Rozdział 12
D***
- Rose – krzyknąłem z gabinetu do recepcjonistki. – Rose!
- Tak? – drzwi się otworzyły i do pokoju weszła dziewczyna. – O co chodzi?
- Czy mogłabyś zadzwonić do pani Lopez i zapytać się jej, czy na pewno dzisiaj przyjdzie? Ma wizytę umówioną za pięć minut i jeszcze jej nie widzę. Jakbym miał wolną godzinę to bym wyskoczył szybko do apteki po zapas rękawiczek, więc chciałbym wiedzieć.
- Dobrze, już dzwonię – odpowiedziała kobieta i wyszła. Nie zdążyło jednak minąć nawet piętnaście sekund, gdy z powrotem weszła do gabinetu. – Pani Lopez właśnie przyszła. Wpuścić ją już?
- Tak, zaproś ją – odpowiedziałem i zacząłem szykować się na przyjęcie pacjentki.
- Dzień dobry, panie Malfoy. Tak się cieszę, że znalazł pan dla mnie czas w ten wtorkowy poranek – przywitała się ze mną kobieta.
- Witam, pani Lopez. Nie ma sprawy. Już mieliśmy do pani dzwonić z potwierdzeniem wizyty, ale na szczęście pani przyszła. Proszę zająć miejsce na fotelu i za sekundę zaczniemy.
Kobieta zajęła wskazane przeze mnie miejsce, a ja przystąpiłem do badania. Po chwili miałem sporządzone już wszystkie wyniki.
- Dobrze, pani Lopez, znalazłem dwa niewielkie ubytki w dolnej lewej czwórce i piątce. Rozumiem, że łatamy? – zapytałem.
- Tak, tak, oczywiście. Nie będę przecież z dziurami funkcjonowała. Po to przyszłam do dentysty, żeby już sobie wszystko wyleczyć.
- Naturalnie, w takim razie proszę się rozluźnić, a ja przystępuję do zabiegu.
Piętnaście minut później było już po wszystkim, pani Lopez siedziała na krześle przy moim biurku z wyleczonymi zębami.
- Wszystko poszło gładko bez najmniejszych problemów. Płaci pani w recepcji, a w razie jakichkolwiek problemów proszę dzwonić to sprawdzimy jeszcze raz, czy wszystko jest w porządku i ewentualnie coś poprawimy na kolejnej wizycie. Ma pani do mnie jakieś pytania?
- Nie... a właściwie to tak, mam – odpowiedziała kobieta. – To w sumie nie jest pytanie, a ostrzeżenie – spojrzałem się na nią dziwnie. O co biega tej kobicie? Włamie mi się do gabinetu, jeśli jej plomba wypadnie czy co?
- Tak?
- Proszę mnie posłuchać, może mam już swoje lata, ale na miłości się znam jak pan na zębach. Chcę przez to powiedzieć, że nie jestem ślepa i widzę, kiedy młodzi czują do siebie miętę i ostatnio zauważyłam, że pan i Hermiona macie się powoli ku sobie, mylę się?
- Nie mogę zaprzeczyć, że Hermiona jest bardzo mądrą i atrakcyjną kobietą, z którą przyjemnie spędza mi się czas – przyznałem.
- Nie wyklucza pan jednak, że w przyszłości może wyniknąć z tego coś więcej, niż tylko sąsiedzka znajomość?
- Do czego pani zmierza?
- Jeśli skrzywdzi pan Hermionę, zdradzi ją, okłamie, bezpodstawnie porzuci lub brutalnie wykorzysta, przez co ona wróci do choroby to może już pan zacząć przeglądać dostępne modele nagrobków w katalogu domu pogrzebowego. Hermiona to dziewczyna, która naprawdę wiele przeszła i zasługuje na kogoś więcej niż nie dojrzałego chłopca, który chce się nią zabawić – spojrzała na mnie ostro. Czy ona mi coś sugeruje? Co za wstrętne babsko. I ja mam z nią utrzymać dobre stosunki? Niedoczekanie.
- Proszę mi wybaczyć, pani Lopez, ale jestem facetem o żelaznym kręgosłupie moralnym i nigdy w życiu nie zniżyłbym się do takiego poziomu, żeby jakąkolwiek kobietę wykorzystać na tle seksualnym, finansowym lub czerpiąc z tego inne jednostronne korzyści. Nie jestem facetem, któremu zależy tylko i wyłącznie na szybkim numerku z jakąś gorącą laską. Sam przez pięć lat byłem w poważnym związku, który prawie zakończyłby się małżeństwem, jednak to ja zostałem zdradzony i okropnie oszukany oraz poniżony. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której miałbym zranić drugą osobę tak mocno jak sam zostałem potraktowany. Wydaje mi się, że nie musi się pani w tej kwestii martwić o Hermionę. Nie kieruję w jej stronę żadnych złych intencji, a wręcz przeciwnie, same dobre – z satysfakcją patrzyłem na to, jak kobietę momentalnie zamurowało. Chciała mnie zmieszać z błotem, ale jej się nie udało.
Malfoy – 1 : wścibskie babsko – 0!
- W takim razie bardzo się cieszę i do widzenia – odpowiedziała szybko i z prędkością światła ulotniła się z gabinetu.
Zadowolony z wygranej, napiłem się soku i zacząłem jeść drugie śniadanie, gdy nagle przypomniałem sobie o świetnym spektaklu, który grany był dzisiaj w teatrze. Zostało jeszcze dużo biletów, więc spokojnie byłem w stanie je jeszcze kupić.
Szybko napisałem wiadomości do dziewczyn z zapytaniem czy nie chciałby wybrać się wspólnie i czekałem na odpowiedź.
Pierwsza odpisała mi Alice:
„Sorki kochanieńki, ale dzisiaj królowa zajebistości odpada, mam zajęty wieczór i nie dam rady się z wami spotkać. Ale na spokojnie, zluzuj bokserki, następnym razem się uda. Bawcie się dobrze tylko zaszaleć mi tam, bo chcę w końcu chcę się doczekać chrześniaków przed piędziesiątką ;) ."
No cóż, najwidoczniej coś ważnego jej wypadło.
Druga wiadomość przyszła kilka minut później i dużo bardziej mnie ucieszyła.
