Rozdział 4
Obudził mnie dźwięk zamykanych drzwi. To Alice. Pewnie poszła do pracy. Spojrzałam na zegar. No tak. 9:30. O 10:00 zaczyna swoją pracę w wydawnictwie.
Wstałam i ruszyłam do kuchni. Wlać wodę do czajnika. Włączyć czajnik. Czekać, aż woda się zagotuje. Zrobić sobie herbatę. Wziąć kubek. Usiąść w fotelu i patrzeć przez okno tak długo, aż napój całkowicie wystygnie.
Dokładnie tak wyglądały moje ostatnie trzy poranki. Nie miałam ochoty na nic. Całymi dniami patrzyłam się pusto przez okno. Oglądałam bawiące się dzieci z ich rodzinami i zastanawiałam się, dlaczego ja tego nigdy nie miałam. Bo w sumie, skoro tego nie pamiętam, to mogę powiedzieć, że nie miałam. Prawda?
Do ręki wzięłam komórkę. 20 nieodebranych połączeń od Draco. 100 od Kate. Dodatkowo cała masa SMS-ów. Jednak wszystkie pozostały nieodczytane. Nie miałam teraz siły rozmawiać z kimkolwiek. Budziłam się po wyjściu Alice, a w pokoju zamykałam się ponownie po jej powrocie z pracy. Ona sama próbowała jakoś do mnie przemówić, ale w końcu również się poddała.
Nie rozmawiałam z nikim. Początkowo wynikało to z mojego strachu. Bo nie chciałam po raz setny poruszać tego tematu. Teraz jednak powodem jest wstyd. Bo jak to możliwe, że ja, Hermiona, przez jeden głupi film, po raz koleiny popadłam w beznadzieję.
Jeszcze raz spojrzałam przez okno. Herbata już znacznie ostygła. Myśli kumulowały się w mojej głowie. W pewnym momencie po moim policzku zaczęła spływać samotna łza. Coś we mnie pękło. Z całą siłą rzuciłam kubkiem o ścianę. On od razu się rozpadł, resztki napoju się rozlały.
Nie. Tak nie może być. Nie wytrzymam kolejny raz, kiedy usłyszę zduszony płacz Alice, zamkniętej w pokoju. Ludzie się o mnie martwią. Kate codziennie puka do moich drzwi, pyta się, czy wszystko okej. Podobnie Draco. Obydwoje potrafią stać pod drzwiami nawet dwie godziny. Gość, który ledwo mnie zna, poświęca na mnie swój wolny czas. A co ja w tym czasie robię? Patrzę się głupio przez okno i jedynie ranię wszystkich wokół. Najwyższy czas z tym skończyć. Nie po to walczyłam z tą cholerną depresją przez całe cztery lata, żeby znów wpaść w jej sidła.
Podniosłam się z fotela. Podeszłam do roztrzaskanego na kawałki kubka i wszystko sprzątnęłam. Następnie ruszyłam w kierunku sypialni. Popatrzyłam w lustro. Moja skóra była bledsza niż zwykle, włosy przetłuszczone i potargane, a oczy straciły jakikolwiek blask. To wszystko jednak dało mi determinację. Bo nie chcę doprowadzić się do stanu z przed kilku lat. I teraz wiem, że mam dla kogo żyć.
Podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej legginsy, bluzkę termiczną, bluzę, czapkę oraz buty sportowe. Muszę iść pobiegać. Teraz. Natychmiast.
Szybko się przebrałam, po czym ruszyłam w kierunku parku.
D***
To jak się czułem, można był określić jednym słowem. Beznadziejnie. Albo też dwoma. Do dupy. Miałem jakieś poczucie winy. Niby to nie ja wybrałem ten film, wyjście do kina, ale jednak ja zaproponowałem jakiekolwiek spotkanie.
Czułem się strasznie. Każde nieodebrane połączenie, każda kolejna spędzona godzina pod ich drzwiami była coraz gorsza. Po prostu się bałem. Bałem się, że Hermionie może się pogorszyć. Może znamy się jakiś tydzień, ale naprawdę mi na niej zależy. Moje nowe życie tutaj miało być kolorowe, usłane różami. I tak się zaczęło, ale teraz wszystko zaczęło się sypać jak domek z kart.
