Rozdział 19
D***
Hermiona patrzyła się w stronę szyby restauracji, w której siedział Potter wraz z jej rodzicami i jakąś kobietą, wspólnie spożywając posiłek. Niedaleko nich biegała dwójka małych rozrabiaków, które od czasu do czasu podbierały frytki ze stołu. Wyglądali na niezmiernie szczęśliwą rodzinkę. Kto by się spodziewał, że Potter będzie na tyle błyskotliwy, żeby po tym wszystkim, co spotkało magiczną społeczność i jego samego, był w stanie ułożyć sobie szczęśliwe życie na nowo? Prawda jest też taka, że zrobił to sam. Może gdybym ja dostał do ręki różdżkę to też wymyśliłbym sobie jakąś lepszą historię i w tej chwili leżałbym na piaszczystej plaży Dominikany lub jakieś innej wyspy. Marzenie...
- On... – Słowa dziewczyny przywróciły mnie do rzeczywistości i znów skupiłem się na tym co tu i teraz. – On... Czy on coś pamięta? – zapytała. – Wie kim był? Czy zupełnie... zupełnie nic?
- Hermiono – zwrócił się do niej Bill. – Powinnaś przeczytać list od Harry'ego. Wtedy uzyskasz odpowiedzi na wszystkie swoje pytania.
- Czyli nie... Możemy to zmienić! – wykrzyknęła z entuzjazmem. – Masz różdżkę przy sobie, prawda?
- Tak...
- To świetnie! Dasz mi ją na chwilę, ja szybko tam do nich podejdę, przywrócę mu pamięć i znów wszyscy będą szczęśliwi! O tak! To świetny plan. To co, Bill, pożyczysz mi na chwilę różdżkę? Dosłownie na trzy minutki? Obiecuję, że nie rzucę żadnego innego zaklęcia. W końcu jaki miałabym interes w tym, żeby cię zabić, prawda?
- Hermiono, naprawdę cię proszę, przeczytaj najpierw ten list. Harry podobno nalegał, żebyś przeczytała go zanim podejmiesz jakiekolwiek działania.
- Ale...
- Herm – tym razem to ja jej przerwałem. – Może naprawdę przeczytasz najpierw ten list? Może jest tam napisane coś ważnego. Chyba warto się z tym najpierw zapoznać?
- No dobrze... Ale ty nam to przeczytasz – wskazała ręką na Billa. – Ja już nie mam na to siły.
- W porządku – Wziął list z jej rąk i otworzył kopertę.
– Mam zaczynać? – Dziewczyna jedynie twierdząco pokręciła głową. – Najdroższa Hermiono...
Granger od razu spięła się na całym ciele, więc niewiele myśląc przysunąłem się jeszcze bliżej i objąłem ją ramieniem, próbując dodać otuchy. Nawet nie protestowała, wtulając się bardziej w moje objecie. Nic dziwnego, że potrzebowała teraz jakiegoś ciepła drugiej osoby.
- Najdroższa Hermiono – kontynuował Bill. – Jeśli wszystko poszło po mojej myśli, a mam taką nadzieję, to widzisz mnie właśnie siedzącego w restauracji z twoimi rodzicami. Może nawet jeszcze jakimiś innymi osobami, które łącznie z nami tworzą teraz jedną, wielką rodzinę. Mam nadzieję, że ten widok jest dla ciebie niezmiernie szczęśliwy. Widzę go moimi oczami wyobraźni i mnie również rozpiera wewnętrzna radość.
Rozumiem jednak, że ten widok może być również dla ciebie trudny, jak i smutny. Wiem, że chciałabyś się ze mną porozmawiać, powspominać stare czasy i poczuć się chociaż przez jedną chwilę jak nastoletnia uczennica naszej ukochanej szkoły, Hogwartu. Mnie też nachodzą czasami takie myśli, jak pięknie by było, gdybyśmy mogli cofnąć czas...
Ale nie możemy. Jest to niemożliwe. I właśnie tu pojawia się moja prośba. Nie przywracaj mi pamięci...
- Mógłbyś powtórzyć? – przerwała mu Hermiona, gwałtownie wdychając powietrze. – Bo chyba się przesłyszałam i... Powtórz, proszę.
- I właśnie tu pojawia się moja prośba. Nie przywracaj mi pamięci – powtórzył wolno i wyraźnie, po czym kontynuował. – Naprawdę zakładam, że jestem teraz szczęśliwym człowiekiem. I nie chce tego niszczyć. Może to samolubne zachowanie patrząc z twojej strony, bo ja żyję sobie pełnią życia, a ty dopiero co odzyskałaś pamięć i musisz zmierzyć się z tym wszystkim sama. Ale czy naprawdę chcesz mi to robić? Chcesz, żebym znów cierpiał? Mogę powiedzieć szczerzę, że nie przeżyję ponownej wiadomości o śmierci Weasley'ów. Byłem z nimi zbyt blisko. Nie chcę tracić ich kolejny raz. Poza tym jak miałbym połączyć moje nowe życie z koszmarami z przeszłości? Nie zostawię mojej nowej przyszłej rodziny dla nikogo innego...
Dlatego też proszę, proszę cię Hermiono, żebyś nie przywracała mi pamięci. Proszę, żebyś pozwoliła dożyć mi reszty mojego życia we względnym spokoju. Obiecuję, że jeśli wszystko pójdzie dobrze to będę opiekował się twoimi rodzicami do końca moich dni. Do ostatniego wdechu, do ostatniego uderzenia mojego serca. Tylko proszę, daj mi się nacieszyć życiem. Ja poniekąd uratowałem nasz świat i uważam, że mam teraz prawo do odpoczynku. Gdzieś indziej. W moim własnym świecie. Nie muszę być przecież bohaterem przez cały czas, prawda?
Mam nadzieję, że to zrozumiesz. Twój na zawsze, Harry.
