Rozdział 8
D***
Otworzyłem oczy i spojrzałem na zegar. Dochodziła 9:00 rano, Bri ma wypis o 11:00, więc to idealna
pora, żeby wstać.
Humor miałem nadal nienajlepszy, po tej zajebistej imprezie, jednak nie ma co się dołować na początku dnia, trzeba działać.
Ruszyłem do kuchni, zjadłem śniadanie, przy których obejrzałem lokalne wiadomości. Wypadek na drodze i włamanie do jakiegoś warzywniaka. Nic ciekawego.
Wyłączyłem telewizor, a następnie przebrałem się z piżamy. Najwyższy czas jechać po Bridgette.
D***
Po pół godzinie, byłem na miejscu. Wszedłem do środka, przywitałem się z recepcjonistką i zacząłem kierować się, znaną mi już drogą, na oddział ginekologiczny. Po paru minutach stanąłem przed wejściem do pokoju 213, zapukałem i wszedłem do środka.
- Hej Bri, jak tam?- zapytałem. Chwilę czekałem, jednak dziewczyna całkowicie mnie zignorowała i nie patrzyła w moją stronę.- Halo, Ziemia do Bridgette. Jesteś tam?- powtórzyłem pytanie, jednakże nic się nie wydarzyło. Zero reakcji z jej strony. Podszedłem do niej i złapałem za nadgarstek, który od razu wyrwała z mojego uchwytu.- Hej, o co ci chodzi?- zapytałem już lekko zirytowany. Ja tu do niej z sercem na dłoni, a ona ma mnie gdzieś.
- A może o to, że bez mojej zgody rozpowiadasz innym informacje o moim stanie zdrowia. Nie przyszło ci na myśl, że może nie koniecznie chcę wszystkich informować o mojej ciąży?- odwróciła się gwałtownie w moją stronę.
- I tak w końcu każdy by się o tym dowiedział, takie plotki rozchodzą się jak ciepłe bułeczki.
- Ale może wolałabym im sama o tym powiedzieć, a nie dostawać później telefony z pytaniami, czy prawdą jest to, co mój były chłopak wygaduje na imprezie w klubie!
- Pewnie zapomnieli wspomnieć, że broniłem cię przed Chrisem, który gadał na twój temat same najgorsze rzeczy- dokładnie przyjrzałem się wyrazowi jej twarzy, który ze zdenerwowanego stopniowo zmienił się w zaszokowany. Jak to ludzie, nigdy nie opowiedzą całej historii, a potem dzieją się takie nieprzyjemne sytuacje.
- Co mówił?- spytała już nieco spokojniej.
- Nie chcesz wiedzieć. Tak z grubsza podsumowując to powiedział, że jesteś najgorsza i nikomu cię nie poleca.
Dziewczyna stała przez chwilę i nic się nie odzywała. Następnie usiadła na łóżku i ukryła twarz w dłoniach.
- Przepraszam, Draco. Nie wiem, co się ze mną ostatnio dzieje. Za dużo tego wszystkiego jest na mojej głowie- zaczęła.
- Nie masz za co przepraszać- ukucnąłem przed nią.- Popatrz na mnie- wykonała prośbę, a ja mogłem dostrzec zmęczenie w jej pięknych, zielonych oczach.- Spakujmy cię szybko i jedźmy do ciebie. Porobimy coś ciekawego, obejrzymy film lub zagramy w jakąś grę. Co będziesz chciała. Szpital jest ponurym miejscem i źle na ciebie wpływa, a ja chcę zobaczyć w twoich oczach radość, a nie smutek.
- Dobrze- uśmiechnęła się.- Już prawie skończyłam, za jakieś dziesięć minut będę gotowa i pójdziemy po mój wypis.
- Świetnie, to ja zadzwonię po taksówkę, żeby była za jakieś trzydzieści minut.
- Czemu nie przyjechałeś moim samochodem?- spytała. W sumie dobre pytanie, nie pomyślałem o tym. Byłoby nam wygodniej. No cóż, teraz już za późno.
- A wiesz, jakoś nie wpadłem na to.
D***
Wziąłem walizkę Bridgette i ruszyliśmy korytarzem w stronę pokoju pielęgniarek.
- Panno Milan- zawołała do nas pielęgniarka Sylvia, która właśnie wyszła z pomieszczenia.- Jak się pani czuje? Mam nadzieję, że już lepiej.
- Tak, lepiej, naprawdę dużo lepiej- odpowiedziała dziewczyna.- Przyszłam właśnie po wypis.
