Rozdział 23

Oskar

Reszta pobytu w Grecji, upłynęła nam spokojnie, a mi udało się całkowicie zataić przed Paolą, to co zdarzyło się tamtej nocy, tak samo jak inne problemy. Co nie zmieniało faktu, że powrót do Palermo cholernie mnie stresował, ale tylko ze względu na moją żonę i na to jaki to będzie miało na nią wpływ. Tym bardziej, że wiedziałem, iż nie będę mógł już jej poświęcać, aż tyle uwagi, ile bym chciał. Robota czekała, a ja i tak zbyt długo ją odkładałem...

Niestety w chwili, gdy po przyjeździe z lotniska przekraczamy próg naszej rezydencji, zawisa nade mną najczarniejszy scenariusz, którego tak bardzo pragnąłem uniknąć. Paola wyraźnie markotnieje, a jej ciało z każdą sekundą coraz bardziej się spina, przez co serce ściska mi się boleśnie na jej reakcje, bo widzę, że w momentalnie wraca wszystko to co udało mi się od niej odgonić, gdy opuściliśmy ten dom.

-Koniczynko – mruczę niepocieszony, gdy z nieobecnym wyrazem twarzy rozgląda się po holu.

Nie reaguje w żaden sposób, tak jakby już była z powrotem w swoim osowiałym świecie. Rusza letargicznym krokiem do salonu, zupełnie mnie ignorując, ale gdy mnie mija ujmuje ją za dłoń. Mój dotyk ją zaskakuje, albo raczej wyrywa z tego odrętwiałego transu, bo Paola podrywa na mnie zdezorientowane spojrzenie.

-To, że nasze wakacje się zakończyły, a my wróciliśmy do zwykłej codzienności, wcale nie oznacza, że wraz z tym ma wrócić też co innego – mówię znacząco, patrząc stanowczo w jej dziwnie matowe zielone tęczówki. – Rozumiesz, co mam na myśli? - pytam dosadnie, gdy nie reaguje również ma moje wcześniejsze słowa.

W końcu po dłuższej chwili potakuje mi niemo głową, ale ja już wyraźnie widzę, że wakacyjna wersja Paoli, jaką udało mi się pobudzić do życia, zaczyna mi znowu przeciekać przez palce.

-Kochanie, rozmawialiśmy o tym. Czas ruszyć do przodu. – dodaję odrobinę zbyt surowo, ale cała ta sytuacja nadwyręża moje opanowanie. Nawet nie mam świadomości, że przez to, zaciskam również mocniej palce na jej ręce.

-Wiem – odpowiada, ale jej zahukana postawa, całkowicie temu przeczy, a ja zagryzam zęby z rodzącej się we mnie złości – jestem zmęczona. Pójdę się położyć – dorzuca bezbarwnym tonem, wyswobadzając się pospiesznie z mojego chwytu i wspina się po schodach na piętro.

Natomiast ja stoję w miejscu, zwijając palce w pięści i wpatrując się z rezygnacją w jej oddalającą się sylwetkę. Gdy znika mi z oczy, pochylam głowę i ściskam palcami nasadę nosa. Wiem, że powinienem pobiec za nią, że powinienem wymusić na niej by ze mną porozmawiała, czy też po to by ponownie nią wstrząsnąć, ale ja również jestem zmęczony. Tylko w zupełnie innym znaczeniu tego słowa.

Od tygodni walczę o nią, o nas i dziś po prostu nie mam na to sił, by toczyć kolejną bitwę. Tym bardziej, że każda z nich zaczyna stanowić odpowiednik syzyfowej pracy, bo choć czasem myślę, że w końcu wygrałem, to po dłuższym lub krótszy czasie moje pozorne zwycięstwo obraca się w pył, wymagając ode mnie dalszego działania bez gwarancji ostatecznego sukcesu.

Do tego muszę się jeszcze dziś skontaktować z Borysem i zająć się innymi aspektami naszego życia, które nie dają o sobie zapomnieć i domagają się mojej uwagi. Prostując się wchodzę do salonu i podchodzę do barku. Wyciągam butelkę Burbona i nalewam sobie trunku do szklanki. Po czym biorę ją do ręki i zamyślony wpatruję się w nią, jakbym miał znaleźć w niej rozwiązanie dla moich problemów.

Jednak narastająca we mnie wściekłość i frustracja, szybko mnie z tego stanu otrząsają, a ja zaciskam palce na szkle, by chwilę później cisnąć nim na drugi koniec pokoju. Nim przyjdzie mi do głowy dalej wyładowywać się w ten sposób, odzywa się dźwięk mojej komórki.

Patrząc mściwo w przestrzeń, odbieram połączenie.

-To jak pojawi się szef w biurze, żebyśmy wszystko obgadali? – pada zwięzłe pytanie od Borysa.

-Tak, zaraz będę – odpowiadam krótko, po czym się rozłączam.

Chowając telefon do kieszeni, ruszam zdecydowanym krokiem do drzwi wyjściowych. Nic tu po mnie. Odnoszę wrażenie, że na chwilę obecną przydam się dużo bardziej w siedzibie mojego zespołu, niż tutaj.

Nie kłopoczę się informowaniem Paoli, o tym, że wychodzę i nie wiem, kiedy dokładnie wrócę. Nie robię tego, bo w tym momencie zapewne nic ją to nie obchodzi. Zatraciła się już w swoim wcześniejszym marazmie, a to oznacza, że nic poza nim się już dla niej nie liczy.

Dlatego też nie oglądając się za siebie opuszczam dom.

...

Po dwóch dość ciężkich dniach, kiedy to uwijałem się z robotą, a w domu byłem zmuszony oglądać jak moja żona wraca do bycia cieniem samej siebie, zasiadamy wspólnie do śniadania w naszej jadalni. Oboje milczymy, a to wydaje się ostatnio naszym nowym nawykiem. Przynajmniej moim. Tym bardziej, że cały czas biję się z myślami o tym, że moi ludzie nie ustalili jeszcze żadnych satysfakcjonujących konkretów i cały czas kręcą się w kółko...

-Chyba wrócę do projektowania – niespodziewanie odzywa się Paola, a ja natychmiast podrywam na nią wzrok.

Wpatruję się w nią, zamierając z filiżanką kawy przy ustach. Nie jestem pewien czy dobrze usłyszałem i boję sobie robić nadzieję...

- Słucham? – chrząkam, odstawiając napój na stół.

- Przeglądałam wczoraj, zdjęcia z naszego pobytu w Grecji i poczułam nowy przypływ weny. Przynajmniej tak mi się wydaje – bąka pod nosem, smarując słodką bułeczkę serkiem waniliowym - Chciałabym stworzyć kolekcję, opartą na barwach tamtejszego krajobrazu. – mówi dalej, a ja patrzę na nią jak jakiś psychol walczący ze swoimi omamami. – Miałam dość długą przerwę i powinnam czym prędzej zabrać się do pracy, by nie zaprzepaścić sukcesu jaki osiągnęła moja marka. – dodaje luźno nadal nie nawiązując ze mną kontaktu wzrokowego, a we mnie rodzić się nadzieja, w której nie chcę pokładać zbyt wiele, ponieważ nie wiem, na ile jest to poważna deklaracja z jej strony.

- Super, cieszę się ogromnie. – zapewniam ostrożnie, badawczo lustrując jej twarz.

Niestety nie wyraża ona tego zwyczajowego dla niej entuzjazmu, gdy Paola porusza temat swojej pracy twórczej. A już tym bardziej kiedy jej głowę przepełnia milion pomysłów, które pragnie urzeczywistnić...

Nie ma w niej tej iskry zapału i elektryzującej energii, do jakich mnie przyzwyczaiła omawiając planowanie nowego projektu, a to, mimo jej słów cholernie mnie martwi.

- Spróbuję i zobaczę co mi z tego wyjdzie – oświadcza beznamiętnie, po czym nadgryza niewielki kawałek bułeczki.

