21 - Bolesna prawda

Gdy odciągnęłam Jeongguk'a od Yifana, wiedziałam, że musimy znaleźć bezpieczne miejsce, gdzie będzie mógł się uspokoić, a ja opatrzę jego rany. Przedarliśmy się przez korytarze, szukając pokoju, w którym moglibyśmy się ukryć. W końcu dostrzegłam drzwi z napisem „Gabinet higienistki". Wiedziałam, że o tej porze nikogo tam nie będzie.

— Chodź, tutaj — powiedziałam, ciągnąc chłopaka w stronę drzwi. Spojrzał na mnie zdezorientowany, ale posłusznie wszedł za mną.

Drzwi były zamknięte, ale to nie było dla mnie przeszkodą. Spojrzałam na klamkę, a potem na Jeon'a.

— Możesz to otworzyć?

JK kiwnął głową, a jego zdeterminowana mina wskazywała, że nie zamierza teraz się wycofać. Wystarczyło kilka silnych pchnięć, by zamek puścił. Wślizgnęliśmy się do środka, zamykając za sobą drzwi. Gabinet był mały, ale dobrze zaopatrzony — na półkach znajdowały się bandaże, środki dezynfekujące i inne niezbędne rzeczy.

— Usiądź — poleciłam, wskazując na krzesło. Jeon posłuchał, choć w jego oczach widziałam nie tylko ból fizyczny, ale i emocjonalny. Wzięłam bandaż i środek do przemywania ran, próbując skupić się na tym, co musiałam zrobić.

— Kim był ten frajer? — zapytał nagle, a jego głos był pełen napięcia.

Zadrżałam na dźwięk tych słów. Nie chciałam o tym rozmawiać. Wspomnienia związane z Yifanem były jak otwarta rana, która wciąż nie chciała się zagoić.

— To... to przeszłość. Ktoś, kogo lepiej byłoby zapomnieć — powiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie, ale Jungkook nie dał się zbyć.

— Przeszłość, która wciąż cię męczy — odparł, patrząc na mnie z determinacją. — Powiedz mi, co się stało.

Zaczęłam przemywać jego rozciętą wargę, starając się ignorować pytania. Z każdą chwilą, w której unikałam jego spojrzenia, czułam, jak serce bije coraz szybciej.

— To nie ma znaczenia. W końcu to przeszłość. — mruknęłam, przykładając opatrunek do jego ust. Jeon syknął z bólu, ale nie odpuścił.

— Jungmi, powiedz mi prawdę. Kim on jest? Co ci zrobił? — dopytywał, a jego głos stawał się coraz bardziej natarczywy.

Przez chwilę cisza wypełniła pokój, tylko mój oddech i jego nierówne tętno były słyszalne. Przestałam na moment, trzymając bandaż w dłoni. Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała mu powiedzieć, ale to było coś, czego nie chciałam przeżywać na nowo.

— Był kimś, kto... — zaczęłam, czując, jak łzy cisną się do moich oczu. — Kimś, kto mnie skrzywdził. Emocjonalnie, fizycznie... wykorzystał mnie, kiedy byłam słaba.

JK zamarł. W jego oczach pojawiła się nie tylko złość, ale i ból, jakby każde moje słowo uderzało w niego jak cios. Może w końcu zrozumiał, co czułam, przez ten cały czas.

— Jungmi... — wyszeptał, ale ja szybko skończyłam opatrywanie jego dłoni.

— To już przeszłość — powiedziałam, wstając. Chciałam opuścić pokój, uciec od tego tematu, od emocji, które wzbierały we mnie jak fala.

Ale kiedy próbowałam odejść, Guk chwycił moje ręce. Spojrzałam na niego zaskoczona, próbując uwolnić się z jego uchwytu, ale on był zbyt silny. Jego oczy, pełne bólu i determinacji, wpatrywały się we mnie.

— Nie uciekaj — powiedział cicho, ale stanowczo. — Nie kiedy wreszcie mamy chwilę dla siebie.

Próbowałam się wyrwać, ale on przyciągnął mnie bliżej, tak blisko, że czułam jego ciepły oddech na swojej skórze. Jego ramiona zacisnęły się wokół mnie, zakleszczając mnie w mocnym, ale czułym uścisku.

— Kookie, proszę... — wyszeptałam, czując, jak mój opór powoli się łamie.

— Nie pozwolę, żebyś musiała przechodzić przez to sama — powiedział. — Nie teraz gdy wiem, co się stało. Nie opuszczę cię, Jungmi.

Jego słowa, wypowiedziane z taką pewnością i ciepłem, sprawiły, że poczułam, jak mur, który wokół siebie zbudowałam, zaczyna się kruszyć. W jego objęciach poczułam się bezpieczna, jakby cały ciężar, który nosiłam, na chwilę zniknął. Pozwoliłam sobie na chwilę słabości, opierając głowę na jego ramieniu i zamykając oczy.

