Rozdział 4
Paola
Powiem wam, że jak się marzy o czymś od naprawdę długiego czasu, to później ciężko jest uwierzyć, że to marzenie nagle się spełnia i od tak staje się rzeczywistością.
Serio. Z jednej strony roznosi mnie euforia, z powodu tego, że mamy z Oskarem przed sobą realną, wspólną przyszłość, ale z drugiej nie mogę się pozbyć wrażenia, że jedynie śnię na jawie, a to wszystko co się między nami dziej okaże się tylko moim złudnym snem.
Wiem, trochę to popieprzone, ale nic nie mogę na to poradzić i tego nie rozumiem.
Naprawdę nie wiem skąd bierze mi się to dziwne odczucie, bo niezaprzeczalnie aż kpię ze szczęścia oraz entuzjazmu związanego z obrotem spraw między naszą dwóją. Do tego podchodzę do tego z dużym optymizmem, zamierzając powierzyć naszą przyszłość nieomylnemu przeznaczaniu, które musi mieć wobec nas szczęśliwe plany, skoro postanowiło połączyć nas po tym całym bajzlu jaki sobie nawzajem zgotowaliśmy. Jednak o ile w ramionach Rossiego nie czułam, żadnych obawach, to teraz stojąc w kuchni z drinkiem w ręku i patrząc na mój niewielki ogródek za domem nie mogę się opędzić od przeczucia, że to wszystko jest takie nierzeczywiste... W jednej chwili byłam zdruzgotana i jedynie pocieszałam się myślą, czy może raczej fantazją o facecie, który przybędzie mi na ratunek, by uwolnić mnie od przenikającej mnie rozpaczy, a następnej dostałam od losu więcej niż mogłam się spodziewać...
Byłam przekonana, że nawiązanie z Oskarem takiej relacji jakiej pragnę będzie mnie kosztować wiele wysiłku, a tu nagle spotkała mnie nie lada niespodzianka. I to nawet chyba nie jedna, a kilka...
Ale o ile są to rzeczy zaskakujące to jeszcze mocniej radują moje serce. Nie kłamałam mówiąc mu, że wiele bym dała by wiedzieć o nim to wszystko czego teraz jestem już świadoma, jeszcze zanim ogłosił nasze zaręczyny. To by zaoszczędziło nam wiele przykrości i nieporozumień. Jednak nie ma co patrzeć wstecz, bo przeszłości nie zmienimy. Z resztą nie tylko on jest winien całej tej sytuacji.
Oboje zawiniliśmy, a patrząc na to z perspektywy czasu i znając motywację każdego z nas, wydaje mi się, że oboje mieliśmy w swoim przekonaniu mocne przesłanki ku temu jak postąpiliśmy te kilka miesięcy temu. Ja stchórzyłam, a on nie radzi sobie z emocjami.
Konsekwencją jego wewnętrznych problemów było to, że nie dał mi się poznać i nie pokazał co do mnie czuje, a ja przerażona niezrozumieniem jego zachowania zwiałam w siną dal. Oczywiście mogliśmy już dużo wcześniej wyjaśnić te kwestie, które ostatecznie nas rozdzieliły, ale w praktyce życie nie jest tak proste jak może się wydawać, gdy patrzy się na nie z boku.
Teraz możemy jedynie ruszyć z miejsca ku naszej przyszłości i nie oglądać się za siebie. Gdybanie nie ma sensu, bo liczy się tylko to co wspólnie przeżyjemy zaczynając od dziś.
Co do problemów Oskara, jego zaburzeń w odczytywaniu emocji i tego jak bardzo odbije się to na naszym związku, to czy większość facetów nie boryka się z podobnymi rozterkami? Zdaje sobie sprawę, że w przypadku mojego narzeczonego jest to bardziej skomplikowane niż w odniesieniu do pozostałej, męskiej części populacji, ale nie uważam, żeby było to coś z czym sobie nie poradzimy. Przecież przynajmniej co drugi mężczyzna nie potrafi zrozumieć swojej kobiety, więc my z Oskarem wcale nie będziemy jakoś wielce odstawać od innych par. Może i my będziemy mieć więcej do przepracowania, jednak świadomość jak szybko udało nam się dojść do porozumienia, gdy tylko on się przede mną otworzył, napawa mnie niezachwianą nadzieją, że będzie dobrze. Wystarczy, że będzie ze mną szczery i będzie się dzielił swoimi rozterkami, a jakoś to ogarniamy. Możliwe, że będę musiała wykazać się wobec niego cierpliwością, ale wierze, że będzie dobrze.
Tym bardziej, że on chce tego samego co ja, naszego wspólnego szczęścia. Na tę ostatnią myśl uśmiecham się pod nosem i biorę mały łyk cierpkiego trunku. On i ja. My, razem. Cholernie mi się to podobna...
Z tego też powodu w nosie mam to popieprzone przeczucie, które usilnie próbuje zburzyć moją radość. Przecież to nielogiczne i paranoidalne by bać się uwierzyć, że przeznaczenie rzeczywiście zesłało mi szczęście, o którym marzyłam. Z pełną premedytacją zamierzam olać tę czającą się obawę, że jak tylko zacznę się cieszyć z tego co mi sprezentował los, to on nagle zaśmieje mi się w twarz pokazując środkowy palec i oznajmi, że mogę się wypchać tymi swoimi nadziejami i mrzonkami.