Jej zachowanie stoi w całkowitej sprzeczności z tym o czym rozmawiamy. Zamiast niespokojnej werwy do działania i błysku w oczach, ona serwuje mi tu mdłe zainteresowanie tym, co jeszcze jakiś czas temu stanowiło jej pasję.

- Cokolwiek stworzysz na pewno będzie to dzieło sztuki i twój kolejny niesamowity sukces – stwierdzam, próbując ją zmotywować i obudzić w niej entuzjazm. Jedocześnie ujmuję jej palce, ale ona jedynie posyła mi słaby uśmiech.

I niestety na tym nasza rozmowa się kończy. Paola skupia się na jedzeniu, a ja widząc jak się przede mną zamyka, również odpuszczam drążenie tej kwestii i dopijam swoją kawę.

Gdy śniadanie dobiega końca, wstaję i staję za nią, siedzącą dalej na krześle. Pochylam się i przytulam ją od tyłu, całując w szyję.

- Dziś znowu muszę jechać do biura. Wrócę na kolację, a później obejrzymy razem jakiś film – mówię, starając się wskrzesić w niej jakiekolwiek zainteresowanie, podczas gdy moje wargi suną po jej skórze. Liczę, że być może ten kontakt fizyczny stanie się bodźcem, który wyrwie ją z tego obojętnego odrętwienia, ale ona jedynie potakuje mi zgodnie głową, jak jakaś kukiełka. – Kocham cię, koniczynko – mruczę niezrażony, do jej ucha, a moje dłonie owijają się wokół jej tali.

-Ja ciebie też – odpowiada spokojnie, układając swoje ręce na moich.

-Postaram się wrócić jak najszybciej – obiecuję żarliwie, muskając ustami jej policzek.

-Dobrze.

To jedno słowo sprawia, że czuję się jakby mnie zbywała, ale nie dopuszczam do siebie frustracji z tego powodu. W zamian ujmuję jej brodę i odwracam jej twarz ku sobie. Przez chwilę patrzę w jej oczy, chcąc dodać jej sił, by podjęła walkę z tym co ponowie próbuje ją zmiażdżyć. A następnie przybliżam wargi do jej ust i muskam je delikatnie na zachętę. Kiedy je lekko rozchyla, drażnię je z rozmysłem językiem, a gdy Paoli wyrywa się ciche westchnienie, ujmuję ją pewnie za tył szyi i całuję głęboko. Napieram na nią, aż mi się poddaje.

Każdą pieszczotą swojego języka, chce dać jej do zrozumienia, żeby walczyła, żeby nie zatracała tego co udało jej się odzyskać podczas naszych wakacji.

Kiedy się od niej odrywam, brak mi tchu, a mój oddech jest ciężki, jak po wymagającym treningu. Jednak zauważam, że na Paoli ten nasz pocałunek również zrobił wrażenie, a jej oczy nie są już tak zagubione jak chwilę temu. Teraz błyszczy w nich nawet mgła pragnienia, choć nadal przytłuczona nostalgią. Jednak to zawsze coś...

- Do zobaczenia wieczorem – mruczę, jeszcze raz muskając przelotnie jej wargi, po czym się prostuję i wychodzę znowu zająć się robotą.

Nie mogę zostać tu ani minuty dłużej, bo już wcale się stąd nie ruszę, a na to nie mogę sobie pozwolić, bo na szali tego wszystkiego stoi bezpieczeństwo mojej kobiety.

...

Choć kiedy wróciłem tamtego dnia z pracy, Paola wydawała się markotna, to już na drugi dzień po powrocie do domu zastałem ją w naszym łóżku ze szkicownikiem i ołówkiem w ręku. Ten widok był tak wspaniały, że aż przystanąłem w progu i chłonąłem go przez dobrych kilkanaście sekund. Od tamtej chwili, widywałem ją coraz częściej, sunącą ołówkiem po papierze. Jednak choć wydawało się, że powinno to pozwolić mi na chwycenie lżejszego oddechu, nie byłem w stanie się na to zdobyć, bo cały czas czegoś jeszcze mi w tym brakowało, bym mógł być spokojny.

Sądzicie, że się czepiałem? Nie. Ktoś postronny mógłby stwierdzić, że wszystko jest na dobrej drodze, bo przecież moja żona wróciła w końcu do projektowania, ale w rzeczywistości było to o wiele bardziej skomplikowane...

Kiedy już opadł mój zachwyt tym, że Paola ponownie sięgnęła po szkicownik, zwróciłem uwagę na pewne istotne szczegóły. Takie jak brak słuchawek w jej uszach, z których sączyłaby się muzyka, której zawsze słuchała oddając się procesowi twórczemu, a także to, że w ruchach ołówka w jej dłoni, nie było zapału i zdecydowania. Do tego jej oczy nie wykazywały tego zacięcia i skupienia, graniczącego niemal z artystycznym obłędem. Były za to prawie obojętne. Przez co wiedziałem, że moja koniczynka, wcale nie podjęła wewnętrznej walki, której choćby nie wiem, jak chciał, nie mogłem stoczyć za nią...

A ponieważ po upływie trzech dni nadal nie zanosiło się na jakąkolwiek zmienię, postanowiłem wezwać posiłki, a dokładniej moją siostrę.

Kochałem Paolę, ale nie bardzo wiedziałem jak tym razem miałbym się przepić przez ten mur jaki znowu zaczęła wokół siebie budować. Poza tym, doszedłem do wniosku, że bywają chwilę, kiedy kobieta potrzebuje swojej przyjaciółki, żeby przerobić to co leży jej na sercu. A moja ukochana już zbyt długo izolowała się od swojego otoczenia. Nasza ucieczka we dwoje z dala od Palermo była dobrym rozwiązaniem, ale jak się okazało krótkotrwałym, dlatego w moim mniemaniu należało spróbować innego podejścia.

Początkowo trochę się obawiałem reakcji mojej kobiety, na to, że nie skonsultowałem z nią odwiedzin Delii, ale ostatecznie okazało się, że bezpodstawnie.

Moja siostra nie dość, że zaraz po naszej rozmowie telefonicznej, wpadła do naszej rezydencji niczym tornado, to tak zakręciła Paolą, że mimo tego, iż najpierw obie wyły jak bobry, tak głośno, że aż słyszałem je w swoim gabinecie i już chciałem ruszyć by jednak przerwać ich spotkanie, to później były w całkiem pozytywnych nastrojach. Delia w nie do końca zrozumiały dla mnie sposób, przywróciła mojej żonie dobry humor. Do tego dzień po jej odwiedzinach Paola wstała rano z łóżka, jeszcze przede mną i zamknęła się w swojej domowej pracowni, z której rozbrzmiewała muzyka.

Kusiło mnie by do niej zajrzeć przed wyjściem do biura, ale nie chciałem psuć tego co najwyraźniej się w niej obudziło i dałem jej przestrzeń. Przeczuwałem, że właśnie tego było jej potrzeba.

Natomiast teraz gdy wczesnym wieczorem, wchodzę do domu, nie bardzo wiem, czego mam się spodziewać.

-Podać kolację? – pyta mnie, podchodząca do mnie gosposia.

-Nie. – odpowiadam z roztargnieniem, rozglądając się za moją kobietą. – Gdzie jest moja żona? – pytam ją.

-Pani Paola, cały dzień spędziła w pracowni – odpowiada, a ja przenoszę na nią uważne spojrzenie.

-I? – dopytuję unosząc brwi.

Nie muszę nic więcej mówić, bo nasza gosposia miała okazję na własne oczy widzieć przez co przechodziliśmy w ostatnim czasie i jak to wpływało na moją ukochaną.

-Nic więcej nie wiem – odpowiada skruszona – zaniosłam jej jedynie śniadanie, a ona powiedziała bym więcej jej dziś nie przeszkadzała. Jednak dopiero niedawno wyłączyła muzykę, a rano ledwie na mnie zerknęła znad arkuszy papieru, nad którymi siedziała – dodaje pocieszająco.

-Ok. – bąkam pod nosem, po czym wymijając ją, udaję się w korytarz prowadzący do pracowni Paoli.

