Rozdział 8
Paola
Odkąd z Oskarem jesteśmy razem, czuję się jakbym jechała kolejką górską i to z dużą prędkością. Raz pikujesz w górę z radość i szczęścia, a chwilę później spadasz w dół atakowana przez złość i smutek, by w następnym momencie szczytować z rozkoszy i to dosłownie.
Nie żeby narzekam! Bo całą sobą doceniam fakt, że mój narzeczony ma nie tylko zdolne usta, ale i język... Naprawdę! A co za tym idzie jak najbardziej podobało mi się, że zasypał mnie orgazmami po tej burzy jaką przeżyliśmy. Ale...
No dobra, jednak narzekam! Choć określenie „czepiam się" chyba bardziej by tu pasowało...
W każdym razie to wszystko przez ten natrętny, cichy głosik w mojej głowie, który nie chce zamilknąć i jak zdarta płyta powtarza w kółko, że powinniśmy osiągnąć z Oskarem względną stabilizację, by zaczęło się nam układać.
Tak, tak, wiem, że to absurdalne wymysły z mojej strony, bo naszego związku nie można liczyć nawet w tygodniach, ale ...
Dokładnie znowu to „ale! Jednak myślcie sobie o mnie co chcecie! Już tak mam i tyle! Poza tym jestem kobietą i taka moja natura by sobie wszystko analizować w kółko, od nowa i to z prędkością światła!
Tym z Was którzy mimo wszystko nie są w stanie dostrzec podłoża moich obaw i nie widzą sensu w tym, że się przypierdalam, pragnę uświadomić, że wczoraj wieczorem pojęłam skalę rzeczy, którym przyjdzie mi jeszcze stawić czoła w kontekście problemów Oskara.
Jednak pocieszę was, że tak szybko jak zaczęłam roztrząsać to wszystko na czynniki pierwsze tak szybko postanowiłam, mimo wszystko odpuścić sobie ten temat. Widzicie? A mówią, że my kobiety nie potrafimy odpuścić, jak się już do czegoś przyczepimy! Tymczasem prawda jest całkiem inna. My się wcale nie dopieprzamy, a już tym bardziej nie bez powodu! My po prostu umiemy z wyprzedzeniem przewidywać możliwe komplikacje i często zamartwiamy się nimi na zapas, bo wiemy, że nasza podświadomość rzadko nas zawodzi, a my prawie nigdy się nie mylimy! Prawda drogie panie?
Przecież gdyby nie my to faceci nadal lataliby bez gaci po obskurnych jaskiniach, drapiąc się w zarośnięte kudłami łepetyny i główkując co zrobić z upolowaną zwierzyną by nadała się do jedzenia... Bez nas ludzkość już dawno podzieliłaby los dinozaurów, a człowiek byłby wspomnieniem z prehistorii. To wszystko nadal się kręci, bo my kobiety przewidujemy problemy i z wyprzedzeniem szukamy dla nich właściwego, optymalnego rozwiązania! Ale nie jesteśmy żadnymi paranoiczkami, bo wiemy też, kiedy odpuścić! Mimo tego, że faceci wytykają nam, że znienacka potrafimy stać się psychotycznymi świruskami, my potrafimy wrzucić na luz, jeśli widzimy, że nasze obawy nie mają realnego ryzyka by przełożyć się na rzeczywistość. Zdarza się również, że odkładamy jakiś temat na później z innych powodów, choć domyślamy się, że dana kwestia przysporzy nam jeszcze problemów. Jednak warto zaznaczyć, że niedrążenie danego tematu nie jest jednoznaczne z tym, że o nim zapomniałyśmy. U nas to tak nigdy nie działa. Do tego często bywa, że potencjalny problem, który choć raz pojawi się w naszej głowie już zawsze będzie błądził gdzieś po zakamarkach naszego umysłu. To właśnie stąd biorą się znienawidzone przez mężczyzn riposty w stylu „Wiedziałam, że tak będzie" lub „że tak to się skończy". Poza tym panowie nauczeni latami ewolucji, powinni już wiedzieć, że my kobiety mam pamięć lepszą niż nie jeden etatowy historyk. Więc jeśli żaden facet nie chce odbyć powtórki z historii, to nie powinien zaczynać ze swoją lubą, bo dla niej wyrzyganie mu co zrobił dziesięć lat temu w piątek piętnastego kwietnie nie stanowi żadnego problemu.
Jednak wracając do mnie i do Oskara, to odpuściłam sobie namnażanie hipotetycznych wybojów na drodze naszego związku przede wszystkim z dwóch powodów. Po pierwsze, skoro Rossi okazał się naprawdę zielony w związkowych sprawach, to gdybym nie odpuściła, nie byłabym w stanie robić niczego innego jak roztrząsanie różnych możliwości, bo tego wszystkiego byłoby od cholery i ciut - ciut. A po drugie, w dużej mierze zmotywowały mnie do tego ukradkowe, badawcze spojrzenia jakie posyłał mi Oskara za każdym razem, gdy odpływałam w zakamarki moich myśli. Wyczuwałam, że jest niepewny naszej sytuacji po wczorajszej kłótni i przygląda mi się czujnie by wyłapać najmniejsze oznaki świadczące o tym, że jednak nie wszystko jest między nami dobrze. Dlatego też odcięłam się od moich wymysłów i stwierdziłam, że będę się trzymać szczęścia, którym los rzucił mi w twarz tak długo jak tylko się da, a na problemy przyjdzie czas, gdy się z nimi zderzymy.
Z takim właśnie nastawieniem opuszczam nasze mieszkanie. Niestety ciężko jest mi je zachować podczas podróży do mojego rodzinnego domu. Z każdym mijanym kilometrem stresuje się coraz bardziej. Wiem, że Oskar uważa, że nie mam się czym martwić, ale nie zależnie od jego zapewnień nie mam pojęcia jak ojciec zareaguje, gdy stanę z nim twarzą w twarz. Trudno stwierdzić czy w starciu jakie stoczy samym ze sobą wygra zatroskany tata, czy wysokiej rangi bezwzględny członek mafii. A mój stres wynika z tego, że w dużej mierze obstawiam tę drugą opcję...
Prawda jest taka, że mafia stanowi ponad trzy czwarte sensu życia mojego ojca i zaledwie ta niewielka, pozostała część jest przeznaczona dla mnie i mojej macochy.
Choć akurat ślub z nią był z jego strony również strategiczną rozgrywką jakiej podjął się po dwóch latach od śmierci mojej mamy. Bo o ile z moją matką ożenił się z miłości, to jego małżeństwu z drugą żoną przyświecały cele biznesowe. No i może jeszcze w jakimś małym stopniu chęć zapewnienia mi matczynej opieki, skoro miałam zaledwie sześć lat. I choć po latach ojciec z Larisą tworzyli szczęśliwe małżeństwo, nigdy nie zapomniałam, dlaczego ona w ogóle pojawiła się w naszym domu. Byłam mała, gdy się ze sobą związali, ale pewnych rzeczy nie da się nie zauważyć. Tym bardziej gdy stanowi to kwintesencję tego co najbardziej liczy się w życiu twojego rodzica.
Fakt jest taki, że nie można wyplenić z człowieka czegoś co jest w nim zakorzenione od najmłodszych lat. Pozostaje się jedynie z tym pogodzić, czy ci się to podoba czy nie. W przypadku mojego ojca jest to dążenie do satysfakcjonującej pozycji w mafijnych kręgach. Nie do końca rozumiem, dlaczego jest to dla niego tak istotne, bo jak dla mnie to albo należysz do mafii albo nie i tyle. Wiem, że władza oznacza prestiż i w ogóle, ale bez przesady. Nie są to wartości jakie powinny nadawać sensu twojemu istnieniu i stanowić nadrzędny cel życiowy. Niestety mój ojciec postrzega to zupełnie inaczej.
Jako jedyny ze swojej rodziny pioł do tego by wybić się w półświatku mafii i to od zawsze. Okazało się, że skutecznie, bo po latach wspiął się dość wysoko po szczeblach hierarchii, a jego krewni pozostali za nim daleko w tyle. I mimo tego, że już od dłuższego czasu posiada poważanie w środowisku, to i tak cały czas dąży do umocnienia swojego wizerunku. A w tym między innymi miało mu pomóc wydanie mnie za odpowiednią partię. To, dlatego tak długo zastanawiał się kto powinien stać się moim przyszłym mężem. Chciał dokonać najlepszego wyboru. Najbardziej korzystnego, oczywiście dla siebie...