— Dziękuję — wyszeptałam, a on tylko przytulił mnie mocniej, jakby chciał mi pokazać, że naprawdę jest przy mnie i że już nigdy nie pozwoli mi upaść.

W ciszy gabinetu higienistki, z dala od zgiełku balu, siedzieliśmy obok siebie na niewielkiej kozetce. Wciąż czułam ciepło jego ramiona wokół siebie, choć już delikatniej, jakby dawał mi przestrzeń do swobodnego oddychania. JK czekał cierpliwie, jego wzrok pełen troski i zrozumienia, ale nie naciskał. Wiedział, że to musi być mój wybór, by opowiedzieć mu wszystko.

W końcu przerwałam ciszę, mówiąc powoli, starannie dobierając słowa.

— W starej szkole... — zaczęłam, a mój głos zadrżał. Wzięłam głęboki oddech, próbując znaleźć w sobie siłę. — Poznałam Yifana, kiedy byłam jeszcze młoda. Był jednym z popularnych chłopaków, tych, którzy zawsze mają wokół siebie ludzi. Nie wiedziałam wtedy, jak bardzo byłam naiwna...

Jeon słuchał uważnie, nie przerywając, tylko od czasu do czasu delikatnie ściskając moją dłoń, jakby chciał mi przekazać, że jest przy mnie.

— Na początku wydawało się, że jest mną zainteresowany, że mu na mnie zależy. Był dla mnie miły, uprzejmy. Zaczął ze mną rozmawiać, spędzać czas, a ja... byłam tak samotna, że uwierzyłam, że to coś znaczy — mówiłam, a w moich oczach pojawiły się łzy. — Ale później zaczęło się zmieniać. Zaczęłam dostrzegać jego prawdziwą naturę, ale było już za późno.

— Co się stało? — zapytał cicho, choć bał się odpowiedzi.

Zamknęłam oczy, wracając myślami do tamtych dni. Każde słowo, które wypowiadałam, było jak kolejna warstwa bólu, którą musiałam z siebie zrzucić.

— Z czasem Yifan zaczął mnie krytykować. Mówił, że jestem gruba, brzydka, że powinnam się cieszyć, że ktoś taki jak on w ogóle na mnie zwrócił uwagę. — Przerwałam, czując, jak słowa ranią mnie na nowo. — Powtarzał mi, że jestem beznadziejna, że spotyka się ze mną tylko z litości, że nikt inny mnie nie zechce. I ja w to uwierzyłam... myślałam, że on jest jedynym, który mnie akceptuje.

JK z trudem opanowywał emocje. To brzmiało tak bardzo znajomo. W jego oczach widziałam gniew, ale nie na mnie, lecz na to, co musiałam przeżyć. Jakby zrozumiał, co musiałam przeżyć, kiedy przyjechałam do Busan.

— Dlaczego...? — zdołał w końcu wykrztusić, jego głos załamał się w połowie pytania. — Dlaczego ktoś mógłby zrobić coś takiego?

— Dla zakładu — odpowiedziałam z goryczą. — Zrobił to, bo założył się z kolegami, że uda mu się mnie zdobyć. I wygrał. Zostawił mnie na pastwę losu, upokorzoną i bezbronną.

Poczułam, jak łzy zaczynają spływać po moich policzkach. Jeongguk uniósł dłoń, by je delikatnie otrzeć. Jego dotyk był ciepły, pełen troski, ale to nie mogło złagodzić bólu wspomnień.

— Na jednej z imprez u kolegi... — kontynuowałam, choć mój głos był ledwo słyszalny. — Tam... tam wszystko poszło za daleko. Byłam pod wpływem alkoholu, a on to wykorzystał. Zaczęłam się wyrywać, ale on mnie... — Zawahałam się, czując, jak gardło zaciska mi się z emocji. — On mnie zgwałcił, Jeon. Tam, na tej imprezie, wbrew mojej woli.

JK zamarł. W jego oczach pojawiły się niebezpieczne iskry, a jego ręce zacisnęły się w pięści. Był wstrząśnięty, jakby nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał.

Gdy skończyłam opowiadać swoją historię, Jeon nie mógł dłużej usiedzieć w miejscu. Widziałam, jak jego gniew narasta, jak w jego oczach pojawia się dzikość, której wcześniej u niego nie widziałam. Zacisnął pięści, jego ciało napięło się, jakby gotowe do walki.

— Gdzie on jest? — warknął nagle, zrywając się na nogi. — Muszę go dorwać. Muszę go nauczyć, co to znaczy skrzywdzić kogoś takiego jak ty.

Zerwałam się na równe nogi, łapiąc go za rękę, próbując powstrzymać. Nie mogłam pozwolić, żeby wpadł w furię, a Yifan ponownie miał władzę nad moim życiem, nawet po tym wszystkim.


Od Autorki: Jest piątek? A no jest. I takim sposobem kończę bardzo ciężki tydzień w pracy, zaliczyłyłam kolejny egzamin sędziowski, a przyszłoroczna wyprawa do Korei staje się coraz bardziej realna. 

Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top