Rozdział 15

H***

- Alice, czy mogłabyś powtórzyć? Strasznie słabo cię słyszę – powiedziałam i ponownie pogłośniłam dźwięk w telefonie, co na niewiele się zdało.

- A nieważne, mówiłam o jakiś mało ważnych duperelach – zaśmiała się nerwowo.

- Nie wydaje mi się. Raczej chciałaś coś powiedzieć o jakimś super chłopaku, którego ostatnio spot...

- AAAAA! – krzyk Alice przerwał mi w pół zdania. – Już wiem, o co chciałam cię zapytać! Czy dostałaś zaproszenie na ten swój zlot bibliotekarzy, który organizowany jest co kilka miesięcy? No wiesz, ten co razem zazwyczaj na niego chodzimy, bo zawsze dostajesz zaproszenie z osobą towarzyszącą. Ja się dobrze bawię, ty pilnujesz moich drinków i ukrywasz się gdzieś między stolikami. Dostałaś?

- Tak...

- AAAA! – kolejny okrzyk radości. – Z kim idziesz?

- Nie wiem, to jest już jutro, każdy ma już raczej zaplanowany piątek. Głupia poczta, zgubili mi ten list i dotarł dopiero dzisiaj.

- Fujaro, ja się tak szybko wkręcić nie dam w to marne oszustwo. Obydwie doskonale wiemy, kto nie będzie miał żadnych planów na ten dzień i tylko czeka na zaproszenie z twojej strony.

- Nie jestem pewna czy to towarzystwo dla Kate, poza tym ostatnio się z nią posprzeczałam i...

- Hermiona, weź no mi powiedz, bo tak się zastanawiam... Ty udajesz taką głupią czy, podczas mojej nieobecności, twoje szare komórki miały wypadek i zderzyły się ze sobą, tworząc ogromny karambol?

- Alice, proszę cię, nie zaczynaj od nowa – w tej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko przejrzałam się w lustrze i poprawiłam włosy. – Muszę kończyć i otworzyć drzwi Draco... - szybko ucichłam, rozumiejąc, co właśnie jej powiedziałam. Kolejny okrzyk radości doszedł do moich uszu.

- Hermiona, kochana ty moja, mówię teraz na poważnie, więc posłuchaj mnie uchem, a nie brzuchem. Albo zaprosisz go teraz albo jutro rano ja osobiście zadzwonię i zrobię ci siarę na pół osiedla. Zrozumiałyśmy się?

- A skąd wiesz, że nie miałam takiego zamiaru? Muszę kończyć, rozłączam się, pa – natychmiast się rozłączyłam, nie dając jej popaś w nadmierną ekscytację.

​Ruszyłam do drzwi i otworzyłam je, a w progu stanął chłopak z dużym garnkiem i butelką wina.

- Cześć – wzięłam od niego rzeczy i zaczęłam zmierzać w kierunku kuchni.

- Hej. Przepraszam za lekkie spóźnienie, ale w pracy mi się przedłużył zabieg, a jeszcze musiałem to wszystko ugotować – zdjął buty i podążył za mną.

- Nie ma sprawy. Mam już to zacząć wykładać na talerze?

- Nie, ja rozłożę, ty znajdź nam jakieś kieliszki do wina.

- Po co nam wino, skoro i tak żadne z nas nie pije? Alice przecież tu nie ma – zaśmiałam się.

- Herm, daj spokój. Po jednej lub dwóch lampkach nic nam się nie stanie, a poza tym będziemy lepiej spać – uśmiechnął się.

- No dobrze, to już szykuję.

​Chwilę później, wszystko było gotowe, a my zabraliśmy się za jedzenie. Makaron z krewetkami był przepyszny, a białe wino idealnie do niego pasowało. Naprawdę zapowiadał się miły wieczór.

- A co to? – Draco wziął moje zaproszenie i zaczął je czytać. – Ale super! Byłaś już na czymś takim czy pierwszy raz cię zaprosili?

- Właściwie to odkąd pracuję w bibliotece to zawsze mnie zapraszają. A co?

- Nic, po prostu byłem na kilku takich spotkaniach tylko w branży stomatologicznej, jako praktykant, i pamiętam, że było świetnie. Z kimś idziesz czy sama? Bo to zaproszenie z osobą towarzyszącą, z tego, co widzę.

- Tak, z osobą towarzyszącą i zazwyczaj chodziłam z Alice, ale niestety jej teraz nie ma.

- To z kim pójdziesz?

​W tym momencie do głowy wpadł mi pewien pomysł. Ciekawe, co na to Draco...

- Zamierzam iść z takim jednym chłopakiem tylko jeszcze nie wiem, czy się zgodzi.

- Jak to z chłopakiem? Jakim? – w jego głosie można było usłyszeć lekką nutkę zazdrości. Idealnie! Efekt uzyskany!

- No wiesz, wysoki blondyn z szarymi oczami. Miły, zabawny. Gotuje tak, że palce lizać. Naprawdę super gość. O! I nawet go znasz! I to bardzo dobrze.

- Znam go? Nie przypominam sobie... pewnie jakiś frajer – dopowiedział resztę zdania pod nosem, chyba nieświadomy, że wszystko usłyszałam.

- Jasne, że znasz! Nawet jest tu teraz. W mieszkaniu.

- Co? Gdzie? – już lekko oburzony, zaczął rozglądać się po całym mieszkaniu. W końcu wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. – O co ci chodzi? Co jest takie śmieszne? Bo ja już naprawdę nic nie rozumiem.