Czuję się jakbym miał serce w gardle, bo nie bardzo wiem czego mam się spodziewać. Niepewnie uchylam drzwi i zaglądam do środka. Moja żona nawet tego nie zauważa pochylona nad stołem kreślarskim, dzięki czemu wykorzystuję okazje i rozglądam się szybko dookoła. Panuje tu charakterystyczny, dla niej nieład więc, jest nadzieją, że nastąpił w niej jakiś przełom...

Uspokojony tą myślą, wchodzę do środka.

-Koniczynko – chrząkam, zamykając za sobą drzwi, a ona podnosi na mnie rozbiegane i zaskoczone spojrzenie.

-O, cześć – mówi z roztargnieniem, odkładając ołówek i podnosząc się z swojego stołka. – Która godzina? – pyta, odgarniając z twarzy luźne kosmyki włosów, której wysunęły się z niechlujnego koka na czubku jej głowy.

-Osiemnasta – odpowiadam, podziwiając jak pięknie wygląda ze swoim charakterystycznym roztargnieniem i dezorientacją właściwą dla sytuacji, kiedy przerywa się jej szał twórczy.

-Już? – dziwi się, słodko marszcząc nosek i zerkając na zegar, by się upewnić, że jej nie wkręcam.

-Owszem – odzywam się z uśmiechem, bo to jej zachowanie jest czymś co doskonale znam i za czym zacząłem cholernie tęsknić.

-No popatrz – bąka pod nosem – a miałam jeszcze zadzwonić do Jo, żeby jej powiedzieć o nowej kolekcji, próbkach materiałów jakich będę potrzebować i o tym, że jak dobrze pójdzie na dniach będzie trzeba zacząć planować pokaz i wrzucić pięty bieg na produkcji – wyrzuca z siebie, poprawiając uczesanie, a ja podchodzę do niej z uśmiechem i porywam ją w ramiona.

- Pogadasz z nią jutro, a dziś raczej powinniśmy się skupić na tym by cię nakarmić, bo na moje oko to nie jadłaś nic od rana – mówię w jej wargi, muskając je swoimi, a ona oplata ramionami moją szyje.

-Kurde, w sumie racja. Chyba trochę odleciałam – stwierdza.

-Nic nie szkodzi, bo od tego mnie masz, żebym przypominał ci o tym, że istnieje coś takiego jak jedzenie – żartuję przyciągając ją do siebie, a ona wdzięcznie do mnie przylega.

- Cóż, myślę, że mam cię też do innych celów, ale jak tam wolisz – szepcze zaczepnie, a moje serce zaczyna odstawiać swoją wersję salsy.

Już mam się wpić w jej kuszące wargi, ale powstrzymują mnie jej kolejne słowa.

-A akurat teraz chciałabym, żebyś mi pomógł i wyraził swoje zdanie na temat tego co dziś stworzyłam – oznajmia, wyplątując się energicznie z moich objęć i ciągnąć mnie do szklanego stołu zawalonego sporą warstwą kartek, które sprawiają, że wcale nie odczuwam zawodu z powodu tego, że Paola przerwała nasze pieszczoty.

Momentalnie przystępuje do prezentowania mi licznych projektów i opowiadania jaką dokładnie ma na nie wizję. Ni chuja nie mam pojęcia o czym ona do mnie mówi ani nie ogarniam jakie zalety ma jedwab, ale całym sobą chłonę jej entuzjazm, który lśni również w jej oczach.

Resztę wieczoru spędzamy zajadając się pizzą domowej roboty naszej gosposi, a moja żona dalej trajkocze o tym jakie tkaniny zamierza wykorzystać przy nowej kolekcji ubrań oraz o masie tym podobnych kwestii. Z kolei ja wpatruję się w nią z zachwytem i nieschodzącym z mojej twarzy uśmiechem, bo teraz ze spokojem ducha mogę powiedzieć, że naprawdę zacząłem odzyskiwać moją żonę.

Kiedy już Paola zdąży zapoznać mnie z wszystkim ważnym dla niej szczegółami włączamy jeden z jej ulubionych filmów. Jednak ona wykończona pracowitym dniem usypia po pierwszych trzydziestu minutach, wsparta o mój tors.

I to właśnie jest właściwy początek naszego dalszego życia po dramacie, który przetrwaliśmy.

...

Parę dni później odbieramy również wyniki badań genetycznych jakie zalecił mojej żonie ginekolog i stawiamy się z nimi na wizycie.

- Czyli znamy możliwą przyczynę całego nieszczęścia – oznajmia lekarz śledząc wzrokiem arkusze z wynikami. – Ma pani trzy mutacje genetyczne na sześć przebadanych, co oznacza, że mamy do czynienia z trombolifię. Jednak teraz będziemy wiedzieć jak sobie z tym poradzić – mówi, a my z Paolą uważnie go słuchamy, siedząc naprzeciw niego, trzymając się za ręce.

Czuję jak z każdym jego słowem, palce mojej koniczynki coraz mocniej wbijają się w moją skórę, przez co zaczynam drugą dłonią gładzić uspokajająco jej przedramię.

Niestety po zakończeniu wizyty, dostrzegam, że pozyskane od lekarza informacje, trochę podcięły mojej ukochanej skrzydła, które tak obiecująco zaczęła rozwijać, podnosząc się z odmętów smutku. Zamiast podejść do tego, na zasadzie wiemy co poszło nie tak i jak tego uniknąć, ona się podłamała.

Być może w dużej mierze było to związane faktem, że to wszystko wiązało się z tym, że musiała zacząć przyjmować dodatkowe leki, a wizja następnej ciąży niosła za sobą konieczność codziennych zastrzyków, przez cały czas jej trwania. A może po prostu chodziło o to, że była to kolejna przeciwność losu, której musieliśmy stawić czoła?

Jednak nie drążyłem, bo w sumie nie byłem przekonany czy Paola sama wiedziała o co jej tak dokładnie chodzi.

Najważniejsze było to, że nie pozwoliłem by te najnowsze wieści, zaprzepaściły to co dotychczas udało się jej osiągnąć. Odzyskiwała samą siebie i nie było mowy by znowu to przekreśliła.

Zawzięcie powtarzałem jej słowa lekarza, według którego medycyna wie, jak sobie radzić z trombofilą i że dzięki badaniom, wiemy co zrobić by nasza kolejna ciąża rozwija się prawidłowo. Niestety szybko zacząłem dostrzegać, że dla Paoli, ta diagnoza była jakimś rodzajem jej ułomności, skoro bez specjalistycznego leczenia nie jest w stanie donosić ciąży tak jak każda inna kobieta... choć prawda była taka, że nie jak każda, bo jak sam lekarz powiedział trombofila jest dość często spotykana. Jednak moja żona wydawała się nie dopuszczać do siebie tego faktu. Ale na szczęście nie zaburzyło to w dużej mierze jej nowego nastawienia do życia, dzięki czemu mogłem odetchnąć z ulgą.

Już na drugi dzień ponownie przepadła w swojej pracowni, a Borys powiedział mi, że Jo poinformowała go, że zabiera się za organizowanie pokazu nowej kolekcji Paoli, który ma się odbyć na dniach. Co upewniło mnie w tym, że nie muszę się aż tak martwić o moją kobietę, bo ona otrząsnęła się na tyle by okazać się swoją dawną siłą. Więc z zadowoleniem zacząłem planować, jak najlepiej zabezpieczyć cały ten pokaz tak by nie było żadnych niespodzianek.

........

-Wiesz, nie jestem pewna czy chce już teraz decydować się na następną ciążę. – mówi do mnie Paola, tydzień po wizycie u jej ginekologa, dzieląc się w końcu ze mną swoimi wątpliwościami, które musiała zawzięcie analizować.

