Rozdział XIII Na Nowo

Adrien, stojąc w ciąż zamknięty w łazience przed lustrem, brzydził się spojrzeć na swoje odbicie w lustrze. Bardzo dobrze wiedział, że schrzanił po całości. Targały nim uczucia i emocje, których nie potrafił wyrazić inaczej, niż tylko płaczem i krzykiem na samego siebie. Kłótnie w związkach się zdarzają, ale słowa wypowiedziane przez Marinette trafiły prosto w najczulszy punkt jego serca. Pomiędzy wierszami ich przepięknej relacji plątały się błędy i sprzeczki. Tryskająca z nich miłość i szczęście przygasały, równając się z huraganem ostrych słów.

Po tak długiej nieobecności Adriena w innych pomieszczeniach mieszkaniach, nawet Plagga znudziło pożerania resztek serka z lodówki. Kotek podleciał do białych drzwi i delikatnie w nie zapukał.

— Zostaw mnie, proszę. — Kwami nie nalegało i położyło się na kanapie, po czym zasneło.

— I co ja narobiłem? — Zapytał sam siebie patrząc w oczy swojemu odbiciu.

Marinette zdruzgotana wpadła swojej przyjaciółce w ramiona. Alya zaczęła głaskać ją po włosach i zaprowadziła do wnętrza mieszkania.

— Ja... Naprawdę przepraszam, że cię tak nachodzę... — Spuściła wzrok.

— O co chodzi? Pokłóciliście się? Opowiedz mi wszystko. — Złapała ją za rękę.

— Pokłóciliśmy się, ale to nie to jest teraz najważniejsze. — Wzięła głęboki oddech i poczęła opowiadać. — Ostatnio miałam sen, właściwie ubiegłej nocy. Tylko, że mam przeczucie, że to była wizja.

— Taka jak kilka lat temu?

— Dokładnie, to samo uczucie. Była w nim kobieta, jedyne co ujrzałam to jej brązowe włosy. Głos wydawał się być znajomy, nie wiem skąd. W każdym bądź razie, groziła mi.

— Czekaj, czekaj! Jakaś kobieta groziła ci? We śnie? — zdumiła się. — Brzmi absurdalnie, no nic. Opowiadaj dalej.

— Powiedziała coś na kształt: Marinette Dupain-Cheng... Pewnie już niedługo Agreste... Cos takiego? Pożałujesz. Nie jestem pewna czy kropka w kropkę, jednak wygląda na to, że mnie zna. To co jeszcze zapamiętałam to to, że wszystko działo się w wieczór wigilijny, na ulicach już nikogo nie było. — Skrzywiła się.

— Okej, niepokojące. — Wstała i poprawiła sweter. Dotknęła jej zaczerwienione od zimna policzki. — Zrobię Ci herbatę. — Chwyciła koc, leżący obok i okryła ją nim.

Telefon fiołkowookiej zaczął wibrować, a na ekranie raz za razem wyświetlał się napis Kotek.

— Nie wiem... Odbierać czy nie? — zapytała.

— Jak uważasz. — Wzruszyła ramionami.

Dwudziestojednolatka wyciszyła całkiem telefon i nie zwracała uwagi na następne kilkanaście nieodebranych połączeń i wiadomości.

Alya poszła do kuchni. Przygotowała kubki i zalała czajnik wody, po czym postawiła go na gazie. W między czasie kontynuowała robienie pizzy, którą zaczęła robić, zanim odwiedziła ją Marinette. Kątem oka spoglądała na oświetloną przez latarnie ulicę. Może nie było by w tym widoku nic dziwnego, ale coś czarno-fioletowego mignęło jej przed oczami.

— Marinette. — Momentalnie oderwała się od pracy i pobiegła do następnego okna w salonie. — Chodź szybko.

— Co się stało? — Niechętnie wywinęła się spod koca.

— Albo mam zwidy, albo właśnie przed moimi oczami przeleciała Akuma. — Na te słowa granatowowłosa zerwała się i przykleiła czoło do szyby. — Widzisz? — Wskazała palcem świecący punkcik, już nieco bardziej oddalony od budynku.

— Czyli Miracula zostały skradzione. Serio? Akurat teraz?! — Już chciała zawołać Tikki, ale przypomniała sobie, że sama wysłała ją do Mistrza Fu. — No pięknie!

— Nie ma przy tobie Tikki, a Adrien nic nie wie, racja? — Przytaknęła. — W takim razie do niego dzwoń, a zaraz pobiegniemy po Tikki i Trixxa. Mam wielką ochotę się z nim zobaczyć.

— Napewno teraz nie odbierze, a ty? Nie ma mowy, nie możesz się narażać! — Spojrzała za okno. — Zrobię to sama.

— Nie matkuj mi, bardzo cię proszę. Napisz chociaż do niego, błagam. — Wyjęła z szafy sweter i zarzuciła go na plecy.

— Jesteś pewna? Tylko uważaj na siebie, a jak poczujesz się słabo, to natychmiast wracasz do domu. A co do Adriena, nie chcę jego pomocy. Skoro nie chciał tego zrobić od początku, to czemu miałby teraz chcieć to zrobić?

— Chcę zauważyć, że to całkiem inna sytuacja. — Uniosła brwi.

— Nie. Nie i kropka! — Zaczęła się ubierać. — Chodź.

Dziewczyny zbiegły po schodach i nawet nie myśląc o jeździe autem, pobiegły w stronę budynku, w którym mieszkał Mistrz. Ludzie powoli z paniką znikali z ulic, szukając schronienia. Ostatni atak był kilka dobrych lat temu. Pewne jednak było już to, że Akuma dotarła do swojej ofiary.

— Nie mamy za wiele czasu, nie wiemy z kim mamy do czynienia. — Na swojej drodze zauważyła rano odwiedzoną przez nią kamienicę. — To tu.

Zwolniły kroku i weszły do klatki. Wchodząc po schodach przyśpieszyły odrobinę tempo i bez pukania wpadły do mieszkania.

— Marinette? Alya? — Spojrzał w ich stronę.

— Władca Ciem powrócił. — Wysapała.

— Co?! — Wszyscy krzyknęli ze zdziwieniem, wciąż przyglądając się dwóm kobietom, stojącym w drzwiach.

— Chyba. Mamy takie podejrzenia, ale właśnie widziałyśmy przelatującą Akumę i ludzi uciekających w popłochu. To coś chyba znaczy. — stwierdziła Alya.

— Marinette, powiadomiłaś Czarnego Kota? — Dziewczyna zająknęła się.

— T-tak. — Skłamała, a na twarzy jej przyjaciółki zmalował się grymas. — Tikki! Czas na przemianę!

— Tikki zawsze zwarta i gotowa! — Podskoczyła w powietrzu.

— Tikki! Kropkuj!

— Trixx! Do ataku!

Przed staruszkiem stanęły Biedronka i Ruda Kitka, gotowe, by ponownie uratować mieszkańców Paryża. Bez swojego kompana, Czarnego Kota, ale o tym wiedziały tylko one dwie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top