Rozdział 28
Oskar
Wydeptuję nerwową ścieżkę na szpitalnym korytarzu, gdzie przebywam od paru godzin, po tym jak doktorek zarządził wezwanie karetki i przewiezienie tu Paoli. Z tego co mi powiedziano, cios jaki zdążyła jej zadać nożem Keshia, był bardziej poważny niż to początkowo wyglądało. Zostały naruszone tętnice, przez co utrata krwi była zbyt duża.
Jak tylko przyjechaliśmy karetką do szpitala rozdzielono mnie z żoną, która nadal nie odzyskiwała przytomności, po czym zabrano ją na badania, a następnie na blok operacyjny. Tempo działania personelu medycznego było tak duże, że nikt nawet nie przejął się czy też nie zwrócił uwagi na fakt, że szantażowałem ich tym co im zrobię, jeśli nie uratują mojej koniczynki.
Moi bracia są ze mną, bo uparli się, że zaczekają aż sytuacja się wyjaśni, a my uzyskamy informację, że z Paolą wszystko dobrze.
Pogrążony w myślach kręcę się w kółko, dopóki nie dobiega mnie chrząknięcie od progu bloku operacyjnego. Zatrzymując się w połowie kroku przenoszę spojrzenie, na starszego mężczyznę w stroju chirurgicznym.
-Panie Rossi, czy możemy porozmawiać na osobności – zwraca się do mnie, a ja marszcząc brwi, sztywno potakuję głowę, bojąc się na zapas tego co ten konował może chcieć mi zakomunikować w cztery oczy.
Jednak nawet nie oglądając się na moje rodzeństwo, udaję się za medykiem do gabinetu, który mi wskazuje.
- Przepraszam, że to tyle trwało, ale musieliśmy się upewnić, że odpowiednio zaopatrzyliśmy naczynia, a następnie ścięgna. Toczymy też cały czas krew. – mówi, zmęczonym gestem przecierając czoło – Przez najbliższe dni będziemy obserwować ranę, podawać leki, a także nadzorować sprawność kończyny. Niestety prawdopodobnie zostanie blizna, ale to kwestia, którą zajmiemy się później. – referuje, a ja wpatruję się w niego wyczekująco - Pacjenta już się wybudziła. Jest stabilna i logiczna... - dodaje, przez co wreszcie mogę wziąć lżejszy oddech - Jednak poprosiłem pana o rozmowę na osobności, ponieważ martwi mnie co innego – lekarz wyrzuca z siebie, zerkając na mnie nerwowo.
-Co takiego dokładnie? – dopytuje zdezorientowany, wsuwając dłonie do kieszeni spodni, by mężczyzna nie widział, jak zaciskam pięści, czekając na zapewne kolejne złe wieści, jakich mi ostatnio nie brakuje.
- Po wybudzeniu, zaobserwowałem kilka niepokojących symptomów w zachowaniu pani Rossi – odpowiada, nieznacznie kuląc się pod moim zimnym spojrzeniem.
Nie jestem w stanie nic poradzić na moją postawę, która jest jedynie formą zbroi przed następnym cisem, jakiego spodziewam się od losu.
- Proszę mówić – ponaglam go, starając się zachować spokój, by zachęcić go do podzielenia się swoimi uwagami.
- Cóż – zaczyna, po czym przełyka ciężko ślinę – jej stan emocjonalny wydaje się zły... a nawet bardzo zły... co rzutuje na wiele kwestii... Nie chcę stawiać tu żadnej diagnozy na wyrost, ale czy pańska żona doświadczyła ostatnio więcej podobnych .... Hmm – zacina się nerwowo, unikając mojego spojrzenia – przeżyć? – wyrzuca ostatecznie, kuląc się w obawie przed moją reakcją.
-Przeżyć? – pytam głupio, bo te jego zawiłości wprowadziły mi w głowie mętlik.
- W sensie tak intensywnych doświadczeń jak to dzisiejsze – doprecyzowuje niespokojnie, a ja wypuszczając powietrze, odchylam głowę do tyłu i przecieram czoło.
-Nie. – odpowiadam ze zdecydowaniem, prostując się i spoglądając bacznie na doktorka.
-Ah tak, rozumiem. – bąka słabo - Przepraszam za śmiałość panie Rossi, po prostu... pro-proszę zrozumieć, że dobro pacjentki i jej stan są dla mnie... – mówi, na jednym oddechu, ale uciszam go stanowczo, unosząc przed siebie dłoń i nakazując mu milczenie. On natomiast truchleje.
-Nie, ale to nie znaczy, że ostatnie tygodnie były dla nas łatwe – precyzuję, po czym siadam na fotelu przy jego biurku. Opadając na niego tak, jakbym nie był w stanie dłużej nosić ciężaru, jaki przygniata mnie od naprawdę wielu dni – jakiś czas temu, straciliśmy dziecko – wyznaję, po czym chrząkam, ściskając nasadę nosa – a dokładniej mówiąc, moja żona poroniła ciążę w pierwszym trymestrze – dodaję, po czym robię niezamierzoną dłuższą przerwę.
- Bardzo mi przykro, moim zamiarem nie było naruszanie państwa prywatności... – zaczyna ze zdenerwowaniem dukać doktorek, a po jego skroni spływa kropla potu.
- Jakby tego było za mało, okazało się później, że są problemy z tym by ponownie zaciążyła. Ten szereg złych wiadomości, dobrze na nią nie wpłynął – przerywam mu.
Następnie patrzę mu uważnie w oczy, jednak on milczy.
– Czy takie przeżycia też miał pan namyśli? – pytam chłodno, a on wierci się w miejscu zapewne nie wiedząc jaka odpowiedź mnie usatysfakcjonuje.
- Cóż, widzę, że to dużo bardziej złożona problematyka niż początkowo zakładałem – odzywa się cicho, poprawiając kołnierzyk fartucha, po czym powoli zasiada za biurkiem.
- I ma pan w związku z tym jakieś sugestie? – dopytuję wyczekująco.
- No, cóż... - przeciąga nerwowo, uciekając przede mną wzrokiem – jestem lekarzem, pracującym dla pańskiej rodziny od wielu lat – mruczy pod nosem, pocierając palcami blat biurka w natarczywym odruchu – i nigdy nie zrobiłem nic co miało kogokolwiek z was urazić – dodaje pospiesznie.
-Do rzeczy – polecam mu, bo zaczyna mnie już irytować to jego kręcenie.
- Sugerowałbym konsultację z odpowiednim specjalistą – mówi ostatecznie, nerwowo na mnie zerkając.
-Z jakim dokładnie? – pytam z zainteresowaniem.
- Z psychiatrą i to jeszcze tu na miejscu, podczas pobytu w naszej klinice. Nie jestem osobą kompetentną do stawiania diagnozy w tym temacie, ale obawiam się, że pacjenta może przejawiać początki depresji i powinniśmy jak najszybciej zapobiec rozwojowi tych objawów – mówi, czujnie obserwując moją reakcję, a ja wypuszczam dłuższy oddech – oczywiście nie mam namyśli tu nic złego – zapewnia gorliwie – czasami spada na człowieka zbyt dużo złych doświadczeń by mógł się z tym samodzielnie uporać. – wyrzuca z siebie kolejne słowa, a ja przyswajam jego zalecenie.
W sumie, to może być jakieś rozwiązanie. Jak na razie sam nie wymyśliłem lepszego, więc nie widzę powodów by protestować.
-W takim razie proszę się tym zająć – odpowiadam spokojnie, a on skwapliwie potakuje głową
- Tak, oczywiście. Panią Rossi zajmie się nasz najlepszy specjalista w tej dziedzinie. Dziś pacjentka powinna odpocząć, ale na jutro osobiście umówię konsultację – zapewnia.
-Świetnie, a kiedy ja będę mógł się zobaczyć z żoną? – pytam rzeczowo.
- Proszę dać pielęgniarką jeszcze kilka minut i zaprowadzą pana do odpowiedniej sali.
- W takim razie zaczekam na korytarzu – stwierdzam podnosząc się z miejsca i opuszczając gabinet.
Nie mam czasu rozważać słuszności mojej decyzji, bo natychmiast dopada mnie moje rodzeństwo dopytując o stan Paoli.
.....
Mimo, że moja żona szybko po przewiezieniu na salę, zapadła w sen, ja nie odstąpiłem jej na krok do samego rana. Jest szósta rano, a ja podnoszę się ścierpnięty z fotela ustawionego przy jej łóżku i przecieram oczy.
Zerkam na Paolę, ale ona nadal śpi.
Przechodzę do prywatnej łazienki i obmywa twarz zimną wodą. Czy tego chce czy nie muszę opuścić na trochę szpital, by ogarnąć burdel związany z Eduardo i całą jego zgrają. Dlatego też podchodzę do mojej ukochanej i składam czułego całusa na jej czole. Już mam się odsunąć, gdy jej ciało drga pod moim dotykiem, a ona się przebudza.
- Dzień dobry, kochanie – witam się z nią, muskając z troską jej policzek – Jak się czujesz?
- Boli mnie ramie – odpowiada schrypnięta, ale jej wyraz twarz pozostaje matowy.
- Zaraz zawołam pielęgniarkę i poda ci coś przeciwbólowego. – zapewniam, a ona niemrawo potakuje głową. – Niestety nie mogę z tobą zostać, bo muszę wyjaśnić wczorajsze zdarzenie, ale wrócę jak się już uporam z tym bałaganem – wyjaśniam – swoją drogą ta kobieta, Keshia, wydaje się być niespełna rozumu – bąkam pod nosem, z zamyśleniem przejeżdżając dłonią po jej zdrowej ręce.
- Było po prostu zdeterminowana – mruczy niewyraźnie Paola – by zemścić się na mnie za śmierć ojca. Dlatego przybyła tu za mną aż z Malty. – dodaje beznamiętnym i słabym głosem, jednak sens jej słów, zwraca moją uwagę.
- Co powiedziałaś? – dopytuje, a kiedy nie unosi na mnie spojrzenia, ujmuję jej brodę i unoszę twarz ku sobie – Ona pochodzi z Malty?
- Tak – pada niewzruszona odpowiedź, a mnie niewidzialny węzeł związuje wnętrzności, w akcie pretensji do mnie samego, za to, że nie dopilnowałem właściwie tego co należało.
Choć przecież wydawało mi się, że wszystko w tym względzie zostało opanowane i odpowiednio załatwione. Jednak teraz bełkot tej całej Keshi zaczyna mi się wydawać nieco bardziej logiczny..., ale muszę się upewnić, że oboje z Paolą podążamy tym samym tokiem myślenia...
- A kto dokładnie był jej ojcem? – pytam niemal bez tchu.
- Mężczyzna, którego pomogłeś się pozbyć z mojego mieszkania, a którego zabiłam, bo chciał mnie zgwałcić – odpowiada zupełnie bez emocji, co jest bardzo nietypowe, bo każda wzmianka o tamtej sytuacji zawsze wywoływała w niej dreszcz grozy i przykrych wspomnień.