- Przecież nie musimy się z niczym spieszyć. Poza tym i tak w przyszył miesiącu masz się pojawić na wizycie, bo lekarz chciał sprawdzić czy owulacja już wróciła do normy – odpowiadam jej spokojnie, przyciągając ją bliżej siebie, kiedy to leżymy wyciągnięci na szelągu na naszym tarasie, podziwiając zachód słońca nad ogrodem. – Zobaczymy co wtedy powie i jakie będziemy mieć podejście do tego tematu za parę tygodni – dodaję, nawijając na palec jej włosy.

Nie mam zamiaru nakłaniać jej do zmiany zdania, bo z nas dwojga to właśnie ona najbardziej przeżyła to co nas spotkało i to ona musi wiedzieć, kiedy będzie gotowa ponownie strać się o dziecko. A ja nie będę jej z niczym poganiać. Ostatnie czego potrzebujemy to to by konieczność zajścia w drugą ciążę zdeterminowała nasze życie i nałożyła na nas niepotrzebną presję.

Popieram każdą decyzję mojej kobiety, bo to ona sama jest dla mnie najważniejsza i wystarczy mi, że przede wszystkim zaczęła otwarcie rozmawiać ze mną o swoich obawach.

A tego wieczora uważnie wysłuchałem, wielu wątpliwości jakie kłębiły się w jej głowie, a którymi się ze mną jeszcze podzieliła.

Choć po tej rozmowie spodziewałem, że nie szybko wrócimy do tematu posiadania dziecka, Paola miesiąc później niespodziewanie wkroczyła do mojego domowego gabinetu, z chytrym uśmieszkiem na ustach i lubieżnymi zamiarami. Bez słowa umościła się na moich kolanach popychając mnie na oparcie fotela. Byłem trochę zdezorientowany, jej zuchwałością, bo ostatnimi czasy to ja zawsze wychodziłem z inicjatywą igraszek, a nie ona, ale tym bardziej ochoczo poddałem się jej poczynaniom, które zafundowały nam naprawdę namiętne i gorące popołudnie...

Po wszystkim, kiedy leżeliśmy przyjemnie rozgrzani na puchowym dywanie przed kominkiem, powiedziała mi, że była na wizycie kontrolnej u ginekologa i że wszystko jest dobrze, a ona chce znowu spróbować zaciążyć. Jednak zaznaczyła, że nic na siłę, bo ostatnie czego chce to nerwowe wyczekiwanie czy dostanie miesiączkę czy nie. Chciała rozegrać to wszystko na spokojnie a ja byłem za. Poinformowała mnie również, że właśnie oto w tym dniu zaczęły jej się dni płodne, a ginekolog powiedział, że za półtora tygodnia ma przyjść na jakąś kontrolę pod koniec cyklu.

I tak weszliśmy na kolejny etap powrotu do naszej normalności.

Nasza intymność, ponownie zaczynała nabierać rozmachu i pikanterii. Brakowało mi tego, choć w wcześniej chyba nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę, skupiony przede wszystkim na tym by nie naciskać w żaden sposób na Paolę. Jak widać cierpliwość popłaca, bo moja żona wróciła w jeszcze bardziej namiętnej odsłonie.

...

Dziś mija kolejny wieczór, a ja po powrocie z bankietu, zaciągam moją żonę do sypialni, by po swojemu świętować jej spektakularny sukces, jakim okazał się jej dzisiejszy pokaz najnowszej kolekcji, w jednym z hoteli w Palermo.

Nie znam się za dobrze na tych wszystkich fatałaszkach, ale z tego co widziałem to wszyscy zaproszeni goście z jej branży byli pod ogromnym wrażeniem, a moja żona na późniejszym bankiecie przez cały czas wysłuchiwała zachwytów nad jej projektami. Chociaż już wcześniej bywałem dumny z jej kariery, to dziś jestem jeszcze bardziej, bo to jej pierwsze takie przedsięwzięcie po tym co przeżyliśmy. Ten akurat pokaz w moim mniemaniu był wyjątkowo szczególny, niczym swoiste odrodzenie się Paoli, jak tego przysłowiowego feniksa z popiołu.

I właśnie to wszystko mam zamiar dziś świętować przez całą noc oraz okazywać jej moje uwielbienie, aż opadając z sił nie zaśnie w moich ramionach.

Jeszcze na korytarzu dopadam się do jej słodkich ust, a moje ręce zadzierają ostro brzeg jej fioletowej sukienki, którą kusiła mnie przez czas trwania tej oficjalnej imprezy. Paola chichocząc mi w wargi poddaje się moim naglącym i bezceremonialnym pieszczotom. Nic nie poradzę na to, że zachowuję się jak nieokrzesany jaskiniowiec, bo jestem tak kurewsko napalony przez to, że Paola przez niekończące się godziny paradowała tuż przed moim nosem, w tym swoim seksownym wdzianku. Chodziło mi po głowie by przelecieć ją jeszcze w samochodzie podczas drogi powrotnej do domu, ale zadowoliłem się zwodzeniem jej na pokuszenie swoimi palcami, taka samo jak ona mnie swoim widokiem przez ten wieczór.

Ale teraz już nic mnie nie powtrzyma. Wdzierając się językiem przez jej wargi, przejeżdżam jednocześnie niecierpliwymi palcami po materialne jej już wilgnych majtek. Warcząc nisko, w chwili, gdy opuszki pokrywa mi jej słodycz, błyskawicznie wpycham ją do sypialni, po czym bezpardonowo przygważdżam jej plecy do drzwi i zrywam z niej bieliznę. Nie odrywając od niej zachłannych warg, rozpinam spodnie. Szybkim ruchem unoszę jej nogę, zarzucając ją sobie na biodro i jednym stanowczym pchnięciem wchodzę w nią cały.

W odpowiedzi na tą gwałtowną ingerencje Paola gryzie mnie mocno w dolną wargę.

-Kurwa – syczę, z powodu narastającej gwałtownie żądzy.

A sekundę później przytrzymując ją dłonią za szyję, zaczynam ją pieprzyć ostro i bezlitośnie. Dokładnie tak jak jej pragnę. Mocno i niemal do bólu. Oboje dyszymy ciężko w swoje wargi, nasze oddechy się mieszają, a moja żona zawodząc coraz głośniej wpija paznokcie w moje barki chcąc zachować równowagę, gdy jej ciało całkowicie mi się poddaje.

Upojony je uległością niespodziewanie z niej wychodzę, jednym ruchem obracam ją tyłem do siebie i popycham przodem na zimną ścianę. Następnie bez ani chwili zwłoki, ponownie zatapiam kutasa w jej ciasnej i mokrej cipce, posuwając ją jeszcze mocnej. Mojej ruchy są brutalne i surowe, ale towarzyszące im okrzyki aprobaty Paoli, z każdą sekundką przybierają na intensywności i stanowią wyraz rozkoszy graniczącej z postradaniem zmysłów.

Gdy zaciska się na moimi fiucie z niesamowitą intensywnością, wiem, że skończymy razem, bo pod wpływem jej orgazmu, mój własny wzbiera niczym tsunami. Po kilku jeszcze gwałtowniejszych ruchach bioder zalewam jej pulsującą kobiecość swoimi nasieniem i gryząc ją mocno w zgięcie szyi, dochodzę z dzikim warkotem.

Kiedy fale jej spełnienia, spazmatycznie przepływają przez jej ciało, ona wykończona przeżytą ekstazą bezwiednie opada na mnie z dłońmi opartymi o ścianę, ale ja jeszcze z nią nie skończyłem.

Gdy mam już pewność, że Paola jest w stanie utrzymać się na nogach, szybko pozbywam się swoich spodni i butów, które blokują moje ruchy, a następnie podrywam na ręce moją kobietę, zanosząc ją do łazienki.

Tam rozbieram resztę swojej garderoby, a z niej zrywam sukienkę, przez którą chodziłem ze wzwodem przez cały wieczór.

-Nie wiedziałam, że widok kilku modelek aż tak cię nakręci – żartuje Paola, drażniąc się ze mną i uśmiechając się przekornie. Jednocześnie zerka wymownie na mojego ponownie gotowego fiuta.