- Ach tak, naturalnie już ci go daję- kobieta wróciła do pokoju, a po chwili przyszła z wypisem.- Bardzo proszę- podała dokument Bri.- Życzę dużo zdrówka w przyszłości!
- Dziękuję i nawzajem. Do widzenia.
- Do widzenia- również się pożegnałem i zaczęliśmy kierować się w kierunku wyjścia ze szpitala. Po chwili znaleźliśmy się już przed budynkiem, gdzie czekała na nas, zamówiona przeze mnie, taksówka. Zapakowałem rzeczy Bri do bagażnika, a następnie wsiadłem do samochodu i pojechaliśmy do mieszkania dziewczyny.
D***
Po piętnastu minutach dotarliśmy na miejsce. Przekroczyliśmy próg klatki schodowej, a następnie udaliśmy się schodami w górę. Bridgette wyjęła klucze z torebki i otworzyła drzwi, po czym weszliśmy do środka.
- Jakieś takie ponure to twoje nowe mieszkanie- zacząłem.
- Cóż... jakoś tak wyszło, nie miałam czasu i chęci go urządzać. Nie wiem, ile tu będę mieszkać, może znajdę jakąś większą kwaterę? Nie ma co się przyzwyczajać. Życie jest zmienne, czasami myślisz, że już wszystko jest poukładane na zawsze, a tu nagle bum i wszystko rozsypuje się jak domek z kart- westchnęła. Ruszyła dalej do salonu i zatrzymała się.- Draco, dlaczego położyłeś swoje rzeczy w salonie? Śpisz tutaj? Nie zamierzasz spać w naszej sypialni?- spytała, a ja popatrzyłem na nią z niedowierzaniem. Ona mówi tak na serio czy po prostu coś jej się pomyliło?
- Yyy... wiesz...
- O sory- przerwała mi.- Znów zapomniałam. Uznajmy, że tego pytania nie było. Idę się wykąpać. W końcu pod własnym prysznicu, a nie tym obleśnym szpitalnym- ruszyła do łazienki, a ja rozsiadłem się w salonie i zabrałem za czytanie książki o gwiazdach NBA.
D***
Bri wróciła po dwudziestu minutach, ubrana w domowe ciuchy. Usiadła obok mnie i przez chwilę panowała między nami niezręczna cisza, jednak w końcu rozpocząłem rozmowę.
- No więc, co chcesz robić? Gramy w coś, oglądamy film, gotujemy? Uważam, że to świetny pomysł, zjemy sobie coś pysznego i od razu poprawi nam się humor.
- To to może później, bo jest jeszcze wcześnie- odpowiedziała.- Możemy potańczyć nasze układy do piosenek- zasugerowała.
- O świetny pomysł! Zobaczymy czy jeszcze wszystko pamiętamy!- podekscytowałem się tym pomysłem.
Kiedyś nudziło nam się w domu, więc postanowiliśmy nauczyć się układów tanecznych do różnych piosenek. Ćwiczyliśmy to przez następne trzy miesiące, ale w końcu udało się. Dzięki temu byliśmy królami parkietu na każdej imprezie.
- No dobra, to do czego tańczymy?- zapytała.
- Jak to do czego? Przecież „Call me maybe"* to nasza piosenka! Zapomniałaś już? Rozpoczniemy i zakończymy nią nasz turniej- zarządziłem ze śmiechem.
- No dobrze, to już szukam... O jest! To włączam- Bri włączyła muzykę, ustawiliśmy się na naszych pozycjach i po chwili całe choreografie zaczęły mi się przypominać.
D***
Tańczyliśmy dobrą godzinę. Przeszliśmy przez wszystkie nasze układy i poszło nam lepiej, po tak długiej przerwie, niż się spodziewałem.
Teraz ostatni raz ćwiczyliśmy ruchy do naszej piosenki. Podskok, dwa obroty, po czym jeszcze jeden skok i piruet Bri na końcu. Podczas ostatniej figury, dziewczyna potknęła się i prawie upadła, jednak udało mi się ją złapać. Szybko podciągnąłem Bridgette do góry, a nasze twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Popatrzyłem głęboko w jej oczy. Widziałem w nich radość, szczęście, jednakże zauważałem w nich również tęsknotę, żal i jakiś stopień pożądania.
Bri uniosła się na palcach, zamknęła oczy i najwyraźniej chciała mnie pocałować. W ostatniej chwili odwróciłem głowę, a jej miękkie wargi dotknęły mojego policzka.
Natychmiast odsunęła się ode mnie zdezorientowana.