- Jesteś pewna?
- Przynajmniej ona tak twierdziła – wzrusza obojętnie ramionami.
Kurwa, kurwa, kurwa – mam ochotę przeklinać na całe gardło, jednak się hamuję, choć z trudem. Wiele kosztuje mnie również to by nie zacisnąć palców w pięść i najlepiej samemu sobie z niej przyjebać.
- Przepraszam kochanie, to moja wina. Ona nie powinna była się w ogóle o niczym dowiedzieć – odzywam się drętwym tonem, bo przygniata mnie ogrom wyrzutów sumienia z powodu mojej nie kompetencji...
- Nieważne. Nie przejmuj się tym. – zbywa mnie bez jakiegokolwiek przejęcia, ponownie wzruszając zdrowym ramieniem, a ja zaciskam zęby.
- To jest ważne. Zawaliłem, jednak teraz postaram się to naprawić i to z nawiązką. – stwierdzam, po czym wypuszczam dłuższy oddech – rozmawiałem z twoim lekarzem i masz mieć dziś konsultację. – zmieniam temat, zastanawiając się jak delikatnie przemycić informację o tym, że odwiedzi ją dziś psychiatra i o tym, że sam dałem na przyzwolenie.
- Ok – bąka pod nosem, wyzwalając brodę spomiędzy moich palców, po czym układa się na poduszce, unikając mojego spojrzenia, a ja mam wrażenie, że tym gestem chce mnie spławić czy też odprawić...
Dlatego też postanawiam, zostawić specjalistą wyjaśnienie jej dodatkowego kierunku leczenia. W końcu od tego są, a ja w sumie guzik wiem o ich robocie. Jedyne co mogę zrobić to być przy mojej żonie i wspierać ją w czasie ewentualnej terapii...
A teraz robota wzywa, więc pochylam się i całuję Paolę z uczuciem, w kącik ust, ignorując przy tym fakt, że ona ani drgnie, nie mówiąc już o tym bym spieszyła odwzajemnić moją pieszczotę...
- Kocham cię koniczynko. – mówię ze zdecydowaniem, z wargami przy jej skórze – Zawsze i na zawsze – dodaję, muskając nosem jej policzek.
Nie doczekawszy się żadnej reakcji w odpowiedzi, prostuję się i z ciężkim sercem opuszczam szpitalną salę, by zająć się niedokończonymi sprawami, które ugryzły mnie w tyłek. Wychodząc z budynku, chwytam się nadziei, że lekarze dadzą radę pomóc mojej żonie, bo ja zaczynam czuć się coraz bardziej bezradny w tej kwestii...
...
Zajeżdżając pod leśną chatę, kończę rozmowę z Mattem, któremu nadałem sprawę Keshi i nakazałam by wyciągnął na jej temat tak dużo jak tylko się da. Ponieważ nie zamierzałem tym razem niczego spartolić, podobne zlecenie nadałem Gabowi, licząc, że jeśli ten cholerny babsztyl ma jeszcze jakieś niespodziewane trupy w swojej szafie, które mogą mi znienacka wyskoczyć zza rogu i utrudnić życie, to właśnie on z pewnością się do nich dokopie.
Muszę się dowiedzieć o tej babie wszystkiego. Dosłownie wszystkiego. Tego jak odkryła udział Paoli w śmierci swojego ojca, tego jak udało się jej dostać na Sycylię, co się z nią działo przez ten długi czas jaki upłynął od pogrzebu tamtego starego chuja, jak dostała się do mojego klubu i jakim cholernym cudem owinęła sobie moich ludzi wokół palca, tak że byli oni gotowi, zdradzić i narazić się na gniew Cosa Nostry...
Dlatego zajmę się nią na końcu, dając moim ludziom czas na ustalenie większości istotnych dla mnie faktów.
Zatrzaskując drzwi auta, dostrzegam Fabiono stojącego i palącego fajkę na progu chaty. Umówiliśmy się tutaj, ponieważ chciał razem ze mną rozmówić się z Eduardo i resztą.
- Matt ustala jakie powiązania łączyły naszego managera z pozostała załogą personelu. Jednak myślę, że musimy mu dać przy najmniej dwa-trzy dni, by wszystkich zlustrował, jak należy, tak byśmy mogli za jednym razem rozprawić się z kim trzeba i nie dać jakimś niedobitką okazji do ucieczki. – mówię, zamiast przywitania, a on potakuje głową.
- Jak Paola? – pyta, zmieniając temat.
- Jako tako – odpowiadam wymijająco, odwracając wzrok.
Nie chcę rozmawiać o mojej żonie, naszych problemach oraz o tym, że ona nie może czy też nie potrafi dojść do siebie.
- Rozmawiałem z Delią, bo nie mogła się do ciebie dodzwonić, a cholernie martwi się o swoją przyjaciółkę – informuje mnie – powiedziałem jej co i jak i że dziś będziesz zajęty – dodaje, machając wolną ręką za siebie, mając namyśli to co na nas czeka w środku chaty – więc zapowiedziała, że zjawi się u Paoli i dotrzyma jej towarzystwa, choćby ona nie miała na to ochoty – wyjaśnia i tym razem to ja potakuję głową. – uprzedziła również, że jeśli widzielibyśmy problem z odpowiednim potraktowaniem Keshi, ze względu na to, że jest kobietą, to ona jak najbardziej może nas wyręczyć w tym czy owym – dorzuca.
- Nie wątpię – odpowiadam, po czym przejeżdżam dłonią po twarzy w geście zmęczenia – W każdym razie mam ciekawe informacje na temat na tej panienki z fałszywą tożsamością – komunikuje bratu, odnosząc się do obiektu naszej rozmowy, a on marszcząc brwi, skupia na mnie uważne spojrzenie.
- Co masz na myśli? – pyta z chłodnym zainteresowaniem, a ja mówię mu o Malcie, o tym co tam zaszło, o telefonie spanikowanej Paoli i o tym jak teoretycznie zająłem się całą sprawą.
- Czyli to bardziej cuchnące szambo niż zakładaliśmy – kwituje mój brat.
- Owszem. Ale nie bardzo rozumiem, jak do tego doszło, że się tu znalazła i zaszła tak daleko w poszukiwaniach Paoli. Muszę pogadać z Borysem i prześwietlić chłopaków, którzy brali udział w całej tej akcji na Malcie, bo to on wszystkim dowodził.
- Musisz i to czym prędzej – oznajmia twardo, po czym rzuca niedopałek na ziemię – bo zaczynam mnie już nie tyle irytować, co poważnie wkurwiać niekompetencja naszych ludzi, czy też ich skłonności do zdrady. – oświadcza ze zdecydowaniem zadeptując tlący się żar papierosa – choć to drugiego nigdy nie było czymś niezwykłym – burczy – jednak to wszystko pokazuje mi, że powinniśmy stanowczo więcej uwagi przywiązywać do naszych specyficznym interesów, bo jak widać, jeśli nie trzymamy wszystkiego na krótkiej smyczy to zaczyna się rozjeżdżać. – stwierdza z goryczą, po czym spogląda mi w oczy – Sytuacja w klubie najlepiej to obrazuje. Kota nie ma to myszy harcują bez opamiętania – mówi, a ja domyślam się, że pije do tego, że gdybym sam zarządzał tym biznesem nie doszłoby tam do zdrady na tak szeroką skalę.
Już mam się odezwać, gdy brat ucisza mnie gestem dłoni, nim zdołam powiedzieć cokolwiek.
- Ty masz teraz swoje problemy na głowie, więc nie oczekuję, że zaangażujesz się dużo bardziej, niż w ostatnim czasie – informuje mnie, co przyjmuje ze spokojem ducha, bo nie mam teraz głowy do interesów – Marco, też powinien pozostać na razie w Stanach, bo jak wynika z jego sprawozdań co niektórzy poczuli tam zbyt dużą samowolkę – dorzuca kwaśno -Natomiast ja i Emilio musimy spiąć tyłki i przywrócić odpowiednie moralne, bo nie podoba mi się to jak to zaczyna wyglądać.
- Jeśli chodzi o klub, to mam już pomysł jak rozwiązań to co tam zaszło, tak by uniknąć podobnych zachować w przyszłości – zauważam – ale najpierw poczekajmy, aż Matt ustali, kto jeszcze odważył się wystąpić przed szereg.
- W porządku, pogadamy o tym później – odpowiada Fabio – a teraz zajmijmy się tym co na nas czeka w piwnicy – poleca po czym odwraca się na pięcie i zdecydowanym krokiem wchodzi do chaty, a ja podążam za nim.
Jego pojawienie się momentalnie ustawia do pionu kilku żołnierzy kręcących się po parterowym poziomie budynku. Nie zwracając na nich uwagi schodzimy na dół.
- Za nim zaczniemy, chciałem ci jeszcze powiedzieć, że przejmę za ciebie nadzorowanie sprawy Dario i postępów Luka w tej kwestii. Dzięki temu będziesz mógł bardziej skupić się na Paoli. – mówi otwierając drzwi piwnicy.
- Jestem za – zgadzam się bez wahania, bo nie wiem, czego dowiem się od jej lekarza, gdy zjawię się dziś ponownie w szpitalu.
I na tym ucinamy naszą krótką pogawędkę, skupiając się na czterech mężczyzna wiszących do góry nogami, na linach przerzuconych przez belki sufitowe. Odnajduję spojrzeniem Eduardo i pokazuję Borysowi, by go odciął i posadził na metalowym krześle. Kiedy skurwiel siedzi w końcu na wskazanym miejscu, unosi na nas wkurwione spojrzenie.
- Gdzie ona jest?! Co jej zrobiliście?!- próbuje krzyczeć mimo schrypniętego głosu.
- O kogo dokładnie ci chodzi? – dopytuję, biorąc go pod chuj i chwytając za nóż.
- Dobrze wiesz o kogo! – warczy.
- No właśnie problem w tym, że chyba jednak nie – odpowiadam niejasno, chcąc wybadać co ten idiota wie.
- Co zrobiliście z Keshią?! – dopytuje rozsierdzony, a ja mlaskam zniesmaczony.
- Jesteś pewien, że to jej prawdziwe imię? – rzucam kpiąco, za co gromi mnie spojrzeniem.
- Przestań pieprzyć, bo nie dam sobie mieszać w głowie. Dobrze wiesz, że nie jestem pierwszym lepszym naiwniakiem z ulicy – syczy, szarpiąc za swoje więzy.
- No niestety chyba jesteś, skoro nie znasz prawdziwego imienia, kobiety, która wodziła cię umiejętnie za nos i którą tak namiętnie pieprzyłeś, że zapomniałeś co oznacza zdrada Cosa Nostry. – stwierdzam pobłażliwie.
- Ona nazywa się i nie pierdol, bo nie kupuje szajsu jaki chcesz mi wcisnąć!