„Hej, to świetny pomysł! Jestem za! Spotkajmy się przed moim mieszkaniem o 18:30 to pojedziemy razem do teatru na 19:00. Do zobaczenia wieczorem"
„Do zobaczenia" odpisałem Hermionie, a po kilku minutach wróciłem do pracy i moich obowiązków.
H***
Była 17:30, niedawno wróciłam z pracy i właśnie kończyłam jeść obiad. Byłam bardzo podekscytowana na dzisiejsze wyjście do teatru. Ciekawe na jakie przedstawienie tym razem zabierze nas Draco.
Po skończonym posiłku ruszyłam do sypialni mojej przyjaciółki, żeby zobaczyć, jak idą jej przygotowania do dzisiejszego wyjścia.
- Hej Alice – przyjrzałam się dziewczynie. Ubrana była w krótką sukienkę, ładne, czarne szpilki i dodatkowo miała swoją ulubioną, biało-złotą torebkę. Długie blond włosy spadały jej kaskadami po plecach, a lekki makijaż właśnie tworzył się na jej twarzy. – Bardzo ładna sukienka! Pomarańczowy to zdecydowanie twój kolor. Nie uważasz jednak, że jest ona troszeczkę zbyt skąpa jak na wyjście do teatru? Powinnyśmy ubrać się raczej bardziej schludnie.
- Nie idę z wami do teatru – odpowiedziała.
- Co? Jak to? Dlaczego? To gdzie się tak wystroiłaś? – spytałam zaskoczona.
- Mam RAN – DE – WU – uśmiechnęła się szeroko.
– Muszę w końcu złowić jakiegoś pokaźnego szczupaka.
- ŻE SO?! Jak? Gdzie? Kiedy? I przede wszystkim z kim? – zalałam przyjaciółkę falą pytań.
- No nie siej paniki. Założyłam sobie konto na portalu randkowym. Niedawno napisał do mnie taki jeden przystojny amant, no DiCaprio to przy nim Quasimodo. Ma trzydzieści dwa lata, jest wysoki, posiada dobrze prosperującą firmę. Uznałam, że nie zaszkodzi spróbować, tym bardziej, że naprawdę miło nam się pisało.
- Och Alice! To życzę ci powodzenia i ma nadzieję, że to nareszcie będzie ten jedyny! – przytuliłam ją z całych sił. Naprawdę życzyłam przyjaciółce szczęścia w miłości. Szczególnie po tym, jak niechcący rozwaliłam jej poprzedni związek...
- Dzięki, ja też!
- Ale mam tylko jeszcze pytanie. A co z Billem? Już ci przeszło? – zapytałam. Wydawało mi się, że to poważna sprawa, a jednak Alice skacze z kwiatka na kwiatek.
- Skończyłam z nim. Zresztą nadal jest żonaty, a ja za zajętych się nie biorę. Co to by było, żeby kobieta kobiecie takie rzeczy robiła. Później się jeszcze spełni to przysłowie jak Kuba Bogu tak Bóg Kubańczykom.
Po drugie no mieszka on jednak bardzo daleko, w Australii. Nie może się przeprowadzić do nas ze względu na swoja pracę, a ja nie chcę wyjeżdżać. Nigdy cię nie zostawię. Nigdy – popatrzyła na mnie oczami wypełnionymi miłością. Ona jest moim aniołem stróżem.
- Dziękuję – Alice zamilkła. Najwidoczniej chciała coś jeszcze powiedzieć, ale nie wiedziała, czy to dobry pomysł. – Hej! Ziemia do Alice! Jaki jest ostatni powód, dla którego zrezygnowałaś z Billa?
- On twierdzi, że ja nadal jestem zakochana w kimś innym, a on nie chce być tylko pobocznym, zastępczym kochankiem.
- Och... Alice, ale czy ty faktycznie nie czujesz już nic do...
- Przestań – przerwała mi. – Nie chcę już więcej o nim rozmawiać – przyszło powiadomienie na telefon mojej przyjaciółki. Odczytała je i uśmiechnęła się szeroko. – Przyjechał po mnie i stoi już pod apteką więc idę. Pa! – szybko prysnęła się jeszcze perfumami, po czym założyła płaszcz i wyszła z domu.
Miejmy nadzieję, że w końcu będzie to jakiś normalny, przyzwoity gość. A tymczasem to ja idę w końcu wyszykować sią na spotkanie z Draco, bo zaraz się nie wyrobię.
D***
Punktualnie o 18:30 stanąłem przed wejściem do mieszkania dziewczyn. Jeszcze raz poprawiłem mój granatowy krawat, idealnie komponujący się z gładką, jasnoszarą koszulą, i zadzwoniłem domofonem.
Po chwili drzwi otworzyła mi Hermiona. Wyglądała oszałamiająco. Prosta, czerwona sukienka, sięgająca trochę za kolano, idealnie podkreślała wszystkie zalety jej sylwetki. Piękne, rozpuszczone włosy dodawały jej uroku, a szeroki uśmiech rozświetlał jej buzię. Zapach jej kwiatowych perfum uderzył we mnie, wprawiając mnie w jeszcze lepszy nastrój.
- Cześć, pięknie wyglądasz, Herm – zacząłem.
- Hej, dziękuję... ty też całkiem, całkiem – odpowiedziała lekko zmieszana.
- Dzięki, mam jeszcze coś – zza pleców wyciągnąłem dwie czerwone róże, których odcień przypadkowo był taki sam jak na sukience dziewczyny. – Jedna dla ciebie, a druga dla Alice.
- Dziękuję bardzo – wzięła ode mnie kwiat. – Są przepiękne. Wstawię je do wazonu i możemy ruszać – cofnęła się do mieszkania.
- Mam dzwonić po taksówkę? – zapytałem.
- Nie. Zamówiłam już piętnaście minut temu, za chwilę powinna przyjechać – wróciła z płaszczem i zamknęła mieszkanie. Jak na prawdziwego dżentelmena przystało, pomogłem założyć jej wierzchnie odzienie. – Dzięki.
- Nie ma za co. Schodzimy na dół?
- Tak, możemy już w sumie zejść.
- A właśnie, gdzie tak w ogóle jest Alice? Do pracy ją zagonili czy co? – wsiedliśmy do windy i zaczęliśmy zjeżdżać na parter.