- Widziałeś się kiedyś w lustrze? – ponownie spojrzał na mnie podejrzliwie. – Człowieku, przez cały czas opisywałam ciebie. Chciałam się zapytać czy nie chciałbyś ze mną pójść? Za każdym razem chodziłam z Alice, ale teraz jej nie ma, a nie chcę iść sama. Nie jestem przekonana, kto z moich znajomych bibliotekarzy został zaproszony, a nie zamierzam spędzać samotnego wieczoru wśród bawiących się ludzi. Poszedłbyś czy masz już jakieś plany?

- Pójdę, ale pod jednym warunkiem.

- Jakim?

- Nigdy więcej takich numerów. Już miałem przed oczami jakiegoś faceta, wychodzącego z twojej szafy lub z pod łóżka.

- Hahaha... A co? Miałbyś coś przeciwko temu? – zapytałam z zalotnym uśmieszkiem.

- Jasne, że tak. Nie po to tak o ciebie zabiegam, żeby jakiś frajer sprzątnął mi ciebie z przed nosa – odpowiedział z pewnym siebie głosem.

Poczułam lekkie zmieszanie na jego wyznanie, więc postanowiłam szybko rozluźnić napięcie, które panowało już chyba w całym mieszkaniu i po prostu zaczęłam się śmiać.

- Co? Co cię tak śmieszy? – spytał Draco, wyraźnie zszokowany moją reakcją.

- Nic, tylko... masz chyba coś na nosie.

Chłopak zaczął niespokojnie pocierać nos, a ja nie mogłam już dłużej powstrzymać napadu niekontrolowanego śmiechu.

- Ale z ciebie kłamczucha! – zaśmiał się.

- A z ciebie naiwniak!

Sekundę później poczułam, że coś dużego i miękkiego uderza mnie w twarz.

- Pożałujesz!

I ten, początkowo spokojny wieczór, zamienił się w wojnę na poduszki. Zachowywaliśmy się jak jakieś pięcioletnie dzieciaki, ale żadnemu z nas to najwyraźniej nie przeszkadzało.

​Resztę wieczoru, po zakończeniu działań wojennych, spędziliśmy oglądając jakiś film.

​Gdy zmogła nas senność, położyliśmy się, tak jak poprzedniej nocy, na moim łóżku.

- Tylko pamiętaj, jutro o 19:30 masz być gotowy pod moim mieszkaniem. Musimy tam jeszcze dojechać – ziewnęłam.

- Oczywiście, Herm. Dobranoc.

- Dobranoc.

​I tak, zachowując pięć centymetrów odstępu, zapadliśmy w spokojny sen z uśmiechami na twarzach.

D***

​Następnego dnia, czyli w piątek, punktualnie o 19:30, stałem przed drzwiami Hermiony z bukietem czerwonych róż. Jeszcze raz poprawiłem krawat i zadzwoniłem do drzwi.

​Po chwili na zewnątrz wyszła dziewczyna, ubrana w jasnoniebieską sukienkę na długi rękaw, która sięgała jej lekko przed kolano. Miała falbaniasty dół i delikatny dekolt w serek. Do tego założyła białe szpilki, a jej piękne, kasztanowe włosy upięte były z tyłu. Z przodu miała wypuszczone jedynie dwa, podkręcone pasma, które delikatnie opadały na jej twarz. Wyglądała zjawiskowo... niczym anioł.

- Za każdym razem będziesz przynosił mi kwiaty? Już nie mam miejsca w wazonach – zaśmiała się.

- A ty za każdym razem będziesz wyglądać jak milion dolarów? – zripostowałam, na co Hermiona lekko się zarumieniła... i dobrze.

​Usłyszałem za mną kroki. Odwróciłem się i zobaczyłem Kate.

- Dobry wieczór, Kate – przywitałem się.

- Dobry wieczór – odparła i spojrzała na Hermionę. – Możemy chwilę porozmawiać?

- Mam minutę.

- Tyle mi wystarczy.

​Dziewczyna wpatrywała się przenikliwie w kobietę. Chyba coś musiało między nimi zajść w przeciągu kilku poprzednich dni.

- Draco – zwróciła się do mnie. – Idź już do taksówki, żeby nam nie odjechała. Ja chwilę porozmawiam z Kate i za sekundę do ciebie wracam.

- Jesteś pewna? – upewniłem się.

- Tak.

- Dobrze, to idę.

​Zostawiłem kobiety same i zszedłem na dół.

- Dobry wieczór – powiedziałem do taksówkarza, otwierając drzwi samochodu. – Moja partnerka za chwilę zejdzie, dosłownie minutę musimy poczekać.

- Dobry wieczór, nie ma sprawy. Rozumiem, kobiety. Nigdy nie mogą się wyszykować i trzeba na nie czekać dodatkowe dziesięć minut. Już się przyzwyczaiłem.

​Uśmiechnąłem się tylko niemrawo i dalej czekaliśmy już w ciszy.

​Niedługo później do pojazdu weszła Hermiona.

- Dobry wieczór – zapięła pasy i odwróciła się w stronę okna.

- Hej... wszystko dobrze? – złapałem ją lekko za dłoń, którą jednak po chwili wyrwała.

- Tak, muszę tylko poukładać sobie w głowie to, co usłyszałam.

- Jaki adres? Mogliby państwo powtórzyć?

