Rozdział 31
Długi i niesprawdzony :)
Oskar
Za cholerę nie wyspałem się tej nocy, a już o czwartej rano rozdzwania się moja komórka.
- Hallo? – odbieram niemrawo, bo jak dobrze policzyć może udało mi się zasnąć jakąś godzinę, dwie temu...
- Przesyłka już na miejscu szefie. – po drugiej stronie odzywa się gruby baryton, jednego z moich żołnierzy. – Przyjedzie szef? – pada pytanie.
- Jasne – odpowiadam krótko, od razu przytomniejąc i przecierając twarz dłonią.
Kiedy podrywam się z materaca, Paola zaczyna się niespokojnie wiercić.
- Co się stało? – pyta mrukliwie, nawet nie otwierając oczu, a jedynie na oślep chwytając moje przedramię.
- Nic takiego. Muszę jechać ogarnąć interes z Fabio. Śpij– mówię miękko, pochylając się i całując ją delikatnie w usta.
- Yhmm – mruczy zgodnie, po czym odwraca się na drugi bok, jak na rasowego śpiocha przystało.
Z kolei Tajfun, jak tylko wstaję, od razu wykorzystuje okazję i czołga się od swojego zwyczajowego miejsca w nogach naszego łóżka ku mojej poduszce. Nawet nie próbuję go strofować, bo po pierwsze nie mam na to czasu, a po drugie wiem, że i tak nic tym nie osiągnę, bo jak tylko zamkną się za mną drzwi, on z ląduje tyłkiem na moim miejscu.
Nie zapalając światła, przechodzę do garderoby i wciągam na tyłek ciemne spodnie dresowe, adidasy i bluzę. Wychodząc z sypialni dzwonię do najstarszego brata i umawiamy się na miejscu docelowym.
Swobodnie przemierzam ulice miasta, kierując się do leśnej chaty, bo o tej porze ruch jest jeszcze znikomy, a miasto dopiero budzi się do życia. Gdy dojeżdżam do skrętu w zarośla, dostrzegam we wstecznym lusterku samochód Fabiano, a za nim również Emilia.
Zgodnie parkujemy pod chatą i bez słowa wchodzimy do środka. Nie pytam o obecność drugiego brata, bo skoro capo uznał że chcę tu obecności swojego zastępcy to taka jego wola.
- Gdzie? – zwracam się zwięźle do jednego z ludzi pełniących tu stałą wartę, odkąd mamy na stanie gościa.
- Standardowo piwnica, bo nie wiedzieliśmy jakie są plany odnośnie do więźnia – odpowiada, a my udajemy się piętro niżej.
Jak tylko rozlega się szczęk ciężkich drzwi, które popycham, przerażona postać przywiązana do krzesła z materiałowym workiem na twarzy, niespokojnie podrywam głowę i zaczyna się wiercić naciągając z przestrachu więzy.
- Kto tu jest?! – woła żądająco, a głos wyraźnie drży. - Kim w ogóle jesteście i czego ode mnie chcecie?! – dobiegają nas stłumione przez materiał pytania.
Nawet nie chce mi się wymieniać z braćmi zirytowanych spojrzeń, ale z drugiej strony ludzie mogli by być nie wiem... bardziej kreatywni? czy coś w tym stylu, a nie wiecznie „czego chcecie" itp. Jakby to powiedziała moja siostra, ten brak polotu robi się drażniący i... po prostu nudny.
- Do rzeczy Martinez, bo nie jestem w nastroju – burczę zgryźliwie, zrywając bezpardonowo worek z jego głowy.
Z chęcią leżałbym jeszcze w ciepłym łóżku tuląc do siebie gorące ciało mojej żony, a w zamian jestem tu, więc niech się cieszy, że i tak wykazuję się uprzejmością.
- Kim jesteście?! I skąd mnie znacie do cholery?! – krzyczy, a jego panika odbija się aż od ścian piwnicy.
Nic nie poradzę, że tym razem się krzywię.
- Morda – warczę, chwytając go gwałtownie za brodę i szarpnięciem zamykam mu gębę.
- Przytrzymaj tak, to może z łaski swojej przestanie się powtarzać – wtrąca ewidentnie niewyspany Emilio, ale ignoruję jego gderanie, skupiając się na facecie przede mną.
– To my zadajemy pytania, a ty odpowiadasz – cedzę wrogo przez zęby, wbijając w niego bezwzględne spojrzenie.
- A-a-ale... - próbuje dukać, lecz Fabio wychodzi na przód i mu zdecydowanie przerywa.
- Gdzie jest twoja żona? – pyta zwięźle i władczo, nie dając mu dojść do słowa, a on zawiesza na nim spanikowany wzrok.
- Skąd wiecie o Hannah? – to jest odpowiedź za którą natychmiast zarabia, ostrego liścia w papę ode mnie, aż głowa odskakuje mu na bok.
- To nie jest odpowiedź. – ukrócam jego paplaninę, szarpiąc go za brodę – i lepiej dla ciebie żebyś to szybko pojął – przestrzegam, patrząc mu groźnie w oczy – a teraz gdzie jest twoja żona? – powtarzam, cedząc przez zęby.
- Uciekła – chrypi ostatecznie, a ja odsuwam się od niego i wymieniam spojrzenia z braćmi – wiecie gdzie może być? – z jego ust pada kolejne pytania tym razem pełne nadziei, za co posyłam mu złowieszcze spojrzenie.
Jeszcze jedno nie takie słowo a znowu zarobi.
- On tego nigdy nie załapie – marudzi dramatycznie Emilio, po czym znudzonym ruchem ujmuje zdecydowanie za nadgarstek naszego wroga, a następnie wygina go pod dużym kątem, ku zaskoczeniu naszego przesłuchiwanego – może bardziej się ogarnie, jak za każde nie posłuszeństwo zacznę mu łamać kłykcie – spekuluje z właściwym dla siebie luzem i uważnie przygląda się od którego by tu palca zacząć – co myślicie? – zwraca się do nas, nie zwracając uwagi na to, że mężczyzna próbuje uwolnić się z jego chwytu – spróbować? – dopytuje, jak dziecko, które rozważa wsadzenie do buzi całej paczki żelek na raz i choć chce tego spróbować, to czeka na aprobatę rówieśników.
- Dajmy mu jeszcze jedną szansę – odzywa się twardo Fabiano, a facet przeskakuje przerażonym spojrzeniem między nami – jak ją spartoli, rób co chcesz – dodaje beznamiętnie.
- Dobra, to skoro jeszcze raz wyjaśniliśmy sobie reguły, to Martinez, do rzeczy, dlaczego twoja żona uciekła? – zabieram głos, ściągając na siebie uwagę przesłuchiwanego.
- Mieliśmy pewne problemy... – duka, z trudem przełykając ślinę.
- Jaśniej – warczy, Emilio szarpnięciem zwiększając nacisk na jego nadgarstek, a w tym samym czasie wzrok Fabio pada na stolik, na którym leżą porozrzucane bibeloty, a dokładniej rzeczy osobiste Martineza jakie nasi żołnierze znaleźli przy nimi, w chwili pojmania.
Doktorek pokrętnie wyrzuca z siebie mrukliwie i chaotyczne zdania, nie niosące za sobą żadnych konkretów, przez co bardziej skupiam się na moim najstarszym bracie, który podchodzi do stolika, wyciąga nóż, z wewnętrznej kieszonki marynarki i jego ostrzem przesuwa z rozmysłem poszczególne przedmioty. Jednak moją uwagę przyciąga jego skonsternowany wyraz twarz w chwili kiedy przy użyciu noża otwiera zdezelowany brązowy portfel.
Widzę jak skrupulatnie śledzi jego wnętrze, po czym szybkim ruchem chwyta go w dłoń.
- Wystarczy tego bezsensownego pierdolenia, Martinez – odzywa się niespodziewanie przerywając naszemu gościowy jego żałosny monolog i odwraca się do niego z portfelem w dłoni – zacznijmy jeszcze raz – oznajmia surowo, stając przed mężczyzną – kim jest kobieta ze zdjęcia? – pyta żądającym i nieznoszącym sprzeciwu tonem, podsuwając Martinezowi, jego portfel pod nos.
- To moja żona – pada krótka zdezorientowana odpowiedź, której towarzyszy siarczyste przekleństwo Fabio, przez co oboje z Emiliem przyglądamy mu się badawczo.
- A kim była dla ciebie Aisha? I jakie były okoliczności jej śmierci? –dopytuje ostro, rzucając mi portfel, który bez problemu łapię.
Kiedy spoglądam do środka, również przeklinam, bo właśnie została całkowicie obalona nasza teoria o tym, że mimo wszystko kobieta którą przetrzymujemy w jednym z pokoi na piętrze jest żoną Maritenza i w jakiś sposób jest ona zamieszana w sprawę Aishy...
Podaję portfel Emilio i spoglądam na pocącego się jak mops faceta, który wygląda jakby chciał na szybko wymyślić jakąś wiarygodną bajeczkę.
- Nie próbuj wciskać nam ściemy, bo doskonale wiemy że choć ośrodek zatuszował sprawę, to właśnie ciebie obarczano odpowiedzialnością za to co się stało z Aishą– wtrącam chłodno, a mężczyzna dosłownie nabiera wody w usta.
- No, nie wytrzymam z nim – burczy kapryśnie Emilio, a w następnej sekundzie pomieszczenie wypełnia bolesny krzyk, kiedy mój brat łamie najmniejszy palec naszemu gościowi – pytanie, odpowiedź, pamiętasz? – przemawia do niego jak do rozwydrzonego dzieciaka, pochylając się nad nim i ściskając mocno jego brodę – a jak nie to złamany palec – dorzuca wzruszając ramionami – gorzej będzie jak nam się palce skończą – dopowiada pod nosem, ale wszyscy go doskonale słyszymy. – to jak będzie, odpowiadasz, czy łamiemy następny? – pyta chwytając za palec serdeczny.
- Powiem! – woła skrzekliwie mężczyzna.
- To mów, proszę bardzo – poleca Emilio, puszczając jego dłoń i krzyżując ręce na piersi przygląda mu się wyzywająco.
- W tamtym czasie wydarzyło się wiele rzeczy na razy – zaczyna niemrawo – a ja za późno się zorientowałem, że pewne sprawy zaczynają mi się wymykać spod kontroli – szepcze niemal do siebie.
- Głośniej – polecam mu.
- Matka Aishy sprzątała w naszym domu, a nawet gotowała i robiła zakupy gdy zdarzały się momenty, że moja żona gorzej się czuła – zaczyna pokrętnie – ponieważ Aisha miała problemy zdrowotne jej rodzicielka obawiała się zostawiać ją samą, zwłaszcza na dłużej, dlatego wyraziłem zgodę, że może ją przyprowadzać ze sobą jeśli to jej ułatwi pracę – wyjaśnia przełykając ślinę. – i to był mój błąd który doprowadził nas do zguby – mruczy zatrwożony, jakby do siebie. – W każdym razie po kilku miesiącach choroba Aishy się nasiliła, do tego stopnia że jej matka nie była sobie w stanie z nią poradzić. Gdy z niemocy zwróciła się z tym problemem do mnie, pomogłem jej i załatwiłem, że jej córka zostanie przyjęta do nowatorskiego programu leczenia zaawansowanej schizofrenii. – mówi, a my słuchamy uważnie, czekając na konkrety.
Bo jak na razie są to detale które już dotąd ustaliliśmy. Wiedzieliśmy również że zajście w klinice które przyczyniło się do śmierci Aishy, było tam strzeżone i owiane tyloma niedopowiedzeniami, że tajemnica Poliszynela może się przy nich schować.
- Dzięki temu, dziewczyna podjęła leczenie, a jej matka mogła pracować i być spokojną o jej los. – tłumaczy - Co prawda ubolewała nad brakiem odwiedzin, jaki obowiązywał na początku terapii, ale to poczciwa kobieta i była gotowa na wszystko by pomóc swojemu dziecku, zwłaszcza że nie było jej stać na prywatne leczenie. – referuje pospiesznie.
