Prolog

Zanim ktokolwiek uzna, że opis i prolog to zupełnie 2 różne światy, proszę doczytajcie do końca, do mojej notki - mam nadzieję, że się nie zawiedziecie :) 

Jednak parę słów na początek jeszcze: tak, jest to fanfiction (ten kto wie czego, ten wie ;) ), ale zrobiony tak, aby każdy mógł go przeczytać. W rozdziałach wszystko będzie samo wyjaśniane (bo bohaterka również nie jest jakoś super wtajemniczona w to wszystko) jednak moje prologi rządzą się innymi prawami i tam nie ma tłumaczenia czegokolwiek (specjalnie, wszystko się wyjaśni w odpowiednim czasie ^^), tak więc słowniczek dla niewtajemniczonych (będziecie mogli się pochwalić znajomym, jeśli tego nie wiedzą ;) ):

-sama - japoński tytuł grzecznościowy (mają ich tam trochę, zawsze dodawany po nazwisko/imieniu), używany do zwracania się do osób o dużo wyższym statusie, lub do których mamy (lub jak w tym opowiadaniu - musimy) mieć duży szacunek

-san - też zwrot grzecznościowy, nie taki podniosły jak -sama. Odpowiada naszemu "Pan, pani"

Haori - japoński płaszcz, może być z długimi lub krótkimi rękawami. Tutaj Haori noszą tylko kapitanowie - dowódcy oddziałów wojskowych organizacji o nazwie "Gotei 13" - 13 dworskich oddziałów obronnych

Soul Society - społeczność dusz, świat pozagrobowy, duchowy. Tam żyją dusze po śmierci, przed reinkarnacją oraz Shinigami - patrz niżej

Shinigami - bogowie śmierci. Noszą czarne kimona, dzierżą miecze - Zanpakuto. Ich zadaniem jest wysyłanie dusz do "nieba" - Soul Society (patrz wyżej) oraz oczyszczanie "złych dusz" - tak zwanych Pustych (spokojnie, jeszcze później o tym będzie bardziej szczegółowo)

I co, nie jest tak dużo, ani skomplikowanie, co? :)

Dziękuję, miłego (mam nadzieję) czytania!

Prolog

Niczemu winne drzwi z impetem otworzyły się na oścież pod wpływem potężnego kopniaka. I tak to cud, że jeszcze trzymały się w zawiasach, chociaż, biorąc pod uwagę to, jak często "stawały jej na drodze", kiedy była naprawdę wściekła, z pewnością długo nie wytrzymają...

Nieszczęśnik mający dzisiaj wartę przy tych wrotach odskoczył jak oparzony. Zaraz jednak zreflektował się, przed kim stoi i ukłonił bardzo nisko, wpatrując się głęboko w podłogę. Od razu widać było, że to jakiś nowy.

- M-m-miło widzieć cię w dobrym humorze, Sataka-sama – wyjąkał od razu, widząc, w jak szybkim tempie zbliżała się do następnych drzwi. - Szef kazał...

- Gadaj zdrów. Ja już wiem, co ten stary palant ode mnie naprawdę chce! - warknęła, otwierając z impetem kolejne drzwi.

- Yoshioka-sama, szef...

Nie dokończył, bowiem od razu dostał z pięści prosto w twarz.

Nie miałem czasu zerknąć, i tak ciężko mi było dotrzymać kroku tej dość nieprzewidywalnej kobiecie, ale zgaduję, że to właśnie Takanobu Fukoaka oberwał – nieszczęśnik, który podpadł jej parę dni temu. Że też musiał akurat teraz... Jej główna zasada życiowa brzmi pewnie mniej-więcej: „Podpadłeś? Wiedz, że właśnie stałeś się moim workiem treningowym i zabawką odstresowującą. Z drugiej strony, sam się o to prosił, więc jakoś specjalnie nie było mi go szkoda. Gdybym miał żałować każdego, kto od niej dostał, najprawdopodobniej popadłbym w jakąś głęboką depresję.

Nie mówiąc już o tym, że przecież to ja jestem niemalże stale w jej polu rażenia.