- Restauracja Czerwone Talerze.

K***

- Kingsley! Mógłbyś mi pomóc w rozkładaniu karteczek z imionami gości, gdzie który ma usiąść?

- Oczywiście! – odkrzyknąłem do menadżera lokalu i ruszyłem w jego stronę.

​Właśnie szykowaliśmy z zespołem jakiś event dla bibliotekarzy. Średnio mnie to interesowało, ale będę miał z tego dodatkowe pieniądze i przynajmniej nie spędzę kolejnego nudnego, samotnego wieczoru w domu.

Muszę przyznać jedno – życie mugoli jest wyjątkowo nudne.

- Proszę, o to twoje kartki. Rozłóż je według tej listy – dostałem do ręki wspomnianą listę i zacząłem swoją pracę. Jednak jedno imię sprawiło, że na chwilę mnie zamurowała, a świat wokół mnie stanął w miejscu.

„Hermiona Jean Granger z osobą towarzyszącą"

Cholera. Jaka jest możliwość, że jeszcze jedna dziewczyna, mieszkająca w Londynie, nazywa się tak samo i pracuje w bibliotece jak ta była gryfonka?

No właśnie. Niewielkie. Cholera!

Wróciłem do zajęcia, ale przyrzekłem sobie jedną rzecz – jeśli to ona to dzisiaj wezmę ją na słówko w pozornie błahej sprawie i wszystko jej powiem. Dosłownie wszystko. Wszystko...

D***

- No to jesteśmy na miejscu – wysiadłem z taksówki, otworzyłem drzwi dziewczynie i ruszyliśmy w stronę lokalu.

- Tak, zgadza się – zaczęła się rozglądać.

- Herm, szukasz kogoś?

- A wiesz, rozglądam się czy moi znajomi również zostali zaproszeni. Różnie rozdzielają te zaproszenia i nie wiem czy ich zobaczymy dzisiaj czy nie...

- Hermiona!!!

Usłyszałem radosny krzyk i po chwili w naszą stronę doskoczył młody, ciemnoskóry mężczyzna. Był lekko wyższy ode mnie, miał około trzydzieści lat.

- Jacob! Hej! – dziewczyna od razu go uściskała, a jej humor natychmiastowo się polepszył. Za to mój pogorszył...

- Matko, dziewczyno, tak się cieszę, że jesteś! Już się martwiłem, że cię nie zaprosili albo, że się rozmyśliłaś. Gdzie Alice? Jej też już dawno nie widziałem, muszę się dowiedzieć co tam u niej.

- Wiesz, Alice nie mogła przyjść, bo w tym roku wcześniej wyjechała do Irlandii.

- O nie! Jaka szkoda! A w ogóle to... – w tym momencie mu przerwałem. Koniec tego.

- Tak, szkoda, ale na szczęście ja tu jestem. Draco Malfoy – postanowiłem przejąć pałeczkę w tej rozmowie. Niech sobie na za dużo nie pozwala.

- Jacob... Jacob Wyndham – wyglądał na zaskoczonego i zmieszanego. Dobrze mu tak.

Na szczęście chłopak nie pytał się, kim dla siebie nawzajem jesteśmy z Hermioną. Dzięki temu nie musieliśmy teraz, przy ludziach, tłumaczyć naszej, dość dziwnej, relacji.

- To jak się poznaliście? – zapytałem.

- Przeprowadzałem rozmowę o pracę Hermiony ponad dwa lata temu – odpowiedział Jacob. – Było kilku kandydatów, ale wszyscy tacy drętwi, że już naprawdę nie miałem nadziei, ale w końcu pojawiła się Hermiona, oczarowała mnie i dostała tę pracę – co za przeklęty bajerant!

- Taaak, Boże, tak – zaśmiała się Herm. – Tak było. Byłam wtedy tak strasznie zdenerwowana, że nawet nie zauważyłam, że tusz do rzęs mi się rozmazał i miałam czarną plamę pod okiem. Jednak Jacob, jak na prawdziwego profesjonalistę przystało, wcale nie zwrócił na to uwagi. Później jak ja to zobaczyłam to myślałam, że się zapadnę pod ziemię.

- Wyglądałaś uroczo – zaprzeczył i obydwoje się roześmiali. Koleś zdecydowanie przegina, a ja zaczynam tracić cierpliwość. – Mimo wszystko nie wpłynęło to na moją ocenę. A wy, jak się poznaliście? – wiedziałem do czego to zmierza...

- Draco jest moim sąsiadem – odparła Herm. – Tak się jakoś zgadaliśmy i bardzo dobrze się dogadujemy.

- Hmmm, tak – odpowiedział chłopak i już wiedziałem, że na pewno domyślił się, o co naprawdę tu chodzi, ale kulturalnie nie kontynuował dalej tego tematu.

- Byłeś już może w środku? – zapytała Hermiona. – Wiesz może, czy siedzimy obok siebie?

- Tak, siedzimy. Ubłagałem kelnerów, żeby nas tak posadzili – odpowiedział. No oczywiście, że ubłagałeś, kurwa.

Podeszliśmy do małej recepcji, stworzonej specjalnie na to przyjęcie, podaliśmy swoje imiona i weszliśmy do środka.

​Sala wyglądała naprawdę zjawiskowo. Udekorowana była w świąteczne ozdoby, nie zabrakło jednak książek i zakładek porozkładanych w różnych miejscach.

- W ogóle ładny ten lokal, byliście tu kiedyś?

