Rozdział 9
Oskar
Mija już drugi tydzień jak jesteśmy z Paolą razem, a mnie od środka rozpiera dziwna lekkość. Nie do końca udało mi się określić jej przyczynę, ale chyba właśnie tak wygląda prawdziwe szczęście. Na które składa się wiele drobnostek stanowiących coś znacznie większego i istotniejszego.
Widok mojej ukochanej o poranku, pozwala mi wziąć głęboki oddech i dopiero teraz uświadomiłem sobie, że wcześniej nie byłem do tego zdolny. Dopiero z nią u boku zacząłem się przekonywać, jak smakuje normalność.
Wydaje mi się też, że z większym spokojem podchodzę do naszej relacji. Dzięki czemu lepiej wychodzi mi połapanie się w nastrojach Paoli i wychwytywanie drobiazgów, które wprawiają ją w niezadowolenie.
W ciągu tych kilku dni nauczyłem się wielu ważnych rzeczy. Mianowicie...
„Rób, jak uważasz" oznacza tylko spróbuj, a pożałujesz. „Zaraz wstanę" - odpierdol się i daj mi spać, albo będę chodzić wściekła jak osa. „OK, mi tam nie zależy" czyli cholernie jej zależy i czym prędzej powinienem przystać na to co zaproponowała. „Czy każde moje milczenie musi oznaczać, że jestem zła?" tak i to jak cholera! „Nie odzywaj się do mnie teraz" milcz jak grób albo przegryzę ci tętnice. „Nie mam zdania, ale jak tobie się podoba to spoko" innymi słowy nie jest spoko, bo jej się nie podoba i nie ma mowy by zmieniła zdanie. „Nie mam nic przeciwko" - wypowiedziane tym specyficznym tonem, będącym połączeniem lekceważenia i wyniosłości- oznacza: Kurwa oczywiście, że jestem temu przeciwna! „Pewnie, nie spieszy mi się" czyli rusz dupę do cholery jasnej albo walnę focha jak stąd na księżyc!
Co prawda nie wiem, jak Paola ocenia moje postępy, ale mi się wydaje, że są one niczym milowy krok ku naszej przyszłości. Przyszłości, która coraz bardziej zaczyna się kreować. Nie tylko ustaliliśmy nową datę ślubu, przyspieszoną o trzy miesiące, ale też wczoraj podpisaliśmy umowę kupna naszego domu.
Chociaż „dom" to dość pospolite określenie na posiadłość z rozległym terenem jaką kupiliśmy. A możecie mi wierzyć, że naoglądaliśmy się naprawdę wielu nieruchomości, nim ujrzałem na twarzy Paoli zachwyt mówiący jednoznacznie „To jest to czego szukamy".
A dziś moja narzeczona pojechała na pierwszą rozmowę z dekoratorką wnętrz, którą poleciła jej Delia... I choć cieszyłem się jak dzieciak z tego, że nie próbowała mnie tam zaciągnąć ze sobą to strach się bać jak bardzo nakręcona stamtąd wróci...
Bo cóż... zdążyłem się już przekonać jak w praktyce wygląda posiadanie kobiety o duszy artystki. Jednym słowem... nie tego nie da się określić jednym słowem! I choć wcześniej wydawało mi się, że to zwykłe babskie pierdolo o niczym, to szybko zrozumiałem, w jak wielkim błędzie byłem...
Otóż dla mojej ukochanej znaczenie kolorystyki i cała sama innych pierdół, których ja nie ogarniam, stanowi poważną, fundamentalną kwestię życiową. Bo wiecie ona jest projektantką... i jak się okazuje jej praca poniekąd stanowi styl jej życia, czy jakoś tak... W każdym razie odnosi się to do tego, że dla Paoli choćby połącznie dwóch nieodpowiednich kolorów jest niczym kataklizm na miarę katastrofy równej wybuchowi nuklearnemu. Nie wiem czy moje wyjaśnienia moją dla Was jakikolwiek sens, ale wierzcie mi, że sam długo nie mogłem uwierzyć w skalę jej schizy, jakiej dostaje, gdy wydarzy się coś podobnego...
Serio, to był dla mnie jakiś kosmos!
Na początku autentycznie patrzyłam na Paolę jak na UFO, gdy po powrocie z pracy z ekscytacją zasypywała mnie szczegółami swoich nowych projektów. Chciałem jej słuchać, ale od tych wywodów na temat zalet i wad materiałów, które chciała wykorzystać przy nowej kolekcji, aż mi się w głowie kręciło. Nie mówiąc już o dylemacie doboru kolorów przewodnich, czy też barw jak to określała. ... Nie kumałem ani słowa z tego co ona do mnie mówiła. Naprawdę, równie dobrze mogłaby do mnie gadać po hebrajsku czy marsjańsku. Nie byłoby dla mnie różnicy, bo tego po prostu zrozumieć się nie dało. A przynajmniej ja tego nie ogarniałem, bo być może dla osób posiadających macicę, ten zagadkowy bełkot jest bardziej zrozumiały.
W każdym razie, jako że macicy znienacka się nie dorobiłem, ani jajniki mi magicznie nie wyrosły, uczyłem się metodą prób i błędów... no dobra w dużej mierze błędów. Jednak przez to raz dwa pojąłem, że powinienem naprawdę zainteresować się tą jej paplaniną o tych wszystkich abstrakcyjnych detalach, bo dla niej ciuch nie jest jedynie ubraniem, tylko wynikiem procesu twórczego.
Tak więc zacząłem się tym interesować. Niestety, chyba trochę za bardzo... Bo wiecie, poniosło mnie i zacząłem zadawać Paoli pytania... no żeby bardziej ogarnąć sedno tego wszystkiego... cóż nie przewidziałem, że to posunięcie będzie gafą z mojej strony, bo nie wszystkie pytania okazały się być na miejscu, a te z gatunku „głupich" stanowiły dla mnie strzał w kolano..., bo zdradzały moją ignorancję w poruszanej kwestii, przez co Paola nieraz aż się zapowietrzyła z oburzenia...