- Do jakiej pracy, człowieku, Alice ma świętą zasadę, że na żadne nadgodziny się nie zapisuje. Uważa, że za dużo już ich przepracowała w młodości i wystarczy jej na całe życie. Zresztą zawsze powtarza, że jeśli masz wybór skorzystać z rozrywki, a zanudzać się codziennymi obowiązkami to należy wybrać rozrywkę. Sądzi, że człowiek powinien żyć przede wszystkim dla siebie i swoich przyjemności, dlatego dzisiaj poszła na randkę.
- Na randkę? Nie wiedziałem, że się z kimś umawia – powiedziałem zaskoczony.
- To świeża sprawa, poznała tego faceta na portalu randkowym i dzisiaj mają pierwsze spotkanie.
- No to nieźle się zapowiada. Miejmy nadzieję, że spędzi wieczór równie miło jak my.
- A skąd wiesz, że nam uda się spędzić go przyjemnie? – zapytała z zadziornym uśmieszkiem.
- W takim miłym towarzystwie musi być przyjemnie – zaśmiałem się szczerze. Wysiedliśmy z windy, a po chwili siedzieliśmy wygodnie w taksówce w drodze na spektakl.
D***
Dwadzieścia minut później staliśmy już przy kasie biletowej. Teatr był dużo mniejszy niż ten, który odwiedziliśmy ostatnim razem, jednak również posiadał swój urok. Czarna podłoga. Lekko niebieskie ściany, a na nich porozwieszane zdjęcia z różnych występów. Pod ścianami stały różnokolorowe ławki dla gości. Było naprawdę przytulnie.
- Herm, bez sensu będziesz ze mną stała w tej kolejce. Usiądź sobie, a ja za chwilę przyjdę z biletami – zacząłem.
- No dobra, to pójdę pooglądać te rozwieszone zdjęcia – odpowiedziała i ruszyła w stronę kompozycji, a ja stanąłem w kolejce.
Chwilę później, z zakupionymi biletami, ruszyłem na poszukiwanie Hermiony. Wypatrzyłem ją w tłumie. Stała i rozmawiała z jakąś parą. Ale chwila. Ten gość strasznie mi kogoś przypomina. Czy to...? A niech mnie. To chyba rzeczywiście ten typ. W takim razie trzeba uratować damę z opresji.
H***
Przyglądałam się wystawie zdjęć, kiedy nagle ktoś klepnął mnie w ramię. Natychmiast się odwróciłam i własnym oczom nie mogłam uwierzyć.
Przede mną stał John z jakąś młodą, opaloną dziewczyną. O ile on wyglądał jak zwykle dobrze, to dziewczyna chyba przesadziła z solarium, bo jej skóra zaczęła bardziej przypominać chrupiącą panierkę kurczaka niż ludzki narząd. Pominę milczeniem jej spalone, platynowe włosy oraz wielkie usta niczym jak u jakiejś rybki z ferajny. I jeszcze te brwi wyglądające, jakby namalowała je sobie markerem permanentnym, dramat. Do tego ciekawego wyglądu doliczyć można było bardzo skąpą sukienkę i wielki dekolt, w którym naprawdę każdy mógłby utonąć. Przyznam, że John ma dość dziwny gust.
Przybrałam na twarz sztuczny uśmiech i, niestety, rozpoczęłam z nimi rozmowę.
- John – spróbowałam zabrzmieć wesoło, jednak nie najlepiej mi to wyszło. – Co za niespodziewane spotkanie. Też przyszedłeś na dzisiejszy spektakl? W dodatku z dziewczyną. Gratuluję.
- Z narzeczoną, spotykamy się już od trzech miesięcy – dziewczyna w prędkością światła podsunęła mi pod nos pierścionek z ogromnym diamentem. Ładna błyskotka. Tylko czy on chciał się ze mną przespać, będąc zaręczonym? Czy on w ogóle posiada narząd, zwany mózgiem, pod tą swoja ładną powłoką? Czy ma tam tylko trociny?
- Bardzo ładny pierścionek...
- Summer jestem – przerwała mi dziewczyna, po czym wyciągnęła do mnie drugą rękę, którą z niechęcią uścisnęłam. Jakie imię. Idealnie do niej pasuje. Niech mi jeszcze ktoś powie, że jest ratowniczką wodną niczym ze „Słonecznego patrolu" i mieszka na plaży.
- Hermiona – przywitałam się.
- A więc, Hermiono, co cię tutaj sprowadza? Przyszłaś sama czy może z tą swoją stukniętą przyjaciółeczką Alice? – zapytał wrednie John. Najwidoczniej chciał, żebym poczuła się niekomfortowo i trochę mu się udało.
- Yyy, właściwie to...
- Hej, kochanie, przepraszam, że musiałaś tak długo czekać – nagle zza moich pleców wyskoczył Draco, złapał mnie w tali, przyciągnął do siebie i dał buziaka w policzek. Mrowienie przeszło mnie po całym ciele. – Draco Malfoy, narzeczony Herm – przedstawił się parze, a mnie wbiło w podłogę.
- Tak, tak, bardzo mi miło... – zmieszał się John. – Nie wiedziałem, Hermiona, że się z kimś spotykasz.
- A widzi pan, co za niespodzianka – zaśmiał się Draco. Wyszło mu to nadzwyczaj naturalnie.
- Ale chyba musicie być razem od niedawna, skoro tak drżycie pod wpływem swojego dotyku. Takie szybkie zaręczyny, tak? – uśmiechnął się wrednie, po raz kolejny, John i mocniej przyciągnął do siebie Summer.
Chciałam mu coś odpowiedzieć, jednak tym stwierdzeniem kompletnie wybił mnie z rytmu rozmowy i jedyne, co mogłam zrobić, to patrzyć się na niego ja sroka w gnat. Draco natomiast nie wydawał się wyprowadzony z równowagi, a wręcz przeciwnie – wyglądał na rozbawionego.
- A nie do końca. Tak szczerze to wolałem się teraz nie przyznawać, żeby nie zawstydzić mojej kocicy, ale skoro już zauważyliście to musicie wiedzieć, że płynie między nami teraz takie – ściszył głos – silne napięcie seksualne, że aż nami telepie – mina Johna była bezcenna. Cała radość zeszła z jego twarzy, zrobił się czerwony i pot oblał jego czoło. – Teoretycznie moglibyśmy znaleźć jakieś ustronne miejsce w łazience lub w pokoju dla personelu, ale chyba jesteśmy zgodni, że to by było dość niestosowne. Przecież nie jesteśmy jakimiś neandertalczykami. Jeszcze jakaś zazdrosna parka by nas nakryła i żałowała, że nie jest na naszym miejscu. Poza tym w końcu przyszliśmy tu dla sztuki, nad zwierzęcymi rządzami możemy zapanować, aż wrócimy do domu – wymownie spojrzał na zegarek.