- Tak, jakiś miesiąc temu – ponownie odpowiedziała dziewczyna. – Też nam się podobało, choć obsługa była średnia.

- O! To akurat dziwne, bo ja nigdy nie miałem żadnych zastrzeżeń, a byłem już tu kilka razy.

​Nareszcie dosiedliśmy się do stolików i zajęliśmy wyznaczone dla nas miejsca. Hermiona zajęła miejsce pośrodku nas dwóch.

- O, Hermiona, a co u Lottie? Pracuje jeszcze z tobą? Bo tak się właśnie zastanawiałem czy się gdzieś przeniosła czy nie.

- Nie, nigdzie się nie przeniosła. Nadal ze mną pracuje i nie zamierza się przenosić w najbliższym czasie.

- A co u niej? Ustatkowała się już trochę?

- Lottie ustatkowała? Nie żartuj, prędzej namówisz lwa na do przejścia na wegetarianizm. Widzę, że muszę ci streścić szybko ostatni pół roku.

​Obydwoje pochłonęli się w rozmowie o tematach, o których nie miałem bladego pojęcia. Szczerze, czułem się jak piąte koło u wozu i powoli zaczynałem żałować, że w ogóle tu przyszedłem.

Chwilę później na salę przyszła organizatorka spotkania, przywitała wszystkich gości. Przez pół godziny biadoliła, jak to ważne są biblioteki i ile im zawdzięczamy, przedstawiła jakieś statystyki po czym zaprosiła wszystkich do miłej zabawy. Kelnerzy przynieśli jedzenie. Posiłek zjadłem w ciszy, tak naprawdę sam ze sobą, aż do pewnego momentu.

- Draco? – odwróciłem się w stronę znajomego głosu i zobaczyłem moją dobrą koleżankę z liceum, która wyjechała na studia do Wielkiej Brytanii i już tam została.

- Margaret? Matko, co ty tu robisz?

- Nie wierzę, że się spotkaliśmy akurat tutaj, po tych wszystkich latach – usiadła na krześle obok mnie, które akurat się zwolniło. – Przecież ostatni raz widzieliśmy się chyba na zakończeniu roku.

- Tak, faktycznie. Ile już czasu minęło to jest niewiarygodne. Skąd się tu wzięłaś?

- Przyjechałam z narzeczonym – wskazała na wysokiego bruneta w rogu sali, rozmawiającego z dwoma innymi mężczyznami. – Jest szalonym bibliotekarzem z pasją. A ty? Co cię tu sprowadza?

- No ja właśnie też przyjechałem z szaloną bibliotekarką – zaśmiałem się i wskazałem głową na Hermionę.

- O, jak już pochłonęła się w rozmowie z Jacobem to za szybko jej nie odzyskasz. Największa gaduła na świecie, nie da się od niego odciągnąć swojego partnera. Ale w ogóle co cię sprowadza tutaj, do Londynu? Jakieś sprawy biznesowe? Bo z tego co pamiętam to miałeś iść do nas na uniwerek, później praktyki, a na końcu otworzyć własny gabinet...

- Dentystyczny.

- Tak, no właśnie. Jeszcze słyszałam, że się w końcu związałeś z tą taką brunetką. Tylko czekaj, jak jej było... Bridgette?

- Tak, Bridgette Milan – poprawiłem dziewczynę i lekko się spiąłem.

- I co? Co się z nią stało? Jesteście jeszcze razem czy nie? Bo słyszałam jakieś ploty, że wy tak na poważnie i w ogóle, ale później zerwałam większość kontaktów ze Stanami i już nie wiem nic.

- Ach, Margaret, ty nie wiesz jeszcze tylu rzeczy – zaśmiałem się lekko. – Mam ci do opowiedzenia kilka lat, więc poczekaj jeszcze sekundę, powiem Hermionie, że z tobą idę i możemy wracać do historii.

​Odwróciłem się do dziewczyny, wciąż pogrążonej w rozmowie z Jacobem i powiedziałem:

- Herm, idę tam do barku pogadać z moją koleżanką ze szkoły.

- Dobra, nie ma sprawy – odpowiedziała mimochodem i gdy już miałem odchodzić, złapała mnie za rękę i szepnęła mi do ucha.

- Draco, przepraszam, że cię tak trochę odstawiłam na bok, ale nie widziałam Jacoba od pół roku i widujemy się tylko i wyłącznie na tych spotkaniach, więc chciałabym spędzić z nim trochę czasu i...

- Nic się nie stało, Herm – nie musiała nic więcej mówić, już wtedy wiedziałem: Draco – 1, Jacob – 0. Dałem jej przelotnego buziaka w policzek. Dopiero po odejściu, moje ciało przestało przyjemnie drgać.

- Czyli jednak nie Bridgette? – powiedziała Margaret, gdy oddaliliśmy się w kierunku barku.

- Zdecydowanie nie.

K***

​Po trzech godzinach od rozpoczęcia eventu, w końcu naszedł ten moment, gdy postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Hermiona od dłuższego czasu siedziała sama przy stoliku. Malfoy ulotnił się z jakąś kobietą, a znajomy Granger gdzieś poszedł i nie przychodził.

To moja szansa na powiedzenie jej wszystkiego.