Jak można się domyślić, wizja mojego ślubu z jednym z braci Rossi, którzy stoją na samym szczycie Cosa Nostry, była dla niego naprawdę dużą sprawą. Dzięki mojemu małżeństwu miał się stać jeszcze bardziej wpływowy. To byłoby dla jego osoby wielkie osiągnięcie. Nieważne, że za pośrednictwem mojej waginy, bo przecież to się w mafii nie liczy. W każdym razie tatko wiązał wiele oczekiwać, względem mojego ślubu a tymczasem ja znikłam nie oglądając się na nic. W obliczu własnych rozterek miałam w dupie koneksje, których ojciec chciał się dorobić moim kosztem. Choć wiem, że pomimo formalnego podejścia do mojego zamążpójścia, tata i tak mnie kochał. Co prawda z jego strony była to taka trochę chora miłość, bo w końcu nie widział nic złego w tym by przehandlować mnie za silniejszy wizerunek, ale tak po prostu funkcjonuje mafia, którą ojciec zawsze stawia na pierwszym miejscu.
A ja mam nadzieję, że on nadal mnie kocha... Mimo tego co odwaliłam w dniu moich zaręczyn...
Co prawda mogłabym mieć do ojca wiele pretensji, ale prawda jest tak że i tak nie miała z nim najgorzej, bo pozwalał mi na dużo więcej niż powinien wobec konserwatywnych poglądów panujących w chorym świecie mafii. Chociaż z drugiej strony domyślam się, że w dużej mierze za przywilejami jakie mi przysługiwały, stała raczej jego znajomość ze Stefano Rossim oraz to jak on sam traktował swoją córkę, a moją przyjaciółkę. Bo ojciec Deli bezdyskusyjnie był dla mojego niepodważalnym autorytetem.
W związku z czym nie wiem czego mam się spodziewać, gdy stanę na progu rodzinnej rezydencji...
Koniec końców nasze spotkanie po tych kilku miesiącach przebiega całkiem pozytywnie. Co prawda na początku ojca trochę zatyka, gdy niespodziewanie widzi mnie u boku Oskara, ale po chwili odzyskuje rezon. Nie umknęło mi to jak przez pierwsze sekundy próbował podjąć gorączkową decyzję jak się zachować, by odpowiednio wybrnąć z sytuacji. Zapewne zachodził w głowę, co tak właściwie ma oznaczać moje pojawienie się i to w towarzystwie niedoszłego małżonka. Na szczęście Rossi szybciutko wybawia go od dylematu czy ucieszyć się na mój widok, czy może raczej pokazać swoją surową stronę, w obliczu ważnej mafijnej osobistości, którą znieważyłam swoją ucieczką.
Jak tylko Oskar oznajmia, że przyjechaliśmy by omówić szczegóły ślubu, bo sama zdecydowałam się wrócić do domu szybciej niż było zakładane, tata wyraźnie się rozpogadza. Jego rysy twarzy od razu łagodnieją, oczy odzwierciedlają ulgę, a on porywa mnie momentalnie w ramiona i nie wypuszcza z nich przez dobrych kilkadziesiąt sekund.
Później wszystko idzie już z górki, a ojciec skwapliwie zgadza się z każdą decyzją jaką przedstawia mu Rossi. Jemy wspólny lunch, w swobodnej atmosferze, a tatko widząc zażyłość pomiędzy mną, a moim narzeczonym, coraz bardziej się uspokaja.
-Skoro ślub ma się odbyć za sześć miesięcy, to może pomogę ci ze zorganizowaniem wszystkiego bo to wcale nie jest tak dużo czasu jak mogłoby się wydawać- zwraca się do mnie Larisa- tym bardziej że obie wiemy, że z pewnymi decyzjami to ty skarbie miewasz problemy - zauważa uśmiechając się do mnie czule i sięgając przez stół by ścisnąć moją dłoń.- Przyda ci się ktoś na kogo będziesz mogła wszystko zrzucić by samej nie popaś w histerię- dorzuca z lekkim rozbawieniem, a ja odpowiadam jej wdzięcznym uśmiechem.
Bo mimo że Larisa jest moją macochą to zna mnie doskonale, a już tym bardziej tę moją artystyczną stronę osobowości i dylematy jakie przez to niejednokrotnie przeżywam. A wówczas ona wkracza do akcji ratując mnie z opresji. Zawsze potrafiła skonfrontować mnie z moimi poglądami, tak by łatwiej było mi dokonać wyboru. Zastanawiać się o czym mowa? Cóż o wszystkie detale które dla postronnego człowieka mogłyby wydawać się nieistotną pierdołą, a dla mnie stanowią niemal życiową decyzję. Nadal nic nie kumacie? Otóż jako projektantka jestem specyficzną osobą, która ma subiektywne i twórcze poczucie estetyki. Jestem nie zwykle wrażliwa na różnorodność barw, ich kontrasty, a także maksymalizację ich potencjału w zależności od sytuacji. Nie mówiąc już o fakturze materiałów i wielu innych aspektach... W każdym razie, w skrócie wygląda to tak, że za każdym razem, gdy pracuję nad nową kolekcją ubrań przeżywam nieodłączne załamania nerwowe. Różnica między nimi polega jedynie na tym, że są większe lub mniejsze, a także pojawiają się na różnych etapach mojej pracy twórczej. Więc podsumowując gdybym sama miała decydować o wszystkich szczegółach oprawy ślubnej nie wyrobiłabym się nawet w rok, zaliczając po drodze około setki ataków paniki. Ale kochana Larisa jak zawsze przychodzi mi z pomocą. A może woli od razu zająć się wszystkim niż wyczekiwać mojego telefonu, kiedy to dławiąc się od płaczu zadzwonię do niej będą na skraju histerii nie mogąc zdecydować pomiędzy odcieniami bieli, które przecież są tak istotne przy organizacji wesela. Nie mówiąc już o tym, że kolory które się do nich dobierze muszą być w tonacji takiej która nie tylko będzie odpowiednio kontrastować, ale i będzie z nimi współgrać!
Dobra Paola, wdech wydech.
Nie myśl o tym i się nie nakręcaj. Larisa zawsze pomagała ci w przy podejmowaniu krytycznych wyborów więc i tym razem ogarnie temat. Oddychaj Paolo, a będzie dobrze.
-Tak, oczywiście. – zgadzam się od razu, ściskając jej dłoń- Przecież wiesz, że i tak ostatecznie zwróciłabym się z tym wszystkim do ciebie, a Valuium musiałbym łykać garściami by jakoś funkcjonować- mówią wzdrygając się na samą myśl o tysiącach możliwych kombinacji kolorystycznych i całej reszcie... o której zdecydowanie nie powinnam teraz myśleć.
-Wszystkim się zajmę i będę przy tobie. Niczym się nie martw. Powiesz mi jak mniej więcej to wszystko widzisz, a ja to ogarnę. A jak coś nie wyjdzie to będziesz mogła to zrzucić na mnie- oświadcza z uśmiechem.
-Nie mam zamiaru być panną młodą z piekła rodem, więc wystarczy, że mocno, ale mocno zawęzisz krąg decyzji jakie będę musiała podjąć. - mówię, po czym przymykam powieki i wypuszczam powoli oddech- A ja chyba z powrotem zacznę chodzić na zajęcia z jogi to się wyciszę, bo już samo myślenie o tym wszystkim sprawia, że zaczynam świrować- mruczę otwierając oczy, a Larisa mruga do mnie zawadiacko.
-Damy radę kochanie, więc się nie stresuj- zapewnia a ja wpadam na pewien pomysł.
-A może skontaktowałabyś się z panią Rossi w kwestii organizacji wszystkiego, to poszłoby wam sprawniej? - proponuję nie dodając, że moja przyszła teściowa ma istnego pierdolca na punkcie organizowania imprez, a już tym bardziej ślubnych.
Wiem, że gdyby Delia słyszała to co właśnie powiedziałam to najpierw postukałaby się palcem w czoło, a następnie zabrałaby mnie na izbę przyjęć najbliższego szpitala psychiatrycznego. Jednak ja inaczej niż ona patrzę na dobrowolne zaangażowanie jej matki w przygotowania. Bo o ile ona dostawała szału przez swoją matkę, to ja chcę zapewnić Larisie pomoc, jednocześnie wiedząc, że macocha będzie stanowić bufor pomiędzy mną, a moją przyszłą teściową.
-Jasne, świetny pomysły- zgadza się od razu.
Zauważam, że Oskar, mimo iż prowadzi dyskusję z moim ojcem, to jednym uchem przysłuchuje się naszej rozmowie, ale nie komentuje. Cóż jeszcze nie przekonał się o tym jak wielkie wyzwanie może dla mnie stanowić wybór kolorystyki czy stylizacji... To wszystko jeszcze przed nim... dlatego też postanawiam dopiero później wspomnieć Larisie o tym, że zamierzam sam zaprojektować swoją suknię ślubną... taa, to będzie dla mnie zadanie na poziom hard... W każdym razie po co ich od razu straszyć. Z resztą kto wie może wcale nie będzie tak źle, skoro już od jakiego czasu chodzi mi po głowie pewna wizja...
....
