6. brak pomocy

Dowiedzieliśmy się, że co trzy lata wypada spotkanie pod przykrywką wystawy w galerii sztuki. Zbierają się tam ważne osoby z całego świata, Mori jest jedną z osób, które tam się zjawiają. Pamiętam, że rzeczywiście Szef coś wspominał o ważnym spotkaniu co ten czas, ale więcej nic nie mówił, zresztą byłem w mafii tylko, gdy jedno z nich się odbywało. Ostatnie miało miejsce w zeszłym roku, musimy poczekać następne dwa lata.
Z jednej strony to dobra wiadomość jednak znów musimy czekać, aż zrobimy kolejny ruch.

Oddałem jeden precyzyjny strzał w środek głowy do bezbronnego mężczyzny. Hałas ten zawołał do nas Chuuye.

- Dazai! Co ty do cholery robisz? - spytał przerażony
- nic takiego, nie wygadał się... Strata czasu - powiedziałem żartobliwie, po czym wyszedłem z sali, zostawiając tam tylko Fiodora, Nakahare i zwłoki.

[Chuuya]
Uzupełniałem właśnie akta dotyczące ostatniego więźnia. W pewnej chwili usłyszałem strzał, pobiegłem prosto do pomieszczenia, w którym był brunet. Wbiegłem tam jak najszybciej umiałem, byłem przerażony. Dazai od lat używał broni i o to się nie martwiłem, ale kiedyś pod wpływem wyznał mi swoje największe marzenie. Oczywiście było to nic innego jak podwójne samobójstwo, dodał również, że chciałbym to zrobić w jego ulubionym miejscu, jakim jest właśnie sala tortur. Pomyślałem, że może znalazł kogoś, kto przystał na jego dziwne zamiłowanie do śmierci. Wszedłem tam, a Osamu stał cały i zdrowy. Wyszedł a ja z nadmiaru emocji uderzyłem w ścianę tak mocno, że metal się wygiął. Na to wszystko patrzył czarnowłosy, powiedziałem cicho, że ma w tej chwili wyjść. Nie zrobił tego, musiałem powtórzyć o wiele głośniej, by miał jakąkolwiek reakcje.
Oboje wyszli.

[Fyodor]
Zobaczyłem nietypową reakcje partnera Dazaia. Gdy spytałem o to Osamu on powiedział, że nie ma pojęcia o co mogło chodzić i powinniśmy się skupić na obmyślaniu nowego planu.

Spędziliśmy parę godzin, myśląc i zapisując wszystko ma kartkach, które potem łączyliśmy. Mieliśmy dopiero zaplanowany najbliższy miesiąc - co z pozostałymi?

Odłożyliśmy sobie resztę na inne dni, i tak dużo zrobiliśmy.
Był już wieczór, dzisiaj miałem swoją pierwszą ważną misję jako haker portowej mafii. Nie wiedziałem jeszcze co dokładnie będę musiał robić, ale doskonale wiem, że nie będzie to stanowić dla mnie problemu.
Pojechałem na wskazany mi adres, zostawiając w domu Osamu.

[Dazai]
Fiodor pojechał, spędziłem godzinę na oglądaniu telewizji, lecz to już było nudzące. Postanowiłem odwiedzić mojego sąsiada.
Zapukałem więc do drzwi mniejszego, niż mój domu. Po chwili otworzył mi rudowłosy, który widocznie niedawno wrócił do domu z pracy.

- och! Cześć Chuuya! Przyszedłem w odwiedziny! - krzyczałem wręcz zachwycony swoim pomysłem, jakim było przyjście tutaj
-... wchodź

Rozejrzałem się po domu, różnił się od mojego, ale był w podobnym stylu. Nakahara zaproponował mi whisky jednak odmówiłem, wzięliśmy więc po piwie.
Z początku niższy był do mnie niechętnie nastawiony.

- dopiero wróciłem, a ty już przychodzisz... - mówił
- było tak długo nie zostawać w pracy!
- A zgadnij, kogo to wina? Kto wyszedł, jakby nigdy nic w nawet nie połowie dnia? To twój pierwszy dzień, a już robisz co ci się podoba! - krzyczał, będąc zły na moje zachowanie, bawiło mnie to.