​Podszedłem do stolika dziewczyny i zacząłem mówić:

- Dobry wieczór, przepraszam, ale czy mógłbym prosić na słówko. Mam w domu około sześćdziesięciu książek, które dostałem w spadku po moim dalekim kuzynie i chciałbym je przekazać do jakiejś porządnej biblioteki. Słyszałem o miejscu, w którym pani pracuje, naprawdę wiele pozytywnych opinii i chciałbym się zapytać czy byłaby taka możliwość.

- Ależ oczywiście, jest to jak najbardziej wykonalne. Potrzebowałabym tylko wiedzieć, o jakie konkretnie książki chodzi... Ma pan to może gdzieś zapisane? Bo w takim wypadku moglibyśmy to ustalić od razu.

- Tak, tak, mam to w notatniku w recepcji, starannie wszystko wypisałem. Może podejdzie tam pani ze mną?

- Dobrze – wzięła torebkę i razem zaczęliśmy zmierzać we wspomnianym kierunku. Wszystko szło zgodnie z moim planem i byłem tym faktem bardzo podekscytowany.

- Proszę usiąść – powiedziałem do dziewczyny, gdy usiedliśmy na miejsce. Z sali nikt nie był w stanie nas zobaczyć, więc była to ta chwila, kiedy mogłem wszystko opowiedzieć Hermonie. – A teraz, proszę, wysłuchaj mnie uważnie. Nazywasz się Hermiona Jean Granger, urodziłaś się dziewiętnastego września 1979r. Nie masz rodzeństwa, jesteś jedynaczką, a twoi rodzice wcale nie zginęli w wypadku samochodowym. Żyją szczęśliwie w Australii. Ty, podobnie jak setki ludzi, padłaś ofiarą strasznego incydentu, na który ja również miałem wpływ – patrzyła się na mnie z niedowierzaniem, jednak postanowiłem kontynuować. – Po bitwie o Hogwart, szkołę, w której uczą magii, która miała miejsce drugiego maja 1998r., wielu czarodziejom została wymazana pamięć. Z różnych powodów, ale najczęściej dlatego, że mieli poważne obrażenia i nie mieliśmy miejsc w naszych szpitalach, więc musieliśmy odesłać ich do świata mugoli, czyli tak jakby zwykłych ludzi. Ty również miałaś poważne obrażenia, dlatego też musieliśmy to zrobić. Mieliśmy wszystko odkręcić, ale niestety nam się nie udało i wielu ludzi, tak jak ty, nie pamięta, co działo się przed drugim maja tego roku. Zapamiętaj, twoi rodzice żyją, a twoi przyjaciele...

- Przepraszam, ale proszę mnie zostawić w spokoju – wstała z miejsca, a w oczach miała łzy. – Opowiada pan jakieś niestworzone historie, naśmiewając się z mojego nieszczęścia. Nie wiem, kim pan jest, jakimś stalkerem czy kimś takim, ale proszę się ode mnie odczepić – ruszyła w kierunku sali, jednak ja szybko złapałem ją za nadgarstek.

- Czujesz? – zapytałem z podekscytowaniem, że to może ją przekonać. – Czujesz, jak przez nasze ciało przechodzą impulsy, drgania, energia? To twoja skumulowana magia, która chce się uwolnić, przetacza się na innych czarodziei. To samo na pewno się dzieje, gdy dotykasz Malfoya lub innego czarodzieja.

- Proszę mnie natychmiast puścić albo zacznę krzyczeć – podniosła nieco głos i zaczęła się ze mną szarpać.

- Co się tutaj dzieje?! – podszedł do nas mój przełożony i natychmiast nas rozdzielił, a Hermiona czmychnęła szybko do innych gości. – Co ty wyrabiasz, Kingsley?! Odbiło ci?! Czemu się szarpiesz z jedną z klientek?!

- To nie twoja sprawa...

- A właśnie, że moja! – przerwał mi. – Jestem menadżerem tej restauracji i twoim przełożonym, więc jeśli jeszcze raz odwalisz taką akcję to wylatujesz natychmiast. Zrozumiano?

- Tak – odszedł a ja przetarłem twarz dłońmi.
Wszystko szło aż za dobrze. Jestem w czarnej dupie.

H***

​Roztrzęsiona wróciłam z powrotem na salę. Jezu... co za świr. To już wiem, dlaczego za pierwszym razem tak dziwnie się na nas popatrzył, gdy zobaczył nas w restauracji. On jest jakimś podejrzanym stalkerem i teraz chyba będę bała się wychodzić sama z domu przez najbliższy miesiąc. Nie ma to jak kolejny lęk do moich wszystkich chorób. Idealnie.

- O, Herm! Jesteś w końcu! Wszyscy cię szukaliśmy – podszedł do mnie Draco z Jacobem.

- Tak? A coś się stało?

- Nasze roczniki już raczej wyszły i na naszej imprezce zostają same stare dziadki – odpowiedział Jacob. – Pomyśleliśmy, że możemy się przenieść do klubu naprzeciwko. Co ty na to?

- Świetny pomysł.

- Herm... wyglądasz dość niemrawo... może lepiej... – zaniepokojony Draco szepnął mi do ucha.
Znowu to dziwne uczucie! Nie wytrzymam tego!

- Nie. Powiedziałam, że to świetny pomysł, więc idziemy – nie wyglądał na przekonanego, ale chyba domyślił, się, że nie chcę rozmawiać.

​Nasza grupa, to znaczy ja, Jacob, Draco i ta jego znajoma ze swoim narzeczonym, ubrała się i udała do klubu.