- Jak tam sobie chcesz – wzruszam ramionami – w każdym razie zdrada to zdrada – oświadczam beznamiętnie stając za nim i jednym gwałtownym szarpnięciem odchylam jego głowę do tyłu, przykładając nóż do gardła. – jednak chętnie dowiem się, dlaczego taki człowiek jak ty, dopuścił się tak niehonorowanego zagrania jakim jest wystąpienie przeciwko swoim – cmokam ze wstrętem, przejeżdżając czubkiem ostrza, wzdłuż jego szyi – wyjaśnisz nam to, czy mamy cię mieć za zawszonego szczura, dla którego honor jest gówno wart? – mówię wyzywająco, przytrzymując go mocno za włosy, podczas gdy sam z zamyśleniem przyglądam się lśniącemu w świetle jarzeniówek ostrzu.
- To była sprawa honoru, więc się nie produkuj – odwarkuje, patrząc na mnie nienawistnie, a ja odpowiadam mu tym samym – Twoja żona bestialsko zajebała ojca Keshi, a to dało jej prawo zemsty! – unosi się zaciekle – A ja jako jej partner miałem obowiązek jej w tym pomóc!
- Do prawdy?! – cedzę gniewnie, jednocześnie szybkim ruchem zanurzając ostrze noża bezlitośnie w jego bicepsie – Tak ci zamydliła oczy cipką, że umknął ci fakt, że ten obleśny skurwiel chciał ją zgwałcić, a Paola jedynie się broniła – syczę mu w twarz, podczas gdy on jęczy boleśnie, zaciskając zęby, a jego krew spływa mi po dłoni.
- Widziałem nagrania, ona nachodziła go w pracy, sama szukała z nim kontaktu. Chciała go uwieść, a teraz wymawia się bzdetami – syczy obronnie przez zęby, a ja ponownie unoszę nóż i wbijam w jego umięśnione ramie.
- Właśnie takie bajeczki nawciskała ci ta twoja fałszywa panienka? – dopytuję kpiąco, a mój głos ocieka furią. Nic się nie dowiem od tego sukinsyna, bo on gówno wie. Pozwolił się omotać pierwszej lepszej kurwie i jej piździe! Tyle w temacie! – W takim razie pozwól, że naprostuję twój światopogląd – warczę przesuwając zanurzonym ostrzem, wzdłuż jego ręki, aż po łokieć. – Paola pojawiała się w jego butiku, bo sprzedawała im niektóre swoje projekty, a to on sam, poprosił ją o spotkanie, bo chciał się zdecydować na stałą współpracę. Jednak zamiast biznesu, był mu w głowie seks i to nawet taki wbrew woli drugiej strony. – informuję go lodowatym, niczym najniebezpieczniejsza śnieżyca głosem – I właśnie za to poniósł karę. Za to zapłacił śmiercią. Choć Paola używała wobec niego jedynie samoobrony. – dodaję, w podobny sposób naznaczając ranami jego drugie ramie i mając w dupie syki bólu, czy fakt, jak gwałtownie traci krew. – W każdym razie nie ważne jak bardzo ta suka ci na ściemniała, bo przede wszystkim byłeś winien Cosa Nostrze lojalność. – cedzę przez zęby, przejeżdżając nożem przez przód jego koszuli, tym samym rozcinając materiał. – Ufaliśmy ci. Powierzyliśmy wysokie stanowisko. A ty co? – mówię unosząc jego brodę na zakrwawionym nożu, tak by patrzył na wprost, na mojego brata.
Na capi di tui capi, którego zdradził.
- Mafia nie wybacza zdrajcom, a ty doskonale o tym wiedziałeś, przez co twoje przewinienie, jest dużo gorsze od zwykłej zdrady. – oświadcza z chłodnym spokojem Fabio. – do tego równie nie wybaczalne jest to, że ośmieliłeś się ruszyć kogokolwiek z rodziny swojego capo. A fakt, że dotyczy to kobiety, jeszcze bardziej wszystko pogarsza. – kontynuuje, patrząc bezwzględnie na faceta przed sobą. – Powinieneś cierpieć dziesięciokrotność tego co zgotowałeś mojej rodzinie. – oznajmia wzgardliwie – twoje szczęście jest takie, że to Oskarowi przysługuje prawo, własnoręcznego zajebania twojej osoby, a on nie ma teraz czasu na patyczkowanie się, bo ma ważniejsze sprawy niż takie gnidy jak ty. – wypluwa ze wstrętem – dlatego podziękuj mojemu bratu, że zginiesz szybciej niż na to zasłużyłeś. – poleca.
- Nigdy – odwarkuje chrapliwie mężczyzna.
- Nigdy to bardzo długo, a ty tak jak wspominałem nie masz aż tyle czasu. – odpowiada niewzruszony Fabiano, po czym skinieniem głowy daje mi znać bym zakończył ten cyrk, bo tak jak ja wie, że nie dostarczy nam informacji jakich byśmy chcieli.
Wyćwiczonym i szybkim ruchem, wbijam ostrze w podbrzusze zdrajcy, po czym jednym mocnym pociągnięciem, dokonuje głębokiego i precyzyjnego cięcia, aż po jego klatkę piersiową, w tym samym czasie, w którym ponure pomieszczenie zaczynają wypełniać jego krzyki agonii. Jednak dla mnie są one stłumione. Przez lata nauczyłem się wygłuszać wiele odgłosów, które próbowały naruszyć moją koncentrację, podczas egzekucji czy też innej misji jaka została mi zlecona. Tym razem jest mi dużo prościej, bo skupiam się na tym co ten padalec zrobił i co jeszcze planował dla mojej kobiety. To przez niego i jego durną pałę, której łatwy seks, z dziwką podszywającą się za niewiniątko, namieszał w głowie tak, że był gotów skrzywdzić moją Paolę. To przez niego przeżyłem najgorsze chwile grozy, kiedy to sądziłem, że moja żona zginęła, a ja straciłem ją bez powrotnie. To on dołożył się do cierpień mojej ukochanej, która już bez tego ma wystarczająco pod górkę.
Kiedy potoki czerwonej mazi, wymieszanej z innymi treściami fizjologicznymi, zaczynają wypływa na wierzch, zalewając ciało i skapując na podłogę, ja z namaszczeniem unoszę nóż i patrząc zimnym wzrokiem w oczy brata, chwytam naszą ofiarę za włosy. Przytrzymując jedną ręką jego głowę, dokonuję błyskawicznego ciosu, jakim jest poderżnięcie mu gardła. Po czym nonszalancko puszczam jego ciało i się od niego odsuwam.
- Niech cię piekło pochłonie – mówię beznamiętnie, spluwając w stronę jego wykrwawiającego się ciała.
I z podobnym wyrachowaniem rozprawiam się z pozostałą czwórką. Z tą różnicą, że Fabio ich przesłuchuje, a ja jedynie zadaję kolejne bezlitosne ciosy. Nie są tak wytrzymali jak Eduardo, ale ich wyznania niewiele nam daję, choć musimy się im jeszcze przyjrzeć w świetle tego co o tej całej Keshi ustalą nasi hakerzy. Jednak teksty o tym, jakiej to ona fortuny nie miała odziedziczyć i ile to na nią majątku czekało w rodzimy kraju zmarłego ojca, nie trzyma się kupy. Pomijając fakt, że kraj pochodzenia jej ojczulka, to mekka, w której kobiety traktuje się jako obywateli drugiej kategorii. Nie mówiąc już o tym, że z tego co na samym początku przekazywał mi Borys, jej tatko rozstał się z ojczyzną lata temu i nic tam nie miał. Jego dobytek skupiał się jedynie na Malcie. Dlatego też podejrzewam, że bajki jakie Keshia wciskała Eduardo, a on następnie szerzył je dalej, były szyte bardzo, ale to bardzo grubymi nićmi. Bo przecież jakim cudem, Eduardo i jego panna mieliby zagwarantować wszystkim swoim pomocnikom mini fortuny, a także zorganizować coś na kształt samodzielnego frontu by wywalczyć sobie jakieś większe wpływy za granicą...
Aż wstyd, że nabrali się na takie opowiastki, jakich nie powstydziłby się najbardziej nawiedzony bajkopisarz. Argument, że pokazywano im zdjęcia, jakieś dokumenty i masę innych pierdoł, przemawia do mnie tak samo jak to, że Eduardo oglądał nagrania z których wynikało, że Paola sama prosiła się o gwałt... nawet nie chce o tym myśleć, bo nie jestem wstanie zapanować nad rodzącym się wówczas we mnie ponowie szałem, a moje ciosy i ruchy noża stają się coraz bardziej nieobliczalne.
- Borysie, nakaż swojemu zespołowi by przeszukał dom. Interesują nas prywatne rzeczy naszej fałszywej gwiazdki. To samo dotyczy się jej wcześniejszego miejsca pobytu, gdy Matt już to ustali. Chce osobiście przekonać się co takiego, zobaczyli, że zachowali się jeszcze bardziej naiwnie niż te wszystkie młode dziewoje, które omamione słodkimi obietnicami dają się bez mrugnięcia okiem wywieź do krajów trzeciego świata i stać się częścią haremu jakiegoś popierdoleńca – wypluwa ostro Fabio, w chwili, kiedy ja daję się za bardzo ponieść, przez co ostrze mojego noża narusza arterię na szyi jednego z naszych przesłuchiwanych, a ten od razu zaczyna się dławić.
- Sorry, ręka mi się omsknęła – burczę chłodno pod nosem, a Fabio spogląda na mnie oceniająco.
- Więc lepiej nad nią panuj, bo chcę się dowiedzieć kto jeszcze w tym siedział – mówi surowo, ustawiając mnie do pionu, a ja zagryzam zęby – jak nie masz do tego głowy i cierpliwości sprowadzę tu Emilio i sami się tym zajmiemy – dodaje, przez co odpowiadam mu wrogim spojrzeniem.
- Nie potrzebuję zastępstwa – syczę, odrzucając martwe truchło, które kołysze się bezwładnie na linie, jaka cały czas je podtrzymuje. – kontynuujmy – dorzucam stanowczo, dając bratu możliwość by przeszedł do przesłuchania, a sam odpalam palnik, nad którym podgrzewam ostrze noża.
I tak upływają mam mniej więcej następne dwie godziny urozmaicone wrzaskami, odgłosami agonii, żałosnymi wykrętami, kilkoma przydatnymi informacjami, smrodem spalonych tkanek, a także licznymi strugami krwi.
- Dobra, więcej już z nich nie wyciągniemy – wyrokuje w końcu Fabiano, niedbałym ruchem ręki pokazując bym czynił honory.
Dwa razy mi mówić nie musi, a ja błyskawicznie posyłam w odmęty piekła kolejne trzy żywota. Co ciekawa to dzisiejsze doświadczenie jest dla mnie czymś nowym. Zawsze zabijałem z chłodną kalkulacją, całkowicie bez emocji. No może czasem zdarzał się jakiś wyrzut adrenaliny, ale to też rzadko i uzależnione było to od ewentualnych komplikacji, nic więcej. Tymczasem dziś odczuwam dziwną, uzależniającą satysfakcję, która przelewa się po moim krwioobiegu. Jednak nie zastanawiam się na tym zbyt długo, zadowolony z faktu, że choć w jakiś sposób mogę się wyzbyć tych negatywnych kłębiących się we mnie odczuć, jakie od wczoraj mnie rozpierały z intensywnością tsunami.
