie radę sama, ale w końcu po długich namowach się zgodziła.

​Teraz natomiast była chwila na odrobinę relaksu, a mianowicie z całą rodzinką graliśmy w kalambury. W drużynie byłem z Trevorem i nawet całkiem dobrze nam szło, jednak dziewczyny przebijały nas kilkoma punktami.

​Aktualnie to chłopak pokazywał coś z kategorii zwierzęta, a ja musiałem odgadnąć, o jakie stworzenie chodzi. Nie miałem jednak bladego pojęcia, co to może być. Myślałem początkowo, że jakiś pies. Później, że może kot. Żółw, żyrafa, słoń, świnka morska, wieloryb. Różowa papuga z niebieskim, zakrzywionym dziobem. No kompletnie nic nie pasowało. Została mi ostatnia szansa i ten traf musiał być celny.

- Yyy... może... – przefiltrowałem w głowie wszystkie możliwe zwierzęta i nagle mnie oświeciło. – Wydra! – krzyknąłem zadowolony. Tak, to jest to!

- Brawo – zaczął klaskać Trevor. – Już w ciebie zwątpiłem. Ale no sami powiedzcie, jak można pokazać wydrę?!

- Przyznaję, że to było trudne zadanie – potwierdziła Eleonora.

- Dziękuję wam bardzo za takie miłe przyjęcie mnie – zacząłem. – Naprawdę spędziłem z wami wspaniały dzień. A teraz już przepraszam całe towarzystwo, ale pójdę się położyć – ruszyłem w kierunku schodów, gdy nagle zatrzymała mnie Tessa.

- Co będziemy robić jutro? – spytała. – Może pojedziemy do wesołego miasteczka? Mama raz pozwoli nam nie iść do szkoły, prawda?

- Jutro nie mogę, przed południem mam samolot – przyznałem. Dziewczyna popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.

- Jak to? To byłeś tu tylko jeden dzień?

- Nie, byłem cały tydzień...

- I nie odwiedziłeś nas przez ten cały czas ani razu? – przerwała mi.

- Tessa, zachowuj się – upomniała ją matka.

- Nie przyjechałem tu dla zabawy. Musiałem pomóc pewnej osobie.

- Komu? Tej głupiej Bridgette, która ma cię gdzieś? – spojrzała na mnie wnikliwie. – Ach tak. Czyli wolisz jakąś idiotkę od nas? I co, pewnie przyjechałeś tu tylko dlatego, bo się pokłóciliście?! – nic nie odpowiedziałem. W sumie to była prawda. Chciałem tylko szybko odebrać moje rzeczy. Nie miałem planu zostawać tu na dłużej. Po prostu chciałem uniknąć tłumaczenia wszystkiego, co wydarzyło się w moim życiu, podczas ostatnich miesięcy. – Nie wierzę. Ty tak na serio? Jak mogłeś?! Nie widzieliśmy cię od kilku miesięcy, wyjechałeś bez pożegnania, a teraz nawet nie zamierzałeś nas odwiedzić?! Jesteś zwykłą świnią!

- Tessa, natychmiast do pokoju! – krzyknęła Eleonora.

- Z wielką chęcią! – dziewczyna wybiegła z pokoju, a za nią poszedł Trevor.

- Przepraszam za nią – zaczęła przepraszać mnie starsza kobieta. – To dojrzewanie, hormony, robią z dzieci potwory.

- Nie przejmuj się, nic się nie stało... miała rację. Pójdę wziąć prysznic, a potem od razu idę spać. Dobranoc – skończyłem rozmowę i ruszyłem na piętro do mojego pokoju.

Wyjąłem z walizki wszystkie potrzebne rzeczy i już miałem udać się do łazienki, gdy zabrzęczał mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Jakieś tysiąc nieodebranych telefonów od Bridgette. I równie dużo wiadomości. Olałem je jednak i poszedłem się umyć.

H***

​Była 06:30. Leżałam tak już od pół godziny i nie mogłam zasnąć. Po raz kolejny miałam sen z tym tajemniczym, rudym mężczyzną. Pytania, które kłębiły się w mojej głowie, coraz bardziej mnie męczyły. Nie znałam na nie odpowiedzi, więc nie mogłam ujarzmić mojej ciekawości. Kim on był? I dlaczego ciągle mi się śnił? O to jest pytanie.

​W końcu postanowiłam wstać z łóżka i ruszyłam do kuchni. Zaparzyłam sobie mocną, czarną kawę i rozsiadłam się w fotelu.

Rozkoszowałam się spokojem, w którym pogrążone było miasto. Wielu ludzi jeszcze spało, a świat powoli budził się, żeby móc przeżyć kolejny wspaniały dzień. Naprawdę uwielbiałam tę ciszę. Kawa, dobra książka i miękki fotel z kocykiem. Czego chcieć więcej od życia?