H***
Słuchając treści listu, nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Tak się cieszyłam, że odnalazłam Harry'ego. Tak się cieszyłam, że będę mu mogła przywrócić pamięć, że będziemy mogli porozmawiać. To właśnie on motywował mnie aktualnie do dalszego działania. To właśnie go najbardziej teraz potrzebowałam. Uścisku od najlepszego przyjaciela... A on wolał zostać w swoim szczęśliwym, małym świecie nie zważając na moje uczucia. Prawdę mówiąc nie tego się po nim spodziewałam.
Chociaż, skoro on nie musi pamiętać tych wszystkich okropieństw to czy ja muszę?
- Mógłbyś zostawić nas samych? – skierowałam pytanie do Billa.
- Dobrze, ale tylko na chwilę. Później musimy ruszać dalej. W waszej obecnej sytuacji niewskazane jest przebywanie zbyt długo w jednym miejscu – wstał z ławki i ruszył przed siebie.
- I co? Jak się czujesz po tym, co usłyszałaś? – zapytał się mnie Draco. – Co robimy dalej?
- Ogólnie myślałam, że usłyszę coś innego, ale mam plan – spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. – Musimy zdobyć różdżkę. Pożyczyć od Billa albo zabrać komuś innemu.
- Ale po co? Dlaczego? Przecież właśnie wysłuchałaś prośbę Potter'a. Mówiąc w skrócie to chce, żeby dać mu święty spokój, on zrobił swoje, opiekuje się twoimi rodzicami. Chce żyć dalej w spokoju. Dlaczego chcesz mu to odebrać? – spytał zakłopotany.
- A czy ja powiedziałam gdzieś, że chcę mu zwrócić pamięć? Wspomnienia można przywracać lub zabierać.
- Hermiono, nie mów że myślisz o tym samym, co ja. To istne szaleństwo!
- A dlaczego by nie. Pomyśl o tym. Razem usuniemy sobie wspomnienia. Stworzymy w naszych głowach jakąś bzdurną historyjkę i będziemy już do końca naszych dni żyli długo i szczęśliwie – mój początkowy entuzjazm opadł, gdy zobaczyłam jego ponure spojrzenie.
- Nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam już nigdy więcej ingerować w moją pamięć. Za dużo przez to wycierpiałem. Teraz chcę przeżyć żałobę po tych, którzy odeszli i dalej cieszyć się życiem. Razem – chwycił moją dłoń, ale ja szybko ją wyrwałam.
- Czyli rozumiem, że nie interesuje cię to, że ja przez te wspomnienia cierpię? Że moje serce łamie się na milion kawałków za każdym razem, gdy pomyślę o Ginny, o Ronie... W ogóle cię to nie obchodzi?
- To nie tak – emocje w nim zabuzowały i wstał. – Ale mam dosyć życia w niewiedzy i tych wszystkich pytań bez odpowiedzi. Chcę odpocząć. Naprawdę, chcę przeżyć żałobę w spokoju, tak jak należy. I nareszcie się ustatkować.
- Skoro tak stawiasz sprawę to sama usunę sobie pamięć.
- Co? – zapytał zaskoczony.
- No co? Ja również mam prawo do szczęścia. Wymyślę sobie jakąś historię o niezależnej kobiecie, podróżującej po świecie, która ma jakieś tam marzenia. Będę zwiedzać najpiękniejsze miejsca na Ziemi, a mojej głowy nie będą nawiedzać myśli o zmarłych.
- Chcesz znowu popaść w depresje? Już zapomniałaś, co przeżyłaś?
- Nigdy – warknęłam – nigdy nie zapomnę tego, co przeżyłam. Ale chyba ja wiem lepiej od ciebie, co jest dla mnie lepsze.
- Ale może ja wiem, co jest lepsze dla nas obojga. To, co miedzy nami iskrzy nie ma dla ciebie żadnego znaczenia? Wolisz stać się jakąś niezależną podróżniczką niż spędzić chwile z jedyną osobą na świecie, która tak naprawdę rozumie twoją stratę?
- Nikt, ale to nikt oprócz Harry'ego nie zrozumie mojej straty. Ale on nie zamierza mi ulżyć w cierpieniu, więc ja nie zamierzam sobie go sama dokładać.
- Czyli co to ma dla nas znaczyć?
- To ma znaczyć, że nasze uczucie dopiero kiełkuje. Na razie nawet nie da się go nazwać. A Rona i Ginny kochałam najbardziej na świecie. I nie ścierpię tego, że ich już nie ma.
- A myślisz, że Alice lub Kate ścierpią myśl, że zniknęłaś nagle bez słowa? Myślisz, że ich serca nie będą się łamać na każde wspomnienie o tobie? Kate traktuje cię jak własną córkę, a Alice jak własną siostrę. Tak chcesz się im odwdzięczyć po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiły? Ginny i Ron już nie żyją. Będą już martwi do końca świata. A one wciąż żyją. Chcesz, żeby cierpiały równie mocno co ty?
Patrzyłam na niego i nie wiedziałam, co mam powiedzieć. W tym całym zamieszaniu zapomniałam o tych, których kocham. Nie tych, których kochałam kiedyś, w zamierzchłej przeszłości. Zapomniałam o tych, dzięki którym nie leżę trzy metry pod ziemią...
Po chwili zaczął zbliżać się do nas Bill. Najwyraźniej nie mieliśmy już więcej czasu na dyskusję.
- Musimy jechać – powiedział tylko.
Ostatni raz zerknęłam w stronę restauracji, a później wraz z chłopakami ruszyłam do samochodu. Po zajęciu miejsca myślałam już tylko o słowach, które wypłynęły z ust Draco.
Uważałam Harry'ego za samoluba. Kim w takim razie byłam ja?
D***
Droga samochodem niesamowicie mi się dłużyła. Wpatrywałem się w krajobraz, szybko znikający za oknem. Nie miałem nic innego lub ciekawszego do roboty. Chciałem już tylko dojechać na miejsce, nieważne, gdzie ono się znajdowało. Pragnąłem po prostu położyć się na miękkim materacu lub kanapie i zapaść w głęboki sen na następne kilkanaście godzin. Świat, w którym żyłem do niedawna może nie był idealny, ale powoli zaczynał się statkować. A teraz? Nie miałem bladego pojęcia, jakie tajemnice mam poznać w najbliższych dniach. I nie wiedziałem nawet czy chcę je poznawać.
