Nielegał cz. 5
*
Czy od tamtego wieczoru coś się zmieniło w ich wzajemnych relacjach? Jessie zadała sobie to pytanie już rankiem następnego dnia. Kiedy się obudziła, długo jeszcze leżała, rozpamiętując wszystkie wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Jeszcze raz odtworzyła rozmowę babci Christiny z ojcem – tym razem już nieco bardziej na zimno. Spokojnie połączyła wszystkie fakty. A więc wypadek samochodowy, w którym zginęła jej matka, był winą ojca, bo ten zdecydował się wsiąść za kierownicę po alkoholu. Mama nie chciała, ale ojciec postawił na swoim. Zaczął padać deszcz i coś wydarzyło się na drodze. Dlaczego ojciec nie poniósł konsekwencji, skoro był pijany? Tego nie wiedziała. Wywinął się i żył ze świadomością, że doprowadził do śmierci żony, matki swojego dziecka. Poczucie winy próbował zabić, upijając się i to było dla Jessie niezrozumiałe. Skoro to alkohol stanowił przyczynę tej całej tragedii, ojciec powinien go znienawidzić. Zamiast tego pił niemal każdego dnia, a czasami upijał się dosyć mocno. Co musiałoby się stać, żeby przestał? To było kolejne pytanie, na które nie umiała znaleźć odpowiedzi.
A potem Ron i druga część tego pamiętnego wieczoru – już dużo lepsza. Błogie uczucie bezpieczeństwa w ramionach najlepszego przyjaciela. Czy Ron zachował się tak, jakby zależało mu na niej bardziej niż tylko jak na przyjaciółce? Odpędziła te myśli. Nie było sensu się łudzić. Ron był atrakcyjnym bogatym chłopakiem. Ona – przeciętną nastolatką, wychowywaną przez babcię i ojca-alkoholika. A przecież widywała te wszystkie dziewczyny, które oglądały się za Ronem na ulicy. I oczywiście te ze szkoły, zwłaszcza od czasu, kiedy zaczął naukę w dziewiątej klasie. Jessie niejednokrotnie doświadczyła ich niechęci w związku z tym, że Ron nie ukrywał przyjacielskiej relacji, jaka go z nią łączyła. Sprawiał wrażenie, jakby zupełnie nie zwracał uwagi, co myślą i mówią o tym inni, a raczej inne. Czasami Jessie była zła na Rona, że tak otwarcie obnosi się z faktem ich zażyłych stosunków, bo to narażało ją na szykany i złośliwe docinki ze strony innych dziewczyn, które nijak nie potrafiły zrozumieć, co taki chłopak jak Ron widzi w takiej przeciętnej dziewczynie jak Jessie. Ale przecież nie mogła powiedzieć mu, żeby w szkole udawał, że się nie znają. Wiedziała, że poczułby się dotknięty, bo Ron taki właśnie był – szczery i prostolinijny – nie zrozumiałby, że powinien udawać tylko z tego powodu, że innym ich przyjaźń była solą w oku.
Ale w tamtym momencie niechęć dziewczyn ze szkoły nie stanowiła największego zmartwienia Jessie. Chodziło o ojca. O to, co wydarzyło się przed laty, pewnego późnego, deszczowego wieczoru, kiedy wracali z restauracji, gdzie Daniel Brook skusił się jednak na drinka. Jednego lub więcej. Czy coś wtedy świętowali? Czy ojciec zabrał mamę do tej restauracji, żeby uczcić coś szczególnego, czy zwyczajnie postanowili zjeść kolację poza domem, korzystając z okazji, że babcia Christina zajęła się ich trzyletnią córką? Zbyt wiele pytań pozostawało bez odpowiedzi. A Jessie miała nieprzepartą ochotę je poznać. I równie nieprzepartą ochotę wygarnąć ojcu wszystkie żale, jakie nagromadziły się w niej przez te wszystkie lata, a które w wyobraźni wygarniała mu niezliczoną ilość razy. Ale tylko w wyobraźni, bo nigdy nie znalazła w sobie dość odwagi, by to rzeczywiście zrobić. I tym razem też obawiała się, że skończy się tylko na wyobrażeniach, co powie i jakie zarzuty ciśnie mu w twarz. A przecież to nie ona powinna się obawiać takiej rozmowy.
