Rozdział 1

8 lat później....
- Chodź, wszystko będzie dobrze- mówił spokojnie. Założył moje włosy za ucho i delikatnie gładził mój policzek. Znajdowaliśmy się w środku jakiegoś lasu, niedaleko rozbity był namiot. Nie bardzo wiedziałam, gdzie się znajdujemy, chłopak jednak wydawał się być rozluźniony, z czego można było wywnioskować, że jesteśmy bezpieczni. Nasze twarze zaczęły się niebezpiecznie do siebie zbliżać. Czy ja na pewno tego chciałam?

Nagle zadzwonił budzik, a ja poderwałam się z łóżka. Kolejny raz śnił mi się ten rudowłosy mężczyzna, a ja nie miałam pojęcia, kim on jest i czemu nawiedza mnie we snach. Podświadomie czułam, że jest on dla mnie kimś ważnym, jednak to nie może być prawdą, skoro nie wiedziałam, kim jest. Zdawałam sobie sprawę, że przez mój wypadek, straciłam wiele wspomnień, jednak te, które pozostały, nie łączyły się w jedną, spójną całość. Chciałam dowiedzieć się jak najwięcej o tym, co działo się przed tym tragicznym dniem; wiedziałam jednak, że jest to niemożliwe.

​Postanowiłam już więcej o tym nie myśleć i spojrzałam na zegarek. Był kwadrans po dziewiątej, musiałam zacząć się szykować, jeśli chciałam zdążyć i odebrać moją najlepszą przyjaciółkę z lotniska. Dzisiaj w końcu wracała do domu, po trzech miesiącach spędzonych w Australii, i nie mogłam się doczekać chwili, kiedy znów ją zobaczę.

Nie tracąc więcej czasu na głupoty, zaczęłam się szykować i po zaledwie trzydziestu minutach byłam gotowa do wyjścia z domu.

D***

- Pasażerowie lotu 1745 do Londynu proszeni są o udanie się do gateu numer 4 - usłyszałem kobiecy głos, dochodzący z głośników.

Nareszcie. Podniosłem się z siedzenia i ruszyłem w kierunku wejścia do mojego samolotu. Spędziłem na tym lotnisku 3 godziny, by mieć pewność, że nie przegapię odlotu. Następny kurs do Londynu był dopiero za tydzień, a ja nie mogłem tracić czasu. Jutro zaczynałem pracę w jednym z londyńskich gabinetów stomatologicznych, musiałem się przygotować.

- Proszę o pokazanie paszportu i biletu- powiedziała do mnie pracownica lotniska. Od razu pokazałem jej dokumenty i ruszyłem do samolotu.

Gdy w końcu zasiadłem na swoim miejscu, poczułem niewyobrażalną ulgę. Zamykałem jeden rozdział swojego życia, a rozpoczynałem następny. Niezmiernie mnie to cieszyło. Chciałem odciąć się od przeszłości i tysiąca pytań w mojej głowie, na które nie potrafiłem znaleźć racjonalnego wytłumaczenia ani odpowiedzi. Miałem nadzieję, że nowe miejsce wszystko zmieni. Tak naprawdę w Stanach już nic mnie nie trzymało, brak jakiejkolwiek rodziny i bliższych przyjaciół tylko ułatwiło mi podjęcie decyzji o wyprowadzce. Jedyne, czego pragnąłem, to rozpoczęcie nowego życia z czystą kartą.

Po mojej prawej stronie usiadł jakiś starszy mężczyzna, a po lewej dziewczyna, na oko w moim wieku. Nie zainteresowało mnie to jakoś szczególnie i postanowiłem zająć się swoimi sprawami. I tak, pochłonięty w lekturze, spędziłem następne dwie godziny, aż przeszkodziła mi kobieta siedząca obok mnie.

- Przepraszam bardzo, ale czy my się przypadkiem nie znamy? - zapytała mnie tak po prostu, bez żadnego owijania w bawełnę. – Jestem przekonana, że gdzieś już pana widziałam.

- Yyyy... nie wydaje mi się... - nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć, jednak dziewczyna po chwili znów mi przerwała.

- A racja, zapomniałam się przedstawić. Jestem Parvati Patil - powiedziała, kierując rękę w moja stronę.

- Draco Malfoy - odpowiedziałem i uścisnąłem jej dłoń. Nagle przeszedł mnie jakiś dziwny dreszcz i również odniosłem wrażenie, że gdzieś wcześniej spotkałem tę kobietę. Po chwili zrozumiałem. Była bardzo podobna do dziewczyny, którą nie raz widziałem w moich snach, tylko że teraz wyglądała na dużo starszą. Nie, to jest jakaś kompletna bzdura. Na pewno się pomyliłem. Szczerze, zaczynałem się martwić, czy wszystko jest ze mną w porządku. Może powinien udać się do jakiegoś psychiatry?

- A więc, Draco,- zaczęła - w jakim celu udajesz się do Londynu? - brunetka nadal próbowała podtrzymać rozmowę i, choć nie miałem na nią zbytniej ochoty, nie potrafiłem jej tak po prostu spławić, tym bardziej, że czekało nas jeszcze kilka dobrych godzin spędzonych razem w samolocie.

- Lecę do pracy, w Stanach nic mnie nie trzyma, więc postanowiłem zmienić na trochę otoczenie. A ty?

- O to ciekawie. Ja lecę do mojej rodziny w odwiedziny, dawno ich nie widziałam i uznałam, że teraz jest dobry moment.

I na takiej rozmowie, praktycznie o niczym, spędziliśmy najbliższe godziny.