– O! Już dziewiętnasta. Za chwilę zaczynie się spektakl. Państwo przeproszą, ale my będziemy już iść na salę. Do widzenia! – pożegnał się i razem ruszyliśmy w stronę wejścia do sali.
- Draco – zaczęłam, gdy odeszliśmy na bezpieczną odległość – powiem ci, że pięknie go zgasiłeś. Szczęka mu normalnie uderzyła o podłogę. Gdyby Alice to zobaczyła to pękłaby ze śmiechu.
- A dziękuję, dziękuję. Ty już raz byłaś moja narzeczoną, więc teraz naszła moja kolej, a ratowanie dam z opresji to mój obowiązek i sama przyjemność – zaśmiał się. – To był John, prawda?
- Tak! Skąd wiedziałeś? – zapytałam zaskoczona.
- Jest bardzo podobny do pani Lopez. Gdy cię z nim zobaczyłem to wiedziałem, że muszę interweniować. Rąbnięty zbok. Gdyby nie to, że jesteśmy w teatrze, to już dawno bym mu przyłożył.
- Daj spokój. Przestańmy o nim myśleć i bawmy się.
- Dobrze, masz rację, nie ma co zaprzątać sobie głowy jakimiś debilami.
Weszliśmy na salę. Większość gości już przyszła, widownia była prawie całkowicie zajęta. Po chwili odnaleźliśmy i zajęliśmy swoje miejsca. Usiedliśmy w trzecim rzędzie, więc wiedziałam, że będziemy wszystko dobrze widzieć i słyszeć.
- Świetne miejsca – zaczęłam.
- Tak, zgadzam się. Udało mi się je kupić w ostatniej chwili, bo ktoś wcześniej z nich zrezygnował. Tak to musielibyśmy siedzieć co najmniej cztery rzędy dalej – przyznał Draco. – Powiem ci, że piękny jest ten teatr. Taki mały, klimatyczny. Myślałem, że nie uda mi się takiego znaleźć w Londynie, a jednak. W Seattle większość teatrów jest dość duża, żeby pomieścić jak najwięcej widzów. Udało mi się znaleźć tylko jeden bardziej kameralny. Chodziłem tam z Bri... chodziłem tam tak często, że po pewnym czasie zaczynałem zapamiętywać konkretne spektakle i kwestie postaci. A raz nawet jeden aktor nie mógł dojechać, bo zepsuło mu się auto i wzięli mnie! – zaśmiał się szczerze. Opowiadał to z taką pasją i zaangażowaniem, że nie mogłam przestać na niego patrzeć i sama się uśmiechać. – To było niesamowite, naprawdę. Pewnego razu dostałem nawet półroczną zniżkę na wszystkie przedstawienia, jako stały klient.
I szczerze myślałem, że jak już tutaj przyjadę, to będę miał większy problem ze zrozumieniem Brytyjczyków i tego waszego akcentu. Szczególnie obawiałem się tego w kwestii teatrów, a o dziwo nie mam z tym najmniejszego problemu. Dziwne, co nie?
- Wiesz, ty masz amerykański akcent, ale nie aż tak duży jak inni. Jesteś pewien, że nikt z twojej bliższej rodziny nie jest Brytyjczykiem? – zapytałam zaciekawiona. – Musiałeś mieć jakiś bliższy kontakt z tym akcentem, bo masz jego przebłyski w wymowie.
- Nic mi o żadnych Brytyjczykach w rodzinie nie wiadomo. Mój jeden wykładowca ze studiów pochodził z Anglii, może to przez niego? Trudno powiedzieć – w tej chwili Draco spojrzał na coś za moimi plecami i uśmiech od razu zszedł z jego twarzy. – Nie no to jest chyba jakiś głupi żart.
Odwróciłam się i zobaczyłam Johna oraz Summer, tak właśnie TĘ dwójkę, która zajmuje miejsca OBOK NAS. Jakby tego było mało, to właśnie mężczyzna usiadł obok mnie, a nie ta jego dziewczyna z jakiegoś horroru na plaży.
- Hermiona! Co za zbieg okoliczności! Nie dość, że ten sam dzień i godzina, ten sam teatr to jeszcze miejsca obok siebie! Świetnie się złożyło, będę mógł ci opowiedzieć o moim nowym koniu...
- Tak, tak, pamiętam. Ogier pełnej krwi angielskiej...
- Piękny ogier! – przerwał mi John.
- Tak, piękny... - potwierdziłam niechętnie. Światła zaczęły gasnąć i znalazłam w tym swoją szansę. – Wiesz, John, spektakl się zaczyna, więc chyba będziemy musieli kontynuować naszą rozmowę później – powiedziałam i odsunęłam się, najbardziej jak to możliwe, w stronę Draco.
- Nie chcesz się zamienić miejscami? – wyszeptał mi do ucha.
- Oczywiście, że chcę, ale jak to niby uzasadnię?
- To już zostaw mnie – wstał i zaczął mówić trochę głośniej, żeby John wszystko usłyszał. – Kochanie, nie chcesz się zamienić ze mną miejscami? Przed tobą usiadł taki wysoki mężczyzna, że nic nie będziesz widzieć – spojrzałam przed siebie i faktycznie: miejsce przede mną zajął gość, który miał jakieś dwa metry wzrostu. – Ja jestem od ciebie wyższy to lepiej sobie z tym poradzę – podał mi rękę.
- Dobry pomysł, kochanie – ujęłam ją. Lekki dreszcz przeszedł mnie po kończynie, ale nie zwróciłam na niego większej uwagi i zamieniłam się z Draco miejscami. Usiedliśmy, jednak on nie puścił mojej dłoni. Na początku miałam się wyrwać, jednak po chwili uznałam, że jest to nawet przyjemne i nie zamierzałam zmieniać tej pozycji. Napięcie, jakaś nieodgadniona energia, przechodziła między naszymi dłońmi.
Spojrzałam na Johna. Jego wyraz twarzy wyglądał, jakby właśnie zjadł całą cytrynę razem ze skórką.
- Proszę się nie przejmować, jeszcze zdąży pan porozmawiać z Herm – zaczął Draco do mężczyzny.
