3. Cho "Z pewnością na nudę nie można narzekać"
W końcu jest! :) Krótszy, niż z początku planowałam, stąd brak niektórych zdań ze zwiastunu przed jego ostatnią (i jedyną) aktualizacją. Ale nie martwcie się - jest krótszy dlatego, że to, co "obcięłam"znajdzie się w czwartym rozdziale.
Opening: (również w załącznikach)
Dzisiejszy słowniczek:
-san - zwrot grzecznościowy, dawany po czyimś imieniu/nazwisku, jako wyrażenie szacunku, ale nie jakiegoś dużego (w porównaniu do "-sama") - jest to mniej więcej odpowiednik naszego "Pan, pani".
Rozdział 3
– Jestem już – mruknęłam bez najmniejszego entuzjazmu, zamykając za sobą drzwi wejściowe. Nie śpiesząc się zbytnio, ściągnęłam buty z nóg, a szkolną torbę rzuciłam w kąt. Jedyne, na co jeszcze dzisiaj miałam ochotę, to chwila spokoju. Nie żeby bycie niewidzialnym dla każdego człowieka żyjącego na tej ziemi wymagało prawdziwych chwil „Sam na sam ze sobą" czy jakiegoś odpoczynku. Po prostu miałam już dość na dzisiaj wysłuchiwania myśli wszystkich osób mijanych na ulicy oraz ciągłego uważania, czy ten czerwony samochód na pasach przypadkiem mnie nie potrąci – w końcu nawet nic by nie zauważył, przed i po wypadku. Nie wspominając już o tych bardziej nadprzyrodzonych zagrożeniach! Ech, bycie Nieistniejącą jest nie tylko przygnębiające, ale również bardzo wykańczające.
– Co tak późno? – Podskoczyłam, gdy usłyszałam głos, dobiegający z kuchni. No tak, mogłam się tego spodziewać po tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło.
– Postanowiłam trochę się przejść po mieście – odparłam,co było po części zgodne z prawdą.
Miałam zamiar znaleźć Ichigo i tą nową zaraz po lekcjach, ale nie pojawili się na zajęciach już do końca dnia. Nie mając nic lepszego do roboty, postanowiłam przejść się pod dom chłopaka. Normalnie nie interesuję się, (i raczej nie mam za bardzo jak się tego od nich dowiedzieć) gdzie mieszkają moi koledzy z klasy, ale tak się składało, że ojciec Ichigo prowadzi prywatną przychodnię lekarską: „Klinika Kurosaki" w swoim domu, więc dzięki mojej niesamowitej znajomości miasta (chodzenie do sklepu czy parku, kiedy teoretycznie nie istniejesz, jest naprawdę super zabawne. Nie dziwcie się więc, że tak naprawdę wiem dobrze, jak dojść jedynie do szkoły i paru nielicznych miejsc. W szkole jako wolny słuchasz przynajmniej się czegoś uczę, pomimo tego, iż inni nie zdają sobie sprawy z mojej obecności) wiedziałam, jak tam dotrzeć. Zastałam w domu jednak tylko jego jedną, młodszą siostrę* . Równie dobrze mogłabym się tam nawet włamać – i tak by nikt nic nie zauważył.
Z drugiej strony, co ja sobie myślałam? Co miałam zamiar zrobić, jakbym go tam zastała? „Hej, to ty się na mnie dzisiaj gapiłeś, mimo iż teoretycznie nie jest możliwe, żebyś mógł mnie zobaczyć, a co za tym idzie – gapić? Aha, i jeszcze jedno – zastanawiam się, czy na pewno jesteś do końca człowiekiem, bowiem wcześniej poczułam niespodziewanie taką tam pewną energię i zastanawiam się, czy to ty czy ta nowa, czy może oboje nie jesteście do końca ludźmi..." Nie no, piękny plan, nie ma co. Pogratulować pomysłodawcy!
Czasami jednak dobrze być niewidoczną – kiedy zrobisz, czy chociaż chcesz zrobić coś idiotycznego, przynajmniej nikt o tym nie będzie wiedział.
Wyglądało na to, że jedyne wyjście, jakie mi pozostało, to spróbować się czegoś dowiedzieć z biernej obserwacji (bądź mniej biernej, jeśli to Ichigo, bądź ta nowa, postanowią zrobić pierwszy krok) dopiero jutro w szkole.
Aha, zanotować - muszę się w końcu nauczyć jej imienia. Tej nowej-san, rzecz jasna.
Nie miałam jednak zamiaru wrócić tak po prostu do domu. Skoro już tak postanowiłam, to czemu nie miałabym zrobić sobie nieco większego spaceru po mieście?