- Do sedna – cedzi przez zęby Fabiano, obchodząc groźnym korkiem dookoła krzesło na którym siedzi nasz gość.
- Niestety mnie samego pochłonęła praca pod tym programem leczniczym, bo znalazłem się w głównym zespole lekarskim który go nadzorował – podejmuje już mniej zdecydowanie – przez co bywałem mniej w domu, a to doprowadziło do tego że straciłem czujność i spostrzegawczość... – duka pokrętnie, a ja marszczę brwi.
- Przestań owijać w bawełnę, bo nasza cierpliwość się kurczy – przestrzegam beznamiętnie.
- Po prostu nie zwróciłem uwagi na to, że moja żona również ma nawrót choroby – bąka załamany - a co za tym idzie nie powinienem był na niej polegać, bo wówczas przestawała być sobą, jeśli nie zareagowałem w odpowiednim momencie. – duka, a ja przeczuwam że sprowadzenie go na Sycylię było zupełnie bezsensowne, bo on nie posiada żadnej przydatnej dla nas wiedzy...
- A co twoja żona ma do tego co stało się z Aishą? – pytam rozdrażniony, bo skoro to nie ona podszywa się pod prawdziwą Aishę, nie widzę powiązania.
- Niby nic a jednak wiele – odpowiada mętnie, za co Emilio posyła mu ostre ostrzegawcze spojrzenie – choć nawroty jej choroby odkąd sam zająłem się je przypadkiem, stały się coraz mniej agresywne, to niestety za każdym razem był to okres w którym ona po części traciła kontakt z rzeczywistością i nie zawsze zachowywała się racjonalnie, a ja musiałem wkraczać do akcji by opanować sytuację. – wyjaśnia ze skruchą ku naszej konsternacji. - Niestety w końcu zawiodłem, a to w konsekwencji doprowadziło do tego, że Hannah dała się omamić mojej siostrze, a po wszystkim uciekła nie chcąc mi pomóc – wyjawia z bólem, a we mnie i moich braciach rośnie coraz większa dezorientacja - w okresach nawrotu Hannah zawsze stawała się łatwowierna i chłonna jak gąbka, a moja siostra to sprytnie wykorzystała. – stwierdza, zaciskając zęby. - Musiała ją urabiać przez kilkanaście dni, aż ostatecznie Hannah zgodziła się ją uwolnić, wierząc w bajki, których nawkładała jej do głowy. – wyrzuca z siebie chaotycznie, a ja już całkiem nie czaję co do tego ma jego siostra, o której swoją drogą nie znaleźliśmy żadnych informacji... – gdybym był wtedy więcej w domu, gdybym nie stracił czujności – bąka smętnie pod nosem, z żałosnym wyrzutem.
- Nie zbaczaj z tematu – przywołuje go do rezonu Emilio.
- W każdym razie gdy zorientowałem się że Hannah uwolniła Mię, było już za późno i nie byłem w stanie już nic zrobić. Nie mogłem też zgłosić jej zniknięcia na policję, bo sam zadbałem o to by uznano ją za martwą, kiedy moja kariera w psychiatrii zaczynała nabierać tempa... - mówi schrypnięty, a jego słowa wyjaśniają dlaczego nie znaleźliśmy informacji o jego żyjącym rodzeństwie...
- Niby dlaczego zadałeś sobie tyle trudu by pochować siostrę za życia? – dopytuje zaintrygowany Fabiano.
- Bo nie mogłem sobie pozwolić na to by jej osoba popsuła moją karierę. Nie po tym jak w wieku dwudziestu lat, w amoku silnej psychozy zabiła naszych rodziców – oznajmia, zaciskając zęby.
Uuu lala, grubo...
– Jak miałem chcieć być szanowanym specjalistą, z tak śmierdzącym trupem w szafie? – pyta z żałością. - No jak? Nie miałem wyjścia tym bardziej że ona nie reagowała na żadne leki! Jedynym środkiem jaki można było wobec niej zastosować to przetrzymywanie jej w zakładzie zamkniętym do końca życia, a przecież izolacja od otoczenia, to było to o co sam mogłem zadbać, zapewniając odpowiednią medykamentację. Jednocześnie nie narażając swojej opinii w środowisku – wyrzuca z siebie. – a przynajmniej tak myślałem dopóki to wszystko nie zaczęło się walić... - duka niepocieszony.
- Dobra Martinez, nie mamy czasu ani ochoty słuchać twoich smętnych życiowych wywodów i żałości nad twoimi wyborami. Chcemy wiedzieć, co stało się z Aishą i dlaczego jej śmierć jest tak bardzo chronioną informacją w szpitalu z którego niemal wyleciałeś – wchodzi mu w słowo Emilio, tak samo jak my tracąc coraz bardziej cierpliwość.
- Ale o tym właśnie mówię – odzywa się unosząc na nas zbolały wzrok – moja siostra uwolniła się z izolatki jaką dla niej stworzyłem w moim domu, a następnie używając mojej karty służbowej wkradła się do szpitala w którym pracowałem i odszukała tam Aishę, z którą musiało udać się jej nawiązać całkiem dobry kontakt gdy ta przebywała w naszym domu, podczas pracy swojej mamy – wyjaśnia ku naszemu niezrozumieniu. – Gdyby wierzyć mojej żonie, którą zastałem tamtego felernego wieczoru samą w domu, z fanaberiami którymi nawciskała jej Mia, to moja siostra i Aisha nieraz rozmawiały przez drzwi, gdy moja gosposia była pochłonięta swoimi obowiązkami. Musiały się w jakiś sposób zżyć, bo Hannah twierdziła że Mia koniecznie musiała wyjść by pomóc Aishy znowu być z ojcem. Wziąłem to za totalny bełkot chorej żony, ale już sam nie wiem, bo w końcu z jakiejś przyczyny zadała sobie wiele trudu by dostać się do niej na oddział szpitalny. – mamrocze zbolały.
- I co się wówczas stało? – dociekam.
- Nie można tego dokładnie określić, ponieważ Aisha nie była poddana ścisłemu nadzorowi i nie przebywała w sali w której był monitoring, jednak jak wynikało z nagrań z kamer na korytarzu, do jej pokoju zakradła się zakapturzona postać, odziana w kitel, a po jakimś czasie go opuściła, tak samo jak budynek. Wewnętrzne dochodzenie wykazało że osoba która włamała się na teren ośrodka posłużyła się moim identyfikatorem, natomiast Aishę podczas nocnego obchodu znaleziono martwą – wyjawia. – Pozornie wszystko wyglądało na samobójstwo, jednak nie można wykluczyć udziału osób trzecich zwłaszcza że ktoś u niej był – dopowiada zatrwożony, a ja coraz mocniej marszczę brwi.
W tej samej chwili odzywa się moja komórka, więc pospiesznie zerkam na ekran.
A to ciekawe...
- Co tam nowego Vittorio?- rzucam, odbierając połączenie.
- Natknąłem się na niezły syf szefie – odpowiada. – Nie do końca czaję o co w tym chodzi, ale to jakaś popierdolona sprawa.
- Mów – polecam, a on raportuje, że ponownie włamał się do domu doktorka, by dowiedzieć się co kryje się za drzwi do podpiwniczenia. To co tam zastał nieźle go zdziwiło, natomiast na mnie te wieści nie robią wrażenia, ponieważ wnioskuję, że to właśnie domowa „izolatka" w której dzięki bratu Mia spędziła dużą część życia, o czym go informuję.
- Ale jest coś jeszcze... – wtrąca od razu po tym, gdy mówię by się stamtąd wynosił i zostawił ten temat.
- Mianowicie?
- Poszperałem tu trochę i znalazłem coś w rodzaju... powiedzmy notatek. Wielu notatek – oznajmia, ku mojemu zaintrygowaniu – i wszystkie dotyczą Aishy. Jej życia, matki oraz ojca. Najwięcej jest tu zapisków właśnie o nim – wypala.
- Ok, to rzeczywiście ciekawe – oświadczam. – Prześlij mi zdjęcia, a sam się stamtąd ulotnij i czekaj na dalsze wytyczne – dopowiadam.
Jak tylko się rozłączam zaczynam dostawać kolejne fotki, na który tak jak zapewniał Vittorio są zapiski dotyczące życia Aishy oraz jej bliskich. Zwłaszcza jej ojca.
Kiedy ponownie wracam do braci i naszego gościa, ten rozprawia dalej o szpitalu.
- I przez to dyrekcja mnie przekreśliła, bo całe to zajście miało zbyt wiele powiązań z moją osobą. Nie chcieli słuchać żadnych wyjaśnień, bo cała ta afera mogła przekreślić naszą pracę, a priorytetem dla nich było uratowanie programu leczenia i ... – smędzi.
- Wychodzi na to, że twoja siostra zżyła się z Aishą dużo bardziej niż może ci się wydawać – oświecam go, przerywając mu jego wywód, a wszyscy kierują na mnie swoje spojrzenia.
- Do czego zmierzasz? – pyta zdezorientowany.
- To ja zadaję pytania – karcę go surowo. – Czy to możliwe by twoja siostra przebywając w izolatce jaką dla niej stworzyłeś, słyszała to co dzieje się w domu? O czym się rozmawia i tak dalej? – dopytuję, a on na chwilę się zamyśla.
- Bardzo możliwe – odpowiada.
- A czy istniał jakiś sposób by widywała się z Aishą, lub żeby ona jej coś przekazała? – dociekam.
- Zasadniczo tak – rzuca z zamyśleniem i wyjaśnia jakie dodatkowe funkcje posiadają specjalnie zaprojektowane drzwi oddzielające Mię od reszty domostwa – wystarczyłoby żeby Aisha rozgryzła jak otworzyć obie zakładki. – dopowiada, a ja potakuję głową, wręczając braciom komórkę i pokazując by przejrzeli kolejne zdjęcia z tym co znalazł Vittorio.
- Czy z twojego domu po ucieczce siostry zginęło coś więcej oprócz identyfikatora szpitalnego? – dopytuję.
- Nie miałem czasu dokładnie sprawdzić, ale na pewno zabrała ze sobą sporo gotówki, którą moja omotana przez nią żona dała jej z domowego sejfu – mamrocze.
- Czy coś jeszcze zwróciło twoją uwagę?
- Ogólnie papiery w moim domowym biurze były wywrócone do góry nogami, dlatego nie wykluczam że właśnie stamtąd dowiedziała się gdzie dokładnie przebywa Aisha.
- Ja jak dokładnie nazywa się twoja siostra?
- Mia Keshia Martinez – oświadcza, a ja wraz z braćmi jak na komendę wymieniamy znaczące spojrzenia.
Aha, chyba od tego pytania powinniśmy zacząć.
Fabio daje znak głową Emilio, który natychmiast opuszcza piwnicę, natomiast on sam zwraca się do doktorka.
- Czy to możliwe by twoja siostra w jakiś sposób chciała się wcielić w Aishę lub coś w tym stylu?
- Moja siostra choruje na psychopatię, ze współistniejącą manią z objawami psychotycznymi, więc wszystko jest możliwe i niczego nie mogę wykluczyć. Dopiero gdy ją znajdę będę wstanie stwierdzić w jakim jest stanie. – pada odpowiedź, która wpisuje się w nasze przepuszczenia i sporo wyjaśnia. - Niestety szukam jej już od dłuższego czasu i jak na razie mam wrażenie jakby zapadła się pod ziemię – oznajmia, a ja domyślam się że jego wycieczka po rodzinie jaką sobie urządził ma związek właśnie z poszukiwaniami siostry. Pewnie łudził się, że udała się do jakiś krewnych.
- Bo jak ustalili nasi ludzie, udało jej się zebrać całkiem sporo informacji o życiu Aishy. – zauważam – wspomniałeś też że Hannah twierdziła, że twoja siostra koniecznie chciała pomóc Aishy ponownie zobaczyć się z ojcem, czy to możliwe by sama chciała tego dokonać? I czy miałaby środki by opuścić kraj? – rzucam z zaciekawieniem.