– Malfoy – podał mu wolną rękę.
- Lopez – uścisnął ją niechętnie. – Herm? – zapytał. – Co to ma znaczyć?
- To taki słodki skrót imienia mojej ukochanej – uśmiechnął się. – Bardzo bym chętnie dłużej z panem porozmawiał, panie Lopez, ale przedstawienie czas zacząć.
Wszyscy w końcu umilkliśmy, a na scenę weszła aktorka. Piękne, blond włosy związane miała w warkocz, a na sobie miała lekką i zwiewną sukienkę w kolorze wanilii.
- Jak w ogóle nazywa się to przedstawienie? – szepnęłam do Draco.
- „Romeo i Julia we współczesności" – odparł.
- Dlaczego wybrałeś akurat to?
- Bo „Romeo i Julia"* to książka, którą omawiałaś na moim pierwszym spotkaniu klubu książki, a to jest nasze pierwsze wspólne wyjście do teatru we dwójkę – uśmiechnął się, a ja poczułam, że na moje policzki wypłynęły krwiste rumieńce.
- Witam wszystkich – zaczęła aktorka – jestem Julia i zapewne wszyscy mnie znacie. A to jest mój ukochany, Romeo – na scenę wbiegł wysoki, przystojny mężczyzna. – Nie, nie ty, Parysie – odepchnęła go. Po chwili przybiegł drugi mężczyzna, równie przystojny, co ten poprzedni. – Romeo! – dziewczyna rzuciła się na niego i złożyła na jego ustach pocałunek.
- Witaj Julio! – odpowiedział. – I witam wszystkich! Zapraszam do poznania naszej historii... Julio, szybko! Uciekajmy, bo Parys dzwoni już po naszych rodziców – razem zbiegli ze sceny.
- Zapowiada się świetnie – mruknął podekscytowany Draco.
D***
Przedstawianie było niesamowite! Powtarzam jeszcze raz: niesamowite! To wplatanie w tradycyjną historię różnych współczesnych wynalazków technologicznych, jak telefony, komputery, wyszło im świetnie. Nie było rozmowy pod balkonem, a korespondencje pod różnymi, tajnymi mailami, rozmowy telefoniczne z innych numerów. Wszystko było naprawdę zabawne, a jednak historia i ogólny sens został zachowany.
Na scenę znowu weszli aktorzy, odgrywający tytułowe postacie, ubrani w białe i zwiewne stroje. Jak się potem okazało, ich ubiór tak wyglądał, ponieważ byli już w niebie.
- Szanownie dziękujemy wszystkim za przybycie i poznanie naszej historii – zaczęła dziewczyna.
- Było nam niezmiernie miło ją zaprezentować – dokończył mężczyzna. – I pamiętajcie: dobrze sprawdzajcie swoje maile i uważajcie, do kogo wysyłacie wiadomości, żeby nie wyszło jak w moim przypadku – widownia wybuchła śmiechem na wspomnienie romantycznej wiadomości Romea, wysłanej przez przypadek do jego własnej ciotki, a nie do Julii.
- Jeszcze raz dziękujemy i do zobaczenia w krótce – aktorzy ukłonili się i zeszli ze sceny, a salę wypełnił dźwięk klaskania.
Wstaliśmy razem z Herm, a ona zaczęła ciągnąć mnie w stronę wyjścia z teatru.
- Coś się stało? – zapytałem.
- Nie, chcę tylko szybko uciec od Johna, żeby nie musieć prowadzić z nim kolejnej, durnej rozmowy – przy wejściu, pierwszy raz od dwóch godzin, puściliśmy swoje ręce. Napięcie, które ciągle między nami płynęło, nagle ustąpiło.
Ubraliśmy płaszcze i wyszliśmy na zewnątrz.
- Zamówmy taksówkę – już zacząłem wyciągać telefon, gdy dziewczyna przecząco pokręciła głową.
- Zamówiłam ją już jak kupowałeś bilety. Uznałam, że później będzie taki tłok i oblężenie, że będziemy musieli wracać na piechotę – odpowiedziała i wskazała na srebrny samochód z napisem „taxi". – To pewnie ona. Chodź, idziemy – i razem poszliśmy, po czym usiedliśmy na tylnych siedzeniach samochodu.
- Dobry wieczór, państwo mieli umówioną taksówkę na 21:10? – zapytał kierowca.
- Tak, to my – przyznała Herm.
- Dobrze, kurs tam, gdzie się umawialiśmy, tak?
- Dokładnie – odparła dziewczyna.
Już zaczęliśmy odjeżdżać, gdy za pojazdem zaczął biec John i krzyczeć:
- Złodzieje taksówki!
- Herm – szepnąłem. – Czy to na pewno nasza taksówka?
- Nie wiem – powiedziała przerażona Hermiona. – Byłam przekonana, że tak. Miała być srebrna i na 21:10.
- Przepraszam – zaczął taksówkarz. – Pan Lopez?
Pytanie mnie zamurowało. Czyli to jednak jest pojazd zamówiony przez Johna! Co za masakra! I co ja mam mu teraz odpowiedzieć? Jak powiem, że nie to nas wywali, a jak powiem, że tak to w sumie nie wiadomo, gdzie nas wywiezie.
- Tak, to ja – zaryzykowałem. Miejmy nadzieję, że mężczyzna chciał z narzeczoną odwiedzić matkę i jedziemy pod właściwy adres.
- A to dobrze, bo już się zastanawiałem, co to za koleś tak biegł za nami.
- Jakiś wariat. W tych czasach szaleńców nie brakuje – odparła Hermiona. Popatrzyliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem. Niezła przygoda na zakończenie naszego wyjścia. Teraz miejmy tylko nadzieję, że dojedziemy do domu.
H***
Na całe szczęście John chciał pojechać do Kate, więc taksówkarz dowiózł nas pod właściwy adres. Zapłaciliśmy gotówką, żeby nie miał żadnych dowodów, że to nie my zamówiliśmy jego usługę i ruszyliśmy do windy.
W taksówce ciągle rozmawialiśmy o znakomitym spektaklu i śmialiśmy się z miny Johna, gdy zauważył, że odjeżdżamy zamówionym przez niego pojazdem. Ta chwila była bezcenna, a dzięki niej, bez użycia siły, utarliśmy mężczyźnie nosa. Dawno nie czułam się tak szczęśliwa, jak teraz.