W tym wszystkim bałem się też o Alice. Nie chciałem, żeby o cokolwiek się obwiniała, bo to przecież nie jej wina. A nie mogłem już słuchać, jak płacze. Nie potrafiłem jej pocieszyć. W jednej chwili z rozgadanej, roześmianej dziewczyny, zamieniła się w jeden wielki kłębek smutku. To wszystko mnie dobijało.
Podszedłem do okna. Pogoda była dzisiaj słoneczna, zachęcająca do wyjścia. Może pójdę na spacer? O NIE! Jednak zdecydowanie nie. Bo zgadnijcie, kto spaceruje po parku? Tak, znów ta pojebana sąsiadka. No ja pierdole! To ja już wolę zostać w domu, niż znów wysłuchiwać, że pogryzło mnie jakieś zwierzę. Co niby będzie następne? Hipopotam?
Z rozmyślania wyrwał mnie dźwięk komórki. Spojrzałem na wyświetlacz. Chris. Mój były, najlepszy przyjaciel, który odbił mi dziewczynę. Jeszcze tego brakowało, żeby do mnie zadzwonił. Jednak z jakiegoś powodu postanowiłem odebrać połączenie. Miałem złe przeczucia.
- Halo?- zacząłem.
- Hej stary!- usłyszałem głos znienawidzonego przeze mnie człowieka. Jak można uwieść dziewczynę kumpla? Przecież wiedział, że miałem nawet w planach się jej oświadczyć. To obrzydliwe.- Co tam u ciebie w tej Anglii?
- Chyba zapomniałeś, że już się nie kolegujemy- powiedziałem ostro.- Chcesz ode mnie coś konkretnego, czy mogę się już rozłączyć?
- No spokojnie, chciałem tylko być miły. Jak nie, to nie. Mam do ciebie sprawę. Jako, że jesteś lekarzem, to może masz jakiegoś znajomego, który wykonuje aborcję?
- Co kurwa!?- krzyknąłem.- Co ty znowu odjebałeś!?
- No mówię, spokojnie. Jeśli nie znasz, to trudno. Znajdę gdzieś indziej, po prostu myślałem, że załatwisz to po promocyjnej cenie. Teraz idę spać, bo u mnie jest środek nocy. Na razie.
- Czekaj, czekaj, dla kogo to?
- A chuj cię to w ogóle obchodzi! Myślałem, że uciekłeś od nas, bo chciałeś rozpocząć nowe życie.
- Nie mów, że zrobiłeś bachora Bri! Ona nie jest jakąś tanią dziwką, takich dziewczyn się nie traktuje w ten sposób!!!- zacząłem się najzwyczajniej drzeć do telefonu.
- No wiem, przecież zaproponowałem aborcję, a nie tabletki poronne. Nie mamy o czym więcej rozmawiać. Pa.
- Kurwa, człowieku, czy ty siebie słysz!? Halo?! Co z nią!? Masz do niej jechać i się nią zająć, a nie znów uciekać, jak pierdolona mysz po miotłę!!! SŁYSZYSZ!?
Odpowiedziała mi już tylko głucha cisza. Co za pierdolony gnój. Skończony kretyn. Przyjaźniłem się z nim wiele lat. Zawsze chodziło mu tylko o dobry seks, nie angażował się w związki. Zawsze twierdził, że się do tego nie nadaje, że potrzebuje rozrywki. Że jest za młody, żeby stać się pantoflem. Naprawdę przez długi czas puszczałem to płazem. W końcu przyzwyczaiłem się do płaczących dziewczyn, stojących pod jego domem. Jednak nigdy bym się nie spodziewał, że to samo zrobi z Bridgette. Najpierw sam namówił ją do zdrady, a teraz porzucał jak znudzoną zabawkę. Po prostu nie mogłem w to uwierzyć. Zniszczył nasze szczęście! A teraz ma jeszcze czelność dzwonić do mnie w takiej sprawie.