- Przepraszam Draco, poniosło mnie- spuściła wzrok.
- Słuchaj, Bri, chyba musimy sobie coś wyjaśnić- odparłem.- Jesteś dla mnie niezwykle ważna. Jesteś najlepszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem i to się nigdy nie zmieni. Zawsze możesz na mnie liczyć, z chęcią pomogę ci w trudnej sytuacji, takiej jak teraz. Ale nasz związek się już skończył, raz na zawsze. Tą zdradą... przekreśliłaś go, przekreśliłaś wszystko, przekreśliłaś nas. Nie mam do ciebie jakiegoś ogromnego żalu, rozumiem, że po tak długim czasie mogłem ci się znudzić...
- Nie znudziłeś mi się- przerwała mi.- Ja nigdy nie przestałam cię kochać. Jesteś facetem mojego życia. Nic tego nie zmieni. Byłam w kilku związkach, ale nigdy z nikim nie czułam się tak wspaniale jak z tobą. Jesteśmy bratnimi duszami, Draco. Jak dwie połówki jednego jabłka. Nie możesz zaprzeczyć. Ten romans z Chrisem... To była głupota. Istny idiotyzm z mojej strony. Chciałam spróbować czegoś nowego, bo w tamtej chwili wydawało mi się, że nic dobrego już nas nie czeka. Jestem jeszcze dwa lata młodsza od ciebie. Nie byłam pewna, czy jestem gotowa zdecydować się na spędzenie życia u boku jednego faceta. Ale teraz jestem. Gdybym tylko wiedziała, że planujesz mi się oświadczyć, to nigdy bym tego nie zrobiła.
- Skąd o tym wiesz?- spytałem zdezorientowany.
- Chris mi powiedział. Draco, proszę. Wybacz mi. Ja nadal cię kocham, tak samo mocno, a może nawet mocniej niż wcześniej. Nie karz mi zostawać samej w USA. Zostań ze mną. Wróć do domu. Co cię tak trzyma w tej głupiej Anglii? Tu jest twój dom, tu się wychowałeś. Tu masz przyjaciół, mnie. Proszę, Draco, zostań- Bri była już na skraju płaczu, widać było, że ledwo powstrzymuje emocje.
- Jak mówiłem, nie odczuwam do ciebie wielkiego żalu z powodu tej zdrady. Chcę się z tobą przyjaźnić mimo wszystko. Ale okropnie mnie zraniłaś, Bri. Nienawidzę oszustwa, kłamstwa i ty doskonale o tym wiesz. A okłamałaś mnie w najgorszy, najbrutalniejszy sposób. Nie mogę być w związku z kimś, kto mnie oszukuje. Chcę zacząć nowe życie, nowy rozdział. Odciąć się od Stanów i zacząć wszystko z czystą kartą. Nie mogę tu zostać, bo dosłownie duszę się tu. Muszę wszystko zmienić w moim życiu i ty nie możesz zostać ze mną- spojrzała na mnie ze łzami w oczach. I dobrze wiedziałem, że to teraz ja ją zraniłem. Ale nie było innej opcji.
Cisza między nami była tak ciężka i niezręczna, że bez problemu można by pokroić ją nożem. Musiałem natychmiast stąd wyjść i ochłonąć.
- Wiesz, wpadłem na pomysł. Może zrobimy taką domową pizzę. Co ty na to?
- Możemy...- odpowiedziała, nie zwracając na mnie zbytniej uwagi.
- No dobra, to ja skoczę do sklepu i wszystko kupię- wziąłem tylko portfel i szybko wyszedłem z mieszkania.
B***
Zjebałam. Po prostu zjebałam. Nigdy już nie będę z Draco. Otarłam łzy. On już mnie nie chce. Posiedzi ze mną chwilę, a potem wróci do tej swojej pieprzonej Anglii. Hajtnie się z ta całą Hermioną, czy jak jej tam, i będę żyli długo i szczęśliwie. Czy to nasze życie w ogóle ma sens, skoro cały czas tracimy to, co kochamy? Bo według mnie chyba nie.
Poznałabym w sumie tą Hermionę. Zobaczyłabym w czym jest lepsza ode mnie. Jest tylko jeden problem, a mianowicie, że ona mieszka za oceanem, kilka tysięcy kilometrów ode mnie.
Bardziej bym obstawiała, że Draco spodoba się ta cała szalona Alice, ale nie da się ukryć, że to tej pierwszej dziewczynie zdrabnia imię.