- Hiyama-sama, wcześniej wróciłaś...

- Oh, zamknijcie się już wszyscy w końcu! - wykrzyknęła, spychając go niezbyt delikatnie ze swojej drogi.

- Hiyama-sama? - spytałem jak zwykle beznamiętnym tonem, trzymając od razu ręce w gotowości, na wypadek gdybym również miał gdzieś dostać.

- Milcz, jeśli chcesz żyć – odparła, posyłając mi piorunujące spojrzenie, po czym popchnęła z całej siły kolejne drzwi. Strażnik musiał ją wtedy usłyszeć, bowiem tylko odskoczył bez słowa, wpatrując się namiętnie w swoje buty.

Zostały jeszcze dwa pomieszczenia i dwóch strażników. „Matsumura-sama, szef prosił..." ledwo uniknął ciosu, „Kikkawa-sama, czy już powiadomio..." nie miał już tyle szczęścia. Zostało jeszcze jedno pomieszczenie, do którego doszła już w czystej furii. A ja za nią, a jakżeby inaczej? Nie sądzę, aby teraz jakoś szczególnie obchodziła ją moja obecność – jej psa, chodzącego pokornie przy nodze. Tym razem jednak wolałem być blisko, na wszelki wypadek. A na niego się na razie nieźle zapowiadało.

- Czy wszystkim tutaj się w dupach poprzewracało?! - wykrzyknęła, w końcu wchodząc do odpowiedniego pomieszczenia (uderzając przy tym otwierającymi się drzwiami dwóch strażników). Była to szeroka sala pełna przeskakujących obrazów na ekranach komputerów, zakończona trzema solidnymi krzesłami. No... Zazwyczaj były trzy. Aktualnie jedno znajdowało się w naprawie, nie pytajcie dlaczego.

W tamtej chwili tylko jedno, to największe, mieszczące się pośrodku, było zajęte. Siedział na nim mężczyzna w podeszłym wieku, który przeszedł już niejedną walkę, o czym świadczyły liczne blizny, zmarszczki na twarzy oraz posiwiałe włosy. Przeniósł swój wzrok w naszą stronę, po czym od razu podniósł się z na wpół obolałą, w pół gorzko uśmiechniętą miną. Nie wiem, jak on to robi – jak jeszcze jest w stanie mieć jakiekolwiek nadzieje związane z tą nieprzewidywalną kobietą oraz jakim cudem może przybierać tak złożony wyraz twarzy? Najbardziej chyba jednak interesowało mnie to, czemu tak łatwo dawał jej sobą pomiatać.

Przyśpieszyłem kroku, nie chcąc zostać za bardzo w tyle, aby nie zwrócić swoim wejściem większej uwagi. Przechodząc przez całą salę, starałem się zbytnio nie patrzeć na trójkę osób w strojach zdecydowanie nietypowych dla naszej jednostki.

- Oh, a więc w końcu dotarłaś, Shura-san. Zapewne już wiesz...

- Zamknij się stary cepie, teraz ja będę mówić! - przerwała mu, idąc prosto w jego stronę takim krokiem jakby i jemu miała zaraz przywalić. - Najpierw mi wciskasz jakichś napuszonych gnojków, a teraz zapraszasz sobie ot-tak kapitanów na herbatkę? Nie po to harowałam jak wół, by zdobyć obecną rangę, abyś mnie robił co chwilę w konia, do cholery! - wykrzyknęła, zdając sobie nic nie robić ze zmieszanych wyrazów twarzy pozostałych osób w pomieszczeniu. Jako jedyni w obrębie całego ośrodka nie mieli ziemskich ubrań, typowych strojów jednostki, czyli ciemnych, mocno przylegających do skóry spodni, czarnych bluzek, kurtek skórzanych i glanów, bądź martensów, również tego samego koloru. Cała ich trójka miała zaś na sobie czarne kimona przewiązane białymi pasami: siwowłosy, wysoki mężczyzna o przyjaznym wyrazie twarzy i dwie kobiety - jedna drobna z krótko przyciętymi, kruczoczarnymi włosami, druga zaś odrobinę przewyższająca ją wzrostem, jak i długością prostych, blond włosów, sięgających jej prawie do pasa.