Po wizycie w moim rodzinnym domu, Rossi stwierdza, że musimy odwiedzić jeszcze jedno miejsce... I ku mojemu przerażeniu zabiera mnie do salonu tatuażu! Nie mam pojęcia jaki ma w tym cel, bo prędzej zwieje, gdzie pieprz rośnie niż jakakolwiek igła zbliży się do mojej skóry!
Od zawsze panicznie boję się zastrzyków i wszystkiego innego co wiąże się z wbijaniem ostrych przedmiotów w moje ciało! I to się nigdy nie zmieni..., bo ja i igły nie chodzimy w parze i już!
Na szczęście okazuje się, że nikt nie ma zamiaru zbliżać się do mnie z jakimkolwiek narzędziem tortur, bo to Oskar umówił się by zrobić sobie nowy tatuaż. Oddycham z ulgą, a Rossi wraz z brodatym właścicielem, udają się na tyły lokalu. Natomiast ja siadam grzecznie w przestronnym holu na skórzanej, czarnej sofie i próbuję się skupić na ocenie wizualnej wnętrza. Jednak rozchodzące się po pomieszczeniu odgłosy maszynek do tatuaż, wbijają się drażniąco w moje uszy. Serio, mam wrażenie jakby każda z nich warczała na mnie niczym dziki, czający się narożniku potomek Cujo z film na podstawie powieści Kinga! Przez co nerwowo podryguję nogą, niespokojnie rozglądając się dookoła.
Chcąc oderwać się od napięcia w jakie wprawia mnie to otoczenie, wyciągam telefon i loguję się na swoją skrzynkę mailową, po raz pierwszy od kilku miesięcy. Ilość wiadomości jaka momentalnie zaczyna napływać skutecznie odciąga moją uwagę, a ja skupiam się na przeglądaniu kolejnych maili. Po czym piszę do managerki mojej pracowni, której powierzyłam zarządzanie moją firmą. Jo zachwycona moim wcześniejszym powrotem odpisuje mi w ciągu nanosekundy. Umawiamy się na poniedziałek, by omówić wszystko co się działo podczas mojej nieobecności.
Jestem tak pochłonięta nadrabianiem mailowych zaległości, że nawet nie wiem, kiedy ucieka mi czas oczekiwania na Oskara. Odrywam się od komórki dopiero gdy słyszę w korytarzu jego głos. Podnoszę wzrok w chwili, kiedy wciąga przez głowę swoją czarną koszulkę, ale i tak udaje mi się dostrzec świeży opatrunek na jego piersi. Po chwili w końcu opuszczamy salon, a ja mogę się w pełni rozluźnić. Jednak irytuję się, gdy Rossi -menda jedna- nie chce zdradzić mi co takiego sobie wytatuował. Rozumiecie taką politykę? Bo ja nie!
Początkowo siedzę obrażona jak trzylatka, licząc, że to zmusi go do gadania, ale nic z tego. Nie wzruszony moim fochem rusza w stronę domu Deli. Dlatego po chwili zmieniam taktykę. Próbuję go podejść inaczej, ale cwaniak i na to nie daje się nabrać. Jedziemy przez kolejne uliczki, a mnie coraz bardziej zżera ciekawość.
-To może ...- zamierzam rzucić kolejnym niedorzecznym pomysłem, gdy Rossi mi przerywa.
-I tak ci nie powiem co to za tatuaż. - ucina rozbawiony- Przekonasz się sama, ale wieczorem- dodaje zerkając na mnie łobuzerko, a jego usta wykrzywiają się w grymasie zadowolenia.
Dzięki czemu wygląda na cholernie wyluzowanego, a mam wrażenie, że to rzadkość w jego przypadku. Dlatego pochłonięta tym, że w takiej wersji samego siebie wygląda jeszcze seksowniej, zapominam o czym jeszcze chwilę temu mówiłam. Skupiam się na tym, że chciałabym oglądać go takiego beztroskiego już zawsze...
Jednak jak tylko wjeżdżamy na podjazd posiadłości Accardich jego postawa automatycznie się zmienia. Jego twarz przybiera twardy wyraz, a ciało wyraźnie się spina.
-Mówiłam, że nie masz się czym przejmować- mruczę mu do ucha, pochylając się w jego stronę, gdy gasi silnik. Bezbłędnie odczytuję powód, dla którego jego nastrój stał się nagle grobowy. - Zobaczę się po prostu z przyjaciółką i wszyscy razem miło spędzimy czas. Nie będzie żadnego knucia. Zobaczysz, że Delia będzie się cieszyć naszym szczęściem jak tylko zrozumie, że oboje chcemy być razem. – zapewniam go - Dlatego odpuść- dodaję, przygryzając zadziornie płatek jego ucha.
Niestety nie na wiele się to zdaje, bo jego oczy płoną surowością i stanowczą determinacją. Jednak ja dostrzegam w nich coś jeszcze... przebłysk jakieś ulotnej emocji. Ponieważ Oskar doszedł do perfekcji w maskowaniu swoich uczuć nie jestem do końca pewna o co dokładnie chodzi, ale wiem, że wiąże się to z tym, że mamy się spotkać z Delią. Wszyscy inni nabraliby się na tą jego postawę niewzruszonego twardziela, ale nie ja. Dlatego pochylam się w jego stronę, całą sobą pragnąc być jego wsparciem. Chcąc mu przypomnieć, że to co nas łączy jest tylko nasze, muskam przelotnie jego usta, swoimi. Kiedy zahaczam lekko zębami o jego dolną wargę, słyszę, jak wciąga gwałtownie powietrze, a jego ciało reaguje na moje. Jedna z jego rąk ląduje z tyłu mojej głowy, a druga w dole moich pleców. Oskar momentalnie przyciąga mnie do siebie, czemu poddaję się z przyjemnością, a on łączy nasze języki w wygłodniałym pocałunku. Zaplatam place na jego karku, podczas gdy on napiera na moje ciało, całując mnie z drapieżnym zapałem.
-Dobra, chodźmy i miejmy już to za sobą- mruczy ochryple odrywając się od moich warg, gdy nam obojgu zaczyna już brakować powietrza.
Wysiada pierwszy po czym otwiera moje drzwi i podaje mi rękę. Gdy stajemy twarzą w twarz postanawiam zapytać o coś, nad czym wcześniej nie myślałam.
-Rozmawiałeś z Delią po tym jak wyjechałam? - pytam marszcząc brwi i zastanawiając się jak w ogóle wyglądała ich relacja po mojej ucieczce.
-Tyle o ile. – odpowiada wymijająco, ale ja nie ustępuję.
-Gadaliście o mnie i moim wyjeździe? - dopytuję.
-Nie widziałem w tym sensu więc nie.- ucina, ale widząc moje spojrzenie przewraca oczami i rozwija swoją wypowiedź- Po pierwsze ze mnie zakpiła, a po drugie i tak milczała jak zaklęta na twój temat – odpowiada z przekąsem- do tego nie obchodziło ją to jak ja się z tym wszystkim czuję, więc nie widziałem potrzeby by z nią rozmawiać – dodaje z wyraźną niechęcią.
-To twoja siostra- zaznaczam, upominając go.
Natomiast on ignorując moje słowa, chwyta mnie za dłoń i w milczeniu rusza w kierunku drzwi wejściowych. Gdy wchodzimy po schodach te nagle stają otworem, a w progu pojawia się Iwo. Jak tylko dostrzega mnie u boku Rossiego, jego uśmiech zamiera w dziwnym grymasie, a on sam wygląd komicznie z wyrazem twarzy będącym mieszanką zaskoczenia i jawnego przerażenia.
-O kurwa- wypluwa zamiast powitania i przeczesuje swoje włosy w nerwowym geście.
-Oj Accardi ty to zawsze wiesz, jak oczarować kobietę. - kpię z niego, przykładając wolną dłoń do serca- Twój urok osobisty powala na kolana, ledwie papę otworzysz. Normalnie nic innego tylko pozazdrościć Deli takiego mężulka jak ty - sarkam, a on błyskawicznie odzyskuje rezon, przeskakując czujnym wzrokiem pomiędzy mną, a Oskarem. Niemal widzę jak trybiki w jego głowie obracają się z prędkością światła oceniając sytuację.
-Taa, Delia cały czas powtarza jaki to jestem zajebisty, więc nie musisz jej wtórować. Moje ego świetnie sobie poradzi bez tych waszych przypominajek- rzuca niby swobodnie, ale i tak daje się wychwycić nutę napięcia w jego tonie. Po czym pochodzi do nas i przytula mnie jedną ręką. Natomiast jak tylko mnie puszcza zwraca się z pretensją do mojego narzeczonego- Stary, nie mogłeś mnie uprzedzić? - cedzi przez zęby - Wiesz wystarczyło krótkie: ewakuuj dzieci, bo dziś wieczorem rozpieprzę twój dom w drobny mak- dopowiada, ściskając mu dłoń i wymieniając z nim znaczące spojrzenia.