Pieprzyć ten bezpodstawny strach, skoro na wyciągnięcie ręki mam to czego pragnęłam! W dupę z jakimiś absurdalnymi obawami! Mam powody do radości i nie pozwolę, by cokolwiek mi to popsuło! Tym bardziej, że ten jeden najważniejszy powód jest jeszcze cudowniejszy niż sobie wyobrażałam. Oskar jest... aż zapiera mi dech. Już wcześniej miałam go za przystojniaka, ale teraz wiedząc o nim o wiele więcej, jestem jeszcze bardziej zauroczona mężczyzną jaki kryje się za tą jego maską obojętności i opanowania. Do tego wydaje mi się, że przez tą jego złożoną osobowość kocham go jeszcze bardziej. Gdy tylko pozwolił sobie na szczerość wobec mnie, stał się w moich oczach dużo bardziej pociągający i cholernie seksowniejszy. Dlaczego? Bo pomimo twardego pancerza i bezwzględności jaką wykazują się faceci ze świata mafii, on wykazał się dodatkowo bezbronnością, wobec tego co mi wyznał. Co prawda przez krótką chwile, ale to wystarczyłoby moje serce roztopiło się niczym kostka lodu pod wpływem tropikalnego upału.
Zawsze taki opanowany i zdystansowany nagle pokazał mi się z zupełnie innej strony. Tej bardziej wrażliwej i takiej o jaką nigdy bym go nie posądzała. Mój z zasady obojętny na wszystko twardziel, okazał się facetem, którego mafijne korzenie i narzucona profesja naznaczyły piętnem, wypaczając mu odczuwanie emocji, które dla innych ludzi jest czymś naturalnym. Ale to, że mierzy się z takim problemem wcale nie znaczy, że jest przez to słabszy. W żadnym razie. Wręcz odwrotnie, pokazuje, że jest jeszcze silniejszym mężczyzna niż ten na jakiego wygląda.
Nie wątpię, że wiele kobiet leci na przystojniaków ze zranioną duszą, ale jeśli chodzi o mnie to nie tylko to przyciąga mnie do Rossiego jak magnez. Dla mnie liczy się on cały. Do tego między nami jest coś o wiele więcej niż zwykły pociąg fizyczny. W naszym przypadku jest to bardziej złożone. Ta wzajemna chemia, to elektryzujące napięcie, ta iskrząca bliskość, to poczucie bezpieczeństwa, a zarazem wybuchowa namiętność... to wszystko razem sprawia, że problemy Oskara z ekspresją uczuć stają się dla mnie mało ważne, w obliczu tego co możemy razem stworzyć i mieć już na zawsze.
Nie jestem też jak te naiwniaczki, które myślą, że od tak naprawią takiego mężczyznę jak on, który nagle pod ich wpływem stanie się ideałem w dosłownym znaczeniu tego słowa. Mam świadomość, że rozwiązanie problemów Oskara wcale nie jest takie łatwe i będzie wymagało czasu, a nawet jak już poradzimy sobie z nimi w większej części to one nie znikną bezpowrotnie jak za dotknięciem magicznej różdżki.
W końcu każdy z nas ma swoje problemy. Inne, bo inne, ale zawsze. Dlatego to z czym zmaga się Rossi nie jest czymś co naprawi się w błyskawicznym tempie. Natomiast ja zamierzam wspierać tego niezwykłego faceta, w walce z jego demonami i być jego opoką. Dotąd radził sobie z tym wszystkim sam, ale to się zmieni. Jeśli będzie tego potrzebował to będę jego osobistym przewodnikiem, który nauczy go czym są emocje, jak je okazywać i rozumieć.
Jestem gotowa na wszystko by stworzyć z nim normalny, zdrowy związek i pomóc mu być prawdziwym sobą. Tym bardziej, że wiem, że on mnie kocha...
Na to przypomnienie jego wyznania ponownie unoszą mi się kąciki ust. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie mi dane to od niego usłyszeć. A tu proszę jaka miła niespodzianka.
Ja również go kocham, ale tak jak zapowiedziałam, wyznam mu swoje uczucia, gdy będę wiedziała, że już więcej się przede mną nie schowa w tej swojej skorupie. Zrobię to, gdy będę mieć pewność, że Oskar zrozumiał, że zgrywanie człowieka obojętnego na otoczenie, ma zastosowanie tylko w jego pracy, ale nie przede mną. Do tego wydaje mi się, że przyda mu się dodatkowa motywacja do tego by był ze mną całkowicie szczery.
Mam również nadzieję, że za długo nie zajmie nam wypracowanie relacji, opartej na wzajemnej otwartości i zrozumieniu, bo słowa „kocham cię" same cisną mi się na usta w obliczu jego bliskości oraz elektryzującej intymności.
Intymności, którą jak mniemam już wkrótce zaczniemy intensywnie zgłębiać, ku zadowoleniu oraz satysfakcji nas obojga. Szczerze mówiąc nie mogę się doczekać tego momentu. Może inna na moim miejscu miałaby pietra przed tempem z jakim się w nim zatracam i z jaki się do siebie zbliżamy, ale nie ja. Zbyt długo fantazjowałam o nim samym i naszej fizycznej bliskości, by opierać się przed natychmiastowym wcieleniem marzeń w życie. Już teraz chciałabym kontynuować to co zaczęliśmy na mojej kanapie. Ale jak zapowiedział Oskar, najpierw musimy dotrzeć do Palermo i znaleźć się sam na sam, a dopiero wtedy będziemy mogli dać się ponieść wrzącej między nami chemii.
Na samą myśl o tym przechodzą przeze mnie rozkoszne dreszcze ekscytacji, podniecenia i oczekiwania.
A gdy zaczynam sobie wyobrażać co Rossi funduje mojemu ciału jak już nastąpi ta upragniona chwila, zalewa mnie gorąca fala pożądania. Jednak zanim przejdziemy do tych ekscytujących konkretów, musimy jeszcze o czymś porozmawiać, a ja powinnam go uświadomić w pewnych kwestiach..., bo inaczej sytuacja może przybrać zbyt szybki obrót, a mnie to przerośnie mimo woli...