Jednak tym, co najbardziej rzucało się w oczy, były białe, kapitańskie haori, każdy z wyszytym z tyłu dobrze znanym mi symbolem - konturem rombu, z zamalowanymi kątami na czarno, z danym numerem oddziału wpisanym w jego środek. Był to symbol Gotei 13 - trzynastu oddziałów obronnych - najliczniejszej elitarnej organizacji Soul Society. Ciężko byłoby mi to na głos przyznać, ale Sayuri, albo raczej Shura, Hiyama czy jak jej tam w danej chwili było, miała rację - ich pojawienie się zwiastowało kłopoty... Bądź miało dopiero je spowodować.

Dołączyłem niemrawo do mojej przełożonej, starając się zbytnio nie patrzeć im w oczy. Kątem oka jednak udało mi się rozpoznać dwójkę z nich. Cały sęk polegał jednak na tym, aby to oni nie rozpoznali mnie. Nie sądzę, aby moje pojawienie się wzbudziło większe zainteresowanie niż ten cały cyrk dwójki najwyższych przełożonych, ale ostrożność przede wszystkim. Dopóki się nie wychylę, nic nie powinno wielkiego się stać. Przynajmniej tak twierdziła Sayuri.

- Spokojnie, zaraz ci wszystko wytłumaczę – zaczął przełożony, unosząc delikatnie kąciki ust, co i tak według mnie było wielkim wyczynem, kiedy miało się tak wkurzoną twarz przed sobą... I zagrożenie zdrowia w odległości zaledwie paru cali.

- Nie przerywaj mi jak mówię! - krzyknęła w furii, wykonując znany mi ruch ręką, sięgając za pas.

Niemalże od razu znalazłem się całym ciałem na podłodze, jakimś cudem w ostatniej chwili unikając lecącego w moją stronę sztyletu, który zaraz potem z brzdękiem utknął w boazerii. No tak, krzyki i obelgi swoją drogą, ale przynajmniej nie jest jeszcze tak wściekła, aby rzucać bronią w swoich przełożonych. No to odetchnąłem z ulgą.

- Pomiatasz mną jak jakimś kompletnym nowicjuszem, wciskasz mi coraz więcej problemów - tego bękarta na wychowanie, potem całą zgraję przygłupich młodych Shinigami – kontynuowała wściekle. - A teraz bez słowa sprowadziłeś tych nadętych dupków tutaj! Co będzie dalej - może niech od razu całe to ich przeklęte Soul Society się tutaj przeprowadzi, co?!

Nie pytajcie, kto jest tym bękartem.

- Dobrze wiesz, czemu przypisałem ci tamtych uczniów. A jeśli chodzi o obecnych kapitanów, których zadecydowałaś się w końcu zaszczycić swoją uroczą obecnością, to mówiłem ci już nieraz o podjęciu próby współpracy naszej jednostki z Trzynastoma Oddziałami Obronnymi, ale z pewnością byłaś zbyt zajęta swoją osobą, by to usłyszeć – mruknął w odpowiedzi, po czym uśmiechnął się pod nosem. - Proszę wybaczyć to nie do końca uprzejme zachowanie naszemu Kapitanowi Jednostki Samodzielnych Misji i jednocześnie Dowódcy Wydziału Kamuflażu oraz Magazynu Broni Palnej...

Jakim cudem on za każdym razem podaje jej wszystkie obecne rangi bez ani jednego przejęzyczenia się?

- ... normalnie jest o wiele milszą osobą - dodał, mrugając porozumiewawczo, na co tylko białowłosy mężczyzna również odpowiedział delikatnym uśmiechem.

- Wybacz, ale nie mam tutaj kompletnie nic do powiedzenia. Nie mam zamiaru brać udziału w swojej dywersji, zwłaszcza z zapyziałymi Shinigami z Gotei 13 - odparła, o wiele spokojniejszym tonem, obracając się na pięcie, po czym skierowała się w stronę drzwi wyjściowych.