- Draco, powiem ci szczerze, to był jeden z najlepszych wieczorów w moim życiu – śmiałam się.
– Koniecznie musimy to kiedyś powtórzyć. To już postanowione!
- Oczywiście. Mi też się bardzo podobało. Może powinniśmy zrezygnować z wieczorków filmowych na rzecz tych spędzonych w teatrze? – zaproponował.
- Tak! To genialny pomysł! – stanęliśmy przed moim drzwiami do mieszkania, a ja zaczęłam szukać kluczy. – Wejdziesz na herbatę?
- Chciałbym, ale muszę się jutro wyspać do pracy, zaczynam z samego rana. A wiesz, że nasze wieczorne spotkania nigdy nie kończą się przed północą.
- No dobra, to na razie – nastała między nami chwila ciszy. I wtedy to usłyszałam.
Płacz.
Głośny szloch dochodzący zza zamkniętych drzwi mojego mieszkania.
- Słyszysz to? – zapytał się mnie zaniepokojony Draco.
- Alice – wyszeptałam i zastrzyk adrenaliny momentalnie pojawił się w moich żyłach.
Wysypałam wszystkie rzeczy z torebki na podłogę i znalazłam klucze. Podniosłam je z ziemi i próbowałam wsadzić do zamka od drzwi, jednak ręce tak mi drżały, że nie byłam w stanie tego zrobić.
- Daj – Draco wziął ode mnie narzędzie i po kilku próbach udało mu się otworzyć wejście do mieszkania.
Z szaloną prędkością weszliśmy do środka i wtedy ją zobaczyliśmy.
Alice siedziała pod ścianą z kolanami podciągniętymi pod brodę. Płakała, a cały makijaż spływał jej po twarzy. Jej lewy nadgarstek był bardzo opuchnięty i widać było, że każdy ruch ręką sprawia jej ból.
Natychmiast podeszłam do dziewczyny i objęłam ją.
- Alice! Co się stało?! – zaczęłam krzyczeć. Byłam tak zestresowana, że nie potrafiłam zapanować nad swoimi emocjami.
- Herm, spokojnie, tylko bardziej ją stresujesz. Odsuń się trochę i daj jej odetchnąć – poradził mi Draco. Wstałam i odeszłam na kilka kroków, a chłopak ukucnął przed moją przyjaciółką.
- Dla... dlaczego zawsze muszę tra... trafić na jakiegoś dupka, któ... któremu zależy tylko na je... jednym – próbowała wydukać coś sensownego pomimo szlochu.
- Alice, co się stało? – Draco złapał ją lekko za zdrową rękę. – Byłaś na tej randce, tak? – twierdząco kiwnęła głową. – I co dalej? – dziewczyna otarła trochę łzy, wzięła kilka głębokich wdechów i zaczęła mówić.
- Poszłam na tę randkę i na początku było świetnie. Podjechał po mnie samochodem. Wyglądał tak jak na zdjęciach, więc w końcu nie zawiodłam się jak na takim jednym starym zgredzie, który ustawił sobie jakiegoś modela na profilowym.
Pojechaliśmy do restauracji i wszystko szło w jak najlepszym kierunku. Miło nam się rozmawiało, zamówiliśmy smaczne jedzenie. Sam zaoferował, że za wszystko zapłaci. Jedynie dziwne wydało mi się to, że ciągle dolewał mi wina, ale pomyślałam, że może chce, żebym się dobrze bawiła.
Wszystko się popsuło, gdy mieliśmy wychodzić z restauracji. Złapał mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć do samochodu. Twierdził, że skoro on za wszystko zapłacił to teraz ja mu się muszę odwdzięczyć – szloch znów wziął górę nad Alice. Ja sama ledwo powstrzymywałam łzy. – Tak... tak mocno mnie złapał za tą rękę, że... że w życiu nie byłabym w sta... stanie jej wyrwać.
Jakieś starsze małżeństwo po... podeszło się nas zapytać, czy... czy wszystko w porządku i jak zoba... zobaczyli, że nie to... to mnie od niego odciągnęli i za... zawieźli do domu – dziewczyna zaczęła coraz bardziej płakać. – Już nigdy nie znajdę nikogo takiego jak Marcus! Rozumiesz Hermiona?! NIGDY! Na zawsze zostanę sama albo mnie ktoś w końcu zgwałci, zamorduje i porzuci w lesie!
- Alice, nie mów tak – próbował uspokoić ją Draco. – Chodź, zabiorę cię do twojej sypialni – wziął ją delikatnie na ręce. – Herm, zdejmij jej te szpilki – podeszłam do nich i zdjęłam buty z jej stóp. – Który to jej pokój?
- Ostatni po prawo – odpowiedziałam.
- Okej... zaniosę ją, a ty przynieść jakiś bandaż, lód i maść chłodzącą. Trzeba jej w miarę opatrzeć ten nadgarstek, żeby rano nie było jeszcze gorzej. I weź może jeszcze jakieś tabletki nasenne, jeśli macie. Będzie jej się lepiej spało – powiedział po czym, z Alice na rękach, ruszył w stronę jej pokoju. Nogą otworzył drzwi i wszedł do środka, a ja udałam się po wszystkie potrzebne lekarstwa.
Ręce nadal niemiłosiernie mi się trzęsły. Dlaczego Alice? Dlaczego po tym, jak zrujnowała przeze mnie swój związek, to nie może znaleźć nikogo, kto ją pokocha? Dlaczego wszechświat tak bardzo się na niej mści za wszystkie dobra, których dokonała?
Wzięłam wszystko i ruszyłam do pokoju. Uchyliłam lekko drzwi i ujrzałam jeden z najbardziej wzruszających widoków w moim życiu. Draco i Alice siedzieli na łóżku. Byli lekko przytuleni do siebie. Dziewczyna nadal płakała, a chłopak delikatnie głaskał ją po głowie w celu uspokojenia jej emocji.
Podniósł głowę i nasze spojrzenia się spotkały, a motyle zatrzepotały skrzydłami w moim brzuchu.
- Mam wszystko – podeszłam do nich i usiadłam na drugim końcu posłania.
- Świetnie – Draco wziął ode mnie rzeczy. – Alice, daj mi swoją rękę – powiedział i ujął dłoń dziewczyny. Obłożył ją lodem, a między nami wszystkim zapadła kilkuminutowa, grobowa cisza. Nikt nie wiedział, co ma powiedzieć w tym momencie.
