Nielegał cz. 32
*
– I co powiedział?
Wracali do motelu, gdzie zgodnie ze słowami McGoldiego mieli czekać na telefon i ewentualne instrukcje.
– Myślałam, że mi nie uwierzy – odezwała się. – Wiesz, że nie potraktuje mnie poważnie, ale... – zawahała się na chwilę. – Kiedy mu o wszystkim powiedziałam, wyczułam, że jest... podekscytowany? Brzmiał, jakby to była wiadomość najwyższej wagi. Może chciał, żebym poczuła się ważna, potrzebna. Sama nie wiem. Mam tylko nadzieję, że załatwi z federalnymi, żeby przynajmniej to sprawdzili. Powiedziałam Burtowi, w którym hotelu się zatrzymaliśmy. Ma zadzwonić i powiedzieć mi, że wujek Sam prosi o telefon. Wtedy oddzwonię do niego z jakiegoś automatu publicznego. Obiecał, że zadzwoni, jeśli coś będzie wiadomo – zakończyła, ale nie brzmiała, jakby była przekonana.
– Dla mnie nie ulega wątpliwości, że Gubinov przekazuje informacje. Jeśli robi to za pośrednictwem jakiegoś nic nieznaczącego ogrodnika, to znaczy, że jest bardzo sprytny. A w takiej sytuacji nic dziwnego, że służby miały problem, żeby go namierzyć i cokolwiek udowodnić.
Podjechali pod hotel i Charlie zaparkowała samochód. W recepcji uprzedziła, że czeka na bardzo ważny telefon, choć i bez tego dzwoniący zostałby natychmiast połączony z jej pokojem.
*
McGoldie zadzwonił wczesnym wieczorem i tak jak było umówione, Charlie natychmiast opuściła motel, żeby oddzwonić z najbliższego automatu. Istniała nikła szansa, że taką rozmowę ktoś namierzy albo podsłucha, w przeciwieństwie do telefonu w motelu. Burt poinformował, że Rosjanie w Atlancie są pod stałą obserwacją, podobnie jak rezydencja Gubinova, a właściwie nie tyle rezydencja, co zatrudniony tam Rodion. Zamierzali śledzić go do Atlanty i zgarnąć, kiedy spotka się z Rosjanami. Burt wspomniał, że zeznania ogrodnika pozwolą dopaść Antona.
– A jeśli nie będzie chciał współpracować i mówić? – wyraziła swoje wątpliwości.
– Liczymy, że będzie chciał. Rodion Pashenko przebywa na terenie Stanów nielegalnie. Jeśli odmówi współpracy, czeka go deportacja, a po powrocie do kraju odsiadka. Jest tam poszukiwany, więc i spektakularną ekstradycję możemy urządzić. Możemy go też wsadzić do pudła u nas, ale podejrzewam, że stanie się bardziej skory do współpracy, jeśli przedstawimy mu tę gorszą alternatywę.
– Nie miałam pojęcia. Znam Rodiona jeszcze z czasów... Znam go dość długo. Nie przyszłoby mi do głowy, że przebywa tu nielegalnie. Zawsze był w porządku...
– To teraz już wiesz, że nie do końca. Jak tylko zdejmą Rodiona i potwierdzą, że będzie zeznawał, wejdą do Gubinova. Może przy okazji coś jeszcze znajdą w tej jego rezydencji.
– Miałam zamiar poszperać tam dzisiejszej nocy...
– Nie. Teraz musisz czekać. Gdyby cię przyłapał, mógłby zacząć coś podejrzewać. Nie możemy ryzykować.
– Myślałam, że... Chciałam udowodnić, że coś potrafię – powiedziała zrezygnowana, choć z drugiej strony wiedziała, że z Burtem może być szczera.
– Udowodniłaś. Odwaliłaś solidny kawał roboty. Dzięki tobie zgarniemy Rodiona, a potem Gubinova. Właściwie moglibyście już wracać, ale pomyślałem, że może chcecie zostać do chwili aresztowania. W końcu federalni nie powinni spić całej śmietanki, prawda?
Przez chwilę milczała, zaskoczona tym niewątpliwym gestem dobrej woli swojego szefa. A potem coś przyszło jej do głowy.
– Burt? Czy mógłbyś... Czy federalni mogliby coś dla mnie zrobić?
– Co takiego? – usłyszała po drugiej stronie słuchawki i w głosie Burta wyczuła zainteresowanie.