Odetchnąłem głęboko. Teraz martwiłem się jeszcze o Bri. Ktoś może uznać to za głupotę. Przecież ona cię zdradziła, powinieneś być nawet zadowolony, że teraz jej się dostało. Jednak nie byłem. Bo jak można cieszyć się nieszczęściem kogoś, kto przez tak długi czas sprawiał, że byłeś najszczęśliwszą osoba na świecie? Ja nie potrafię. Byłem z Bridgette przez pięć lat. Naprawdę dużo razem przeszliśmy. Tą zdradą, z takim puszczalskim gościem jak Chris, bardzo mnie zraniła. Jednak nigdy nie potrafiłem jej tak jednoznacznie znienawidzić. Byłem wściekły, jak on ją potraktował. To cudowna dziewczyna. Zawsze pomocna, nie skrzywdziłaby nawet muchy. Po prostu w pewnym momencie się zagubiła. Jednak to, że nam nie wyszło, nie oznacza, że nie zasługuje ona na szczęście. Bo zasługuje najbardziej na świecie. Ale beze mnie. Moje nowe życie toczy się tu, w Londynie. Tam ten rozdział jest już zamknięty. Na zawsze.
Ponownie wyjrzałem przez okno i ze zdziwienia aż zachłysnąłem się powietrzem. Hermiona wyszła! Biegła parkiem. Poczułem, jakby ogromny głaz spadł mi z serca. Od razu napisałem wiadomość do Alice i postanowiłem zrobić Herm niespodziankę. Już zakładałem buty, gdy przypomniałem sobie o świrniętej sąsiadce w parku. Ponowie wyjrzałem i zobaczyłem, że kobiety rozmawiają. To może ja jednak przygotuję coś innego. Gdzie mój makaron?
H***
Wiatr we włosach, co za cudowne uczucie. Dzięki niemu możesz poczuć się wolny jak ptak. I tak się właśnie czułam.
Wysiłek fizyczny jest dobry nie tylko dla zdrowia fizycznego, ale tez psychicznego. Pozwala nam się wyżyć, wypchnąć z głowy zmartwienia, a przypływ endorfin od razu polepsza nam samopoczucie.
Biegłam tak od 15 minut i w najbliższym czasie nie zamierzałam przestawać, musiałam zużyć energię, która kumulowała się we mnie od kilku dni.
- Hermiona!- usłyszałam głos Kate, a później zatopiłam się w jej żelaznym uścisku. Najwidoczniej z dalszym bieganiem będę musiała chwilę poczekać.- Boże, tak się o ciebie martwiłam. Nie rób już mi tego nigdy więcej.
- Hej, też się cieszę, że cię widzę- odpowiedziałam i odsunęłam się od kobiety.
- Przez ciebie nie mogłam spać. Mów natychmiast, co się stało. Nic nie zrozumiałam z tego szlochu Alice, a ten nowy sąsiad twierdził, że to twoja prywatna sprawa. To chodzi o niego, prawda? Jeśli tak, to już biegnę do mieszkania, biorę patelnie i lekko zniekształcę mu tą jego ładną buźkę. Szkoda, bo naprawdę jest co brać, ale niech wie, że ze mną się nie zadziera!- zagotowała się Kate.
- Nie! Nie, to nie miało z nim nic wspólnego. Absolutnie, nie musisz się martwić.
- Jak mam się nie martwić?! Przecież wiesz, że jesteś dla mnie jak córka. A o dzieci przejmujesz się cały czas.
- Wiem, wiem, ale naprawdę wolałabym już o tym nie rozmawiać. Dopiero co lepiej się poczułam, nie chcę do tego wracać.
- No dobrze, teraz ci odpuszczę, ale za jakiś czas ma być zdane sprawozdanie. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Wiem i bardzo dziękuję, a teraz przepraszam, ale muszę się trochę wyżyć. Do zobaczenia!- ponownie przytuliłam kobietę, po czym ruszyłam dalej. Jeszcze ze trzy okrążenia i wracam do domu.
