5. informacje
[Chuuya]
Od imprezy minął ponad tydzień, przez ten czas ani razu nie widziałem Osamu. Cieszyło mnie to, ale i zastanawiało... Wrócił tylko do posady kierownika? Nie będziemy znowu tworzyć duetu, albo nawet pracować razem jako egzekutorzy? Te pytania ciągle kręciły mi się po głowie. Z jednej strony nie chciałem więcej go widzieć, a z drugiej chciałem, by było jak dawniej, nasuwa się pytanie: czy mogłoby być jak dawniej?
Z samego rana otrzymałem telefon, gdy tylko przyjadę do pracy mam stawić się w biurze szefa. Tak również zrobiłem.
Zapukałem do wielkich drewnianych drzwi, czekając na odpowiedź, gdy usłyszałem, że mogę wejść ochroniarze mnie przepuścili. Po wejściu do czerwono-brązowego pokoju ujrzałem dwie postacie. Jedną był szef, który właśnie mnie tu zwołał a drugą... Nie, kto inny jak Dazai. Spojrzałem się zniesmaczony na bruneta siedzącego z nogami opartymi o biurko na „świętym miejscu", na którym rzekomo siedzieć mógł tylko Mori, od zawsze szef pozwalał Osamu tam siedzieć z nieznanych przyczyn.
Moja obecność zdawała się nie ruszać brązowookiego, grał w jakąś grę na telefonie i zupełnie olewał to, co mówi Mori.
Szef powiedział mi o tym, że blok, w którym mieszkam musi zostać sprzedany, jest to najstarszy budynek mieszkalny należący do portowej mafii i szef planuje kupić zupełnie inne mieszkania dla pracowników.
Oczywiście od lat miałem propozycje przeprowadzenia się do nowszych apartamentów, które oferował mi Mori, jednak nie mogłem zostawić tego miejsca. To tu mieszkałem z Osamu od 15. roku życia. Nie chciałem mówić tego na głos i jedynie przytaknąłem na tę informację. Czarnowłosy powiedział, że mam się spakować w przeciągu dwóch dni i pojechać na wskazany adres, gdzie czeka na mnie mój tymczasowy dom.
Mori kazał Osamu odłożyć grę i zapisać dyktowany przez niego adres. Gdy brunet usłyszał cały adres parsknął śmiechem, nie mam pojęcia, dlaczego, pierwszy raz słyszę ten adres. Zapisał informacje na karteczce i mi ją wręczył z niesamowicie sztucznym uśmiechem. Wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się do piwnicy, gdzie mieściło się dokładne miejsce mojej pracy.
Dzień minął wyjątkowo dobrze. Żadnych trudnych więźniów ani zbyt dużo papierkowej roboty. Wróciłem do mieszkania jedynie, myśląc o tym, że niedługo je opuszczę. Zacząłem się pakować. Jeszcze tego samego wieczoru gotowy byłem zacząć w nowym miejscu.
Mój dom był mały, ale wydawał się przytulny z zewnątrz. Gdy byłem już pod drzwiami zrozumiałem, że Mori nie dał mi kluczy — a ja z tego całego zamieszania zapomniałem o tym. Wykonałem telefon do osoby, która mi załatwiła ten dom, kazał mi iść do sąsiada z domu, naprzeciwko który ma ten klucz. Humor mi od razu wrócił do normy.
Zostawiłem walizkę oraz torby pod drzwiami i sam poszedłem do budynku naprzeciw. Był to odrobinę większy dom, niż ten mój, zadzwoniłem dzwonkiem, czekając na odpowiedź. Zacząłem pukać i dzwonić na przemian już zirytowany. Widziałem zapalone światło w jednym z pokoi i wcale nie było późno. Po niesamowicie długiej chwili oczekiwania ktoś raczył mi otworzyć.
Gdy drzwi zostały otwarte mym oczom okazał się dobrze znany mi mężczyzna. Miał na sobie koszulę, która najprawdopodobniej nawet nie należała do niego, spodnie z rozpiętym paskiem, które dziś nosił oraz... całą szyję i klatkę piersiową ozdobioną w czerwono-różowych śladach.