– Czy mogłabym wejść do rezydencji bezpośrednio przed aresztowaniem? Sama. Chcę pogadać z Antonem. W cztery oczy. O pewnych rzeczach, które mogłyby go spłoszyć, więc muszę to zrobić już wtedy, kiedy federalni będą stali pod jego drzwiami. Nie oczekuję niczego więcej. Chcę tylko przeprowadzić z nim tę ostatnią rozmowę. Chcę, żeby wiedział, że wyrównałam rachunek.
– Rozumiem. Postaram się załatwić to dla ciebie. Jutro z rana zadzwonię do biura w Tampa, a potem dam ci znać.
– Dziękuję.
– Jak tam Martinez? Widzę, że się nie pozabijaliście. Chociaż... Rozmawiałem tylko z tobą, więc nie wiem, czy on tak naprawdę jeszcze żyje... – W głosie Burta zabrzmiała pogodna nuta.
– Żyje i ma się dobrze – odparła, starając się nadać głosowi równie pogodne brzmienie. – Dogadaliśmy się – dodała. – Ale dlaczego mi nie powiedziałeś, że Martinez zna rosyjski?
– Przecież mówiłem, że jest niezły i że ci się przyda.
– Właściwie to jego zasługa, że mamy to, co mamy. Dzięki temu, że przetłumaczył, co mówili Rosjanie, dowiedziałam się, że... Sama nigdy bym nie podejrzewała Antona. On też zawsze był w porządku.
– Więzienia pełne są ludzi, którzy byli w porządku – skwitował McGoldie. – Muszę kończyć. Zadzwonię jutro. Dobrej nocy, Charlie.
– Dobranoc.
Jak tylko odłożyła słuchawkę i wróciła do motelu, poszła do pokoju Martineza, żeby zdać mu relację z rozmowy z szefem. Zauważyła, że Emilio wyraźnie się ożywił i wyglądał na zadowolonego. Nie zaskoczyło jej to, w końcu dla niego to też było pierwsze zadanie, sukces miał zatem podwójną wartość. Ale Charlie nie podzielała tego entuzjazmu. A przecież powinna być usatysfakcjonowana, zwłaszcza że jeszcze niedawno tak bardzo się obawiała, że nie podoła, że wróci do Kalifornii z opuszczoną głową i nie będzie miała odwagi spojrzeć w oczy żadnemu z Siódemki, a przede wszystkim Burtowi. Ale jej pierwsze samodzielne zadanie okazało się scenariuszem najgorszym z możliwych – bezpośrednio i ściśle związanym z jej życiem. W dodatku z najboleśniejszym fragmentem. I kiedy Emilio zaproponował wspólną kolację i drinka po kolacji, odmówiła, zapewniając, że to nic osobistego, że zwyczajnie musi odpocząć, zregenerować psychikę przed ostateczną rozgrywką. Martinez nie nalegał. Znów wykazał się wyczuciem i zrozumieniem. Tym razem dziewczyna nie walczyła już ze sobą, kiedy przyszło jej do głowy, jak niesprawiedliwie go oceniła i traktowała na samym początku. Przemknęło jej nawet przez myśl, że mogliby współpracować przy innych zadaniach. Choć gdyby miała wybierać, to wolałaby pracować z Shiverem. Ale on rzadko brał udział w działaniach w terenie, zwykle zapewniał wsparcie z zaplecza.
Kiedy wróciła do swojego pokoju, jej wzrok zatrzymał się na aparacie telefonicznym. Przez chwilę miała ochotę zadzwonić do Shivera i opowiedzieć o wszystkim, co się wydarzyło. Ale nie mogła rozmawiać o działaniach operacyjnych z hotelowego telefonu. Poza tym dzwoniła do niego niedawno i gdyby zrobiła to znowu, bez konkretnego powodu, mógłby pomyśleć, że za bardzo zabiega o jego uwagę. Przypomniała sobie, że dokładnie to samo myślała, kiedy oficjalnie stała się dziewczyną Rona. Na wspomnienie chłopaka znów poczuła uderzenie gorąca, a wyobraźnia po raz kolejny podsunęła obraz metalowego stołu w prosektorium i zarysu ciała pod prześcieradłem.