............
Oskar
Otwierając drzwi do gabinetu Paoli staram się odpędzić związane z nią lubieżne myśli, które cały czas krążą mi po głowie, odkąd tylko poczułem przy sobie jej miękkie, seksowne krągłości. Jest to dla mnie cholernie trudne, bo ta kobieta wyczynia ze mną naprawdę nie stworzone rzeczy. Jednak widok martwego skurwiela, który miał czelność wyciągnąć swoje pierdolone łapy po moją ukochaną ostatecznie studzi moje ciało.
A dokładniej przyczynia się do tego zalewającą mnie zimna furia. Najchętniej własnoręcznie skręciłbym temu chujowi kark, ale na to jest już za późno... Choć muszę przyznać, że patrząc na rozległość jego obrażeń, zaczyna mnie rozpierać duma z powodu hardości jaką wykazała się moja kobieta. Paola naprawdę się postarała. Widać, że ciosy jakie mu zafundowała były zadawane chaotyczne, ale z dużą siłą i trafnością.
Pochodzę do ciała i czubkiem buta szturcham głowę denata. Na oko wygląda na jakieś pięćdziesiąt-sześćdziesiąt lat. Moja narzeczona naprawdę mu porządnie wpierdoliła. Na tę myśl na moje wargi wypływa okrutny uśmieszek. Co prawda wolałbym, żeby sukinsyn przekonał się osobiście jak smakuje mój odwet, ale trudno będzie mi musiało wystarczyć, że moja mała sprawiła mu śmiertelny łomot za pomocą mosiężnej figurki, którą nazwała przyciskiem do papieru.
-Udało się wam już czegoś o nim dowiedzieć? -pytam moich pracowników, nadal przyglądając się temu martwemu ścierwu.
-Jak wynika z dokumentów które przy nim znaleźliśmy, nazywa się Geogre Dalam. Przekazałem już jego dane naszym informatyką, żeby dowiedzieli się więcej. Dostałem od nich również ten wcześniejszy raport, który im zleciłeś. - referuje Boris, jeden z moich pracowników, podczas gdy reszta zajmuje się sprzątaniem ewentualnych przedmiotów, które mogłyby w jakikolwiek sposób powiązać tego trupa z miejscem zabójstwa.
Przyjmuję tablet od mojego żołnierza i szybko zapoznaje się z przesłanym raportem. Okazuje się, że Paola wynajmuje to mieszkanie na fałszywe nazwisko, a najem opłacony jest na kilka miesięcy do przodu. Świetnie, to zaoszczędzi nam większego zachodu z wyczyszczeniem śladu po niej na Malcie.
-Dobra, wiecie co macie robić. Po wszystkim czekam na sprawozdanie. Zabieram Paola i wracam na Sycylię, a po was przyślę samolot. Zostańcie tu trochę dłużej i wybadajcie, jak się ma sytuacja. Według Paoli gość był właścicielem jakiegoś znanego butiku więc musimy się upewnić, że nikt nie powiążę jego zniknięcia ani z Paolą ani z nami. Choć w razie czego i tak sobie z tym poradzimy, ale po co mnożyć komplikacje. - polecam.
-Nieszczęśliwy wypadek czy podróż w nieznane? - pyta inny z chłopaków wykrzywiając usta w szyderczym grymasie.
-Z wypadkiem byłoby za dużo zachodu, bo jak widać nie przyjechał tu swoim wozem, więc go fikcyjnie gdzieś wyślijcie. Najlepiej tam, gdzie obecnie jest najbardziej niespokojnie a zamieszki uliczne są na porządku dziennym. Jak już wybierzecie miejsce zlećcie naszym hakerom, żeby uwierzytelnili jego podróż. Lista pasażerów, płatność jego kartą i cała reszta. - mówię obojętnie, ponownie przyglądając się martwemu skurwielowi i zaciskając pięści.
-Wiadomo. Wszystkim się zajmiemy. Może szef ze spokojem wracać - oznajmia Boris- później zostawię tu ze trzech chłopaków, żeby mieli rękę na plusie i żebyśmy byli na bieżąco z lokalną prasą.
-Świetnie. -stwierdzam po czy jeszcze raz szturcham butem ciało i omawiam z pracownikami dodatkowe szczegóły.
Po kilku minutach wszystko jest już jasne, a ja wracam do mojej kobiety. Dokładnie, mojej. Nie macie pojęcia jak cholernie dobrze to dla mnie brzmi.
Przystaję w progu, obserwując jej profil z boku. Stoi i z zamyśleniem spogląda w zapadający za oknem zmrok. W jej ręce spoczywa szklanka z drinkiem, a sama Paola jest najpiękniejszą istotą jaką widziałem. Mój osobisty anioł, który zstąpił na ziemię by ocalić mój marny, bezosobowy żywot.
-Znowu się zadręczasz? - pytam podchodząc do niej cichutko i przytulając się do jej pleców.
Nie chce, żeby ponownie roztrząsała coś, co w ogóle nie zasługuje na to, żeby zaprzątać jej głowę.
-Co mówiłeś? - odpowiada pytaniem, odwracając się do mnie przodem w moich objęciach.
-Pytałem czy znowu rozpamiętujesz bestialstwo do jakiego chciał się posunąć twój dzisiejszy gość- wyjaśniam, przyglądając się uważnie jej ślicznej twarzy.
-Nie, dzięki tobie już trochę inaczej patrzę na to wszystko, a przynajmniej się staram- wyjaśnia, przytulając policzek do mojej piersi.