Dlatego postanowiłem, że dalej będę już rozszyfrowywać wylewający się z niej potok słów w milczeniu. I byłem przy tym niezmiernie dzielny. Serio, nawet gdy od odcieni niebieskiego, które Paola wymieniała z szybkością karabinu maszynowego, miałem mroczki przed oczami, to i tak próbowałem skumać o co chodzi z tym, że niebieski nagle nie jest po prostu niebieskim. Co więcej całym sobą starałem się zrozumieć jak wielkim dylematem jest dla niej wybór pomiędzy odcieniem morski, a lazurowym, jednocześnie zachodząc w głowę jaka kurwa jest różnica pomiędzy jednym a drugim! Z drugiej strony wydawało mi się niezwykle fascynujące to jak dużo trudu kosztuje ją podjęcie decyzji w tej kwestii. Bo przecież to i to, to niebieski!!!
Kolejna rzecz, jaką pojąłem bardzo szybko to, to że dużo lepiej jest wysłuchiwać jej wątpliwości, niż strać się jej z nimi pomóc. A już tym bardziej chcieć je rozwiązać za nią...
Tylko raz popełniłem błąd, wychylając się przed szereg. Ale wtedy nie byłem jeszcze świadom jak złe było to posunięcie. Gdybym mógł cofnąć czas to zdanie „koniczynko, skoro tak cię męczy podjęcie tej decyzji, z chęcią ci pomogę" wcisnąłbym sobie z powrotem w gardło, przełknął i popił litrami piwa by nigdy więcej nie wyrwało się z moich ust...
W każdym razie pięć sekund po tym jak dopuściłem się tego wykroczenia, już wiedziałem, że nigdy więcej tego nie zrobię. Obiecałem sobie również, że nigdy więcej nie będę tak głupi...
Na swoją obronę zaznaczę, że zrobiłem to wtedy tylko dlatego, że gdy wróciłem do domu, zastałem Paolę nad jakąś plątaniną najróżniejszych tkaniny, jak rwała sobie włosy z głowy. Jej nerwowość biła po oczach, tęczówki niemal odzwierciedlały początki szaleństwa, a nadchodzące łzy niebezpiecznie w nich błyszczały. Co poradzić, serce mi się zacisnęło na ten widok, przez co postąpiłem w nieprzemyślany sposób... szkoda tylko, że nie zwróciłem uwagi na wyraźne oznaki tego, że lepiej się wycofać...
Paola najpierw popatrzyła na mnie z czymś w rodzaju zaintrygowania i patrzyła tak przez dłużą chwilę. Po czym się zgodziła, lecz ja nie wychwyciłem tej lekceważącej i wyzywającej nuty w jej tonie... No ale mówią, że do odważnych świat należy. Po fakcie powiem wam, że to gówno prawda!
Okazało się, że Paola w ciągu kilkunastu godzin z całej tej masy próbek materiałów zdążyła już wybrać dwa skrawki i to nad nimi zastanawiała się od kolejnych paru godzin. Niestety ja nie miałem o tym pojęcia... Dlatego jak ten idiota chwyciłem pierwszy lepszy kawałek szmatki spośród całej sterty, oznajmiając, że ten będzie idealny...
No i się wtedy zaczęło... Pozwolę sobie tylko powtórzyć: NIGDY więcej!!!
Moje przykazanie na przyszłość: lepiej milczeć jak grób niż wypowiadać się na tematy, o których nie mam zielonego pojęcia.
Dlatego obawiam się z czym przyjdzie mi się dziś zmierzyć, jak Paola wróci od tej dekoratorki, która ma się zająć naszą nowo nabytą nieruchomością. Bo jak by nie patrzeć jest to kilkaset metrów kwadratowych do urządzenia, a co za tym idzie jakiś pierdylion decyzji do podjęcia odnośnie do różnych detali. Nie macie pojęcia jak bardzo martwi mnie ryzyko, że Paola pokusi się by spytać mnie o zdanie w ich kwestii, sugerując się tym, że to nasz wspólny dom. W związku z czym by być przygotowanym na taką możliwość próbuję zawczasu wymyślić neutralne komentarze, które pozwolą mi uniknąć trzeciej wojny światowej.
Rozmyślam nad tym, mimo że będąc w siedzibie mojego zespołu, mam inne rzeczy do roboty. Jednak nic nie poradzę na to, że Paola i jej spotkanie z tą architektką wnętrz nie pozwalają mi się skupić na pracy. W efekcie czego siedzę jak dupa wołowa, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w monitor komputera.
-Szefie, ma dalszą część raportu odnośnie do tego faceta z Malty- ogłasza Boris wchodząc do mojego gabinetu.
Jego słowa sprawiają, że od razu skupiam na nim uwagę. Już wcześniej poinformował mnie, że „nieszczęśliwy wypadek" Geogra Dalama poszedł zgodnie z planem, a także że prasa rozwodziła się jedynie nad tym, że śmierć tego gościa była niespodziewaną tragedią.
I jak dotąd nie było żadnym kłopotliwych dla nas komplikacji.
-Przewidujesz jakieś problemy? - pytam sięgając po teczkę, którą mi podaje.
-Nie sądzę. Nie utrzymywał kontaktu ze swoimi krewnymi i nikt z nich też nie pojawił się na jego pogrzebie tydzień temu. Dlatego bardzo wątpliwe by ktoś z nich nagle zaczął się bardziej interesować jego śmiercią. – oznajmia, krzyżując ręce na piersi, a ja opieram się wygodnie na fotelu słuchając jego sprawozdania - Jego była żona, to Włoszka. Poznali się, gdy spędzała wakacjach w Arabii Saudyjskie, jego rodzinnym kraju. Bardzo szybko się pobrali i tam zamieszkali. Jednak ich małżeństwo nie trwało długo. Po tym jak się rozwiedli dwadzieścia pięć lat temu, żonka przeniosła się do Hiszpani i tam została. Z tego co ustaliłem znęcał się nad nią fizycznie, więc jak tylko się od niego uwolniła zerwała z nim wszelkie kontakty. On natomiast odciął się nie tylko od niej, ale też od swojej rodziny, zmienił nazwisko i rozkręcił sobie biznes na Malcie. Po kilku latach stał się tam wpływowym biznesmenem. Z byłą żoną miał dziecko, które urodziła dopiero po przeprowadzce do Hiszpani, ale on i tak się nim nie interesował i nie szukał kontaktu. Do tego jak wynika z zebranych informacji, jego życie na Malcie kręciło się wokół interesów i burdeli jakie po kryjomu odwiedzał. Nie był z nikim blisko, więc nikt po nim nie płacze. No chyba że właściciele owych przybytków nierządu, bo zostawiał u nich miesięcznie sporo kasy. Ogólnie był niezłym skurwielem, lubiącym brutalne zabawy, więc prostytutki, które go obsługiwały zapewne teraz tańczą na jego grobie - referuje Boris, a ja przeglądam kolejne kartki.