​Ciekawe, co tam u Draco? Dzisiaj miał samolot i wracał do Anglii. Może już się obudził i zaczął szykować na samolot? Nagle uświadomiłam sobie, jaka ja byłam głupia. Przecież w Seattle jest osiem godzin do tyłu. Draco najprawdopodobniej nie poszedł jeszcze spać. Kawa najwidoczniej nie zaczęła jeszcze działać, skoro palnęłam taką głupotę.

​A może tak do niego zadzwonić? Nie rozmawialiśmy przez kilka dni, można by się spytać, co u niego i o której będzie lądował w Londynie. W końcu, jeśli będzie to jakaś normalna godzina, to razem z Alice go odbierzemy.

​Wróciłam do sypialni, żeby wziąć komórkę i wybrałam numer do Malfoya. Za pierwszym i drugim razem, nie odebrał, jednak jak mówi przysłowie „do trzech razy sztuka". Jeszcze raz zadzwoniłam do chłopaka i ,po trzech sygnałach, w końcu odebrał telefon.

- Hej, Draco, przepraszam, jeśli cię obudziłam. Założyłam, że jeszcze nie śpisz – zaczęłam.

- Dobrze założyłaś– powiedział przygnębionym głosem. – A ty, czemu już nie śpisz?

- Znów miałam sen o tym dziwnym, rudym facecie i jakoś tak mnie to wybiło ze snu. Chciałam cię zapytać czy wiesz, o której godzinie wylądujesz w Londynie? Mogłybyśmy cię odebrać z lotniska – zaproponowałam.

- Dzięki. Nie wiem, o której będę lądował, ale wylatuje jakoś tak po jedenastej – jego głos był naprawdę smutny. Coś chyba jest nie tak.

- Draco, wszystko dobrze u ciebie? Brzmisz jakoś tak niewyraźnie – przez chwilę między nami trwała kompletna cisza, aż chłopak się odezwał.

- Ja... ja... nic nie jest dobrze. Wszystko się rozpierdoliło. Bri... Bridgette okazała się taką szmatą... Ja nie wiem, z kim ja żyłem przez tyle lat... ja...  – jego głos ewidentnie się łamał i mogłam dać sobie rękę odciąć, że jest na pograniczu płaczu.

- Boże, Draco, ale o co chodzi?! Co się stało?! – w tej chwili zamilkłam, bo usłyszałam moją przyjaciółkę, drąca się z drugiego pokoju.

- HERMIONA! Jest przed siódmą rano! Zamknij swą serdeczna twarz z łaski twojej! Jeszcze się nagadasz ze swoim kochasiem, jak wróci!

- Alice, sklej dziób! – odkrzyknęłam i chciałam kontynuować rozmowę z chłopakiem, jednak zobaczyłam, że się rozłączył. – Fuck! – próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie odbierał.

- Co było na tyle ważne, że musiałaś się tak wydzierać od samego rana? Obudziłaś mnie – w drzwiach sypialni stanęła moja przyjaciółka w różowym szlafroku w hipopotamy oraz z papilotami na głowie.

- Alice, to nie jest śmieszne. Z Draco nie jest dobrze. Wydaje mi się, że on płakał podczas rozmowy ze mną – powiedziałam i ponownie próbowałam się do niego dodzwonić.

- ŻE SO?! Dlaczego? Spowiadaj się, co ty mu zrobiłaś?

- Ja nic, idiotko. Ta cała Bridgette coś odwaliła.

- Aha! I mamy to! Wyszło szydełko z wiaderka! Ja wiedziałam, po prostu wiedziałam od samego początku, że z tym cholernym babskiem jest coś nie tak. To mój taki szósty zmysł... a może siódmy? W każdym razem powtarzałam ci, że to jest taka damska świnia, łi łi. Mniejsza już o to, ważne, że miałam rację oczywiście, a teraz pójdę po mój telefon i też zacznę dzwonić, że aż mu bębenek w uchu strzeli!

D***

​Łzy zaczęły powoli płynąć po moich policzkach. Nigdy tak dużo ich nie było...

​Gdy Herm zapytała mnie, czy wszystko okej, to coś ostatecznie we mnie pękło. Chciałem jej wszystko powiedzieć, zrzucić ten ciężar z moich barków. Ale później usłyszałem Alice i rozłączyłem się. Nie miałem ochoty na, wiecznie wesołe, towarzystwo dziewczyny.

​Położyłem się na łóżku i zacząłem cicho szlochać. W pewnym momencie drzwi do pokoju otworzyły się i stanęła w nich starsza kobieta.