- Dobrze, biegaj, biegaj. Sport to zdrowie. Pa pa, kochana- usłyszałam jeszcze, po czym kobieta zniknęła mi z pola widzenia.
D***
Pod mieszkaniem czekałem jakieś trzydzieści minut. Powoli zaczynało mi się to nudzić i w momencie , gdy już chciałem zrezygnować i wrócić do siebie, winda się otworzyła i wysiadła z niej Hermiona. Kompletnie spocona z potarganymi włosami, ale i tak wyglądała uroczo. Czekałem na jej jakąkolwiek reakcję, jednak zero. Są dwie opcje: albo mnie nie zauważyła albo totalnie olała. Mam nadzieję, że to ta pierwsza.
- Nie przywitasz się ze mną- powiedziałem. Dziewczyna podskoczyła z przerażenia i odwróciła się w moją stronę.
- Chryste, ale mnie wystraszyłeś- powiedziała.
- Coś ci się pomyliło, kochana. Jestem Draco Malfoy, wybitny dentysta, a przy tym najwspanialszy i najprzystojniejszy sąsiad, jakiego znasz- zażartowałem.
Teraz wygląda, jakby zobaczyła ducha. Przecież ja nie jestem aż taki blady. Ani przezroczysty.
- Totalnie cię nie zauważyłam.
- Domyśliłem się. Mój kolega jest okulistą. Chcesz namiary?- spytałem z rozbawieniem.
- Nie dzięki, jeszcze jakoś widzę. Jednak chyba powinnam zadzwonić na policję. Twoje ciągłe czyhanie pod moimi drzwiami zaczyna mnie przerażać. Wiesz, to już chyba obsesja. Może powinnam zgłosić stalking?- również się zaśmiała.
- O nie, proszę. Już będę grzeczny. Poza tym mogę cię przekupić, bo przyniosłem ze sobą moje popisowe danie. Z waszym makaronem- tu wskazałem na pudełko z jedzeniem.
- Hmmm... tak to możemy negocjować. Wejdź, zapraszam. Ja tylko wezmę szybki prysznic- powiedziała i otworzyła drzwi do mieszkania.
- Okej, to ja pójdę podgrzać jedzenie.
- Czuj się jak u siebie, spokojnie możesz grzebać po szafkach w poszukiwaniu jakiś talerzy, nie mamy nic do ukrycia.
- Naprawdę? A myślałem, że znajdę coś nieprzyzwoitego- zauważyłem, jak Hermiona przewraca oczami, podczas gdy ja zaśmiałem się i ruszyłem w stronę kuchni.
Po paru minutach udało mi się znaleźć patelnie oraz łopatkę, więc wziąłem się za podgrzanie mojego popisowego sosu. Za nim Hermiona się wykąpała, wszystko było gotowe, więc rozdzieliłem porcje i postawiłem na stole.
- Jedzenie gotowe!- krzyknąłem.
- Za chwilę wychodzę- usłyszałem głos dziewczyny, dochodzący zza drzwi łazienki. Czekałem dalej, aż nagle zadzwonił telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i mina momentalnie mi zrzedła. To Bri. Już miałem odebrać, lecz odrzuciłem połączenie. Teraz jestem u Hermiony. Z moją ex porozmawiam później.
Dzwoniła bez przerwy i najwidoczniej nie zamierzała odpuścić. Z łazienki wyszła już gotowa dziewczyna, więc kolejny raz zignorowałem dźwięk komórki.
- Draco, jeśli chcesz, to odbierz- powiedziała do mnie, chichocząc.
- Wiem, ale teraz jestem u ciebie, jedzenie stygnie...- próbowałem się wykręcić, bo naprawdę nie miałem teraz ochoty na rozmowę z Bridgette. A już szczególnie na pierwszą rozmowę z nią po ponad 6 miesiącach...
- Albo odbierzesz albo nic nie jemy- postawiła ostre warunki. Cóż za szantaż!
- Dobrze- wstałem od stołu, odszedłem parę kroków i w końcu odebrałem telefon.- Hej, Bri.
