Rozdział 2

Fallon

Nie liczyłam na wylewne pożegnanie, bo nie było to w stylu mojej matki. Jej słowa ograniczyły się jednak do trzech komunikatów.
Pierwszy: Bądź posłuszna i zachowuj się godnie.
Drugi: Pamiętaj żeby się prostować, bo twoja sylwetka pozostawia wiele do życzenia.
Trzeci: Pamiętaj że księciu się nie odmawia. Cokolwiek by od ciebie nie żądał, dla Ciebie to wyróżnienie.

Przynajmniej tata mnie przytulił, bo siostra tylko wyniośle życzyła mi połamania nóg na tej farsie. Nie winiłam jej, ona bardziej nadawała się dla księcia, tak przynajmniej mogłam ocenić po tym, co o nim mówiono.

Najtrudniejszym pożegnaniem było jednak to z samą sobą, gdy tylko przekroczyłam próg letniej rezydencji królewskiej. Wątpiłam że księciu spodoba się ta mimoza którą mnie ulepiono, ale ja już nie potrafiłam inaczej. Kiedyś buntowałam się, umiałam solidnie odpyskować matce; teraz dziękowałam jej za te wskazówki, tylko w głowie wypowiadając kilka niewybrednych słów.

Dziesięć księstw, po dwóch kandydatkach z każdej - jedna szlachetnie urodzona, jedna z ludu. Stałyśmy w linii, czekając na następcę tronu. Ścisnęłam dłoń Liliany - chłopki z mojego księstwa, a także tą należącą do Patricii, mojej przyjaciółki, córy rodu Sucumbus. Taki był bowiem zwyczaj - dziewczyny trzymały się za ręce jako symbol tego, że zebrane ze wszystkich księstw i stanów razem służyły koronie.

Nasze pochylone głowy nie zobaczyłyby księcia, gdyby jego wejście nie zostało zapowiedziane. Równocześnie dygnęłyśmy, nie miałyśmy jednak prawa podnieść głowy. Nieśmiale spojrzałam w prawo i w lewo - dziewczyny posłusznie czekały na rozkazy; mnie jednak korciło i zanim zdążyłam się pohamować uniosłam swój wzrok, który od razu natrafił na rozbawione spojrzenie Elijaha.

Podszedł do mnie, a ja zarumieniłam się i zaczęłam szybciej oddychać. Pamiętam jak przez mgłę gdy złożył pocałunek na moim czole, a następnie na czołach innych. Tego dnia byłyśmy równe, ale wkrótce miało się to zmienić. Wkrótce przyjaźnie miały zostać wystawione na próbę, miały zawiązywać się sojusze i trwać miała cicha wojna o serce księcia. Byłam ciekawa czy rzeczywiście szuka idealnej kandydatki, czy tej, która porwie jego serce. Wszyscy wiedzieli ze król i królowa się kochają, on mógł szukać tego samego. Zazdrościłam mu tego, gdyż małżeństwo moich rodziców było zawarte czysto z rozsądku. Owszem, ojciec próbował dotrzeć do matki, ale ta była nieugięta.

Jaka przyszłość mnie czekała? Czy miałam szansę na miłość? Odetchnęłam głęboko tłumiąc łzę. To było za dużo dla mnie. Nadal pamiętałam ten przeszywający wzrok księcia. Z jakiegoś dziwnego powodu pociągało mnie to, a z drugiej strony odpychało to, co o nim mówiono. Grube mury były pelne zaułków, ale czy znajdę taki, gdzie mogłabym się schować?

Patricia, znając dobrze moje spektrum i moje słabości, przytuliła mnie. Znałyśmy się od dziecka, więc jej dotyk był dla mnie kojący, choć zwykle wzdrygałam się gdy ktoś obcy mnie dotykał. W tej burzy nienazwanych emocji, gwarze rozmów i chłodzie murów nie zauważyłam, że pocałunek księcia zamiast odstraszyć, tylko mnie przyciągnął...

Elijah

- Uwaga! Książę Elijah nadchodzi!

Przywitał mnie staroświecko strażnik. Wszedłem do komnaty, gdzie czekały już na mnie moje kandydatki. Stanąłem przed nimi z rękami założonymi za plecami. Tak, od tej chwili, aż do opuszczenia pałacu były moje i mogłem uczynić z nimi cokolwiek mi się podoba. Na szczęście podobało mi się traktować je z szacunkiem godnym księcia. No, albo wręcz przeciwnie, jeśli nie zasłużą na poważanie z mojej strony.