Z radością wybrałbym się na Maltę by splunąć na nagrobek tego śmiecia. Ale to mogłoby przyciągnąć zainteresowanie, którego nie potrzebujemy.
-A co dalej z jego majątkiem? Firmą? - pytam.
-Wszystkie swoje aktywa zapisał radzie nadzorczej. Natomiast zarząd zdążył już podjąć decyzję o wyborze nowego prezesa.
-Ok, w takim razie zostaw chłopaków na Malcie jeszcze przez parę dni, by upewnili się, że żadna z gazet nie zacznie nagle niczego rozdmuchiwać i tyle. - polecam, zamykając teczkę, a Boris skina mi głową i wychodzi.
W drzwiach mija się z Lucą.
-Z tym koksem rozprowadzanym za plecami u Mario, szykuje się jakaś grubsza sprawa. - rzuca od wejścia mój przyjaciel, odnosząc się do sprawy, którą zleciłem mu parę dni temu- Nic się nie trzyma kupy z tego co ten frajer, którego chłopaki dorwali, powiedział ci chwilę przed tym jak go zajebałeś. Miejscówka, o której mówił, to jakiś pustostan, gdzie nie ma śladu po żadnym nielegalnym labo. Nikt też nie zna na mieście gościa, o którym ci powiedział. Do tego ten towar jaki mu skonfiskowaliśmy to niemal sam czyścioch, a wątpię by jakaś płotka dorobiła się takiej jakości w zaciszu swojego garażu. Według naszych ekspertów to nie tylko cholernie dobry towar, ale niemal dorównuje naszemu. - mówi rozsiadając się na fotelu przede mną.
Przyglądam mu się zamyślając się przez moment. A pewne fakty same łączą się w całość.
-Możliwe, że stoi za tym ktoś kim moja rodzina już zdążyła się zainteresowała. - rzucam pocierając szczękę.
-Co masz na myśli? - pyta zaintrygowany Luca.
-Fabiano mówił mi ostatnio, że zaginęły dwie furgonetki z naszym towarem. Zupełnie jakby wyparowały. Żadnych świadków ani śladów. Chciał, żebym się tym zajął, a ja już trochę się rozeznałem i coś mi się wydaje, że te dwie sprawy mogą być ze sobą mocno powiązane. Jednak plus jest taki, że prawdopodobnie jest to robota cwaniaczka, któremu zachciało się zabawić w bossa narkotykowego z filmów – oznajmiam beznamiętnie- Prześlę ci to co udało mi się ustalić, a ty zajmij się tym dalej. Moja rodzina ma dość ludzi z manią wielkości i chęcią wybicia się w tym interesie. Musimy uciąć to u samych korzeni- polecam, a on potakuje.
-Jasne. – mówi przejeżdżając palcem po wardze- A jak tam twoje pożycie? Nie mieliśmy czasu pogadać od czasu waszej wizyty w klubie, a chyba ani ty ani Paola nie opuściliście go w za dobrych humorach. – Luca zmienia temat, a ja wzdycham opadając plecami na oparcie i przypominając sobie ten felerny wieczór.
-Cóż, okazało się, że twoje panienki stały się moim problem- wyznaję kwaśno, patrząc na niego krytycznie, a on wybucha śmiechem.
-Ja pierdole, nie mów, że ledwie wróciła, a już czepia się takich bzdur- kpi rozbawiony.
-Z tego co zrozumiałem to wcale nie są bzdury, tylko dość istotne kwestie- wtrącam spokojnie.
-Dlaczego? Bo ona ci tak powiedziała? - dopytuje niedowierzając, a ja marszczę brwi- Mówiłem ci, że kobiety na stałe to wyznacznik komplikacji. Takie babki znajdą problem we wszystkim. Dosłownie. Nie pozwól jej sobą rządzić, bo to obróci się przeciwko tobie. A najgorsze są właśnie te które najgłośniej szczekają, bo robią to po to by odwrócić uwagę od własnych grzeszków. Tak zakręcą faceta, że gubiąc się w ogromie pretensji pod swoim adresem nie dostrzega oznak, że jego złośnica porabia go, kręcą sobie na boku - stwierdza cierpko.
-Paola taka nie jest- zaznaczam stanowczo, miażdżąc go surowym spojrzeniem.
Moja narzeczona nigdy by mi czegoś takiego nie zrobiła. A jej łzy z tamtego wieczora są najlepszym dowodem na to, że to ja zawiniłem, a ona wykazała się szczerą reakcją.
-Mam nadzieję. - burczy pod nosem, a ja rzucam mu ostrzegawcze spojrzenie- Już ci mówiłem, że trzymam kciuki żebyś był z nią szczęśliwy i żeby nie zrobiła cię w chuja. Jednak miej na uwadze moje rady i nie trać czujności. Tylko dzięki temu uda ci szybko wyłapać, jeśli ona zacznie coś kombinować – mówi podnosząc mi ciśnienie- I się tak na mnie nie wkurwiaj. Przyjaciele są od tego by troszczyć się o siebie nawzajem, a ja mówię to wszystko, bo nie chce żebyś znowu się przez nią snuł jak struty- dodaje obronnie.
-Jak się lepiej poznacie, to sam się przekonasz, że Paola naprawdę jest inna- oświadczam bezdyskusyjnie, ucinając jego mądrości.
-Pewnie masz rację- zgadza się ze mną, kapitulując- To może gdzieś dziś wyskoczymy we trójkę? - pyta, a ja zastanawiam się przez chwilę nad jego propozycją.
-Impreza odpada, bo Paola ma dziś spotkanie z dekoratorką, której chce zlecić urządzenie naszego domu i nie wiem o której wróci. Ale możesz wpaść do nas to napijemy się piwa- proponuję.
To nawet dobry pomysł, bo Luca mógłby robić za mój bufor zanim rozgryzę w jakim Paola jest nastroju po powrocie do domu.
-Kupiłeś dom i nic mi nie powiedziałeś? - unosi brwi i patrzy na mnie z jawną pretensją.
-No tak. Sorry, ale jak sam mówiłeś nie mieliśmy okazji gadać. Jednak, póki co mieszkamy jeszcze w apartamencie Paoli- wyznaję masując sobie kark, a on unosi brwi jeszcze wyżej. - a nasz ślub odbędzie się za trzy miesiące- dodaję zapoznając go na szybko ze szczegółami swojego życia.