- Cześć- próbowała mówić normalnie, ale słychać było, że jej głos nadal drży, najprawdopodobniej po płaczu.- Przepraszam, że przeszkadzam, ale potrzebuję pomocy. Bo widzisz, mam problemy zdrowotne, potrzebuję pieniędzy na operację i może mógłbyś mi pożyczyć...
- Ja już wszystko wiem, Bri- przerwałem dziewczynie.- Chris do mnie dzwonił.
- Draco, co ja mam zrobić?- wybuchła płaczem.- Wszyscy... wszyscy się ode... ode mnie odsunęli. Własna matka mnie z... z domu... wyrzuciła. Nie... nie mam już nikogo...
- Masz mnie, przecież dobrze o tym wiesz. Zawsze możesz na mnie liczyć.
- Wcale nie, bo... bo wszystko spie...spieprzyłam. Nie wiem, co... co ja ma teraz robić. Na pewno nie możesz mi nic pożyczyć?
- Wiesz, że nigdy nie przyłożyłbym do tego ręki. Trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów. I nie mówię tego, żeby cię jeszcze bardziej zdołować- to była prawda. Uwielbiałem tę dziewczynę, mieliśmy ze sobą tyle wspólnego, pasowaliśmy do siebie idealnie. I tu pojawia się problem. To przeszłość. Bo ona naprawdę wszystko spieprzyła. Jednak mimo wszystkich nieprzyjemnych chwili, miałem nadzieję, że będzie szczęśliwa.- Uwierz, a wszystko będzie dobrze. Dasz sobie radę. Nadajesz się do tego jak nikt inny.
- Do czego... do macierzyństwa?- zapytała z niedowierzaniem.
- Oczywiście. Zawsze miałaś smykałkę do dzieci, teraz będziesz mogła się wykazać- szkoda, że nie z naszym dzieckiem, jako moja żona, pomyślałem.
- Nie wiem...a... A co u ciebie? Wszystko dobrze w nowym miejscu?
- Tak, właśnie będę jadł obiad z przyjaciółką- popatrzyłem się na Hermionę i uśmiechnąłem do niej szczerze.
- O widzę, że szybko się tam zadomowiłeś. A jak praca? Masz już swój wymarzony gabinet?
- Można tak powiedzieć.
- To się cieszę. Mam nadzieję, że chociaż tobie ułoży się lepiej.
- U ciebie też wszystko będzie dobrze, musisz w to tylko uwierzyć. Teraz cię przepraszam, ale muszę kończyć. Dzwoń od razu, jeśli Chris coś odwali. Specjalnie przyjadę i obije mu ten jego szpetny ryj.
- Dziękuję... Do zobaczenia, Draco...
- Do zobaczenia, Bri- odpowiedziałem i zakończyłem rozmowę. Pierwszą z Bridgette od ponad pół roku. Pierwszą od momentu, kiedy powiedziała mi, że wybiera jego...
H***
Z tej rozmowy trudno było cokolwiek wywnioskować. Malfoy mówił bardzo ogólnikowo, jakby nie chcąc wprowadzać mnie w sytuację. Jednak moja wewnętrzna ciekawość wzięła górę i postanowiłam się go o to zapytać.
- Dziewczyna?- palnęłam głupio. Przecież to jest jego prywatna sprawa i nie powinna mnie interesować. A jednak byłam ciekawa, jak wyglądają jego sprawy sercowe...
- Była... była dziewczyna- westchnął.- Prawie była narzeczona. Już nawet miałem kupiony pierścionek. Teraz 2 tys. dolców pływa w oceanie- zaśmiał się smutno pod nosem.
- Wow- nic więcej nie potrafiłam powiedzieć.
Najwidoczniej musiało się wydarzyć coś poważnego, że nie są już razem.
- Zaskoczyłem cię.
- Tak... trochę tak, nie spodziewałam się.
- Chcesz wiedzieć, co się stało, prawda?
Jasne, że chcę!
- O nie, nie musisz mówić- bąknęłam zakłopotana. Co za niezręczna sytuacja!