- Borys, ogarnij dla Oskara jakieś ciuchy na przebranie, a my tymczasem odwiedzimy naszą królową bajek – oświadcza Fabio, gdy odsuwam się od swojej ostatniej ofiary.
Marszczę brwi na jego słowa, jakby powoli wracając do rzeczywistości, co jest czymś dziwnym, bo ja nigdy nie tracę koncentracji podczas takich akcji jak ta.
- Nie patrz tak na mnie – ironizuje mój braciszek – wyglądasz jakbyś wyszedł z rzeźni własnoręcznie torując sobie drogę odwrotu, a co za tym idzie nie możesz tak wrócić do szpitala- dodaje wskazując na moją osobę a ja dopiero teraz zauważam, ubrudzone aż po łokcie przedramiona i zakrwawione ubrania.
Jednak tego nie komentuję. Nie mam zamiaru spowiadać się z tego, że to co zrobiłem było dla mnie czymś na zasadzie wyżycia się, czy czegoś podobnego. Fabio też nie porusza tej kwestii.
- Chodźmy – poleca jedynie, a ja udaję się za nim do pokoju, w którym przetrzymywana jest Keshia.
Gdy wchodzimy do środka nawet nas nie spogląda. Leżąc na materacu oddycha równomiernie, śpiąc.
- Chłopcy chyba musieli ją nieźle wymęczyć w nocy – bąka pod nosem Fabiano, po czym chwytając ją za ramie, potrząsa nią lekko by się przebudziła.
To wystarczy by, po chwili poderwała na nas zasapane spojrzenie. Choć zastanawiałem się czy moi ludzie nie obejdą się z nią nazbyt brutalnie, nie dostrzegam na jej ciele oznak większej przemocy. Z resztą nie będę wnikał.
W każdym razie, gdy chcemy z nią zawiązać rozmowę i dowiedzieć się czegoś więcej na temat jej przybycia na Sycylię, celu jaki ją tu sprowadził i w ogóle, dostajemy w zamian jakiś stek bzdur, zupełnie nie trzymających się kupy. Co lepsze pytana o swoje prawdziwe imie, zachowuje się naprawdę dziwnie, mamrocząc coś nie wyraźnie do samej siebie.
Wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z Fabio, postanawiamy sobie odpuścić tą i tak bezsensową paplaninę.
Zostawiając ją bez słowa wyjaśnienia wychodzimy na korytarz, a żołnierz warujący pod drzwiami, od razu przekręca w nich zamek.
- Czy mi się tylko wydaje czy jej zaczyna brakować piątej klepki? – mruczy do mnie pod nosem Fabio.
- Też odniosłem takie wrażenie. – odpowiadam, kiedy oddalamy się korytarzem. - Jeszcze chwila, a oznajmiłaby nam, że jest zaginioną księżniczką Zjednoczony Emiratów Arabskich i starożytnego Egiptu w jednym. – bąkam zirytowany. – jedyne szczęście, że nie uważa się za potomkinie Kleopatry – burczę zniecierpliwiony.
- Dokładnie. – zgadza się ze mną – Szkopuł w tym jak sobie poradzimy z tym fantem. – mruczy z zadumom – bo w obecnym stanie to nic co się ode niej dowiemy nie będzie sensowne i wiarygodne.
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem – stwierdzam, sfrustrowanym gestem przecierając twarz. – Jedynym logicznym wyjściem wydaje się zaczekać za tym co nasi hakerzy wygrzebią na jej temat, a później zestawić to wszystko razem do kupy i zobaczyć jaka mieszanka wybuchowa z tego powstanie.
- Tak – zgadza się z rezerwą – w międzyczasie możemy jedynie spróbować nasłać na nią Delię, to może jej uda się coś zwęszyć – rzuca sceptycznie – bo powiem szczerze, że nie mogę się zdecydować czy to ciąg dalszy jakiś jej babskich zagrywek, żeby wziąć nas pod chuj, czy ona naprawdę ma nie po kolei w głowie – dodaje niezdecydowany.
- Rób, jak uważasz. – mówię wkurzony - ja nie mam teraz czasu na pierdolenie się z nią w takie ceregiele. I na pewno nie poświęcę jej więcej uwagi niż to konieczne. Skoro gra na zwłokę to i tak nie dowiemy się za wiele nim nie dostaniemy raportu od Matta – zauważam – Do tego czasu prześwietlę członków zespołu, którym zostało powierzone czuwanie nad sytuacją na Malcie. A Borysowi zlecę by dodatkowo wybrał kogoś logicznego i wysłał jeszcze tam na przeszpiegi.
- Dobry plan, ale zważając na dość nie stabilną sytuację w naszych szeregach, sugerowałbym, żeby tym tematem zajął się ktoś z rodziny. Rozważam by dopuścić naszego kuzyna Giorgio do interesów wyższej rangi, bo już nie raz udowodnił swoją przydatność i lojalność, więc może też rozważysz jego osobę, w świetle wycieczki na Maltę – dorzuca, a ja z roztargnieniem potakuję głową.
- Rozważę to, bo choć masz słuszność to muszę przemyśleć, czy posiada odpowiednie umiejętności względem tego zadania – wyjaśniam.
- W takim razie daj mi znać, bo chce być na bieżąco z twoimi decyzjami – zaznacza.
- Jasne – odpowiadam krótko, po czym oboje urywamy naszą rozmowę, jak tylko wychodząc z korytarza znajdujemy się w zasięgu słuchu naszych żołnierzy przebywających na terenie chaty.
Odbieram od jednego z ludzi stosik równo złożonych ubrań, które przygotował dla mnie Borys, a których mamy tu zapas na takie właśnie okoliczności. Po czym zostawiając brata i pozostałych na dole, wbiegam po schodach na strych, gdzie niepozorne poddasze przerobiliśmy na mini apartament połączony z czymś w rodzaju gabinetu. Taka miejscówka przydaje się, gdy jeden z nas jest zmuszony spędzać tu na miejscu więcej czasu niż zwykle. Dzięki temu mamy gdzie się odświeżyć, kimnąć czy też omówić jakieś kwestie jedynie we własnym gronie.
Zrzucając z siebie zakrwawioną koszulkę, przechodzę do łazienki, by zmyć z siebie ślady ostatnich atrakcji.
Po wyjściu spod prysznica naciągam na tyłek czarne spodnie dresowe, a przez głowę wciągam szary T-shirt. Przecierając ręcznikiem wilgne włosy, chwytam za komórkę i wzywam do siebie Borysa.
Jak tylko się zjawia pokazuję mu by usiadł na fotelu, a sam zajmuje miejsce za ustawionym w narożniku biurkiem.
- Kurewsko niepokoi mnie cała ta sytuacja – odzywam się chłodno, mierząc go uważnym spojrzeniem, a on zaciska zęby – Tym bardziej że podobno mieliśmy wszystko pod kontrolą – zauważam ostro, unoszą brew i łącząc przed sobą palce obu dłoni.
Przez cały czas nie spuszczam oczu z mojego długoletniego współpracownika.
- Wiem. – odzywa się surowym tonem, nie uginając się pod moim spojrzeniem – i wiem też, że zjebałem. Powinienem był tam zostać i samemu się tym zająć – mówi, a ja unoszę dłoń nakazując by się zamknął.
- Przestań pieprzyć, bo nie mam na to czasu – ucinam krótko – Przeoczyliśmy wiele istotnych kwestii, ale najważniejsze to teraz ustalić co dokładnie poszło nie tak. Prześlij mi kto dokładnie brał udział w tamtej akcji i kogo w nią wtajemniczyliśmy, a później wszystko sobie z nimi wyjaśnimy.
- Oczywiście, jednak dwoje z nich przebywa cały czas poza granicami Włoch – wtrąca.
- W takim razie zorganizuj im zastępstwo i to jeszcze dziś. Powiedz, że są mi potrzebni na miejscu.
- Jasne, zaraz się tym zajmę. – zapewnia stanowczo – A czy mam zarezerwować dla siebie lot na Maltę, żeby jeszcze raz się wszystkiemu przyjrzeć? – pyta, czekając spokojnie na moją decyzję.
- Nie – odpowiadam – potrzebuję cię tu. Tym bardziej że Luca cały czas ugania się za Dario, a tu na miejscu nie będzie nam brakowało roboty. – stwierdzam, a on zgodnie przyjmuje moje rozkazy, po czym zostawia mnie samego.
Wrzucam ubrudzone ciuchy do worka na śmieci, a następnie zbieram swoje rzeczy osobiste – portfel, kluczyki i telefon. Nim uda mi się opuścić pokój, rozlega się ciche pukanie, a chwilę później w drzwiach pojawia się głowa mojej siostry.
W pierwszym odruchu marszczę brwi, jednak przypomina mi się pomysł jaki miał na Keshie Fabio. Problem w tym, że nie podoba mi się zmartwiony wyraz twarzy Deli, gdy wchodzi do środka.
- Byłam u Paoli w szpitalu, Fabio zadzwonił akurat, gdy od niej wychodziłam – odpowiada niemrawo, a moje ciało zalewa paraliżujący strach.
-I? - pytam natychmiast.
- Musiałam wyjść, bo przyszedł do niej lekarz na jakąś konsultację. – mówi, ciężko opadając na fotel, na którym niedawno siedział Borys.
Widząc jak masuje sobie dłonią czoło, zapadam się w sobie, bo wiem, że jest kurewsko źle. Wiem to, bo moja siostra, odwieczna wojowniczka i propagandzistka kobiecej siły jest totalnie przybita.
-Udało ci się z nią porozmawiać? – dopytuje sztywno, licząc, że być może to właśnie Delia pomoże mi się lepiej odnaleźć w sytuacji, czy też znaleźć sposób na to jak poradzić sobie z Paolą i jej stanem emocjonalnym.
-Owszem, ale niewiele- ponownie wzdycha zrezygnowana, a ja obserwuję ja niczym jastrząb jakbym poprzez analizę jej zachowania mógł rozgryźć co takiego dręczy moją żoną- Oskar Paola po prostu ma dość. – Delia wypala prosto z mostu - I w sumie to jej się nie dziwię- wyznaje, uciekając spojrzeniem w bok, a ja czuję rozlewające się po moim ciele bezkresne rozczarowanie i paraliżującą bezradność. - Wiele przeżyła i wykazała się przy tym ogromną siłą, jak dla mnie. – stwierdza unosząc na mnie szkliste spojrzenie.
To co dostrzegam w jej tęczówka, w żaden sposób mi nie pomaga.
- Podziwiam ją, że podniosła się po takiej stracie z jaką przyszło się wam zmierzyć, bo ja nie wiem czy sama byłabym wstanie sobie z czymś takim poradzić. – wyjawia, obejmując się ramionami - Dobrze wiesz, że też przeszłam swoje, bo moja ciąża z Alice była zagrożona, ale nie wyobrażam sobie bym miała w tamtym okresie usłyszeć, że rzeczywiście stało się najgorsze, a moje dziecko nie przyjdzie na świat. – mówi, a głos lekko jej drży.