Czyżby wymienienie jej tytułów zadziałało tak uspokajająco? Bez sensu.

- Są skorzy nawiązać obopólnie korzystną współpracę...

- Jakby mnie cokolwiek to obchodziło - odpowiedziała, nawet się nie oglądając na swojego szefa.

- Jednym z warunków jest pomoc w obecnej sytuacji Gotei 13...

- Cieszę się - odparła beznamiętnym tonem, wystawiając kciuki w górę, powoli zbliżając się w stronę wyjścia.

- Ja nie mogę w naszej obecnej sytuacji opuścić biura jednostki, a tak się akurat składa, że masz u mnie tak zwany dług...

Przystanęła. Niezbyt dobry znak, delikatnie mówiąc.

- ... tak więc zostań, bowiem jak najbardziej będzie cię z tego powodu ta rozmowa dotyczyć.

- Że co, do cholery?!!! - krzyknęła z wściekłością, a w naszą stronę znów poleciało parę ostrzy. Tym razem wyjątkowo nie celowała we mnie, ale i tak, odruchowo padłem na podłogę. Da się przyzwyczaić, wierzcie mi.

Kapitanowie jednak nie wydawali się być tego samego zdania. Białowłosy mężczyzna i kobieta z blond włosami, którzy nie zdążyli się uchylić, wpatrywali się w sztylety tkwiące w boazerii, dosłownie parę milimetrów od ich głów, z mieszanymi, z tego, co zdążyłem zauważyć, uczuciami. Druga, znacznie niższa Shinigami, jako jedyna z nich się uchyliła i dobrze zrobiła, bowiem trzecie ostrze utkwiło dokładniej w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą, na tej samej wysokości, była jej głowa.

- To jakieś żarty?! - zdołała wykrztusić blondynka. O dziwo jako jedyna z kapitanów zaczęła już tracić opanowanie.

- Najmocniej przepraszam - odpowiedział dowódca, posyłając jej lekko współczujący uśmiech, po czym ponownie zwrócił się do swojej podwładnej: - Moja droga, byłabyś tak miła i nie rzucała bronią, przynajmniej w stronę naszych gości, a już zwłaszcza tych, których pomocy potrzebujemy...

- Ty tak twierdzisz. Ja tu nikogo nie zapraszałam; jakbyśmy mieli zapotrzebowanie na kolejną bandę imbecyli...

- Mogłaś nas trafić! - przerwała jej znów tamta Shinigami (wnioskuję, że musi być kapitanem od niedawna).

Sayuri odwróciła się z wolna, po raz pierwszy chyba zwracając swój wzrok w stronę kapitanów. Na jakąś krótką chwilę wyjątkowo zamilkła, co mogła oznaczać tylko jedno.

- A co, czyżby jednego z dowódców nagle strach obleciał? - spytała wręcz kpiącym tonem, unosząc w nieszczerym zdziwieniu brwi.

Tylko jedna rzecz była w stanie tak szybko ją uspokoić - chęć wyśmiania lub poniżenia kogoś. A najlepiej oba i to naraz. Następnie zrówna wszystkich z ziemią - to jest to! Wiem co mówię.

- J-jak śmiesz?! - odpowiedziała blondynka, szybko odwracając głowę w stronę reszty kapitanów, szukając u nich jakiegoś wsparcia, ale, jak widać, bez skutku. Jedno z nich było zakłopotane, drugie udawało, że niezbyt go to wszystko obchodzi.

Gdyby nie ta cała sytuacja, normalnie bym ryknął śmiechem, nawet narażając się na gniew Sayuri. Wiedziałem dobrze jednak, że w tym momencie byłaby to najgorsza rzecz, jaką mógłbym uczynić.