Po jakimś czasie zaczęliśmy rozmawiać tak, jakby wcale nie minęły dwa lata. Odbyliśmy wiele szczerych rozmów tego wieczora, zaczynając od tej sytuacji z dzisiaj, kończąc po moim odejściu z mafii. Nie powiedziałem jednak prawdy o tym, co tu znowu robię.
Chuuya tłumaczył mi, dlaczego tak się przejął, gdy usłyszał strzały, w jego głosie można było poczuć nutę smutku, ale on starał się nie dawać po sobie poznać. Przytuliłem go śmiejąc się, że nie umrę w tak nudny sposób.

Nim się obejrzałem było już po drugiej, rozmawialiśmy tak beztrosko przez parę godzin. Poruszyliśmy tej nocy tak wiele tematów, że mogłoby się zdawać, że nie mamy przed sobą tajemnic - jednak ja miałem ich wyjątkowo dużo.
Gdy przyszedł czas na pożegnanie niższy ewidentnie próbował mnie pocałować, odepchnąłem go.

- Chuuya? Co ty robisz?
- Przepraszam...
- jasne, ale proszę nie rób tak więcej, to byłoby nie fair w stosunku do Fiodora.

Nie odwracając się już za siebie, po prostu wróciłem do swojego domu.

[Chuuya]
Chciałbym to zwalić na wpływ alkoholu, ale dzisiaj nie mogłem. Przez chwilę myślałem, że skoro tak dobrze nam się rozmawia, jakby wcale te lata nie minęły, to znaczy że nasza relacja się nie zmieniła - byłem w ogromnym błędzie. Pierwsze co zrobiłem po wyjściu Osamu to wzięcie jednego z win stojącego w kuchni. Nawet go nie nalewałem, piłem prosto z butelki. Z tamtego dnia już niewiele pamiętam, obudziłem się na podłodze w salonie godzinę przed rozpoczęciem pracy. Musiałem doprowadzić się do dobrego stanu i jechać do mafii.

W pracy omijałem Dazaia jak tylko mogłem, po pracy, zasłaniając wszystkie rolety zaczynałem pić. Po paru dniach, gdy właśnie byłem pod wpływem usłyszałem pukanie do drzwi, w pełni to zignorowałem, nalewając sobie kolejny kieliszek. Po chwili usłyszałem, że ktoś wchodzi, modliłem się, by to był włamywacz - lepsze to, niż Osamu.
Niestety to właśnie był ten drugi. Nie spojrzał się nawet na mnie, zabrał wszelkiego rodzaju alkohole i włożył je z powrotem do barku. Czułem się, jakbym go zawiódł, jakby miał przymus opiekowania się mną. Po chwili zaczęło kręcić mi się jeszcze bardziej w głowie, oparłem się czołem o stół i pamiętam tylko chwilę zasypiania.
Dziś wyjątkowo obudziłem się w swoim łóżku, miałem ubrana piżamę i ubrania złożone w niechlujny sposób. Zrozumiałem, że ktoś musiał mi pomóc. Gdy tylko zacząłem łączyć fakty głowa zaczęła boleć mnie sto razy bardziej, niż wczoraj.

Zszedłem na dół, gdzie czekał na mnie liścik o treści:
„Jeśli chcesz coś zjeść, zapraszamy do nas <3".
Zirytowany rzuciłem kartkę na stół, po chwili usłyszałem burczenie w brzuchu. Tak, chce coś zjeść.

Ubrałem się w najlepszy strój i poszedłem do budynku naprzeciwko. Otworzył mi brunet, w tym czasie jego współlokator robił nam śniadanie. Zaprosił mnie do środka.

