Rozdział VIII Pod Znakiem Zapytania

- Co się dzieje? Gdzie ona jest? - zaczęła wypytwać, jednocześnie wychodząc i zamykając drzwi samochodu.

- Chodźcie, zaprowadzę was... - wstał zmęczony i smutny.

- Ale stary, czemu nie jesteś przy niej? - blondyn dołączył do nich.

- Nikt oprócz lekarzy nie może tam wejść. Do windy. - prowadził ich dalej.

- Dlaczego? - skrzywiła się.

- Sam nie wiem, po prostu. - wcisnął guzik z numerem drugiego piętra.

- Wszystko będzie dobrze, stary. - poklepał go po ramieniu.

Trójka stanęła przy recepcji na drugim piętrze. Nino próbował wyciągnąć od pielęgniarki pozwolenie na wejście, niestety na próżno. Już całkiem zrezygnowany usiadł dla jednym z tych niebieskich, plastikowych krzeseł i ściągnął swą nieźle już poturbowaną przez życie czapkę. Schował twarz w dłoniach i zaczął cicho szlochać. Blondyn usiadł obok niego, a granatowowłosa kucnęła przed nim. W tym momencie chyba cisza była najlepszym rozwiązaniem. Adrien ponownie poklepał go po plecach, dając mu wsparcie. Dziewczyna poczęła szperać w torebce, w poszukiwaniu paczki chusteczek. Kiedy w końcu je znalazła, podała nylonowe opakowanie mulatowi. Złapał podany przedmiot w dłonie i zaczął go miętolić w palcach, jego noga z denerwowania się trzęsła.

- Ja nie mogę jej stracić...ich stracić! Teraz, kiedy wszystko się nam układało, teraz gdy byliśmy zaręczeni, teraz gdy zaczynałem się ogromnie cieszyć. Jeśli coś im się stanie, nie wybaczę sobie tego! - spojrzał Marinette w oczy, szukając pomocy.

- To nie twoja wina, Nino. Nie możesz sobie niczego zarzucić, dbałeś o nich. Wszystko się ułoży, wyjdą z tego. - lekko się pochyliła by przytulić przyjaciela. Natychmiast zacisnął oczy, powstrzymując łzy i objął dziewczynę. Smutny wzrok Marinette i Adriena spotkał się.

Nastała chwila ciszy. Jednak ktoś postanowił ją przerwać.

- Pan Lahiffe? - lekarz podszedł do nich trzymając w rękach teczkę.

- To ja. Co z nią? - pozbierał się i wyprostował. Z jego twarzy nie schodziła odwrócona podkowa.

- Może Pan wejść. Stan Pani Alyi się poprawił. Jest o wiele lepiej, miejmy nadzieję, że to było chwilowe i więcej się nie powtórzy. Zapraszam. - okularnik odwrócił się w stronę przyjaciół. Oni dali mu tylko znak, żeby poszedł spokojnie, nie martwiąc się o nich.

Brunet wszedł do sali. Na łóżku szpitalnym leżała jakby ledwo żywa Alya. Na widok ukochanego jednak uśmiechnęła się i od razu nabrała odrobinę sił. On tylko podszedł do niej i złapał mocno za rękę, którą ucałował.

- Jak się czujesz? - zapytał przełykając wcześniejsze łzy.

- Lepiej... Hej, nie płacz. Nie poddany się z naszym maleństwem. - zapewniła go, samej do końca nie dowierzając.

- Nie wiesz, jak się martwię. Cholernie się martwię! Nie przeżyłbym, gdybym was stracił.

- Nie stracisz, obiecuję Ci to. - usiadł obok niej i objął ramieniem. Ta wtuliła się w jego tors. Leżeli tak kilka minut.

- Marinette i Adrien tu są.

- Co? Gdzie? - zaintrygowało ją to.

- Czekają na korytarzu, zawołać ich?

- Marinette obowiązkowo, Adrien jeśli chce to też może. - uśmiechnęła się lekko.

- Zaraz wracam w takim razie. - pocałował ją w policzek.

Mulat uchylił drzwi i kiwnął do Marinette. Adrien zaproponował, żeby Nino z nim został na korytarzu, a dziewczyny porozmawiały w cztery oczy. Każdej to pewnie na dobre wyjdzie.