- Tak jak mówiłem, niczego nie można wykluczyć, a pieniędzy ze spokojem wystarczyłoby jej na wycieczkę dookoła świata i jeszcze trochę – stwierdza smętnie.
- A tak jeszcze z ciekawości – wtrąca lekko Fabiano - dlaczego nie udało nam się znaleźć żadnych informacji o twojej żonie? Wygląda na to jakby przed ślubem nie istniała – zwraca się do niego, a on pąsowieje z zawstydzeniem spuszczając wzrok.
- Zadbałem o to by zmieniła nazwisko przed naszym ślubem – duka. – Zauroczyła mnie i w ogóle, ale kiedyś była moją pacjentką i nie mogłem sobie pozwolić...
- By ktoś dokopał się do tej informacji i narazi twoją szanowaną osobowość w środowisku medycznym – wchodzę mu kpiąco w słowo, a on krzywi się na moje podsumowanie.
- Nie wiem czy jest na to jakieś profesjonalne określenie ale jak dla mnie cierpisz na jakieś zboczenie zawodowe – kwituje ironicznie Fabiano. – Można pracować w psychiatryku, ale urządzać go sobie w domu na własne życzenie i tuszować wszystko tak by nikt tego nie odkrył? Popieprzone na maksa – oświadcza, a Martinez nawet nie próbuje się tłumaczyć.
Z resztą nawet nie ma na to czasu, bo w tym samym momencie drzwi do piwnicy otwierają się z głośnym skrzypnięciem, a do pomieszczenia wraca Emilio prowadząc ze sobą Keshię.
- Znacie się? – pyta od progu, popychając kobietę na środek pomieszczenia, a Martinez unosi twarz i zamiera w wpatrując się w nią z oszołomieniem.
- Mia – wydusza z siebie z niedowierzaniem, natomiast ona pierwszy raz odkąd ją tu sprowadziliśmy przejawia większe, realne emocje, a jej twarz przecina czysta nienawiść. – Tak długo cię szukałem – szepcze, a on spogląda na niego ze wstrętem.
- No to wszystko jasne, a zjazd rodzinny można uznać za udany – kwituje luzacko Emilio, odpalając fajkę. – Teraz trzeba tylko podjąć decyzję co dalej – mruczy w stronę Fabiano, wypuszczając pierwszego bucha.
W tym samym czasie nim uda nam się zareagować Keshia, a raczej Mia rzuca się z impetem na Martineza, z pełną agresją startując do niego z pazurami.
- Nienawidzę cię! – wrzeszczy, orając mu policzek, a następnie błyskawicznie uderzając go w twarz związanymi nadgarstkami, nim jeden z naszych żołnierzy zdąży ją odciągnąć w tył.
- No może nie aż tak udany... - bąka Emilio.
- Przejdźmy na górę – zwraca się do mnie i do brata Fabiano, ruszając w stronę drzwi. – Pilnujcie jej i czekajcie na dalsze rozkazy – rzuca jeszcze do naszych żołnierzy a my udajemy się za nim na poddasze, gdzie najstarszy z nas zasiada za biurkiem.
Z kolei Emilio zajmuje miejsce naprzeciw niego a ja krążę nerwowo po pokoju.
- Posrana cała ta historia, ale myślę, że wszystko już wiemy i żaden inny trup już nam z szafy nie wyskoczy, a co za tym idzie Paola i nasza rodzina będzie bezpieczna – podejmuje rzeczowo Fabio.
- Zostaje jeszcze tylko cała ta Hannah – zaznaczam.
- Zasadniczo to nie wiadomo ile wie i ile zczaiła z całego tego zajścia – wtrąca luźno Emilio.
- Niby tak, ale jedną już taką potencjalnie niegroźną mamy dwa piętra niżej – zauważa zgryźliwie capo.
- No właśnie. I zawsze istnieje ryzyko, że jak już ktoś udzieli jej pomocy medycznej a ona dojdzie do siebie i wróci do domu lub zacznie szukać męża to ... - retoryzuję.
- To może przysporzyć nam kłopotów – kończy za mnie Emilio.
- Ok, czyli zostało nam znalezienie żonki doktora. Zleć to swoim ludziom, w końcu są już na miejscu – poleca mi Fabio. – Jak przeryjemy dokładnie rzeczy doktorka i jego telefon to na pewno dostarczymy im więcej informacji na jej temat, co ułatwi im zadanie. Przecież facet musi mieć w komórce przynajmniej jedno zdjęcie swojej małżonki – stwierdza.
- Nie zaszkodzi też powiedzieć chłopakom żeby go sprytnie i metodycznie podpytali o nią za nim zrobią swoje. A później przekażą wszystko twoim ludziom – podpowiada Emilio.
- Świetnie, czyli możemy wracać do domu – klaszcze w dłonie Fabiano, a my potakujemy głowami. – Los tej dwójki, która jest w piwnicy jest już przesądzony, lecz akurat jeśli chodzi o doktorka to chciałbym żeby nasi żołnierze postarali się by wszystko wyglądało na nieszczęśliwy wypadek, tak by nikt nie miał żadnych podejrzeń. – dopowiada jeszcze. – Lepiej chuchać na zimne – podkreśla – a co do jego siostry to nie ma co się bawić w ceregiele, skoro braciszek zasadniczo i tak pochował ją za życia już jakiś czas temu – dodaje.
- Racja – kwituję, po czym schodzimy na parter.
- Jedź do Paoli i spędźcie miły dzień. Naładuj akumulatory zanim zajmiemy się kolejną sprawą, bo domyślam się że trochę zdrowia ci ona napsuje – zwraca się do mnie Fabiano, poklepując po ramieniu, podczas gdy Emilio udaje się do naszych ludzi by wydać ostateczne rozkazy.
- Taa, może i tak – bąkam pod nosem – a wiadomo już coś kiedy dokładnie ją rozstrzygniemy? – pytam.
- Jeszcze nie, ale z premedytacją nie chcę niczego popędzać – wyjaśnia.
- Oczywiście – potakuje, po czym żegnam się z najstarszym bratem, nie czekając już na Emilia i wracam do domu.
Po drodze wykonuje jeszcze telefon do swoich żołnierzy przekazując nowe wytyczne.
Jedna sprawa z głowy. Jednak całkiem odetchnąć z ulgą będę mógł dopiero gdy zostanie załatwiona jeszcze ta druga, która wisi nad nami w oczekiwaniu...
Ale myślę, że nastąpi to niedługo...
***
Dwa dni później
Siedzę w biurze, przeglądając raporty moich ludzi, którzy będąc w posiadaniu większego zasoby wiedzy na temat żony Martineza, raz-dwa ją namierzyli. Chwytam właśnie za telefon by wydać im rozkaz zakończenia definitywnego jej kwestii, gdy w progu mojego gabinetu staje Luca.
- Oj stary, stary, jak zawsze zarobiony – wita się ze mną. – Kupę czasu cię nie widziałem, ale wnioskuję, że niewiele się zmieniło – stwierdza lekko. - Nie wiesz że od nadmiaru roboty można się garba dorobić – odzywa się ironicznie, luzacko opierając się o futrynę.
- I kto to mówi? – ripostuję. – Facet który na robocie spędził ostatnie miesiące – rzucam kpiąco.
- Taa, ale dobrze jest w końcu wrócić do domu. – wzdycha podchodząc i siadając przed moim biurkiem.
- Rozumiem że sprawa Daria, skończona pełnym sukcesem? – pytam rozpierając się wygodnie w fotelu.
- Oczywiście – odpowiada z właściwą sobie arogancją. – właśnie wybieram się zdać osobiście raport capo – dodaję – i tak sobie pomyślałem, że może jakaś dobra imprezka dziś wieczorem żeby uczcić mój powrót do domu? – proponuje. - Co myślisz? Dasz radę uwolnić się spod małżeńskich kajdan na jedne wieczór? – pyta już nakręcony wizją dobrej zabawy.
-Może i tak, ale jak już to wolałbym zabrać Paolę ze sobą. - odpowiadam pocierając palcami szczękę z niewielkim zarostem.
Tajfun narobił rano takiego rabanu, że nie zdążyłem się ogolić przed przyjazdem do biura, bo byłem zbyt zajęty wyszukiwanie czegokolwiek do ubrania, co nie padło ofiarę jego zębów... O dziwo pastwił się tylko nad moją częścią garderoby przezornie z dużą umiejętnością omijając to co należało do jego właścicielki.
W takich właśnie chwilach zastanawiam się czy kiedykolwiek polubię się z tym psem...
-Jak chcesz- wzrusza pobłażliwie ramieniem mój kumpel. - To może zorganizuje jakiś mały spontan u siebie? Zaproszę kilka osób. Pasuje?- dopytuje.
- Jasne czemu nie. Myślę że moi bracia też się chętnie wyrwą z domowej rutyny – mówię, a on zerka na zegarek i podnosi tyłek z fotela.
- Dobra, na mnie już czas, lecę do Fabiana.
- Ok, daj mi tylko później znać na którą godzinę to wszystko zaplanujesz – rzucam jeszcze za nim, po czym sięgam pospiesznie po telefon.
***
Późnym popołudniem wchodzę do domu, a już zaledwie po dwóch krokach Tajfun wisi mi na nogawce.
-Mało mi dziś rzeczy żdżarłeś, że jeszcze do tych spodni się dobierasz - syczę na niego, potrząsając ostro nogą, co on oczywiście odbiera jako dodatkową atrakcję.
-Tajfun nie wolno - Paola przywołuje go do porządku krótką komendą, wyłaniając się zza rogu, a on od razu rusza w jej stronę.
-Ten koleś od szkoleń powinien zwrócić nam kasę, bo jakoś nie widać efektów - burczę, a ona podchodzi do mnie z psem na rękach i cmoka mnie w usta.
-To dopiero kilka lekcji, więc nie marudź. – zbywa mnie pobłażliwie. – Poza tym to nadal tylko szczeniak, więc ma prawo broić - broni nieustępliwie swojego pupilka.
-Jasne – mruczę pod nosem, pochylając się nad żoną by ponownie połączyć nasze usta, ale nim uda mi się to zrobić, na mojej twarzy niespodziewanie ląduje zimny mokry jęzor, którym Tajfun z radością przejeżdża w tę i we tę, nim się nie odsunę, przeklinając siarczyście.
- Widzisz jak cię kocha? – zwraca się do mnie zadowolona Paola. – a ty nic tylko na niego narzekasz – karci mnie, ruszając do kuchni, a ja podążam za nią, wykrzywiając się do rozentuzjazmowanego psa, wychylającego do mnie pysk znad ramienia swojej pańci.
Mówię wam, że za tymi szczenięcymi oczętami, kryje się przebiegła bestia...
Wchodząc do kuchni, odkręcam kran i przemywam oślinioną twarz, a następnie biorę sobie piwo z lodówki, podczas gdy Paola sypie naszemu darmozjadowi karmy.
- Może zostawimy dziś Tajfuna pod opieką Marity i wyjdziemy się trochę zabawić?- pytam, opierając się biodrem o szafkę.
-Pewnie – pada szybka odpowiedź, a żona unosi na mnie wzrok - dawno nigdzie nie byliśmy więc jestem bardziej niż chętna – uśmiecha się szeroko.
-To świetnie – komentuję - Luca wrócił do miasta i urządza dziś imprezę u siebie - dorzucam, a ona momentalnie pochmurnieje.
- Jakoś mi go nie brakowało - burczy.
- Mówiłem ci, że to co się wtedy stało to moja wina. Powinienem był pić z umiarem, a tak sobie pofolgowałem że mi się film urwał – mówię odnosząc się do sytuacji która wywoła między nami niemałą burzę... - Dziś wybiera się tam całe moje rodzeństwo więc będziesz miała okazję zobaczyć się z dziewczynami – przekonuję, bo muszę pojawić się u Luca, a wiem doskonale że Paola samego mnie nie puści.
- I tak średnio mi się to uśmiecha - stwierdza skwaszona - ale jeśli chcesz to pójdziemy- zgadza się niechętnie.
