Rozdział XIV Dziewczynka z zapałkami
Dwie dorosłe bohaterki przemierzały Paryż. Z tą samą adrenaliną i w tych samych strojach, co dawniej. Atak po tylu latach wywołał niemałe zamieszanie i wzbudził i w starych, i nowych mieszkańcach miasta strach. Co poniektórzy zatrzasnęli nawet okiennice.
Gdy dziewczyny dotarły na miejsce szok i zdezorientowanie zawładnęły ich umysły. Mała dziewczynka z zapałkami w ręce, a wokół niej pustka. Sama na środku oszronionego rynku, siedziała pod jednym ze słupów informacyjnych. Gdy spostrzegła dwie kobiety podniosła wzrok.
Biedronka powoli podeszła do dziewczynki. Przymarznięte łzy i katar lecący z jej małego, czerwonego noska świeciły się od światła bijącego z lamp ulicznych obok.
Granatowowłosa bohaterka przykucnęła i wyciągnęła do niej przyjacielsko rękę.
— Hej, co tu robisz? Zgubiłaś się? — powiedziała spokojnym tonem. Dziewczynka lekko kiwnęła głową. — Pomożemy Ci, jest ci zimno, prawda?
— Mm. — mruknęła zapłakana i pociągnęła nosem — Chcę do mamy! — Zapłakała drżącym głosikiem.
— No już, nie płacz. Znajdziemy twoją mamę. — Marinette wzięła dziecko na ręce. Rozejrzała się i zwróciła się do swojej przyjaciółki. — Jesteś w stanie namierzyć jej...
Dziewczynka podniosła główkę z ramienia. Jej wzrok ślepo utkwił na jednym z dachów pobliskich kamienic. W małej rączce wciąż nerwowo zaciskała niedopałki zapałek, a jej skóra nabierała powoli kolory. Wszystko było na miejscu, gdyby nie to, że byly to kolory o odcieniu niebieskim i zielonym. Tak jakby stawała się sinożółta.
Alya pierwsza zauważyła nagle zmieniający się stan brązowowłosej kilkulatki. Spojrzała mniej więcej w to samo miejsce, co ona. Ku jej zdziwieniu nic tam nie było. Do oczu zielonookiej napłynęło kilka krwistoczerwonych łez, które swobodnie strużkami spływały po jej policzkach, zostawiając za sobą pomarańczowy ślad.
— Marinette spójrz na nią!
— Malutka? — Lekko nią potrząsnęła i odstawiła na ziemię, próbując ją przywrócić do rzeczywistości. Na twarzy dziewczynki coś wyżerało wręcz dziury, z których uciekały czarno-fioletowe duchy, otoczone smolastym dymem. Dziewczyny bez chwili zastanowienia odskoczyła kilka metrów dalej.
— Władca Ciem. — wyszeptała sama do siebie.
Biedronka od razu ruszyła do walki z przerażającymi zjawami, wciąż wypływające z ciała, nieprawdziwej dziewczynki. Laleczki, pacynki antagonisty.
Postacie wyglądające jak rysunki śmierci mknęły przez Paryż. Przez mleczne kaptury prześwitywały ich przerażająco świecące oczy. Każdy z nich zostawiał za sobą ślad w postaci ohydnych korzeni i innych wijących się bluszczy.
Marinette pod postacią Biedronki zamknęła oczy. Wokół niej czas zatrzymał się, spowolnił. Gdzieś z tyłu głowy słyszała piski kolejnych ludzi w domach, pękające żarówki latarni, rzucanie się Rudej Kitki, próbującej opanować sytuację.
— Ruda Kitko! Przyjdę z pomocą, dasz radę tu chwilę sama zostać? — powiedziała ze zmartwieniem w głosie.
— Jasne, leć! — Złapała za szyję jednej z zjaw.
Biedronka już wiedząc, do kogo się udać i po co, już wybierała w głowie kolejnego szczęśliwca, który spotka się na nowo ze swoim malutkim kolegą. Czy przyjacielem? To już zależy, ile razy mogli się spotkać.
— Mistrzu, szkatułka! — Wpadła z hukiem przez otwarte okno. Na miejscu czekał już na nią z otwartym schowkiem na Miracula. — Smok. Wąż. Dziękuję! — Wyskoczyła tą samą drogą. Granatowowłosa pognała najpierw do mieszkania Couffaine.
— Luka? Znaczy Viperionie, zapraszam! — Pacnęła się w czoło.
— Już pędze, Marinette. Znaczy Biedronko! — Zaśmiał się. Oboje popędzili do drugiej na dziś superbohaterki.
Teraz już bardziej taktowanie zapukała do drzwi jednego z apartamenów w centrum Paryża.
— Kto tam?
— Dawniej wróg publiczny, później przyjaciółka. Poznajesz?
— Marin.. Biedronka! — W drzwiach stanęła Kagami Tsurugi. Dojrzała dziewczyna o prawie że czarnych włosach i spojrzeniu smoka. Miraculum dla niej idealne.
— Trzymaj. — Podała jej w ręce małe pudełeczko. — Pędźcie na główny rynek, tam czeka na was Ruda Kitka. Smoczyco, Viperionie, liczę na was. Dołączę do was za kilka minut.
— A co z Czarnym Kotem? — Kagami zamknęła za sobą drzwi.
— Um... Muszę lecieć, pa! — Wybiegła z budynku. Pomarańczowooka i zielonowłosy spojrzeli po sobie ze zdziwieniem i sami również wyruszyli do walki.
Bohaterka wróciła się jeszcze raz do Strażnika Miraculi. Tym razem wzięła, że sobą jeszcze kilka magicznych błyskotek, po czym rozniosła je zaufanym osobom. Pewne było jedno - tym razem to nie ten sam przeciwnik. I na pewno nie słabszy. Mocniejszy.
Kolorowi bohaterowie zaczęli walkę. Już nie z samymi zjawami, ale i ofiarom Akum. Tak, Władca Ciem, kimkolwiek on teraz był, osiągnął szczyt swojej mocy. Teraz nie tylko nie miał ograniczeń czasowych, ale i magicznych ciem mógł wysyłać od groma.
Niebo zrobiło się czarne, znak fioletowgo motyla zmalował się pod chmurami i pędził razem z nimi nad Paryżem, potem całą Francją.
To nie koniec wojny z Władcą Ciem. To dopiero jej początek.
Czeeeść myszki moje kochane!
Jak ja za wami tęskniłam!
Dwa miesiące się męczyłam z tym rozdziałem, ale to, że go widzicie i czytacie jest znakiem, że powracam.
Nie dam wam daty następnego rozdziału, nie dam.
Jednak obiecuję, że to nie będą kolejne dwa miesiące.
Krótko opis następnych wydarzeń:
Ta wojna nie trwa, ona dopiero się zaczyna
Wzloty i upadki, czyli jedyne co teraz ujrzycie. Serce lubi płatać figle, prawda?
Że też idealny moment sobie wybrało.
Jak to się zakończy?
Jak skończą oni?
Tego dowiecie się już niedługo...
💔💞🎉
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top