Ale ja nie mam nastroju na żarty. Moim celem jest ugasić nadmiar pałającej żądzy, jaki się we mnie nagromadził, przez czas, kiedy byłem dziś zmuszony udawać w miarę kulturalnego faceta, podczas gdy tak prawdę pragnąłem zaciągnąć moją żoną do jednego z pokoi hotelowych, by pokazać jej jak cudownie według mnie wyglądała...

Dlatego też teraz kiedy oboje jesteśmy nadzy, jednym ruchem przerzucam sobie ją przez ramię i zanoszę do kabiny prysznicowej.

-Wyjebane mam na te wieszaki cierpiące na płaskodupie. To od ciebie nie mogłem oderwać oczu i rozmyślałem tylko o tym co z tobą zrobię, jak znajdziemy się sami. – warczę, dając jej siarczystego klapsa w goły pośladek, a ona piszczy z zaskoczenia. - Nie powinnaś nosić tak obcisłych sukienek, bo następnym razem rzucę się na ciebie nie zważając na to, gdzie będziemy. Dziś wyczerpałaś wszelkie zasoby mojego opanowania- dodaję surowym, niskim tonem stawiając ją na nogi.

Po czym włączając jedną ręką deszczownicę, drugą przyciągam ją zdecydowanie do siebie. Jak tylko nasze ciała się zderzają, władczym pocałunkiem, który odbiera Paoli oddech, skutecznie uciszam pomruki jej riposty. Mój kutas nagląco ociera się o jej podbrzusze, a to potęguje jeszcze bardziej moje pożądanie, które nadal we mnie buzuje, choć chwilę temu dopiero co upuściłem trochę pary.

Goniony swoim popędem, odrywam wargi od mojej żony, po czym odwracam ją tyłem do siebie, zginam ją w pół i polecam by oparła się dłońmi o płytki którymi wyłożona jest kabina prysznicowa. Gdy słodko sapiąc, posłusznie wykonuje mojej polecenie opadam za nią na kolana i przejeżdżam językiem po jej cipce, by po chwili go w niej zanurzyć. Pieprze jej kobiecość w ten sposób, a moja dłoń wędrująca po jej udzie, zakrada się na jej wzgórek łonowy, by dopieści łechtaczkę.

Zatracam się w jej upajającym smaku, podczas gdy jej oddech przyspiesza. Drugą ręką przytrzymuję ją w miejscu, rozpłaszczając palce na jej brzuchu, bo przytłoczona doznaniami bezwiednie się wierci. Gdy jej ciało się spina, witając budujący się orgazm, cofam język i wsuwam w jej szparkę dwa palce, które momentalnie pochłania fala wilgoci. Gryzę Paolę w kurewsko seksownie wypięte pośladki, a jej wewnętrze mięśnie zaciskają się na moich palcach. Dochodzi gwałtownie, kwiląc rozkosznie.

Momentalnie podnoszę się do pionu i chwytając ją stanowczo za biodra wbijam się w nią, od razu poruszając się w szaleńczym coraz szybszym tempie, jeszcze nim ostatnie fale jej orgazmu zdążą przeminąć. Czując jej zajebistą cipkę pulsującą na moim członku przyspieszam jeszcze bardziej, a łazienkę wypełnia odgłos naszych brutalnie zderzających się ciał i niekontrolowane okrzyki ekstazy Paoli. Posuwam ją bez opamiętania, skupiony jedynie na tym niebiańskim uczuciu bycia w niej i upojeniu władzą jaka mi daje nad swoim ciałem, ufając, że zagwarantuję jej rozkosz.

I właśnie to robię, wchodząc w nią coraz bardziej gwałtowniej i mocniej. Pieprzę ją jak w szale, a woda z deszczownicy rozbija się na naszych rozgrzanych ciałach, wrzących od wzajemnej niemal zwierzęcej żądzy. Chwytam w dłoń jej włosy i ciągnę za nie, zwracając jej twarzy ku sobie. Widok jej rozchylonych z pożądania warg, a także lubieżna euforia malująca się na jej twarzy, uwalnia we mnie dodatkowe pokłady pożądania. Ta kobieta jest kurewsko gorąca, a myśl o tym, że jest tylko moja, nakręca mnie jeszcze mocniej. Chcę ją zniewolić, chcę dawać jej niekończącą się rozkosz i przekraczać z nią wszelkie granice ekstazy.

Zamroczony tymi pragnieniami, pochylam się i atakuję brutalnie jej usta, wykonując kolejne bezwzględne pchnięcia, które sprawiają, że nasze zmysły szaleją, mieszając się ze sobą, tak że stanowimy bezsprzeczną jedność. Przesuwając dłonie na jej tyłek, rozsuwam jej pośladki i wchodzę gładko w jej cipkę z jeszcze większą siłą. Jak tylko wypuszczam włosy Paoli z pięści jej głowa bezwiednie opada, a ja przenoszę wargi na zgięcie jej szyi, przygryzając jej skórę. Kiedy w dole moich pleców przebiega naglący dreszcz, prostuje się i górując nad moją żoną. Przyspieszam pchnięcia, czerpiąc kurewską satysfakcję z tego jak piekielnie seksownie wygląda w ten pozycji pode mną, całkowicie uległa i zdana na moją łaskę. W tej pozycji jeszcze dokładniej trafiam w magiczny punkt wewnątrz jej kobiecości, przez co krzyki Paoli przybierają na sile, a niedługo później oboje szczytujemy intensywnie w tym samym czasie. Trzymając ją zdecydowanie w tali, odchylam głowę do tyłu, a z moich ust wydobywa się zwierzęcy warkot.

Gdy nasze oddechy się uspokajają, muskam wargi jej kark i pomagam jej się wyprostować. Oszołomioną przyjemnością, wciągam w swoje objęcia i pocieram nosem o jej nos.

-Kocham cię koniczynko- mruczę, ochryple.

-Ja ciebie też- szepcze w odpowiedzi wspierając się na mnie.

Coś mi się wydaje, że te nasze ekscesy ją wykończyły.

Podtrzymując ją, rozcieram żel na jej ciele i delikatnie obmywam jej ciało miękką gąbką. Następnie sam szybko się myję i zanoszę Paolę do naszego łóżka.

Mości się wygodnie na boku przylegając plecami do mojego ciała i kiedy już myślę, że smacznie zaśnie, zaczyna kręcić swoim seksownym tyłeczkiem przy moim sprzęcie. Jestem bardziej niż chętny by kontynuować naszą zabawę. Sądziłem, że ona nie ma już sił na więcej, a tu spotyka mnie taka niespodzianka. Jednak nie wkraczam do akcji, ciekaw tego co zamierza.

Paola napiera na mojego sztywnego kutasa, przeciągając się, a ja zagryzam wargi.

-Mhmm, wydaje mi się albo wcale nie zamierzasz spać - mruczy nadal się wiercąc, a ja nie mogąc się dłużej opanować ujmuję od tyłu jej pierś i szczypię skutek, przez co skomli, wciskając pupcie w moją erekcję.

-Żebyś wiedziała- warczę nisko wprost w do jej ucha – mówiłem, że mnie dziś doprowadziłaś do szaleństwa.

Na te słowa, Paola niespodziewanie się ode mnie odsuwa i siada na mnie okrakiem.

-W takim razie sprawdźmy jak bardzo – stwierdza, a zanim zareaguję, zsuwa się niżej i bierze mojego fiuta w usta.

Przymykam powieki czując jej wargi i język tańczące wzdłuż mojego penisa. Ta kobieta to mistrzyni zabaw oralnych i jestem największym szczęściarzem mając ją za żonę. Ssie mnie mocno, a jej język sprawia, że rozkoszne dreszcze rozchodzą się wzdłuż mojego ciało, szybciej niż powinny. Wplatam palce w jej włosy, ale wcale nie musze nadawać jej odpowiedniego tempa, bo ona doskonale wie co lubię. Bierze mnie niemal całego w usta, odrobinę się przy tym krztusząc, a jej dłoń dopieszcza pozostałą część mojego fiuta, która nie mieści się w jej buzi. Przez zaciśnięte zęby warczę jej imię i choć jest mi zajebiście, to nie mam zamiaru na tym poprzestać. Dlatego też odrywam ją od mojego sprzętu i przewracam na plecy. Zanim usłyszę słowa protestu z jej strony unoszę jej nogi opierając je o swoje barki i po raz kolejny tej nocy zanurzam się w jej cipce a jej krzyk ekstazy rozbija się o ściany naszej sypialni, tak długo aż nie osiąga kolejnego orgazmu, a ja kończę tryskając nasieniem na jej zajebiste cycki.