Zwróciłem głowę w prawo, żeby ponownie spojrzeć na Hermionę. Jednak tak jak poprzednio nie zwróciła na to nawet najmniejszej uwagi. Zamyślona wpatrywała się w mijające nas samochody. Była też opcja, że myśli tak zaprzątały jej głowę, że nawet nie widziała niczego, co znajdowała się przed nią. Zapomniała o tym. Może nawet zapomniała, że właśnie się tu znajduje.
Od końca naszej sprzeczki nic nie powiedziała. Zupełnie nic. I mogłoby to mnie martwić, jednak wiem, że moje słowa głęboko ją dotknęły. Ale nic już nie mogłem na to poradzić. Nadzwyczaj ciężko byłoby teraz wymazać Herm wszystkie wspomnienia, których chciała się pozbyć. Jeśli jej życzeniem byłoby wymazanie sobie wspomnień o mnie, z bólem serca, ale zgodziłbym się. To jej życie i ma prawo o nim decydować.
Jednak Alice i Kate nadal mnie pamiętają i tu pojawia się problem. Możemy założyć, że Hermiona zamiast wieść życie szalonej podróżniczki, mogłaby równie dobrze chcieć wrócić do swojego życia sprzed naszego spotkania. Dziwnie byłoby jednak, gdyby dziewczyna tak znienacka wróciła do domu po swoim krótkim zniknięciu i nie pamiętała zupełnie nic o naszej dwójce. Kobiety na pewno zaczęłyby snuć jakieś domysły, a kto wie, może nawet zgłosiłby sprawę na policję, próbując wmówić mi porwanie lub inne uprowadzenie. Jeszcze tego by mi teraz brakowała.
Jest jeszcze druga opcja, ale w tym przypadku Herm musiałaby rozważyć grzebanie w pamięci dziewczyn. I nie patrząc już na to, że nie mieliśmy fizycznie jak tego wykonać z powodu braku różdżek, to byłem pewien, że nie naraziłaby ich na coś takiego. Za bardzo martwiłaby się, że coś pójdzie nie tak. Zbyt wysokie ryzyko, że z ich głów ucieknie coś, co nie powinno ich opuszczać.
- Niedługo będziemy na miejscu – Bill przerwał moje rozmyślania. – Dosłownie za jakąś minutę. Mógłbyś wybudzić ją z tego dziwnego transu, bo nie jestem pewien czy w ogóle wie, co się dzieje – wskazał ruchem głowy na dziewczynę.
Nie chcąc zbyt gwałtownie wyrywać jej z zamyślenia, delikatnie złapałem ją za dłoń. Zwróciła głowę w moją stronę. Wpatrywała się głęboko w moje oczy, a później uśmiechnęła.
- Dziękuję, że mną wstrząsnąłeś – zaczęła pierwsza.
- Ale ja przecież... – nie do końca rozumiałem, o co jej chodzi. Przecież jej nie szturchnąłem ani nic z tych rzeczy.
- Chodzi mi o naszą rozmowę w parku. Zbyt mocno zapatrzyłam się w swoje osobiste potrzeby i zapomniałam, że gdzieś na tym świecie również są inni ludzie, którzy też mają emocje.
- To nic takiego. Czasami trzeba myśleć tylko i wyłącznie o sobie, bo próbując pomóc wszystkim dookoła zapominamy o nas samych, naszych własnych potrzebach. A to my jesteśmy głównymi bohaterami naszego życia i nikt inny go za nas nie przeżyje.
- Wiem i może właśnie to jest najpiękniejsze w życiu? Możemy sami o nim decydować i dostajemy to, na co sami zapracowaliśmy. Co sami wybraliśmy – nasze wargi ponownie spotkały się na krótką, ale jakże przepełnioną słodyczą chwilę. Chciałbym złapać ten moment w dłonie i nigdy go nie puścić tak jak teraz trzymałem jej ręce.
- To ja wam nie będę przeszkadzał – powiedział Bill i wyszedł na zewnątrz, trochę za mocno trzaskając drzwiami. Obydwoje z Hermioną wybuchliśmy śmiechem.
- Może idźmy do niego – zasugerowała dziewczyna.
– Jest jakiś spięty, najwidoczniej bardzo chciał nam coś pokazać. W końcu przywiózł nas z jakiegoś powodu.
- Jasne, chodźmy – otworzyłem drzwi i sekundę później staliśmy już na podjeździe zwykłego, jednorodzinnego domu. Miał białą elewację, czarny dach i brązowe okna, które dodawały jego zwyczajnemu wyglądowi trochę ciepła. Na parapetach stały donice z różnymi sukulentami, a za ogrodzeniem można było dostrzec rosnące tam akacje. – Hej, Bill, nie obrażaj się już. Co chciałeś nam pokazać...
- Draco.
Na dźwięk tego głosu, wypowiadającego moje imię, nogi dosłownie się pode mną ugięły. Uderzyłem kolanami o chodnik i w mojej głowie zakwitły tylko dwa pytania.
Jak to możliwe, że ona żyje?
I jak, do cholery, się tu znalazła?
H***
Patrzyłam oniemiała jak Narcyza podbiega do swojego syna i tuli go w swoich ramionach. Nie mogłam uwierzyć, że widzę ją na własne oczy. To nie wiarygodne. To wręcz praktycznie niemożliwe. Niemożliwe, że i moi rodzice i matka Malfoya bez żadnych obrażeń przetrwali aż do dziś. Kobieta wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętałam. Jedynie kilka nowych zmarszczek na jej twarzy mogłoby sugerować, że od naszego ostatniego spotkania minęło osiem lat.
Mrugałam powiekami, żeby upewnić się czy to nie jakiś głupi żart albo halucynacja mojego nieco wycieńczonego organizmu. Ale nie, naprawdę patrzyłam na to, jak Narcyza z pomocą Billa stawiają Draco na nogi i razem prowadzą go do środka. Niewiele myśląc podążyłam za nimi. Nie miałam najmniejszej ochoty spędzić ani chwili dłużej na tym morderczym słońcu.