- Ale nie ma tu nic do ukrycia. Po prostu zdradziła mnie z moim najlepszym kumplem- spojrzał na mnie, niby obojętnym wzrokiem, jednak ja dostrzegłam w nim smutek.- Szczerze, zdziwiło mnie, dlaczego z nim. Bo wiesz, to taki typowy facet, któremu zależy tylko na dobrym seksie, niczym innym. Ale no najwidoczniej jego urok działa na każdą.
- Tak mi przykro- powiedziałam i złapałam go za rękę. Dreszcz przeszedł mnie po całym ciele, aż się wzdrygnęłam.
- Mi też. Ale szczerze, bardziej mam za złe Chrisowi niż Bri. Rozmawiałem z nią i powiedziała, że potrzebuje czegoś innego, jakiejś zmiany. Byliśmy ze sobą przez pięć lat, mogło jej się znudzić- zatrzymał się na chwilę. Widać było, jak bardzo go to zraniło.- Jednak jemu nigdy nie wybaczę, bo doskonale wiedział o planowanych zaręczynach, sam pojechał ze mną wybierać pierścionek, a później zaciągnął ją do łóżka w naszym mieszkaniu...
- Naprawdę bardzo mi przykro, nie musisz mówić nic więcej, jeśli nie chcesz.
- Dobrze, ale zadam ci tylko jedno pytanie. Czy to źle, że nadal mi na niej zależy? Nie w sensie uczuciowym, tylko że po prostu się o nią martwię. Bo dzwoniła do mnie w poważnej sprawie i normalnie się o nią boję? Czy to źle?- popatrzył na mnie z takim wyczekiwaniem, jakby chciał usłyszeć coś, na co czekał od dłuższego czasu.- Czy powinienem jej nienawidzić i...i..
- To normalne, Draco, że się martwisz- przerwałam mu.- Jeśli byliście ze sobą tak długo, to nic dziwnego, że przejmujesz się w poważnych sprawach. Przepraszam, że zapytam, ale... czujesz coś jeszcze do niej?- teraz to ja byłam spragniona odpowiedzi. Z jakiego powodu? Chyba ja sama jeszcze tego nie wiem. Chwilę siedział, nic nie mówiąc, ale w końcu się odezwał.
- Nie, nic już do niej nie czuję. Choć jest najlepszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem, zabawną, pomocną, opiekuńczą, to jednak zbyt mocno mnie zraniła, żebym mógł do niej wrócić. Zawsze będzie dla mnie kimś ważnym, ogromnym, szczęśliwym rozdziałem mojego życia, który mimo wszystko został już zamknięty... niestety na zawsze- jego wyznanie było naprawdę poruszające. Naprawdę jak na dłoni widać było teraz jego uczucia, to że serio ją kochał i nadal mu na niej zależy. – A ty, jak tam twoje doświadczenie związkowe?- wyrwał mnie z rozmyślań swoim pytaniem.
- Ja...yyy... szczerze nie wiem- na jego twarzy pojawił się uśmiech.- Nie patrz tak na mnie. Może byłam kiedyś w związku, ale tego nie pamiętam. Jednak za oficjalną wersję uznaję, że nie.
- A czemu nie, jeśli można wiedzieć. Jesteś naprawdę piękną kobietą, na pewno masz duże powodzenie- rumieniec zagościł na mojej twarzy, a ja spuściłam wzrok. Coś w środku mnie zawirowało. Czy to te słynne motyle w brzuchu?
- Szczerze?
- Tylko szczerze- obdarzył mnie kolejnym pięknym uśmiechem.
- Po wypadku bardzo długo dochodziłam do siebie, najpierw rehabilitacja, później depresja, wtedy w ogóle o tym nie myślałam. A teraz jakoś tak wyszło, próbuję czerpać z życia jak najwięcej, spotykać się z przyjaciółmi, podróżować. Wierzę, że na miłość jeszcze nadejdzie czas, a życie jest za krótkie, żeby marnować je na niepotrzebne związki- słuchał mnie bardzo uważnie, tak jakby zgadzał się każdym moim słowem.- Jednak...