Fiołkowooka minęła się z mężczyzną i weszła do sali. Powoli podeszła do przyjaciółki i przysiadła na plastikowym stołku. Obie złapały się za rękę i mocno ścisnęły. Po policzku Marinette spłynęła pojedyncza łza, którą szybko otarła.

- Ty też? Nie płakusiaj. - uśmiechnęła się.

- Wybacz, jak się czujesz? Co się w ogóle wydarzyło? - zmartwiła się.

- Gdy dojechaliśmy do domu spokojnie weszliśmy do domu. Chciałam iść do kuchni, ale ból przeszył mój brzuch i plecy. Oparłam się o ścianę, ale zanim Nino przybiegł straciłam przytomność... - spuściła wzrok i westchnąła.

- Ale już lepiej, tak?

- Tak, o wiele. Powiedz, co wam mówił Nino? - poprawiła się na poduszce, kładąc przy tym rękę na swoim podbrzuszu.

- Jest załamany, puściły mu nerwy i się rozpłakał. Nigdy go nie widziałam... - ziewnęła - ...w takim stanie.

- Która godzina? - podniosła jedną brew.

- Poczekaj. - wyciągnęła telefon i spojrzała na wyświetlacz, który nie chciał się zapalić - Kurczę, rozładował mi się telefon. Myślę że kilka minut po północy, tak mniej więcej.

- Jesteście pewnie wykończeni, może niepotrzebnie was tu ściągaliśmy. Wracajcie do domu, ewentualnie jutro mnie...nas odwiedzicie. Z tego co przekazał mi lekarz, jest o wiele lepiej, a ja nie mam zamiaru stąd wyjść za pięć lat, a przede wszystkim nie sama. - zrobiła pewną minę.

- Fakt, jutro też jest dzień. No nic, trzymajcie się i walczcie! - wstała i przytuliła mulatkę. Odeszła kilka kroków, ale przyjaciółka zawołała ją jeszcze cicho.

- Marinette, mam prośbę. Możecie odwieźć do domu Nino? Przyjechał ze mną karetką, a pewnie też nie będzie chciał iść. Przekonajcie go, nie chce, żeby się źle czuł.

- Nie ma problemu, mamusiu. - pożegnała się jeszcze raz i wyszła.

Mulat po kilku próbach zgodził się i wrócił z parą do domu, wcześniej żegnając się ze swoją narzeczoną. Wydawać się mogło, że wieść o poprawie stanu Alyi w ogóle go nie ruszyła. Nic bardziej mylnego. Spadł mu kamień z serca, ale nie miał już sił, by to okazywać na prawo i lewo. Zostawienie w tej chwili dwóch najważniejszych dla niego osób było dla niego nie lada wyzwaniem. Strach, choć już nie tak nasilony, nie opuszczał go.

***

- Wyjdą z tego, nie ma innej opcji. - blondyn pomógł fiołkowookiej ściągnąć kurtkę.

- Nie ma.

Granatowowłosa znów zaczęła ziewać. Otarła już lekko spuchnięte i podkrążone oczy i usiadła na szafeczce z butami. Chłopak, sam nie mając już siły, wziął ją za rękę i zaprowadził do sypialni. Ta od razu, wciąż ubrana, rzuciła się na łóżko i w momencie zasnęła. Adrien poszedł w jej ślady. Przesunął ją delikatnie na drugą połowę łóżka i przytulił do jej pleców. Ostatni raz pocałował ją w kark i szepnął czułe słówko do ucha, po czym zamknął oczy i odpłynął w objęcia słodkiego snu.

____________________________________

Siemanko, chociaż dla mnie Dobry wieczór...noc? Jest pierwsza trzydzieści, a ja siedzę i pisze dla was rozdział... Całe szczęście, że są wakacje 😂

Było trochę wesoło ostatnio, to i przyszedł czas na poważniejsze i bardziej przykre sprawy :/

Nie powiem, poziewałam podczas pisania tego rozdziału czterdzieści pię... Teraz już sześć razy. Tak, liczyłam 🤗

Snujcie teorie co do następnych wydarzeń i komentujcie ile wlezie! Nie wiecie jaką radość i banana na twarzy wywołuje czytanie tych waszych komentarzy 💖

Dziękuję za ponad już 600 odczytów, nie wiem jak to zrobiliście w tak krótkim czasie :O
Szacun😎

Głosik? 🍑

Do następnego! 💖

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top