-W takim razie, dlaczego wydawałaś się taka nieobecna i nawet mnie nie zauważyłaś? - dopytuję, bo naprawdę chcę ją zrozumieć, a dokładniej jej zachowanie.
-Myślałam o nas- wyznaje bez wahania, wywołując we mnie natychmiastową obawę.
-I co wymyśliłaś? - rzucam beznamiętnie choć wewnątrz aż cały się spinam czekając na to co zaraz od niej usłyszę.
-Nic strasznego więc się rozluźnij- stwierdza unosząc ku mnie twarz, na której pojawia się słodki uśmiech.
Natomiast jej dłonie wędrują na moje barki. Chyba nie za dobrze wychodzi mi przy Paoli ukrywanie reakcji mojego ciała...
-A powiesz mi coś więcej? - nie odpuszczam, bo nie bardzo ogarniam o co jej chodzi.
-Nie spodziewałam się, że nasze spotkanie przyjmie tak pozytywny obrót. Nadal trochę w to niedowierzam. - tłumaczy masując moje ramiona- Do tego jestem szczęśliwa jak nigdy w życiu i nie mogę się doczekać aż zaczniemy prawdziwy związek. Teraz mam na wyciągnięcie ręki to o czym wczoraj, a nawet kilka godziny temu mogłam zaledwie pomarzyć. To dla mnie wielka sprawa Oskar. Bo nasza relacja wiele dla mnie znaczy. - kontynuuje patrząc mi w oczy, a moje mięśnie bezwiednie się rozluźniają. Ale tylko po to, żeby ją mocniej przytulić do mojego ciała- Ty dla mnie wiele znaczysz- dodaje, a ja czuję się panem świata.
Serio. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę się tak czuł. A już, tym bardziej że tak niewiele będzie mi do tego potrzebne. Z drugiej strony jej wyznanie wcale nie jest czymś błahym, bo dla mnie to coś naprawdę wielkiego o ogromnym znaczeniu.
-Ty dla mnie też. Kocham cię i już zawsze chce mieć cię przy sobie. Nie wyobrażam sobie, żebym jeszcze kiedykolwiek mógł pozwolić ci odejść. -oznajmiam muskając jej kuszące wargi swoimi.
-I to są właśnie rzeczy, które mnie cieszą i o których myślę. Gdy twoje marzenia nagle się spełniają, nie ma szans, żeby o tym nie rozmyślać. Może i mam głowę w chmurach, ale tylko w pozytywnym znaczeniu, więc nie musisz się martwić. Liczę na to, że razem damy sobie radę i stworzymy coś naprawdę trwałego- dopowiada, a moje serce rozpycha się z zadowolenia.
-To jest nas dwoje, a że nie za dobrze przyjmuję porażki, to nie ma opcji, żeby nam nie wyszło- stwierdzam pewnie, a ona słodko chichocze.
-No tak, przecież to niedopuszczalne, żeby twardziel Rossi poniósł porażkę- rzuca z rozbawieniem.
-Czy ty się ze mnie nabijasz? - pytam marszcząc brwi.
-Skądże. Przecież bym nie śmiała igrać z takim mężczyzną jak ty- odpowiada próbując zachować poważny wyraz twarzy, ale widzę jak jej oczy błyszczą od śmiechu.
-Coś mi się wydaje, że ściemniasz po całości- wyrokuje lustrując jej mimikę.
-Ej, mówiłeś, że nie najlepiej wychodzi ci odczytywanie mojego zachowania. A tu się okazuje, że wcale tak nie jest- burczy, szturchając mnie palcem w pierś.
-Wyczuwanie ściem idzie mi całkiem dobrze. To raczej z konkretnymi emocjami, bądź też interakcjami którym one przewodzą mam problem. Ale przy tobie rzeczywiście wydaje mi się to dość proste i wierzę, że szybko rozeznam się w sytuacji. - wyznaję, przejeżdżając kciukiem po kąciku jej ust.
-Cieszy mnie to. I wydaje mi się, że najlepszym sposobem na to żebyśmy mieli udany związek będzie określenie jasnych zasad jakie mają nas w nim obowiązywać. Skoro nie radzisz sobie najlepiej z uczuciami i z tym co się z nimi wiąże, to mogłoby być dobre rozwiązanie. Od zawsze towarzyszyły ci konkretne reguły, których musiałeś przestrzegać, więc myślę, że gdybyśmy takowe ustalili to pozwoliłyby ci one podejść do naszej relacji z większym spokojem. - wyjaśnia żarliwie, a jej słowa dają mi do myślenia. - Przynajmniej ja tak uważam, a ty co sądzisz o moim pomyśle? - pyta.
Zastanawiam się przez chwilę nad jej propozycją.
-Wiesz, że jesteś bardzo mądrą kobietą? - rzucam zjeżdżając dłońmi na jej pośladki.
-Czy to oznacza, że się ze mną zgadzasz? - pyta roześmiana ocierając się o mojego twardego fiuta, rozpychającego się w spodniach.
-Tak. Nie bardzo wiem, jak funkcjonują związki więc myślę, że znając twoje oczekiwania lepiej się w tym odnajdę. - odpowiadam.
-Super. -cmoka mnie radośnie w usta- to może porozmawiamy o tym jak będę się pakować?
-Jasne. Chłopacy wiedzą co mają robić więc już mnie nie potrzebują.
-W takim razie chodź- rzuca wyswobadzając się z moich ramion i ciągnąc mnie za rękę prowadzi na korytarz.