- Aaa, czyli jednak! Kto jest tym szczęśliwcem?- zapytał rozbawiony.
- Nie wiem... no mówiłam, żebyś się tak na mnie nie patrzył. Co jakiś czas śni mi się taki jeden chłopak. Lekko wyższy ode mnie, ma rude włosy i niebieskie oczy. Nie wiem, jak się nazywa, ale zawsze czuję, jakbym jego imię miała na końcu języka.
- Myślisz, że to ktoś z twojej przeszłości?- chwilę czekałam z odpowiedzią na to pytanie.
- Tak- potrząsnęłam w końcu twierdząco głową.- Myślę, że tak. Mam wspomnienia z nim bardzo realne, w różnych miejscach. Jednak myślę, że to musi być skończona sprawa, inaczej znalazłby mnie po wypadku, prawda?
- Racja.
- Ale, na wszelki wypadek, zawsze oglądam się za rudymi facetami- na moje wyznanie, Draco ryknął śmiechem.
- Już to widzę!- krzyknął podekscytowany.- Przepraszam pana, mogę zobaczyć pana twarz. Hmm, nie to nie ty, nos zbyt krzywy, oczy zielone zamiast niebieskich... Co ja robię? A bo wie pan, śni mi się taki jeden rudy gość i teraz obczajam wszystkich rudych na świecie!- teraz oboje wybuchliśmy śmiechem.- Droga Hermiono, czy tak to wygląda?
- Czasami tak...- zakryłam twarz dłońmi.- Uspokój się już, bo się jeszcze powietrzem zadławisz. Byłam zdesperowana, okej? Tylko raz tak zrobiłam, teraz robię to z ukrycia.
- Z ukrycia? Wchodzisz do śmietnika i ich obserwujesz?- poruszył sugestywnie brwiami, co spowodowało kolejne salwy śmiechu. Dzisiejszy dzień był kolejnym, który bardzo nas do siebie zbliżył. Problemy łączą ludzi, jakkolwiek by to nie brzmiało.
Po chwili można było usłyszeć dźwięk otwieranych drzwi, a do pomieszczenia wpadła Alice. Na nasz widok od razu się rozpogodziła, a następnie rzuciła mi na szyję.
- Och, Hermiona, czy mnie moje piękne oczy nie mylą, w końcu wróciłaś do żywych!!! A już się bałam, że zamieniasz się w jakieś zombie. Naprawdę wymyśliłam tysiąc pomysłów jak cię uratować, miała nawet dzwonić po Malfoya, żeby poszedł do ciebie i cię rozgrzał- zaczęła śmieszne poruszać brwiami, a my oboje spiorunowaliśmy ją wzrokiem. Gdybyśmy byli bazyliszkami, już by nie żyła.- No dobra, może trochę się pospieszyłam, ale kiedyś i tak wykorzystam ten pomysł. Dziewczyno, rusz się i daj mi spróbować- wzięła widelec i spróbowała jedzenia, które już prawie ostygło.- OMG! Ale to pyszne. Draco, proszę, gotuj częściej, bo jedzenie jest boskie- na koniec posłała buziaka w jego stronę.
- Dzięki- odpowiedział.- A skąd wiesz, że to nie Herm?- spytałem, a ona wybuchła głośnym śmiechem.
- He... He... Hermiona nie umie gotować. Przykro mi, kochana, ale to prawda. Dlatego musi sobie znaleźć faceta w kuchni urodzonego- tu poruszyła sugestywnie brwiami, a ja znów zalałam się rumieńcem.- A więc, o czym tak plotkowaliście przed moim przyjściem?
- O nieszczęśliwej miłości- powiedziałam.
- Ooo, to ja was pokonam, zakochałam się w żonatym facecie z Australii.
- A co powiesz na byłą prawie narzeczoną?- zapytał Draco.