Następnie pochlam się, muskam ustami jej rozchylone wargi i podnoszę się z materaca, zostawiając Paolę wyczerpaną i zaspokojoną. Zabieram z łazienki wilgotny ręcznik, sprzątam bałagan jakiego narobiłem, a później kładę się przy mojej żonie, wciągając ją na siebie.

To mój raj. Ona nim jest.

...........

Rankiem zostaje obudzony, z tego błogostanu, za sprawą jednej chujowej wiadomości, która stawia mnie momentalnie na nogi. Muszę zjawić się czym prędzej w siedzibie mojego zespołu, bo w nocy ktoś się włamał do hotelowego pomieszczenia, w którym po pokazie zostały ulokowane wszystkie kreacje projektu mojej żony, które byłby prezentowane. Pomieszczenie zostało zdewastowane, a większość ubrań oblano czerwoną farbą. Tą samo, którą został nabazgrany na ścianie napis: „zapłacisz mi za wszystko suko". Taki natłok informacji wystarczy by podnieść mi ciśnienie.

Nie chcąc niepokoić Paoli, wymykam się z sypialni, zostawiając ją smacznie śpiącą. W nocy ją wymęczyłem, więc zasłużyła na odpoczynek.

-Masz to skutecznie wyciszyć. To zdarzenie nie może pod żadnym pozorem wyciec. – warczę do telefonu nawiązując połączenie z Borysem – Chuja mnie obchodzi, czy wymusisz to na managerze i reszcie personelu przyciskając im spluwy do głów. Trzeba to zataić, choćbyśmy musieli wybić w pień całą listę płac tego cholernego hotelu. Niech Jo ci pomorze i zadba o to w swoim zakresie obowiązków- wyrzucam z siebie cicho polecenia, zbiegając po schodach. – Żadnego mieszania w to psiarni. Teraz kundle będące nawet na naszych usługach nie stanowią pewnika przez tego jebanego Dario. Zajmiemy się tym sami, jak zawsze. – oświadczam, po czym wymieniamy jeszcze kilka zdań.

Borys zapewnia mnie, że zaczął działać zaraz po tym jak do niego również dotarła ta informacja, więc prace nad wyciszeniem tego wszystkiego już trwają pełną parą.

Nawet nie macie pojęcia jak bardzo mnie wkurwia fakt, że przeznaczenie ni kurwy nie chce odpuścić mojej żonie i jest zdeterminowane sprzedawać jej kolejne ciosy. Jednak ja nie dopuszczę by ją osobiście dosięgły. Skoro los ma w dupie to, że ona już przeszło wystarczająco dużo, to sam zadbam o to by zaznała wytchnienia w tej stercie komplikacji, które na nas spadają.

Przed opuszczeniem posiadłości polecam naszej gosposi, żeby przekazała mojej żonie, że musiałem zająć się pilnie pracą. Wydaje ochronie dodatkowe wytyczne, bo póki nie dowiem się o co chodzi z tą zniszczoną kolekcją, moja ukochana potrzebuje jeszcze większego wzmocnienia ochrony.

Wiem, że Paola ma dziś w planach wizytę kontrolną u ginekologa, a później razem z Delią wybiera się na oglądanie nowej miejscówki pod swoją pracownię – bo w końcu stwierdziłem, że odpowiedni budynek z ogrodzonym terenem i wyposażeniem, lepiej się sprawdzić niż obecny, choć w rozmowie z nią ująłem to zupełnie inaczej, zachęcając by w końcu wprowadziła w życie swoje wcześniejsze plany - więc będzie zbyt zajęta by drążyć przyczynę dodatkowych środków bezpieczeństwa.

A ja w tym czasie zajmę się wytropieniem osoby odpowiedzialnej za to co stało się w nocy. Licząc na to, że ten ktoś w końcu popełnił błąd, który ułatwi mi sprawę.

.............

Paola

Umówiłam się z Delią, że podjadę po nią po wizycie u lekarza, a później razem obejrzymy jedno z miejsce, które znalazł dla mnie agent nieruchomości, którego załatwił mi Oskar. Już jakiś czas temu porzuciłam plan przeniesienia swojej firmy, ale po zachętach mojego męża postanowiłem do niego wrócić.

Potrzebuję większego zaplecza roboczego, chciałabym też mieć własną salę do organizowania pokazów, a także wydzielić osobną część na firmowy butik z odzieżą mojej marki. Jak dotąd przyjmowałam zamówienia, głównie na pokazać lub na stronie internetowej, ale chciałabym to zmienić. Chciałabym rozwinąć mój biznes. Już od dawana mam całkiem duży popyt na Sycylii, a teraz dojrzałam, do tego by odpowiednio wykorzystać potencjał mojej firmy. Rozważam również podjęcie się projektowania sukni ślubnych na większą skalę i stworzyć z tego osobną linię mojej marki. Ale by wcielić w życie te wielkie plany potrzebuję więcej przestrzeni niż ta którą obecnie wynajmuję.

Jednak zanim zabiorę się za spełnianie swoich wizji, najpierw muszę odbębnić kontrolę u ginekologa. Dokładnie tak, odbębnić, bo moje nastawienie do zajścia w ciążę, zmieniło się diametralnie. Lekarz powtarzał, że razem z Oskarem możemy mieć dzieci i że nastąpi to jak tylko uda nam się trafić w odpowiedni czas cyklu, więc wrzuciłam na luz, trzymając się myśli, że nie ma co się spinać. Tym bardziej, że gdy się uda, będzie mnie czekać seria nie kończących się zastrzyków... możecie mi wierzyć, że już sobie dokładnie przeliczyłam ile to będzie ukłuć, licząc jeden zastrzyk, na dzień ciąży, ale ostatecznie zdecydowałam, że dam radem.

Poza tym nie bardzo wiem po co mi ta dzisiejsza wizyta... Wydaje mi się, że dopiero w okolicy terminu spodziewanej miesiączki ginekolog mógłby stwierdzić, czy już nam się udało czy nie, a nie teraz kiedy do mojego okresu został jeszcze tydzień. Ale cóż już dawno postanowiłam zamknąć buzię i zdać się na zalecenia swojego lekarza prowadzącego. To w końcu on wiele lepiej.

A jeśli chodzi o mnie to w żadnym razie nie nastawiam się na to, że od razu po pierwszym miesiącu uda nam się z Oskarem spłodzić dziecko. Dlatego też swobodnym krokiem przekraczam próg gabinetu, mimo tego, że przeżyłam tu swoją traumę. Jednak przetrawiłam już ten temat, choć ból związany z utratą mojego pierwszego dziecka zostanie ze mną już na zawsze.

Moje obecne nastawienie do życia to patrzeć w przyszłość z nastawieniem, że przyniesie mi ona jeszcze wiele dobrego.

-Pani Rossi- wita mnie lekarz, a następnie zadaje pytania odnośnie do mojego samopoczucia i tego czy przyjmuję leki które mi przepisał. - Dobrze, w takim razie proszę się przygotować do badania USG, zobaczymy czy pęcherzyk pęk zgodnie z założeniami- poleca, a ja nie do końca rozumiejąc jego słowa zajmuję miejsce na fotelu i poddaję się procedurze badania.

Często odnoszę wrażenie, że ten facet mówi jakimiś zawiłościami zrozumiałymi tylko dla siebie, tym bardziej że ostatnio nic mi nie wspominał, o swoich założeniach...