-Widzę, że idziesz jak burza- rzuca sceptycznie- A co na to wszystko ten twój teść? Pewnie ucieszył się, że nadal chcesz hajtnąć się z jego córeczką i to tak szybko. - dopytuje- Zwłaszcza po tym co wywinęła- dodaje ciszej.
-Jej ojciec nigdy nie stwarzał mi problemów, więc owszem wyglądał na zadowolonego. Tym bardziej, że poza najbliższą rodziną tylko ty wiesz, jak wyglądała tamta sytuacja sprzed kilku miesięcy- przypominam, by pamiętał, że ucieczka Paoli nie jest powszechnie znanym faktem w naszym środowisku. Osobiście o to zadbałem przy pomocy autorytetu Fabiano.
-Tak, tak, ale pewnie sam fakt, że córcia pojawiła się szybciej niż było zakładane, sprawił, że staremu spadł kamień z serca. No wiesz teraz raz dwa się pobierzecie i jego honor nie będzie już zagrożony. To musiała być dla niego ogromna ulga. - mówi z zamyśleniem.
-Być może- wzruszam obojętnie ramieniem- ale wydaje mi się, że przede wszystkim ucieszył się z samego faktu, że Paola wróciła do kraju - stwierdzam, bo takie odniosłem wrażenie, podczas naszych odwiedzin.
-No to teraz pilnuj tej swojej kobiety, bo jak znowu coś odwali to nie tylko ty dostaniesz po dupie, ale i twój przyszły teść zejdzie na zawał- żartuje, choć ja nie łapię tego żartu.
-Nie mam się o co martwić. Paola już nic nie odwali. Zapewniła mnie o tym, a ja jej wierzę- oświadczam twardo.
-To świetnie- komentuje lustrując mój stanowczy wyraz twarzy, po czym zmienia temat- to co o której mam wpaść? - pyta rozluźniając atmosferę między nami.
Ustalamy szczegóły, a po chwili opuszcza mój gabinet.
Niestety zaufanie jakim obdarzyłem Lucę, zdecydowanie ograniczyło moją spostrzegawczość względem niego. A w tym momencie sprawiło, że nie dostrzegłem w jego oczach dziwnego błysku, który powinien mnie zaniepokoić. Mimo tego, że był widoczny zaledwie przez ułamek sekundy, ja powinienem go wychwycić i się nad nim zastanowić...
.............
Paola
Delia jest geniuszem, zresztą tak samo jak dekoratorka, którą mi poleciła! Dogadałyśmy się z Anett w mig, przez co miałam pewność, że mój i Oskara dom będzie wyglądam jak marzenie.
Tak się zagadałyśmy, że nasze spotkanie znacząco się przedłużyło. Przez co miałam opóźnienie i sporo po czasie dotarłam do mojej firmy, gdzie czekała na mnie Jo, z którą z kolei miałyśmy do omówienia plan działania na najbliższe miesiące. Na szczęście Jo to anioł w ciele kobiety i ani słowem nie wypomniała mi, że powinnam się pojawić trzy godziny wcześniej. Za to ja i tak ją przepraszałam z całego serca, bo ogromnie doceniam ilość pracy jaką wkłada w moją firmę. Oddała jej swoje serce niemal w takim samym stopniu jak ja. Jednym słowem Jo jest człowiekiem niezastąpionym i nie wiem co bym bez niej zrobiła. To ona od zawsze dba o stronę biznesową, podczas gdy ja zatracam się w projektowaniu. Ma trzydzieści dwa lata i jest starsza ode mnie zaledwie o trzy lata przez co świetnie się dogadujemy. Do tego to właśnie ona zajmowała się moim interesem podczas mojej nie obecności, pilnując by mimo braku nowych kolekcji nie zapomniano o mnie na włoskiej scenie odzieżowej.
Omówiłyśmy z Jo wiele kwestii, w tym również zmiany jakie chciałabym wprowadzić by rozszerzyć ofertę mojej marki. Wspomniałam również o tym, że rozważam poszukanie nowej miejscówki dla firmy, byśmy mogły się rozwijać z większym rozmachem. Jo jak zwykle podeszła entuzjastycznie do moich wizji, przez co też nam trochę zeszło, a ja nawet nie zwróciłam uwagi na to, że zrobiło się późno.
Dlatego teraz pospiesznie żegnam się z moją managerką, jednocześnie żonglując pomiędzy torebką, aktówką, kluczykami od samochodu, a komórką. Wystukuję szybką wiadomość do Oskara:
„Niedługo będę, przywiozę jedzenie"
Po czym rzucam cały swój majdan na siedzenie pasażera i odpalam silnik. Nim włączam się do ruchu udaje mi się jeszcze odczytać krótką odpowiedź od Rossiego „OK". Mam lekkie wyrzuty sumienia, bo planowałam być w domu dużo wcześniej i samej przygotować coś dobrego na kolacje, ale przez te nawarstwiające się dzisiaj opóźnienia jestem w czarnej dupie. Trudno, mój mężczyzna będzie musiał się dziś zadowolić jedzeniem na wynos, a swoimi zdolnościami kucharskim porozpieszczam go jutro.
Po drodze do domu, wstępuje do mojej ulubionej restauracji, biorę kilka dań z karty na wynos, bo nie wiem na co Oskar będzie miał ochotę. Choć wszystko co tu serwują jest pyszne. Gdy obładowana torbami z jedzeniem opuszczam lokal, próbuję zerknąć na zegarek na nadgarstku przez co nie zauważam stojącej na chodniku kobiety i na nią wpadam.
-Bardzo panią przepraszam- mówię pospiesznie, podrywając na nią wzrok. Jednocześnie próbuję zachować równowagę oraz nie upuścić tony pakunków które trzymam w rękach, włączając w to opakowanie z moją ulubioną pizzą. Z kolei kobieta jedynie stoi w miejscu z rękami w kieszeniach czarnej bluzy i z kapturem naciągniętym na głowę, który w dużej mierze skrywa jej twarz. Jednak ja jestem zbyt pochłonięta siatkami motającymi mi się wokół kolan, by się tym przejąć. Dopiero po chwili przyglądam się jej z większym zainteresowaniem, bo jej milczenie zwraca moją uwagę. - Jeszcze raz bardzo panią przepraszam. Jestem dziś tak zabiegana, że już nawet nie patrzę, gdzie idę- mówię do kobiety, uśmiechając się przepraszająco, ale ona nadal jedynie stoi, w żaden sposób nie reagując.