Dom w środku wyglądał... jak zwykły dom. Brak jakiegokolwiek przepychu, mnóstwa drogich oraz niepotrzebnych ozdób nie pasował mi do wyobrażenia mieszkania, w którym mogłaby mieszkać żona Lucjusza. Choć kto wie, może to on bardziej gustował w luksusie.
Wszystkie ściany w domu zostały pomalowane białą farbą, a podłogę pokrywały równie białe płytki. Gdzieniegdzie na ścianach wisiały wielokolorowe obrazy, które przedstawiały jakieś abstrakcyjne wzory, głownie różne geometryczne kształty, w których przeważały koła. Oprócz obrazów nie zauważyłam żadnych innych ozdób.
Ruszyłam za Billem i tym sposobem dodarłam do pokoju dziennego z otwartą kuchnią. Wielkie okno ukazywało niezwykły krajobraz znajdujący się za domem. Byłam przekonana, że to idealne miejsce na wieczorne czytanie książki, którą oświetlałoby światło zachodzącego słońca.
Właśnie. Książki. Jeśli już o nich mowa to jedną ze ścian salonu zajmował wielki regał, który sięgał od podłogi aż po sam sufit. Wszystkie jego pułki po brzegi wypchane były różnej wielkości tomami. Widok ten zaparł mi dech w piersiach. Na chwilę zapomniałam o całym Bożym świecie i przez kilka minut próbowałam wyszukać jakiś tytuł, który pamiętałabym z moich ostatnich kilku lat spędzonych w bibliotece.
- Hermiono, usiądź, proszę – głos ostatniego z Weasley'ów wyrwał mnie z zamyślenia. Podeszłam do jednego z bordowych foteli i zatopiłam się w jego miękkim siedzeniu. – Zaskoczona takim obrotem spraw, prawda?
- Nadal nie mogę pojąć tego, co się tutaj właściwie wydarzyło. To wręcz niemożliwe. I ja i Draco odnaleźliśmy dzisiaj kogoś z naszej rodziny. To chyba najpiękniejszy dzień w moim życiu – sięgnęłam po herbatę stojącą na stoliku kawowym, którą przed chwilą przygotował Bill. Miała słodki, korzenny smak. – Jak to w ogóle możliwe, że ją znalazłeś? Jak to w ogólne możliwe, że ona żyje, że wszystko pamięta? Bo pamięta, prawda?
- Tak, dzięki Kingsleyowi odzyskała pamięć... Ale to nie ja powinienem opowiedzieć tę historię – jednocześnie spojrzeliśmy w kierunku drzwi od pokoju, do którego udała się pani Malfoy z synem. Słychać było tylko stłumione głosy. Byłam przekonana, że to dla nich niesamowita chwila i pewnie minie dłuższy czas, za nim któreś z nich do nas przyjdzie. – Jestem pewien, że Narcyza o wszystkim Ci powie, jak tylko wróci.
- Mam taką nadzieję. Tyle pytań chciałabym jej zadać. Tyle rzeczy dowiedzieć...
- Na pewno Ci się uda – przerwał mi w połowie zdania. – Ja niestety muszę już iść. Mam na głowie wiele obowiązków, a też nie wolno mi przebywać w domu żadnego z moich podopiecznych zbyt długo. Do zobaczenia później – ucałował mnie w policzek i wyszedł za nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
Przez następne dziesięć minut siedziałam bezczynnie wpatrując się w ścianę i próbując przeanalizować wiele spraw, ale zmęczenie sprawiło, że nie byłam w stanie jasno myśleć. Uznałam jednak, że nie chcę zasypiać na wypadek, gdyby Narcyza postanowiła za chwilę ze mną porozmawiać. I tym oto sposobem ponownie podeszłam do domowej biblioteczki kobiety, wybrałam jeden z intersujących mnie tytułów i zaczęłam czytać. Była to jakaś legenda o elfach, innych magicznych stworzeniach, wielkich królestwach i bardzo śpiącej Hermionie, której litery rozmazywały się przed oczami, a miękki fotel dodatkowo utulał ją do snu...
- Hermiono, Hermiono, proszę, obudź się – usłyszałam cichy szept i natychmiast zerwałam się na równe nogi. Przede mną stała matka Draco, ubrana w zwykłe mugolskie ubrania. Jej usta układały się w szeroki uśmiech, jednak jej oczy były całkowicie zapuchnięte. Musiała płakać podczas rozmowy z synem. Nie dziwiłam jej się. Sama najchętniej rzuciłabym się w ramiona moich rodziców, gdybym tylko mogła. Niestety ja nie miałam tyle szczęścia.
- Dzień dobry, pani Malfoy – powiedziałam szybko i przetarłam twarz, żeby jakoś się obudzić. – przepraszam, że zasnęłam, ale czekałam tu tak sama na panią i zmogło mnie zmęczenie.
- Ależ Hermiono, nawet nie waż się mnie przepraszać za coś takiego. Nie wyobrażasz sobie nawet jak bardzo się cieszę, że cię widzę – otoczyła mnie ramionami i mocno przytuliła do siebie. Zaskoczyło mnie takie zachowanie z jej strony, zważając na nasze stosunki w przeszłości, mimo wszystko odwzajemniłam uścisk. Ja również cieszyłam się na widok kolejnej znajomej twarzy, która nie była tylko częścią jakiejś starej fotografii. – Proszę, usiądźmy.
Wróciłam na swój fotel, a kobieta zajęła ten naprzeciwko mnie. Wpatrywałyśmy się w siebie przez chwilę, nie wiedząc do końca, jak zacząć tą długo wyczekiwaną rozmowę.
- Co z Draco? Gdzie on teraz jest? – w końcu wydusiłam z siebie pierwsze pytanie, które wpadło mi do głowy. Martwiłam się o niego. Nie widziałam go od momentu, aż tu przybiliśmy. A pamiętam w jakim ja byłam stanie po zobaczeniu moich rodziców. Chciałabym się tylko upewnić, że wszystko jest z nim w porządku.