-Sądząc po niewielkiej ilości płynu w macicy pęcherzyk, pęk, ale niestety tylko częściowo- stwierdza lekarz, a ja zwracam ku niemu twarz marszcząc brwi.

Co on wygaduje? Co to niby ma znaczyć? I jakie niestety?

- Proszę się ubrać- dodaję, po czym wyłącza aparat USG i udaje się do swojego biurka.

Zdezorientowana podnoszę się z miejsca i się ubieram. Jak w letargu opadam na krzesło naprzeciw ginekologa i nie ogarniając tego co się dzieje, jedynie słucham jego medycznego bełkotu.

-Proszę oznaczyć poziom prolaktyny we krwi. Na skierowaniu znajdzie pani dokładne informacje o tym jak się przygotować do badania. Przy okazji zobaczymy też jak obecnie wygląda poziom TSH i czy nie musimy zmodyfikować dawki leku, którą pani przyjmuje. Jeśli wartości będą powyżej przyjętej normy to proszę się ze mną skontaktować, bo będziemy musieli umówić się na wcześniejszą wizytę. - oznajmia po czym wręcza mi plik kartek, a ja odruchowo je od niego odbieram, starając się przetworzyć to co usłyszałam.

-Czy skoro nie pęk mi ten pęcherzyk, to czy znaczy, że jeszcze w tym cyklu mogę zajść w ciążę? - wypluwam z siebie pytanie, nie nadążając za jego tokiem rozumowania.

-Nie, w tym miesiącu minął już czas, kiedy mogła pani zaciążyć. – zwraca na mnie swoje zniecierpliwione spojrzenie - Pęcherzy pęk, ale nie w takim stopniu by komórka jajowa została prawidłowo uwolniona. – zaznacza – Dlatego proszę wykonać badania, a jeśli wyniki nie będą w normie to proszę zadzwonić. Natomiast jeśli wszystko będzie dobrze to proszę umówić się na wizytę monitoringu cyklu tak jak w tym miesiącu. - oświadcza, jednoznacznie komunikując, że to już koniec mojej wizyty, a ja odruchowo potakuję mu głową, choć nic z tego wszystkiego nie rozumiem.

Otumaniona żegnam się z lekarzem i opuszczam klinikę.

Co tu się do cholery znowu odjebało?!

Jak to pęcherzyk pękł tylko częściowo?

Co to ma znaczyć, że komórka jajowa nie została prawidłowo uwolniona?!

O ile siedząc przed lekarzem miałam pustkę w głowie, tak teraz zalewa ją potok myśli z prędkością tysiąca na sekundę. Czy to wszystko oznacza, że znowu pojawiły się jakieś problemy?

Jestem tak wygłupiona, że gdy zasiadam na tylnym siedzeniu czekającego na mnie samochodu, moje oczy zachodzą łzami.

Nie chodzi o to, że łudziłam się, że od tak zajdę w upragnioną ciążę, bo tak nie było, ale... kolejne komplikacje to nie jest coś na co byłam przygotowana.

Zerkam na karki które kurczowo ściskam w palcach. Na jednej z nich, która stanowi opis mojego dzisiejszego USG na samym końcu pod zapisem jakiś parametrów dostrzegam zamaszysty napis układający się w jakiś dziwny skrót LUF.

Co to kurwa takiego jest?!

Roztrzęsiona ulegam potrzebie pozyskania informacji na ten temat i robię coś czego robić nie powinnam. Wiele tygodni temu, gdy okazało się, że poronię, obiecałam sobie, że więcej nie będę ulegać tej słabości, jednak teraz nie jestem wstanie się jej oprzeć i szybkim ruchem wyciągam z torebki komórkę a następnie otwieram przeglądarkę internetową i wpisuję w niej ten trzy literowy skrót.

Pośpiesznie przeglądam kolejne linki, a wśród teksów jakie czytam uderzają mnie określenia takie jak: zaburzenia owulacji, trudności z zajściem w ciążę, problemy z płodnością.

Gdy do mojego umysłu w końcu dociera wiedza jaką właśnie pozyskałam, telefon wypada mi niespodziewanie z ręki, a wzbierające w oczach w niekontrolowany sposób łzy zaczynają zalewać moją twarz.

Nie, tylko nie to! Błagam, niech mnie to nie spotyka! Nie po tym wszystkim!

Nie dam sobie rady z kolejnym ciosem! Czy nie wystarczająco dużo przeszłam by teraz jeszcze mierzyć się z możliwością niepłodności?! Przecież lekarz przez cały czas po tym jak moja ciąża przestała się rozwijać powtarzał, że jedyną dobrą informacją wynikającą z całego nieszczęścia jest to, że mogę zaciążyć!!!

Więc co to wszystko ma znaczyć?!

Mam ochotę krzyczeć ze wściekłości, bezlistności i tej pieprzonej niesprawiedliwości losu, która wiecznie staje mi na drodze. Jednak zamiast tego podnoszę wzrok na mojego kierowcę, który z obawą zerka na mnie w lusterku wstecznym.

-Zamieniłam zdanie. Nie jadę do Deli. Zawieź mnie do domu i odwołaj spotkanie z agentem nieruchomości- mówię, olewając malującą się w jego oczach troskę i kulę się na kanapie podciągając kolana do brody.

To co zaczyna się dziać w mojej głowie, jest czymś nad czym nie jestem w stanie zapanować. Zalewa mnie morze czarnych wizji, a niektóre z nich sprawiają, że coraz trudniej zahamować mi druzgoczący skowyt, który buduje się w moim sercu i chce się wydostać gardłem. Niepłodność, konieczność leczenia, stymulacja jajeczkowania, kolejne wizyty, kolejne badania, kolejne niepowodzenia, a w efekcie brak macierzyństwa.

Chowam twarz w rozdygotane dłonie i marzę tylko o tym bym zaszyć się w ciemnym kącie i najlepiej zniknąć na jakiś czas. Kolejne złe wieści w odniesieniu do tego czy kiedykolwiek będzie mi dane zostać matką to dla mnie za wiele. Nie mam tyle sił by stawiać czoła kolejnym problemom. Już i tak przez cholernie długi czas zaciskałam zęby, mierząc się z niespełnionym macierzyństwem, że teraz nie jestem w stanie znieść więcej.

Do kurwy nędzy, przecież postanowiłam nawet pokonać swój lęk przed igłami i zastrzykami, by nie zaprzepaścił swojej szansy na rodzicielstwo! Po wielu przemyśleniach doszłam do wniosku, że jestem wstanie pokonać nawet tę swoją ułomność by w końcu cieszyć się narodzinami mojego dziecka i byłam gotowa znosić konieczność codzienny zastrzyków! Byłam gotowa wyjść jeszcze bardziej ze swojej strefy komfortu, byle w końcu osiągnąć szczęśliwe zakończenie, a teraz co?!

Ile człowiek może udźwignąć przeciwności by się nie załamać ostatecznie pod ich na naporem? Nie wiem, ale sądzę, że to sprawa indywidualna i ja właśnie dosięgłam swojego kresu możliwości.

-Pani Rossi, jesteśmy na miejscu. - z tego nieobecnego letargu wyrywa mnie głos mojego ochroniarza, który po chwili wysiada i otwiera przede mną drzwi samochodu. - Czy coś się stało? Mam zadzwonić po szefa? - dopytuje zlękniony, gdy pomaga mi wysiąść.

-Nie, chce zostać sama- oznajmiam zaskakująco twardo, w porównaniu z tym jak się teraz czuję.

Nie czekając na dalsze pytania z jego strony wbiegam po schodach do rezydencji i zamykam się w swojej pracowni. Przekręcam zamek i opadam tyłkiem na podłogę przy drzwiach. Nie mam siły by doczłapać się gdzieś dalej. Odchylam głowę do tyłu i patrząc nieprzytomnym wzrokiem w sufit daję się pochłonąć ogarniającej mnie beznadziei i bezsilności, które po raz kolejny zawładnęły moim życiem.