-Ja będę grzeczny- zaznacza spokojnie Rossi- ale za moją siostrzyczkę nigdy ręczyć nie można- dodaje zgryźliwie.
-No właśnie- wzdycha ciężko Iwo, ponownie maltretując swoje włosy, tym razem obiema dłońmi- dlatego mogłeś się wysilić i wspomnieć, że mam się przygotować. - burczy na niego Accardii- Przecież to będzie jakiś kurwa Armagedon- dodaje już pod nosem potrząsając głową, a ja szturcham go w ramie.
-Przestań. - uciszam go surowo- Oboje przestańcie- wygrażając im palcem- Nie będzie żadnej rozpierduchy, a wy nie róbcie z Deli niepoczytalnej zołzy- warczę, po czym mierze Iwa wrednym spojrzeniem- ciekawe co by powiedziała, gdyby cię usłyszała. - docinam mu, ale nie robi to na nim wrażenia.
-Jak już mówiłem, i tak stale słyszę od mojej żony jaki to jestem zajebisty więc jeden foch więcej nie robi mi różnicy- wzrusza niedbale ramieniem- Teraz bardziej martwi mnie to czy mój dom przetrwa dzisiejszy wieczór- wzdycha męczeńsko, rozglądając się po fasadzie budynku.
Kręcę głową nad jego logiką i przepycham się między tymi dwoma baranami.
-Ogarnijcie się, bo jak na razie zachowujecie się jak dwie podrzędne pensjonariuszki. - syczę mierząc ich krytycznym wzrokiem- Zarzućcie sobie Valium albo coś innego, bylebyście tylko łaskawie przestali spinać tyłki- polecam im surowo- bo nie mam zamiaru wysłuchiwać więcej waszego zrzędzenia- oświadczam zniesmaczona- a teraz idę zobaczyć się z przyjaciółką- warczę przez ramie, po czym wchodzę do przestronnego holu.
-Iwo, widziałeś kucyka Alice? Wiesz tego różowego. Nie mogę go nigdzie znaleźć...- głos Delii rozlega się w korytarzu, a ona sama pojawia się chwilę później trzymając w ręce kieliszek z winem.
Jak tylko mnie dostrzega szkło wypada jej z ręki, roztrzaskując się wokół niej.
-No to pierwsze koty za płoty. - mruczy grobowym tonem Iwo za moimi plecami.
-Cholera, nie wierzę! - piszczy Delia, rzucając się biegiem w moją stronę. Wychodzę jej naprzeciw, a po chwili wpadamy na siebie radośnie. Ściskamy się chichocząc przy tym jak małolaty- Boże jak ja za tobą tęskniłam!
-Ja za tobą też! - zapewniam szczerząc się od ucha do ucha, tak samo jak ona.
Obracamy się w kółko jak wariatki, aż Delia nagle zamiera. Odsuwa mnie od siebie na długość ramiona i przygląda mi się czujnym spojrzeniem.
-Chwileczkę...- rzuca tonem przepełnionym podejrzliwością.
-No to teraz się zacznie- słyszę złowrogi warkot Accardiego.
-Przecież ty nie powinnaś tu być. Przynajmniej jeszcze nie. – zwraca się do mnie Delia, całkowicie ignorując swojego męża. Po czym mrużąc oczy, przenosi wzrok za mnie, a jej twarz przybiera wyraz jawnego wkurwienia- Ty...! - warczy na Oskara, gotowa rzucić się na niego z pazurami.
-Kurwa. Wiedziałem, że tak będzie. - burczy pospiesznie Iwo, krzyżując umięśnione ramiona na piersi- Gdybyś mnie uprzedził pochowałby wszystkie ostre przedmioty, a tak dupa. Musisz sobie radzić sam- smęci do Rossiego.
Jednak ten pozostaje niewzruszony, patrząc chłodno na gotującą się ze wściekłości siostrę. Ja natomiast przytrzymuję Delię w miejscu, gdy ta chce się zerwać w kierunku brata.
-Cokolwiek myślisz, jest zupełnie inaczej- odzywam się zwracając jej uwagę na siebie. Na moje słowa odrywa na chwilę mordercze spojrzenie od brata i patrzy na mnie nic nie rozumiejąc- Sama do niego zadzwoniłam i zdecydowałam o swoim wcześniejszym powrocie – wyjaśniam dobitnie, a ona marszczy brwi- Mam ci wiele do powiedzenia- dodaję znacząco, patrząc jej stanowczo w oczy.
Widzę, że walczy ze sobą, uważnie doszukując się jakichkolwiek oznak smutku, przymusu lub strachu na mojej twarzy. Bo gdyby coś takiego zauważyła, to bez względu na moje słowa, doskoczyłaby Rossiemu do gardła. Jednak jedyne co dostrzega to moja determinacja i zdecydowanie, więc stopniowo zaczyna sobie odpuszczać te mordercze zapędy.
-Ok- bąka pod nosem nadal zdezorientowana.
-To my z Oskarem będziemy w moim gabinecie – rzuca od razu Accardii wyczuwając idealny moment by zmyć się z linii frontu. - Chodź stary, może uda nam się znaleźć tego jednorożca, którego zgubiła Alice. - dodaję, szturchając Oskara w bok i pokazując mu by poszedł za nim. Gołym okiem widać, że facet chce się raz dwa ulotnić, w razie, gdyby jego żona zmieniła zdanie i nagle postanowiła rozpętać piekło.
Natomiast mój narzeczony nie ma ochoty ruszać się z miejsca. Widzę, że woli stawić czoła swojej siostrze nawet w najbardziej bojowym nastroju niż zostawić mnie z nią sama na sam. Widzę, że ma cholernie duże opory, dlatego posyłam mu uspokajające spojrzenie. Bo prawda jest taka, że pewne rzeczy powinnam sobie wyjaśnić z Delia w cztery oczy.
Ostatecznie Oskar z ociąganiem rusza mozolnie za szwagrem, a ja mogę znowu skupić się na mojej przyjaciółce.
-Jestem szczęśliwa. - zapewniam ją natychmiast jak tylko zostajemy same- I naprawdę chce zostać żoną twojego brata. - uśmiecham się szeroko.
Delia przygląda mi się przez chwilę z niemalejącym zaskoczeniem, ale zaczyna się odrobinę rozluźniać.
-Widzę, że masz mi naprawdę dużo do powiedzenia. - stwierdza lustrując moją twarz - Chodź, poszukamy jakieś wino - chwyta mnie za rękę i ciągnie do salonu.
Jak tylko stawia przed nami kieliszki i butelkę wytrawnego trunku, wyjaśniam jej wszystko od początku do końca. Moje skrywane marzenia względem Oskara, prawdziwy powód, dla którego zdecydowałam się opuścić Palermo, to co stało się na Malcie, to jak się z Oskarem pogodziliśmy, to że oboje chcemy tego samego... jednym słowem, mówię jej wszystko jak na spowiedzi, pomijając jedynie wczorajsze zajście.
Z każdym moim słowem Delia robi coraz większe oczy, ale słucha mnie uważnie. Po kilku minutach wyraźnie się rozchmurza, ciesząc się moim i Oskara szczęściem. Jednak, gdy w skrócie przedstawiam jej problemy Rossiego i jego punkt widzenia na całe zajście z moim zniknięciem, na jej twarzy pojawia się troska i żal.
-Jak to możliwe, że nigdy się niczego nie domyśliłam? - bąka niepocieszona- Zawsze spędzał dużo czasu poza domem, a jak już w nim był to rzeczywiście wydawał się wycofany, ale myślałam, że taki po prostu jest i już. W życiu nie sądziłam, że stoi za tym coś więcej. - dodaje kręcąc głową.
-Ja też się tego nie spodziewałam. – przyznaje, patrząc z zadumą w przestrzeń- Żałuję tylko, że nie powiedział mi tego wszystkiego wcześnie. Dużo wcześniej, bo gdyby był ze mną szczery od początku to uniknęlibyśmy tych niedopowiedzeń, a ja bym nie wyjechała- wyznaję biorąc kolejny łyk wina.
-A ja zamiast zauważyć, że coś jest na rzeczy i spróbować rozszyfrować problemy brata, jeszcze podsunęłam ci ten pomysł z ucieczką – Delia oznajmia nie szczędząc sobie samokrytyki- cholera by to wzięła. - burczy pod nosem, również unosząc kieliszek.
-Ale najważniejsze, że już wróciłam i że jesteśmy z Oskarem szczęśliwi- stwierdzam, ściskając je dłoń.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się z tego cieszę - mówi, a w jej oczach dostrzegam łzy wzruszenia- Naprawdę. - dodaje.
-Wiem- odpowiadam jej uśmiechem- i chciałabym, żeby Oskar również to zrozumiał. - wzdycham.
-Co masz namyśli? - dopytuje.