- Draco śpi teraz w moim gabinecie. Obydwoje byliśmy bardzo wykończeni po naszej rozmowie. Tyle emocji się przez nas przelało... Nie miał już siły, żeby iść do jednego z moich pokoi gościnnych, padł jak nieżywy na wąską wersalkę i zasnął w pięć sekund. Nie musisz się o niego martwić.
- To dobrze – szepnęłam cicho. Poniekąd kamień spadł mi z serca. – Jeśli mogłabym zapytać... Jak to się wszystko stało? Jak pani przeżyła bitwę? Jak dalej potoczyło się pani życie? Jakim cudem jest pani tu gdzie teraz jest?
- Wiedziałam, że o to zapytasz – zaśmiała się lekko. – Zawsze byłaś taka ciekawska. Dużo o tobie słyszałam... Ale może zacznijmy od tego, że możesz mówić do mnie po imieniu. I szczerze powiedziawszy lepiej będę się z tym czuła. W obecnej sytuacji powinniśmy burzyć niepotrzebne mury, a nie tylko stawiać kolejne.
- Dobrze – przytaknęłam. Poniekąd czułam się wyróżniona, że zaproponowała mi przejście na ty. To niezwykłe usłyszeć to właśnie z jej ust. Z ust osoby, której cała rodzina uważała się za lepszą od innych ze względu na swoją czystość krwi. A teraz? Matka Draco traktowała mnie jak równą sobie i nie wyczuwałam z jej strony żadnej wrogości. – Więc, Narcyzo, czy mogłabyś mi opowiedzieć o swoim życiu?
- Zaczynając od narodzin czy może od czasów nieco bardziej współczesnych?
- Nie, nie, nie interesuje mnie pani dzieciństwo... znaczy na pewno było bardzo ciekawe, nie chcę mu umniejszać, ale...
- Hermiono – kobieta zaśmiała się szczerze. – Nie gorączkuj się tak, bo jeszcze się tutaj rozchorujesz, a w naszej sytuacji ciężko dostać się do jakiekolwiek uzdrowiciela. Oczywiście, że opowiem ci, co działo się u mnie przez te wszystkie lata. Choć muszę cię od razu uprzedzić, że jest to bardzo długa historia.
- Długość nie gra dla mnie żadnej roli – odetchnęłam z ulgą. Ta starsza już kobieta była naprawdę pogodną i wciąż pełną życia osobą.
- Zacznijmy więc od samego początku. Jak zapewne wiesz, brałam udział w bitwie. Jednak nie w taki sposób, o jakim zapewne pomyślałaś. Na tamtym etapie nie byłam jeszcze pewna, po której stronie stoję. Więc przyglądałam się przebiegowi tego wszystkiego, od czasu do czasu pomagając osobom z obydwóch stron, jeśli te znalazły się w niebezpieczeństwie. I tym oto sposobem przetrwałam bitwę bez żadnych obrażeń. Do dzisiaj zastanawiam się, jak mi się to udało. Jakim cudem nikt mnie nie zabił? Byłam tak łatwym celem, moja śmierć tak bardzo uderzyłaby Lucjusza, rozpraszając go przy tym... – na chwilę zawiesiła głos, po czym wróciła do opowieści. – Nie ma jednak sensu dłużej się nad tym zastanawiać. Uznajmy, że po prostu miałam szczęście, jakiś bóg musiał nade mną czuwać.
Sami lekarze stwierdzili, że nie ucierpiałam w żaden fizyczny sposób, jednak nie można było powiedzieć tego samego o mojej psychice. Jak już wiesz lub nie wiesz, mój mąż... Lucjusz nie przeżył tej bitwy...
- Bardzo mi przykro – złapałam jej dłoń i mocno uścisnęłam. Na jej twarzy zakwitł lekki uśmiech.
- Lucjusz nie przeżył starcia, a Draco, moje jedyne światełko w tunelu, mój jedyny syn, był ranny. Nikt mi do końca nie chciał powiedzieć, gdzie on się wtedy znajdował, co się z nim działo. Za każdym razem, gdy zadawałam kolejne pytania, odprowadzano mnie z kwitkiem. Po wielu nieudanych próbach, starałam się nawet siłą wedrzeć do skrzydła szpitalnego, jednak nie przyniosło to żadnego rezultatu. Zostałam jedynie otumaniona i obudziłam się kilka godzin później na materacu w wielkiej sali z ogromnym bólem głowy. Większość osób tymczasowo mieszkało w Hogwarcie. Nikt po Bitwie nie chciał wracać do swojego domu, który jedynie przypomniałby mu o utraconych bliskich. I ja miałam takie same zdanie. Za nic w świecie nie chciałam wtedy wracać do całkiem pustego Malfoy Manor. To miejsce mnie obrzydzało i bardzo się cieszę, że nie musiałam go już nigdy więcej widzieć na oczy.
- Ale jak to? Nie wróciła już tam pani... nie wróciłaś już tam, Narcyzo? Przecież to twój dom. Ja już nic nie rozumiem...
- Daj mi dokończyć historię, Hermiono, to wszystko ułoży ci się w głowie. Kontynuując więc, po zaistniałej sytuacji bardzo, ale to bardzo bolała mnie głowa. Ból był nie do wytrzymania. Jakoś podniosłam się z ziemi i trochę po omacku ponownie ruszyłam w kierunku skrzydła szpitalnego. Jeśli nawet nie mogłam zobaczyć się z synem to chyba wolno mi było udać się do uzdrowicieli po niezbędne lekarstwa, prawda?
Po kilku minutach doszłam na miejsce. Drzwi do sali były lekko uchylone i już miałam wejść do środka, gdy usłyszałam jakieś szepty za sobą. Wytężyłam słuch i doszły do mnie głosy dwóch, nieznajomych mi czarodziei. Mówili coś o tym, jacy są zmęczeni i, że nie do końca przekonani są co do nowego pomysłu Notta seniora, żeby usnąć wszystkim poszkodowanym pamięć i wysłać ich na leczenie do mugoli. Miało to im rzekomo pomóc w fizycznym dojściu do siebie, zaleczeniu wszystkich ran, podczas gdy na psychiczną traumę przyjdzie czas, gdy już do nas wrócą. Wkrótce znikli za rogiem i nie słyszałam już niczego, co mówili.