– och! Chuuya!? Myślałem, że będziesz jutro – mówił, poprawiając sobie włosy
-... Nie chce nawet wiedzieć, w czym ci przerwałem i co tu robisz. Daj mi klucze.
– Proszę! – krzyknął, wyciągając je z kieszeni swoich spodni
– obrzydliwe... – parsknąłem i wyszedłem z progu drzwi.
Nieświadomie odwróciłem głowę w stronę drugiego już pokoju, w którym świecą się światła. Przez duże okno widziałem czarnowłosą postać, którą miałem okazję jedynie raz spotkać. Patrzyłem chwilę, obserwując, jak Dazai wchodzi do tego samego pokoju i przytula od tyłu Fiodora. W tamtej chwili odwróciłem się i pokierowałem prosto do domu.
Wszystko było urządzone nowocześnie, ale jednocześnie przytulnie. Dom był naprawdę piękny.
Siedziałem do późna w nocy w salonie, oglądając jakiś głupi film, nie wyobrażałem sobie usnąć po takim dniu. Rano jednak obudziły mnie śpiewy ptaków, na zegarze była już dziesiąta co oznaczało, że jestem już mocno spóźniony.
Przebrałem jedynie szybko ubrania jednocześnie, zamawiając taksówkę – motorem nie zabrałbym wczoraj tak wielu rzeczy, więc ponownie musiałem zainwestować w taxi.
Wbiegłem szybko do budynku, mając nadzieję, że nikt nie zauważy tak ogromnego spóźnienia. Gdy wszedłem do piwnicy ujrzałem śpiącą na kanapie postać. Musiałem, aż przetrzeć oczy, by upewnić się, że to na pewno jest prawdziwe. Ta sama osoba, która przez ponad dwa lata tam nie leżała znów wysypia się, jak gdyby nigdy nic.
Uderzyłem go jedną z poduszek, jaka leżała na podłodze. Momentalnie się obudził.
– czeeeesc, Chuuya – mówił, ziewając
– dlaczego śpisz akurat tutaj? Co ty tu właściwie robisz? – spytałem zdenerwowany jego obecnością
– odsypiam, jestem zmęczony – oznajmił, po czym położył się z powrotem na kanapę
– czym ty niby jesteś taki zmęczony? – wypowiadając te słowa zrozumiałem o co mogło mu chodzić
– opisać ci ze szczegółami jak bardzo zmęczył mnie wczoraj Dostojewski? – mówił to z niesamowicie pewnym siebie uśmiechem.
Odwróciłem się zażenowany swoim własnym pytaniem i ignorując Dazaia usiadłem do biurka. Po chwili brunet znowu się odezwał.
– e! Chu-chu! Będziemy znowu razem pracować! Nie cieszysz się?
– Nie mów tak do mnie. Nie, nie cieszę się.
– ojc! Zabolało!
Kończąc zdanie wstał i z maślanymi oczami kręcił się wokół mojego biurka, mówiąc, jak bardzo go ranie tymi słowami. Ignorowałem to tak długo jak tylko mogłem. W pewnej chwili nie wytrzymałem i odszedłem od biurka, idąc w głąb pomieszczenia. Stwierdziłem, że wyżyje swoją złość i zirytowanie na jednym z więźniów.
Dazai oczywiście poszedł za mną.
– a to kto? – spytał brązowooki
– Kitamura Montarō, szpieg, zabił paru naszych przy użyciu swojej zdolności, gdy próbował uciec ze skradzionymi dokumentami
– och, brzmi interesująco, mogę go przesłuchać?
– To więzień Ace, musisz go wpierw spytać, w tej chwili powinien być w głównym więzieniu w sektorze C
– bardzo dziękuję Chu-chu! – powiedział, po czym wybiegł.
Pierwszy jego więzień od dawna, w pełni go rozumiem.
Wróciłem do biurka, by uporządkować dokumenty.
[Dazai]
Wszystko zgodnie z planem. Muszę jedynie porozmawiać z Ace.
Poszedłem do miejsca, które wskazał mi Chuuya, tam też się znajdował białowłosy.
– witaj, A! – powiedziałem niesamowicie entuzjastycznie
– Dazai? Ile ja cię nie widziałem! Od twojego oficjalnego przyjścia ani razu nie rozmawialiśmy! Co cię do mnie sprowadza?