-To, że Oskar spina się w obawie, że z twoją pomocą znowu coś odwalę. - wyznaję markotnie, a ona unosi brwi- Nie patrz tak. Po ostatniej akcji, nie bardzo nam ufa. Przynajmniej wtedy, gdy zostajemy same- pokazuję znacząco na siebie i na nią.
-W sumie nie ma się co dziwić- przyznaje zabawnie marszcząc nos- Odstawiłyśmy ci ucieczkę po mistrzowsku.
-To na pewno- praskam mimo woli, przypominając sobie cały ten nasz spisek.
-A teraz będzie trzeba jakoś ogarnąć braciszka, bo jak dalej będzie tak spinał dupę, to czasami zrobi się z niego drugi Fabiano, a tego nie chcemy. Bo na całej Sycylii nie ma chyba tyle miejsca by pomieścić dwóch takich ponuraków- dodaje z zupełną powagą, a ja wybucham śmiechem. - Nie byłoby ci do śmiechu jakby Oskar rzeczywiście od tego zaciskania pośladów dorobił się tego samego kija, w tyłku który od lat uwiera naszego najstarszego brata.
-Cóż z pewnością wolałabym tego uniknąć. - parkam mało kulturalnie- Więc liczę ze coś w tej sprawie wykombinujesz, bo ja już próbowałam z marnym skutkiem. - przyznaję, a ona puszcza mi oczko.
-Dam radę- zapewnia uśmiechając się chytrze.
Następnie przechodzimy do luźniejszych tematów, nadrabiając zaległości. Dowiaduję się od Delii, że ominął mnie ślub jej najstarszego brata, a z tego co mówi nie mogę się doczekać by poznać kobietę, która utarła nosa Fabiano. Nie wiem, ile mija czasu, ale stale paplamy w najlepsze, a ja uświadamiam sobie jak bardzo brakowało mi mojego życia w Palermo. Przyjaciółka właśnie opowiada mi o tym jak jakiś czas temu wkręciła Iwa, wmawiając mu, że jest w trzeciej ciąży, a ja śmieję się razem z nią jak opętana, gdy przerywa nam donośny głos Iwa.
-Dobrze się bawicie? - rzuca uszczypliwie, pojawiając się znienacka w salonie.
Przygląda się nam surowo, stając na szeroko rozstawionych nogach i krzyżując ręce na piersi; a obok niego wyrasta Oskar, w milczeniu lustrujący uważnie mnie i swoją siostrę.
Boże serce mi się kraje, kiedy zauważam jak bardzo jest spięty. Przecież jesteśmy w odwiedzinach u jego siostry, a nie na biznesowym spotkaniu z mordercą na zlecenie, do cholery jasnej! Powinien sobie odpuścić tą swoją czujność, ale wydaje mi się, że jeszcze trochę mu zajmie zanim to sobie uświadomi. Tymczasem widzę, jak napina mięśnie szczęki w oczekiwaniu na jakąś nieprzyjemną niespodziankę.
-Żebyś wiedział, że wyśmienicie- ripostuje Delia z wyższością, zupełnie olewając złość czającą się w postawie jej męża- Twoja naiwność jaką była wiara w to, że knucie za moim plecami nie odbije ci się czkawką oraz szczyt głupoty którym było uwierzenie w argumenty moich braci, zasługują by mówić o nich bez końca, na lewo i prawo. Niby taki wielki capo di tutti capi, a dał się porobić jak małe dziecko – oznajmia pobłażliwie, niewzruszona groźnym spojrzeniem Iwa. Ignoruje również jego zaciśnięte szczęki i napięte ramiona- pretensje możesz mieć tylko do siebie i oboje doskonale o tym wiemy. - zaznacza posyłając mu krytyczne spojrzenie i przesłodzony uśmiech- a ja będę mówić o tym tak długo jak mi się będzie podobać- dodaje wyzywająco- A jak tobie to nie odpowiada to następnym razem skorzystaj z mózgu, który podobno masz, to później nie będziesz musiał odstawiać obrażonej księżniczki- upomina go oschle, wstając z kanapy.
-Przecież powiedziałem, że więcej nie będę słuchał mądrości Emilio! – Iwo warczy z frustracją wyrzucając ręce w górę i pochodząc do barku.
-Nie zaszkodzi jak jeszcze przez jakiś czas będę ci o tym przypominać. To może następnym razem rzeczywiście będziesz mądrzejszy-stwierdza swobodnie Delia, niezrażona irytacją swojego męża.
-Mogłabyś już mi odpuścić- Accardi cedzi przez zęby, sięgając po butelkę z alkoholem- Wiesz co ci powiem Oskar? - zwraca się nagle do szwagra, stawiając na blacie barku dwie niskie szklanki- Popatrz na mnie i lepiej zastanów się dwa razy w co się pakujesz, bo jeśli one - mówi machając szkłem w stronę swojej żony i mnie- są chociaż trochę do siebie podobne to tak samo jak ja nie będziesz mieć łatwego życia. - komentuje, a jego żona nawet nie sili się na jakąkolwiek ripostę. Posyła mu jedynie pobłażliwe.
-Dam sobie radę- zapewnia stanowczo Rossi, nie spuszczając ze mnie uważnego spojrzenia.
-W takim razie wypijmy za to by ci nerwów starczyło- oświadcza Iwo rozlewając alkohol do szklanek.
-Tylko nie urżnijcie się przed kolacją. - wtrąca Delia, przewracając oczami- Sprawdzę za ile Gianna poda jedzenie- oznajmia, wychodząc z salonu.
Jednak, kiedy mija się z Oskarem, zatrzymuje się przy nim, szepcząc mu coś do ucha i przelotnie wtulając się w jego bok. Coś mi się wydaje, że właśnie przystąpiła do akcji udobruchania braciszka, mającej na celu naprawiania ich wzajemnych stosunków.
Następnie cmoka go w policzek i znika na korytarzu. Iwo cały czas bręczy pod nosem jaki to marny jego los, ale ja skupiam się na moim mężczyźnie. Nie wiem co powiedziała mu siostra, ale mój facet wygląda przez to na zagubionego i odprowadza ją zdezorientowanym wzrokiem. Natomiast gdy odszukuje mnie swoim spojrzeniem, widzę, że kompletnie nic nie rozumie z tego co właśnie się stało. Posyłam mu pełen wsparcia uśmiech, a on patrzy na mnie przez dłuższą chwilę po czym zaczyna się powoli rozluźniać.
Później z każdą mijającą minutą jego postawa staje się coraz bardziej swobodna, choć możliwe, że przyczyniają się do tego trzy szybkie kolejki, które serwuje jemu i sobie Iwo, przed powrotem Delii.
............
Podczas gdy panowie gadają w najlepsze, ja dopytuję Delię o dzieci. Stęskniłam się za Alice, a małego Cristiano jeszcze nie miałam okazji poznać. Dlatego nie mogę się doczekać aż zobaczę ich oboje.
-Alice ciągle o ciebie pytała, więc przygotuj się wybuch entuzjazmu- uprzedza mnie przyjaciółka, jak prowadzi mnie do specjalnie urządzonego pokoju zabaw – Z kolei Cristiano to istny tatuś – krzywi się śmiesznie- myśli, że za piękne oczy wszystko mu się upiecze- dodaje, a ja wybucham śmiechem.
Jak tylko wchodzimy do pokoju, w którym dzieci przebywają pod opieką niani, Alice odrzuca swoje zabawki i z piskiem radości rzuca się na mnie. Biorę ją na ręce i mocno przytulam, a moje serce się raduje. Z przyjemnością zgadzam się obejrzeć jej nowe lalki. Jak tylko stawiam ją na podłodze biegnie po swoje zabawki, a Delia podchodzi do mnie z swoim synkiem. Podaje mi go, a ja momentalnie się w nim zakochuje. Jak on uroczo gaworzy! A jak się ślicznie uśmiecha! Kiedy tak tulę tego malutkiego przystojniaka, moje ciało zalewa jakieś dziwne, nieokreślone ciepło. Jednak nie zwracam na to zbyt dużej uwagi, bo Alice ciągnie mnie za moją koralową sukienkę.
Siadając na puszystym dywanie zachwycam się jej nowymi Barbie, a Cristiano sadzam na moich kolanach. Te dzieciaki są urocze i kochane. Nie wątpię, że potrafię pokazać różki, ale wystarczy spojrzeć na te słodkie twarzyczki, żeby im wszystko wybaczyć. Im dłużej z nimi przebywam to dziwne ciepło jakie odczuwam w środku, zaczyna przybierać na intensywności i nie daje się już tak łatwo zignorować...
Bawię się z nim, rozmawiając z Delia i nadrabiając resztę zaległości. Po jakimś czasie przyjaciółka wychodzi zostawiając mnie z dzieciakami. Przez cały czas uśmiech nie schodzi mi z twarzy, za to na obrzeżasz mojego umysłu zaczynają błądzić zadziwiające myśli. Gdy Alice nieskutecznie próbuje wytłumaczyć bratu by nie rzucał jej lalkami, bo je to boli, podnoszę się z podłogi i odsuwam na bok.