Jak wchodzimy do jej sypialni od razu podchodzi do komody i zaczyna w niej szperać, a ja lustruję pokój. Nic nie mogę poradzić na to, że łóżko zajmujące większą część pomieszczenia przyciąga mój wzrok, pobudzając fantazję i podniecające wizje wijącej się na nim Paoli.
-Po pierwsze, wierność- rzuca Paola zwracając na siebie moją uwagę i odpędzając moje lubieżne sny na jawie. - Nie ma mowy o jakichkolwiek skokach w bok. Oboje jesteśmy sobie wierni, bez wyjątków. Nie powinno to stanowić dla ciebie problemu, bo skoro mnie kochasz to jednocześnie nie zainteresuje cię żadna inna kobieta, która nie jest mną- dodaję.
-Oczywiście. Mając ciebie nikogo więcej nie potrzebuję. - stwierdzam obserwując jak wyciąga małą walizkę i upycha do niej rzeczy. - Sam również nie ścierpię widoku kręcących się przy tobie palantów, marzących o tym, żeby dostać to co jest wyłącznie moje.
-W takim razie rozumiemy się w tym temacie. - odpowiada posyłając mi szybki uśmiech- druga sprawa to szczerość. Masz mi mówić o swoich wątpliwościach, obawach, uczuciach. Jak już wspominałam masz być przy mnie prawdziwym sobą. Nie chcę żadnych niedomówień i sztucznych zagrywek. Jak będę miała ochotę obejrzeć wyreżyserowane przedstawienie to zarezerwuję nam bilety w teatrze. Spektakle i zdolności aktorskie mogę podziwiać właśnie tam i nie chce ich w prawdziwym życiu. - kontynuuje stanowczo.
-Zgadzam się. Liczę na to, że będziesz miała do mnie cierpliwość, tłumacząc mi swoje niektóre zachowania, jeśli nie będę ich ogarniać- mówię, siadając na łóżku obok jej bagażu, podczas gdy ona dalej buszuje po sypialni.
Nie mogąc się oprzeć zerkam do otwartej walizki, a moja dłoń odruchowa sięga do środka i unosi na palcu parę czerwonych, koronkowych fig. To chyba nie był dobry pomysł, żeby rozsiadać się na łóżku, tym bardziej że właśnie dostałem wgląd w to co pod ubraniami nosi moja kobieta, a ja najbardziej na świecie pragnę osobiście zgłębić ten temat.
-Ty pytasz, a ja odpowiadam. Z góry uprzedzam, żebyś nabrał odpowiedniego dystansu do naszych kłótni. Nie każde nieporozumienie oznacza tragedię. Kłótnie są czymś naturalnym.
-A czy my się kłócimy? - pytam marszcząc brwi i odkładając bieliznę Paoli do walizki.
-Jeszcze nie, ale zawsze lepiej jest na siebie na krzyczeć i wyrzuć to co nam nie pasuje niż tłumić to w sobie, aż nazbiera się między nami za dużo problemów. - tłumaczy spokojnie, a ja przez moment rozważam jej słowa.
-Ok, ale wolałbym raczej się z tobą godzić niż kłócić- stwierdzam skonsternowany.
-Cóż z tego co wiem, to kwestia godzenia się jest najlepszą częścią składową kłótni, więc wszystko przed nami. - mruga do mnie zalotnie- Pomyśl o tym do czego doprowadziła nasza pierwsza szczera rozmowa, a to tylko zalążek tego jak mogą się kończy nasze kłótnie- rzuca kwestią wyjaśnienia, które cholernie mi się podoba.
W sumie to chyba ma rację z tymi kłótniami i następującym po nich rozejmie. W końcu patrząc po moim rodzeństwie, a już zwłaszcza po siostrze i jej mężu widać, że żywiołowe krzyki umacniają więź małżeńską. Przecież nikt nie jest w stanie zliczyć ilości szklanek, które Delia potłukła na głowie Iwa, a wydają mi się jednym z najszczęśliwszych małżeństw. Kira też nie raz psioczy na Fabia, a jakoś nadal są razem, choć akurat mój braciszek do łatwych ludzi nie należy.
-Ok, co jeszcze? - dopytuję, bo jestem szczerze zaintrygowany tematami które odsłania przede mną Paola.
-Zaufanie. To bardzo ważna rzecz w każdym związku. Musimy sobie ufać i wierzyć, że każde z nas będzie szczere wobec drugiego.
-Wiem czym jest zaufanie, ale nie potrafię każdego takowym obdarzyć. W większości sytuacji musiałem polegać wyłącznie na sobie i jest niewiele osób którym ufam całkowicie. - rzucam ze zmartwieniem, bo choć kocham tę kobietę, to nie wiem czy będę umiał obdarzyć ją bezkresnym zaufaniem po tym jak ode mnie uciekła...
-Oskar, to normalne, że potrzeba czasu by zaufać drugiej osobie. Mamy za sobą bajzel, który sobie dziś wyjaśniliśmy, ale to nie oznacza, że od tak zaufamy sobie nawzajem. Ty będziesz pochodził septycznie do tego czy już nigdy więcej cię nie opuszczę, a ja czy na pewno jesteś ze mną szczery i nic przede mną nie zatajasz. Ale to coś z czym musimy sobie poradzić i się dotrzeć pod tym względem. Nie ma nic za darmo. Każdy związek wymaga wzajemnego zaangażowania i pracy nad nim. Podstawą jest to by nie rezygnować i dawać z siebie wszystko by było dobrze. - zapewnia, czym mnie uspokaja.
-Kiedy ty mówisz o tym wszystkim to wydaje się takie normalne i proste. - stwierdzam z zakłopotaniem.