- Alice – zaczęłam – moim zdaniem powinnaś z tym iść na policję. Nie może tak być, że jakiś koleś zaprasza cię na kolację, a później oczekuje nie wiadomo czego w zamian. To chore i obrzydliwe.
- Też tak uważam – poparł mnie Draco, po czym delikatnie zaczął smarować rękę Alice maścią, a następnie zawinął jej usztywniająco bandaż. – Nie powinnaś tak tego zostawiać. Miałaś dużo szczęścia. Nie chcesz chyba, żeby jakąś dziewczynę spotkało to samo – podał jej szklankę z wodą i tabletki nasenne.
- Dajcie mi spokój – łyknęła lekarstwo i położyła się na łóżku. Wyjęłam koc z jej szafy i przykryłam ją. – Nie mam czasu ani ochoty latać po jakiś komisariatach. Jedyne, czego teraz chcę, to zasnąć i zniknąć stąd chociaż na chwilę...
- Dobrze, to ja poczekam, aż zaśniesz, a ty idź nam, Herm, zrób jakiejś herbaty – powiedział Draco, a ja ostatni raz spojrzałam na przyjaciółkę i ruszyłam do kuchni.
Szybko zrobiłam dwa kubki gorącego napoju i usiadłam przy stole. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w uspokajającą ciszę. Wzięłam kilka głębokich wdechów, żeby uspokoić myśli i ciało.
Chwilę później wszedł Draco i usiadł naprzeciwko mnie.
- Co za chuj – mówił zdenerwowany.
- Alice zasnęła? – spytałam.
- Tak, zasnęła, wszystko okej. Ale serio, czy tych wszystkich facetów to ostatnio popierdoliło? Czy to może z tymi Europejczykami jest coś nie tak? No bo zobacz. Najpierw ten John wyskakuje z jakimiś sprośnymi propozycjami, później temu korba odbija. Ja nie wiem, co się dzieje –oparł głowę na rękach.
- Ja też nie wiem. Alice nie ma ostatnio szczęścia do facetów. Jeden żonaty, drugi jakiś głupi bez mózgu. Jeszcze ten się napatoczył. Wszystko do dupy – wzięłam łyk herbaty.
- Dokładnie. A kto to jest ten cały Marcus? Kim on jest? – zapytał Draco.
Odwróciłam głowę i wpatrywałam się w ciemność za oknem. Miałam taką wielką nadzieję, że zapomniał o tym albo nie usłyszał, gdy Alice to mówiła. Ale jednak. Nie chciałam o tym mówić by znów nie rozdrapywać starych ran.
- Hermiona? – złapał mnie za dłoń, a mnie przeszedł lekki dreszcz. Natychmiast ją wyrwałam. – Kto to jest? – wstałam i stanęłam przy oknie plecami do niego.
- Marcus to były chłopak Alice. Zaczęła z nim chodzić jak obydwoje mieli po piętnaście lat i mieszkali jeszcze w Irlandii. Na jej dziewiętnaste urodziny mieli wyprowadzić się do Londynu i zamieszkać tutaj w tym mieszkaniu.
- Co poszło nie tak?
- Alice miała jakąś operację, już teraz nie pamiętam dokładnie jaką. Ale musiała przyjechać do Londynu z Irlandii, bo w tutejszym szpitalu był lepszy specjalista. Wszystko poszło dobrze, miała wyjść za kilka dni tylko, że wtedy poznała mnie – wzięłam kolejny łyk herbaty. – Bardzo chciała mi pomóc, dlatego porozmawiała z Marcusem, a on zgodził się, żeby opóźnić swoją przeprowadzkę do Londynu, a ja dzięki temu będę mogła pomieszkać z Alice przez jakiś czas. Tylko, że kilka tygodni zamieniło się w prawie półtora roku i chłopak nie chciał już czekać. Nie widział Alice ani razu przez ten okres, bo ona przez cały czas zajmowała się mną. Zaczęła też tutaj pracować i studiować. Nie miała nawet chwili wolnego czasu, żeby do niego pojechać.
Więc w końcu postanowili, że Marus wprowadzi się do nas. Na początku wszystko szło dobrze, widać było, że Alice jest z nim dużo pogodniejsza i szczęśliwsza – wzięłam głęboki wdech. – Tylko później z moim coraz bardziej pogarszającym się stanem psychicznym, oni zaczęli się coraz częściej kłócić. Nie było praktycznie dnia bez jakiejś awantury. Ciągłe wrzaski i wyrzuty. Tę atmosferę można było pokroić nożem...
Nagle w mojej głowie pojawiło się okropne wspomnienie...
- Czy choć raz nie możesz mi trochę pomóc!? Chciałam iść do kina z koleżankami, ten jeden głupi wieczór chcę mieć dla siebie! Naprawdę nie jesteś w stanie poświęcić się na te kilka pieprzonych godzinek i posiedzieć z nią sam w domu?! – słyszałam krzyki Alice. – Ciągle to ja ją pilnuję, robię wszystko, żeby się nią jak najlepiej zająć i liczyłam na jakieś minimalne wsparcie z twojej strony. Ty też mógłbyś coś poświęcić do cholery!
- Przypominam ci tylko, że to ty ją tu ściągnęłaś, a nie ja! To nie był mój pomysł! I nie zamierzam płacić za twoje głupstwa! – tym razem był to głos Marcusa. – Doskonale wiesz, jak ciężkie jest dla mnie przebywanie w jej towarzystwie, a i tak mnie na to skazujesz! Powinnaś się cieszyć, że w ogóle daję radę!
Nie mogłam dłużej słychać tych krzyków. Chciałam nalać sobie wody dla orzeźwienia do plastikowego kubeczka, gdy wtedy to zobaczyłam. Zwykły nóż, który używa się do jedzenia. Wzięłam go i lekko dotknęłam palcem ostrej strony. Nie była nawet taka tępa, jakiej się można było spodziewać. A gdyby tak pokazać im ten sztuciec i zaproponować zakończenie mojego życia? Może zgodziliby się i dzięki temu byliby szczęśliwi? I ja również.
Ruszyłam do sypialni pary, z której ciągle dochodziły krzyki. Lekko zapukałam do drzwi i momentalnie zapadła cisza. Wejście do pokoju otworzyła mi Alice.
- Coś się stało, Hermiona? Czegoś potrzebujesz? – zapytała.
