Rozdział IV Same dobre wieści

Nacisnęłam dzwonek i razem zaczekaliśmy, aż ktoś nam otworzy. Nie trwało to jednak długo, a naszym oczom ukazał się uradowany Nino. Razem z Adrienem wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Od razu zaprosił nas do środka i powędrował do kuchni, po drodze pytając czego chcemy się napić.

Kątem oka widziałam, że radośnie podskakuje co drugi krok.

– Więc...wydarzyło się coś szczególnego? – zapytałam usadawiając się obok blondyna na kanapie.

– Wydarzyło i to bardzo szczególnego! – krzyknął zza baru. Za sobą usłyszałam parsknięcie.

– A Alya gdzie się podziała? – wtrącił się Adrien.

– Siedzi w łazience od dobrej godziny, pewnie się szykuje. Alya! – wydarł się na całe gardło. – Goście przyszli!

Nie usłyszeliśmy odpowiedzi.

– Może pójdę do niej i zobaczę, czy wszystko z nią w porządku? – wstałam i poprawiłam bluzkę.

– Jak chcesz. – wzruszył ramionami.

Pokręciłam głową i poszłam w kierunku łazienki.

Stanęłam przed drzwiami i lekko zapukałam. Ponownie nie uzyskałam odpowiedzi.

– Alya, to ja. Otwórz.

– Marinette? – usłyszałam przekręcanie klucza. – Wejdź.

– Wszystko w porządku? – spojrzałam na nią. Była blada i jakby zlana potem.

– Tak...

– Coś mi się nie wydaje. – skrzyżowałam ręce na piersi – Co się dzieje?

– Trzymaj i sprawdź. – włożyła coś w moje dłonie i mocno zacisnęła. – Ja nie chcę wiedzieć.

– Co to jest? – odwróciłam mały kawałek plastiku i już wiedziałam do czego on służy.

– Powiedz, że nie, błagam! – spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.

– Gratulacje mamusiu! – krzyknęłam pół szeptem.

– Żartujesz. – otworzyła szerzej oczy i buzię, w dodatku zbladła jeszcze bardziej. Złapała się nerwowo za głowę.

– Nie cieszysz się? – zmusiłam ją, by na mnie spojrzała.

– Sama nie wiem...

– Hej, będzie dobrze! Nino przecież cię nie zostawi, nie jest do czegoś takiego zdolny.

– Mari, my mamy ledwo dwadzieścia jeden i dwa lata. To nie czas na dzieci! To nie tak miało być...

– W razie czego pomożemy wam. Wiesz, jak kocham dzieciaki. – próbowałam ją podbudować. – A powiedz mi, o co chodziło z tym dzisiejszym spotkaniem?

– Nino wczoraj mi się oświadczył. – widocznie rozpromieniała, a na jej ustach pojawił się szeroki banan.

– Naprawdę?! – podskoczyłam.

– Mhm. – zaczęła machać mi dłonią przez oczami, na jednym z palców błyskał przepiękny pierścionek.

– Podwójne gratulacje! – przytuliłam ją.

– Dzięki. Mari, ale jeśli ja nie dam rady?

– Dasz! Znam cię. No chodź, czas ogłosić nowinę! – wzięłam ją pod rękę.

– Chciałabym to powiedzieć w niespodziewanym momencie, więc błagam. Do tego czasu się nie odzywaj!

– Się robi mamuśka!

Z uśmiechami na twarzy wkroczyłyśmy do salonu i usiadłyśmy obok swoich ukochanych.

Na początku ta urocza dwójka ogłosiła nam swoje zaręczyny. Co z tego, że oboje już o tym wiedzieliśmy? Złożyliśmy ponowne i oficjalne gratulacje.

Moja przyjaciółka poszła do kuchni i otworzyła piekarnik. Zaraz po domu rozprzestrzenił się cudowny zapach.

Dumna z siebie postawiła na stoliku naczynie żarodporne, a w nim pięknie wyglądającą i pachnącą zapiekankę.

Dopadła mnie niewielka fala nostalgii, gdyż przypomniały mi się nasze spotkania i spożywanie właśnie oto tej zapiekanki. Ile razu zjadaliśmy ją spaloną, nie zliczę. Tak czy siak dobrze się bawiliśmy.
Tęsknię za czasami gimnazjum i liceum. Z jednej strony najgorsze, a z drugiej najlepsze lata naszego życia.

Pomogłam nałożyć Alyi danie na talerze i zaczęliśmy jeść. Widziałam, że trzęsą jej się ręce i jest zdenerwowana. Coraz bardziej.
Oznaczało to, że ma zamiar to powiedzieć już za chwilę.

– Kochanie, coś nie tak? – Nino również to zauważył. Wzrok każdego spoczął na nią. Kiwnęłam jej głową, dając znak, że będzie dobrze.

– Nino, bo ja... – wahała się.

– Bo ty? Bo ty co? – wziął do buzi kolejny kęs.