Po chwili już było jedzenie, niesamowicie żałośnie się czułem w tej sytuacji, ale co mógłbym zrobić.
We trójkę rozkoszowaliśmy się naprawdę dobrym posiłkiem. Widocznie Fiodor w przeciwieństwie do Osamu umie gotować.
Poprosiłem o podanie mi soli, czarnowłosy bez problemu to zrobił. W momencie gdy tylko miał mi ją już podać, Dazai zdenerwowany złapał go za nadgarstek, pytając się, czy może tak nie robić. Zignorowałem to i wziąłem sól, którą podał mi już egzekutor.
Po chwili, gdy wszystko wróciło do normy zacząłem temat.

- ej... Dazai? Nie uważasz, że jesteś trochę przesadny? - spytałem
- ani trochę, jak bardzo wam zależy, to złapcie się ładnie za rączki! - mówił dalej zirytowany
- hmm... Serio nie musisz być aż tak zazdrosny, to totalnie nie mój typ. I myślę, że ze wzajemnością... - mówiłem, próbując nie pogorszyć sprawy
- ACH! Zabije cię Fiodor... - powiedział brunet z głową w dół spuszczoną z zażenowania.

Wytłumaczył, że bał się, że tak pomyśle, ale to nie tak. Fyodor dokończył tłumaczenie tego, miał zdolność: „zbrodnia i kara" która polegała na zabijaniu poprzez dotyk, nie mógł tej zdolności wyłączyć - tak samo jak Dazai.
Zacząłem rozumieć, dlaczego mój partner wyrywa się tak mocno, gdy jestem bliżej jego... „znajomego"?

************************************
Od dnia, gdy wspólnie jedliśmy śniadanie minęło parę dni. Dużo się nie zmieniło.
Każdego dnia od razu po pracy siadałem w salonie i brałem butelkę do ręki, piłem tak dużo, że pamiętałem wszystko jak przez mgłę. Każdego ranka z potwornym kacem żałowałem swoich czynów, z jakiejś przyczyny dalej sięgałem po alkohol. Dazai codziennie przychodził, robił mi posiłek, zaprowadzał do łóżka, szykował ubrania na następny dzień i ustawiał budzik. Troszczył się o mnie... Być może piłem tyle, by on dalej się mną opiekował. Radowała mnie wiedza, że spędza ze mną czas - niestety w taki, a nie inny sposób.
Te dni ciągu alkoholowego zdawały się nie mieć końca. Miałem w domu tak wiele różnych wódek i win, a dalej powtarzałem, że więcej ich nie wypije.

Jednego z tych dni, które pamiętam, jak przez mgłę znów przyszedł Dazai. Sam nie wiem, dlaczego, ale byłem dla niego wyjątkowo niemiły - to właśnie on każdego dnia mi matkuje, opiekując się mną.
Zdaje, że się pokłóciliśmy, ledwo to pamiętam. Osamu się zdenerwował pierwszy raz, od kiedy moje życie tak wygląda - NIE. Pierwszy raz dał po sobie poznać, że go to denerwuje. Wprost kazał mi przestać. Miał całkowitą rację, powinnienem przestać.

- Chuuya! Nie możesz tyle pić, musisz przestać. Rozumiesz? - starając się zachować spokój mówił brunet
- mówisz mi, że mam nie pić?! Sam pewnie dalej chowasz rany pod stertą tych gównianych bandaży! - nie zrozumiałem w tamtej chwili, że to, co powiedziałem nigdy nie powinno wychodzić z moich ust.

Egzakutor jedynie się na mnie spojrzał dobrze znanym mi wzrokiem, każdy, kto zna mnie i moją historię tak się na mnie patrzy. Myślałem, że on nigdy nie będzie mnie widział jako tego żałosnego, widocznie się myliłem.
Wyszedł, trzaskając drzwiami. Pamiętam tylko jak dopiłem resztę butelki.
Obudziłem się rano na podłodze, nie czekało na mnie śniadanie lub złożone ubrania, nie obudził mnie nawet budzik.

[Dazai]
Poszedłem rano do pracy, cały dzień siedziałem w gabinecie z Morim, by jak najskuteczniej omijać rudowłosego. Jest typem osoby: nie wiem, ale się wypowiem.
Słyszałem wiele różnych tekstów dotyczących mojego problemu, ale Chuuya był jedną z osób, które nigdy się nie odezwały w tej sprawie. Zawsze udawał, że o tym nie wie i tego nie widzi. Z jednej strony to dobrze, bo nie zadawał niewygodnych pytań, lecz z drugiej, może gdyby się tym zainteresował wcześniej, nie ciągnęłoby się to za mną latami.