Zaczyna mi się to wydawać trochę dziwne...
Zachowując neutralny wyraz twarzy, dyskretnie przyglądam się jej osobie, ale nie ułatwia mi tego zapadający zmrok, rozświetlony jedynie szyldem restauracji. Nie jestem w stanie dostrzec nic poza długimi falami ciemnych włosów, które wystają spod jej kaptura oraz dużych lustrzanych okularów przeciwsłonecznych przysłaniających w dużym stopniu jej twarz.
Jest coś naprawdę dziwnego w tej kobiecie, w jej postawie i w tej sytuacji. Co ja mówię! Im dłużej mnie obserwuje w ten specyficzny, nieruchomy sposób, nie odzywając się przy tym ani słowem, ja z każdą sekundą czuję się coraz bardziej nieswojo, a po plecach przebiega mi dreszcz obawy. Do tego mojego nastroju nie poprawia fakt, że znajdujemy się na jednej z bocznych uliczek miasta, na której jak na złość nie widać innych przechodniów. Nie chcąc, popaś w rodzącą się błyskawicznie paranoję, posyłam kobiecie szybki grzecznościowy uśmiech, rzucam jeszcze jedno „przepraszam" i szybkim krokiem ją wymijam. Niemal podbiegam do mojego auta, zaparkowanego przy krawężniku.
Nie oglądam się za siebie. Rzucam siatki na siedzenie nawet na nie, nie patrząc, po czym sama błyskawicznie ładuję się do środku. Pierwsze co robię to blokuję zamek centralny, a dopiero później przekręcam kluczyk w stacyjce. Gdy zaczynam mnie opuszczać napięcie, potrząsam głowę, wyrzucając sobie swoje przewrażliwienie.
Paola, masz szlaban na horrory i inne tego typu filmy! Bo to przez nie, później fiksujesz od byle pierdoły! - karcę się w myślach.
Ja pierdziele, przez ułamek sekundy naprawdę myślałam, że ta kobieta stanowi dla mnie jakieś zagrożenie! Jak tylko uświadamiam sobie ten absurd, zaczynam w duchu sama śmiać się z siebie. Chyba zaczyna mi odwalać od tego, że moje życie ostatnio toczy się w ekspresowym tempie i tak wiele się w nim dzieje. Przecież to miejsce publiczne, a ja była trzy kroki od restauracji, do której mogłam się w każdej chwili cofnąć! Tymczasem spanikowałam, jakby to było jakieś zadupie zabite dechami, gdzie psy szczekają tyłkami i znikąd szukać pomocy!
Naprawdę jestem stuknięta...
Ponowie potrząsając głową, sięgam już ze spokojem po pas. Gdy go zapinam moje oczy jakoś tak odruchowo biegną w kierunku chodnika i miejsca, gdzie wpadłam na tę dziwną kobietę. I wiecie co? Zamieram, bo ona nadal tam jest. Stoi przez cały czas w tym samym miejscu, z rękami w kieszeniach obszernej bluzy i patrzy w moim kierunku. Jedyny ruch jaki wykonała to zwrócenie głowy w stronę mojego samochodu.
No dobra, może rzeczywiście moje zamiłowanie do kina grozy właśnie gryzie w mnie w dupsko, ale musicie przyznać, że to co odstawia ta babka nie jest do końca normalne...
Ponowie zaczyna mnie oblewać niespokojne, drażniące uczucie. Dlatego też odrywam od niej wzrok, przenosząc go na jezdnię. Wrzucam bieg i odjeżdżam, pragnąc jak najszybciej zapomnieć o całym tym zajściu.
Nie ma co się zadręczać, bo przecież na świecie jest wiele dziwnych osób, które są takie a nie inne przez swoje problemy zdrowotne, a to wcale nie znaczy, że są niebezpieczne. - racjonalizuję w myślach.
Po czym włączam radio i pogłaśniam muzykę. Chyba powinnam zapisać się na zajęcia z samoobrony by przypomnieć sobie to i owo, to może uchroni mnie to przed takimi schizami jak dziś, bo będę czuła się pewniej.
Kiedy wjeżdżam na parking podziemny, okazuje się, że jest już po dziewiątej wieczorem. Nieźle... Wysiadam i zbieram swoje manatki, z którymi kieruję się do windy. Obładowana wchodzę do mieszkania, nie mogąc się doczekać aż pozbędę się ładunku, który taszczę. Już chcę poprosić Rossiego, żeby mi pomógł dorechlać się z tym wszystkim do kuchni, gdy do moich uszu dobiegają urywki rozmowy, którą Rossi prowadzi z jakimś mężczyzną.
-A czy ta twoja pani nie powinna już dawno wrócić? - mówi uszczypliwie jakiś facet, a ja marszczę brwi.
Co to niby ma znaczyć?
-Pisała, że niedługo będzie. Chcesz jeszcze jedno piwo? - dobiega mnie swobodna odpowiedź Oskara.
-A nie wydaje ci się dziwne, że tak długo jej nie ma? Przecież ile można gadać z jakaś inną babą o samych pierdołach? - docieka jakiś upierdliwiec, a mi stanowczo nie podoba się jego ton.
Choć za cholerę nie mogę rozpoznać do kogo należy ten irytujący głos.
-Oj, wierz mi, że długo. Naprawdę. – zapewnia Rossi z lekkim rozbawieniem- Paola o samych kolorach może dyskutować przez cały dzień. - Oskar na luzie zbywa swojego rozmówcę, ale ja i tak zaciskam zęby wyczuwając dwuznaczną sugestię w wypowiedzi tamtego palanta.
-Jak uważasz, ale ja na twoim miejscu byłbym bardziej dociekliwy i ostrożny. Lepiej mieć kontrolę nad sytuacją, w razie, gdyby było inaczej- tamten nie ustępuję w sianiu swoich poronionych wątpliwości, a ja mając już dość wysłuchiwania podobnych absurdów postanawiam ujawnić swoją obecność. A także zobaczyć kogo to przywiało w nasze progi.
-Oskar! Pomożesz mi z tymi torbami? - wołam, zatrzaskując energicznie drzwi.
Jak na komendę jego rozmówca zamyka gębę, a gdy wychodzę zza ściany oddzielającej korytarz od otwartej przestrzeni na jaką składa się przestronny salon i duży aneks kuchenny, wszystko staję się jasne. A ja muszę wykazać się ogromem zdolności aktorskich by momentalnie się nie skrzywić, na widok naszego gościa.