- Wiesz, że zawsze najlepsza zabawa jest wtedy kiedy nie chcę się iść - dopowiadam.
- Nie w tym przypadku – odburkuje.
- Nie zakładaj niczego z góry – zaznaczam – poza tym poplotkujesz z dziewczynami i się rozkręcisz – zapewniam.
- Chociaż taki plus – odpowiada, a ja daje jej żartobliwego klasa w pośladek.
- To leć zadzwonić do tych czarownic z informacją, że dziś zwołujecie sabat, a ja powiem Maricie, że przypadnie jej dziś rola niani Tajfuna – kwituję, cmokając ją przelotnie.
***
Dokładnie o godzinie dwudziestej pierwszej zajeżdżamy na podjazd domu Luca z którego wylewa się głośna muzyka, więc impreza już się na dobre rozkręciła. Razem z nami wchodzą do środka Iwo z Delią, Fabio z Kirą oraz Emilio z Bellą.
- Pamiętajcie, że jak się urżniecie jak świnie to ja was taszczyć do domu nie będę – ostrzega bezpardonowo moja siostra, ledwie przekraczając próg posiadłości.
-Ja też nie zamierzam – wtórne jej stanowczo Bella.
-Ani ja - przyłączą się i Kira.
-A na mnie nawet nie patrzcie - oświadcza twardo moja żona.
Widzicie to? To nic innego jak przymierze wiedźm z jednego sabatu.
-Przecież nikt z nas nie zamierza wydoić całych zapasów gospodarza, a wy z góry zakładacie najgorsze - stroszy się Emilio.
-Odezwał się ten co jak dopadnie się do męskiego towarzystwa to jest pierwszy by zalać się w trupa - burczy jego małżonka.
-Nic nie poradzę na to że cieszę się na takie wypady jak dziecko i często szybko przestaje czuć umiar, ale to wszystko przez to że rzadko udaje nam się wyrwać z domu i wyszedłem z wprawy – broni się mój brat.
-Czy ty właśnie narzekasz na swoje życie? Na dom, rodzinę i dzieci? – natychmiast pada grad pytań wypowiedzianych niebezpiecznie niskim tonem, ale nim Emilio zdąży cokolwiek z siebie wydusić by ocalić swoje dupsko, jego żona kontynuuje - Sam tego wszystkiego chciałeś więc jak ci teraz z tym źle to pretensje mniej do siebie – fuka Bella. – Uparcie chciałeś mnie jak najszybciej zapłodnić, więc w dupie mam to jak wielkiego będziesz miał jutro kaca, bo i tak zabierasz bliźniaki do parku z samego rana – zaznacza oschle.
-Kochanie przecież nie o to mi chodziło – mąż od razu próbuje ją udobruchać, ale ta pozostaje niewzruszona - wiesz że kocham te nasze brzdące, uważam tylko że powinniśmy zacząć wychodzić częściej z domu - tłumaczy, ale ona i tak strzela focha, po czym ciągnie pozostałe dziewczyny w głąb domu.
-Chodzie poszukamy dobrego alkoholu, bo dzisiaj to ja zamierzam napić się za wszystkie czasu – oświadcza Bella, po czym rzuca jeszcze do męża przez ramię - a ty Emilio przekonasz się jak to jest taszczyć pijane zwłoki do samochodu – po tych słowach wszystkie panie znikają nam z oczu.
-Ja pierdolę- bąka brat.
-Po chuj się odzywałeś? Nie mogłeś tego przemilczeć jak reszta z nas?- opieprza go Fabio.
-Co się mnie czepiasz? – odburkuje Emilio - Już mam jedną żonę i drugiej nie potrzebuję- odszczekuje mu na dokładkę.
-Dobra już się tak nie stroszcie. Napijmy się po drinku zanim nasze panie zaczną nam naprawdę wyliczać ich ilość – przerywam im – i nie zapominajcie po co tu jesteśmy – dopowiadam, po czym przebijam się przez kłębiący się wokół tłum.
Gdy udaje nam się wyjść na tył domu gdzie przy basenie toczy się druga część imprezy, znajdujemy wolny stoik, a po chwili dołącza do nas Luca. Obsługa jaką wynajął na ten wieczór stawia przed nami kieliszki i trzy butelki wódki, bo jak mówi gospodarz chce uczcić swój powrót do domu zwieńczony sukcesem.
***
Paola
Muszę przyznać, że ta impreza wcale nie jest taka najgorsza.
Próbujemy z dziewczynami jakiś nowych drinków które serwuje nam przystojny barman przy specjalne ustawionym barze, w przestronnym salonie.
-Mówię wam ten gość to gej. Nie ma innej opcji – mruczy Delia pochylając się w naszą stronę i jednocześnie obczajając tyłek barmana.
Sam fakt że to robi świadczy o tym, że powinna wyhamować z alkoholem. Gdyby tylko Iwo ją usłyszał skończyłoby się dziką awanturą i przelaniem krwi tego bogu ducha winnego faceta. Nie mówiąc już o tym, że starcie państwa Accardich zmiotłoby ten budynek z powierzchni ziemi...
-Dlaczego od razu uważasz że musi być homoseksualistą? Przecież to że jest seksowny i jednocześnie uroczy wcale go jeszcze nie szufladkuje - oburza się Bella wypijając do dna mieszankę pomarańczu i czerwieni w swojej szklance. - Chociaż cerę ma bardziej zadbaną niż nie jedna kobieta - dorzuca po chwili niezdecydowana.
-Nie chcesz to nie wierz, ale jak dla mnie każdy facet który woli cipki w jakimś stopniu musi być draniem, a to od razu rzuca się w oczy – oznajmia kategorycznie ta pierwsza - Tymczasem ten koleś jest tak słodki że można by go schrupać - dodaje.
-W sumie chyba coś w tym jest - przyznaje Kira.
-No nie wiem, w końcu zdarzają się wyjątki od reguły- wtrącam sącząc swojego drinka o nazwie „aniołek".
Cokolwiek skrywa się za tą nazwą jest pyszną mieszanką, która stała się moim dzisiejszym ulubionym napojem. Mimo tego, że nie czuć w nim smaku alkoholu, to po ilości którą pochłonęłam zaczynam mi już szumieć w głowie.
- W każdym razie wy tu sobie dalej dyskutujcie o orientacji pana Ciacho, a ja idę zapalić – rzucam, wstając ze stołka.
- Nadal palisz?- pyta z przyganą Bella.
-Od czasu do czasu, ale Oskar nie musi o wszystkim wiedzieć więc gęby na kłódkę wrazie czego - ostrzegam je, wygrażając palcem z pełną powagę.
-Spoko – Kira wzrusza ramieniem - ja też chyba zacznę jak Fabio nie przestanie mnie wkurwiać swoim panikarstwem w stosunku do Hope – zauważa Kira, a ja mimo tego że ciekawi mnie co tym razem wymyślił jej mąż nie dopytuję, bo chcę skorzystać z chwili wolności jaka mi została i wymknąć się po kryjomu na papierosa, zanim Oskar zacznie szukać mojego towarzystwa.
-Opowiesz mi później, teraz idę poszukać jakiegoś ustronnego miejsca żeby spalić fajkę w spokoju- oznajmiam, robiąc krok w tył.
-Czekaj idę z tobą, też bym sobie zapaliła. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz miał papierosa w ustach - stwierdza Delia i razem oddalamy się do spokojniejszej części domu.
Przechadzamy się po zachodnim skrzydle szukając odpowiedniego miejsca, aż w końcu dostrzegamy coś w stylu oranżerii. Domowy ogród z przeszklonymi szybami, a po środku kawowy stoli, wiklinowa sofa i fotel. Wyciągam z kopertówki paczkę fajek i podaje ją przyjaciółce.
-Kurde, chyba jednak najpierw muszę się wysikać – bąka, krzywiąc się – od ostatniego porodu mój pęcherz żyje swoim życiem - narzeka, oddając mi papierosy - zapal i zaczekaj tu za mną, zaraz wracam - rzuca po czym zostawia mnie samą.
Odpalając fajkę podchodzę do przeszklonych francuskich okien i spoglądam na ogród na zewnątrz. Od prawej strony dochodzi blask toczącej się przy basenie imprezy, ale hałas jest wytłumiony, więc mogę odsapnąć od tego zgiełku. Mimo tego że nie przepadam za Lucą to muszę przyznać że do organizowania spektakularnych imprez to on akurat ma dryg. Gdyby tylko nie zapraszał aż tylu roznegliżowanych, napalonych latawic, wyglądałoby to o wiele lepiej. Ale najważniejsze że mój mąż doskonale wie że takowych pań ma unikać, bo w przeciwnym razie źle się to dla niego skończy.
Jednak jeśli on sam nie zacznie mnie za niedługo szukać, powinnam sprawdzić jak wygląda sytuacja. Ufam mu i wiem że nie zrobiłby niczego co mnie wkurzy lub zrani, lecz Luca ze zbyt dużą łatwością nakłania go do opróżniania kolejnych butelek wódki z tego co miałam nieprzyjemność się przekonać...
Dlatego też mając to na uwadze, wracając stąd powinnam zajrzeć do chłopaków czy trzymają gardę jak należy...
-Czyżby ci się impreza znudziła? – to pytanie, przerywa moją chwilę samotności, a ja słysząc je zza moim pleców, obracam się, z do połowy dopalonym papierosem w stronę osoby która zakłóciła mój spokój.
Kilka kroków przede mną stoi Luca w pełnej nonszalancji krasie, z dłońmi w kieszeniach. Wygląda całkiem przyjaźnie w lnianych spodniach i białej, do połowy rozpiętej koszuli, lecz ja się na to nie nabiorę. Ten facet skrywa w sobie jakiś mrok i to wcale nie taki który chciałoby się oswoić. W żadnym razie. W jego przypadku jest to coś co od razu stawia mój instynkt obronny i czujność w najwyższej gotowości.
-Nie, po prostu chciałam odpocząć od głośnej muzyki - odpowiadam beznamiętnie, mając nadzieję że Delia szybko wróci z tej cholernej łazienki i uwolni mnie od tego wątpliwego towarzysza.
- Spoko, ja też – oznajmia luzacko, swobodnie podchodząc do wiklinowego wypoczynku, a ja zaciągam się dymem, obserwując obojętnie jego ruchy.
Rozsiada się wygodnie na kanapie, opierając nogi na stoiku i nie spuszcza za mnie przenikliwego wzroku.
- Oskar wie że palisz? – pyta, przechylając głowę.
-To raczej nie twoja sprawa - ripostuję.
-W sumie racja - zgadza się ze mną niewzruszony - każde z was ma prawo do swoich tajemnic - dorzuca wzruszając niedbale ramieniem.
- Co to niby ma znaczyć? – najeżam się, rozdrażniona jego powrotem i jego popieprzonymi ni to aluzjami ni to sama nie wiem czym.
-Mówię tylko że w każdym małżeństwie powinna panować równowaga. – unosi obronnie ręce – A co za tym idzie skoro twój mąż ma swoje brudne grzeszki to ty też możesz mieć swoje – oznajmia luzacko, a ja jeszcze bardziej się spinam nie wiedząc do czego zmierza.
Jednak wygadywanie tak dziwnie i głupio brzmiących rzeczy jest charakterystyczne dla Luca, tak samo jak to że on zawsze do czegoś zmierza, a jego dążenia często znane są jedynie jemu.
-Nie wiem jaki masz cel w wygadywaniu tych bzdur, ale z góry uprzedzam że nie jestem zainteresowana – ucinam stanowczo jego dywagacje i filozofowanie, a on robi tą swoją bezczelną i zarazem wszechwiedzącą minę promieniującą kpiną na kilometr. – Nie czaję powodów przez które masz takie antyzwiązokowe nastawienie, ale wiedz że ufam Oskarowi i nie mam ochoty słuchać twoich wyssanych z palca durdymałów - oświadczam twardo, pospiesznie gasząc papierosa, bo przez jego towarzystwo to mi się nawet fajki odechciało.
Tak samo jak przebywania w tym samym pomieszczeniu.