„Nie! Nie chcę! – pomyślała i bezsilnie zacisnęła pięści. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł przez jej ciało, a gardło na sekundę zacisnął mimowolny skurcz. – Nie chcę pamiętać cię w taki sposób, Ron. Nie wiem, czy w ogóle chcę cokolwiek pamiętać, bo każde wspomnienie boli."
Chciała szybko zasnąć, a z doświadczenia wiedziała, że właśnie w takich sytuacjach sen jak na złość nie chciał przychodzić. Co do jednego nie miała wątpliwości: musi wyrzucić z głowy wszelkie myśli o Ronie i o czekającym ją spotkaniu z Gubinovem. Należało zająć umysł czymś, co kojarzyło się tylko z przyjemnymi wrażeniami. I tym czymś były wspomnienia o Disneylandzie i Siódemce Burta. Zastanawiała się, co teraz robią. Był czwartek, więc możliwe, że niektórzy już się zadekowali w ośrodku w nadziei, że McGoldie nie znajdzie im żadnego zajęcia przed weekendem. Zawsze na to liczyli, ale czasami się zdarzało, że wracali do biura jak niepyszni, wezwani przez szefa do pilnej roboty lub – jak sami to określali – z bezinteresownej złośliwości, bo przecież nie istniała na świecie żadna robota, której nie dałoby się przełożyć na później, a zwłaszcza na czas po weekendzie. Najbardziej zawsze psioczył Python, zwany przez Burta Naczelnym Leserem, bo McGoldie uwielbiał go pakować w papierkową robotę, a na pretensje Pythona w stylu: „Dlaczego znowu ja?", zawsze padała ta sama odpowiedź: „Okulary masz, lepiej widzisz litery". Ale wystarczyło, że któryś z pozostałych zaśmiał się z tego głośniej, niż powinien, a Burt przywoływał go kiwnięciem palca, żeby uszczęśliwić pechowca częścią papierologii. Zdarzało się, że Charlie z własnej woli wyręczała chłopaków, po części dlatego, że chciała zająć czymś myśli i wolny czas, z którym nie wiedziała, co robić, a po części po to, by wkupić się w ich łaski, zwłaszcza na początku. Chciała, żeby ją akceptowali i lubili. Chciała być częścią ich grupy. Teraz, kiedy leżała w hotelowym pokoju w Tampa, wiedziała już, że osiągnęła cel – agenci zaczęli traktować ją jak pełnoprawnego członka zespołu. Ale kiedy to sobie uświadomiła, dotarło do niej coś jeszcze. Coś, o czym do tej pory nie myślała i nie zdawała sobie z tego sprawy. Zawsze myślała o nich „Siódemka Burta" i nigdy nie powiększyła tej cyfry o siebie. Ósmy miał być Martinez. Ze zdziwieniem zorientowała się, że sama siebie zawsze stawiała poza tym zespołem i teraz nie rozumiała, dlaczego tak się działo. Czyżby podświadomie wiedziała jednak, że do nich nie pasuje? Że jest obcym elementem, który się znalazł między nimi przypadkowo?
„Dziewiątka Burta – pomyślała w końcu. – Chłopaki, Martinez i ja. Dziewiątka. Bardzo dobra cyfra. Będziemy Dziewiątką Burta."
A potem niespodziewanie przypomniała sobie fascynację babci Christiny Rudolfem Valentino i z rozbawieniem zastanawiała się, co by też babcia powiedziała na ich firmowy odpowiednik słynnego aktora. Wyobraziła sobie, jak cały zespół zasiada w kuchni Christiny i zajada się jej doskonałymi wypiekami. Ron za nimi przepadał... Stop! Musiała zawrócić niesforne myśli. A więc cała ekipa siedzi w kuchni i delektuje się ciastem babci i wtedy Shaggy rzuca jednym z tych swoich nieprzyzwoitych tekstów... Tym razem uśmiechnęła się do siebie nieznacznie. Znając Christinę, z pewnością znalazłaby jakąś stosowną ripostę. Podświadomie czuła, że Python przypadłby kobiecie do gustu. Charlie nie potrafiłaby uzasadnić tego racjonalnie, ale coś mówiło jej, że mógł wzbudzać pewien rodzaj zaufania u starszych pań. A Shiver? Czy spodobałby się babci? Po chwili zastanowienia uznała, że tak. W zasadzie wszyscy z Siódemki mieliby szansę zyskać sympatię Christiny. I ta myśl sprawiła, że się poczuła spokojna i pewna siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top