Ja natomiast zaciskam palce starając się pohamować emocje, które się we mnie rozbudzają.
-Serio, Paola to cholernie twarda sztuka, że się z tego podniosła. – zaznacza, ale co mi po tych słowach, skoro obecnie moja żona i tak reprezentuje sobą wrak dawnej siebie? - Później jeszcze przyjęła na klatę wyniki badań, które potwierdziły, że jej następna ciąża będzie wymagać specjalistycznej opieki i być obstawiona odpowiednimi lekami. Przetrawiła fakt, że to co dla większości kobiet jest rzeczą naturalną, u niej wymaga przyjmowania kolejnych leków. Pogodziła się z tym, że będzie zmuszona przesunąć granicę swojego komfortu by znosić codzienne zastrzyki przez całą ciążę, by ją szczęśliwie donosić, choć tak panicznie boi się wszelkich procedur związanych z igłami. A i tak los postanowił jej nie odpuszczać i na dokładkę okazało się, że mimo zapewnień lekarz, że może zajść w ciążę, wynikły komplikacje, które jednoznacznie świadczą o tym, że następna ciąża wcale nie jest tak oczywistą dla niej rzeczą do osiągnięcia. - mamrocze Delia, przesuwając melancholijne spojrzenie na kominek umocowany na przeciwległej ścianie, a z jej oka spływa pojedyncza łza.
Łza które mnie dobija.
- To jest jakiś koszmar, Oskar. – stwierdza łamiącym się głosem - Żadna kobieta nie powinna być zmuszona do mierzenia się z czymś takim. Jesteśmy gotowe na wiele by wypełnić nasz instynkt macierzyński, ale to co spada na Paolę jest za dużą przesadą. A przecież ona chce tylko być matką, do cholery! – stwierdza gniewnie, kręcąc głową ze złością- Pieprzyć to całe porwanie – rzuca wzburzona, uderzając dłońmi o podłokietniki - bo wypada cholernie blado wobec faktu, że Paoli najpierw została odebrana pierwsza ciąża której tak bardzo pragnęła, a teraz dowiedziała się, że jeszcze, że ma problemy z zajściem w kolejną. - oznajmia rozgoryczona, przenosząc na mnie załamany wzrok i ociera kolejną spływającą po jej policzku łzę - Próbowałam ją pocieszyć. Próbowałam z całych sił, ale co ja jej, kurwa, mam powiedziecie, skoro każde pozytywne nastawie jakie ona obiera w ostatnim czasie kończy się dla niej kolejnym kopę w dupę od losu! - zawodzi Delie, bo puszczają jej nerwy.
Ja natomiast opadam na swój fotel, opieram łokcie na blacie biurka, a następnie zatapiam twarz w dłoniach. I co ja niby mam teraz zrobić, skoro nawet moja siostra załamała się pod naporem tego co stanowi moją i Paoli rzeczywistość? No kurwa pytam co mam zrobić do chuja, żeby przywrócić moją żoną do normalnego życia?!
Z przyjemnością spuściłbym wpierdol przeznaczeniu, które tak bardzo doświadcza Paolę, ale jak mam to do kurwy nędzy zrobić?!!!
-Ona musi się z tego podnieść- oświadczam stanowczo, a w moim głosie pobrzmiewa zdecydowana surowość, bo mimo wszystko nie widzę innej możliwości. - Ona nie może tak wegetować, bo właśnie to robi. – wypluwam niemal z nienawiścią. - Nie mogę jej stracić. Rozumiesz? Nie mogę. – mówię ostro, unoszą twarz i patrząc nieustępliwie na moją siostrę - Nie potrzebuję do szczęścia dziecka, jeśli nie jest nam dane, ale potrzebuje jej. - dodaję, zaciskając palce w pięści.
-Jesteś wspaniałym facetem i ogromnie ją wspierasz- rzuca Delia z nową determinacją, wstając, podchodząc do mnie i wtulając się w moje plecy- To wszystko nie jest dla ciebie łatwe, ale i tak stajesz na wysokości zadania. A ja jestem z ciebie cholernie dumna braciszku – szepcze z głową skrytą na moim ramieniu – Nie tylko Paola przechodzi przez to wszystko, ale wy oboje. Jednak wydaje mi się, że Paola może potrzebować pomocy z zewnątrz. Najlepiej kogoś kto ma doświadczenie w podobnych problemach. Może poszukamy jakiegoś psychologa, albo psychoterapii – proponuje.
- To akurat chyba nie będzie konieczne, bo już ustaliłem z jej lekarzem, że porozmawia z nią psychiatra. Zobaczymy co on powie. – odpowiadam sztywno.
- Świetna decyzja – zapewnia natychmiast - Paola chyba po prostu nie radzi sobie ze swoimi emocjami i dlatego je blokuje. Przyda jej się ktoś, kto będzie potrafił zrozumieć to co się z nią dzieje. – stwierdza przesuwając ręce na moje barki - Do tego odnoszę wrażenie jakby zaczęła mieć wyrzuty sumienie z powodu tego, że nie może dać ci dziecka. – dodaje ciszej.
- Ale przecież ona nie jest niczemu winna, a mi wystarczy ona sam – cedzę przez zęby uderzając pięścią w blat.
- Wiem – mruczy łagodnie Delia, uciskając moje napięte mięśnie ramion – jednak ona też musi to zrozumieć, a może jak wytłumaczy jej to ktoś obcy, w końcu to do niej dotrze, a to będzie jakiś początek.
- Nie mogę patrzeć na nią w takim stanie. To mnie niszczy...- wyznaję cicho, a Delia mocniej ściska moje barki.
- Wszystko będzie dobrze. Psychiatra na pewno znajdzie sposób jak do niej dotrzeć – oświadcza ze zdecydowaniem.
Po czym przysiada na krawędzi blatu tuż obok mnie.
- Obiecuję, że ją odzyskamy. - zapewnia, ujmując moją zaciśnięta pięść – Nie poddamy się, dopóki tego nie zrobimy, a ty nigdy nie zostaniesz z tym sam – dorzuca z przekonaniem – A teraz jedź do niej – poleca, a następnie całuje mnie w policzek i wychodzi.
Słowa Deli dają mi wiele do myślenia.
Moja żona to cholerna wojowniczka, ale nie jest niczym dziwnym, że w końcu opadała z sił i zaczęła tracić na determinacji, mają już za sobą tyle starać z bezlitosnym przeznaczeniem. Starć których nie widać końca. Dlatego też wydaje się nawet czymś normalnym, ludzkim to, że dopadł ją słabszy moment, a jej wola walki się wypaliła. Jedyne czego potrzebuje to to by ktoś zwrócił jej wewnętrzny ogień i sens życia. I niekonieczne powinienem być to ja sam. Możliwe, że właśnie psychiatra, z odpowiednim podejściem sprawi, że przede mną i moją żoną zaczną klarować się lepsze dni...
....
Ledwie przekraczam próg oddziału, na którym leży Paola, a już jej lekarz prowadzący poprosi mnie do swojego gabinetu.
- Doktor była dziś u pacjentki i chciała z panem porozmawiać. – wyjaśnia ledwie zamykają się za nami drzwi jego gabinetu, po czym chwyta za telefon – zaraz się tu zjawi – zwraca się do mnie odkładając słuchawkę – Z tego co się dowiedziałem pani doktor była zadowolona z przebiegu wizyty – informuje mnie, nerwowym gestem poprawiając okulary – poproszę sekretarkę by przygotowała dla pana kawę. – dodaje usłużnie, zapewne nie mogąc się doczekać, by zjeść mi z oczu.
Natomiast ja rozsiadam się wygodniej na fotelu z niskim oparcie, starając się rozluźnić zesztywniałe mięśnie karku. Próbuje osiągnąć spokój wewnętrzny, jednak nie jestem wstanie. Czuję narastającą nerwowość. Przez co nawet nie spoglądam na kobietę, która w którymś momencie stawia przede mną filiżankę z kawą. Moją uwagę zwraca dopiero pukanie do drzwi oraz następujący po tym głos.
- Dzień dobry, jestem doktor Presco. Obyłam dziś konsultację psychiatryczną z pańską żoną.
Na te słowa podnoszę się z fotela i uściskiem dłoni, witam się z około czterdziestoparoletnią babeczką w białym kitlu. Jej twarz z jeden strony wydaje się stanowcza, ale jest w niej również jakaś łagodność czy też wyrozumiałość. Trudno mi to określić, lecz z pewnością mogę przyznać, że jej ton wydaje się kojący.
- Usiądźmy proszę – zwraca się do mnie, wskazując mały zestaw wypoczynkowy ustawiony w kącie pomieszczenia tuż przy oknie. – Przede wszystkim chciałam zapytać jak pan się czuje z całą tą sytuacją, jaka panuje w pańskim małżeństwie? – pyta neutralnym tonem, a ja marszczę brwi.
- W jakim sensie? – nie bardzo rozumiem, o co jej chodzi, bo mieliśmy rozmawiać o Paoli.
- Chodzi mi o waszą stratę, potencjalne problemy z niepłodnością i nienajlepszy stan psychiczny pańskiej żony – doprecyzowuje, a ja biorę głębszy oddech, a następnie mówię jej jasno jakie jest moje stanowisko w całej tej kwestii, za co zostaję poczęstowany oszczędnym uśmiechem.
- Dobrze mi słyszeć takie podejście z pana strony – stwierdza z zadowoleniem, po czym zakładając nogę na nogę kontynuuje – a przechodząc do pani Rossi chciałabym odbyć z nią jeszcze kilka spotkań, by przepracować problemy. Jedna rozmowa nie rozwiąże wszystkiego od ręki – informuje mnie spokojnie, patrząc mi w oczy - W każdym razie pacjentka ewidentnie potrzebuje się uspokoić i odpocząć od kłopotów które nieustanie zaprzątają jej głowę. Musi się czymś zająć, najlepiej wrócić do jakiegoś hobby które pomagało jej się wyciszyć czy też zrelaksować. Powinna zająć czymś myśli, by powoli znaleźć sobie inny życiowy cel i uświadomić sobie, że posiadanie dziecka nie jest jedynym takim celem jaki istnieje. – referuje, a ja uważnie słucham każdego jej słowa – Należy jej zorganizować czas, tak by nie miała za wiele okazji do tego by pogrążać się w mrocznych myślach. Trzeba wypełnić jej dzień różnymi zajęciami.
- Co konkretnie pani proponuje? – dopytuję, a ona mówi o zajęciach jogi, malowaniu, wychodzeniu do restauracji, kina, wyjazdach za miasto i temu podobnych rzeczach.