Spadam stąd zanim ten idiota spróbuje namącić mi w głowie, bo podczas jego nieobecności zaczęłam dochodzić do wniosku że to chyba jego ulubiony sposób obcowania z innymi ludźmi. A dzisiejsze jego zachowanie upewnia mnie tylko w tym że rzeczywiście coś jest z nim nie tak, a ja mam słuszność w tym że nie potrafię się do niego przekonać.
I choć odkładałam to na wieczne nigdy to jednak muszę się przemóc i racjonalnie pogadać z Oskarem oraz przemówić mu że Luca to fatalny materiał na kumpla.
-Wyssanych z palca mówisz- odzywa się pobłażliwie i niezrażony wstaje z kanapy – pewność jaką pokładasz w małżonku jest niezwykle słodka – mruczy cynicznie – ale może zechcesz rzucić okiem te fotki? – proponuje, z aroganckim uśmieszkiem sięgając do kieszeni lnianej marynarki i niespodziewanie rzucając niedbałym gestem plik jakiś zdjęć na stoik przed sobą.
Jednak ja w niemej odpowiedzi postanawiam całkowicie go zignorować i niewzruszona ruszam do wyjścia.
- Czyżby zabrakło ci odwagi? – szydzi, kiedy nawet nie zerkając w jego stronę kieruję się prosto w stronę drzwi. - Ja na twoim miejscu skorzystałbym z okazji by się przekonać co za moimi plecami wyprawia mój współmałżonek – prowokuje, nie wiedzieć po co. Choć nie, czekajcie on już dobrze wie, po co to robi. Ale ja i tak idę przed siebie. – Naprawdę nie jesteś zainteresowana? – kpi cynicznie. – Ok, skoro nadal masz ochotę być naiwną gęsią, to luz- podsumowuje cwaniacko.
-Nic co jest na tych zdjęciach nie byłoby w stanie zaszkodzić mojemu małżeństwu – odwarkuję zirytowana, przystając na chwilę w miejscu.
Jakie to licho zesłało go do tej oranżerii w momencie kiedy się tu znalazłam?
-Jesteś tego aż tak pewna? - pyta rozbawiony, czym niezmiernie mnie wkurza.
Definitywnie mam dość jego natrętnej i irytującej do granic osoby!
-Owszem – odpowiadam, odwracając się do niego i przyjmuję bojową postawę, bo Luca stanowczo przegina.
-No to chodź tu i się przekonajmy - podjudza, ale się nie daję - Strach cię obleciał że mogę mieć rację?- dopytuje bezczelnie, coraz bardziej podnosząc poziom mojego rozdrażnienia jego osobą, przez co w końcu ulegam i podchodzę do stoika gotowa go wyśmiać.
- Niczego się nie boję bo nie mam powodu. Oskar nigdy by... - mówię stanowczo z wyraźną pewnością w głosie, lecz urywam gdy mój wzrok pada na fotografie poniżej.
Nic nie poradzę że przez szok wywołany tym co widzę zamieram w miejscu, a dalsze słowa więzną mi w gardle. Jednocześnie moim ciałem wstrząsa poczucie zdrady i obrzydzenie. Nie jestem wstanie wykonać żadnego ruchu, nawet najmniejszego gestu, żeby choćby przesunąć zdjęcia, tak by zobaczyć pozostałe które są przysłonięte przez te które aż kłują mnie w oczy. Z resztą nie muszą widzieć więcej bo to co prezentują te na wierzchu mi wystarczą. Półnagi Oskar uchwycony podczas akcji z jakimiś dwiema panienkami, to cios nie tylko w moje serce ale i całe jestestwo.
A każda fotka ujmuje inny fragment orgii jaką sobie wspólnie zorganizowali...
- No i co już nie jesteś taka pewne swojego mężulka - szydzi Luca stając za mną, a ja jestem zbyt otępiała by zareagować. – Powinnaś mi podziękować, bo teraz już wiesz, co tak naprawdę kryło się pod tym nawałem pracy, jaki mieliśmy chociażby przed moim wyjazdem – dopowiada zadowolony z siebie. – W zamian mogłabyś zaspokoić moją ciekawość i powiedzieć czy wyznał ci że jest w posiadaniu specjalnego apartamentu do którego sprowadza dziewczyny na pukanko? – dopytuje, a ja aż się wzdrygam.
- Nie – wyduszam drętwo, przyduszona natłokiem fałszu jaki skrywa w sobie Oskar.
Nie mogę uwierzyć, że jest aż tak dwulicowy. Taki obłudny! Mój ukochany, który tak bardzo się o mnie martwił, który troszczył się o mnie, który razem ze mną przeżywał troski i zmartwienia. Który... mogłabym tak w nieskończoność, ale to nie zmieni tego co uwidaczniają zdjęcia...
Nie mam też głowy do tego by teraz roztrząsać jaki to też interes ma Luca pokazując mi je...
- Widzisz skarbie, na tym świecie są zarówno kobiety jak i mężczyźni, którzy nie potrafią docenić tego co mają – mruczy, a ja nie mogę się skupić na jego słowach, zapatrzona w obrazy które orają moje serce i wypalają się w moim umyśle. – I powinni ponosić za to karę, bo to niesprawiedliwe, że takie wyrachowanie uchodzi im na sucho – dopowiada tuż przy moim uchu, a jego oddech owiewający moją szyję, nieco przywraca mnie do rzeczywistości. -Pamiętasz może swoją cioteczną kuzynkę Violettę? – pyta spodziewanie, a ja marszczę brwi. O czym on teraz pierdoli?! - Tą która krótko przed swoim ślubem zaginęła bez śladu?- dopytuje natarczywie, a ja mimo woli kiwam głową, bo doskonale kojarzę te sytuacje sprzed niemal dziesięciu laty.
Byłam wtedy jeszcze nastolatką, a Viola miała dwadzieścia lat kiedy to jej ojciec, po ustaleniach z moim tatą, postanowił wydać ją za mąż. Nie znałam za bardzo okoliczności bo choć miałam dobre stosunki z kuzynką zabroniono mi się z nią widywać w tamtym czasie, tłumacząc że nie wolno przeszkadzać jej w przygotowaniach przed ślubnych. Byłam zaproszona jedynie na wesele, które ostatecznie się nie odbyło, bo panna młoda przepadła w niewyjaśnionych okolicznościach, które z tego co pamiętam wywołały nie małą burzę w rodzinie mojego ojca.
Jednak co to wszystko ma wspólnego z tym, że Luca z własnej woli postanowił mnie oświecić w tym, że mąż z premedytacją porabia mnie na boku?! Ba, można powiedzieć wiedzie drugie życie, które przede mną ukrywa, wracając jak gdyby nigdy nic do małżeńskiego łoża.
- Widzisz ona też była tak obłudna jak twój mąż. Nie potrafiła dochować wierności mimo wzniosłych wyznań i zapewnień – oświadcza zimno, a ja aż się wzdrygam – ona już za to zapłaciła – zaznacza, a mi instynktownie jeżą się włoski na karku. – i mimo tego że jestem zdania że to u was rodzinne, to i tak z chęcią pomogę ci się odegrać na twoim mężu – oznajmia, niespodziewanie chwytając mnie za biodra i przyciągając mnie do siebie.
-Co ty do cholery wyprawiasz? – syczę wrogo, natychmiast wbijając mu paznokcie w ręce.
-Nic co ci się nie spodoba- zapewnia przejeżdżając językiem po mojej szyi.
To sprawia że przechodzi mnie lodowaty dreszcz który otrzeźwia mnie na tyle by wyrwać się z jego chwytu i uciekać jak najdalej stąd. Zarówno od tego psychola jak i od mojego męża.
-Uspokój się – uspokaja mnie niewzruszony, bez problemów blokując moje próby uwolnienia się – bardzo ją przypominasz. Te same oczy, ten kolor włosów – mamrocze, a mi strach wspina się po kręgosłupie. Co więcej wiem że odnosi się teraz do Violetty, bo w młodości nieraz słyszałam że jesteśmy do siebie bardzo podobne... - i nie wiem dlaczego ale od jakiegoś czasu pewna cząstka naiwności która się we mnie jeszcze zachowała, zachęca mnie do tego bym łudził się, że być może z tobą byłoby inaczej. Że ty w przeciwieństwie do niej może byłabyś lojalna. Że byłabyś być warta ryzyka – szepcze, kiedy ponownie chcę mu się wyrwać unieruchamia mi ręce za plecami, a ja nabieram powietrza w płuca by wołać o pomoc. - krzycz do woli i tak nikt cię nie usłysz przez tą muzykę – uprzedza chłodno – a skoro nie chcesz współpracować, to z przyjemnością uciszę cię wsuwając ci swojego fiuta aż po gardło. – zaznacza grubiańsko.
Ta bestialska groźba sprawia że krew odpływa mi z twarzy. Co ten skurwiel wyprawia?! Do reszty go popieprzyło?!
Nie dość że rzucił mi w twarz dowody na nie wierność Oskara, sugerował że ma coś wspólnego z tym co spotkało moją kuzynkę, nie mówiąc już o tych tekstach odnoszących się do Violi i mnie, to teraz jeszcze...
-Czyżby zaczynało wreszcie do ciebie docierać to co zamierzam z tobą zrobić?- mruczy jedną ręką utrzymując w miejscu moje nadgarstki, a drugą szarpie ostro za moje włosy, odchylając moją głowę pod niewygodnym kątem.
- Jeśli cokolwiek zrobisz Oskar cię za to zajebie - wyduszam z siebie, starając się ukryć swoją desperację, mimo przerażenia jakie sieje spustoszenie w moim wnętrzu.
-Nadal wierzysz że mu na tobie aż tak zależy?- szydzi brutalnie - To naprawdę urocze, choć jak dla mnie nad zbyt naiwne - dopowiada krytycznie, a ja podejmuję kolejne próby wyrwania mu się. -Rzucaj się ile chcesz, ale ja i tak nie odpuszczę. – zapowiada beznamiętnie, a ja niczym dzika lwica, szarpię się z jego stalowym chwytem.
Ten dzień jest dla mnie wystarczająco popierdolony i totalnie do dupy i nie pozwolę by on uczynił go jeszcze bardziej okrutniejszym!
- Zbyt długo to planowałem i niecierpliwie wyczekiwałem tego momentu - rzuca tajemniczo niezwykle z siebie zadowolony, a ja nie mam czasu zastanawiać się co on pierdoli, bo mam ważniejsze sprawy na głowie.
Uwolnić się od niego!
- Jakiego momentu do cholery?! Tak bardzo nie mogłeś się doczekać żeby mnie zgwałcić? Nasz nasrane we łbie – skrzeczę, walcząc z jego bezlitosnym cielskiem, które nie ustępuję ani o centymetr.
- Zważaj na język – upomina mnie surowo, zacieśniając mocny chwyt na moich włosach. – i nie bądź taka do przodu, bo nie wszystko kręci się wokół ciebie. – podkreśla – ty jesteś jedynie środkiem do celu. – zaznacza bezwzględnie, a ja zupełnie nic nie rozumiem z jego gadaniny. – Jedynie jak ci się poszczęści, to może nieco zmodyfikuję ostateczną wizję tego jak chcę by wyglądała moja przyszłość, gdy już wyrównam wszelkie rachunki z przeszłości – dodaje arogancko.
- Co ty bredzisz? – wyduszam z trudem.
- Zaraz ci wszystko wytłumaczę skoro tak bardzo tego chcesz, skarbie – mruczy, przysuwając usta do mojego ucha. - Przez twoją rodzinę został splamiony mój honor, a ty mi za to zapłacisz. – oświadcza, ku mojej dezorientacji.
Czyżby ten psychol w jakiś sposób chciał mnie ukarać za coś co zrobiła mu Viola?