Nagle mnie oświeciło. Przecież wystarczy, że jakoś zdobędę numer telefonu Hermiony i już będę mogła się z nią skontaktować.
Spojrzałam na stolik kawowy. Na nim leżał telefon Draco. Niezbyt dobrze czułam się z myślą, że miałabym grzebać w jego komórce, jednak ciekawość wzięła górę.
Sięgnęłam po sprzęt. A co, jeśli zmienił kod do telefonu? Nie dowiemy się, jeśli nie spróbujemy. Wpisałam datę naszej pierwszej randki, jednak wyskoczyło powiadomienie o błędnym haśle.
Spróbowałam jeszcze raz, jednak ponownie wystąpiła odmowa. No i tyle po mojej rozmowie z nową potencjalną dziewczyną Draco.
A gdyby tak wpisać jego datę urodzenia? Czy to by było zbyt proste?
Jednak spróbowałam jeszcze raz i telefon został odblokowany. Sukces! Weszłam w listę kontaktów i zaczęłam szukać dziewczyny o imieniu Hermiona. Po chwili już przepisywałam jej numer do mojego telefonu, żeby Draco nie odnalazł śladów po mojej akcji. Wzięłam głęboki wdech i zadzwoniłam. Przez moment nikt nie odbierał, jednak później usłyszałam jakiś kobiecy głos z mocnym, brytyjskim akcentem.
- Dzień dobry- powiedziała osoba po drugiej stronie.
- Dzień dobry, czy dodzwoniłam się do Hermiony Granger?- zapytałam.
- Nie, niestety nie, przy telefonie jest Alice Bennet, przez dwa „n" oczywiście- powiedziała groźniej.- Jej najlepsza przyjaciółka- o to ta laska, o której również opowiadał Draco.- Hermiona aktualnie siedzi w klopie... znaczy się w łazience i chwilowo nie może rozmawiać. A nie, jednak nie, właśnie wyszła. Hermiona! Jakieś kobiecisko do ciebie! Nie wiem czego chce! Skąd? Już sprawdzam. Ze Stanów. No choć tu i odbierz, bo już mnie ręka świerzbi od tego trzymania, a poza tym też muszę się naszykować- rozmowa ucichła, a po chwili usłyszałam, dochodzący z telefonu, głos drugiej dziewczyny.
- Dzień dobry, z tej strony Hermiona Granger, przepraszam za Alice, dziewczynę czasami ponosi. W czym mogę służyć?
- Dzień dobry, tutaj Bridgette Milan- teraz, gdy już z nią rozmawiałam, wszystkie pytania, które do niej miałam, wyleciały mi z głowy. Totalna pustka. Kompletnie nic. Świetnie.
- Bri?- spytała.- W sensie była dziewczyna Draco?
- Tak to ja- odpowiedziałam lekko zmieszana. Czyli opowiadał jej o mnie. Ciekawe jak dużo wie.
- Jak miło mi cię poznać. Dobrze już się czujesz? Draco powiedział mi, co się stało. Bardzo mi przykro.
- Tak, już wszystko dobrze. Dziękuję, że pytasz.
- A w jakiej sprawie dzwonisz? Coś się stało z Draco?
- Nie, nie, wszystko z nim okej.
- Więc?- spytała ponownie, a ja naprawdę nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Jednak po chwili słowa ułożyły się w mojej głowie i zaczęły wypływać z moich ust.