- Mogę robić, co mi się żywnie podoba - odpowiedziała Sayuri, zanim tamta zdążyła ponownie się odezwać, po czym podeszła pewnie, zdecydowanie zbyt pewnie, dwa kroki bliżej. - Jestem tutaj u siebie, niczego od was nie potrzebuję i nie będę słuchać wyrzutów jakiegoś świeżo upieczonego kapitana. Ktoś taki jak ty nie wytrzymałby tutaj nawet paru dni. Zresztą, tak się akurat składa, że to wy bardziej nas potrzebujecie, niż my was, więc radziłabym się zastanowić nad tym co mówisz, skoro potem oczekujesz ode mnie pomocy - wycedziła, po czym rzuciła jej jeszcze ostrzegawcze spojrzenie, odwracając się na pięcie. - A co do tamtych ostrzy - dodała jakby od niechcenia. - to dla twojej informacji nie było mowy, aby jeden kogokolwiek z was zabił - tak się składa, że przewidziałam wasze ruchy i doskonale wiedziałam kto się zdąży uchylić... - Spojrzała kątem oka na niższą, czarnowłosą kobietę. -... a kto nie. Zapewniam cię - gdybym chciała cię trafić, już byś nie żyła - dodała, zezując na nią kątem oka. - Ja zupełnie nie wiem, co ma nam niby dać ten idiotyczny układ - jeśli mają resztę kapitanów wszystkich na takim poziomie, będą nam tylko zawadzać jak kula u nogi... - zwróciła się tym razem w stronę szefa.

- Jak będziesz się tak zachowywać, nie zawrzemy żadnego układu, a chyba nie muszę ci przypominać o naszej umowie... - odparł spokojnie.

Bingo.A miałem nadzieję nieco dłużej przypatrywać się tej całej szopce.

Sayuri zmarszczyła brwi, posyłając szefowi mordercze spojrzenie, bo chyba na tylko tyle mogła sobie w stosunku do niego pozwolić i nie mówię tu teraz o strachu przed tym, że okaże się od niej silniejszy, czy wyrzuci ją na zbity pysk - tym razem wyjątkowo chodziło o szacunek, a raczej jego delikatne pozostałości - w końcu mocnych słów nie żałowała na niego zbytnio.. Ale i tak zawsze coś. Szkoda tylko, że tak niewiele osób może się pochwalić chociaż taką namiastką szacunku.

- Zgoda - odparła po chwili, znów przybierając spokojny ton. - Pójdę wam na ratunek do tego zapyziałego Soul Society, czy jak to tam się zwie... - Zaskoczona blond-kapitan spojrzała na nią znacząco. - ... ale nie z dobroci serca...

A więc jednak je ma... Ale chyba, z tego co widzę, musi być ukryte gdzieś bardzo głęboko

- ... tylko, aby udowodnić niektórym tutaj obecnym, jak wielka dzieli przepaść Gotei 13 i nas, bo z tego co widzę, pojawiły się pewne wątpliwości. Jeśli o mnie chodzi, nie musicie nawet się odwdzięczać - sam widok waszych kompletnych oferm padających po naszym treningu, sprawi mi niezmierną przyjemność. Życzę miłego wieczoru. Rusz w końcu swój zad, zbieramy się - To ostatnie zdanie było dla odmiany skierowane do mnie. W końcu mogłem spokojnie się podnieść z podłogi, po czym szybko pobiegłem za swoją przełożoną, która już opuszczała pomieszczenie.

Przystanąłem jeszcze na zewnątrz za rogiem. Strażnicy (najprawdopodobniej ze złamanymi nosami) niezbyt kwapili się z szybkim zamknięciem drzwi, tak więc byłem w stanie jeszcze usłyszeć strzępki zdań, wypowiadanych nieco przyciszonymi głosami.

- Dziękuję i jeszcze raz przepraszam...

- Jeśli myślisz, że zrobiło to na nas jakieś wrażenie, to jesteś w głębokim błędzie - po raz pierwszy musiała odezwać się tamta druga kapitan, dość aroganckim tonem.

- Nic się nie stało! - tym razem odezwał się białowłosy kapitan, wyjątkowo szybko, jakby chciał zapobiec dalszym dyskusjom. - Jeszcze raz dziękujemy za pomoc i mamy nadzieję, że mimo wszystko będziemy mogli się w jakiś sposób za to odwdzięczyć...