–To właśnie przez ciebie postanowiłem zakumplować się z Oskarem – podejmuje, ku mojemu zaskoczeniu – wiedziałem że dzięki temu zyskam najlepszą okazję by się zemścić na towjej rodzince i będę mieć łatwiejszy dostęp do ciebie. Zostało mi tylko czekać na odpowiednią chwilę, by dokonać wyczekiwanej zemsty - dalej gada bez sensu, a ja staram się z nim walczyć - Choć mimo woli muszę przyznać, że nawet polubiłem faceta. – mamrocze pobłażliwie – i dlatego w przypływie litości ostrzegałem go przed tobą. Oczywiście nie bezinteresownie, bo liczyłem że zrezygnuje ze ślubu z tobą, co zafundowałoby ogromną ujmę na honorze twojej rodzinki. – mówi, a ja nie mogę pojąć jakie wariactwo kryje się w jego umyśle. – No, ale że on nie raczył się wykazać zdrowym rozsądkiem i nie skorzystał z moich rad, zostało mi jedynie wprowadzenie w życie planu B, który właśnie dobiega do spektakularnego finału. – oznajmia buńczucznie. – Najpierw cię ostro przelecę, a później powiem twojemu mężulkowi że mnie bezczelnie uwiodłaś, wykorzystując moment kiedy się zalałem i nie bardzo kontaktowałem. Będzie to perfekcyjnym zakończeniem i potwierdzeniem wszystkiego co powtarzałem mu przez te kilka miesięcy twojej nieobecności. – wyjaśnia usłużnie, dumny z siebie. - Nawet jeśli ty przedstawisz mu inną wersję i będziesz się bronić, to niewiele wskórasz, bo ja zasiałem w nim wystarczającą ilość niepewności by nie był w stanie uwierzyć ci w stu procentach – przemawia do mojego ucha niemal łagodnym tonem, a ja zamieram pod wpływem jego chorej wypowiedzi.
Sam fakt że jego umysł wykreował takie popapraństwa, świadczy o tym jak nierówno ma pod sufitem, a ja dopóki nie wróci tu Delia, jestem zdana na łaskę tego psychopaty.
- Zresztą nieważne jaką zgrywasz przed nim świętoszkę i wierną żonkę, bo i tak skłonność do robienia facetów w chuja masz w genach i jesteś taka sama jak Violleta - syczy- więc jakby nie było wyświadczę Rossiemu pierdoloną przysługę dając mu pretekst by się od ciebie uwolnił – oznajmia twardo, liżąc mnie po uchu, a ja znowu próbuję go odepchnąć.- Ostrzegałem go wielokrotnie że jesteś nic nie wartą kurwą, a po tym co zamierzam zrobić uwierzy że będzie mu lepiej bez ciebie – zapewnia, po czym gwałtownie popycha mnie na stolik, na który upadam kolanami, a twarzą nurkuje w stosie rozrzuconych fotografii.
Pierwsze łzy moczą moje policzki i spływają na zdjęcia które roztrzaskały moje serce. A za chwilę nastąpi coś co doszczętnie mnie zniszczy. Równie dobrze ten psychol może mnie zabić po tym jak odwali swoje, bo ja i tak nie będę miała już po co żyć.
- Jak postarasz się być dla mnie miła, to po tym jak Rossi ogłosi całemu półświatkowi że okazałaś się niezwykle chujową żoną i wasze małżeństwo można jedynie spłukać w kiblu, to kto wie, może zabiorę cię ze sobą, gdy będę opuszczał Palermo na stałe. – dywaguje. – Oczywiście najpierw odwiedzę, jeszcze twojego tatuśka by zaśmiać mu się w twarz, po tym jak jego reputacja przez ciebie sięgnie dna, a o którą tak walczył, depcząc wszystko co się dało, w tym mnie. To on stał za tym, że Violettę przyrzeczono innemu mężczyźnie który mógł zapewnić waszej rodzince lepsze koneksje. A ona jak przystało na zdradliwą dziwkę, wystawiła dupę, tam gdzie więcej za nią dawali – wypluwa ze wstrętem, a ja nie przywiązując już wagi do jego słów, próbuję się uwolnić od jego brutalnego i brudnego dotyku. – Jeśli jesteś do niej podobna we wszystkim to powinnaś wiedzieć, że współpraca ze mną i późniejsza ucieczka z Sycylii będą dla ciebie opłacalne, bo mam na boku odłożony spory fundusz – dopowiada szyderczo, podczas gdy ja nieustannie z nim walczę.
Niestety nic mi z tego nie wychodzi, a on jedynie jeszcze mocniej przyciska moją twarz do blatu, przez co moje ciało przyjmuje wymuszoną pozycję z wypiętymi pośladkami, o które obija się erekcja tego potwora. Choć krzyczę zdzierając gardło, moje wołanie o pomoc zostaje stłumione przez szkło pokrywające powierzchnię stolika i wychodzi cholernie żałośnie. Z każdą mijającą sekundą sytuacja robi się coraz gorsza, a moje położenie fatalne.
Gdy mój napastnik puszcza moje włosy usiłuję energicznie się poderwać do góry, ale on blokuje moje ruchy, zaciskając dłoń na moich ustach, przez co skutecznie uniemożliwia mi kolejne próby ściągnięcie odsieczy, która mogłaby mnie ocalić przed tym co zamierza. Jego chwyt dodatkowo utrudnia mi nabranie powietrza, a to sprawia że moje ciało ogarnia coraz większa panika. Która przybiera na sile kiedy Luca puszcza moje nadgarstki, gwałtownie zadzierając brzeg mojej sukienki.
Jak tylko moje ręce zostają uwolnione zaczynam wymachiwać nimi na oślep, ale bez większych efektów. Ponieważ szybko się orientuję, że nie jestem w stanie go zrani, zamieniam taktykę i z zawzięciem staram się odtrącić jego dłoń zakrywającą moje usta. Niestety to również mi się nie udaje, bo on jest równie zdeterminowany jak ja, a do tego dużo silniejszy. W dodatku ciężar jego ciała popycha mnie w dół.
Prawda jest taka że mimo waleczności i bojowości które aż się we mnie gotują, jestem bezsilna wobec jego bezwzględnych działań. Ma nade mną przewagę, którą umiejętnie i obcesowo wykorzystuje, skutecznie radząc sobie z moim kategorycznym oporem jaki stawiam.
Jednak nie zamierzam poddać się bez walki do ostatniego tchu. Nieustannie szarpię się z nim, wijąc się dziko w tym potrzasku w jakim mnie złapał, lecz ku mojemu przerażeniu i wstrętowi jego palcom i tak udaje się dotrzeć do moich majtek. Ale kiedy przejeżdża nimi władczo po satynie mojej bielizny przez moje ciało przepływa dodatkowa fala furiackiej energii, dodając mi sił by wyrywać się jeszcze zacieklej, jeszcze intensywniej, ale ten obleśny potwór szybko zdusza ją w zarodku, umiejętnie mnie unieruchamiając. Z paniki zaciska mi się serce, a w płucach brakuje powietrza, natomiast twarz moczą kolejne łzy. Wbrew wszystkiemu nie jestem wstanie pogodzić się z tym, że mimo roznoszącej mnie bojowości, definitywnie znalazłam się na przegranej pozycji, a ta świadomość, sprawia, że jeszcze więcej bezgłośnych słonych kropli spływa po moich policzkach, zamazując zrozpaczony wzrok.
Nagle powietrze przecina dziki i groźny wrzask, a już w następnej chwili zostaję litościwie oraz niespodziewanie uwolniona spod ciężaru Luca. Zanim udaje mi się zorientować w tym co się dzieje i w zamieszaniu jakie powstało, Delia pomaga mi się podnieść ze stolika i zdecydowanie porywa moje drżące ciało w swoje ramiona.
-Już dobrze – szepcze pocieszająco – już dobrze, jesteś bezpieczna, a ta kanalii za to zapłaci- mruczy również roztrzęsiona.
Próbuje mnie uspokoić jeszcze mocniej mnie przytulając, tak jakby chciała zabrać ode mnie to bestialstwo, którego właśnie doświadczyłam, a z mojego gardła wreszcie wyrywa się impulsywny skowyt bolesnego płaczu, który dopiero teraz znajduje ujście. Poprzez ten rozdzierający dźwięk dochodzą do mnie odgłosy walki, wyzwiska oraz przekleństwa, ale nie jestem w stanie unieść głowy na tyle by sprawdzić co się dzieje. Odruchowo i niemal kurczowo wczepiam się jeszcze bardziej w objęcia przyjaciółki, a moje mięśnie wiotczeją, podczas gdy mnie opuszczają wszelkie siły.
Jednak gwałtowny odgłos wystrzału, ponowie mobilizuje moje ciało w stan pełnej gotowości, a ja ostatecznie odwracam twarz ku toczącemu się zamieszaniu. Szybko okazuje się że to stojący kilka kroków dalej Iwo oddał strzał, a kula przebiła bark Luca, nad którym teraz w furii pochyla się Oskar.
-Miałem cię za przyjaciela – cedzi zwierzęco - a okazałeś zwykły jebanym ścierwem - warczy furiacko Rossi, a jego dłonie zaciskają się bezwzględnie na szyi Luca. – Mało ci było robienia Cosa Nostry w chuja, że jeszcze musiałeś się połakomić na moją żonę?! Pieniądze które sobie przywłaszczyłeś po zabiciu Daria ci nie wystarczyły?! Zapragnąłeś jeszcze więcej tego co należy do mojej rodziny?! – wydziera mu się maniakalnie w purpurowiejącą twarz. – Wiedz, że cokolwiek usrało ci cię we łbie, teraz cię zgubi, ty pieprzona kanalio?! – syczy niemal w amoku, bezlitośnie i niewzruszenie niwelując ruchy Luca, który desperacko próbuje go z siebie zrzucić.
Po krótkiej szarpaninie, podczas której Rossi pozostaje bezwzględny, rozlega się surowy dźwięk łamanych kości, a Oskar wściekle sapiąc i wcale nie poluzowując brutalnego uścisku, tylko z nienawiścią patrzy na pozostające w bezruchu ciało byłego kumpla.
W tym momencie Accardii spokojnie chowa broń i podchodzi stanowczo do mojego męża. Poklepuje go po plecach, otrzeźwiając go z szału w jaki wpadł, po czym podaje mu dłoń, pomagając mu się podnieść znad trupa. Ja natomiast wpatruje się bezosobowo w nieruszające się zwłoki człowieka, który zamierzał mnie zgwałcić w akcie jakieś popieprzonej zemsty, za coś co dawno temu zrobiła mu moja kuzynka, czy też mój ojciec dążący do wydania jej za odpowiednią partię. Nie mam ani sił ani głowy by roztrząsać to jak daleko sięgała jego intryga i jak rozległa w skutkach miała być ta jego zemsta na mojej rodzinie.
Wydarzenia sprzed kilkunastu minut są tak absurdalne, że mój umysł nadal ma problem żeby to wszystko przetworzyć, a ja sama pozostaję w niemałym szoku w stosunku do tego co mnie spotkało.
- Paola, koniczynko chodź do mnie – nagle zbliżający się do mnie i przepełniony emocjami głos Oskara, wyrywa mnie z amoku, który mnie pochłoną.
Na jego słowa momentalnie przytomnieję, więc gdy stroskanie wyciąga ku mnie ręce, gwałtownie uwalniam się z objęć Delii i stanowczo się odsuwam.
-Nie dotykaj mnie! – warczę w jego stronę, obejmując się odruchowo ramionami.
-Kochanie – głos mu się załamuje - nie bój się mnie. Nie jestem nim. Nie skrzywdzę cię- przemawia do mnie łagodnie Oskar, a zaskoczenie i ból przecinają jego twarz.
Natomiast jego siostra i jej mąż usuwają się nieco na bok, przyglądając się mi z troską.
- Nie boję się – oświadczam twardo i mam nadzieję beznamiętnie - ale prędzej umrę niż pozwolę by dotykał mnie kłamliwy zdrajca! – wrzeszczę ze wstrętem, robiąc kolejny krok do tyłu, a w moich oczach oprócz łez pojawia się pogarda i gniew.
Nadal nie potrafię pojąć jak mógł za moimi plecami prowadzić drugie życie. Z kolei Oskar zamiera w miejscu, przyglądając mi się zszokowany.