Po pracy wróciłem do domu, gdzie czekał na mnie Fiodor, spędziliśmy wspólnie wieczór, gdy nagle przerwało nam pukanie do drzwi. Postanowiłem otworzyć.
W progu stał zdenerwowany Chuuya, który wymierzył cios prosto w moją twarz, nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Zaczął krzyczeć na mnie, ale ja nie wiedziałem, o co mu chodzi.

- dlaczego? Dlaczego wpierdalasz się z butami w moje życie? Kiedy ty piłeś na opór i brałeś wszystko, co ci dali ja jakoś nie reagowałem! - krzyczał wściekle
- ale - nie zdążyłem powiedzieć, bo ktoś mnie wyprzedził
- może problem tkwi w tym, że nie reagowałeś? Nie pomyślałeś, że mógł wtedy potrzebować pomocy? - mówił z wyjątkowym spokojem Rosjanin stojący za mną
- nawet jeśli chciałbym mu pomóc, to nie dałbym rady! Spędziłem z nim o wiele więcej lat, niż ty i doskonale wiem, że JEMU JUŻ NIE DA SIĘ POMÓC!

Słuchałem tego, jak dwie osoby mówią o mnie w taki sposób, jakby mnie tam nie było. „Jemu już nie da się pomóc" - to zdanie słyszałem w kółko w głowie. Co jeśli mówi prawdę... Mnie naprawdę nie da się pomóc, a to wszystko jest tylko chwilowe?

[Fyodor]
Gdy wymiana zdań z naszym sąsiadem się zakończyła, a on wrócił do siebie mogliśmy porozmawiać. Powiedziałem Osamu o tym, że wylałam wszystkie zapasy alkoholu Chuuyi i przeprosiłem go za to, że on go obwinił. Spodziewałem się jakiejś reakcji, mógł mnie pochwalić lub wręcz przeciwnie, mógł się zaśmiać, lub na mnie nakrzyczeć, ale on jedynie patrzył się gdzieś na ścianę. Machnąłem ręką przed oczami, powtarzając jego imię. Zareagował po chwili, powiedział coś pod nosem i poszedł do sypialni. Nie usłyszałem co mówił, ale pomyślałem, że to nic takiego. Poszedłem do kuchni zrobić nam herbatę byśmy mogli usiąść i porozmawiać o głupotach. Gdy szedłem z dwoma pasującymi do siebie kubkami zobaczyłem Dazaia. Zakładał właśnie buty. Stałem zaledwie parę metrów od niego, a on nawet się nie odwrócił, wyszedł.

Zaniosłem herbaty do salonu i jedną wypiłem samemu, czekałem, aż wróci, by dać mu drugą. Był już środek nocy, herbata była zimna, a jego wciąż nie było. Przypominało mi to czasy jak mieszkaliśmy w Madrycie, a brunet znikał co wieczór.
Nie odbierał telefonu. Nie chciałem tego ignorować i sprawdziłem jego lokalizację. Był daleko, w samym środku miasta.
Wyszedłem na podjazd, by zobaczyć puste miejsce, pojechał tam autem. Zacząłem się martwić i obwiniać - dlaczego tak późno sprawdziłem jego lokalizację? A co, jeśli znowu coś wziął?

[Chuuya]
Nie mogłem się napić - nie miałem czego. Siedziałem na balkonie i wypalałem ostatniego papierosa. W pewnej chwili zobaczyłem czarnowłosego mężczyznę mieszkającego naprzeciwko mnie. Wyglądał na zdenerwowanego. To ta sama osoba, która zaledwie parę godzin wcześniej powiedziała mi coś, czego dalej nie umiem przyjąć do wiadomości.
Zobaczyłem, że brakuje auta, które jak się nie mylę jest ich wspólne. Pomyślałem, że może chodzić o Osamu, poszedłem do sąsiada.
Fiodor wytłumaczył mi co się stało - zakłuło mnie to w sercu. Być może to moja wina, że teraz brunet nie siedzi w domu, a w jakimś barze. Dostojewski chciałbym dał mu swój pojazd, jednak ja się nie zgodziłem, to ja zawiniłem, i to ja powinienem po niego jechać.