- Shura-san tylko tak mówi. Ma wielki uraz do Soul Society, ale jest z nas wszystkich najlepsza i właśnie dlatego bardzo zależało mi, aby wam pomogła i może przy okazji się nieco przekonała... Chociaż odrobinę.

- Szczerze wątpię - odparła z prychnięciem młodsza kapitan.

- Tak naprawdę nam też bardzo przyda się wasza pomoc - bez względu na to, co ona mówi. Na wszelki wypadek wyślę jeszcze jednego członka naszej jednostki, w razie jakichkolwiek problemów...

- Nie będzie takiej potrzeby - odparła czarnowłosa. - Potrafimy sami sobie poradzić nawet z tymi najbardziej aroganckimi osobnikami.

- Cieszy mnie to, jednakże przezorny....

- Zawsze ubezpieczony - Podskoczyłem z przerażenia, na głos dobiegający zza moich pleców. - A ten stary dziad jak zwykle pieprzy swoje mądrości, normalnie zrzygać się już można - mruknęła Sayuri, vel Shura itd., która nie poszła przed siebie, jak wcześniej myślałem. - Fajnie się podsłuchuje?

- Widzę, że humor ci się poprawił, Sayuri-san - odparłem, chcąc jak najszybciej opuścić tamto miejsce. I tak pewnie słyszeli tę uwagę o podsłuchiwaniu, ale wolałem jeszcze bardziej nie kusić losu - ona nie należała do osób, które wstrzymują się od kąśliwych i upokarzających uwag.

- Bzdura. Jedyne, co mnie powstrzymuje od rozwalenia tego, co mam pod ręką, czyli w tym przypadku twojej zakutej łepetyny, to myśl o tym, że niedługo będę mogła skopać im tyłki na zwykłym treningu, w dodatku na ich własne życzenie....

- Nie jesteś już zła na szefa? W końcu to on zrobił coś sprzecznego z organizacją...

- Spodziewałam się, że ten stary pryk z czymś takim wyskoczy. Ale ty mi tu nie nie zmieniaj tematu - co, strach obleciał? Gacie jeszcze suche? Przecież to byli dwaj kapitanowie i jedna dziesiąta trzeciego, czy co to tam było, razem w jednej sali i ty, w tym jeden twój dobry znajomy - nie poszedłeś przybić piątki, czy coś?

- Bardzo śmieszne - odparłem, przewracając oczami.

- Nie powiedziałabym - jeśli stary mnie wysyła do nich, nie mogę ciebie tu zostawić samego.

- Wiem. Ale na razie nie było tak źle, chyba...

- Ha! A to dobre - uwierz mi, w porównaniu z tym, co się działo w tle, twój wielki zadek wycierający w upokorzeniu przede mną podłogę nie był żadną atrakcją! Ale nie myśl sobie, że będę codziennie odstawiać taką szopkę, a już zwłaszcza dla ciebie. Głowa nisko, nie wychylaj się, nie doprowadzaj mnie do szału, a będzie dobrze... A jak nie, to skończysz jako ich kolacja.

- Gotei 13 nie zjada przestępców, przecież wiesz - odparłem, wzdychając ciężko.

- Jezu, ale z ciebie sztywniak! - westchnęła ostentacyjnie. - Jeden kij - tak czy siak, uświadom sobie, że podczas tej pielgrzymki nie będę twoją matką i jeśli coś spierniczysz, odpowiesz za to tylko i wyłącznie ty, jasne?

Przez chwilę szliśmy w ciszy, przemierzając kolejne korytarze. Jakoś niezbyt patrzyłem na to, dokąd mnie prowadzi. Wyjątkowo specjalnie mnie to dzisiaj nie obchodziło.

- Czemu oni dzisiaj byli tacy...

- Jakby ktoś im wsadził kij w tyłek? - dopowiedziała, szukając czegoś w kieszeni swojej czarnej, skórzanej kurtki.

- Powiedzmy... Znaczy ta starsza dwójka, nie ta...