Dotąd chodziłam głównie tylko do liceum i z powrotem, z dwóch głównych powodów – osoby z moją... Hm... przypadłością, nie mogąc za bardzo w pełni korzystać z innych miejsc. Drugim powodem był mój brat, a raczej resztki jego zainteresowania moją osobą. Stwierdził, że nie powinnam ot tak sobie chodzić po mieście, ani gdzie mi się żywnie podoba. Zaznaczył miejsca, gdzie mogę, a gdzie nie i chcąc,nie chcąc, muszę się tego trzymać. Nie musiał mi mówić dlaczego – sama się o tym przekonałam, łamiąc raz jego zakaz. Ale to już długa historia.
Nie mając nic lepszego do roboty, postanowiłam się przejść po mieście. Bez jakiegoś konkretnego celu – raz w swoim życiu człowiek, nawet ten nieistniejący, powinien to zrobić.
Ciągle myślałam o tym, co się dzisiaj przydarzyło w szkole. Nie mogłam odpędzić od siebie wciąż powracających pytań: „Ichigo czy ta nowa? On czy ona?" Które z nich mogło być Shinigami? Jeśli to Ichigo, to dlaczego dopiero teraz to poczułam? W końcu widywałam go codziennie, od kiedy zaczęłam "uczęszczać" do liceum, nie ma mowy, żebym wcześniej nic nie zauważyła. Jednakże, jeżeli to ta nowa, to czy jej pojawienie się u nas w klasie można nazwać zwykłym przypadkiem? Czy jedna dziewczyna, która potrafi oszukać cudze zmysły, czytać w myślach i jest nieistniejąca dla wszystkich zwykłych istot, na klasę, to niewystarczająca atrakcja?
Ech,jeszcze parę dni temu, gdyby ktoś powiedział mi, że spotkam Shinigami, normalnie bym... Nie wiem już sama – co się robi,gdy jest się w stanie euforii? Tak czy inaczej – ja właśnie teraz powinnam coś takiego robić – przecież w końcu spełniło się moje marzenie! Nareszcie spotkałam kogoś bez mojego kretyńskiego nazwiska, a mimo to mnie widzi! Ale... No właśnie – ale.
Moje przemyślenia przerwał przeraźliwy krzyk, dobiegający zza rogu. Dobrze już wiedziałam, co on oznaczał. Bez zbędnych nerwów czy wybuchów paniki ruszyłam szybko przed siebie. Czuła, tę energię, aż za dobrze. Przeszedł mnie niekontrolowany dreszcz, kiedy poczułam, jak coś zaczyna za mną podążać, a nie eufemizując –ruszać za mną w pogoń. Gdybym się wtedy odwróciła, najprawdopodobniej skończyłabym jak co druga przygłupia bohaterka taniego horroru – stojąc jak idiotka w miejscu i drąc japę, aż wszystkie szyby popękałyby w promieniu dziesięciu metrów.
„ Spokojnie, to nic takiego" pomyślałam, starając skupić wzrok na niczym innym, niż na celu. „Tylko bez paniki...."
Jednak zaraz zmieniłam taktykę, kiedy poczułam dosłownie metr za mną niesamowicie silne uderzenie. Gdybym dłużej marudziła lub nie użyła mocy, by zmylić przeciwnika, najprawdopodobniej byłabym płaska już nie tylko w biuście. Zaczęłam szaleńczo biec przed siebie, mając nadzieję, że adrenalina pozwoli mi dobiec do końca i nie zejść na miejscu, bowiem normalnie moja kondycja jest na poziomie typowego wielbiciela McDonalda.
„Cholera, człowiek nawet raz na ruski rok nie może się przejść, kiedy za każdym razem czekają go takie atrakcje!" pomyślałam, a już po chwili ciężko mi było złapać dech. Jednak nie mogłam za nic w świecie się zatrzymać. Może i nie jestem zadowolona ze swojego, nędznego życia, ale to nie znaczy, że mam zamiar tak od razu z nim skończyć!