-Nie patrz tak na mnie! – wyrzucam mu - Może to i Luca chciał mnie zgwałcić, ale to ty wyrwałeś mi serce! – wypluwam z jadem, zrodzonym z trwogi szerzącej się w moim wnętrzu. – Idź do swoich dziwek, które najwyraźniej dają ci to czego potrzebujesz. Idź i nie wracaj. Droga wolna, byleś tylko trzymał się ode mnie z daleka! - wydzieram się, ku jego dezorientacji, zaciskając gniewnie pięści, a z moich oczu wypływają kolejne strumienie łez.
-O czym ty mówisz, koniczynko?- dopytuje strapiony, wbrew mojej woli ruszając w moją stronę, ale powstrzymuję go unosząc przed siebie stanowczo dłoń.
-Tyle ich masz że nie wiesz które dokładnie mam na myśli?!- wyrzucam mu jadowicie, a on marszcząc czoło w strapieniu, przygląda mi się z niezrozumieniem. - Jak trudno ci się rozeznać w swoim haremie, który być może przechowujesz w swoim tajnym gniazdu, to spójrz na te cholerne zdjęcia. – doradzam kąśliwie – wtedy na pewno spłynie na ciebie olśnienie – dodaję furiacko, wskazując palcem na stolik, na którym nadal leżą rozsypane fotki, choć mocno pogniecione.
Zdezorientowany Oskar ponownie zamiera, po czym odwraca głowę w kierunku który wskazuję. Nim dobrze uda mu się zobaczyć o co dokładnie mi chodzi, Delia go uprzedza, pierwsza podchodząc do blatu z którego podnosi jedno ze zdjęć i z sykiem niedowierzania wciąga powietrze.
-Ty, pieprzony skurwielu! – wywarkuje w jego stronę z dziką wrogością, a sekundę później jej pięść zderza się gwałtownie z policzkiem zszokowanego Rossiego, który stoi w bezruchy, przyjmując jej cios.
Ja natomiast z odrętwieniem przyglądam się jak moja przyjaciółka bierze kolejny zamach, lecz jej mąż szybko ją powstrzymuje i wkraczając do akcji odciąga ją do tyłu, mimo że ona zawzięcie mu się wyrywa. Lecz nie powstrzymuje jej to przed tym, by w szale agresji rzucić Oskarowi prosto w twarz pogniecionym zdjęciem, które ściskała w dłoni.
-Myślałam że jesteś inny, ale tobie ta mafia totalnie przeżarła mózg – wyrzuca mu Delia, rzucając w niego kolejnymi wyzwiskami i klnie na czym tylko świat stoi.
Cóż nie tylko ona czuje się oszukana, ja również wierzyłam że mój mąż jest inny niż reszta tego półświatka w którym żyjemy, ale jak widać przeznaczenie po raz kolejny postanowiło mi pokazać że jestem skazaną na porażkę naiwniaczką. Lecz ja dziś z tym kończę. Raz na zawsze.
Zdeterminowana odciąć się od emocji które mną targają, niewzruszona obserwuję jak Oskar rozkłada kulkę w którą jego siostra zwinęła zdjęcie. Nie wiem, którą z wielu fotografii trzyma w ręce, ale w chwili gdy dociera do niego co jest na tym zdjęciu, zaciska gniewnie zęby i zdusza je w pięści, unosząc na mnie wściekły wzrok.
-To on ci je pokazał?- cedzi przez zęby, wskazując gestem na bezwładne ciało Luca.
-Jak widać postanowił otworzyć mi oczy na to co dzieje się za moimi plecami, zanim przeleci mnie jak inne twoje dziwki - syczę wrogo, ścierając się z nim furiackim spojrzeniem.
Nie wiem skąd bierze się we mnie ta nowa siła, ale mobilizuje mnie do tego by podnieść się z tej żałości jaką ponownie stało się moje życie. W ułamku sekundy dochodzę do wniosku, że nigdy więcej nie pozwolę by los rzucał we mnie nieszczęściami, powalając na kolana z agonii.
Z uniesionym czołem uwolnię się od tego wszystkiego i odetnę się grubą kreską od tego co doświadczyłam dziś oraz w ostatnich miesiącach. Zmienię swoje życie i skupię się wyłącznie na pracy, bo to jedyna rzecz w której mi się powodzi. A z Rossim się rozwiodę nie zważając na to jakie poglądy na ten temat ma cholerna mafia i jak bardzo naruszy to pozycję mojego ojca, czy też honor mojej rodziny w ich kręgach.
-Nigdy więcej nie mów o sobie „dziwka" - wypluwa gniewnie w moją stronę Oskar, po czym jak niestrudzona burza dopada do stolika i wściekle podnosi z niego garść zdjęć.
-A jak inaczej mam mówić, skoro byłam dla ciebie jedną z wielu! - krzyczę z rozjuszoną pretensją, piorunując go spojrzeniem. - Zresztą nie mam zamiaru zamienić już z tobą ani słowa więcej. Od teraz będziemy rozmawiać przez mojego prawnika! - oświadczam bezwzględnie, po czym stanowczym krokiem ruszam do wyjścia, zdeterminowana zostawić cały ten bałagan za sobą.
Nie mam pojęcia dokąd się udam, ani jak tam dotrę, ale to teraz nie ważne.
-Porozmawiasz ze mną i to teraz! - nakazuje mi władczo, a jego dłoń niespodziewanie ląduje na moim łokciu, przystopowując mnie i szarpiąc w tył.
Szybkim i gwałtownym ruchem obraca mnie do siebie, po czym drugą ręką rozrywa impulsywnie guziki swojej koszuli, odsłaniając umięśnioną klatkę piersiową. Z rozdrażnieniem, mrużę na niego wściekle oczy, bo nie wiem co on kombinuje, ale nie mam najmniejsze ochoty się o tym przekonywać. Chcę znaleźć się jak najdalej od niego.
-Puść mnie – żądam kategorycznie, a z boku dochodzi mnie stłumione poparcie dla moich słów, ze strony Deli, którą cały czas przytrzymuje Iwo.
-Widzisz to? – zwraca się do mnie ostrym tonem Oskar, ściskając mocniej moją rękę - Widzisz?!- unosi się dziko, impulsywnie potrząsając moim ciałem.
Jego zachowanie rodzi we mnie jeszcze większą wrogość, ale mimo woli omiatam wzrokiem, odsłonięte miejsce nad jego sercem, w które wbija palec wskazujący, a gdzie znajduje się wytatuowana koniczyna z moim imieniem i i dopiskiem „moja na zawsze".
Przez co mój gniew jeszcze bardziej się wzmaga.
-Pytam czy to widzisz?- dyszy rozjątrzony, a ja unosząc bojowo twarz, gromie go rozsierdzony spojrzeniem.
-Widzę, ale to nic nie zmienia. Ckliwe gesty nie zmażą rzeczywistości – odwarkuję.
-Zmienia i to, kurwa, wszystko zmienia – oświadcza surowo po czym bezceremonialnie ciągnie mnie za rękę w stronę stolika.
Szarpie się z nim, stawiając opór i odgrażam się furiacko, ale on nic sobie z tego nie robi, zmuszając mnie żeby po raz kolejny przyjrzała się dowodom jego zdrady.
-Czy na którymkolwiek z tych jebany zdjęć widzisz żeby miął ten cholerny tatuaż?- pyta twardo, żądając natychmiastowej odpowiedzi.
Mimo tego że nie chce patrzeć na jego ekscesy uwiecznione na fotkach przede mną ani sekundy więcej, moje oczy automatycznie poddają się woli Oskara śledząc kolejne ujęcia, lecz skupiają się wyrywkowo jedynie na jego nagiej klatce piersiowej...
-Pytam czym widzisz gdzieś tu mój tatuaż – ponagla mnie ostro - bo jeśli mnie oczy nie mylą to zrobiono te zdjęcia jeszcze zanim powstał. – dodaje stanowczo. – Co więcej na pewno pamiętasz, że zabrałem cię do salonu tatuażu, by go zrobić kilka dni po tym jak sprowadziłem cię do Palermo po incydencie na Malcie – zaznacza dobitnie, a ja nie mogę odkleić wzroku od fotografii - a do tego momentu nie odstępowałem cię na krok, więc nie było jebanej możliwości żebym wyskoczył z Lucą na jedną z jego seks-imprez i w dodatku został sfotografowany podczas jednak z orgii jakie aranżował – wywarkuje, a ja muszę mu przyznać rację...
Żadne ze zdjęć nie uwidacznia śladów czarnego tuszu, jakim Oskar ma na piersi wypisane moje imię... ale w takim razie co mają znaczyć te zdjęcia?
- Wydaje mi się że zostały zrobione podczas imprezy urodzinowej Luca w zeszłym roku, kiedy ty byłaś poza miastem, a temat tego co działo się podczas naszej rozłąki podobno uznaliśmy za zamknięty – dopowiada wywarkując drętwo słowa przez zaciśnięte zęby, po czym w końcu mnie puszcza, a ja opadam bezwładnie tyłkiem na kanapę, totalnie zdezorientowana.
Po chwili przysiada się do mnie już spokojniejsza Delia.
- Po co on mi je w takim razie pokazał? - rzucam pytanie w przestrzeń, bo już całkowicie się pogubiłam.
-Nie wiem, pewnie chciał ci namieszać w głowie, a jak widać ty od razu uwierzyłaś że byłem zdolny do zdrady – odpowiada sucho Rossi, stając przy jednym z okien i zaciskając zęby.
- A co z twoim gniazdkiem do pieprzenia które podobno masz? – wyrzucam z siebie kolejne pytanie, odnosząc się do wątpliwości jakie zasiał we mnie Luca.
- Zapewne miał na myśli apartament na którego posiadanie sam mnie namówił, a którego pozbyłem się tak szybko, jak przywiozłem się na Sycylię – pada zwięzłe wyjaśnienie.
-Oskar...- bąkam jedynie jego imię, bo nie wiem co miałabym innego powiedzieć.
Nie wiem nawet jak mam się z tym czuć. To wszystko dzieje się zbyt szybko, a moje serce i głowa nie nadążają.
-Choć Delia, zostawmy ich samych – wtrąca się Iwo. - Poza tym Fabiano powinien się dowiedzieć co tu się stało, bo razem z Emilio szukają Luca w innej części domu - oświadcza Iwo, podając swojej żonie dłoń, którą ona przyjmuje z osiąganiem. – Przekaże twojemu bratu, że sprawa jest już załatwiona – zwraca się do Oskara – co prawda inaczej niż było to planowane, ale już po temacie – dopowiada, a Rossi skina mu głową.
- Niech ściągnie tu naszych żołnierzy. Trzeba zabezpieczyć dom i poszukać naszej zguby, skoro od Luca nie zdołamy już uzyskać żadnych informacji na temat tego gdzie schował łup który zagarnął Dariowi. – mamrocze beznamiętnie Oskar.
- Racja – przyznaje Accardii, nim wychodzą razem z moją przyjaciółką, ta, posyła mi spojrzenie wyrażające zmartwienie i zarazem wsparcie.
Gdy znikają, a ja zostaje z moim mężem sama - no oczywiście nie licząc trupa mojego niedoszłego gwałciciela - wstaję z kanapy na miękkich nogach i robię kilka kroków w kierunku Rossiego, który cały czas stoi plecami do mnie, zapatrzony w dal, a jego ciało jest wyraźnie spięte.
- Oskar... - powtarzam ponownie jego imię, ale tym razem w moim głosie słychać ogrom niewypowiedzianej skruchy i temu podobnych emocji.
-Złamałem mu kark za to co chciał ci zrobić. Gdybym mógł zrobiłbym to po wielokroć, zwiększając jego agonię, a ty...- odzywa się pokonanym tonem, po czym urywa opuszczając głowę i potrząsając nią.
- Oskar, proszę...- szepczę wyciągając w jego stronę drżącą dłoń.