Ta dwójka jest niesamowita. Obserwowanie ich nie tylko koi, ale i cieszy. Emocje jakie wzbudza we mnie ich widok są tak silne, że nie jestem wstanie obronić się przed narastającym pragnieniem, które kiełkuje we mnie w zastraszającym tempie i aż rwie się na wolność.
-Dlaczego masz taką minę? - Oskar szepcze mi niespodziewanie do ucha zachodząc mnie od tyłu, a ja podskakuję.
Drań zakradł się do mnie i mnie przestraszył. Choć możliwe, że byłam po prostu za bardzo pochłonięta własnymi myślami i dlatego go nie zauważyłam.
- Jaką minę? - pytam niewinnie.
-Taką dziwną. Jakbyś się cieszyła, a jednocześnie za czymś tęskniła. Czy jakoś tak...- mruczy zatroskany, obejmując mnie od tyłu i opierając brodę na moim ramieniu.
-Sama nie wiem. - motam się, bo nie wiem, jak określić to co teraz czuję. To dla mnie takie nowe i jednocześnie tak cholernie intensywne pragnienie. Jakby nagle coś zaskoczyło, a moje ciało doznało olśnienia, że to czas na potomstwo. Jednak ostatecznie postanawiam być szczera z moim mężczyzną, bo niedopowiedzenia w naszym przypadku kończą się wyjątkowo źle- Chyba przez te dwa małe szkraby załączył mi się instynkt macierzyński- wyznaję cicho, patrząc przed siebie.
-Chcesz mieć dziecko? - pyta zdumiony podrywając gwałtownie głowę, a jego ramiona bezwiednie zaciska się wokół mojej tali.
-Może- przyznaję niepewnie, bo wyczuwam jego napięcie.
Oboje milczymy przez dłuższą chwilę, a mi zaczyna się udzielać jego nastrój. To chyba dla nas za wcześnie na takie wyznania...
-Nie wiem czy będę potrafił ci to dać. - odzywa się w końcu Rossi- Raczej nie nadaje się na ojca – wyznaje z wyraźną rezygnacją w głosie.
Odwracam twarz w jego stronę i widzę, że marszcząc brwi, przygląda się z zamyśleniem dzieciom swojej siostry.
-Oczywiście że się nadajesz- zapewniam go ze zdecydowaniem, a on przenosi swój wnikliwy wzrok na moje oczy. Stoimy tak patrząc na siebie i nawiązując jakieś nieme porozumienie. - skoro Emilio daje radę jako ojciec bliźniaków, to ty też sobie poradzisz- dodaję chcąc rozluźnić atmosferę między nami, a wargi rozciągają mi się w uśmiechu.
Oskar przygląda mi się uważnie jeszcze przez moment po czym i jemu udziela się moje rozbawienie.
-W sumie- wzrusza ramieniem- Jeśli on jest w stanie ogarnąć dwójkę na raz to ja powinienem dać radę z jednym- przyznaje ze spokojem, czym mnie pozytywnie zaskakuje. Posyła mi piękny uśmiech, po czym oboje ponownie zwracamy uwagę na jego siostrzenicę i siostrzeńca. Przyglądamy im się, obserwując jak Alice próbuje przemówić paromiesięcznemu bratu, by nie wkładał do buzi włosów jej lalek. - To może jednak przyśpieszymy ślub? - Rossi rzuca nagle luźną propozycję, nie odwracając wzroku od dzieciaków.
-Może- odpowiadam mu w tym samym swobodnym tonie - może też odstawię tabletki antykoncepcyjne - dodaję, a Rossi zamyśla się na chwilę.
-Wiesz, że nawet nie przeszło mi przez myśl by zapytać cię czy jakoś się zabezpieczasz, mimo że sam ani razu nie pamiętałem o gumkach. - mówi cicho z nutą zdziwienia i zadumy.
-To chyba znak, że jesteś gotowy na dziecko- żartuję, wtulając się w niego.
-Chyba tak- zgadza się zupełnie poważnie, a uroczy uśmiech igra na jego wargach, gdy na niego zerkam kątem oka. - To, kiedy ślub? - pyta odwracając wzrok od dzieciaków i skupiając go w pełni na mnie
Zamyślam się przez chwilę i naprawdę się zastanawiam, choć to wszystko wydaje się takie nierealne...
-Może za trzy miesiące, a nie sześć? - proponuję, a on potakuje skwapliwie głową na zgodę. - Z kolei tabletki mogłabym odstawić wraz z końcem tego cyklu, czyli za jakieś dwa tygodnie. I tak brałam je jedynie ze względu na nieregularne miesiączki. Co ty na to? - rzucam luźno. Z resztą cała ta nasza wymiana zadań mimo poważnego tematu utrzymuje się właśnie w takiej atmosferze.
-Myślę, że chyba wszystko już postanowiliśmy- Oskar uśmiecha się do mnie czule.
-Chyba tak- odpowiadam mu tym samym, rozpływając się pod wpływem tej chwili i jego przenikliwego spojrzenia. Szare tęczówki, rozkosznie błyszczą przyglądając mi się z ogromnym uczuciem.
Nie mogę uwierzyć, że właśnie tu i teraz odbyliśmy TĄ rozmowę i podjęliśmy tak istotną dla nas decyzję. Wcześniej sądziłam, że nie mogę być już bardziej szczęśliwa, bo czego można chcieć więcej od życia niż ten jedyny, wymarzony facet, a tu proszę. Nigdy wcześniej nie rozmyślałam nad macierzyństwem, a dziś to wszystko przyszło tak nagle i uderzyło we mnie z niesamowitą siłą. A może odpowiada za to fakt, że mam przy sobie mężczyznę, z którym chcę budować swoją przyszłość? Nie wiem, ale szczerze mówiąc nie jestem w stanie nawet rozmyślać o moich motywach, bo roznosi mnie zbyt wiele pozytywnych i entuzjastycznych emocji bym mogła się skupić na ich racjonalnej stronie. Tylko w sumie po co to racjonalizować, skoro Oskar i ja jesteśmy razem i chcemy by tak zostało. A nasz ślub to niemal już fakt.
-Kocham cię koniczynko- szepcze Rossi pochylając się nade mną, po czym pociera swoim nosem o mój.
-Ja też cię kocham- mówię z całkowitą pewnością, bo to właśnie jest ten idealny moment by wyznać mu miłość, w pełni świadomie.
Oskar na moje słowa zatapia swoje roziskrzone spojrzenie w moich oczach, a to co dostrzegam w jego własnych chwyta mnie za serce, sprawiając, że czuję się najbardziej wyjątkową kobietą na świecie. Miłość, czułość, oddalenie. To wszystko stanowi dopełnienie tego szczególnego i tak bardzo ważnego momentu w naszym życiu.
Kiedy przyciągani wzajemnym uczuciem, zbliżamy do siebie nasze twarze, a nasze usta dzielą milimetry, wokół nas rozlega się dziki wrzask, uniemożliwiający mam przypieczętowanie naszych wyznań i ustaleń.
Zaalarmowani gwałtownie odrywamy się od siebie, a sekundę później wpada na nas małe tornado w postaci Alice.
-Wujek! - krzyczy radośnie wieszając się na nodze Oskara.
Usuwam się delikatnie na bok i przyglądam się jak mój mężczyzna pochyla się i bierze siostrzenicę na ręce. Ten widok sprawia, że moje jajniki nie tylko niecierpliwie przypominają mi o swoim istnieniu, ale i rozpoczynają taniec godowy.
Tak, naprawdę chce mieć dziecko. Dziecko moje i Oskara. Nigdy nie myślałam o sobie jako matce, ale teraz chce nią być i jestem tego niesamowicie pewna. Emocja jakie się we mnie dziś budzą są dla mnie jednocześnie zaskakujące, ale i dają mi radość. W jakimś stopniu nadają mojemu życiu dodatkowy, szczególny cel, jakim jest pragnienie by któregoś dnia wziąć na ręce własną kruszynkę, na którą przyleję ogrom matczynej miłości.
-Wujku, poszukasz mojego kucyka? - pyta słodko Alice, uczepiając się szyi Oskara- bo wiesz tata mówi, że ty zawsze wszystkich znajdujesz. Więc może mojego Pinkie Pie też znajdziesz- trajkocze, a Rossi usiłuje opanować rozbawienie. Nie ma to jak porównać szumowiny za jakimi na co dzień ugania się Oskar do pluszowego różowego kucyka.
-No, skoro tata tak mówi, to poszukajmy tą twoją zgubę- zgadza się, a mała klaszcze radośnie w rączki.
-Bo wiesz ja bez niego nie zasnę- wyznaje mu skwapliwe Alice.