-Bo to jest normalne, ale do prostych rzeczy akurat nie należy. Związki międzyludzkie wymagają wkładu ogromnego wysiłku. Jednak warto się tego podjąć by osiągnąć szczęście i móc cieszyć się wzajemnym uczuciem- przemawia do mnie stając między moimi nogami i ujmując moją twarz w dłonie. - A my jesteśmy tego warci. Zgadzasz się ze mną?
-Oczywiście. Ty jesteś warta o wiele więcej. Mówiłem, że nie uwzględniam porażki. - odpowiadam szczerze.
-To dobrze. Bardzo dobrze. - oznajmia- Zostaje jeszcze liczenie się z uczuciami i zdaniem drugiej osoby.
-Czyli co dokładnie? - pytam zaintrygowany.
-To czego nie zrobiłeś, samodzielnie decydując o tym, że zostaniemy małżeństwem. Była to decyzja, którą powinniśmy podjąć wspólnie, albo chociaż o tym porozmawiać. A ty narzuciłeś mi swoją wolę nawet mnie nie pytając co o tym myślę. Nieodzowną częścią związków jest również wpracowanie kompromisów. I jest to coś co będziemy musieli szybko poruszyć- zauważa, a ja patrzę na nią nie bardzo rozumiejąc drugą część jej wypowiedzi.
-Co masz namyśli mówiąc o kompromisie?
-Nadal chcesz naszego ślubu?
-Oczywiście i to jak najszybciej- odpowiadam bez wahania.
-No widzisz, a ja chcę żebyśmy dali sobie chwilę na lepsze poznanie się nawzajem- oznajmia i nie wiem czy mi się to podoba.
-Ale ja chcę mieć cię przy sobie już teraz, dlatego nie chce czekać dłużej niż kilka dni. Poza tym, gdy zostaniesz moją żoną to już tak łatwo mi się nie wymkniesz. - stwierdzam nieustępliwie.
-Oskar, nie możemy się pobrać w rekordowym tempie tylko dlatego żebyś miał pewność, że cię nie opuszczę. Też pragnę zostać twoją żoną, ale najpierw chcę bardziej poznać tę twoją stronę osobowości, którą przede mną skrywałeś i ci zaufać. Do tego po co mamy się spieszyć, skoro mamy całe życie by cieszyć się naszym małżeńskim pożyciem? Te kilka miesięcy nas nie zbawi.
-Kilka miesięcy? - pytam nie kryją niezadowolenia.
-Owszem. - nie ustępuje.
-Ale ja już wystarczająco długo musiałem radzić sobie bez ciebie- wyjaśniam pochmurniejąc.
-Przecież tym razem to będzie wyglądało zupełnie inaczej. Będziemy razem, tylko bez oficjalnego dokumentu, który to potwierdzi. Możemy nawet wyznaczyć już datę ślubu, jeśli to sprawi, że będzie ci łatwiej znieść dłuższy okres narzeczeństwa. Ale proszę cię żebyśmy z niczym się nie spieszyli. Chyba zauważyłeś do czego doprowadziło nas twoje impulsywne działanie. - tłumaczy spokojnie.
-Może i tak. Ale po tym co przeszedłem z dala od ciebie, od teraz pragnę budzić się każdego ranka z tobą przy moim boku, a nie otwierać oczy i w pierwszej kolejności zastanawiać się czy między nami nadal wszystko jest ok.- wyjaśniam swoje obawy.
-Hmm...- zamyśla się- Mam pewien pomysł, tylko nie wiem jak się do tego mają zasady panujące w naszym półświatku...- rzuca z zadumą.
-Pieprzę mafię i każdego który postanowi mi utrudnić naszą relację, więc powiedz co wymyśliłaś. - oznajmiam pewnie, zaciskając palce na jej pośladkach, a następnie przesuwając dłonie na jej plecy.
-Moglibyśmy zamieszkać razem jeszcze przed ślubem. W końcu za kilka miesięcy i tak to nastąpi, więc nie widzę problemu, żeby akurat z tym czekać. To da nam możliwość szybszego poznania się i dotarcia się naszych charakterów- stwierdza, a ja zatracam się w jej oczach.
Boże tak kobieta jest genialna. I cała moja...
-W dupie mam co na to powie nasze środowisko. Chce cię mieć przy sobie i nikt mi nie podskoczy. Nazywam się Rossi i to moja rodzina dyktuje warunki innym, a nie na odwrót. Jedynie z szacunku powinienem omówił to z twoim ojcem, ale nie sądzę by jego osoba stanowiła problem. Czuł się zażenowany twoim zniknięciem i pozwolił mi się wszystkim zająć. W tym również przedstawieniem całego zajścia w odpowiedni sposób by opinia żadnego z nas nie ucierpiała w oczach naszego środowiska. Dlatego też poza naszymi najbliższymi i kilkoma innymi osobami wszyscy inni sądzą, że odłożyliśmy ślub, bo pozwoliłem ci wyjechać na roczny kurs zagranicą. - odpowiadam wzruszając ramieniem.
-Ok, to chyba postanowione. Zamieszamy razem. - mówi opierając dłonie na moich ramionach- pytanie brzmi, gdzie dokładnie będziemy mieszkać...