Tego ranka wstawała z mocnym postanowieniem, że tym razem nie odpuści i wreszcie przeprowadzi tę rozmowę, którą prowadziła w myślach do znudzenia. Ale kiedy weszła do kuchni, gdzie ojciec przygotowywał sobie śniadanie i kiedy na dodatek zapytał, czy ma ochotę zjeść jajecznicę na bekonie, już wiedziała, że nie tylko niczego mu nie wygarnie, ale nawet nie zada żadnego z tych pytań, na które tak bardzo chciała poznać odpowiedź. Mruknęła tylko, że chętnie i poszła – a w zasadzie uciekła – do łazienki. Kiedy wróciła po kilkunastu minutach, talerz z parującą jajecznicą już czekał na nią na stole.
– W szkole wszystko w porządku? – spytał ojciec, jak gdyby nigdy nic.
Uniosła na niego zdziwione spojrzenie. Rzadko rozmawiali, a jeszcze rzadziej z jego inicjatywy.
– Już prawie wakacje... Jutro zaczyna się ostatni tydzień szkoły – powiedziała. – Teraz już nie ma powodu, żeby nie było w porządku.
– No tak... – Daniel Brook uciekł wzrokiem gdzieś w bok. – Zdarza mi się zatracać poczucie czasu. Może gdzieś się wybierzemy, kiedy zaczną się wakacje. Do zoo albo...
– Albo na plac zabaw – wpadła mu w słowo. – Do piaskownicy, tato. Nadrobisz stracony czas hurtem.
Odsunęła talerz z niedojedzonym śniadaniem i wyszła z kuchni. Kiedy przechodziła korytarzem, zadzwonił telefon. Odebrała i usłyszała głos Rona. Chciał się upewnić, czy z nią wszystko w porządku. Jego troska spowodowała, że na chwilę poczuła taki ucisk w gardle, że nie była w stanie wydusić słowa.
– Odpalaj żelaznego mustanga, Jess – odezwał się wreszcie Ron, bo wyczuł chyba, że jego przyjaciółka nie jest w najlepszej formie. – Pogoda jest wymarzona, przejedziemy się do Reed Park i posiedzimy nad Hillsborough River. Pamiętasz to miejsce, w którym byliśmy w zeszłym roku? – spytał, ale nie czekał na odpowiedź. – Sprawdzimy, czy w dalszym ciągu jest tak samo fajne jak wtedy.
Nie pozostawało jej nic innego, jak tylko wyprowadzić z garażu rower otrzymany trzy lata wcześniej w prezencie od Rona, a zwany przez niego „żelaznym mustangiem" i udać się na wycieczkę do parku przylegającego do brzegu rzeki Hillsborough.
Tak jak przypuszczała, Ron był w stanie diametralnie odmienić jej nastrój. Nie wracał do wczorajszej rozmowy, starał się odwracać uwagę od wszystkiego, co mogłoby zepsuć jej nastrój. I znakomicie mu się to udawało. Mimo że potrafił zachowywać się bardzo poważnie i odpowiedzialnie, to tamtego dnia był przede wszystkim szalonym, spontanicznym siedemnastolatkiem, któremu w głowie tylko dobra zabawa i wygłupy. Nie umiała oprzeć się temu radosnemu i żywiołowemu podejściu do świata, który tamtego dnia emanował z Rona jak światło z gigantycznego jupitera. Na kilka godzin stali się parą rozbrykanych dzieciaków i kiedy Jessie wieczorem rozpamiętywała wydarzenia mijającego dnia, nie potrafiła nie uśmiechnąć się mimowolnie na wspomnienie ich szaleńczej jazdy na rowerach do parku Reed, a potem wygłupów na brzegu rzeki Hillsborough. Znów przepełniała ją wdzięczność do Rona za to, że potrafił dokonać niemalże cudu i odwrócić jej myśli od tego, co wbijało ją w otchłań ponurej ciemności.
Przez cały ostatni tydzień trwania roku szkolnego nie zamieniła z ojcem więcej niż kilka słów. Wracała myślami do ich rozmowy przy śniadaniu tamtej ostatniej niedzieli i czasami pojawiało się w jej świadomości coś jakby wyrzut sumienia, że potraktowała dobrą wolę ojca zbyt obcesowo, że nie powinna była zareagować w taki sposób. W końcu wykazał inicjatywę, chciał dobrze – i nawet jeśli zrobił to nieporadnie, to czy mogła go winić? Z obawą myślała, czy jej reakcja nie pogorszy wszystkiego, bo może gdyby potraktowała ojca inaczej, to coś by się zmieniło. Może przestałby zapijać smutki i ich wzajemna relacja miałaby szansę wejść na właściwe tory. A ona mogła to wszystko zaprzepaścić, odrzucając wyciągniętą dłoń. Co, jeśli ojca zdołuje to jeszcze bardziej? Jeśli przez nią sytuacja się pogorszy? Tamten wypadek przed dwunastu laty... Przecież nie wiedziała o nim nic więcej poza strzępkiem rozmowy podsłuchanej ukradkiem. Czy miała prawo osądzać ojca tak kategorycznie?