-Wuja ci pomoże, ale wasze poszukiwania muszą poczekać aż zjemy kolację- zauważam, po czym podchodzę do siedzącego na macie Cristiano i biorę go na ręce.
Wyczuwając na sobie wzrok Oskara, spoglądam na niego, a wyraz twarzy z jakim mnie obserwuje upewnia mnie w tym, że podjęliśmy słuszną decyzję. Oboje jesteśmy gotowi na dziecko i oboje tego pragniemy. Tak więc klamka zapadła, wkrótce zaczniemy starać się o dziecko. Podchwytując jego spojrzenie, posyłam mu radosny uśmiech po czym kieruję się z małym do jadalni, a Rossi idzie w ślad za mną, po drodze wysłuchując wykładu Alice o kucykach Pony.
.............
Po wizycie w domu Accardich wpadamy z Oskarem do naszego apartamentu całując się jak szaleni. Przez cały wieczór posyłaliśmy sobie gorące spojrzenia i musieliśmy zadowolić się przelotnym dotykiem, co tylko budowało w nas rozkoszne oczekiwanie, podsycając atmosferę między nami. W samochodzie podczas drogi powrotnej napięcie między nami było tak silne, że kiedy Oskar musną dłonią moje udo myślałam, że albo dosiądę go mając w dupie fakt, że prowadzi albo stanę w ogniu. Ledwie nad sobą panowaliśmy, w wyniku czego rzuciliśmy się na siebie już na parkingu w podziemiach naszego apartamentowca. Niewiele brakowało a Oskar przeleciałby mnie na masce swojego samochodu. Oboje byliśmy siebie spragnieni, jednak odgłos otwierającego się gdzieś w oddali samochodu otrzeźwił nas na tyle, że udało się nam dotrzeć do prywatnej widny. Gdzie ponownie dopadliśmy do siebie nawzajem, pożerając wygłodniale swoje usta. Rossi przyparł mnie do wyłożonej lustrami ściany i wsunął dłoń pod moją sukienkę. Umiejętnie pieszcząc moją łechtaczkę niemal doprowadził mnie do orgazmu, ale zdecydowanie za szybko przerwał mu w tym dzwonek windy zatrzymującej się na najwyższym piętrze.
A teraz z łoskotem zatrzaskujemy za sobą drzwi mieszkania ani na chwilę nie odrywając od siebie warg.
Oskar nie tracąc czasu od razu kieruje nas w stronę sypialni, a ja szamoczę się z jego koszulą próbując ją z niego zedrzeć. Chce poczuć jego ciało na swoim bez żadnej bariery. Jak tylko przekraczamy próg pokoju, Rossi zsuwa ramiączka mojej sukienki, którą już w windzie udało mu się rozpiąć. Jego palce wędrują po moich bokach pomagając opaść mojej kreacji na podłogę, a nim to się staje, ja już cała drżę z pragnienia.
Rossi chwyta mnie stanowczo za biodra i przyciska do ściany zaraz obok drzwi. Łączy palce naszych rąk, po czym umieszcza je nad moją głową.
-Jeśli zaraz się w tobie nie znajdę to oszaleje- Oskar sapie ciężko, opierając się czołem o moje i przygryza moją wargą.
-To na co czekasz? - dyszę, wypychając biodra ku niemu i ocierając się o jego twardy wzwód.
W odpowiedzi warczy drapieżnie, napierając na mojej ciało ze zdecydowaniem, co skutecznie mnie unieruchamia.
-Najpierw niespodzianka - mruczy przesuwając usta na moją szyję. Przejeżdża zębami po moim gardle, a ja odrzucam głowę do tyłu dając mu łatwiejszy dostęp do siebie. Nie mam pojęcia o czym on plecie i nawet nie chce mi się o tym myśleć. Bo teraz jedyne czego chcę to on i to głęboko we mnie.
Niestety Oskar unosi twarz i opierając się na naszych dłoniach, które przygwoździł swoja siłą do ściany, nad moją głową, jedynie patrzy na mnie intensywnym wzrokiem. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego robi sobie teraz przerwę, która w moim mniemaniu jest zdecydowanie nie wskazana...
Jednak, gdy chwyta moje nadgarstki w jedną dłoń, opuszczając drugą ręką i odsłaniając brzeg swojej koszuli, którą na wpół rozdarłam, zamieram. Jak zahipnotyzowana wpatruje się w niego, kiedy jednym ruchem odrywa opatrunek z piersi. Moim oczom ukazuje się tatuaż, o którym zdążyłam już zapomnieć, a teraz nie jestem stanie oderwać od niego wzroku. Czuję na sobie palące spojrzenie Oskara, ale jedyne na co mnie stać to śledzeniu skomplikowanego wzoru ciągnącego się od piersi aż po ramie. Składa się na niego plecionka przedstawiająca pnącza utworzone przez czterolistne koniczyny. Natomiast gdy wśród licznych koniczyn wypełnionych tuszem, dostrzegam tę jedną, szczególną, tuż nad sercem, przełykam z trudem ślinę, bo zasycha mi w gardle. Wyróżnia się ona tym, że jedynie jej kontury są zaznaczone ciemnym tuszem, natomiast wewnątrz niej znajduje się napis „Paola moja miłość, moje szczęście".
Moje serce przyspiesza jeszcze bardziej pod wpływem emocji, a ja przygryzam wargę próbując ogarnąć potok uczuć jaki mnie w tej chwili zalewa.
Mam ochotę obrysować palcem zawiłość tatuażu, ale nie mogę, bo Rossi drugą ręką nadal przytrzymuje moje nadgarstki.
-Na zawsze. - dopowiada ochryple, lecz stanowczo Oskar, a ja podrywam wzrok na jego oczy.
Do tego to co dostrzegam w tych pociemniałych, szarych tęczówkach, przypominających płynną stal, sprawia, że oprócz ogromu miłości do tego faceta i wzruszenia, pragnę go z jeszcze większą mocą. Jego wyraz twarz zdradza nie tylko szczerość uczucia jakim mnie darzy, ale również drapieżną żądzę. Taką samą jaką odczuwa ja, a która potęguje pod wpływem emanującej z niego dzikiej potrzeby. To wszystko sprawia, że robię się jeszcze bardziej mokra, a moje podbrzusze przeszywa niecierpliwy skurcz. Najchętniej zacisnęłabym uda, ale ciało Oskara przygważdżające moje własne do ściany, mi to uniemożliwia. Dlatego jedynie przygrywam mocniej wargę, bo zdradziecki jęk pragnie wyrywać się z moich ust, a nie wiem jakie dokładnie plany względem mnie ma Rossi.
W pełni mu ufając zatracam się w jego intensywnym spojrzeniu, którym mnie obdarza, a moje podniecenie zwiększa swoją siłę. Oskar unosi powoli dłoń i przesuwa kciukiem po mojej wardze, uwalniając ją. Wodzi opuszką po miejscu, które przygryzałam, a ja nie mogąc się powstrzymać obejmuję ustami jego palec, ssąc delikatnie i zaciskają na nim zęby. To wystarczy by oczy Rossiego zapłonęły czystą, nieposkromioną żądzą, domagającą się uwolnienia. A ja niczego bardziej nie pragnę jak tego by pokazał mi z czym to się wiążą, bez jakichkolwiek ograniczeń. Chce poczuć wszystko co może mi dać. Chce doświadczyć wszystkiego co pragnie zrobić z moim ciałem. Chce mu się cała oddać, jednocześnie pragnąć by i on oddał mi każdy kawał siebie. A to oznacza, że musi być przy mnie całkowicie sobą. Chcę by pokazał mi jaki potrafi być, czego ode mnie pragnie i z jaką intensywnością.
Nie chce by się hamował, bo walką jaką dostrzegam w jego oczach mówi mi, że właśnie to dotąd robił. I co więcej stara się ciągnąć to dalej. Jednak ja nie chcę by skrywał przede mną jakąkolwiek cząstkę siebie. Nie wiem, dlaczego to robi, bo ja chcę go całego. Dosłownie. Nie chcę by się stale kontrolował.
Wyraźnie dostrzegam różnicę w tym jak dał się ponieść pasji przy naszym pierwszym razie, a jak zaczął się zachowywać, odkąd wyszło na jaw, że jestem dziewicą. Chcę zasmakować tej mroczej żądzy jaka w nim wrze. Chcę poczuć, jak to jest, gdy się nie hamuje. Chcę poznać pełnię jego pożądania. Chcę tego wszystkiego i jestem na to gotowa.
-Chce żebyś mnie pieprzył- wyznaję cicho, lecz pewnie.
Przygryzam jego kuciu, a w jego oczach pojawia się mieszanka zaskoczenia, niepewności i bezsprzecznej żądzy. Jego tęczówki jeszcze bardziej ciemnieją, a przez moje ciało przebiega słodki dreszcz.