H***

​Czekałam tak już od czterdziestu minut i nadal nie widziałam mojej przyjaciółki. Po woli zaczynałam się niepokoić. A co, jeśli samolot się rozbił? Nie, nie, nie. Musiałam odepchnąć od siebie czarne myśli i być optymistką. Na pewno zaraz się pojawi.

​Alice była dla mnie najważniejszą osobą na świecie, jedyną rodziną, tak naprawdę poza nią nie miałam nikogo bliskiego. Poznałyśmy się w szpitalu, około trzy tygodnie po moim wypadku, gdy zaczynałam już w pełni wracać do zdrowia. Tak się złożyło, że trafiłyśmy do jednej sali. Przegadałyśmy ze sobą wiele godzin; dziewczyna bardzo pomogła mi pozbierać się po stracie najbliższych. Nasza przyjaźń wtedy zaczęła rozkwitać, a pielęgnujemy ją do dziś. Bardzo pomaga w tym fakt, że mieszkamy razem w mieszkaniu, które dziewczyna dostała na swoje urodziny od rodziców.

​Teraz jednak przerwałam moje rozważania, nadal uważnie wypatrując przyjaciółki. Po kolejnych pięciu minutach oczekiwania byłam wystarczająco sfrustrowana i postanowiłam zapytać się jakiegoś pracownika lotniska, kiedy w końcu przyleci samolot Alice. Jak na złość nie mogłam żadnego znaleźć więc ostatnią nadzieją było spytanie się któregoś z pasażerów. Z takim postanowieniem zaczęłam iść w kierunku grupki podróżujących.

D***

​Podróż z Parvati minęła mi zaskakująco szybko i nawet nie zorientowałem się, kiedy byliśmy już na miejscu. Pożegnałem się z dziewczyną, obiecując sobie nawzajem, że jeśli jeszcze się spotkamy, to pójdziemy razem na kawę, a następnie udałem się do wyjścia z samolotu. Podróż była długa i wbrew pozorom męcząca, więc jedyne, co chciałem zrobić, to znaleźć się w moim nowym mieszkaniu. Skierowałem się do punktu odbioru bagaży i spokojnie czekałem na moje walizki.

- Przepraszam - nagle usłyszałem za plecami jakiś nieznajomy głos. Odwróciłem się i zobaczyłem stojącą naprzeciwko mnie dziewczynę z kasztanowymi włosami. Wyglądała na dość zaniepokojoną i najwyraźniej kogoś szukała. - Czy przyleciał pan może przypadkiem z Australii? Szukam mojej przyjaciółki, która właśnie stamtąd wraca, miała być już godzinę temu, ale nadal jej nie ma.

- Przykro mi, ale przyleciałem z USA, nie mam pojęcia, gdzie może znaleźć pani pasażerów z tamtego lotu - odpowiedziałem szczerze dziewczynie.

-Cóż rozumiem, w takim razie dziękuję za pomoc. Będę szukać dalej - odpowiedziała i poszła.

- Do widzenia.

​W tej chwili zza rogu wyszła jakaś blondynka i wpadła w ramiona brunetki. To był naprawdę wzruszający widok. Też chciałbym mieć kiedyś tak ważną dla mnie osobę, jednak marzenia marzeniami, trzeba się skupić na tym, co jest tu i teraz. Zobaczyłem moje bagaże, wziąłem je i ostatecznie opuściłem lotnisko. Wcześniej zamówioną taksówką najpierw udałem się do właściciela wynajmowanego przeze mnie mieszkania, żeby odebrać klucze, a następnie pojechałem prosto do mojego nowego domu. Odłożyłem wszystko i opadłem bezwładnie na łóżko, dosłownie po minucie zapadając w twardy sen.

H***

- Proszę cię, opowiedz to jeszcze raz - błagałam moją przyjaciółkę, śmiejąc się z nią jednocześnie, żeby opowiedziała mi po raz kolejny historię z Australii.

- No dobrze - zaczęła. - Jechaliśmy jeepem na wycieczkę krajoznawczą. Po jakimś czasie gwałtownie się zatrzymaliśmy, bo na drodze stały trzy misie koala. Bill powiedział mi, że najprawdopodobniej są one spragnione, więc wysiedliśmy z samochodu i napoiliśmy je wodą z naszych butelek. Jednego nawet udało mi się dotknąć, mają nawet przyjemne futerko.

- Ooo, jak słodziutko - zapiszczałam podekscytowana. - Lepiej jednak powiedz, jaki jest ten Bill.

- Świetny facet, ale jest jeden problem; ma żonę.

- Serio? Ty to naprawdę masz pecha, ale powiedz o nim coś więcej. Jak wygląda; jest wysoki czy niski, gruby czy chudy, brunet czy blondyn - zasypałam moją przyjaciółkę milionem pytań.

- Hermiona, proszę cię, uspokój się trochę, wszystko opowiem ci rano, jak się porządnie wyśpię, bo teraz jestem wykończona. Dobranoc.

- No wiesz co. Zostawiasz mnie z taką niepewnością, mimo tego, że wiesz, jak bardzo jestem ciekawska. Wybaczam ci tylko dlatego, że dawno cię nie widziałam. W takim razie porozmawiamy po południu, bo jutro idę na rano do pracy, dobranoc.

Pożegnałyśmy się i każda poszła do swojego pokoju. Przebrałam się i położyłam do łóżka z myślą, czy znów przyśni mi się ten nieznajomy mężczyzna. No cóż, trzeba się przekonać. I tak po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza.

******

O to pierwszy rozdział, jak Wam się podoba? To moja pierwsza książka i prosiłabym o jakieś rady/opinie w komentarzach.
Jeśli chodzi o regularność wstawiania rozdziałów, to będzie to zależało od mojej weny.
Miłego dnia/nocy :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top