Byłam szczerze przerażona tym, co usłyszałam. Ruszyłam za nimi i niedługo później dotarłam do jednej z klas. Dobiegały z niej przytłumione głosy, jednak jedno słowo słyszałam bardzo dobrze.
Obliviate... Obliviate... Obliviate...
Było ono powtarzane wiele razy, raz za razem, a po chwili zapadła grobowa cisza. Nie mając już żadnych wątpliwości, że w tym pokoju dochodzi do czegoś niezgodnego z prawem, otworzyłam z impetem drzwi i weszłam do środka. To, co tam ujrzałam, zmroziło mi krew w żyłach. Zauważyłam kilka bezwładnych ciał, leżących na zestawionych ze sobą ławkach. Nad każdym z nich nachylało się po trzech czarodziejów, uważnie im się przyglądając. Za nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, świat zakryła ciemność.
- I? – zapytałam zdenerwowana do granic możliwości.
- I obudziłam się już w innym życiu.
- To znaczy?
- To znaczy, że tak jak tobie, Hermiono, i wielu innym osobom usunięto mi pamięć i wstawiono mnie do innego życia.
- Naprawdę? Nie spodziewałam się, że mogliby to zrobić tak znanej i wpływowej osobie ty.
- Ja w sumie też. Ale nie pożyłam tak długo. Po dwóch tygodniach odnalazł mnie Kingsley, przywrócił mi wspomnienia i przetransportował do Australii do rąk Billa. Od tamtej pory tutaj mieszkam.
- Czyli od ośmiu lat mieszkasz tu sama, w tym wielkim domu?
- Dokładnie. Kingsley próbował ratować kogo się da. Jednak ze mną za bardzo się wkopał, zbyt dobrze byłam strzeżona i przez to został wywalony z ministerstwa i dostał dożywotni zakaz opuszczania kraju. Magii też już nie może tak naprawdę używać, jedynie po kryjomu, więc będę mu dozgonnie wdzięczna, że akurat dla mnie tyle zaryzykował.
- To niesamowite, Narcyzo. Jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem. Ale... nie byłaś tu samotna? Mieszkanie zupełnie samemu jest przygnębiające, a tak to właśnie u ciebie wyglądało – zdecydowałam się zadać to jedno, ciągle nurtujące mnie pytanie. – Nie wolałabyś jednak żyć tym nowym życiem, które nadało ci ministerstwo? Zacząć wszystkiego od początku?
- Nie jestem wcale taka samotna. Bardzo często odwiedza mnie Bill. Przez te wszystkie lata naprawdę polubiłam tego młodego człowieka. Poza tym poświęcam się sztuce. Uwielbiam malować, nauczyłam się też grać na przeróżnych instrumentach. Dużo czytam. Czasami nawet porozmawiam z mugolskimi sąsiadami lub zaproszę ich do siebie, bo sama nie mogę opuścić terenu tej posiadłości.
- Dlaczego?
- Taki jest warunek ministerstwa, jeśli chce się pozostać przy wspomnieniach. Za dużo o wszystkim wiem, jestem dla Notta zbyt niewygodnym ogniwem, więc nie mogę tak sobie paradować po magicznej części naszego świata.
- To okrutnie niesprawiedliwe – oburzyłam się. – Dlaczego oni sami decydują o tym, kto może zostać w magicznym świecie, a kto nie? Po pokonaniu Voldemorta powinniśmy trzymać się w końcu razem, a nie ponownie dzielić na lepszych i gorszych.
- Tak niestety wygląda teraz nasz świat. Ale da się do niego przyzwyczaić, jeśli tylko się chce – spojrzała mi głęboko w oczy i już wiedziała, co zamierza mi teraz powiedzieć. – Hermiono...
- Nie, Narcyzo, proszę cię, nie zaczynaj znów ze mną tego tematu. Pokłóciłam się już o to z Draco, nie chcę tez z tobą...
- Hermiono – przerwała mi ostro i natychmiast zamilkłam. – Draco może wierzyć, że naprawdę wycofałaś się ze swojego pomysłu, jednak ja nie jestem głupia. Wiem, że powiedziałaś mu, że rezygnujesz z wymazywania sobie pamięci tylko po to, żeby go udobruchać i dalej nie martwić. Mam rację?
- Nie zrozumiesz tego...
- A właśnie, że doskonale to rozumiem! – podniosła głos. – Wydaje ci się, że ja nie miałam dokładnie takich myśli jak ty? Że nie chciałam usunąć sobie wszystkich wspomnień? Że nie tęsknie każdego dnia za moim mężem, mimo tego, że nie był idealnym życiowym partnerem? Myślisz, że nie płakałam za Draco każdego dnia przez wiele lat?! Ja nawet nie wiedziałam, czy on żyje czy nie! Kingsley ułatwił ci wszystko, bo od razu powiedział ci o śmierci Ginny i Rona. A ja sama, przez szmat czasu nie miałam pojęcia, czy Draco żyje. Kingsley nie zdążył mi tego powiedzieć, gdy mnie tu przetransportował, Bill tego nie wiedział, a później kontakt między obydwoma mężczyznami umarł na wiele miesięcy. Sama i to wyłącznie sama musiałam przejść przez wszystko, co mnie spotkało. Ale dałam radę. Stoję tu przed tobą. Mimo że tysiąc razy chciałam usunąć sobie wszystkie wspomnienia, wiele razy chciałam po prostu już się więcej nie obudzić. Nawet raz ogłuszyłam Billa, żeby zabrać mu różdżkę...
- Nie wierzę...