Problem w tym, że tym razem to cholerne przeznaczenie postanowiło zburzyć argument, który przekonywał mnie do tego by patrzeć z optymizmem w swoją przyszłość i podźwignąć się po utracie pierwszego dziecka.

Po poronieniu ciężko było mi się doszukać sensu swojego życia, bo gdy lekarz oznajmi, że z tej ciąży nic nie będzie mój świat który chwile wcześniej wydawał się radosny i pełnej nadziej oraz perspektyw, gwałtownie się zatrzymał, a następnie runął odbierając znacznie wszystkiemu innemu.

Nie potrafiłam cieszyć się tym co kiedyś. Nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca ani obrać żadnego celu, który sprawiłby, żeby miałam ochotę podnosić tyłek z łóżka każdego kolejnego dnia. Moja ciąża przepadła a wraz z nią moja wszelka motywacja do życia. W tamtym okresie, zajścia w drugą ciążę wydawało mi się odległym tematem, jednak kiedy już wylałam ocena łez większy niż kiedykolwiek i w miarę zaczęłam dochodzić do siebie, dotarło do mnie, że muszę się ogarnąć by móc kiedyś mieć dziecko, którego tak bardzo pragnęłam.

Po wielu perturbacjach przyjęłam strategię jaką powtarzał mi lekarz i starałam się być silna. Mój instynkt przeważył i dodał mi sił by walczyć o odzyskanie dawnej siebie, a mottem przewodnim tego wszystkiego było to, że mogę zajść w ciążę, a by to zrobić musze ogarnąć tyłek i podnieść się z rozpaczy, która wydawał się początkowo nie do pokonania.

A dziś to co mobilizowało mnie do stawiania czoła przyszłości właśnie legło w gruzach, a ja dostałam jeszcze jednego kopa w dupe od przeznaczanie. Dziś nastał dzień, kiedy to los po raz kolejny pokazał mi, że jestem do niczego, a o dziecku mogę sobie pomarzyć.

Nic nie poradzę na to, że przez te nowe problemy wszystkie moje emocje sprzed tych kilku tygodni wracają do mnie ze dwojoną mocą, a ja załamuję się pod ich ciężarem.

Nie wiem, ile czasu trwam w tej pozycji, ale gdy do moich uszu dobiega szarpanie za klamkę i stanowcze pukanie, zauważam, że na dworze zapadł zmrok, a moja pracowania jest pogrążona w ciemności.

-Paola, kochanie otwórz te cholernie drzwi- z korytarza dobiega mnie warkot Oskara.

Nie zamierzam spełnić jego żądania, bo nie chcę patrzeć mu w oczy. To nad moje możliwości. Czuję się wybrakowana oraz kurewsko zażenowana swoją nieudolnością.

Jestem pierdoloną żałosną desperatką, która mimo tego jak bardzo parnie mieć potomstwo nie może sprowadzić go na ten cholerny świat! Tak bardzo starałam się zachować odpowiednie podejście do życia, trzymałam dystans, podchodząc na luzie do ponownego starania się o dziecko, bez wywierania na sobie wewnętrznej presji. Doszłam do wniosku, że jak za ciążę to za ciążę i nie miałam zamiaru stresować się upływającymi miesiącami! W żadnym razie nie nastawiałam się, że wyjdzie mi to od razu, ale też za cholerę nie spodziewałam się, że okaże się, że mam problem z owulację lub jakieś inne oznaki zaburzenia płodności!

A teraz nie dość, że zostałam zmuszona przyjąć na klatę kolejny cios oraz postawiono mnie wobec konieczności pogodzenie się z tym, że albo będę musiała zawalczyć o moją ciążę albo w ogóle jej się nie doczekam, to jeszcze muszę powiedzieć o tym wszystkim mojemu mężowi. Ta ostatnia myśl jeszcze bardziej pogarsza mój stan emocjonalny.

Najchętniej nigdy nie otworzyłabym tych drzwi i została tu, gdzie jestem, sama z dala od całego świata na resztę życia. Jednak coraz agresywniejsze walenie w drzwi uświadamia mnie w tym, że Oskar się niecierpliwi i nie odpuści.

Dlatego też z rezygnacją przesuwam tyłek w bok, unoszę rękę i otwieram zamek. W następnej sekundzie Rossi wpada z rozmachem do środka, a w kolejnej klęka przede mną ujmując stanowczo w dłonie moją twarz i patrząc na mnie z jawnym przejęciem.

-Co się stało? Dlaczego siedzisz tu po ciemku? I dlaczego znowu płaczesz? – dopytuje nerwowo- przecież było już dobrze, a ja myślałem, że mamy to już za sobą- dodaje ze zmartwieniem.

-Ja też tak sądziłam- odpowiadam beznamiętnie, patrząc w jego zdezorientowane tęczówki.

I choć wcześniej obawiałam się chwili, kiedy będę musiała wyznać mu prawdę jaką dziś poznałam, to jedyne co teraz czuję to pustka i całkowita obojętność na świat. Kwint esencja odrętwienia połączona z totalną rezygnacją.

Po wysłuchaniu mojego cierpkiego sprawozdania, Oskar próbuje mnie żarliwie pocieszyć, ale jego słowa zupełnie do mnie nie trafiają. Równie dobrze mógłby mówić do ściany. Chyba w końcu dostrzega, że za wiele nie wskóra, bo ostatecznie bierze mnie na ręce i wynosi z mojej pracowni.

Poddaję się temu bez jakiegokolwiek sprzeciwu. Skoro przeznaczenie ma mnie w dupie, to ta jeż mam wyjebana na cały świat i to co się z nim wiąże. Już nic nie chcę. Niczego nie pragnę. Już nic się dla mnie nie liczy.

Jestem zbyt odrętwiała by zwrócić uwagę na to co Rossi ze mną robi. Posłusznie poddaje się jego zabiegom pozwalając by mnie rozebrał i umościł w wannie wypełnionej ciepłą wodą. Siedzą tak nieobecna myślami, a on myje moje ciało. Następnie stawia mnie na podłodze i osusza ręcznikiem. Gdy zanosi mnie i układa na łóżku kulę się na boku zwijając się w kulkę. Mimo obojętności na otocznie wyczuwam owijające się wokół mnie silne ramiona mojego męża, ale nic w związku z tym nie czuję.

Chce tylko zasnąć by choć na chwilę odpocząć od tego jak bardzo jestem beznadzieja.

Jestem cholernym słabeuszem, ale nic nie poradzę na to, że nie stać mnie na to by ponownie zacisnąć zęby i stawić czoła kolejnym przeciwnością. Prawda jest taka, że nie tylko nie potrafię utrzymać ciąży, ale i w nią zajść.

Pewnie ktoś inny patrząc na moją sytuację powiedziałby, skoro tak bardzo pragnę dziecka to powinnam spiąć tyłek i zrobić wszystko co będzie trzeba by osiągnąć swój cel, ale ja najzwyczajniej w świecie nie mam na to sił. Już nie. Nie po tym czego doświadczyłam. Za dużo już tych niepowodzeń.

Nie wyobrażam sobie bym miała przez kolejne miesiące na siłę walczyć o coś co jak widać nie jest mi pisane. Po co przeciwstawiać się przeznaczeniu, skoro ono i tak na pewno znajdzie sposób by mi jeszcze bardziej dowalić i nie dopuścić do tego bym kiedykolwiek wzięła na ręce swoje upragnione maleństwo.

-Śpij koniczynko. Nie denerwuj się na zapas. Jutro pojedziesz na badania i wtedy zobaczymy co dalej. - Rossi mruczy w moje włosy słowa pocieszenia, ale ja nie chcę ich słuchać.

Nie ważne jakie będę miała wyniki, bo to będzie oznaczać albo konieczność przyjmowania kolejnych leków w celu ustabilizowania moich hormonów, które postanowiły sobie ze mnie zakpić albo potrzebę dalszej diagnostyki i nieustającą bitwę z moim organizmem, a ja naprawdę nie mam już na to sił...

............ 

Jestem ciekawa Waszych wrażeń po tym rozdziale :) 

do następnego :) Buziaki!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top