Jednakże, kiedy byłam już niecałe pięć metrów od celu, zrobiłam najgłupszą rzecz na świecie – odwróciłam się. Przez ramię, ale to wystarczyło – widok, który ujrzałam kompletnie mnie sparaliżował. Jak wcześniej się strasznie bałam, tak teraz myślałam, że umrę z przerażenia. Ręce trzęsły mi się jak jakiemuś paralitykowi, a oczy wytrzeszczyłam tak, że niewiele brakowało, aby mi wyskoczyły z orbit. Nie wiem, ile to dziwne odrętwienie trwało – pięć sekund, minutę czy trzy, ale jednego byłam pewna – za długo. Powinnam się ruszyć, biec dalej – wiedziałam nawet, gdzie będę bezpieczna, tylko za nic nie mogłam poruszyć ani jednym mięśniem. Sekundy zdawały się nie mieć końca, gdy powoli wędrowałam wzrokiem po cielsku potwora. Wiedziałam, że skądś znam tą energię duchową – już zdarzyło mi się spotkać kogoś jego gatunku, jednakże tamci nie byli aż tak przerażający. Wysoki na jakieś przynajmniej pięć metrów, skóra, która przypomina suche błoto, pięć par odnóży, w tym przednie przekształcone w coś, co przypominało szczypce i do tego odwłok zakończony jadowitym kolcem. Jednym słowem – ogromny skorpion. Ktoś mógłby tak powiedzieć i pewnie miałby rację, gdyby nie trzy rzeczy: fakt, że normalni ludzie go nie widzą, obecność białej maski zamiast pyska, z dwoma ciemnymi wypustkami w miejscu oczu oraz ta ciemna dziura mieszcząca się na środku klatki piersiowej. Doskonale wiedziałam z kim mam właśnie do czynienia. Pusty. Dobrze rozpoznałam tę złowrogą energię.
Jednak wiedziałam, że w żadnym stopniu mi to nie pomoże, jeśli w przeciągu pięciu sekund się w końcu nie ruszę!
„Cholera jasna. Ponoć zadaniem Shinigamich jest ochrona innych przed takimi ustrojstwami" pomyślałam, przegryzając wargę. „Nigdy ich nie ma, kiedy są naprawdę potrzebni!"
Jeden.
Pusty również przestał za mną gnać. No tak – po co się śpieszyć, skoro ofiara postanowiła sama się wepchnąć drapieżnikowi do gardła? Lepiej porozkoszować się chwilą, co?
Dwa.
Jest tuż-tuż. Moim ciałem i żołądkiem wstrząsnęło. Ciekawe, które z nich pierwsze się zbuntuje?
Trzy.
Matko, co ja mówię?! Przecież to nudne życie nie może się tak idiotycznie skończyć!
Cztery.
Po prostu to zrób! Teraz albo nigdy!
Pięć....
– A więc? – Z retrospekcji wyrwało mnie pytanie brata, który musiał się przede mną zmaterializować, a ja byłam tak zamyślona, że dopiero teraz to zauważyłam. Sądząc po jego minie, nie było to pierwsze podejście. – Wydarzyło się coś ciekawego?
– Nie bardzo – odparłam trochę zawstydzona, że musiał tyle czekać na odpowiedź. Coś takiego wyraża brak szacunku, a kierując się moją myślą przewodnią: „Nawet jeśli nie szanujesz rozmówcy, przynajmniej sprawiaj wrażenie, że jest inaczej", nie powinnam sobie w życiu na to pozwolić!
– Tym razem żadnych niespodzianek? – spytał już o wiele mniej zainteresowany.
W sumie to nie wiem, czy jesteśmy podobni - jakoś tak się złożyło, że nie mamy nikogo, kto mógłby to stwierdzić. Mamy dokładnie ten sam kolor włosów - kruczoczarne, ale czy to jakaś rzadka cecha w naszym społeczeństwie? Z tym, że Kazuhiro nie nosi ich rozpuszczonych, sięgających do pasa, oczywiście. Jego są krótko przystrzyżone, chyba przez jakiegoś niewidomego, bowiem od tego czasu non-stop sterczą mu na wszystkie strony; można powiedzieć, że jest jak jeż z dość cienkimi kolcami na głowie.
No i jeszcze oczy. Jego są czarne, niczym jakaś ciemna głębia. Czarne i puste. Jakby ich jedynym zadaniem byłaby funkcja estetyczna. Jednak i tak zazwyczaj są skryte za srogimi szkłami okularów.
– Zero – odparłam, krzywiąc się na samo wspomnienie. Moja pierwsza, buntownicza, samotna wycieczka skończyła się... Równie nieciekawie. Z tym, że tamtym razem cały czas stałam jak kołek, nie wiedząc, co to jest, ani dokąd pójść. Najprawdopodobniej skończyłoby się to tragicznie, gdyby nie Kazuhiro. Nie mam pojęcia, co i jak zrobił – nie wiem, czy to z szoku czy po prostu wyleciało mi to z głowy (to już będą bodajże trzy lata...) – jakimś sposobem go przegonił. Potem oczywiście było strasznie długie kazanie i wymuszenie obietnicy, że już więcej tak nie zrobię.