- Ale to prawda. Leżał nieprzytomny na podłodze, kiedy ja wpatrywałam się w ten długi, drewniany badyl i próbowałam zmusić się do wypowiedzenia tego jednego, prostego słowa. Ale nie potrafiłam. I to nie dlatego, że jestem tchórzem. Po prostu zrozumiałam wtedy, że zarówno Lucjusz jak i Draco oraz reszta poległych zasługują na pamięć o nich. Kto będzie o nich pamiętał, gdy my zapomnimy? Kto będzie mógł w przyszłości opowiedzieć swoim dzieciom, wnukom lub komukolwiek innemu o ich bohaterskich czynach? Gdy nas zabraknie, gdy o nich zapomnimy lub po prostu umrzemy, nikt nie będzie o nich pamiętał!
- Narcyzo – łzy płynęły mi po całej twarzy, ledwo zdołałam wydusić z siebie słowa przez rosnącą mi gulę w gardle. – Przestań, proszę cię, przestań już mówić...
- Nie przestanę. Bo ty tego nie rozumiesz, a jesteś mądrą dziewczyną i gdy ktoś odpowiednio tobą potrząśnie to się opamiętasz. Prawda boli i to dlatego płaczesz. To nie ja byłam tchórzem. Ja potrafiłam przejść przez ból, przeżyć go. On nigdy do końca nie zniknie, ale w końcu potrafisz z nim żyć i cieszyć się życiem. I nie masz robić tego dla Draco, bo złamiesz mu serce czy coś takiego. Obydwoje jesteście dwojgiem dorosłych ludzi i bez problemu poradzicie sobie bez siebie. Tak, byłabym szczęśliwa, gdyby taka cudowna dziewczyna została moją synową. Byłabym jeszcze szczęśliwsza, jeśli obydwoje zamieszkalibyście tu razem ze mną. To wprowadziłoby wiele radości do mojego życia.
Jednak ty nie masz zachować wspomnieć dla nas. Masz je zachować dla tych, którzy polegli. Dla Rona, dla Ginny. Zachowaj w pamięci wszystkie wspólne chwile, ich każdy śmiech, każdy płacz, każdą kłótnię. Zapamiętaj ich takich, jacy byli naprawdę i pozwól, żeby byli wciąż żywi w twoich wspomnieniach. A gdy to zrobisz, będziesz mogła opowiedzieć o nich i swoim dzieciom i wnukom i komu zechcesz, a oni będą ciągle żywi...
- Wychodzę – podniosłam się z fotela i wyrwałam swoją rękę z uchwytu kobiety. – Nie będziesz mi mówić, co mam robić ze swoim własnym życiem. Oni już nie żyją i nic im tego życia nie zwróci! - wrzasnęłam. – Umarli jako para nastolatków i nikt im życia nie przywróci!
- A jednak z tego co pamiętam, niejaka Alice i Kate nadal żyją i nie chcą cię tracić. Naprawdę chcesz, żeby podzieliły twój los i znalazły się w tym samym stanie co ty?
- Nie masz prawa o nich wspominać. Jeszcze jedno słowo na ich temat i nie ręczę za siebie.
- Jesteś na razie wzburzona, Hermiono, ale gdy dotrą do ciebie moje słowa zrozumiesz, że miałam rację.
Nie słuchałam jej już dłużej. Ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych, otworzyłam je szybko, a następnie zamknęłam z trzaskiem. Gdy wyszłam z cienia, palące promienie australijskiego słońca rozlały się po mojej skórze. Oddychałam szybko, otarłam łzy z mojej twarzy, a następnie ruszyłam przed siebie.
Chciałam uciec z tego miejsca. Miałam dość Draco, Narcyzy i nawet Billa. Chciałam jedynie, żeby wszyscy zostawili mnie w spokoju. Bo mieli rację, a ja nie potrafiłam się do tego przed nimi przyznać. Tak, patrzyłam samolubnie na całą tę sytuację. Może byłam egoistką. Ale dlaczego? Czy to taki wielki grzech, że raz w życiu chcę się znów poczuć szczęśliwa i wolna od tych wszystkich problemów, które otaczają mnie jak wataha wilków bezbronną zwierzynę?
Po chwili zatrzymałam się i rozejrzałam po osiedlu identycznie wybudowanych domków jednorodzinnych. Jednak czy na pewno chciałam być znów sama? Co z tego, że zamaskuje mój ból, skoro on do końca życia gdzieś tam będzie tkwił? Przecież nigdy od niego nie ucieknę, na zawsze gdzieś tam zostanie w ciemnościach mojego serca. A przy okazji taki sam zadam tym, których kocham...
Zawróciłam do domu Narcyzy, jednak nie weszłam do środka. Nie potrafiłam spojrzeć jej w twarz po tym, co do niej powiedziałam. Jedynie chciała mi pomóc, wstrząsnąć mną, żeby w końcu dotarło do mnie, co jest w życiu najważniejsze, a ja tak jej się odwdzięczyłam.
Usiadłam tylko na progu i patrzyłam się przed siebie, praktycznie nie zauważając przejeżdżających samochodów i przemijających przechodniów.
D***
Moja matka nie kłamała. Po naszej rozmowie, przy której wylaliśmy litry łez, nie miałem siły ani ochoty na nic. Padłem jak nieżywy na twardą wersalkę i zasnąłem praktycznie od razu. Mój sen jednak nie potrwał zbyt długo, bo choć moje zmęczenie było ogromne, krzyki mojej matki i Herm wygrały z nim stracie. Słyszałem prawie całą ich rozmowę i byłem szokowany tym, na jaki tor się ona ostatecznie pokierowała.
Po tym, jak Granger trzasnęła drzwiami, leżałem jeszcze kilka minut i wyczekiwałem momentu, gdy wróci do środka. Czas jednak mijał, a dziewczyna nie wracała. Nie mogłem przestać myśleć o tym, gdzie poszła. W domu mojej matki byliśmy względnie bezpieczni, ale kto wie, czy któryś z pachołków Notta już nas nie wytropił.
Wyszedłem z pokoju i zauważyłem moją mamę, spokojnie sprzątającą kuchnię.
- Nie byłaś dla niej trochę za ostra? – spytałem od razu bez owijania w bawełnę. Byłem pewien, że zdaje sobie sprawę z tego, że wszystko słyszałem.