Ostatniego dnia roku szkolnego, po zakończeniu lekcji, świętowała z Ronem. Rozpalili ognisko na specjalnie do tego przeznaczonym miejscu w pobliżu huśtawek, gdzie zwierzała mu się ledwie tydzień wcześniej. Piekli kukurydzę nabitą na zaostrzone patyki, do tego hot dogi – pomysł Rona. Wymyślił, by nabić na patyki bułkę z wetkniętą w środek parówką. Starała się nie wracać myślami do tego, co te myśli zajmowało niemal bez przerwy od prawie tygodnia. Ale Ron i tym razem stanął na wysokości zadania. Już wcześniej uzgodnił z babcią Christiną, że Jessie tego dnia zostanie u niego dłużej i że potem odprowadzi ją do domu. Dlatego już na początku zapowiedział, że ma się niczym nie martwić, zdać się na niego i cieszyć się z faktu, że zaczynają się wyczekiwane wakacje.
Kiedy siedziała przy ognisku, trzymając kij z nabitym na końcu hot dogiem, kiedy patrzyła na pogodną twarz Rona, nie mogła uwierzyć, że przy całej swej bezwzględności i okrucieństwie los wynagrodził ją jednak tak cudownym darem w postaci oddanego i szczerego przyjaciela, jakim był Ronnie Gubinov. A kiedy ognisko zaczęło przygasać, oboje położyli się na ziemi i wpatrywali w upstrzone gwiazdami niebo. Taki widok fascynował i zachwycał Jessie, od kiedy tylko zdołała sięgnąć pamięcią. Ronnie wiedział o tym doskonale i czasami żartował, że może powinna zostać słynnym astronomem.
Nie spodziewała się, że już następnego dnia rozstrzygnie się to, co od tak dawna chodziło jej po głowie i że stanie się to za sprawą ojca, że to z jego inicjatywy odbędzie się rozmowa, którą to ona planowała od tak długiego czasu. Daniel Brook zawołał ją do salonu przed południem. Dochodziła dwunasta, a Jessie nie widziała go z butelką piwa, jak to zwykle miało miejsce każdej soboty i niedzieli. Kiedy weszła do salonu, siedział na kanapie i niemal natychmiast wyłączył telewizor. Usiadła w fotelu naprzeciw. Mężczyzna przez chwilę nie odzywał się ani słowem, nawet nie spoglądał w jej kierunku. Jego wzrok błądził gdzieś w okolicach wielkiego okna wychodzącego na ogród.
– Może już czas, żebyś mi po prostu powiedział – odezwała się wreszcie. – Mam prawo wiedzieć. I tak, jestem już wystarczająco duża.
Spojrzał na nią przelotnie i odniosła wrażenie, jakby dopiero po tych słowach uświadomił sobie, że jego córka ma już piętnaście lat.
– Nawet nie wiesz, jakie to trudne...
– Dla mnie też – powiedziała. – Ale chcę wiedzieć. Chyba... Chyba wolę wiedzieć, niż ciągle powtarzać w głowie pytania, na które nie znam odpowiedzi.
– Pytaj – rzucił tylko krótko.
A zatem ta chwila nadeszła. Nie tak, jak się Jessie spodziewała, ale to nie było istotne. Miała poznać odpowiedzi na te wszystkie pytania. Miała je zadać. Tylko od którego zacząć?
– Pojechaliście wtedy do restauracji – odezwała się bezbarwnym głosem. – Z jakiegoś powodu czy tak po prostu?
Upłynęła chwila, nim odpowiedział.
– Chcieliśmy... – Daniel Brook wziął głęboki wdech i znów nastała chwila ciszy. Jessie miała wrażenie, że jej ojciec walczy ze sobą, że rozważa, czy powinien powiedzieć wszystko do końca, czy może lepiej będzie, jeśli pewne rzeczy nigdy nie staną się udziałem jego córki. – Chcieliśmy coś uczcić – powiedział w końcu.