– zainteresował mnie jeden więzień z sali w biurze, słyszałem, że należy on do ciebie
– och, tak. Nic nie mówi bez względu co robię, ma informacje o pewnym przedmiocie, na którym bardzo mi zależy...
– mogę go przesłuchać? – spytałem prosto z mostu
– naprawdę bym chciał ci pozwolić, jesteś uważany za najlepszego w tej dziedzinie... ale nie mogę ot tak ci go oddać, przecież wiesz...
Doskonale wiedziałem, że Ace nigdy nie oddaje więźniów, interesuje go wymiana.
– mam kogoś na wymianę, mężczyzna wie wiele o jakiejś księdze, nie mam pojęcia o co z nią chodzi, ale TY lubisz takie przypadki. Ma niesamowicie silną zdolność – w dodatku niepowtarzalną.
– Och! Brzmi wspaniale! Na czym polega jego zdolność? – mówił a jego oczu świeciły się jak złote monety
– jego zdolność to „encase". Potrafi zamknąć świadomość innej osoby we własnej głowie.
– Jak nazywa się ten więzień? – spytał zachwycony A
– nazywa się Fiodor Dostojewski.
[Fyodor]
Siedziałem w pustej celi więziennej, miałem materiałową torbę na głowie i czekałem, aż ktoś po mnie przyjdzie. Usłyszałem nieznane mi kroki, wszystko idzie zgodnie z naszym planem.
Ktoś zdjął materiał z mojej głowy, odzyskałem przy tym wzrok. Mym oczom ukazał się mężczyzna, który doskonale pasował do opisu, to musiał być Ace. Rozpiął pasy, które mnie trzymały i niesamowicie podekscytowany coś mówił, prowadząc mnie do jakiejś sali.
Gdy tylko otworzył drzwi zobaczyłem mały pokój, w którym nie było zbyt wiele przedmiotów, rzucił mi się w oczy stary zegar i karty leżące na stole. Egzekutor poprosił mnie bym usiadł, tak też zrobiłem.
– Witaj! Nie chce, by ta rozmowa odbywała się w jakiś okropny sposób! Porozmawiajmy jak starzy, dobrzy przyjaciele! – mówił białowłosy
-... O czym chcesz ze mną rozmawiać?
– Doszły mnie słuchy, że wiesz, co nieco o księdze! – mówił, nie umiejąc się opanować
– och, wiem o niej wyjątkowo dużo – powiedziałem z pewnością siebie, widząc, jak mój rozmówca wręcz nie może usiedzieć w miejscu
– domyślam się, że nie powiesz mi tego ot tak... Mam dla ciebie wiec ofertę, w zamian za informację zdobędę dla ciebie jakąś posadę w mafii!
– Nie jestem zainteresowany – odpowiedziałem bez emocji, tasując karty do gry
– nie myślałem, że mi odmówisz, co więc cię interesuje? – mówił dalej A
– gra
– słucham?
– Gra, zagrajmy. Jeśli wygrasz – powiem ci wszystko, co wiem, jeśli ja wygram – skorzystasz z mojej oferty
– dobrze, jak brzmi twoja oferta?
– Moją ofertą jest twoja śmierć.
Po moich słowach prawdopodobnie starszy ode mnie mężczyzna zaśmiał się, gdy tylko się uspokoił wyjaśnił mi w, co będziemy grać. Mieliśmy zgadywać karty – łatwizna, prawdopodobnie zna na pamięć całą talie, ale to ja grałem w to wielokrotnie z Dazaiem.
Zaczęła się gra.
Bez mrugnięcia okiem zgadłem wszystkie karty. Ace wsiekł się, że oszukuje i rozbił butelkę czerwonego wina na mojej głowie, po czym wybiegł z sali. Po chwili przyszedł rudowłosy nastolatek z nietypową obrożą na szyi. Był objęty zdolnością Ace.
Chłopiec mi się przedstawił, po czym zaczął wycierać ręcznikiem moją głowę. Karma – bo tak się nazywał, przeprosił mnie za swojego „pana". Uśmiechnąłem się i spytałem się, czy takie życie mu odpowiada, oczywiście się nie zgodził. Zaproponowałem mu, więc ucieczkę od takiego życia, powiedziałem mu o swojej fałszywej zdolności i o planie, który wykonam. Oczywiście plan również był kłamstwem.