-Jesteś tego pewna? - wywarkuje niebezpiecznie niskim tonem, zaciskając niemal boleśnie dłoń na moich nadgarstkach.
Widzę, że ledwie nad sobą panuje i z trudem próbuje utrzymać kontrolę. Jego mięśnie wyraźnie się napinają, a oddech staję się ciężki. To co wyraża jego postawa wydaje mi się zarazem groźne, ale i cholernie podniecająca...
-Tak- wykrztuszam z trudem, porażona emanującym z niego niebezpieczeństwem, które przyciąga mnie z intensywną siłą.
Jak tylko to jedno słowa pada z moich ust, Oskar szybkim, zdecydowanym ruchem odwraca mnie przodem do ściany i do niej bezceremonialnie dociska. W pełni mu się poddając opieram o nią bezwiednie policzek. Mój oddech przyspiesza, a Rossi pozostawiając moje ramiona oparte o ścianę, chwyta w garść moje włosy i za nie ciągnąc zmusza mnie bym odchyliła głowę. Sunąc językiem po mojej szyi, na przemian ssie i przygryza moją skórę. Puszczając moje włosy, przejeżdża dłońmi od moich ramion, poprzez plecy, aż do poślaków, na których mocno zaciska palce.
Oddech więźnie mi w gardle, a nogi lekko drżą, gdy Oskar brutalnie przygryzając moją szyję, przesuwa dłonie na przód moich majtek, a następnie bezpardonowo je rozdziera. Chwilę później jego język błądzi po miejscu ugryzienia, by zaraz przyszczypnąć zębami skórę kilka centymetrów poniżej. Moje zmysły zaleją, krew wrze, a ciało przeszywa fala ekscytujących impulsów. Uwięziona pomiędzy zimną ścianą, a twardy, gorącym ciałem Rossiego, słyszę dźwięk odpinanej sprzączki od paska, a następnie charakterystyczny zgrzyt rozporka. Oddycham spazmatycznie, rozgrzana i spragniona. Napięcia jakie wzbiera w moim podbrzuszu sięga już niemal zenitu. Nieprzyzwoita i grzeszna aura bijąca od Oskara nakręca mnie niesamowicie, a ja nie mogę się doczekać aż poczuję go w sobie.
Sekundę później czuję jego twardą, gorącą erekcję napierającą na moje pośladki. Oskar jedną ręką gwałtownie unosi moją nogę, a placem drugiej dłoni przejeżdża po mojej szparce, drażniąc mokre wejście. Jest to szybka, wyrachowana pieszczota, pozostawiająca po sobie ogromy niedosyt, bo Rossi cofa palce tak samo szybko jak pojawiły się na mojej kobiecości. Tymczasem ja pragnę więcej, o wiele więcej. Jednak długo czekać nie muszę, bo w następnej sekundzie jego palce ponownie przytrzymują na ścianie moje nadgarstki tuż nad głową, a on napiera na mnie czubkiem swojego fiuta. Odrzucam głowę do tyłu i jęczę błaganie, oszołomiona narastającym pragnieniem.
-Naprawdę tego chcesz? -Oskar cedzi z trudem pytanie przez zęby, upewniając się czy wiem czego chcę. A ja nawet nie muszę się nad tym zastanawiać ani chwili, bo pragnę tego tak samo mocno jak on.
-Tak- dyszę, a zaraz później skomle nieprzyzwoicie, czując jak wchodzi we mnie jednym gwałtownym pchnięciem, wypełniając mnie do granic możliwości. Jest to tak cholernie powalające i rozkoszne uczucie...
Oskar nie tracąc czas, z samczym warknięciem przygryza skórę mojego ramienia i momentalnie zaczyna poruszać się we mnie w szaleńczym, ostrym rytmie, przez który oddech więźnie mi w gardle, a ciało drży przygotowując się na niezwykle intensywną rozkosz, która wzbiera we mnie z mocą tajfunu. Rossi wchodzi we mnie surowymi, bezlitosnymi ruchami bioder, każdorazowo zanurzając się we mnie tak cholernie głęboko...
Jego palce wbijają się zapalczywie w moje uniesione udo, a jego ciało coraz intensywniej napiera na moje z dziką bezwzględnością. Oskar błądzi zębami po moim gardle, na przemian dysząc i warcząc. Podczas gdy ja wydaję z siebie bezwstydne, niekontrolowane okrzyki nadciągającej ekstazy. W zawrotnym tempie tracę poczucie rzeczywistości, oddając się niewyobrażalnej przyjemności, która przeszywa moje ciało na wskroś.
Nasze oddech mieszają się ze sobą, a odgłos naszych zachłannie i nieustępliwie zderzających się ciał, stają się coraz głośniejsze. Oskar wchodzi we mnie coraz gwałtowniej i agresywniej, a ja z pełną uległością poddaje się tej grzesznej rozkoszy. Przez moje ciało przebiega milion impulsów na sekundę, bombardując moje zmysły ogromem lawinowych i niekontrolowanych doznań. Moje podniecenie narasta z każdą niemal brutalną ingerencją Rossiego w mojego ciało, a moje zmysły szaleją pod wpływem tych porywczych bodźców.
Moje jęki przechodzą w głośne, niepohamowane krzyki, a budujący się orgazm przybiera na sile z zaskakującą mocą. Zaczynam mimowolnie drżeć, pod wpływem rozgorączkowanej potrzeby osiągnięcia szczytu, przez co pragnę jedynie więcej i więcej. Gdy Oskar jeszcze mocniej wpija palce w moje udo, przyciągając ku sobie moje biodra i wchodząc we mnie jeszcze głębiej, całkowicie odlatuję. Moja cipa intensywnie pulsuje, zaciskając się na fiucie Rossiego, który ani na sekundę nie przestaje mnie wypełniać z pierwotną zawziętością. Krzyczę osiągając spełnienie z oszałamiającą siłą, a Oskar uwalnia moje nadgarstki i przenosi rękę na przód mojej szyi, jeszcze bardziej przyspieszając nieustępliwe ruchy swoich bioder.
-O kurwa- dychy, odchylając moją twarz w bok. Wykonuje kolejne bezwzględne pchnięcia, które przedłużając moją przyjemność. - Paola- warczy przy moich ustach, dochodząc gwałtownie.
Oszołomiona intensywnością przeżyć, jestem w stanie jedynie skupić się na ostatnich impulsach rozkoszy rozchodzących się po moim ciele. Jestem całkowicie oszołomiona, a nogi mam jak z waty. Nie mam pojęcia jakim cudem nadal udaje mi się zachować pozycję stojącą i szczerze mówiąc nawet nie mam sił by się nad tym zastanowić. Czuję się tak cholernie błogo, że nic innego mnie nie obchodzi.
Właśnie pierwszy raz w życiu zostałam ostro zerżnięta i szaleńczo mi się to podoba...
Przymykam powieki uspokajając oddech, a w następnej chwili niespodziewanie unoszę się w powietrzu. Jak otwieram oczy okazuje się, że mój mężczyzna niesie mnie w kierunku łóżka. Wykończona wtulam twarz w jego szyję i ponownie zamykam oczy. Czuję, jak układa mnie na materacu, a następnie wciąga w swoje ramiona. Jego serce bije mocno pod moim policzkiem, a ja wzdycham całkowicie zrelaksowana.
-Wszystko w porządku? - zatroskane pytania Oskara przebija się przez ogarniającą mnie mgłę senności.
-Tak- mruczę niewyraźnie w jego pierś, a moje wargi rozciągają się w leniwym uśmiechu, choć on tego nie widzi.
-Nie zrobiłem ci krzywdy? - dopytuje natarczywie, a jego ramiona się napinają- wiem, że mnie poniosło...- dodaje, wstrzymując oddech.
-Nie- odpowiadam cicho, ale pewnie- i już nigdy więcej nie próbuj się przy mnie hamować. Powiedziałam, że chce ciebie całego i to dotyczyło każdej możliwej kwestii- rzucam unosząc na niego leniwe spojrzenie- Czuję się wspaniale, więc nie marszcz czoła- upominam go - A teraz daj mi spać- burczę kapryśnie.
Po czym ponownie kładę głowę na jego torsie, a on uroczo chichocze dzięki czemu jego ciało się rozluźnia, a moje wpada w przyjemny rezonans.
Uśmiechając się pod nosem zasypiam nawet nie wiedząc, kiedy.
................
Nie wiem czy do Nowego Roku uda mi się dodać kolejny rozdział, więc już dziś życzę Wam pomyślności, szczęścia, zdrowia, spełnienia marzeń i dużo, dużo optymizmu na ten nowy nadchodzący rok! 😊 Jesteście wspaniałe i ogromnie doceniam to, że jesteście tu ze mną czytając moje wypociny 😉
Buziaki kochane i oby ten nowy rok był dla nas wszystkich dużo lepszy!!!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top