D***

​Dobijała pierwsza w nocy. Wszyscy, już lekko podpici, siedzieliśmy razem przy jednym stoliku. Margaret i Hermiona, o dziwo, zaczęły się bardzo dobrze dogadywać, jakby znały się od lat, a ja z Jacobem i Will'em, chłopakiem Margaret, nareszcie znaleźliśmy wspólny temat do rozmowy.

- Hermi, proszę cię, chodźmy razem zatańczyć – kolejny raz moja koleżanka zaczęła zawodzić. – Jeszcze tylko ty mi ciągle odmawiasz. Proszę cię!!!! Hermiiiiii!!!!

- Nie, Mag, ja nie mam już siły wywijać na parkiecie. Przetańczyłam po pięć piosenek z każdym z chłopaków i jeśli jeszcze raz bym miała tam wyjść to skończę martwa na podłodze – powiedziała, po czym mocniej wtuliła się w mój tors. Cudowne uczucie!

- Wcale nie skończysz martwa! Nie pozwolę na to!

​Z głośników popłynęła znajoma mi piosenka. Czy dzisiaj wszystko i wszyscy muszą przypominać mi o Bridgette? Najpierw pacjentka o takim imieniu, później Margaret, która chciała dowiedzieć się wszystkiego o moim życiu z nią, a teraz nasza piosenka. Czy to jest jakaś klątwa dzisiejszego dnia?

- O nie! Hermi, mam świetny pomysł, idziemy – Margaret pociągnęła za sobą Hermionę, która nie miała już siły się opierać i obydwie dziewczyny poszły w stronę baru.

- Ja już wiem, co nas czeka – zaśmiał się Will.

- Co? – zapytałem zaciekawiony.

- Margaret robi to za każdym razem, gdy jest lekko podpita i słyszy tę piosenkę. O, patrzcie na nie.

​Właśnie w tej chwili poczułem, że ktoś stuka mnie w ramię, więc odwróciłem się i zobaczyłem Herm z jakąś kartką w dłoni.

- Hey, I just met you and this is crazy
But here's my number, so call me, maybe
And all the other boys try to chase me
But here's my number, so call me, maybe*

Obydwie dziewczyny zaśpiewały refren utworu, a następnie wręczyły mi i Willowi numery swoich telefonów. Było to dziwne, śmieszne, ale co by nie mówić – chyba naprawiło mi to tę piosenkę.

- Widzisz, Hermi, nie było tak strasznie – zaśmiała się Margaret.

- Tak, racja... Idę do łazienki tak jakby co – nie oglądając się na nas, ruszyła w stronę toalet.

- Eeee... kochanie. Bo wiesz, ja już wcześniej zamówiłam taksówkę i właśnie mi przyszedł SMS, że gość już czeka. To możemy już w sumie iść. Tylko pójdę się z Hermioną pożegnać! – krzyknęła i pobiegła do toalet.

- No panowie, no to się zbieramy. Kobieta do domu wzywa – zaśmiał się Will. – A tak serio to miło było was poznać, mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy, może u Draco w gabinecie. Pa – zaczął kierować się do wyjścia, bo zobaczył nadbiegającą narzeczoną.

- Na razie, Jacob, naprawdę super się z tobą gadało. I do zobaczenia, Draco, więcej takich niespodziewanych spotkań – ucałowała nas obu w policzki i wybiegła z klubu.

- No, czyli zostaliśmy sami z Herm – podsumowałem i ponownie opadłem na kanapę.

- Tak... Wiesz, mam takie pytanie.

- No, dajesz śmiało.

- Jak udało ci się tak zmienić Hermionę? – zapytał zaintrygowany Jacob. – Miałem z nią przez chwilę lepszy kontakt, kiedy jeszcze pracowaliśmy razem. Teraz niestety widujemy się tak średnio co pół roku na tych spotkaniach, bo cały mój wolny czas poświęcam na opiekę nad schorowaną matką. Ale pamiętam jaka była Hermiona, wiem co przeszła, ile cierpienia i bólu zaznała. A dzisiaj zobaczyłem zupełnie inną dziewczynę, radosną, szczęśliwą. Na te wszystkie spotkania zawsze przychodziła w zwykłym dresie, nie bawiła się, nie tańczyła, nie piła. Siedziała w kącie i najczęściej pilnowała drinków, które zamawiała sobie Alice. Mam nadzieję, że już ją poznałeś i wiesz, o kogo mi chodzi.

- Tak, tak – przytaknąłem. – Doskonale wiem, kim jest Alice.

- To dobrze, świetna dziewczyna. Ale wracając, jak ci się udało ją tak zmienić?

Po chwili zrozumiałem, do czego zmierzał i, po raz tysięczny tego wieczoru, poczułem ukłucie zazdrości.

- Hermiona ci się podobała, ale nic z tego nie wyszło?

- Tak... – potwierdził. – Próbowałem dawać jej jakieś sygnały czy coś, ale nic się nie udało.

- Wiesz – zacząłem po chwili – wydaję mi się, że trafiłem po prostu na odpowiedni czas w jej życiu, a ona na odpowiedni czas w moim. Kilka tygodni temu przeprowadziłem się tu ze Stanów, w których mieszkałem przez całe życie. Jestem po bolesnym rozstaniu i śmierci bardzo bliskiej mi osoby. Wydaję mi się, że my obydwoje, ja i Hermiona, potrzebujemy teraz takiej osoby, która nas wysłucha, zrozumie, razem nawet popłacze, ale też będzie potrafiła rozśmieszyć. To chyba tyle.