Doprawdy, już na pierwszy rzut oka widziałem wielką rozpiętość między dziewczętami. Z jednej strony dziewczyny z ludu nie mogly sie poszczycić wytwornymi kreacjami. Z drugiej zaś pokaźne dekolty u paru szlachcianek rozbawiły mnie; mą uwagę przykuła jednak szczególnie para niebieskich oczu, która ukradkiem na mnie spojrzała. Podszedłem do damy, która gdy tylko to ujrzała dygnęła lekko. Oczywiście zarumieniła się, co z pewnością odhaczyć mogła już na swojej checkliście uwodzenia księcia. Podniosłem palcami jej głowę, a gdy spojrzała na mnie lekko uniosłem brwi, tak by tylko ona to widziała. Nie szukałem przecież słodkiej, potulnej, a kogoś kto swoim temperamentem wyprzedzi moje myśli. Mimo to, jak zwyczaj nakazał, musnąłem ustami jej czoło przyjmując jej ofiarę z siebie, po czym uczyniłem to z resztą kandydatek.

Rzuciłem dziewczynom ostatnie spojrzenie, a następnie wyszedłem.
Swe kroki skierowałem do własnego pokoju, gdzie nadal przebywała Annika. Gdy tylko wszedłem spojrzała na mnie pytająco.

- Są różne, ale jestem pewien że każdą z nich pałac jeszcze wychowa. - rzekłem, rozluźniając i zdejmując krawat. - Zobaczysz je na kolacji, może któraś Cię zainteresuje i zaczniesz przebywać z nowymi przyjaciółkami więcej w swojej komnacie niż w mojej.

Odparłem, lekko wystawiając język. Tacy byliśmy - przekomarzaliśmy się, ale od dzieciństwa staliśmy za sobą murem, kryjąc się nawzajem.

Ana przewróciła oczami i podeszła do mnie od tyłu, kładąc dłonie na moich ramionach.

- Mój mały braciszek jest już taki dorosły, że aż szukają mu żony. - westchnęła. - Wiesz o tym, że rodzice już mają swoje faworytki? Mile widziane będzie jeśli któraś Ci się spodoba.

Potarłem swe skronie, myśląc o tym, że rzeczywiście mieli realny wpływ na to, kogo wybiorę. Nie chciałem tego przyznać, ale liczyłem się z ich zdaniem i pozycją jako jedynych, wyższych ode mnie.

- Jedna z nich, rudowłosa... - przypomniałem sobie o dziewczynie z iskierkami w oczach.

- Ach tak, Fallon, z księstwa Peony. W sekrecie powiem Ci, że jest jedną z faworytek. Ale nie jest dla Ciebie. - ucięła. - Choć o oryginalnej urodzie, jest zbyt grzeczna i ułożona.

Siostra poklepała mnie po plecach i usiadła z powrotem na szerokim parapecie.

- Nie wierzę, że pod spodem nie ma charakteru. - przypomniałem sobie moment, gdy jako jedyna odważyła się spojrzeć mi w oczy. - Daj mi czas, a złamie się dla mnie.

- Tylko nie skrzywdź jej, ani żadnej innej, bo porządnie skopię Ci tylek gdy Cię dopadnę; dokładnie tak jak kiedyś - zaśmiała się księżniczka.

- Ja chcę tylko zobaczyć kim naprawdę są, czy to tak wiele? Chcę zobaczyć kto zrobi wszystko dla pozycji, kto jest tu z przymusu, a kto będzie chciał mnie, by dotrzymać mi kroku. Czy to tak wiele? - westchnąłem.

Annika sięgnęła po swoja ulubioną książkę, by kontynuować jej czytanie i niejako uciąć rozmowę. Ona także wiedziała że to małżeństwo to coś więcej niż zwykły związek dwojga zwykłych ludzi, choć bardzo nie chciałem tego przyznać. To małżeństwo miało zapewnić stabilność kraju i ciągłość dynastii, a dopiero później zadawalać przyszłego króla.

- Wierzę że dobrze wybierzesz, i że pokocham Twoją wybrankę jak siostrę. Tylko nie baw się nimi i ich uczuciami, bądź odpowiedzialny za nie tak, jak to potrafisz. - rzekła, po czym wróciła do lektury.

Wyszedłem na korytarz i oparłem się o ścianę, oddychając głęboko. Czekały mnie ciężkie dni, gdy musiałem pogodzić eliminacje z własnymi obowiązkami. Czy rzeczywiście byłem w stanie ich nie skrzywdzić? Tego nie wiedziałem. Wiedziałem jednak postąpię właściwie, byłem pewny siebie.

Dopiero teraz zdjąłem z głowy małą koronę i zacząłem obracać ją w dłoniach. Musiałem to udźwignąć, dla ludu, dla rodziców, dla siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top