- Chciałam ci powiedzieć, żebyś nigdy nie okłamywała Draco. On nienawidzi oszustw, tym wszystko skreślisz. Lubi jabłka, nawet bardzo, a najbardziej te zielone. Przez to jego ulubionym ciastem jest szarlotka. Uwielbia tańczyć, zawsze jest królem parkietu. Oprócz tego jego ulubionym sportem jest tenis, choć także kocha pływać, grać w siatkówkę i koszykówkę. Nie znosi natomiast piłki nożnej. Również niezbyt lubi czytać, chyba że trafi na jakąś naprawdę ciekawą książkę, to może czytać ją przez kilka godzin bez przerwy. Najlepszy w szkole był z chemii, a najgorszy z angielskiego, dlatego zawsze trzeba pomagać mu w pisaniu jakiś oficjalnych pism. Idealny pomysł na randkę to wyjście do teatru. Kocha sztukę i jeśli jeszcze cię nigdzie nie zabrał, to nie jest to dobry znak. Teraz chce mieszkać w centrum miasta, ze względu na pracę, jednak w przyszłości docelowo chce zamieszkać w dużym domu z ogrodem. I koniecznie kominkiem! Kocha zwierzęta, w szczególności psy, ale kota też przeboleje. Chce mieć dwójkę dzieci, najlepiej chłopca i dziewczynkę. Wiadomo, każdy chce mieć parkę. Co jeszcze... A wiem! Kocha gotować, jest w tym naprawdę świetny, więc w przyszłości nie musisz się o to martwić. I to chyba tyle... Chcę cię jeszcze prosić, żebyś zawsze się nim opiekowała. To najlepszy facet, jakiego poznałam, na zawsze będzie w moim sercu. I błagam cię, nie porzucaj go nigdy. Bo jak w pewnych momentach może ci się wydać, że to wszystko nie ma sensu, że nie pasujecie do siebie, że nie ma dla was wspólnej przyszłości, to jest nieprawda. On w środku jest cudowny, wrażliwy i opiekuńczy. Musisz tylko cierpliwe czekać, żeby to odkryć- skończyłam i czekałam na reakcję dziewczyny, jednak ta wcale się nie odezwała. W takim razie postanowiłam kontynuować.- No to w sumie wszystko, o czym chciałam ci powiedzieć. Mam jeszcze tylko prośbę, żebyś nie mówiła Draco o naszej rozmowie. Bo dla jasności, on nic o tym nie wie, sama postanowiłam do ciebie zadzwonić. To już wszystko. Do usłyszenia- rozłączyłam się akurat w momencie, gdy do mieszkania wszedł Draco.
- Z kim rozmawiałaś?- spytał.- Było cię słychać nawet na klatce schodowej.
- Z Clarissą, pytała się, czy wszystko dobrze- skłamałam. Nie mógł się dowiedzieć, że rozmawiałam z Hermioną.
- A okej. Kupiłem już wszystkie produkty na nasza ulubiona pizzę z pomidorami, mocarellą i bazylią. Za chwilę możemy brać się za gotowanie.
- Dobrze- podeszłam do niego i pomogłam rozpakowywać zakupy.
H***
Wow. Stałam jak wryta. Właśnie dowiedziałam się pół ciekawostek na temat życia Malfoya. Szczerze, nie spodziewałam się, że tak przebiegnie ta rozmowa. Już bardziej spodziewałam się, że ta Bridgette naskoczy na mnie i będzie chciała mnie zamordować. Czasami są takie zdesperowane laski, które, jak tylko porozmawiasz z ich chłopakiem lub nawet z ich byłym, od razu chcą wydrapać ci oczy. A tutaj tysiąc rad jak żyć w szczęśliwym związku z Draco.
- No i kto dzwonił?- spytała Alice.- Bo w sumie to się zorientowałam, że nawet mi się nie przedstawiła. Jakaś taka niewychowana wieśniara. Typowa Amerykanka.
- Nie zgadniesz.
- Firma garnków i patelni z drugiego końca świata znalazła cię aż tutaj?
- Nie idiotko. To była ta Bridgette od Malfoya.
- Britta!- krzyknęła podekscytowana.
- Nie Britta tylko Bridgette.
- Britta, Bridgette, jeden pies. I... czego chciała?
- Zaczęła wymieniać wszystko co lubi i czego nie lubi Draco, jak chce żyć w przyszłości, ile chce mieć dzieci i jakieś takie porady na szczęśliwy związek z nim.
- Aaa! Dzieci! No i ile chce mieć? Mam tylko nadzieję, że nie powyżej czterech, bo nie wrócisz do super ciałka po tylu ciążach, a ja nie mam zamiaru otwierać tu przedszkola.
- Chce mieć dwa. Nie wiem jednak, po co mi ta informacja. Przecież my się nawet nie umawiamy- odparłam.
- Och Hermiona, nie bądź taka skromna. Pewnie wyczuła, tak samo jak ja zresztą, że jesteście po prostu dla siebie stworzeni. I mówię to na serio. Wmawiaj sobie co chcesz, ale ja wyczuwam między wami chemię i fizykę i to nie jest jakieś zwykłe H2O tylko mocna zasada sodowa!
- Sodowa to ci woda uderzyła do głowy! A w ogóle skąd ty się tak dobrze znasz na chemii?- spytałam zaskoczona.
- Surprise, w końcu do szkoły się chodziło, prawda? Poza tym ja jestem kobietą renesansu i mam wiele talentów.
- W to nie wątpię...
- No właśnie. Jesteś już gotowa? Bo w sumie musimy wychodzić, choć mamy do przejścia tylko dwa piętra na dół.