-Już to od ciebie zabieram koniczynko- mówi Oskar podchodząc do mnie, a ja odrywam wzrok od mężczyzny siedzącego na stołku przy naszej wyspie kuchennej i podaję narzeczonemu pakunki z restauracji.
-Nie mówiłeś, że mamy mieć gościa- szepcze oskarżycielsko do Rossiego, nie mogą się powstrzymać, a on marszczy brwi.
-Nie sądziłem, że to będzie jakiś problem- odpowiada zdziwiony.
-Po prostu mogłeś mnie uprzedzić i tyle- rzucam cicho, starając się opanować swoje rozdrażnienie. Nie chcę się obnosić z moim niezadowoleniem, więc wykrzywiam wargi w grymasie, który może uchodzić za jako taki uśmiech - Na szczęście kupiłam więcej jedzenia - dodaję kwestią wyjaśnienia, starając się brzmieć beztrosko.
Oskar najwidoczniej się na to nabiera, bo uśmiecha się do mnie łobuzersko, cmoka w usta i obładowany siatkami rusza w stronę kuchni.
Podążam za nim, a przez głowę przemyka mi złośliwa myśl, że chyba wolałabym towarzystwo tamtej dziwnej kobiety spod restauracji niż szowinistycznej świni, która obecnie siedzi rozwalona na barowym stołku przy mojej wyspie kuchennej! Emanując przy tym pyszałkowatym samozadowoleniem!
Grrrr...
-Witaj Luca- odzywam się do naszego gościa, używając do tego najbardziej przesłodzonego tonu na jaki mnie stać.
Nawet nie wiecie jak wiele wysiłku wymaga ode mnie wymówienie jego imienia bez bólu szczęki. Serio, każda litera jest niczym żwir między moimi zębami.
Może to dziwne, ale w ciągu ostatnich kilku dni jakoś udało mi się wyprzeć ze świadomości istnienie tego dupka. Tym bardziej, że szczęście mi sprzyjało i od wieczoru w klubie nie miałam okazji znów go spotkać. I wiecie co? Było mi z tym cholernie dobrze! Co więcej kurewsko nie podoba mi się ta irytująca przypomniajka o tym, że on nadal oddycha! A już tym bardziej fakt, że robi to w moim domu, zatruwając atmosferę swoim idiotyzmem!
Zapiździały krętacz zwalił się nam na chatę, podczas gdy ja liczyłam na miły wieczór po męczącym dniu... I weź tu kobieto nie zgrzytaj zębami...
-Cześć- Luca odpowiada lekceważąco, lustrując moje ciało z wrednym uśmieszkiem. Aż się prosi by przywalić mu w łeb z aktówki...- Wiesz stary po tym jak zaprosiłeś mnie na wieczór, łudziłem się, że skosztuje kuchni twojej narzeczonej, a tu widzę, że nic z tego. – zwraca się do Rossiego udając niepocieszonego. Po czym znacząco przenosi wzrok na siatki, które mój mężczyzna układa na blacie. Zajebiście! Nie ma to jak szowinistyczny bełkot o tym, że baba nadaje się tylko do tego by ją do garów zgonić, a żarcie na wynos to hańba na honorze każdej szanującej się kury domowej! - Mogłeś mnie uprzedzić, że Paola nie bawi się w perfekcyjną panią domu, a ty jesteś z nią z innych względów, to bym sobie fałszywych nadziei nie robił – rzuca tonem żartu, a ja doskonale wyczuwam jadowity przytyk pod moim adresem.
Jednak nie reaguje, bo po co dawać pajacowi satysfakcję. Chce szczekać to niech szczeka, bo całą sobą wierze, że karma choć może nie rychliwa to zawsze sprawiedliwa...
-Nic straconego. Załapiesz się innym razem- zbywa go rozbawiony Rossi, nie wyczuwając podtekstów swojego kumpla. A ja jak się domyślacie aż mam ochotę tańczyć z radości, że będę jeszcze mieć okazje by usługiwać temu padalcowi... Grrr- A możesz mi wierzyć, że jest na co czekać, bo Paola naprawdę świetnie gotuje- dodaje przyciągając mnie czule do swojego boku, a ja wymuszam kolejną imitację uśmiechu.
Ta, o niczym innym nie marzę tylko o tym by karmić tego bezczelnego buca, który coraz bardziej działa mi na nerwy. Jak tak dalej pójdzie to będę musiała sobie zakleić oczy taśmą klejącą by w jakiś sposób powstrzymać się od przewracania nimi. Ale to chyba nic dziwnego, że takie odruchy stają się silniejsze ode mnie w obecności tego króla palantów.
Podczas gdy panowie przerzucają się kolejnymi tekstami, ja odcinając się od ich gadki szmatki odkładam aktówkę. Po czym zabieram się za przygotowanie kolacji. Przekładam jedzenie z pojemników na talerze, przez cały czas zagryzając zęby i powtarzając sobie, że jakoś muszę przecierpieć ten wieczór.
I oby kolejny, podobny nie trafił się za szybko... Może powinnam dać na mszę w tej intencji...
-To jak Paola powiesz nam co zajęło ci tyle czasu, podczas gdy my tu sobie siedzieliśmy i usychaliśmy z tęsknoty za tobą? - Luca zwraca się do mnie wyrywając mnie z moich myśli.
Robi to niby żartobliwie, luzacko szturchając przy tym Oskara łokciem dla zgrywy, ale nie udaje mu się zamydlić mi tym oczu, bo i tak wyczuwam zaciętą nutę w jego głosie.
-Usychaliście? Patrząc po ilości piwa jaką zdążyliście wypić, nie sądzą by tak było - zauważam sceptycznie, uśmiechając się zdawkowo, a on macha ręką lekceważąco w kierunku pustych butelek.
-Oj, chyba nie jesteś jedną z tych wredot, co robią aferę o parę piw? - dopytuje ironicznie.
Cholerny matacz! Tylko patrzy by wbić mi szpilę, pizduś jeden.
-Tego nie powiedziałam- odpowiadam spokojnie, nie podchwytując jego zaczepki.
Następnie uśmiecham się do mojego narzeczonego, który wygląda na całkiem wyluzowanego, bo oczywiście nie wyłapuje żadnych niewłaściwości w zachowaniu swojego kumpla. Zajebiście...