Zaczynam rozważać jakie mamy możliwości. Możemy zamieszać w mojej rodzinnej rezydencji, tylko że tam nie będziemy do końca sami, a teraz pragnę mieć Paolę tylko dla siebie. Kupienie dla nas własnego domu wydaje się tu najlepszą opcją, ale nie jestem w stanie załatwić tego od ręki... Mam jeszcze tę swoją suterynę, którą nabyłem za namową Luca, ale sprowadzenie do niej mojej narzeczonej nie wydaje mi się zbyt dobrym pomysłem... A co dopiero myślenie o jej reakcji na to, że w ogóle takową posiadam... No właśnie, nie mam pojęcia jak ona przyjmie tę informację i trochę mnie to martwi, bo instynktownie przeczuwam, że nie będzie zadowolona... Co ja mówię, żadne trochę! Cholernie obawiam się tego jak ona przyjmie tę rewelację. Wcześniej dzięki przyjacielowi uwierzyłem, że to dobry pomysł, żeby sprawić sobie takie lokum, ale teraz czuje, że to było raczej niewłaściwe. A już tym bardziej nie na miejscu byłoby namawianie mojej przyszłej żony by tam ze mną czasowo zamieszkała... Kurwa, coś mi podpowiada, że muszę się jak najszybciej pozbyć tamtego pieprzonego mieszkanie, by nie narobić sobie kłopotów z Paolą już na starcie! Nie chcę by fakt jego posiadania stał się jakąś kością niezgodny między nami... nie mówiąc już o tym, że jak to tylko wyjdzie na jaw ona zapewne zacznie zadawać mi pytania i nie wiem, jak przyjmie odpowiedzi, które jej na nie udzielę... Ja pierdolę, zaczyna mnie naprawdę przerażać to jak ona zareaguje, gdy jej dociekanie po co dokładnie było mi potrzebne to mieszkanie, obierze kierunek, który zapewne nie przypadnie jej do gustu...
Na tę myśl oblewa mnie zimny pot. Kurwa nigdy jeszcze nie trząsłem przed kimś gaciami, a teraz przeraża mnie wizja przyznania się Paoli do tego co jeszcze robiłem, gdy nie było jej na Sycylii... Czy to normalne, że obawiam się jak ona przymnie moje wyznania? Z drugiej strony ona też była wolna podczas naszej rozłąki, prawda? Przecież według Luca jej ucieczka z nas obojga uczyniła singli, którzy mieli prawo robić co im się zamarzyć... O ile nie podobała i nie podoba mi się myśl o tym co mogła robić Paola, to chyba nie powinna mieć do mnie pretensji o to co sam wyprawiałem podczas jej nieobecności... Tylko czy ja na jej miejscu byłbym w stanie ze spokojem przyjąć do wiadomości podobne rewelacja które mam dla niej w zanadrzu? Czy ja w ogóle chcę wiedzieć co ona robiła z dala ode mnie i z kim się spotykała? Czy będę w stanie to przełknąć? I jak ona przyjmie to co sam wyrabiałem wierząc w przekonania Luca? Ja pierdolę, teraz to już nie wiem, czy mój przyjaciel miał słuszność w tych swoich mądrościach jakimi mnie karmił przez ostatnie miesiące...
Kurwa mać! Mam w głowie taki mętlik, że już się pogubiłem w tym wszystkim, a coraz większy strach chwyta mnie za gardło!
-Hej, Oskarze. Co się stało? - pyta zmartwiona Paola, przywracając mnie do rzeczywistości- Nagle cały się spiąłeś. - przemawia łagodnie przejeżdżając palcami po moich krótkich włosach- Jednak nie chcesz ze mną zamieszkać? O to chodzi? Przestraszyłeś się myśli o tym, że będziesz zmuszony szukać swojej pianki do golenia wśród moich kosmetyków, czy jak? - dopytuje troskliwie, a ja patrzę w jej życzliwie tęczówki i czuję się beznadziejnie. A właściwie to cholernie chujowo.
Mam wyrzuty sumienia i moralniaka tak wielkiego, że trudno mi powstrzymać się od odwrócenia od niej wzroku. Nie wiem, dlaczego, ale odnoszę wrażenie, że mimo przekonań jakie zaszczepił we mnie Luca zachowywałem się wobec Paoli jak skończony skurwiel. Moje wątpliwości mnożą się w ułamku sekundy, a kolejne problemy z jakimi przyjdzie nam się prawdopodobnie zmierzyć rzutują się na szczęście, które jeszcze chwilę temu odczuwałem.
Jednak nie wydaje mi się, żeby to była odpowiednia chwila ani miejsce, żeby poruszać kwestie, które mnie dręczą. Najpierw sam muszę to przemyśleć i znaleźć najlepszy sposób by poruszyć ten temat najdelikatniej jak się da... kurwa mać, jeszcze dobrze nie zaczęliśmy naszego związku, a ja już teraz widzę, że jestem w tym zupełnie zielony i beznadziejny. A te wszystkie związkowe zawiłości są dla mnie jak czarna magia...
-Oskar- upomina mnie Paola, a ja otrząsam się z moich rozterek, bo to nie czas na nie.
Zajmę się tym jak już będziemy na Sycylii.
-Myślę o tym, że potrzebujemy własnego domu, bo chcę żebyśmy mieli własną przestrzeń. Może i moja rodzinna posiadłość jest duża, ale wolę, żeby póki co nikt nie wtrącał się w nasze sprawy. Moja siostra i szwagierka dość się wykazały i nie potrzebuję więcej pomocy z ich strony. - mówię i jest to szczera prawda, choć omijam inną kwestię.
-Cóż póki co możemy zamieszkać w moim apartamencie, w którym mieszkałam przed opuszczeniem Palermo. - proponuje, a ja od razu podłapuje ten pomysł.
-Słusznie. Zostaniemy tam, dopóki nie kupimy domu, a jutro rano skontaktuję się z biurem nieruchomości i zajmiemy się znalezieniem czegoś co nam się spodoba. - zgadzam się.
-W takim razie wszystko ustalone, a ja jestem już gotowa do drogi. - oświadcza zadowolona.
-Świetnie, więc ruszajmy. Datę ślubu możemy ustalić już na pokładzie samolotu- stwierdzam chwytając Paolę pod pośladkami i podnoszę się z materaca.