- To jednak zwracam pierwsze miejsce naszemu doktorkowi. Ale dość tych smutków, w szafce mamy wino, weźmy jakąś planszówkę i zabawmy się!- krzyknęła mi do ucha Alice, po czym od razu pobiegła po kieliszki w tanecznym kroku. Czy naprawdę nie przeszkadza jej, że niemalże kręci tyłkiem przed Draco, facetem którego znamy trochę ponad tydzień? Co za wariatka!
- Ja nie piję- powiedział Malfoy.
- A dlaczego nie?- spytałam zaciekawiona.
- No żeby lekarz nie pił? Kto to słyszał?- zaśmiała się moja przyjaciółka.
- Widzicie, długa historia, ale kiedyś tak się schlałem, że obudziłem się rano z tatuażem- podniósł swój lewy rękaw koszuli, a na jego przedramieniu można było zobaczyć dziarę. Ale okropny wzór, aż ciarki po mnie przeszły i odczułam dziwny niepokój.- Dlatego teraz uważam, jak piję.
- O wow, ale wy jesteście podobni. Hermiona też w przeszłości musiała się nieźle upić, bo ktoś jej wyskrobał nożem napis na ręce. Co ciekawe, w tym samym miejscu, co tobie- Alice podeszła do mnie i podciągnęła mój lewy rękaw bluzki. Na przedramieniu widoczna była blizna z napisem „SZLAMA". Nie miałam pojęcia, co to znaczy, choć szczerze myślę, że ten, co mi to zrobił, też był nieźle wcięty i zamiast szmata wyszło mu szlama. Nie zmieniało to jednak faktu, że nienawidziłam tego i zawsze starała się to ukryć.
- Też nieźle cię załatwili, Herm- powiedział Draco.
- Obydwoje jesteśmy naznaczeni na lewych przedramionach- zaśmiałam się.
- No to ja wam obiecuję, że dzisiaj was przypilnuję i nikt nie wyjdzie stąd z chujem na czole lub inną niespodzianką - zapewniła Alice.- A teraz kieliszki w dłoń i za szczęśliwą miłość!!!
- Za szczęśliwą miłość!!!- krzyknęliśmy wszyscy razem.
D***
Ze zwykłego spotkania zrobiła się naprawdę niezła impreza, a od dziewczyn wróciłem do siebie o 2 w nocy. Graliśmy w chyba wszystkie możliwe gry, później były tańce i karaoke, na które namówiła mnie ta wariatka (Alice, ta dziewczyna jest tak wygadana i pyskata, że wepchnęła by ci worek piasku na pustyni). Było świetnie, od wielu miesięcy się tak nie bawiłem. Coraz bardziej wierzyłem w to, że moje nowe życie tu będzie dużo szczęśliwsze.
Po wejściu do mieszkania wziąłem tylko szybki prysznic, po czym poszedłem spać, nie zapominając o jednej rzeczy.
B***
Łzy nadal płynęły mi po twarzy. Nie mieściło mi się w głowie, że Chris mógł mnie tak potraktować. Naprawdę myślałam, że coś dla niego znaczę, a ja po prostu byłam jego kolejną dziwką.
Spojrzałam ponownie na test ciążowy. Jeden z dwudziestu. Na każdym widniały dwie kreski i chociaż bardzo usiłowałam zmienić siłą woli wynik testu, to nic się nie zmieniało. Byłam w ciąży. To pewne jak to, że słońce jest gorące.
Oparłam głowę o ścianę, wsłuchując się w muzykę puszczoną na pełną głośność. Poczułam wibrację przychodzącej wiadomości. Wzięłam komórkę do ręki i spojrzałam na ekran
Kochany Malfoy
„pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć x D.M."
Jak ja mogłam stracić tak cudownego człowieka...
*****
4 rozdział za nami! Jednak trochę przerwy było, ale to dlatego, że nie potrafiłam przebrnąć sensownie przez rozmowę Hermiony z Draco. Teraz jestem z niej w miarę zadowolona. Postaram się wstawiać przynajmniej jeden rozdział tygodniowo. Na 5 mam już pomysł, więc niedługo również powinien się pojawić.
Miłego dnia/nocy i życzę powodzenia wszystkim na zdalnych. :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top