- Ktoś w końcu musiał przemówić jej do rozsądku. To mądra dziewczyna, ale zbytnio wmówiła sobie, że jej sytuacja nie ma szansy na szczęśliwe rozwiazanie. Ktoś musiał nią potrząsnąć, synu, bo tobie się to najwidoczniej nie udało.
- Wszystko rozumiem, ale ona teraz wyszła i nawet nie wiemy, dokąd poszła. A co, jeśli złapał ją któryś z ludzi Notta? Nie ma tu teraz ani Kingsleya, ani Billa, ty nie możesz wyjść za obręb domu, a ja sam nie powalę bez różdżki uzbrojonych czarodziei.
- Nic jej nie będzie, nie mamy się o co martwić.
- Jak możesz być tak spokojna w tym momencie? To przez waszą kłótnię wyszła sama na ulicę i nie wiemy, gdzie teraz jest.
- Draco – matka spojrzała na mnie – Hermiona nie odeszła nawet dwudziestu kroków od domu, jak zawróciła. Siedzi na ganku, a ja tu stoję i patrzę, czy wszystko jest dobrze. Naprawdę nie musisz się martwić.
- Dziękuję – odpowiedziałem tylko szybko i wyszedłem przed dom.
Tak, jak powiedziała moja rodzicielka, dziewczyna siedziała na schodkach przed domem, patrząc się w siną dal i nie zwracając na nic uwagi. Nie spojrzała w moją stronę, ani też nie powiedziała nic, gdy przysiadłem się do niej i objąłem ją ramieniem.
- Herm – szepnąłem, ale nie doczekałem się żadnej reakcji. – Chodź do środka.
- Nie wrócę tam – odpowiedziała cicho.
- Ja wiem, że moja matka trochę ostro cię potraktowała, ale to nie jest powód, żebyś teraz na zawsze została na tych schodkach przed domem. Wejdziemy do środka, zjemy coś, wyśpimy się i już jutro będzie lepiej.
- Nie umiem jej spojrzeć w oczy po tym, jak się przed nią wygłupiłam. Ona ma rację. Ja jestem tylko pieprzonym tchórzem.
- Nie mów tak...
- Taka jest prawda. Chcę skrzywdzić wszystkich tylko po to, żebym sama mogła poczuć się lepiej. Nie jestem już tą samą Hermioną Granger co kiedyś. Zmieniłam się na gorsze i już nikt, ani Harry... ani Ginny, ani Ron ani nawet moi rodzice nie byliby ze mnie dumni.
- Herm, każdy się zmienia. Ja też nie jestem tym samym, małym wrednym gnojkiem co kiedyś. Ludzie starzeją się, dorastają, dojrzewają i zmieniają się przez sytuacje, które przeżyli. Jeśli nawet uważasz, że zmieniłaś się na gorsze, w co osobiście nie wierzę, to równie dobrze może ponownie zmienić się na lepsze.
Dziewczyna spojrzała na mnie i miałem wrażenie, że jej wzrok wypali za chwilę we mnie dziurę. Próbowała wejść w głąb mnie i zrozumieć, czy słowa, które wypowiedziałem, były prawdziwe. Gdy to zrobiła i nareszcie utwierdziła się w przekonaniu, przepiękny uśmiech rozświetlił jej twarz.
- Chciałabym wrócić na chwilę do Londynu i pożegnać się z Alice i Kate. Wiem, że nie jestem w stanie wytłumaczyć im wszystkiego, ale postaram się to zrobić najlepiej, jak to będę umiała. Pojedziesz tam ze mną?
- Jesteś pewna, że jest to rozsądny pomysł? Nott nas ściga i nie wiadomo, co z nami zrobi, gdy już nas złapie.
- Wiem, że to niebezpieczne, ale jeśli znów mam stać się lepszą wersją siebie to muszę to zrobić. Nie mogę ich zostawić.
- Czyli rozumiem, że jutro znów odwiedzamy lotnisko? Miejmy nadzieję, że Billowi uda się tym razem znaleźć kogoś nieco chudszego na moją przemianę.
H***
Leżałam w łóżku i wpatrywałam się w gwiazdy widoczne przez okno. Wszystko działo się strasznie szybko. Z jednej strony bałam się, że nie będę w stanie za dążyć za wydarzeniami następnych kilku dni, że coś ważnego mnie ominie. Z drugiej strony wiedziałam, że mam po swojej stronie wspaniałych ludzi i nic złego nam się nie stanie.
Po naszej rozmowie przed domem, wróciliśmy z Draco do środka. Chciałam przeprosić Narcyzę za swoje zachowanie, jednak ona uparcie twierdziła, że wcale jej nie uraziłam. Zjedliśmy wszyscy wspólnie kolację, a następnie każdy doprowadził się do porządku i ułożył do snu.
Narcyza była dobrą aktorką. Byłam pewna, że widziała nasz pocałunek, zanim wróciliśmy do środka, jednak nie dała tego po sobie poznać. Równie z pokerowym wyrazem twarzy zaprowadziła nas do gościnnej sypialni z wielkim, małżeńskim łożem.
Nie zamierzałam jednak więcej się nad wszystkim zastanawiać, ponieważ dopadło mnie ogromne zmęczenie. Położyłam tylko głowę na ramieniu Draco, który przysunął mnie bliżej do siebie i zapadłam w bardzo głęboki i spokojny sen. Na wyzwania przyjdzie czas jutro.
*****
Nikt się nie spodziewał nowego rozdziału, prawda?
Nie wiem ile razy jeszcze mam przepraszać za tak długie przerwy, patrząc na to, że w sumie nic Wam to nie daje.
W ostatnim czasie znów zaczęłam bardziej kochać czytanie od pisania i takie są tego skutki.
(Co mogę więcej o tym powiedzieć? Rzucie wszystko i zaczniecie czytać Szklany Tron Sarah J. Mass. Obiecuję, że ta seria zawładnie Waszym sercem. I jeśli czytaliście to proszę bez spoilerów w komentarzach - jestem przed Królową Cieni!)
Mam jednak nadzieję, że najnowszy rozdział się Wam podobał.
Miłego dnia/ nocy i szczęścia w Nowym Roku! Buziaczki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top