– Jestem w ciąży! – wykrzyknęła i z hukiem odstawiła talerz na blat, po czym schowała twarz w dłoniach.

– Że co?! – okularnik zakrztusił się, przez co zrobił się cały czerwony. Adrienowi jedzenie stanęło w gardle i spoglądał na tą dwójkę. Ja z głupim uśmiechem na twarzy obserwowałam to wydarzenie. Ich miny były bezcenne.

Nastała chwila niezręcznej ciszy.

– Alya? – wstał i przykucnął obok narzeczonej.

– Przepraszam Nino...

– Za co mnie przepraszasz? Stało się i się nie odstanie, damy radę! – wstali i objął ją.

– W takim razie, nie j-jesteś na mnie zły?

– Wręcz przeciwnie, cieszę się. – pocałował ją w czoło i posadził sobie na kolanach.

Poczułam, że Adrien splótł nasze dłonie. Oparłam głowę na jego ramieniu. Z uśmiechem obserwowaliśmy coraz mocniejszą miłość naszych przyjaciół.

Kiedy przyszli rodzice oboje oswoili się z tą nowiną nadszedł czas do drugie już gratulacje. Oficjalnie zostanę ciocią!

I jak się pewnie domyślacie resztę wieczoru część żeńska przegadała na temat "dzidziusiowy", co nie oznacza, że chłopcy się nie włączyli do rozmowy. Padły już nawet propozycje imion czy podejrzewanie płci.

– Okej, a kiedy planujecie ślub? – zielonookim zaciekawił się również tą kwestią.

– Tak właściwie to jeszcze nie wiemy, ale myśleliśmy nad najbliższym latem. – odpowiedział Nino.

– Naprawdę cieszę się, że tak wam się układa. Oby wasza miłość trwała do końca waszego życia i jeden dzień dłużej. – uśmiechnęłam się.

– No, a wasza? Nic nie planujecie? – Jak zwykle musiał paść temat naszego związku, ale czego się spodziewać po najlepszym przyjacielu mojego partnera.

– Narazie nic. – chciałam, żeby ten temat zaczął się i skończył tak samo szybko. Właściwie nie wiem dlaczego.

– Dokładnie, dokładnie. – ma szczęście, że nie próbował mi się sprzeciwiać. – Poza tym mamy ostatnio inne zmartwienia na głowie, a raczej Marinette.

– Coś się stało?

– Mogę stracić pracę, w dodatku nie z mojej winy. – spoważniałam.

– Dlaczego? – prawda, nie zdążyłam nic powiedzieć Alyi.

– Długo by opowiadać, ale nie przejmujcie się. Jak nie ta praca, to znajdzie się inna. – powiedziałam to nadzwyczaj spokojnie, jeśli chodzi o to, co naprawdę czuję.

– Nie drążmy tematu. Polać wam coś jeszcze? – Nino wstał trzymając swoją szklankę.

– Chyba nie, dochodzi dziesiąta. Nie będziemy wam już zawracać gitary, nacieszcie się sobą, bo macie czym. Prawda, Marinette?

– Zgadzam się, będziemy już lecieć. W końcu jutro poniedziałek...

– Mari, wierzymy w ciebie. – oboje wstali, w celu odprowadzenia nas do drzwi.

– Obronisz się! – dodała mulatka.

– Dziękuję wam i jeszcze raz gratulujemy.

– My również dziękujemy.

– Dobrze, to do następnego!

– Pa, pa!

Wyszliśmy z budynku i wsiedliśmy do auta. Sama nie wiem czemu, ale nie miałam już dzisiaj na nic ochoty. Jestem bardzo zmęczona, ale szczęśliwa. Zanim Adrien odpalił auto złapał mnie za rękę.

– Dasz radę kochanie. I oni też dadzą. Nigdy bym się nie spodziewał, że tak szybko staną się jeszcze bardziej dorośli, a ty?

– Zgadzam się. – zaśmiałam się.

Wróciliśmy do domu. Usiadłam na kanapie nie mając siły ściągnąć butów. Miałam jeszcze odrobinę ogarnąć w kuchni, ale usnęłam w pozycji siedzącej. Przez sen poczułam jak Adrien przeniósł mnie do łóżka i rozebrał do bielizny. Przykrył mnie kołdrą i pocałował w kącik ust.

Co dalej się działo, nie pamiętam. Zasnęłam, tym razem na dobre.

____________________________________

Siemanko!

Troszkę szybciej, gdyż dopadła mnie dzisiaj wena i poszłam na całość 😂

Mam nadzieję, że podobało wam się. Co sądzicie o nowinach? ❤️
Poradzą sobie czy nie?

Chce sprostować dlaczego nagle postacie są o trzy lata młodsze.
Na potrzeby książki i fabuły zmieniłam to, również w pierwszym rozdziale. Ten wiek o wiele bardziej mi tu pasuje ^^

No to co?

Głosik? 🍓

Do następnego! ❤️



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top