Rzekomo miałem przenieść A do swojego „świata" i w międzyczasie w realu uciec, zabijając go, gdy on tkwił ze mną w świadomości.
– naprawdę mnie uratujesz? Nie chce więcej żyć takim życie... – mówił wyraźnie smutny Karma
– pomogę ci, obiecuję – odpowiedziałem.
Doskonale zdawałem sobie sprawę, że w pokoju jest podsłuch i A wszystko słyszy. Gdy tylko chłopiec wyszedł, wstałem i podszedłem do zegara. Przerwałem w nim jeden z kabli, a on przestał działać. Wracając do stołu podszedłem również do drzwi, do otworu na klucz włożyłem kawałek serwetki. Usiadłem i czekałem na powrót egzakutora. Minęła chwila, a on już przyszedł. Spróbował zamknąć drzwi od środka, ale to mu nie wyszło. Rzucił na stół nową partią kart i znów rozpoczęła się gra. Poznałem te karty – są często używane do oszustw, można rozpoznać, które to karta bez patrzenia na wzór. Ponownie wygrałem. Białowłosy nie był już zdenerwowany, wstał i zaczął się śmiać.
– naprawdę myślałeś, że się nie domyśle? – mówił
– nie rozumiem?
– To wszystko to twoja zdolność, te karty, drzwi i zegar który stanął na pewnej godzinie. Przejrzałem cię Fiodorze. – mówił pewny siebie, dotykając jednej z lamp stojących na meblu.
Uśmiechnąłem się jedynie, wstając od stołu, gdy byłem już w progu drzwi usłyszałem dźwięk spadającego krzesła. Kątem oka ujrzałem leżący taboret i wisząca nad, nim postać.
Wyszedłem, na korytarzu minąłem się z Karmą, był zachwycony tym, że rzeczywiście udało mi się wyjść i czeka go ratunek. Zaczął wręcz skakać z radości, powiedział głośne „dziękuję!", Na co ja poczochrałem jego włosy w taki sposób, jaki zwykle robią ojcowie swoim synom. Wyszeptałem ciche „proszę" i poszedłem dalej. Usłyszałem jak małe ciało pada na zimne kafelki.
Uratowałem go od takiego życia.
[Dazai]
Wróciłem do gabinetu niezwykle zadowolony. Udało mi się wymienić więźniów. Chuuya widział mój dobry humor i jedynie przewrócił oczami. Wróciłem do sali tortur, gdzie czekał na mnie mój nowy więzień.
Zacząłem zadawać pytania. Z początku nie miał zamiaru odpowiadać, ale gdy zaczynałem używać coraz, to gorszych metod powoli zaczął mówić. Powiedział mi tyle co już wiemy, stwierdził, że więcej nie może powiedzieć.
W pewnej chwili coś nam przerwało, dokładniej krzyki znanego mi rudzielca. Powtarzał w kółko, że tam nie można wchodzić, domyśliłem się, kto do mnie idzie. Fiodor wszedł do sali.
Miał wilgotne włosy i pachniało od niego alkoholem, zwróciłem mu o to uwagę, a on obiecał mi wszystko opowiedzieć w domu. Minęliśmy się, poszedłem z powrotem do głównego pokoju po laptopa.
– Dazai! Wiesz, że nie można tak o wchodzić do sali! Zrób z tym coś – krzyczał niższy
– Ojć... Radzę ci nie wchodzić! Nie chcę byś nam przeszkadzał... – mówiłem w jednoznaczny sposób jednocześnie, wyciągając z torby laptopa.
Chuuya dalej coś krzyczał, lecz to zignorowałem i wróciłem do czarnowłosego.
Wręczyłem laptopa Dostojewskiemu, a on zaczął czytać co chwilę, odwracając ekran w stronę związanego mężczyzny. Informacje, które czytał były między innymi o tym, gdzie mieszka jego rodzina, gdzie pracuje żona, gdzie dzieci chodzą do szkoły i wiele innych. Po usłyszeniu tego puścił parę z ust.
Dowiedzieliśmy się czegoś, czego nie mogliśmy się spodziewać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top