08 - Tajemnica

Nie pamiętałam, o której wróciłam do domu. Praktycznie było to nad ranem. Dobrze jednak, że nie miałam lekcji, ponieważ był weekend. Na szczęście wszyscy domownicy spali, więc cicho wkradłam się do pokoju, ściągnęłam ubrania i położyłam się spać. Pomimo tego, że powinnam się umyć, nie potrafiłam pozbyć się zapachu, który pozostawił Jeon. Jednak Nie dane mi było długo nacieszyć się snem, ponieważ Mei zapukała po dziewiątej godzinie.

— Jungmi! — usłyszałam jej radosny głos, gdzieś nad uchem.

Leniwie otworzyłam oczy, a potem ziewnęłam. W głowie huczało mi i chociaż nie piłam, czułam się na kacu. Miałam moralniaka, ponieważ doszło do mnie, że wszystko, co wydarzyło się na plaży, było nieodpowiednie.

Pocałowałaś swojego wroga, pomyślałam. Gdyby nie stojąca obok łóżka Mei, jęknęłabym żałośnie. Postanowiłam zlekceważyć ten fakt i liczyłam, że Jeongguk też o nim zapomni.

— Słuchasz mnie?

Zamrugałam szybko i spojrzałam na kuzynkę. Na jej twarzy zauważyłam zniecierpliwienie. Najwidoczniej oczekiwała odpowiedzi. Poprosiłam, aby powtórzyła, co nie obyło się bez kąśliwej uwagi Song, a potem zrozumiałam, że dzisiaj jest ważny mecz drużyny z Busan. Od razu pomyślałam, że JK będzie miał ciężko, zwłaszcza gdy odkryją jego stan po tej nocy. Przygryzłam wargę.

— Coś się stało?

— Nie — skłamałam. Nie lubiłam tego robić, aczkolwiek wiedziałam, że Mei zaczęłaby się niepotrzebnie martwić. Tego chciałam jej oszczędzić. — Po prostu muszę się rozbudzić.

— Wiem, co ci pomoże.

Dziewczyna uśmiechnęła się od ucha do ucha, a następnie chwyciła mnie za rękę. Gdy już stanęłyśmy obok łóżka, odwróciła mnie za ramiona, a potem podeszła do szafy. Przez moment obserwowała moją twarz, a następnie otworzyła jej drzwiczki. Coś nuciła pod nosem, przebierając w wieszakach.

— Nie masz żadnej sukienki! — powiedziała z nieukrywanym oburzeniem.

— Nie lubię ich.

Pokiwała głową, a potem ponownie się odwróciła. Nim zdążyłam coś dodać, kuzynka postanowiła, że pójdziemy na zakupy. Chciałam zaprotestować i zaprzeczyć, jednak nie dała się odwieść od tego pomysłu. Najgorsze było to, że ciocia miała to samo zdanie. Dlatego po dwóch godzinach stałam w przymierzalni, a moje ciało opinała kwiecista sukienka.

— Uwaga! Wchodzę!

Kotara się rozsunęła, pozwalając Mei, zobaczyć jak wyglądam w tej kreacji. Była to trzecia sukienka, którą przymierzałam. Nie mniej obcisła od poprzednich. Kolejna, w której czułam się niekomfortowo.

— Wyglądasz cudownie!

Słowa Mei powodowały, że mimowolnie się uśmiechnęłam. Oczywiście delikatnie, bo w tyle głowy wciąż miałam obraz siebie, jako szynki wielkanocnej. Nie lubiłam takiej siebie, sukienek i sernika. Z rodzynkami i bez.

— Nie jestem pewna...

— Oj daj spokój! — wtrąciła Song. — Więcej pewności siebie. Mówiłam ci to już. Jeśli będzie trzeba, to wbije ci to zdanie młotkiem do głowy. Jesteś piękna, Jungmi!

Nie wiedziałam, czy mam jej uwierzyć i czy będę w stanie kiedykolwiek zaakceptować siebie i swój wygląd. Nie byłam zbyt pewna, miałam milion kompleksów. W dodatku wciąż czułam się jak ta brzydka siostra kopciuszka, patrząc na piękną Mei. Kobietę ideał.

— Bierzemy wszystkie trzy — zarządziła. — I ani słowa sprzeciwu.

Nim cokolwiek odpowiedziałam, kuzynka wzięła pozostałe rzeczy ze sobą do kasy. A mi pozostało tylko powłóczyć za nią nogami.

Mówi się, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Kiedyś sama tak uważałam. Jednak tak bardzo chciałam wierzyć, że to tylko przypadek połączył nasze drogi. Pragnęłam mieć świadomość, że Jeon nigdy więcej mnie nie dotknie, a czas spędzony w liceum minie bezboleśnie. Nic bardziej mylnego. Każde wydarzenie niosło za sobą konsekwencje, lepsze lub gorsze. Z pewnością Jeongguk miał tego świadomość.