- Tak, jestem gotowa. Możemy wychodzić- odpowiedziałam i zaczęłyśmy iść w kierunku drzwi wyjściowych naszego mieszkania. W pewnym momencie Alice się zatrzymała.- Czemu stoisz?- zapytałam.
- Kto dzisiaj prowadzi to spotkanie klubu książki? Bo jeśli to jest pani White, to proszę, udawajmy, że jesteśmy chore lub już śpimy. Nie wytrzymam na nudnych wykładach tej kobity- zawodziła moja przyjaciółka.
- Spokojnie, dzisiaj to Kate jest prowadzącą, nie masz się co martwić. A teraz chodź już, bo naprawdę się spóźnimy- ponagliłam Alice.
- No dobra, to idziemy.
H***
Po chwili byłyśmy już przed wejściem do mieszkania Kate. Zadzwoniłyśmy domofonem i po chwili drzwi się otworzyły. Za nimi jednak nie zastałyśmy sąsiadki, a jej trzydziestoletniego syna, Johna.
Był on naprawdę przystojnym mężczyzną z latynoską urodą. Był też miły i czarujący. Na samym początku naszej znajomości, jakieś sześć lat temu, myślałam, że nawet coś z tego będzie. Uwielbiam Kate i wejście do jej rodziny byłoby dla mnie niczym spełnienie marzeń.
Jednak jak we wszystkich wspaniałościach, tu również był haczyk. A mianowicie, że jest bardzo natarczywy. Po pewnym czasie zrozumiałam, że nie pasujemy do siebie i, że stanowczo nie chcę z nim wchodzić w głębszą relację.
Wiele razy próbowałam mu to łagodnie wytłumaczyć, jednak on za wszelką cenę nie chce przyjąć tego do wiadomości i na każdym naszym kolejnym spotkaniu próbuje mi zaimponować. Bardzo mnie to męczy i gdyby nie to, że już mnie zauważył, najchętniej odwróciłabym się i wróciła do naszego mieszkania.
- Hermiona! Witaj!- krzyknął John i mocno mnie przytulił. Nie chciał puścić mnie prze około minutę i w końcu sama musiałam wyszarpać się z jego zaborczego uścisku.- Jak ja cię dawno nie widziałem Co tam u ciebie? Wszystko dobrze?
- Tak, wszystko w porządku...- odpowiedziałam niechętnie i popatrzyłam się błagalnie na Alice. Niech ona uratuje mnie z tego piekła!
- To świetnie- kontynuował John.- Mam ci tyle do opowiedzenia! Jak funkcjonuje moja nowa firma. Ile zarabiam. Kupiłem też sobie nowego konia! Piękny ogier pełnej krwi angielskiej. Jest szybki jak błyskawica. Z chęcią nauczę cię jeździć, jeśli zachcesz w końcu przyjechać do mnie do Hiszpanii.
- Tak z chęcią nauczę się jeździć konno. Muszę tylko znaleźć jakiś wolny termin na przyjazd. Mam strasznie dużo pracy w bibliotece, ale jak uda mi się wziąć urlop to od razu kupuję bilet na samolot i lecę do ciebie- próbowałam mówić z pewnością w głosie. Szczerze mówiąc, bałabym się zostać z nim sam na sam. Ten gość jest jakiś nieprzewidywalny i coraz bardziej niezręcznie czuję się w jego obecności.
- Czy ja ci opowiadałem historię, jak pojechałem ze znajomymi na narty na lodowiec? Nie?! To chodź, koniecznie muszę ci to opowiedzieć! Co to była za przygoda!- złapał mnie za dłoń i pociągnął w głąb mieszkania.
W środku znajdowali się już wszyscy stali klubowicze. Przywitałam się z nimi, a następnie podeszłam do Kate.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że John przyjechał? Wiesz, że go nie trawię i nie chcę się z nim spotykać- zaczęłam. Byłam naprawdę zła na kobietę.
- Przepraszam cię, słonko, przyjechał niepodziewanie godzinę temu, nie chciałam wszystkiego odwoływać. A bardzo mi zależy, żebyś zobaczyła moje dzisiejsze wystąpienie i powiedziała, co sądzisz- powiedziała Kate.
- No dobrze, jakoś przeżyje jego towarzystwo. Wiedz jednak, że robię to tylko dla ciebie- przytuliłam ją. Była dla mnie jak matka, której nie pamiętam. Zawsze mogłam na nią liczyć w trudnych sytuacjach i chciałam, żeby tego samego mogła oczekiwać po mnie.