- Razem z tobą przeszedłem przez wszystko co zgotował nam los – podejmuje - trwałem przy tobie starając się być dla ciebie jak najlepszym oparciem. Cierpiałem razem z tobą, odchodziłem od zmysłów kiedy się załamywałaś a ja nic nie mogłem na to poradzić. – mówi cicho, a moje serce się zaciska, uświadamiając sobie ile bólu zadały mu moje bezpodstawne jak się okazało oskarżenia i wątpienie w jego oddanie naszemu małżeństwu... - Zawsze robiłem wszystko byś wiedziała jak bardzo cię kocham i jak mi na tobie zależy – podkreśla - ale okazuje się że to i tak za mało – zaznacza. - Po tym jak się zmieniłem by być dla ciebie najlepszą wersją siebie samego, ty bez mrugnięcia okiem uwierzyłaś że cię zdradziłem jak tylko zobaczyłeś te pierdolone zdjęcia - wypluwa z siebie, a ja przyciągana jego bólem, który łączy się z moim własnym, wtulam się rozpaczliwie w jego napięte plecy.
-Przepraszam – szepcze z trwogą. - Początkowo nie wierzyłam w to co wygadywał – dukam – ale... ale gdy rzucił mi w twarz tymi fotografiami... to co zobaczyłam plus to co wcześniej wygadywał porządnie namieszało mi w głowie... - tłumaczę się nie poradnie – do tego zaczął wygadywać dziwne rzeczy o mojej rodzinie, o nas, później jeszcze mnie zaatakował... - bąkam kolejne nieskładne słowa pod nosem, nie udolnie próbując mu przedstawić jak to wszystko wyglądało z mojej strony i jaki chaos we mnie wzbudziło. Wraz z moimi słowami, moim ciałem wstrząsa szloch będący efektem tych wszystkich burzliwych wydarzeń.
Może i Luca nie żyje, ale i tak udało mu się spieprzyć bardzo dużo pomiędzy mną a Rossim, tak jak tego pragnął...
Załamana i przytłoczona, przyciskam policzek do koszuli Oskara, a moje łzy wsiąkają w jej materiał. Bardziej czuję niż słyszę, że mój mąż wypuszcza długi oddech, po czym gwałtownie się obraca i niespodziewanie otacza mnie swoimi silnymi ramionami. Jak tylko zamyka mnie w szczelnym mocnym uścisku, ogarnia mnie poczucie bezpieczeństwa i ulga. Promieniujące od niego ciepło otula mnie i daje ukojenie.
Płaczę dalej podczas gdy Oskar muska ustami moją skroń i przejeżdża uspokajająco dłonią po moich plecach.
-Ja też cię przepraszam – szepcze do mojego ucha, pochylając się nade mną - to ja wciągnąłem Luca do naszego życia – stwierdza niepocieszenie - i to był jeden z moich największych błędów – wyznaje z żalem.
- Nie masz racji – zaprzeczam od razu choć głos nieco mi się łamie.
- Właśnie że tak – oponuje.
- Nie, bo on i tak znalazłby inny sposób żeby się do mnie zbliżyć – wyjaśniam, nawiązując do tego co nagadał mi Luca.
- Co masz namyśli? – pyta zdziwiony, marszcząc brwi w konsternacji, więc po krótce przybliżam mu to do czego przyznał mi się jego przyjaciel nim się na mnie rzucił.
- To totalnie popierdolone – komentuje Oskar.
- Owszem, ale to już nieważne. Po prostu to co dziś zrobił dowodzi jedynie tego jak bardzo był popapranym - dukam w jego pierś, a on unosi moją twarz za brodę.
-To ja jestem popaprany, że go nie przejrzałem i w dodatku mu zaufałem – podsumowuje gorzko.
-Nie mów tak. – karcę go. - Jesteś najwspanialszym mężczyzną jakiego znam. I z każdym dniem kocham cię za to coraz mocniej - mówię z pewnością jakiej jeszcze nigdy nie słyszałam w swoim głosie.
-To ty jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało - mruczy gładząc kciukiem mój policzek.- Kocham cię i nigdy więcej w to nie wątp – podkreśla stanowczo.
-Nie zwątpię – zapewniam, a on łączy nasze wargi w pocałunku, który stanowi przypieczętowanie naszej miłości oraz wzajemnego oddania.
Kiedy nasze języki zaczynają tańczyć w powolnym, zmysłowym tańcu wszystkie przykrości i złe doświadczenia ulatują w zapomnienie. Liczymy się tylko my, bo razem przetrwamy wszystko, a przeznaczenie mimo tego że nie ułatwia nam życia to w jednym było nieomylne... W tym że połączyło nas na zawsze...
Naszą wspólną chwilę pojednania przerywa głośne chrząknięcie.
Niechętnie przerywamy nasz pocałunek i obracamy się w kierunku Fabiano i pozostałych członków naszej rodziny, którzy właśnie wchodzą za nim do oranżerii.
-Uznaję imprezę za skończoną, skoro zabiłeś naszego gospodarza – komentuje lekko Emilio przepychając się między pozostałymi i podchodzi do martwego Luca - No, no brat. Postarałeś się - wyraża swoją aprobatę, szturchając denata butem. – Co prawda liczyłem, że może to mi przypadnie przyjemność sprzedania mu dziś kulki, ale to co mu zafundowałeś wyszło lepiej niż to co mieliśmy w planach – dopowiada luzacko, a ja marszczę brwi.
- O co chodzi z tym że mieliście plany odnośnie do Luca? – pytam zaintrygowana.
- Co ci mam powiedzieć bratowa, facet od jakiegoś czasu pracował sobie na porządny stryczek, a my dziś chcieliśmy się z nim rozliczyć – odpowiada swobodnie, pochylając się nad zwłokami i z uznaniem przyglądając się temu jak Oskar zakończył żywot swojego przyjaciela.
- A trochę jaśniej – mówię nie nadążając za tokiem myślenia Emilia.
- Wysłaliśmy go z misją złapania człowieka na którego polowaliśmy, a który sporo sobie nagrabił, jednak w międzyczasie dostałem cynk, że Luca coś kombinuje, więc kazałem mieć go na oku i sprawdziłem jakie to też karty postanowił przede mną schować. Jak się okazało z premedytacją zabił Daria, którego miał ściągnąć do Palermo, a sam potajemnie przygarnął sobie kasę, którą tamtemu udało się zachachmęcić dla siebie. – wyjaśnia krótko Fabiano. – Przybyliśmy na tę imprezę tylko z jednym zamiarem, Luca miał dziś zginąć. Szukaliśmy go właśnie w momencie, kiedy cię zaatakował – oświadcza. - Prawda jest taka, że udało mu się nabrać nas wszystkich. Na szczęście już za to zapłacił. Trochę inaczej niż zakładaliśmy, ale bywa. – dopowiada beznamiętnie zerkając w stronę truchła.
- Wezwałeś już naszych żołnierzy ? – zwraca się do niego mój mąż.
- Tak, a Emilio zajął się już odwoływaniem imprezy, ze względu na nagłą niedyspozycyjność gospodarza – rzuca beznamiętnie. – Musimy dokładnie przejrzeć jego rzeczy, by odnaleźć to co nasze, bo już nic nam nie wyśpiewa. – dodaje, spoglądając z lekką ironią na Oskara.
-Sorry brat, ale jakoś tak mnie poniosło – odpowiada Oskar mimo wszystko nie mogąc powstrzymać rozbawienia, a jego ramiona nadal obejmują moją talię.
-Jak dla mnie to mogłeś się jeszcze trochę wstrzymać z tym złamaniem mu karku, bo zasłużył by dłużej pocierpieć - zrzędzi Delia.
- Teraz to już po ptakach, siostra. – wtrąca niedbale Emilio - Jedynie co jeszcze można z nim zrobić to przeznaczyć na karmnik dla sępów – rzuca do niej Emilio.
-Trudno – Delia wzrusza ramieniem – to i tak nie powstrzyma mnie od tego co chciałam zrobić, jak tylko zobaczyłam to co tu odstawiał - oznajmia niewzruszona, po czym podchodzi do brata i staje u jego boku nad zwłokami, po czym szybkim ruchem wbija szpilkę w krocze martwego Luca i je miażdży, a ja choć to nie na miejscu parskam śmiechem. Ta kobieta jest jedyna w swoim rodzaju.
Pozostali idą w moje ślady, jedynie Iwo dołącza do żony i przytula ją kręcąc głową nad jej impulsywnymi pomysłami. Nie ma co na moją przyjaciółkę zawsze można liczyć. Nie tylko dołoży swoje trzy grosze, ale i jeszcze rozluźni atmosferę...
-Dobra czas się z tą zbierać, chłopaki zaraz będą to się wszystkim zajmą - odzywa się Fabiano, a po jego słowach wszyscy zbieramy się do wyjścia.
Zanim wsiądziemy z Oskarem do samochodu, podchodzi do nas jeszcze Delia.
-Lepiej już się czujesz?- pyta mnie z troską i ściska moją dłoń.
-Tak. – odpowiadam - W sumie oprócz tego że mnie przestraszył i nakarmił swoimi bredniami, to nic więcej nie udało mu się zrobić. Co najwyżej mogłam się nabawić pojedynczych siniaków – uspokajam ją i posyłam łagodny uśmiech.
-Całe szczęście – wzdycha z ulgą – no a teraz niech się smaży w piekle na jakie sobie zasłużył – komentuje lekko, a następnie przenosi spojrzenie na Oskar i się krzywi - przepraszam za ten niezasłużony cios – bąka ze skruchą.
-Już dawno przyzwyczaiłem się do twojego wybuchowego charakteru – mój mąż zbywa to całe zajście.
-Wcale nie jestem taka zła - Delia wydyma śmiesznie wargi, a ja chichoczę wtulając się w ukochanego.
-Mógłbym się kłócić ale nie będę, bo chce jak najszybciej zabrać moją żonę do domu- mówi Oskar posyłając jej kpiące spojrzenie, a jego siostra przewraca oczami.
-Załapałam aluzję - oświadcza ironicznie, po czym jeszcze raz ściska moją dłoń, cmoka brata w policzek i odchodzi do czekającego na nią Iwa.
-Zmywajmy się stąd - zarządza Oskar – i jedźmy sprawdzić czy naszej psiej bestii nie udało się jeszcze zdemolować całego domu. – dopowiada, po czym pomaga mi zająć miejsce na tylnej kanapie.
- Tajfun, to żadna bestia, tylko czysta słodycz sama w sobie – natychmiast staję w obronie nasze pupila.
- Ok, niech ci będzie – kapituluje.
Kiedy nasz kierowca rusza z miejsca, pytam Rossiego o to jakim cudem udało mu się przyjść mi z pomocą.
- Tak jak wspomniał Fabio, rozdzieliśmy się i udaliśmy się na poszukiwania Luca, który znikł, a z którym chcieliśmy załatwić to po co przyjechaliśmy. Natomiast Iwo udał się śladem Delii, bo Bella i Kira powiedziały mu że poszłyście w tamtą stronę. Wpadliśmy na moją siostrę po drodze, a ona zaprowadziła nas do oranżerii – tłumaczy spokojnie, ściskając moje palce, a ja opieram głowę o jego ramię. -Zmęczona?- całuje mnie we włosy.
-Tak, chyba jestem za stara na takie imprezy – żartuje ponuro, a pod moim policzkiem wibruje śmiech Oskara.
-Coś w tym jest- przyznaje, a ja szturcham go w bark.
- Dam ci jeszcze jedną radę do kompletu z tymi jakich udzieliłam ci na samym początku naszego związku. – odzywam się uszczypliwie. - Nigdy, ale to nigdy nie przyznawaj kobiecie racji gdy mówi, że jest stara – oświecam go.
-Przyjąłem - oświadcza rozbawiony – w każdym razie dla mnie zawsze będziesz piękna i młoda - dodaje.
-I tak trzymaj- burczę, ku jeszcze większemu rozbawieniu mojego męża.
........................................
Trochę to trwało, ale historia Oskara i Paoli w końcu dobija do końca. Został nam jeszcze epilog :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top