- Draco... – podeszła do mnie, podniosła do pozycji siedzącej i mocno przytuliła. Teraz płakałem w zagłębieniu jej szyi.

- Ja... - zacząłem, ale ona mi przerwała.

- Nie musisz nic mówić. Miałeś uchylone drzwi i wszystko słyszałam. Ja wiem, że złamane serce boli, ale jeszcze spotkasz osobę, która skutecznie je poskleja i na dobre uleczy – gładziła uspokajająco moje plecy.

- Mamo, w co ja mam się ubrać na jutrzejsza randkę? Idę od razu po szkole...  – po głosie mogłem rozpoznać, że do sypialni weszła Tessa. Nie zamierzałem jednak odwracać się w jej stronę. Chwilę nic się nie odzywała, po czym kontynuowała. – Co się stało?

- Idź do swojego pokoju, Tessa – poleciła jej Eleonora.

- Ale...

- Powiedziałam, do pokoju marsz – po chwili słychać było kroki oddalającej się nastolatki.

D***

​Nawet nie wiem jak i kiedy to się stało, ale leżałem na moim łóżku, przykryty kocem, a po chwili zapadłem w głęboki sen.

Śniła mi się starsza, jasnowłosa kobieta, o rysach twarzy bardzo podobnych do moich. Próbowała mi coś powiedzieć, jednak ja nic nie mogłem zrozumieć i po chwili kobieta zniknęła...
*****
Hej, kolejny rozdział za nami!

Na pewno spodobał się tym osobom, które nie lubią Bridgette haha.

Wydarzyła się w nim dość kontrowersyjna rzecz, a mianowicie – Draco płakał. I dla wielu osób może być to niezrozumiałe, więc postanowiłam to szybko wyjaśnić.

Po pierwsze, nie ma nic złego w tym, że mężczyźni płaczą. Kiedy jesteśmy smutni, kiedy jest nam źle, to emocje często puszczają i zaczynamy płakać. I jest to jak najbardziej normalne w przypadku kobiet, jak i mężczyzn. Nie róbmy, z tego zwykłego ludzkiego odruchu, czegoś niemęskiego.

Po drugie, dużo osób może się zastanawiać – dlaczego on w ogóle płacze przez tą Bridgette? Przecież ta laska go zdradziła, powinien jej nienawidzić.

Jednak chciałam tu zaznaczyć, że Draco naprawdę ją kochał. Była to osoba mu bardzo bliska, z którą chciał spędzić resztę życia. A tu, w pewnym momencie, dowiaduje się, że tak naprawdę jej nie znał, że dziewczyna, którą kochał to w sumie nie istnieje. Dopiero w tej chwili zaczyna docierać do niego jej zdrada, dopiero w tym momencie czuje się zraniony, zdradzony. On tego nie czuł te pół roku temu, miał wtedy cały czas w głowie, że to wszystko jest winą Chrisa, a Bri jest ofiarą tej sytuacji. A teraz prawda uderzyła w niego ze zdwojoną siłą.

Chciałam, żeby Draco był w tym opowiadaniu nieco inny. Bo w 95% opowiadań jest on wielkim arystokratą, na którego lecą wszystkie laski i on sobie tylko w nich przebiera, którą tym razem zabrać do siebie na jedną noc. Później nagle zmienia się o 180% stopni i zaczyna być wierny i kochany dla naszej Hermiony.

A ja tego tutaj nie chcę. Chcę, żeby choć raz był kochającym facetem nie tylko dla naszej głównej bohaterki. Chciałam pokazać, że potrafi on zakochać się też w kimś innym.

Bo w przypadku Hermiony jest to pokazane, miała ona Rona. A Draco nie miał nikogo. Więc tutaj ma.

I ta różnica charakteru może jak najbardziej wynikać z tego, że nasi główni bohaterowie nie pamiętają swojego całego życia w Hogwarcie i wcześniej. A to przeżycia w dużym stopniu nas kształtują.

W tym opowiadaniu młody Malfoy jest inny, był on w długim, pięcioletnim związku, do którego był bardzo emocjonalnie przywiązany. I jak bardzo byście się starali, to nie wypchniecie Bridgette z jego życia. Wiem, że niektórzy nie lubią Bri (a niektóre osoby to już w szczególności hehe), ale będąc w tak długim związku często, jak nie zawsze, osoby mają wpływ na to, jacy jesteśmy. Jakby nie patrzeć, gdyby nie Bri i jej zdrada, to nasze Dramione nigdy by się nie spotkało, więc w sumie to możecie jej dziękować haha.

Mam nadzieję, że w miarę Was naprostowałam i zrozumiecie powód rozpaczy Draco.

PS w następnym rozdziale wracamy do Londynu!!!
Miłego dnia/nocy :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top