- Dziękuję bardzo- odwzajemniła mój uścisk, po czym ruszyła na środek pokoju i zaczęła swoje przemówienie.- Witam serdecznie wszystkich zebranych na naszym dzisiejszym spotkaniu sąsiedzkiego klubu książki. Dzisiaj ja je poprowadzę, a naszym tematem będzie książka pt. „Duma i uprzedzenie" Jane Austen.
H***
Przemowa Kate trwała ponad czterdzieści minut i była naprawdę dobra. Bardzo mi się podobała, historia książki świetnie streszczona, jednocześnie nie podając rozwiązań do najciekawszych wątków powieści. Jak ją złapię, to koniecznie muszę jej pogratulować.
Teraz jednak trwała typowa dyskusja między uczestnikami spotkania. Siedziałam razem z Johnem na jednej z kanap i rozmawialiśmy. Rozmowa mocno mnie nużyła, ale nie miała za bardzo jak go spławić, dlatego musiałam kontynuować.
W pewnej chwili podeszła do nas pani White.
- Droga Hermionko, czy mogłabyś ustąpić starszej kobiecie miejsca? Wszystkie są pozajmowane, a ja nie mam już siły dłużej stać- powiedziała kobieta.
- Oczywiście, już wstaję- podniosłam się z kanapy i ustąpiłam jej miejsca. Rozejrzałam się po pokoju i faktycznie- nie zostało ani jedno miejsce siedzące. No cóż, to albo postoję albo usiądę na bocznym oparciu sofy.
- Dawaj Hermiona, możesz usiąść mi na kolanach- zaproponował John. Co on sobie myśli, że ja tak po prostu usiądę mu na kolanach? Co za wariat.
- Nie dzięki, skorzystam z oparcia- odpowiedziałam i tak też zrobiłam.
- Ależ nalegam- napierał.
- A ja dziękuję. Naprawdę tu mi dobrze- zapewniłam go.
- No dobrze, to jak sobie szanowna dama życzy. Ale wiesz, tak pomyślałem, że znamy się już długo- położył rękę na moim udzie i zaczął sunąć nią w górę mojej nogi.- Może powinniśmy się jakoś bliżej poznać- nachylił się nade mną i zaczął szeptać mi do ucha.- Mam tu swój pokój, możemy tam teraz iść i nikt nie zauważy naszego zniknięcia- gdy jego ręka zahaczyła o koniec mojej spódniczki, uznałam, że zdecydowanie przesadził i z całej siły strzeliłam mu z liścia.- Kurwa, co ty robisz?!- odsunął się ode mnie i złapał za policzek.
Nagle z drugiego końca pokoju podbiegła do nas Alice i wylała mu na głowę całą szklankę soku pomarańczowego.
- Co ty odpierdalasz wariatko?- wrzasnął mężczyzna.
- Co ja odpierdalam?- zaczęła krzyczeć moja przyjaciółka.- W którym momencie moja przyjaciółka pozwoliła ci na dotknięcie jej, bo chyba coś przegapiłam. Co ty sobie myślisz dziwkarzu? Że możesz, bez zgody kobiety, zaciągnąć ją na szybki numerek do pokoiku obok?!Tak się składa, że doskonale czytam z ruchu warg i zrozumiałam wszystko, co powiedziałeś. Mam nosa do psycholi i zboczeńców, takich jak ty. Masz pojęcie, co sobą reprezentujesz śmieciu? Co to za zachowanie wobec kobiet?! Czy ty w ogóle masz rozum?! Powinnam cię teraz wykastrować! Jeżeli marzy ci się ostre bzykanko to idź się pobawić do klubu na dziwkach!
- Przepraszam bardzo, ale sześć lat latam za twoją durną przyjaciółeczką, żeby w końcu móc ją przelecieć i powoli zaczynam mieć tego dosyć. Więc teraz ja i Hermiona idziemy do sypialni załatwić nasze sprawy- złapał mnie mocno za ramię i pociągnął za sobą. W tej chwili Alice podeszła do nas jeszcze bliżej i z całej siły kopnęła go w krocze, co od razu powaliło go na ziemię.
- Najmocniej palanta przepraszam, ale chyba się, kurwa, nie zrozumieliśmy - kontynuowała Alice.- Posłuchaj mnie uważnie, szowinistyczna świnio. Ty po tych wszystkich latach znajomości z Hermioną możesz, co najwyżej, podlać jej kwiaty na balkonie i czyścić podeszwy od butów własnym językiem. Nie masz prawa dotknąć drugiego człowieka bez jego zgody, nawet jeśli jest to twoja żona. A teraz wynoś się stąd natychmiast albo jeszcze raz oberwiesz tak, że ci się plemniki poprzestawiają. No już, na co czekasz? Wypad, wracaj do chlewu, prosiaku.