- Najważniejsze to by pani Paola się wyciszyła i odpuściła sobie presję posiadania dziecka. Niestety na obecnym etapie nie trafia do niej żaden pozytywny scenariusz i w ogóle nie chce słyszeć, że jeszcze kiedyś doczeka się maleństwa. – dodaje, a ja przechylam podejrzliwie głowę na bok, bo nie wydaje mi się by powinna ona wciskać mojej żonie puste obietnice, skoro diagnozy jej ginekologa jak na razie im przeczą... - bo choć nie jest moim celem ocenianie kolegów po fachu... - zaczyna dyplomatycznie, lecz pewnie - Tym bardziej, że nie to nie moja dziedzina – zaznacza. - Jednak z całym szacunkiem dla wiedzy lekarza, do którego uczęszcza pańska żona, nie mogę się powstrzymać od stwierdzenia, że nie wydaje się być do końca kompetentnym specjalistą. A także delikatnie mówiąc nie posiada odpowiedniego podejścia do pacjentki, co ewidentnie zwróciło moją uwagę. Muszę również przyznać, że niektóre stwierdzenia jakie zostały przekazane pani Rossi, mogą świadczyć o tym, że ten ginekolog nie bardzo wie, jak sobie poradzić z jej przypadkiem. Jednak zamiast pokierować ją do innego specjalisty, próbuje robić coś na siłę – wyjaśnia ostrożnie, obserwując moją reakcję.
Ja natomiast poprawiam się w miejscu, bo to co mówi jest cholernie intersującą sprawą. Ten doktorek od początku mi się nie podobał...
– Dlatego chciałabym polecić państwu ginekologa, który zajmuje się endokrynologią rozrodu. – oznajmia racjonalnie – To człowiek z wieloletnim doświadczeniem, który naprawdę zna się na rzeczy i osiągnął na tym polu wiele sukcesów. Osobiście znam kobiety którym pomógł, a które też sądziły, że nie będzie im dane urodzić dziecka. Z czystym sumieniem mogę go państwu polecić, jeśli tylko chcecie. – mówi, z przekonaniem - Zapewniam również, że jego podejście do pacjentek jest pełne empatii i zrozumienia. – dodaje pewnie, a ja szybko przetwarzam natłok informacji którymi mnie zarzuciła – W każdym razie przekazuję tą możliwość panu, bo nie wspominałam jeszcze o tym pani Rossi – zauważa. – Chciałabym, żeby najpierw doszła trochę do siebie i nie skupiała się tylko na jednym. Co nie zmienia faktu, że sądzę, iż zaprzestanie wizyt u obecnego ginekologa, będzie najlepszym posunięciem, choćby z tego względu, że jego podejście niezbyt służy pańskiej żonie. – stwierdza – Z mojej strony mogę jedynie dodać, że pacjentka powinna najpierw osiągnąć względną równowagę emocjonalną, tak by na spokojnie podejść do dalszej diagnostyki czy walki o ciążę – kontynuuje. – Nie mniej może warto za jakiś czas, jak już będzie przejawiać objawy poprawy, udać się na konsultację by dowiedzieć się jakie macie państwo możliwości i co w pierwszej kolejności proponowałby wam wspomniany przeze mnie lekarz. Sugeruję to dlatego, że być może wiedza o tym, że jest ktoś kompetentny, kto ma wizję na to jak poradzić sobie z waszymi problemami, w jakiś sposób da pani Paoli poczucie, że nie wszystko stracone. - kwituje, patrząc na mnie wyczekująco, podczas gdy ja milczę, rozważając wszystko co usłyszałem.
- Chcę pomóc żonie, więc zdaję się na pani opinię – oświadczam, lustrując jej osobą, jednak nie robi to na niej wrażenia – zastosuje się do pani wskazówek i z pewnością chciałbym kontakt do lekarza, którego pani poleca.
- Świetnie. – odpowiada, po czym szuka czegoś w swojej teczce, z którą tu przyszła – Proszę – podaje mi biały kartonik – to wizytówką docenta Alberta Gigioli – wyjaśnia – Gdy będziecie się państwo umawiać na wizytę proszę powołać się na mnie. – dodaje uśmiechając się delikatnie – A teraz chciałabym omówić z panem plan leczenia jaki przewiduję dla pani Rossi – mówi, przechodząc do proponowanego rozkładu wizyt i tego czym powinniśmy zająć się w pierwszej kolejności.
Muszę przyznać, że rozmowa z tą lekarką dobrze na mnie wpływa. Choć może to takie babskie... to czuję przypływ pewnej nadziei. Wiem, że od tak moje i Paoli problemy się nie rozwieją, ale ta niepozorna kobieta w białym fartuchu wskazała mi tlące się światełko na końcu tunelu, do którego warto przeć naprzód.
....
Zmotywowany słowami lekarki, postanowiłem dostosować się do jej rad i nie pozwalałem bym mechaniczne zachowanie Paoli zniechęcało mnie do dalszej walki o nią. Nawet gdy odpowiadała mi półsłówkami nie dawałem się jej zbyć. Trwałem przy niej i zmuszałem do jakiejkolwiek interakcji. Dziś mija nam następny dzień w szpitalu – tak, dobrze się domyślacie, ja również rozgościłem się na tym oddziale -, a ja zerkam na zegarek. Niedługo musze się zbierać, bo umówiłem się z braćmi, by przeprowadzić planową przez nas akcję w klubie.
- Mam spotkanie z Fabio, ale Delia dotrzyma ci towarzystwa, bo już zapowiedziała, że choćby musiała wyrażać oddziałowej spluwą i tak przemyciu tu karton z pizzą hawajską, którą tak obie uwielbiacie – mówię do Paoli, podnosząc się z materaca, na którym jeszcze przed chwilą leżałem trzymając ją w objęciach.
Niestety moja żona nie reaguje.
- Chyba że wolisz jakąś inną, to dam jej znać, żeby zmieniła zamówienie? – pytam, wlepiając w nią wyczekując spojrzenie – Paola? – ponaglam ją.
- Nie, nie trzeba. Może być – mruczy niechętnie, przekręcając się na bok.
Zaciskam zęby, jednak moją uwagę rozprasza dzwonek komórki. Widząc na wyświetlaczu numer Gabe, pospiesznie wychodzę na korytarz, a następnie na znajdujący się na tym piętrze taras.
- Mów – odbieram, opierając się placami o barierkę.
- Keshia Terroso, podająca się za Aishe Kanuli, czyli córkę Abil Kanuli, który zmienił imię i nazwisko po przybyciu na Maltę, a która wpadła w twoje ręce, wcale nie jest prawdziwą Aishą. – wypala od razu, a ja odruchowo marszczę brwi.
- Co takiego? – dopytuję.
- Sprawdziłem to i owo choć nie było łatwo. Jak już myślałem, że mam to o co nam chodziło, okazało się że zdjęcie w jej szpitalnej kartotece ni cholery nie pokrywa się z tym które mi wysłałeś, przekazując zlecenie. Więc kopałem dalej. – informuje mnie.
- O co wy tym, kurwa, chodzi?
- Jeszcze nie wiem, ale z pewnością mogę ci przekazać, że kobieta, którą złapałeś nie jest córką tego biznesmena z Malty, bo sama Aisha, która od wielu miesięcy nigdzie się nie udzielała, nie zostawiając przez to żadnych śladów, przebywała w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Gdzie leczono ją prawdopodobnie z powodu ciężkiego przypadku choroby dwubiegunowej. – wyjaśnia, a moje zdziwienie coraz bardziej narasta – nie łatwo zdobyć te informacje, ponieważ, wychodzi na to, że jej matka nie mogąc z powodu braku funduszy zapewnić jej odpowiedniej pomocy, zgodziła się by jej córka wzięła udział w jakimś nowatorskim badaniu klinicznym, widząc w tym jedyną szansę na jej powrót do zdrowia. Cały projekt z tego co ustaliłem jest raczej nieoficjalny, przez co ciężko do czegokolwiek się dokopać. W każdym razie, okazuje się, że Aisha i tak nie żyje. – oświadcza, ku mojemu zdumieniu - Nie bardzo jestem w stanie określi okoliczności jej śmierci, ale doszło do tego na terenie ośrodka w którym przebywała. Jej akt zgonu jest co prawda wystawiony parę dni później, niż nastąpiła śmierć. Dokumentacja z tym związana jest niejasna, tak jakby placówka ewidentnie próbowała zataić jakąś swoją wpadkę. – referuje – w każdym razie to nie zmienia faktu, że kobieta która się za nią podaje, z pewnością nią być nie może, bo ta zmarła, mniej więcej w tym samym czasie co jej ojciec, choć matka dowiedziała się o jej śmierci z kilku dniowym opóźnieniem.
- Kurwa – siarczyste przekleństwo samoistnie spływa z moich ust.
- No lepiej bym tego nie podsumował – mruczy Gabe – zebrałem sporo materiałów, ale wiesz że nie mogę ci ich przesłać – mówi – musimy się gdzieś umówić, żebym ci je przekazał.
- Jasne – odpowiadam natychmiast, ustalając z nim miejsce spotkania.
Zamierzam się z nim zobaczyć, jeszcze przed akcją w klubie.
- W takim razie do zobaczenia, a ty nadal próbuj ustalić kim w takim razie jest ten babsztyl, o którego robi się tyle zamieszania. – dodaję, po czym się rozłączam.
........
Po przejęciu, torby z przygotowanym przez Gabe raportem, którą przekazał mi incognito w parku, ruszyłem w stronę klubu. Jak tylko tam zajeżdżam dostrzegam, że pozostali są już na miejscu, a Fabio sprowadził tu odpowiednią obstawę, która ma czuwać nad tym by nikomu nie przyszło do głowy przedwcześnie się ulotnić z naszego spotkania.
Parkuję auto, po czym wchodzę do klubu gdzie przy barze Fabiano popija nonszalancko drinka, a Emilio siedzi obok niego paplając jak to on i bawiąc się teczką w której skrywają się dane personale, osób które według naszych ludzi zbytnio zbratali się z Eduardo lub też którym ta jego władza za bardzo się spodobała, bo po kryjomu zaczęli handlować jakimś lewym towarem na własną rękę.
Z kolei przestrzeń dużej sali głównej, wypełnia cały nasz, liczny personel.
- O dobrze, że jesteś – wita się ze mną Fabiano – możemy zaczynać – dopija drinka i pokazuje barmanowi, Martinowi by dołączył do reszty pracowników.
Natomiast ja zajmuję miejsce obok braci i wszyscy obracamy się przodem do naszego personelu.
- Zapewne słyszeliście o tym, że szykują się zmiany – zaczynam jako osoba dotychczas pełniąca nadzór nad tym interesem – chcemy pozmieniać kilka rzeczy i stworzyć nowy początek tego klubu. – przemawiam spokojnie – niesie to za są również zmiany personale, w tym awanse – dodaję – potrzebujemy również nowego managera, bo Eduardo w ostatecznym rozrachunku nie podołał odpowiedzialności jaka na niego spadła – dorzucam, tak samo jak bracia uważnie obserwując reakcję ludzi. – Czeka nas kilka tygodni przestoju, ponieważ przewidujemy większy remont, ale nie musicie się martwić swoim zatrudnieniem. Potrafimy docenić wiernych pracowników – zapewniam. – Nie zwlekając przejdźmy do rzeczy. Emilio – zwracam się do brata, przekazując mu pałeczkę, a on nonszalanckim ruchem otwiera grubą teczkę.