Między innymi właśnie dlatego nie powiedziałam mu prawdy. Ogólnie rzecz biorąc, ja bardzo rzadko mówię prawdę, a w związku z tym, że dane jest mi rozmawiać tylko z bratem, który dotąd we wszystko wierzył mi na słowo, nie widziałam powodu, aby postępować inaczej. Zresztą, tym razem poradziłam sobie całkiem sama... Nie obyło się bez przeszkód, nie powiem, ale przynajmniej jest lepiej, niż ostatnio i to się liczy, tak?
Otóż dosłownie w ostatniej chwili udało mi się ruszyć, ledwo unikając jego ogromnego ogona. Chociaż to było trochę dziwne – czułam, jakbym poruszyła się o wiele większy dystans, niż podczas biegu, do tego w ciągu niecałej sekundy! Po prostu nagle znalazłam się dość duży kawałek dalej... Jakbym się przeteleportowała, czy coś! Ale pewnie tylko wydawało mi się, zakładam, że przez ten cały stres.
Dzięki mojemu postojowi znacznie zmniejszyłam sobie odległość od Pustego, ale na szczęście cel był dostatecznie blisko, abym dała radę dostać się do niego w jednym kawałku, idealnie w ostatniej chwili – a jakżeby inaczej?
Był to, na pierwszy rzut oka, zwykły budynek, niczym niewyróżniający się od innych. Ale tylko pozornie.
Pewnie zastanawiacie się teraz – jak to jest, że do szkoły mogę codziennie chodzić spokojnie, ale już gdzie indziej,to nie?
Też tego do końca nie rozumiem.
No, prawie. Kazuhiro powiedział mi mniej więcej, jak to jest z tą moją mocą i Pustymi. Otóż przez te moje anomalie jestem bardziej narażona na niebezpieczeństwo ze strony tych potworów, niż inni ludzie.... Czy dusze.
Z początku, jakiś krótki czasu po tym, kiedy objawiła mi się moc (oczywiście nie powiedział kiedy) miał przez to ze mną dość duży problem. Dopiero, gdy odkrył, że moją energię duchową da się nieco „przyćmić",w końcu mogliśmy odetchnąć z ulgą.
Zauważył, że będąc w środku, bądź w pobliżu budynków zbudowanych z marmuru, jestem jakby "niewidoczna" dla Pustych. Nie mam pojęcia, czemu tak się dzieje, zwłaszcza że, z tego co udało mi się dowiedzieć, przy Shinigamich, duszach czy zwykłych ludziach to nie działa.
Udało mi się dobiec do sklepu, zbudowanego właśnie z tego materiału dosłownie w ostatniej chwili. Po tamtym, pierwszym pamiętnym "spacerze"Kazuhiro na wszelki wypadek pokazał mi, które budynki, w razie potrzeby mogą dać mi schronienie przed Pustymi.
Dysząc jak stary nosorożec, próbowałam zapanować nad drżącymi kolanami. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz w podobnie szaleńczym tempie pokonałam taki dystans. Oparłam się dłońmi o ścianę, mając nadzieję, że płuc przez to wszystko nie wypluję. Dopiero po jakiś paru minutach zebrałam się w sobie i odwróciłam się.
Pusty zniknął. Może poszedł poszukać innej ofiary, bądź jakiś Shinigami łaskawie go załatwił, że nawet nie zauważyłam – zresztą nieważne. Liczyło się tylko to, iż nie było go tutaj.
Nie wiem, jak udało mi się dojść do domu i wyglądać przy tym,jakbym naprawdę była na jakimś przyjemnym spacerze. Fakt, mogłabym po prostu użyć iluzji, z tym że długotrwałe jej używanie, i to bez przerwy, bardzo szybko mnie męczy. Inaczej jest z czytaniem w myślach – staram się nie używać tego za często, jednakże ja nad tym nie panuję. Jeśli ktoś bardzo gorączkowo czy uparcie o czymś myśli, bądź stoi akurat tuż przede mną – czy tego chcę, czy nie – muszę usłyszeć, co mu siedzi w głowie. Zazwyczaj nie jest to ani ciekawe, ani tym bardziej przyjemne! No, ale cóż ja na to poradzę?
–Siadaj, chciałbym o czymś z tobą porozmawiać – mrukliwy głos znów dobiegł do moich uszu, tym razem z kuchni. Mimowolnie zadrżałam.
"Cholera. Już wie" pomyślałam, będąc w duchu wdzięczna, że z tego towarzystwa tylko ja umiem czytać w myślach, a przynajmniej taką miałam nadzieję.