- Chciałam tylko powiedzieć, że chyba znalazłam rozwiązanie naszych problemów – zza pleców wyjęłam nóż i pokazałam go dziewczynie. Jej oczy zrobiły się wielkie jak monety. Chwilę stała nieruchomo, po czym oprzytomniała i jednym, płynnym ruchem wyrwała mi narzędzie z ręki.
- Gdzie to znalazłaś? – zapytała ostro.
- Leżało na blacie w kuchni... - powiedziałam cicho, jednak Alice doskonale usłyszała moją odpowiedź. Z prędkością światła podskoczyła do swojego chłopaka i strzeliła mu z liścia z całej siły.
- CZY TY SOBIE ŻARTUJESZ?! – wrzasnęła. – Odbiło ci, idioto?! Zostawiłeś nóż na blacie?! Czy ty jesteś głupi?! Przecież ona mogła sobie nim podciąć żyły, a my zorientowalibyśmy się dopiero po fakcie! Myślisz, że po co mamy te wszystkie szafki zamykane na klucz?! Żeby właśnie chować, powtarzam chować, do nich wszystkie ostre i niebezpieczne rzeczy! Gdyby sobie coś zrobiła to nigdy bym ci tego nie wybaczyła, rozumiesz?!
- A ja nigdy ci nie wybaczę, że rujnujesz nasz związek dla jakiejś jebniętej wariatki, którą znasz zaledwie kilkanaście miesięcy! Kto jest dla ciebie ważniejszy?! Ja czy ona?! – wpatrywał się w nią, chcąc usłyszeć odpowiedź, ale się jej nie doczekała. Alice stała jak zaklęta i widać było, że nie wie, co ma powiedzieć. – Wiesz, liczyłem na to, że chociaż w tej kwestii wybierzesz mnie – ruszył do wyjścia, odsunął mnie w przejściu, po czym wyszedł z mieszkania, mocno trzaskając drzwiami.
Jedna samotna łza spłynęła po lewym policzku dziewczyny. Szybko ją otarła i przybrała na twarz sztuczny uśmiech.
Marcus wrócił następnego dnia tylko po swoje rzeczy i nigdy więcej już go nie widziałam. Za to codziennie, przez następne kilka tygodni, słyszałam płacz Alice, dochodzący z jej pokoju. I to wtedy poczułam się jeszcze gorzej, choć myślałam, że jest to już niemożliwe...
D***
- Hermiona? Hermiona? – podszedłem do dziewczyny i lekko ją szturchnąłem. Dreszcz przeszedł mnie po plechach, a dziewczyna ocknęła się z zamyślenia. – Zawiesiłaś się na chwilę.
- Ach tak. Przepraszam – odparła i napiła się herbaty. – Na czym skończyłam?
- Na tym, że Alice z tym swoim chłopakiem strasznie się kłócili.
- A, racja. Kontynuując, doszło kiedyś do tak wielkiej kłótni, że w końcu się rozstali. Alice strasznie to przeżyła, co również odbiło się w negatywny sposób na mnie. Próbowali się jeszcze zejść, gdy przez te dwa miesiące byłam w szpitalu, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Marcus wrócił do Irlandii, a Alice została tu ze mną, w Londynie. Nie mają ze sobą teraz jakiegoś większego kontaktu, o ile w ogóle jakiś utrzymują, a Alice nie może znaleźć sobie żadnego chłopaka od tamtego czasu. Kilka razy niby coś tam iskrzyło, ale na tym się skończyło.
- Nie mogę uwierzyć... czy ten cały Marcus nie mógł zrozumieć, że potrzebujesz pomocy? Porzucił swoją dziewczynę dlatego, że chciała pomóc komuś innemu? – zapytałem zdezorientowany. Kolejny, któremu korba odbiła?
- To nie tak, wina na pewno nie leży po jego stronie – spojrzała na mnie – Jego brat popełnił samobójstwo w wieku szesnastu lat. Marcus miał wtedy tylko dwanaście. To była dla niego zbyt duża trauma, nie mógł wytrzymać i ciągle mnie pilnować, bo przez ten cały czas rozdrapywał swoje rany po zmarłym bracie – po jej policzku spłynęła łza.
- Herm, mam nadzieję, że nie czujesz się temu winna w żaden sposób? Byłaś chora, potrzebowałaś pomocy. To nie jest twoja wina, że się rozeszli – ruszyłem w stronę dziewczyny.
- A czyja? Tylko moja. Rozwaliłam związek najlepszej przyjaciółki, pozbawiłam szczęścia osoby, która mnie uratowała. W jakim świetle mnie to stawia?
- To oni nie potrafili się ze sobą porozumieć. Mieli kryzys i nie udało im się go zażegnać. Chodź tu – chciałem ją przytulić, ale odsunęła się ode mnie.
- Draco, idź już – powiedziała stanowczo.
- Ale...
- Powiedziałam. Idź. Chcę przez chwilę pobyć sama. Jestem zmęczona, musze sobie to wszystko ponownie poukładać w głowie. Dziękuję za niezapomniane wyjście do teatru. Było cudownie – uśmiechnęła się lekko.
- Też dziękuję. Do zobaczenia jutro – powiedziałem i ruszyłem do drzwi. Wyszedłem z mieszkania i poszedłem do siebie. Nie chciałem zostawiać jej samej, ale skoro takie było jej życzenie to musiałem je uszanować. Nie znaliśmy się jeszcze na tyle długo, żebym mógł postawić się w takiej sytuacji.
Chwilę później byłem już w moim domu. Wykąpałem się, zjadłem kolację, a następnie położyłem się i zapadłem w niespokojny sen.
*****
Cześć wszystkim! Co tam u Was? Mam nadzieję, że dobrze!!!
Kolejny rozdział za nami i powiem Wam, że mi osobiście dwa ostatnie rozdziały bardzo się podobały. Dlaczego? Bo w końcu mogliśmy zobaczyć, że Alice to nie jest tylko szalona i pozytywna wariatka, ale również dziewczyna, która poświęciła niewyobrażalnie wiele dla osoby, której prawie nie znała. Nie wiem jak to u Was wygląda, ale ja dzięki temu polubiłam ją jeszcze bardziej :)
Na zakończenie chciałbym Wam życzyć wesołych Świąt Wielkanocnych i smacznego jajka🥚🐥🐣🐰🌺🌷💐🌹🌻🌼
Miłego dnia/nocy
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top