1.Rozpoczęcie roku
[Sebastian]
Słysząc budzik podniosłem się leniwie z łóżka. Wyłączyłem alarm i odblokowałem telefon z zamiarem sprawdzenia godziny.
— Japierdole...Dzisiaj rozpoczęcie — mruknąłem pochodząc do szafy.
Wygrzebałem z niej czarne dżinsy oraz białą koszulę. Ubrałem je i wyciągnąłem krawat. Zawiązałem go schodząc po schodach. Zerkając na czas ubrałem buty i przeczesałem włosy palcami. Wpakowałem telefon oraz klucze do kieszeni po czym sięgnąłem po deskorolkę. Wybiegłem z domu i opuściłem dużą posiadłość. Stanąłem na desce i odepchnąłem się w odpowiednim kierunku.
Zatrzymałem się dopiero pod swoim miejscem docelowym. Podniosłem z ziemi swój środek transportu i poleciałem na dziedziniec spotkać się z nową klasą. Cóż nową, ponieważ przez wagarowanie oraz niezdawanie testów nie przeszedłem dalej. Jednak nie przejmowałem się tym. Znałem każdego, a nawet miałem i w zasadzie mam dwójkę przyjaciół. Będzie łatwiej uprzykrzać ludziom życie.
Zauważając w oddali zieloną czuprynę krzyknąłem, a chłopak odwrócił się. Podszedłem bliżej i zbiłem z niższym pionę.
– Siema Mason, gdzie Ethan?
– Cześć. Pisał, że zaraz będzie.
– Bu! – krzyknął ktoś za mną.
– Nigdy Ci to nie wyjdzie – zaśmiałem się widząc blondyna, a ten tylko wydął dolną wargę.
Rozmawialiśmy dopóki na podest nie wyszła dyrektorka. Zaczęła coś mówić przez mikrofon, aczkolwiek nie interesowało mnie to w najmniejszym stopniu. Niecałą godzinę później poprosiła nas o skierowanie się do odpowiednich sal w celu rozdania planów lekcji oraz kluczyków do szafek. Dowlekłem się tam jako ostatni. Nauczyciel od matematyki zgromił mnie wzrokiem, a ja uśmiechnąłem się głupio siadając obok Zoe. Kiedy każdy otrzymał potrzebne mu przedmioty zezwolono nam wyjść. Naturalnie rzecz biorąc jako pierwszy zniknąłem z pomieszczenia. Nie długo później obok mnie stanął Ethan.
– Robimy dziś coś? – zapytał.
– Ja mam zamiar spać – uśmiechnąłem się, a ten przewrócił oczami.
– Nie. Potem coś ogarnę.
– Mogłem się spodziewać – parsknął śmiechem. – To ja spadam. Umówiłem się z Masonem. Jak się wyśpisz albo rozmyślisz to zadzwoń.
Kiwnąłem głową, a ten już po chwili zniknął z mojego pola widzenia. Westchnął cicho i ruszyłem w kierunku wyjścia. Stojąc na dziedzińcu wszedłem na swoją deskę i odepchnąłem się. Ruszyłem w stronę domu zastanawiając się nad tym, czy nie dołączyć do chłopaków.
Docierając do domu przeszedłem do salonu i usiadłem na parapecie otwierając okno na roścież. Wyjąłem papierosa z paczki leżącej tuż obok. Odpaliłem ją i wsadziłem do ust zaciągając się. W tym samym momencie wyjąłem telefon. Wybrałem numer do Ethana. Czekając, aż odbierze zacząłem robić z wypuszczanego dumy okręgi, które rozpływały się w powietrzu.
– Czeeeść Sebuuuś! – krzyknął.
– Daj mi zjebie Masona – zrezygnowałem słysząc w jakim jest stanie.
– MASON, CHODŹ TUTAJ –tym razem wydarł się.
– Halo?
– Naprawdę jesteście już pijani?
– On tak, ja nie. Jest jeszcze kilka osób, wpadasz?
– Zaraz będę. Zgaduje, że mam przyjechać do Ciebie.
– Bingo.
Rozłączyłem się i wyszedłem na górę. Ściągnąłem z siebie koszulę i zacząłem grzebać w szafie. Założyłem na siebie czerwoną koszulkę i poprawiłem włosy. Przeciągnąłem się i z powrotem zszedłem na dół. Chwyciłem portfel oraz kluczyki od auta wychodząc. Wszedłem do garażu i wsiadłem do swojego całkowicie czarnego mustanga. Odjechałem z posiadłości z piskiem opon.
[Max]
Wstałem jeszcze przed budzikiem słysząc jak ojciec rozwala coś w kuchni w akcie złości. Ubrałem się elegancko i przeczesałem włosy. Poprawiłem okulary i spojrzałem na godzinę. Wiedząc, że zaraz mam autobus podszedłem do drzwi. Uchyliłem je i rozglądnąłem się. Nie widząc dorosłego szybko czmychnąłem przez korytarz. Spojrzałem do kuchni połączonej z salonem. Wszędzie walały się butelki. Ojciec spał na kanapie. Najciszej jak umiałem wyszedłem z domu i zbiegłem po schodach. Nie zastanawiając się pobiegłem na przystanek. Wleciałem do stojącego pojazdu i usiadłem na swoim ulubionym miejscu.
Powędrowałem na dużą salę gimnastyczną gdzie dyrektor uspokajał uczniów. Stanąłem z boku rozglądając się nerwowo. Nikogo tutaj nie znałem. Po akademii zaproszono nas do sal w celu rozdania potrzebnych rzeczy. Po drodze ktoś podstawił mnie nogę. Wylądowałem na ziemi.
– Co za ofiara.
Usłyszałem śmiech tuż za sobą przez co wzdrygnąłem się. Jedyne na co mnie było stać to szybkie podniesienie się i ekspresowe odejście. Wszedłem do sali i zająłem miejsce. Na szczęście formalności nie trwały długo dzięki czemu już po chwili byliśmy wolni. Standardowo wyszedłem jako ostatni. Udałem się do wyjścia unikając wszystkich. Po opuszczeniu budynku spokojnym krokiem ruszyłem w stronę domu.
Uchyliłem drzwi, a w moją stronę poleciała butelka. Odruchowo przymknąłem drzwi, a ta rozbiła się. Ułamki szkła poleciały na ziemię. Do moich uszu od razu dotarł krzyk o wiele starszego mężczyzny, który zaczął mnie wyzywać. Dopiero po chwili, gdy dźwięki ustały, ośmieliłem się zajrzeć bardziej do środka. Wszedłem niepewnie będąc gotowym do ucieczki. Mój wzrok od razy spoczął na podłodze gdzie leżał mój ojciec. Mając nadzieję, że śpi zrobiłem kilka kroków w przód zatrzaskując wejście. Do moich nozdrzy od razy dotarła woń alkoholu. Zauważaj ruch z jego strony spanikowałem i uciekłem do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi na klucz i oparłem się o nie wypuszczając z ust powietrze.
__________
813
Tak o to prezentuje się pierwszy rozdział. Mam szczerą nadzieję, iż wyszedł dobrze. Za niedługo kolejny. ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top