- Wyczytam kilkanaście nazwisk, osób którym chcielibyśmy zaproponować nowe warunki – mówi swobodnie – nie chcemy też by ktokolwiek czuł się poszkodowany i nie docenimy, więc z góry możemy zapewnić że jeśli inni wykażą takim samym zaangażowaniem, mogą liczyć na to że my z pewnością to docenimy, prawda – przemawia, ostatecznie udzielając głosu Fabio.
- Tak. Każdy dostanie to na co służy. Czasem z opóźnieniem, ale zawsze – przemawia spokojnie.
- Dobra, nie przedłużając, osoby które wyczytam mają wystąpić na środek, żeby zwinniej poszło nam dokonywanie formalności. – ponownie odzywa się Emilio, pochylając głowę nad dokumentami – w takim razie zaczynamy – dodaje, a następnie ze spokojem i bez emocji wyczytuje listę osiemnastu nazwisk, w tym większa połowa to pracownicy ochrony, następnie kilka prostytutek, dwie kelnerki oraz paru krupierów.
W tym samym czasie ja daję dyskretny znak obstawie Fabio by wmieszali się w tłum otaczający wyczytywane osoby, a także zabezpieczyli wyjścia. Kiedy wszyscy wybrani występują przed szereg udzielam następnego niemego rozkazu, na który nasi żołnierze oddzielają swoimi sylwetkami resztę personelu.
- Ok, każdy z was wie czym wykazał się w ostatnim czasie, a my wierząc w waszą inteligencję, nie mamy zamiaru przytaczać waszych „zasług" – zabiera głos Fabio, wstając ze stołka i zatrzymując się przed osiemnastoma „wybrańcami". Emanuje przy tym swoim bezwzględnym autorytetem.
Na słowa mojego brata, zaczyna pojawiać się lekka niepewność, choć wszyscy jeszcze chwilę temu niemal pękali z pychy. A to wszystko potęguje się gdy razem z Emilio zajmujemy miejsca po jego bokach.
- Jesteście z nami nie od dziś i wiecie, że nade wszystko cenimy sobie lojalność, bo to ona jest najważniejsza. – przemawia Fabiano, w pełni wchodząc w rolę bezwzględnego capo – wiecie również, jak traktujemy tych którzy przejawiają jej brak. A przede nami prędzej czy później i tak nic się nie ukryje– oznajmia, po czym tak samo jak my wyciąga zza paska spodni spluwę.
Jak na komendę wszystko troje zaczynamy oddawać bezlitosną serię strzałów, faszerując kulami, wszystkich zdrajców. Wszystko odbywa się tak szybko, że nawet nie są wstanie uciec, a przynajmniej nie dalej niż o kilka kroków, a to wszystko na oczach pozostałych pracowników.
Głosom wystrzałów, towarzyszką okrzyki przerażania oraz oznaki paniki, ale nie dajemy się wytrącić z równowagi. Raz-dwa jest po wszystkim, a my opuszczamy broń.
- Cisza – głos mojego brata, grzmi w pomieszczeniu, uciszając przestraszony personel – W tej chwili zamilknąć i słuchać uważnie – poleca surowo – Jak widzicie tak się kończy występowanie przeciwko nam. – mówi, wskazując bronią na zalegające na podłodze ciała – taka jest nagroda za kombinowanie na bok, spiskowanie i działanie na naszą szkodę. – wyjaśnia beznamiętnie, patrząc z pogardą na zwłoki przed nami - Dlatego jeśli macie zamiar kiedykolwiek wziąć przykład z tych zdrajców równie dobrze możemy się pożegnać od razu bo wasz los jest już z góry przesądzony. Tak jak to było w ich przypadku. – oświadcza bezwzględnie, a jego ton ocieka zdecydowaniem.
Po czym robi dłuższą przerwę i wolno prześlizguje się ostrym spojrzeniem po zgromadzonych, którzy drąż przed nim w obawie.
- Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy – rzuca, chowając broń, a odpowiada mu zgodny pomruk tłumu. – Tak, jak wspominałem, klub będzie jeszcze przez jakiś czas zamknięty, ale to nie zmienia faktu, że niezależnie od tego otrzymacie swoje wynagrodzenia. Oczekujemy jedynie, że gdy zapadnie decyzja o otwarciu, stawicie się w pełnej gotowości – dodaje i odszukuje wzrokiem naszego barmana – Martin – zwraca się do niego, a facet blednie – zrób nam po szybkim drinku – poleca mu, poganiając go dłonią, a ten leci za bar jak na skrzydłach.
- Posprzątajcie tu – Emilio mówi do naszych żołnierzy.
- A wy im w tym pomóżcie – nakazuję pracownikom ochrony – radzę się też pilnować, bo wasze szeregi i tak przez długi czas będą jeszcze na cenzurowanym – dodaję, po czym razem z braćmi wracam do baru.
- Muszę z wami pogadać o czymś jeszcze – odzywam się gdy, Martin stawia przed nami szklanki z alkoholem.
- To mów – zachęca mnie Emilio, totalnie luzacko, jakby przed chwilą nie brał udziału w pogromie zdrajców.
- Nie tu – zaznaczam, spoglądając na Fabio.
Reakcja mojego rodzeństwa jest natychmiastowa i stają się czujni.
- To gdzie? – pyta Fabio.
- W gabinecie na dole – odpowiadam, a on marszczy brwi.
- Jesteś pewien, że jest bezpieczny? – wtrąca sceptycznie.
- Tak, nasi ludzie już go sprawdzili – zapewniam – wszelkie nagrania z kamerek jakie zainstalował sobie Eduardo zostały zabezpieczone i przejrzane. Przekierowywał wszystko jedynie na swojego maila – dodaję.
- W takim razie chodźmy. – stwierdza, Fabiano i z drinkami w rękach przenosimy się do piwnicy, a dokładniej do biura w którym urzędowałem gdy pojawiałem się tu na kontrole.
Jak tylko bracia rozsiadają się wokół szklanego stolika, ja rzucam na niego rozpiętą sportową torbę, którą przekazał mi Gabe.
- Co to? – pyta Emilio, po czym krzywi się z niesmakiem – bo mam nadzieję, że nie znajdę tam twojej przepoconej bielizny z siłowni – dodaje wskazując palcem na torbę.
Nie mogąc się powtrzymać, stukam się palcem w czoło, pokazując braciszkowi co myślę o jego tekstach.
- Nie. To tylko bardzo interesujące materiały na temat babki, która przyłożyła tyle starań by skrzywdzić Paolę – wyjaśniam, a Fabio z zaintrygowaniem zerka do środka.
- Sporo tego – stwierdza.
- Owszem, a do tego kurewsko zaskakujące – rzucam, a on sięga po pierwszy plik kartek i go uważnie przegląda. Natomiast Emilio, poważniejąc idzie w jego ślady.
Po dłuższej chwili wkurzony Fabio unosi zestawienie zdjęć dwóch różnych kobiet i zaczyna nim wymachiwać.
- Co to ma, kurwa, znaczyć? – unosi się.
- To, że ona nie jest ani Keshią Torreo, ani tym za kogo ostatecznie próbowała się podać. Bo co jak co, ale z całą pewnością nie jest córką biznesmena z Malty, którego śmierć tuszowałem. – odpowiadam, również przeglądając kolejne informacje zebrane przez Gabe.
- Czyli nawet nie wiemy, dlaczego chciała skrzywdzić Paolę i po cholerę zadała sobie z tą całą akcją tylko zachodu – odzywa się zamyślony Emilio.
- Owszem – zgadzam się gorzko, bo to wszystko jest totalnie popierdolone.
- Skąd to masz? – dopytuje Fabio.
- Od mojego informatora – mówię krótko – wiesz, że ich nie ujawniam. – zaznaczam.
- Musimy to wyjaśnić – oświadcza Fabio, rzucając na stół teczkę pełną dokumentów. – Trzeba nie tylko wysłać kogoś na Maltę tak jak mówiliśmy – zwraca się do mnie odnosząc się do naszej wcześniejszej rozmowy – ale i w rodzinne strony, tej całej Aishy. Musimy sprawdzić jej matkę i najbliższe otoczenie. Należy prześwietlić również ośrodek w którym przebywała. Nie odpuścimy tego tematu, dopóki nie będziemy mieć pewności, że wszystko się wyciszyło i nic nowego się nie szykuje. – przemawia – jednak jeśli pojawią się jakieś komplikacje, to należy je bezwzględnie wyeliminować. Tyczy się to również jej matki. Nie potrzeba nam by czasem i ona za chwilę coś zaczęła węszyć. – kontynuuje – trzeba również wydać chłopakom nowe rozkazy, bo wychodzi na to, że nasz gość spędzi więcej czasu w leśnej chacie niż zakładaliśmy. Nie możemy jej zabić zanim nie ustalimy o co w tym chodzi.
- A czy Delii udało się z nią pogadać? – dopytuję brata, przypominając sobie o siostrze.
- Nic istotnego. Jedyne co to z przejęciem opowiadała jej o swoim ojcu – rzuca – choć jak się okazuje on wcale nim nie jest. – dorzuca krzywiąc się. – choć to musi być osoba mocno związana z prawdziwą Aishą, ponieważ wydaje się znać zbyt dużo szczegółów – mówi jeszcze z zadumą.
I tak spędzamy czas na omawianiu tej dziwnej sprawy, która wydaje się mieć dno dużo głębsze niż mogliśmy sądzić. Następnie pojawia się Borys z członkami zespołu których specjalnie sprowadził na Sycylię byśmy mogli się z nimi rozmówić jak to dokładnie było na tej pieprzonej Malcie.
Ostatecznie wszyscy kończą martwi, choć tak naprawdę tylko jeden z nich zawalił po całej linii. Jednak gdy jest się na akcji pracuje się zespołem, a jego towarzysze widzieli, że coś jest na rzeczy, a ten zbratał się z jakąś tamtejszą lafiryndą, choć to niedopuszczalne w trakcie prowadzenia działań operacyjnych. Liczyliśmy przynajmniej na to że zeznania samego winowajcy wniosą coś więcej do sprawy tego tajemniczego babsztyla, których jak na razie nabija nas wszystkich w butelkę, ale byliśmy w błędzie.
Wiedzieliśmy jedynie tyle, że nikt z zespołu biorącego udział w akcji nigdy nie widział na oczy prawdziwej Aishy.
Jedynym konstruktywnym posunięciem w tej sprawie były rozkazy, jakie wydaliśmy z Fabio, wysyłając ludzi zarówno na Maltę jak i do kraju w którym zmarła Aisha mieszkała z matką.
.................