Wsiadłem na motor i ruszyłem do wskazanego przez niego miejsca. Nie zastanawiałem się nawet, skąd wie, gdzie jest, to teraz nie było ważne. Jechałem mocno przekraczając prędkość, niedługo byłem już na miejscu.
To był bar o nazwie „Lupin". Znałem to miejsce jedynie z opowieści. Wszedłem, by zobaczyć pijanego bruneta opartego głową o stół. Nie zwrócił nawet uwagi, że przyszedłem.

- halo? Ziemia do Dazaia!? Wstajemy! Muszę cię stąd zabrać! - mówiłem, jednocześnie chwytając wyższego za ramię
- już wstaje! Już wstaje! - jak powiedział tak zrobił, wstał i nawet trzymał się na nogach
- dasz radę iść sam czy ci pomóc?
- Dam radę! - powtarzał w kółko jak dziecko, różnica jest taka, że dziecko nie wypiłoby samo tyle alkoholu.

Osamu był na tyle przytomny, by trzymać się mnie, gdy jechaliśmy na motorze, stwarzało to ryzyko, ale wyboru nie mieliśmy.
Dałem mu jeden z kasków nieużywany od lat, specjalnie zamontowałem w obu głośniki i słuchawki, by bez przeszkód słyszeć się i rozumieć. Zwykle nie korzystałem z kasku, ale gdy jechałem z nim... lubiłem słuchać jak opowiada mi o byle czym.

Przez większość drogi się nie odzywał, odpowiadał jedynie na pytanie czy wszystko dobrze i czy się mocno trzyma. Gdy wysiedliśmy w moim garażu dopiero zaczął mówić. Gadał jakieś przypadkowe rzeczy, w pewnej chwili podszedł do mnie i spojrzał się mi w oczy. Rzuciłem jakimś beznadziejnym żartem, gdy ten mi przerwał, mówiąc: Kocham Cię. To mnie zaskoczyło, nie dał mi czasu na odpowiedź, ponieważ mnie pocałował. W tamtym momencie poczułem nieopisane szczęście, które za chwilę musiało mnie opuścić.
Po skończonym pocałunku powtórzył znowu wyznanie, te, na które nadzieje miałem, od kiedy wrócił. Z pewną różnicą. Na końcu zdania wypowiedział imię kogoś innego.
„Kocham cię, Fiodor.".

************************************

[Dazai]
Obudziłem się rano z potwornym kacem, nie pamiętam powrotu do domu ani większości picia.
Gdy schodziłem ze schodów usłyszałem rozmowę dwóch doskonale znanych mi osób. Usiadłem na schodku i podsłuchiwałem rozmowy, którym głównym tematem byłem ja.

-... jeśli chcesz wiedzieć, to u niego już lepiej, nic nie bierze i skończył z samookaleczeniem - mówił Fiodor
- nie wierzę... ale dziękuję... - odpowiedział zdezorientowany rudzielec
- nie rozumiem, za co dziękujesz?
- Za to, że mu pomogłeś, dokonałeś tego, co ja uważałem za niemożliwe
- to nie jest coś za co powinieneś mi dziękować, dziękować mogę jedynie ja Osamu, że pozwolił mi sobie pomóc.

Wróciłem do pokoju, wbiegłem tam jak najszybciej mogłem. Trzasnąłem drzwiami i wybuchłem niekontrolowanym płaczem. Fiodor mówił z wielkim przekonaniem, że mi pomógł - owszem, nie biorę już nic i również nic sobie nie robię, ale w mojej głowie dalej nie ma porządku. Każda najmniejsza rzecz, która dochodzi do tego burdelu sprawia, że ponownie chce zniszczyć to przed, czym ratowali mnie Odasaku i Fiodor... to nad, czym tyle pracowałem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top