-Mów wreszcie co takiego porabiałaś, bo umieram z ciekawości- Luca wraca do przepytywania mnie, z cwaniackim uśmieszkiem- Chciałbym w końcu lepiej poznać kobietę mojego przyjaciela. - stwierdza dobrotliwie, a ja najchętniej pokazałabym mu fucka. Albo jeszcze lepiej wepchnęła mu go w oko, bo dobrze wiem, że rozchodzi mu się o coś zupełnie innego niż szczera chęć poznania mojej osoby – To jak spędziłaś dzień? - dopytuje natarczywie, unosząc przy tym wyzywająco brwi.
Już chce mu odwarknąć, że nie muszę mu się spowiadać, gdy wyczuwam na sobie spojrzenie Oskara. Przełykając ostre słowa, które sama cisną mi się na język, chwytam stojącą na blacie butelkę winą, a mój narzeczony usłużnie ją ode mnie zabiera by nalać mi kieliszek- oby szczodrze. Natomiast ja chwytam za talerze które przygotowałam.
-Wybrałam dekoratorkę wnętrz, omówiłam z nią podstawowe szczegóły, a później wpadłam jeszcze do swojej firmy- odpowiadam cierpliwie, stawiając przed tym chujem talerz z jedzeniem. Najchętniej bym mu napluła do tego żarcia, ale coś los mi dzisiaj nie sprzyja...
-Byłaś w firmie? - Oskar pyta z zainteresowaniem i podaje mi kieliszek.
-Tak, Jo zadzwoniła do mnie z samego rana. Przejrzałyśmy projekty, które już mam, nakreśliłyśmy wizerunek nowej kolekcji i omówiłyśmy jeszcze masę innych spraw- wyjaśniam, jemu również podając talerz.
-Widzę, że przepływ informacji jeszcze u was szwankuje- Luca ze śmiechem wtrąca swoje trzy grosze, wskazując na nas widelcem. Po czym zabiera się za jedzenie, a ja mam ochotę wydłubać mu oczy własnymi sztućcami i patrzeć, jak się wykrwawia.
-Może najpierw znajdź sobie jakąś kobietę na stałem a dopiero później baw się w wyrocznie- dogryzam mu, posyłając fałszywy uśmiech znad kieliszka - Wiesz związki nie gryzą, więc mógłbyś spróbować jakiś stworzyć- dodaję uroczym głosem i spoglądam potulnie na Oskara, by zatuszować swoją nie chęć to tego barana, którego nazywa swoim kumplem.
-Dzięki za radę, ale spasuje- odpowiada niezrażony Luca, zajadając makaron- Nie jestem tak odważny jak Oskar i wolę zostać przy tym co się świetnie sprawdza- oznajmia luzacko- Wiesz, łatwe cipki są tym co mnie zadowala więc po co komplikować sobie życie? - rzuca cwaniacko, a Oskar kręci na niego głową, rozbawiony jego podejście. - A właśnie co do cipek- wtrąca, zwracając się do Rossiego- to byłeś ostatnio w tym swoim klubie? - pyta mojego narzeczonego, a ja momentalnie staję się czujna.
Nie wiem, co Luca ma namyśli, ale podejrzewam, że nic dobrego, skoro to pytanie padło z jego ust. Jednak nie chcąc okazać zainteresowania, jakie mnie wręcz zżera od środka, udaję obojętność i wbijam zęby w kawałek pizzy. Natomiast słuch wyostrza mi się niczym u psa myśliwskiego, by nic mi nie umknęło z ich rozmowy.
-Nie, jakoś nie miałem do tego głowy- rzuca niedbale Oskar, nie przerywając jedzenia. Wydaje się bardziej zainteresowany pałaszowaniem tego co ma na talerzu niż tym o co pyta go przyjaciel.
-Zwykle wpadasz tam raz w tygodni. - zauważa skrupulatnie palant- więc chyba czas najwyższy żebyś się tam pojawił. - dodaje usłużnie, a coś w jego tonie cholernie mi się nie podoba. Za bardzo to drąży...
-W sumie racja. Wypadałoby skontrolować sytuację - przyznaje Rossi.
-Tym bardziej że już ze trzy tygodnie cię tam nie było. - stwierdza Luca gmerając w talerzu- No chyba że zapominałeś o kumplu i byłeś sam.- sugeruje wymachując oskarżycielsko widelcem w kierunku mojego faceta.
-Nie- śmieje się Oskar- po prostu jakoś nie miałem głowy by tam wpaść- odpowiada z rozbawieniem, a ja coraz bardziej nastawiam uszy...
-Bo wiesz, że ja zawsze jestem chętny odwiedzić ten klub- oświadcza bijąc się jak debil po klacie- Robię to z największą przyjemnością, bo to miejsce jest jak sprośne marzenie każdego faceta- dorzuca z rozmarzeniem kretyn nad kretynami, a ja mrużę oczy.
Powiem wam tak, jeśli on uważa to miejsce, o którym gadają za zajebistą miejscówkę, to jest cholernie źle. Poprawka jest kurewsko źle i ten klub, jaki by nie był, na pewno mi się nie spodoba. Momentalnie w głowie zapala mi się czerwona kontrolka, a ciało ogarnia napięcie.
-Co to za miejsce? - postanawiam się wtrącić, siląc się na neutralny ton i popijając wino.
-To tylko prywatny klub, którego nadzorowanie jakiś czas temu powierzył mi Fabiano. – mówi luźno Oskar, zajadając makaron. - Kira urządziła mu o niego jakąś jazdę czy coś, więc przekazał go mnie- wyjaśnia swobodnie Oskar i w ogóle nie spłoszony tym tematem popija piwo.
Za to kontrolka w mojej głowie już nie tylko się świecie, lecz zaczyna migać jak szalona. Jeśli żona najstarszego z braci miała coś przeciwko temu interesowni, to jest gorzej niż myślałam. Jest wręcz fatalnie...
-Tak? Nie wiedziałam, że masz jakieś dodatkowe obowiązki. - stwierdzam dyplomatycznie, od razu wyczuwając na sobie kpiące spojrzenie Luca.
-To nic wielkiego. - Rossi zbywa mnie, ale bez efektu, bo moja kontrolka już na dobre się rozszalała i odstawia nie małą dyskotekę alarmową w głowie. W żadnym razie nie ma szans bym odpuściła. - Po prostu zrobił się z tego naprawdę dochodowy biznes, a Fabio przez swoją żonę był w kropce. Przekazał go mi, bo głupotą byłoby się go pozbywać, skoro zarabiamy na nim krocie. Co prawda mamy tam managera, który ogarnia sprawy na bieżąco, ale lepiej, gdy ktoś z nas pojawia się tam raz w tygodniu, by upewnić się, że wszystko jest ok- tłumaczy spokojnie, wracając do jedzenia.