- A...

- Już jestem – Hermiona ponownie usiadła obok mnie. – Will i Margaret już pojechali, tak?

- Tak, kilka minut temu – potwierdził Jacob.

- A ktoś chciałby jeszcze zatańczyć ze mną ostatni taniec?

- Ja mogę – chłopak podał jej dłoń i poszli na parkiet, a ja zostałem sam. Super. Zajebista robota, Malfoy.

​Oglądałem jak tańczyli. Szło im naprawdę dobrze. Właściwie to nie mam pojęcia, dlaczego się tym katowałem, ale to było silniejsze ode mnie.
Choć w sumie to robiłem to tylko po to, żeby popatrzeć na nią. Na to, jak jej kasztanowe włosy seksownie wyglądają, kiedy są w nieładzie. Jak sukienka, którą ma na sobie, opada jej bardziej na jedno ramię, w ten sposób odsłaniając to drugie. Jak niewinnie wygląda tańcząc na boso, bo szpilki zbyt ją uwierały. Jak... Nie, Draco stop, włącz myślenie, włącz myślenie...

Moją umysłową walkę z samym sobą przerwała jakaś nieznajoma mi dziewczyna, która dosiadła się do mnie, gdy nie patrzyłem. Niska, brunetka z zielonymi oczami.

Dlaczego ona tak strasznie przypominała Bridgette? Co jest nie tak z tym dniem?

Spojrzałem się na nią podejrzanie. Czyżby nie widziała, że te miejsca są zajęte?

- Emm, przepraszam, w czymś pani pomóc? – zapytałem niepewnie.

- Chciałbyś mi towarzyszyć dzisiejszej nocy w przejażdżce po krainie rozkoszy? – zapytała i zaczęła się do mnie przysuwać.

O kurwa – pomyślałem – to będzie jakaś grubsza akcja albo raczej kara za moje chore fantazje...

- Nie, dzięki, jestem zajęty.

- Ale wydaje mi się, że twoja dziewczyna właśnie tańczy z tamtym chłopakiem, więc nie zauważy, jeśli znikniesz na momencik – położyła rękę na moim kolanie, którą natychmiast strzepnąłem.

- Matko Jedyna, odczep się babo ode mnie – wstałem, jednak nie było mi dane daleko odejść, ponieważ kobieta popadła w jakąś histerię, uczepiła się mojej nogi i zaczęła płakać.

- A w czym ta suka jest lepsza ode mnie?! Jest ładniejsza, mądrzejsza?! Czy o co chodzi?!

Jakimś cudem udało mi się ją odczepić od mojej dolnej kończyny, po czym zacząłem dosłownie spierdalać przed tą wariatką. I pomyśleć, że to Alice miałem za stuknięta. Na szczęście po chwili przyszła ochrona i wyprowadziła ją z budynku.

- No stary, niezłą laskę złapałeś – zaśmiał się Jacob, który podszedł do nas z Hermioną.

- Nic mi nie mów – przetarłem twarz. – Ja już mam chyba dosyć dzisiejszego dnia. Herm, wracajmy do domu.

- W porządku, ja też już ledwo stoję na nogach.

​Pożegnaliśmy się z Jacobem i wyszliśmy na dwór. Niedługo później przyjechała nasza taksówka. Wsiedliśmy do niej i pojechaliśmy do domu.

H***

- Wchodzisz do mnie? – spytałam Draco, jednocześnie otwierając drzwi do mieszkania.

- Mogę wejść – odpowiedział i ruszył do środka. – A stało się coś?

- Ten taki kelner, co ostatnim tak źle nas obsługiwał, pamiętasz?

- Tak, pamiętam. Co z nim?

- Poszłam z nim do recepcji pod pretekstem niby oddania jakiś kilkudziesięciu książek, a on nagle zaczął wygadywać o mnie jakieś dziwne rzeczy. Wiedział, jak się nazywam i kiedy dokładnie się urodziłam. Zaczął mówić, że moi rodzice żyją szczęśliwie w Australii, a sama nic nie pamiętam, bo ktoś celowo usunął mi pamięć i... i...

- Hermiona. Uspokój się. To jakiś debil, twoje dane były najprawdopodobniej na zaproszeniu, a resztę sobie wymyślił. Nie ma co przejmować się takimi bzdurami. Idź spać i nie zawracaj sobie tym dłużej głowy. Poza tym może tylko coś ci się przesłyszało lub źle zapamiętałaś.

- Tak, to w sumie możliwe.

​Weszłam do mojego pokoju i chciałam zacząć się przebierać, jednak suwak w mojej sukience się zaciął. Mocowałam się z nim przez dłuższą chwilę, ale nic nie ruszyło się w dobrą stronę. Materiał wszedł mi pod zamek.

- Draco – wyszłam z sypialni i podeszłam do chłopaka. – Rozepniesz mi zamek? Bo sama nie daję rady, chyba się zaciął.

- Jasne, pokaż.

​Odwróciłam się, a on złapał suwak, pociągnął nim mocniej po czym lekko przesunął nim na sam dół, uwalniając mnie z mojej kreacji. Robił to dość powolnymi ruchami, ale nie przeszkadzało mi to... wręcz przeciwnie. Szkoda, że tak szybko udało mu się go naprawić.