Ona obejmuje mnie nogami w pasie i zarzucam ręce na moją szyję.
-Nawet nie wiesz jak bardzo doceniam twój entuzjazm- uśmiecha się słodko, sprawiając, że wszelkie zmartwienia ulatują z mojej głowy.
-Jak dotrzemy do twojego mieszkania dopiero przekonasz się jak bardzo entuzjastyczny potrafię być- rzucam dwuznacznie, będąc już myślami w zaciszu jej sypialni. Na całą resztę przyjdzie czas później...
-Więc co my tu jeszcze robimy? - pyta prowokacyjnie.
-Racja- odpowiadam jedną ręką nadal ją przytrzymując, a w drugą chwytając jej walizkę.
W ten sposób wychodzimy na korytarz, a Paola przygryza płatek mojego ucha ponownie wzbudzając we mnie ogień pożądania.
-Przez ciebie oszalej z pragnienia zanim uda nam się dotrzeć na Sycylię- mruczę stawiając ją na podłodze i przyzywając do siebie Borisa.
Zamieniam z nim jeszcze kilka słów, odnośnie do tego by oczyścili całe mieszkanie z jakichkolwiek śladów oraz wydaję parę dodatkowych rozkazów. W tym czasie Paola narzuca na siebie jeansową kurtkę i zgarnia torebkę. Kiedy już ma wszystko co potrzebne udajemy się do czekającego na nas samochodu i jedziemy na lotnisko.
Przez całą drogę tuli się do mnie, potęgując wzbierające we mnie ciepło. Ta kobieta jest dla mnie najważniejszą istotą na świecie. Zrobię dla niej wszystko. By była szczęśliwa i by ją ochronić. Znajdę też odpowiedni sposób, żeby wyznać jej jak wyglądało moje życie, gdy jej przy mnie zabrakło. Jednocześnie odnajdę w sobie siłę by znieść to co ona sama będzie miała mi do powiedzenia o czasie, kiedy korzystała ze swojej wolności.
Jesteśmy razem i już nic nas nie rozdzieli nawet jeśli informacje o naszych występkach z tych kilku ostatnich miesięcy bycia osobno, wzbudzą w nas wzajemne pretensję. Dzisiejszy dzień przyniósł nam nowy początek, a to co było nie jest ważne w stosunku do tego co jeszcze przed nami.
Będąc już na pokładzie samolotu rozsiadamy się wygodnie na jednej ze skórzanych kanap i zaczynamy negocjacje odnośnie do daty ślubu. Paola miała rację mówiąc, że poczuję się jej bardziej pewien, jeśli od razu ustalimy dokładny termin. Wtedy będę miał gwarancję, że po tym konkretnym dniu stanie się oficjalnie moja i już nigdy jej nie stracę. Mamy przed sobą wspaniałe możliwości, a ja mogę jej teraz dać to czego tak bardzo pragnąłem od samego początku.
Po jakiejś godzinie lotu, mamy już wyznaczoną datą ślubu, a ja przekonuję się na czym dokładnie polega pojęcie kompromisu w mniemaniu Paoli. Zapoznaję się też z faktem, że kobiety mimo nazywania czegoś owym kompromisem i tak dążą do tego by ich wola znacznie przeważał w końcowym efekcie.
Ale nie narzekam. Za pół roku Paola zostanie moją żoną, a do tego czasu i tak będę miał ją blisko siebie, więc mogę zaczekać te sześć długich miesięcy. Jak już mówiłem dla niej wszystko. A utwierdza mnie w tym wszechogarniające uczucie, które rodzi się we mnie, gdy zmęczona dzisiejszymi wydarzeniami usypia wtulona w mój tors.
Chce dać tej kobiecie wszystko. Chce jej przychylić nieba, jeśli tylko to ją uszczęśliwi. Chcę się nią opiekować i troszczyć się o jej potrzeby. Chcę być mężczyzną jakiego potrzebuje i jakiego pragnie. Twierdzi, że jej marzenie się spełniło w chwili, kiedy odkryliśmy się nawzajem przed sobą, ale prawda jest taka, że ja dopiero zamierzam zacząć spełniać jej marzenia. Nawet te najbardziej błahe i nic nie stanie mi na drodze.
W zakamarkach mojej podświadomości kiełkuje drażniąca myśl, że jeszcze nie wyznała mi miłości, ale nie dopuszczam tego do siebie, bo przecież powiedziała, że darzy mnie uczuciem, że chce życia u mojego boku, a słowa „kocham cię" wypowie dopiero gdy będzie pewna, że już nie chowam przed nią tego co składa się na moją osobę.
I tak dostałem dziś od losu więcej niż mogłem się spodziewać więc nie mam zamiaru wybrzydzać. Wizja przyszłości z tą jedną szczególną kobietą sprawia, że mogę poczekać na moment, kiedy werbalnie odwzajemni moją miłość.
A póki co zabieram ją do domu, naszego tymczasowego domu. Gdzie uczynię ją w pełni moją pod względem fizycznym i zaznam prawdziwego nieba. Ta obietnica utrzymuje moje ciało w rozkosznym oczekiwaniu na ambrozję jakiej zakosztuję tej nocy i w jakiej zamierzam się niespiesznie rozsmakować. Już teraz wiem, że intymna bliskość z tą kobietą stanie się moim osobistym uzależnieniem i nirwaną w jednym.
Oj tak, wiem, że to będzie coś niezwykłego dla nas obojga, bo Paola jest wyjątkowa, a ja dołożę wszelkich starań by nasza wspólna, pierwsza noc była równie szczególna jak ona sama.
....................
Buziaki!!!!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top