Natomiast ja jestem zdeterminowana drążyć ten temat dalej, choć widać, że Luca ma niezły ubaw. Z cwaniackim uśmieszkiem przeskakuje spojrzeniem pomiędzy naszą dwójką. Oj tu się kroi coś grubszego. I to o wiele.
-Hmm, a co wyróżnia ten klub pośród innych, że jest aż tak dochodowy? - pytam niby od niechcenia i biorę do ręki drugi kawałek pizzy.
Choć gdy go przeżywam smakuje jak kartka papieru, a przyczynia się do tego reakcja Luca na pytanie, które rzuciłam. Gad spogląda na Oskara z ogromnym zainteresowaniem i widzę jak go aż skręca z niecierpliwości, co odpowie mi narzeczony. To sprawia, że nie tylko tracę apetyt, ale i chce się dowiedzieć wszystkiego o tym biznesie. A już tym bardziej dlaczego jest niby taki wyjątkowy.
-Oferuje prestiżowe usługi i to, dlatego. Ludzie płacą dużo kasy, za członkowsko by z nich korzystać- Rossi odpowiada rzeczowo i powiem Wam szczerze, że widząc jak on spokojnie do tego podchodzi mogłabym odpuści. Ale wiem, że coś się szykuje z tym tematem, zwłaszcza że jego przyjaciel niemal parska śmiechem, choć stara się to zatuszować kaszlem.
-Przepraszam, wpadło mi nie w tą dziurkę- mruczy pod nosem bijąc się pięścią w pierś, ale go ignoruje.
-Brzmi ciekawie- mówię znacząco, skupiając wzrok oraz pełną uwagę na Oskarze. Choć on tego nie zauważa dalej zajadając ze smakiem i zachowując pełen luz.
-Czy ja wiem. - mruczy wątpliwie Rossi, wzruszając ramieniem. Zupełnie nie łapie aluzji. - Chociaż Luce się tam podoba- dodaje z rozbawieniem, kpiąc z kumpla.
-I to jak- zapewnia natychmiast Luca z szerokim uśmiechem. - tylko na członkostwo średnio mnie stać. – krzywi się- Dlatego z chęcią zabieram się z tobą- dorzuca poruszając brwiami.
Przyglądam się tej ich wymianie zdań i mam coraz gorsze przeczucia. Natomiast trybiki w mojej głowie pracują na najwyższych obrotach próbując rozgryźć o co chodzi.
-W takim razie ja też chętnie zobaczę o co tyle szału - odzywam się, wtrącając się w ich rozmowę. Przez co skupiam na sobie uwagę ich obu.
-To będzie naprawdę ciekawe- słyszę jak Luca cicho mruczy pod nosem z pełną szyderą.
Ale ja nie daję się zbić z tropu. Nie mam zamiaru świrować zanim sama nie przekonam się co i jak. Może być tak że Luca po prostu mnie wkręca, umiejętnie grając mi na nerwach i tyle. Nie wykluczam tej możliwości. Albo też szanse na to, że spotkam tam panienki, które Oskar pieprzył podczas mojej nieobecności są jakieś znaczne i Luca liczy, że postawi mnie w jakieś niezręcznej sytuacji. Jednak, jeśli tego się spodziewa to się rozczaruje. Przeszłość Rossiego mnie nie obchodzi. Liczy się tylko to co robi obecnie.
-Chciałabyś tam kiedyś wpaść? - pyta zaskoczony Oskar, ale zdziwienie jest jedyną emocją jaką okazuje.
Może jednak przesadzam... Tylko że jeśli ten klub nie byłby niczym strasznym to dlaczego żona Fabio miałaby wymuszać na nim pozbycie się tego miejsce?
-Owszem- przyznaję natychmiast, a on marszczy brwi – i to nie kiedyś tylko dziś. Po co z tym zwlekać? - rzucam przechylając głowę lekko na bok. Uśmiechając się do niego niewinnie, czujnie go obserwuję chcąc wyłapać jakąkolwiek oznakę tego, że coś kręci.
I choć nie dostrzegam absolutnie nic, to i tak węszę w tym wszystkim naprawdę poważne problemy. Żałuje też, że jeszcze nie poznałam Kiry, bo z chęcią dowiedziałabym się od niej czego mam się spodziewać. Ale trudno. Poradzę sobie bez tego.
-Jestem za- mówi od razu Luca, a jego wyraz twarzy wyraża niepokojące podekscytowanie. Co tylko jeszcze bardziej motywuje mnie do odwiedzin tego miejsca.
-Świetnie. - posyłam złamasowi słodki uśmiech- A ty kochanie? - pytam przymilnie Rossiego, bardzo ciekawa jego odpowiedzi.
-Jeśli nie jesteś zbyt zmęczona i rzeczywiście masz ochotę tam jechać, to spoko. Luca i tak proponował byśmy dziś gdzieś wyskoczyli, więc czemu nie- stwierdza będąc oazą spokoju i swobody. Na przypieczętowanie swoich słów unosi butelkę w stronę kumpla, a ten ochoczo uderza o nią własną.
Ponownie wgryzając się w kawałek pizzy lustruję obu panów czujnym spojrzeniem. Choć brak spiny ze strony Oskara mógłby ukoi moje podejrzenia, to entuzjazm jakim emanuje jego kumpel, sprawia, że jest to niemożliwe.
-Super, w takim razie wy sobie jedzcie dalej, a ja idę się przygotować. - oświadczam po czym z pizzą w ręce ruszam do sypialni.
Przymykając drzwi, nasłuchuję, czy Luca puści parę z gęby i wysypie się z czymkolwiek co naprowadziłoby mnie na to co zastanę w tym klubie, ale on zaczyna gadać z moim narzeczonym o jakimś towarze i facecie, którego szukają.
Hmm, dopóki nie znajdę się na miejscu i sama się nie przekonam, nie będę wiedziała, czy jest o co robić hałas. Im szybciej się uszykuje tym szybciej dowiem się prawdy. Dlatego pospiesznie zabieram się za wybór odpowiedniej sukienki wraz z dodatkami, bo to nigdy do łatwych zajęć nie należy.
..................
Buziaki!!!! I wszystkiego dobrego w Nowym Roku!!!!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top