Siedząc na ławce rezerwowych, patrzył na poczynania swoich kolegów z boku. Dostrzegłam ręcznik na jego barkach, a sam chłopak ledwo oddychał. Właśnie odbywała się czwarta kwarta, a do końca meczu pozostały trzy minuty. Zawodnicy Busan przegrywali siedemdziesiąt siedem do osiemdziesięciu dwóch. Sytuacja nie była tragiczna, ani zła, ale dobra też nie. Dostrzegłam Mei w tłumie cheerleaderek, a w dłoniach trzymała złote pompony. Biła od niej pewność siebie, której mi zawsze brakowało. Kuzynka była w swoim żywiole.

Pamiętałam jej słowa, nim pożegnałyśmy się na parkingu przed halą sportową. Dla Song najważniejsze było pozytywne myślenie, będące kluczem do osiągnięcia sukcesu. W międzyczasie idący obok nas JK prychnął pod nosem, jakby wyśmiewając to, co Song powiedziała. Na moje szczęście nie odezwał się słowem, a nawet się nie popatrzył. Przyjęłam to z ulgą, ponieważ bałam się spotkania z tym wytatuowanym szatanem.

Rozległ się odgłos syreny, informujące, że trener lokalnej drużyny wziął czas. Minuty na zegarze odliczały do końca, boleśnie informując, że jeśli nic się nie wydarzy, to zawodnicy Busan przegrają z niżej notowaną drużyną.

— Co się z wami do cholery dzieje?! — starszy mężczyzna ryknął tak, że nawet pośród pisku i gwaru, udało mi się go usłyszeć. — Park traci piłkę, Jeon nie trafia osobistych rzutów! Obudźcie się panowie, bo to ostatnia szansa na pokonanie drużyny Daegu!

Czy znałam się na koszykówce? Zapewne nie, choć słyszałam już nie raz o jej zasadach. Czy w tamtym momencie podziwiałam kuzynkę, wykonująca akrobatyczną pozycję w powietrzu? Niestety nie. Moja uwaga skupiła się tylko na jednej osobie — przeklętym Jeon Jeongguk'u.

Atmosfera była gorąca i to nie tylko za sprawą cudu, który wydarzył się na hali, a przede wszystkim postawy JK po sygnale informującym, że mecz został zakończony. Miejscowa drużyna za sprawą swojego kapitana, jego celnych rzutów za trzy punkty, wyszła na prowadzenie i wygrała z przyjezdnymi wynikiem osiemdziesiąt sześć do osiemdziesięciu pięciu. Jeongguk najwidoczniej nie otrząsnął się po wieczornym wypadzie, ponieważ prowokowany zaczął okładać pięściami jednego z zawodników Daegu. Rezultat był taki, że Jungkook'a zawieszono na trzy kolejne mecze, a rozgrywającego zabrano na prześwietlenie szczęki.

— Czy ty do cholery zgłupiałeś?! — ryknął Jimin do przyjaciela, odsuwając go w korytarzu.

— Zasłużył sobie — warknął w odpowiedzi Guk.

— Wiesz, jakie są następne mecze?! Jesteś nam potrzebny Kook'ie!

Schodząc ze schodów, napotkałam jego oczy. Onyks błyszczał złowieszczo i nigdy nie doświadczyłam takiego chłodu. Gdyby można było zabijać wzrokiem, pewnie już bym nie żyła. JK wyrwał się z uścisku Jimin'a, by następnie skierować się do szatni. A mnie nie uraczył nawet żadnym słowem.

— Jungmi! — zawołał przyjaźnie Park. — Poczekaj!

Zatrzymałam się i popatrzyłam na przyjaciela. Na jego twarzy malował się uśmiech, który jak zawsze był zaraźliwy. Pogratulowałam wygranej, nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć.

— Chyba przynosisz nam szczęście — odpowiedział, opierając rękę na ścianie za mną. — Cieszę się, że przyszłaś.

Przez moment rozmawialiśmy, wymieniając się spostrzeżeniami. Jimin jak zawsze był pozytywnie nastawiony, a o Jeon'ie nie chciał rozmawiać. Najwidoczniej to, co się między nimi wydarzyło, było i minęło. Z drugiej strony rozumiałam to. Sama nie chciałam mówić o tym, co przeżyłam tej nocy. Najwidoczniej dla Jungguk'a to nic nie znaczyło, ponieważ nawet nie uraczył mnie słowem. Pierwszy raz poczułam ukłucie zawodu, gdy nie dotarła do mnie kąśliwa uwaga. Po prostu Jeon mnie ignorował. Czy było mi z tym źle? A no, ku własnemu zaskoczeniu za bardzo. I to w tym wszystkim było najgorsze.

Ponieważ pomimo desperackich prób wyparcia, ciągle myślałam o naszej tajemnicy i tym, że Jeon Jeongguk był najbliżej ze wszystkich znanych mi osób.


Od Autorki: Dawno nie było Dżej Kej'a, co nie? A niech będzie dzisiaj. Zostawiam Was z rozdziałem ósmym i idę maszerować, aby obejrzeć naszych łobuzów na Disney+ ^^

Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top