- Nie wiem, mam to gdzieś, a ty też się nie interesuj. Po wieczorynce od razu połóż się spać, bowiem rano wyruszamy... Znaczy, ty wyruszasz z moim oddziałem, a ja do was dołączę o mniej barbarzyńskiej porze. Wyślę jednego z moich palantów po ciebie. A teraz zejdź mi z oczu - odpowiedziała, po czym znalazła w końcu to, czego szukała - klucz, którym następnie otworzyła drzwi do swojej kwatery, które zaraz potem z trzaskiem zamknęła mi przed nosem. Nie trzeba było czytać w myślach, by wiedzieć, że mnie właśnie okłamała.

__________________________________________

No i jest, w końcu, po dłuuugiej przerwie przeznaczonej na opierniczanie się, a potem wkurzanie, że nic się nie zrobiło - no cóż, witam w moim świecie (głupio witać trochę samą siebie, no ale cóż xD)

Pewnie sobie myślicie - o co chodzi, w opisie jest coś zupełnie innego, co?

Nic bardziej mylnego - to jest mój prolog, co znaczy mniej więcej tyle, że nie dowiecie się więcej nic, niż kiedy ja o tym zadecyduję (pojawi się wyjaśnienie, spokojnie xD Po prostu lubię trzymać ludzi w niepewności i tyle ;) ). Piewszy rozdział już będzie o naszej prawdziwej Cho i jest przygodach - tak jak w opisie i to ona będzie narratorem (no raczej nie gada o sobie jako facet - ten tutaj to zupełnie ktoś inny, ale na razie ciii - wszystko się dowiecie w swoim czasie). Na pewno jeszcze parę razy ktoś zastąpi Cho, jako narratora, ale jeszcze nie wiem kiedy (raczej nie w początkowych rozdziałach) - to się jeszcze zobaczy. Może też stać się tak, że będzie narracja dla odmiany trzecioosobowa (można tak, specjalnie się pytałam kogoś, kto się na tym zna, żeby się potem przy Was nie zbłaźnić ;) ) - wszystko wyjdzie w praniu.

Znaczy, wiem co będzie - mam zaplanowaną większość rzeczy (koniec jest już przesądzony, niestety, albo stety - zależy od punktu widzenia ;) ), żeby nie było, że piszę sobie ot tak na spontana - tym razem, w odróżnieniu od poprzedniej wersji Nieistniejącej, mam to bardzo przemyślane - tak więc, jeśli uważacie że coś jest bez sensu, napiszcie mi o tym - najprawdopodobniej pojawi się wyjaśnienie później, co Wam oczywiście oznajmię, jeśli jednak zdarzy się, że coś przeoczyłam, dzięki Wam będę miała szansę to poprawić ;) Ogólnie, jakby Wam cokolwiek nie pasowało, to śmiało piszcie - ja nie gryzę, naprawdę ;) Co do hejtów, to już zależy od Waszego uznania - ja na nie nigdy nie odpisuję i jakoś niezbyt mnie obchodzą więc jak tam sobie chcecie ;) Pozwalam Wam się wyżyć tutaj - byle nie robić mi spamu, bo będę usuwać - jakieś granice muszą być ;)

Jeszcze parę informacji organizacyjnych:

Będą notki na początku (jak coś ważnego, z czym trzeba się zapoznać przed tekstem) i końcu rozdziału i nie będą dla ozdoby, więc byłabym wdzięczna, jakbyście je też czytali ;) Zastanawiam się nad dodaniem linku do piosenki przed i po rozdziale - coś w rodzaju openingu i edningu, ale jeszcze nie jestem na 100% pewna co do tego - może spytam się Was - co Wy na to? Chcecie, czy raczej nie?

Zastanawiam się jeszcze nad notkami dodatkowymi (to już w osobnych "rozdziałach", taki niby bonus) jako omaki wypowiedzi postaci co do rozdziału (tak jak to robią w anime czasami ;) ), zwiastuny nastepnych rozdziałów, w postaci urwanych paru kawałków tekstu albo po prostu piosenki/soundtracki, przy których wymyślałam to, co przed chwilą przeczytaliście - co o tym myślicie?

To chyba tyle, do zobaczenia (mam nadzieję, że szybko) w następnym rozdziale! :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top