- Dziękuję – odwróciłam się w jego stronę. Nasze twarze dzieliła niebezpiecznie dziwna odległość. – Widać, że masz w tym duże doświadczenie – powiedziałam, za nim pomyślałam i po chwili spłonęłam krwistym rumieńcem.

- No wiesz, wieloletni związek mnie czegoś nauczył – odpowiedział zadziornie.

​Patrzyliśmy na siebie z wyczekiwaniem, przewiercając się wzrokiem na wylot. Jego oczy jak zawsze ukrywały tak wiele emocji, jego tęczówki, choć szare, były najpiękniejszymi, jakiekolwiek widziałam.

​Następnie spojrzałam na jego delikatne, różowe wargi i zastanawiałam się, jakby to było, gdyby dotknęły one moich w delikatnym pocałunku.

​Kiedy nasze głowy zaczęły się do siebie zbliżać, byłam już pewna, że obydwoje myślimy o tym samym. Dzieliły nas dosłownie milimetry...

- Nie, przepraszam, ja nie mogę – powiedział Draco i się ode mnie lekko odsunął.

- Co? Nie rozumiem... dlaczego nie? Coś się stało? – spytałam zmieszana. Czy tak dzieje się przy każdym pocałunku dwóch osób? A właściwie, to niedoszłym pocałunku.

- Jesteśmy totalnie wcięci i myślę, że oboje nie kontaktujemy do końca, co się z nami dzieje. Nie możemy teraz zacząć się całować, jak gdyby nigdy nic, a później dać się ponieść emocjom, jeśli nie jesteśmy w stu procentach pewni, że tego chcemy.

- Widzę tutaj tylko jedną osobę, która nie jest czegoś pewna i to nie jestem ja! – podniosłam głos.

- Hermiona – złapał moje dłonie i spojrzał na mnie poważnie – jestem pewny jak nigdy dotąd.

- Nie wydaje mi się – nie chciałam go dłużej słuchać. Wyrwałam ręce z jego uścisku i zaczęłam maszerować w stronę wyjścia.

- Herm, proszę cię... porozmawiajmy – nalegał i złapał mnie za nadgarstek. Cholera.

- Nie! Wystarczy tego, wychodzę! – właściwie to gdzie ja wychodzę? Głupia, przecież to jest moje mieszkanie!

- Hermiona, cholera, zaczekaj. Proszę cię, zaczekaj – ponownie złapał mnie za obie ręce i chyba tym razem nie zamierzał puścić. W gruncie rzeczy to dobrze, że jest taki zawzięty, bo nie zamierzałam spać na ulicy. – Posłuchaj, nigdy niczego nie byłem bardziej pewny niż tego... niż ciebie. Ale nie chcę tego robić teraz, gdy obydwoje jesteśmy pijani i mimowolnie podejmujemy odważniejsze kroki. Możemy tym wszystko zniszczyć, a tego nie chcemy, prawda?

Pokręciłam lekko głową na znak, że zgadzam się z jego słowami. Ma rację, wiem, że ją ma... A ja nie mogę zachowywać się jak rozkapryszone dziecko, które nie dostało lizaka.

-Przyrzekam ci, że nie zaprotestuję, gdy będziemy oboje wszystko na trzeźwo kontrolować. Gdy tylko będziemy świadomi w stu procentach tego, co się dzieje, zrealizujemy wszystko, co chcemy. Dobrze? – złożył delikatny pocałunek na moim czole, co tylko wzmogło mrowienie w moim ciele. Może ten dziwny kelner miał trochę racji?...

- W takim razie do zobaczenia – powiedziałam.

- Dzięki za wspaniały wieczór i proszę, zaufaj mi – odwrócił się i wyszedł z mieszkania.

A ja ledwo zdążyłam zamknąć drzwi i natychmiast pobiegłam do łazienki.

Sumarycznie dobrze wyszło, że go nie było, bo przez pół nocy musiałby trzymać mi włosy, a to na pewno by go ode mnie odstraszyło. No tak to ja się chyba jeszcze nigdy nie spiłam i będą to jutro mocno odchorowywać. Niestety...

Aczkolwiek trochę żałuję, że Alice mnie nie widziała, byłaby dumna.


*"Call me maybe" Carly Rae Jespen

*****
Cześć wszystkim, moi drodzy czytelnicy!

Nikt z Was się nie spodziewał rozdziału tak szybko, prawda? Można powiedzieć, że to taki prezencik w ramach wynagrodzenia ostatniego razu - albo też po prostu udało napisać mi się szybciej dzięki majówce.

Czy Wy widzicie tę chemię pomiędzy naszymi bohaterami? Zaczyna już być tak niesamowicie!!!

Mam też smutną wiadomość dla Was, ponieważ znów przez tydzień nie będę miała żadnego dostępu do komputera, dlatego publikacja następnego rozdziału może ponownie się trochę opóźnić. Jednak zrobię wszystko, żeby tak się nie stało. Mam jeszcze jeden dzień i trochę pracy zacznę już dzisiaj (1 w nocy. To przecież jeszcze wcześnie haha. Nie no, dzisiaj już tylko 0,5h. Przepraszam ☹️🥺)

Na koniec chciałabym wyjątkowo podziękować crazydaisy_13 , która nie dość, że wyjątkowo pomogła mi w tym rozdziale to jeszcze dodatkowo wszystkie sprawdza przed publikacją (masz szczęście, bo czytasz wszystko wcześniej i możesz modyfikować). Dziękuję Ci bardzo, kocham Cię!😘

Życzę Wam miłego dnia/nocy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top