Dochodzenie w sprawie prawdziwej tożsamości Keshi trwało, a w tym czasie ja poświęcałem uwagę żonie i jej powrotowi do normalności. Co prawda niewiele osiągnęliśmy, a już na pewno nie nazwał bym tego żadnym postępem, ale liczyłem, że jak wypiszą ją ze szpitala będzie nam łatwiej.
Niestety wcale nie było tak kolorowo jakbym chciał...
Gdy po powrocie do domu, wyciągnąłem ją do restauracji, wstała z łóżka ubrała pierwszą sukienkę jaka wpadła w jej ręce (a przecież wcześniej potrafiła godzinami roztrząsać dobór stroju, dodatków i innych pierdół), wsiadła do samochodu, a następnie zajęła miejsce przy stoliku, grzebiąc widelcem w swoim talerzu. Kiedy poprosiłem by coś zjadła, wcisnęła w siebie kilka kęsów, bez słowa spełniając moją prośbę i tyle.
Kiedy innym razem zabrałem ją na wycieczkę jachtem mojej rodziny. Przez cały czas siedziała na cholernej kanapie, na górnym pokładzie, na której ją posadziłem i patrzyła martwym wzorkiem na otaczające nas widoki.
I tak było z wszystkimi naszymi wypadami. Jednym słowem niby coś robiła, ale mimo to zachowywała się jak robot.
Kiedy już sądziłem, że ponownie zacznę tracić nadzieję, coś się zmieniło. Po upływie tygodnia zacząłem dostrzegać drobne rzeczy świadczące o tym, że moja żona powoli wynurza się z odmętów swojej dotychczasowej apatii.
Co prawda malutkimi kroczkami, ale zawsze.
Były to takie szczegóły jak porozrzucane w garderobie ciuchy, poodkręcane buteleczki z jej kosmetykami i walające się po jej toaletce pędzelki oraz inne bzdety. Naprawdę same drobiazgi, ale to one dały mi wiarę, w to, że jakoś to będzie.
Wkrótce za tymi małymi rzeczami zaczęły się pojawiać kolejne postępy.
Paola choć nadal niewiele ze mną rozmawiała, to przynajmniej zaczęła mnie dostrzegać. Zaczęła również reagować, gdy okazywałem jej czułość. Nic wielkiego. Po prostu, gdy brałem ją w ramiona wtulała delikatnie policzek w moją pierś, a nie stała sztywna jak kukła.
Kiedyś może i bym na te drobiazgi nie zwrócił uwagi, ale teraz były wszystkim co miałem. Co w jakiś sposób nie pozwalało mi tracić optymizmu.
A kiedy po upływanie następnych paru dni, przy śniadaniu niespodziewanie spytała mnie czy moglibyśmy spędzić weekend nad jeziorem Gaalar, w mojej rodzinnej rezydencji, moje serce gwałtownie się zacisnęło by po sekundzie się rozluźnić pod wpływem ulgi.
Tak bardzo roznosiło mnie szczęście, że wyszła z inicjatywą, że byłem gotów wrzucić ją natychmiast do samochodu i zawieść tam jeszcze w ten sam dzień. Ale się od tego powstrzymałem i siłą woli starałem się zachować opanowanie, by nie odczuła z mojej strony żadnej presji. A prawda jest taka, że w środka aż tańczyłem pierdoloną salsę, choć ni chuja nie znam tego tańca.
Co więcej jak już się tam wybraliśmy to pobyt nad jeziorem przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. To tam po raz pierwszy od początku całej ten sytuacji, kochaliśmy się ze sobą. Zupełnie tego nie oczekiwałem ani nie sądziłem, że to się stanie. Jednak po dniu spędzonym na plaży oraz na pływaniu w jeziorze, zjedliśmy kolację na tarasie wychodzącym z naszej sypialni, a później moja żona znikła w łazience. Czekając na nią położyłem się w naszym łóżku by zarazem z nią obejrzeć jakiś film, a następnie ukołysać ją do snu w swoich objęciach.
Serio, wtedy było to szczytem moich marzeń. Jednak moja żona miała inne plany i sprawiła mi niespodziankę, przez którą jeszcze przez pół nocy zbierałem szczękę z podłogi. Kiedy otworzyła drzwi od łazienki i oparła się o framugę, byłem przekonany, że mój umysł zaczął fiksować i dostarczać mi omamów wzrokowych, pokonany przez wstrzemięźliwość seksualną jak panowała w naszym związku przez ostatni czas.
Naprawdę byłem gotów stwierdzić, że nadmiar skumulowanej spermy przepalił mi zwoje umysłowe, fundując jakieś zwidy na jawie. Ale wtedy Paola ruszyła wolnym korkiem w moją stronę, a czarna, fikuśna i półprzejrzysta koszulka, w którą była ubrana, falowała wokół jej ud.
Mój fiut momentalnie stanął na baczność, a moje ciało zalało pożądanie gorące jak lawa. Choć w obliczy tego co się działo w naszym małżeństwie, nasza posucha łóżkowa była ostatnią rzeczą o jaką byłem w stanie się martwić, to moje ciało momentalnie zaczęło błagać o uwolnienie skumulowanego napięcia, które niemal rozsadzało mi jądra na widok Paoli w takim, powalającym wydaniu.
Jednak mimo wszystko czekałem spokojnie na to jak sytuacja się rozwinie i przede wszystkim na to co zamierzała zrobić moja żona. Cierpliwości się opłaciła, bo moja kobieta usiadła kocim ruchem na moich biodrach i pocałowała z takim zaangażowaniem, że serce do teraz bije mi w szaleńczym rytmie, gdy sobie o tym przypominam.
Wszystko to co nastąpiło później byłem efektem tego, że nasze ciała przejęły kontrolę na nad nami i naszymi emocjami, a my im na to pozwoliliśmy. Każdy nasz wzajemny gest wyrażał wzajemną tęsknotę, potrzebę oraz namiętność i ogień, który ponownie ożył między naszą dwójką.
Wydaje mi się, że to właśnie tamtej nocy naprawdę zacząłem odzyskiwać moją ukochaną.
Po tym jak skończyliśmy się kochać, Paola oparła się o mój nagi tors i wyrzuciła z siebie wszystko co leżało jej na sercu. Otworzyła się w końcu przede mną. Wylała również kolejną porcję łez. Jednak tym razem miały one nieco inne znaczenie, bo tamtego wieczoru były symbolem jej burzącego się muru, jaki wybudowała wokół siebie przede mną. Wraz z nimi dała upust emocją, wyrywając się jednocześnie z macek apatii.
Tamten wyjazd był kolejnym ważnym zwrotem w naszym życiu. Nie wiem co dokładnie przyczyniło się do tej zmiany, moja wytrwałość, silna wola Paoli, czy sesje, które nadal odbywa z doktor Presco. Jednak nie zamierzałem w to wnikać. Cieszyłem się z tego, że w końcu zza burzowych chmur zaczęło wyglądać słońce i tym, że każdy kolejny dzień niósł za sobą coraz więcej zmian na lepsze.
Między innymi wspólnie ustaliliśmy, że na jakiś czas zrezygnujemy z wizyt w poradni ginekologicznej, żeby odsapnąć od tego wszystkiego co się z tym wiążę. Paola zgodziła się również nigdy więcej nie wracać do swojego wcześniejszego lekarza. Sama doszła do wniosku, że musi nabrać dystansu i odpocząć, bo to wszystko kosztowało ją i nas zbyt wiele stresu. Ja natomiast zapewniłem ją, że popieram każdą jej decyzję.
I tak mijały nam kolejne tygodnie, na wracaniu do normalności w naszej małej bańce jaką stworzyliśmy.
Jednak dziś po upływie następnych dwóch tygodni, nadszedł czas na następny duży krok, bo moja żona postawiła wreszcie spotkać się z dziewczynami i w babskim towarzystwie spędzić dzień w SPA. Dlaczego w moim odczuciu to aż tak wielki postęp? Bo to jej pierwszy wypad w większym gronie.
Dotychczas stroniła od spotkań towarzyskich, ale dziś się to zmieniło, a ja zamierzałem to uczcić jak tylko wróci do domu po całym dniu spędzonym z Delią, Bellą i Kirą.
Ten ich babski wypad to również świetna okazja dla mnie, bo już jakiś czas temu wpadłem na pewien pomysł, a dzisiejszy dzień wydaje mi się najlepszym by wcielić go w życie.
- Będę wieczorem – mówi Paola, w roztargnieniu przebiegając obok mnie i poprawiając torebkę na ramieniu.
- Nie tak szybko – śmieje się, chwytając ją w locie za rękę i jednym ruchem przyciągając ku sobie – skoro mam spędzić cały dzień bez ciebie należy mi się jakiś haracz – mruczę w jej wargi, a ona chichocze, kiedy zaczynam ją lekko łaskotać.
- Oskar, dziewczyny już czekają – próbuje mnie strofować, ale nie bardzo jej to wychodzi poprzez piskliwy ton, wywołany moimi psotami.
- Nic się nie stanie jak jeszcze trochę poczekają – zapewniam po czym wpijam się w jej usta, mając w dupie rozlegający się ciągły odgłos klaksonu, na którym zapewne położyła się moja siostra by wszystkim w zasięgu pięciu kilometrów oznajmić swoje zniecierpliwienie.
- Muszę iść, bo spóźnimy się na pierwsze zabiegi – Paola wzdycha w moje wargi.
- Jeszcze chwila – mruczę, na kilka sekund pogłębiając pocałunek, który pozostawia nas oboje bez tchu – okej teraz możesz uciekać – odzywam się, opierając czoło o jej czoło i podziwiając lekki rumieniec podniecenia na jej policzkach.
- Jesteś niemożliwy – kwituje moja koniczynka, po czym cmoka mnie szybko w kącik ust.
W chwili, w której odwraca się do wyjścia, drzwi stają otworem, a przez nie wpada Bella.
- Błagam cię kochana, choć już, bo mi zaraz bębenki pękną. – woła zamiast powitania, przysłaniając uszy dłońmi – Delia, zwiała Iwowi, zostawiając mu jedynie liścik z listą zadań na dziś, więc chce jak najszybciej dotrzeć do tego SPA zanim ten zacznie do niej wydzwaniać i wypytywać o bóg wie co – dodaje, jedną ręką poganiając moją kobietę.
Kręcę głową na to wszystko, bo choć grono tych kobiet to zgraj wariatek, to cieszy mnie to, że moja żona ponowienie zacznie z nimi spędzać czas. To dla niej ogromny przełom, za który trzymam kciuki.
A wracając do moich planów, to jak tylko moja kobieta wraz z dziewczynami odjeżdża spod naszego domu, sam chwytam za kluczyki od ferrari i wyruszam po moją niespodziankę. Co prawda nie wiem jak Paola na nią zareaguje, bo nigdy o tym nie gadaliśmy, ale trudno już z decydowałem.
I zostaje mi mieć nadzieję, że moja żona będzie w niebo wzięta i nie będzie chciała urwać mi głowy za moją samowolkę.
Ciekawi co takiego wymyśliłem?
................
Do następnego 😊 Buziaki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top