– Co?
– Twoja mama... Wiedzieliśmy, że spodziewa się... spodziewa się dziecka i tego dnia zrobiła badania USG...
– Jezu...
Jessie ukryła twarz w dłoniach. Tego się nie spodziewała.
– Jessie, wybacz mi. – Głos Daniela brzmiał, jakby dobiegał z bezdennej otchłani. – Wiem, że nic mnie nie usprawiedliwia. Nic. Ale kiedy powiedziała mi, że lekarz stwierdził, że prawdopodobnie to będzie chłopiec... Miałem już córkę, a miał być teraz syn. Dwoje wspaniałych dzieci... Zwyczajnie zwariowałem ze szczęścia. Miałem nie pić, ale nie potrafiłem się powstrzymać. Zamówiłem drinka, potem jeszcze drugiego – wyrzucał z siebie słowa szybko, nerwowo. – Nic mnie nie usprawiedliwia. Nic – powtórzył jak echo. – Ale zabiłem dwie istoty, które kochałem najbardziej na świecie. I każdego dnia dziękuję losowi, że nie trzy. Że nie było cię wtedy z nami...
– Może lepiej, gdybym była! – przerwała mu piskliwym głosem.
– Jessie!
– Dlaczego cię nie zamknęli? – zapytała, nagle zupełnie zimnym, opanowanym tonem.
– Bo kiedy to się stało... Kiedy zobaczyłem Rosie... – Chciał powiedzieć, że zobaczył swoją żonę z zakrwawioną głową opartą o boczną szybę. A kiedy dostrzegł jej otwarte oczy, otwarte cały czas, bez najmniejszego mrugnięcia, zrozumiał, że to nie może być coś naturalnego, że to oznacza coś bardzo złego. – Znaleźli mnie w zaroślach na jakimś skwerku, pół mili od miejsca, gdzie to się stało. Następnego dnia, po niemal dwudziestu trzech godzinach. Wtedy badanie krwi na zawartość alkoholu już nic nie wykazało...
– Zostawiłeś mamę? – szept Jessie wdarł się w tok jego słów.
Na sekundę jego wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem córki.
– Zgłoszę się na policję i powiem im, jak było – odezwał się.
– Wyląduję w sierocińcu, zanim babcia wystara się o opiekę nade mną. Jeśli chcesz to zrobić, poczekaj, aż będę pełnoletnia. Ale nie wiem, co mogłoby to zmienić, poza jakimś dziwnym komfortem dla twojego sumienia. Nie jestem tylko pewna, czy w taki sposób zdołasz je oczyścić.
– Nie oczyszczę w żaden sposób, dopóki mi nie wybaczysz, a o to nie mam odwagi prosić.
– Mógłbyś. Może mógłbyś, gdybyś przez te wszystkie lata... Gdybyś postępował inaczej. Ale piłeś, pijesz i będziesz pił.
– Nie! – zaprzeczył szybko i jak się Jessie wydawało gorliwie. – Teraz się wszystko zmieni. Już nie będę pił. Najwyżej jedno piwo w weekend. Na pewno nie będę się upijał.
Kiedy tego samego dnia po południu spotkała się z Ronem i opowiedziała przebieg tej rozmowy, nie dostrzegła entuzjazmu, po tym, jak przekazała mu deklarację złożoną przez ojca. Jakiś czas potem zrozumiała, że Ron podszedł do tego bardziej realistycznie, bo Daniel Brook wytrzymał w swoim postanowieniu zaledwie dwa tygodnie. Początkowo istotnie ograniczył się do jednego piwa w weekend, ale potem to jedno piwo zaczęło pojawiać się również w tygodniu, po pracy, a podczas weekendu było ich już dwa, trzy, a potem nawet więcej niż wcześniej.
Jessie nie reagowała. Poddała się, odpuściła i nie walczyła, by ojciec ograniczył picie, a z czasem wyszedł całkiem z nałogu. Przestała się martwić też i o to, że rujnował sobie zdrowie i że może kiedyś skończyć bardzo źle. Zobojętniała całkowicie. Jeszcze czasami zdarzały się chwile, kiedy myślała, że powinna coś zrobić, skierować ojca na właściwe tory, ale zawsze ostatecznie dochodziła do wniosku, że nie dysponuje mocą czynienia cudów. Bo tutaj pomóc mógł już tylko cud.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top