- Nie masz prawa mnie stąd wyrzucić- jęknął John.- To nie jest twój dom tylko mojej matki i będę siedział tu tak długo, jak ona mnie stąd nie wyrzuci.
- I właśnie z przyjemnością to zrobię- Kate podeszła do niego, podniosła do góry i sama strzeliła mu z liścia.
- Słucham? Mamo czy ty wolisz wierzyć jakimś obcym laskom niż mi?- zapytał zdruzgotany.
- Nie jakimś obcym laskom, tylko bardzo miły, mądrym, młodym dziewczynom, z którymi widzę się częściej niż z własnym synem. A teraz masz natychmiast opuść mój dom i nie wracaj, dopóki nie przemyślisz swojego zachowania.
- Ale...
- Natychmiast- przerwała mu Kate.
- Co się stało? Nie słyszałeś, że słowo matki jest święte? Wy-pier-da-laj stąd!- sprecyzowała Alice, John ruszył po swoją walizkę, a następnie wyszedł z mieszkania, z hukiem zamykając drzwi wyjściowe.
Ludzie patrzyli się na nas wszystkich wielce zszokowani. Szeptali coś między sobą, najwyraźniej komentując zaistniałą sytuację.
- Hermiona, wszystko dobrze?- podeszła do mnie Kate.
- Tak, ale ja już muszę wracać do siebie- odpowiedziałam. Czułam, jak zaczyna brakować mi powietrza. Musiałam usiąść w jakimś spokojnym miejscu.- Do widzenia wszystkim- powiedziałam i ruszyłam do naszego mieszkania.
Po chwili była już na miejscu, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Położyłam się na kanapie i wzięłam głęboki oddech. Telefon zadzwonił w mojej kieszeni, ale zignorowałam go. Nie miałam teraz czasu na jakieś idiotyczne rozmowy
Kilka minut później usłyszałam jak Alice wchodzi do mieszkania. I na dodatek gada z kimś przez telefon.
- No mówię, że totalny pojeb! Świnia normalnie, łi łi- mówiła.- No tak i on wtedy, że idą z Hermioną załatwić swoje sprawy w sypialni. Złapał ją jakoś za ramię i zaczął ciągnąć. Ja, niewiele myśląc, przyleciałam i kopnęłam go prosto w jaja. A dziękuję, dziękuję. Uderzenie było celne! A w sumie to już jestem u nas w salonie to cię włączę na głośnomówiący- Alice włączyła tą funkcję i po chwili usłyszałam głos Draco, dobiegający z komórki.
- Hej Herm, jak się czujesz? Zrobił ci coś ten debil?- spytał, ze słyszalną troską w głosie.
- Trochę się zestresowałam. Muszę się uspokoić i będzie okej. Nic mi się nie stało- odpowiedziałam cicho.
- To całe szczęście. W ogóle co za pojeb. Jak wrócę i go kiedyś zobaczę, to obiję mu mordę. Kobiet nie traktuje się jak tanie dziwki. Nie wiem, co się stało z tymi wszystkimi facetami.
- No ja właśnie też nie- poparła go Alice.- Chociaż ty walczysz dzielnie o swoją przyszłą żonę. I naprawdę, pilnuj jej, bo za chwile ktoś ci ją zwinie sprzed nosa- zaśmiała się.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym zdecydowałam się, że idę spać. Przyjaciółka z Draco na tyle mnie uspokoili, że mogłam spokojnie zasnąć.
* „Call me maybe" Carly Rae Jepsen
*****
Kolejny rozdział za nami! Przepraszam, że z nieco dłuższą przerwą, ale najzwyczajniej w świecie się nie wyrobiłam.
Bardzo dziękuję za ponad 170 wyświetleń, wszystkie gwiazdki i komentarze! Naprawdę wiele to dla mnie znaczy. Dziękuję.
Wiem, że na razie trochę mało Dramione w tym Dramione, ale jest to spowodowane tym, że chcę dokładnie pokazać, jak toczyło się życie naszej dwójki przez te ostatnie osiem lat. Mam nadzieję, że za bardzo Wam to nie przeszkadza. Jeszcze chwilka i wszystko się rozkręci.
Miłego dnia/nocy :)
P.S. Ship Draco i Bri nazywa się Brico haha
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top