Z drugiej strony aż nie chciało mi się wierzyć, że tak po prostu się sam z siebie dowiedział. Przecież on całe dnie siedzi w domu – w takim razie jakim cudem mógł być tak dobrze poinformowany?!
– A więc? – spytałam, siadając przy stole. Próbowałam zachować kamienną twarz, choć pod stołem wykręcałam sobie palce ze zdenerwowania. Nie wiedziałam dokładnie, co zaraz zechce mi zakomunikować– jego myśli były tak chaotyczne, że nawet jakiś Einstein by się w nich nie połapał. Zdawałam sobie jednak sprawę z jednej rzeczy – nie będzie to na pewno zbyt przyjemne. A przynajmniej dla mnie.
–Zapewne już wiesz, że w twojej szkole pojawił się ktoś o zupełnie innej energii, niż zwykli ludzie...
Ano tak – zapomniałam. Mój brat nie wie, że jestem chociaż odrobinę wtajemniczona w temat „Shinigami". Albo przynajmniej udaje, że nie wie.
Cała bowiem moja bardzo okrojona wiedza w tym temacie opiera się na jego zapiskach i notatkach, do których teoretycznie nie mam wstęp zakazany. Ale jak to zwykle bywa – ludzie mają własne sposoby.
W odpowiedzi spojrzałam na brata pytająco.
–Nie rozdrabniając się, miałbym do ciebie małą prośbę.
Wiedziałam.
–To nic wielkiego, spokojnie – dodał, jakby widząc, że nie do końca mi takie coś odpowiada. – Jak się postarasz i odpowiednio użyjesz swoich umiejętności, wszystko pójdzie szybko i łatwo.
– A więc? – spytałam, lekko drżącym głosem – Nie zdradzaj się!– skarciłam się w myślach.
–Jedyne co musisz zrobić, to dowiedzieć się, kto dokładnie wydziela tą inną energię i ukradkiem, dolać mu to do lunchu, czy picia; to akurat nie powinno sprawić ci kłopotu, prawda?– odparł, wyciągając z kieszeni małą buteleczkę. – Resztą już zajmę się ja – dodał, uśmiechając się pod nosem.
Spojrzałam ostrożnie na buteleczkę. Trucizna? W sumie, jak się ma brata-naukowca, to wszystko jest możliwe, ale żeby aż tak? Czy on oszalał?! Mam zrobić coś takiego tak po prostu? A on spokojnie i swobodnie tak o tym mówi?!
Znaczy, wie, że go nie sypnę, bo i tak nie mam komu, ale... Przecież to jest niemoralne! Nieważne czy dusza, Shinigami, anomalia jak ja – to w końcu też istota żyjąca! Nie jest bezmyślnym, kierowanym jedynie instynktem monstrem jak Pusty – ma uczucia, osobowość, bliskich... Nieważne, jaki Kazuhiro żywi do nich uraz, mnie nie powinien w to w żadnym wypadku wciągać, tylko dlatego, że jest mu tak wygodniej!
– Kiedy? – spytałam beznamiętnym tonem, wyciągając drżącą rękę po buteleczkę.
– Najlepiej jak najszybciej – odpowiedział wyraźnie zadowolony, po czym odsunął krzesło od stołu i ruszył w stronę wyjścia. Kiedy doszedł do drzwi, jeszcze przystanął i mruknął: – Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
–Jak zawsze – odpowiedziałam, zaciskając place na szklanym naczyniu. Spokojnie mieściło się w mojej dłoni. Było zdobione esami-floresami na każdej z lekko "zakręconych" ścianek. Na górze widniało malutkie, również szklane zamknięcie. W środku zaś znajdował się przeźroczysty płyn, który pod wpływem moich oględzin przelewał się za góry na dół naczynia i z powrotem.
Słowa brata dalej siedziały w mojej głowie: "Jedyne co musisz zrobić, to dowiedzieć się, kto dokładnie wydziela tę inną energię i ukradkiem dolać mu to do lunchu, czy picia".
– Przecież to takie proste – szepnęłam, obracając naczynie w palcach.
– Nawet ich nie znam, ani Ichigo, ani tej nowej. Oboje są praktycznie dla mnie obcy...
W takim razie, dlaczego tak się waham?
__________________________________
* Dla tych co oglądali Bleacha - chodzi tu o Yuzu, dla ścisłości (wiecie chyba po co ta informacja ;) ). Cho oczywiście nie mogła znać jej imienia, a nie chciałam, aby wyszły jakieś nieścisłości - w końcu Karin to też siostra Ichigo ;)
Ending:
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top