Rozdział 1
Fallon
Wdech, wydech. Dokładnie sześćdziesiąt minut na piękny, spleciony z misternie upiętych warkoczy kok. Choć na codzień za nimi nie przepadałam, rude włosy poprzetykane małymi perełkami tym razem dodawały mi uroku. Trzydzieści minut na delikatny makijaż w odcieniach bladego różu i srebra. Sześciocentymetrowe obcasy i biała, rozkloszowana sukienka sięgająca mi do kolan. Trzy pary oczu obserwujące mnie dokładnie, a jedna utkwiona jak gdyby nigdy nic w gazecie. Cztery beżowe ściany, jeden tykający zegar i dwie ręce przygotowywujace mnie na wszystko, co miało nadejść.
Liczby uspokajały mnie, dawały mi stabilność której tak bardzo potrzebowałam. To co kiedyś zwano spektrum było według mnie moją największą słabością. Od kiedy nie uznawano takich cech i nie szczędzono podobnym mi osobom krytyki, i ja - wraz z moimi bliskimi - się temu poddałam i wymagałam od siebie pełnego profesjonalizmu.
Profesjonalizmu w życiu, to brzmi dziwacznie. Jak jednak nazwać to, że od małego byłam przygotowywana do objęcia konkretnej funkcji? Idealna księżniczka, tak o mnie mówiono i taką chciano mnie widzieć. Odpowiadało mi to, gdyż nie musiałam się za wiele odzywać; nikt zaś nie musiał wiedzieć, jaka byłam naprawdę.
Wyprodukowano mnie by tą księżniczką zostać; jak inaczej bowiem ocenić fakt, że moja matka, trzymająca mego ojca - lekko mówiąc - na dystans, nagle zaszła w ciążę po tym, gdy tylko ogłoszono, że królowa jest przy nadziei? Kiedy królewskiej parze urodził się syn, a parę miesiecy później na świat przyszłam ja, mój los został przypieczętowany - Fallon, nadzieja księstwa Peony weźmie udział w eliminacjach. I wygra je bez wątpienia.
Spojrzałam w niebieskie tęczówki siostry Hallie, tak podobne do moich, skrywające jednak zupełnie inne emocje. Och, gdyby ona mogła być na moim miejscu! Mimo że była starsza i zaręczona z lordem Mostis, nie ukrywała swej zazdrości - to ona, jako pierworodna, powinna dostąpić tego zaszczytu. Niestety przekroczyła już dwadzieścia jeden wiosen i uznano ją za zbyt dojrzałą dla prawie dziewiętnastoletniego następcy tronu; w niej pokładano nadzieję gdy królowa pierwszy raz byla brzemienna, lecz urodziła księżniczkę. Ja zaś byłam idealna, zaledwie kilka miesiecy młodsza od Elijaha. Czy jednak się taka czułam? Czy już do końca życia miałam pozbawić się uczuć i w tak młodym wieku zostać stateczną matroną, jeśli nie księcia, to przynajmniej jednego z lordów? Czy jednak kiedykolwiek powierzono mi jakąkolwiek decyzję?
Elijah
Pozostały mi dwa lata.
Dwa lata by stać się takim, jakiego naród pragnie widzieć na tronie. Czy jednak przejmowałem się opinią innych? Owszem, od małego pobierałem nauki od najlepiej wykwalifikowanych nauczycieli, a od niemal czterech lat intensywnie towarzyszyłem ojcu w jego rządach. Zamierzałem podporządkowywać się całkowicie koronie, gdyż do tego byłem narodzony, przygotowywany i mimo wszystko naprawdę tego pragnąłem. Tak, nazywano mnie nieraz gwałtownikiem, a - według języka mojej siostry - również upartym osłem, ale nie miałem zamiaru przekonywać innych do siebie specjalnie. "Po owocach ich poznacie", mówiły stare księgi. Chciałem, by poddani poznali mnie po moich werdyktach, a nie po plotkach.
To już dziś miały przybyć kandydatki na moją towarzyszkę. Za parę dni kończyłem dziewiętnaście lat i te Eliminacje miały być niejako prezentem dla mnie. Czy wierzyłem, że spotkam tam kogoś, kogo pokocham tak szczerze, jak pokochali się moi rodzice? Nie. Uważałem że taka szansa zdarza się raz na milion. To sprawiało, że miałem swoje wymagania co do kandydatek. Moja wybranka nie musiała mnie kochać, ale szanować; musiała dotrzymać mojego szybkiego kroku i stanowić ostoję dla mnie i Królestwa. Oczywiście, musiała mnie pociągać, bo nie wyobrażałem sobie długich lat życia bez tego. Choć, prawdę mówiąc, nie wyobrażałem siebie właściwie w żadnym związku.
- Braciszku, nad czym tak rozmyślasz? Czyżbyś przed tym lustrem trenował opanowany wyraz twarzy, byś nie rzucił się od razu na ten stos pięknych kandydatek? - moja siostra, Annika, uniosła brwi chichocząc.
Gdyby kobiety mogły objąć tron, byłbym do niego drugi w kolejce, zaraz po niej. Miałem jednak wielkie szczęście że ta odwrócona kolejność nie zmieniła nic w naszych relacjach. Była moją podporą i najlepszym doradcą, choć sama wolała zająć się dobroczynnością - i jak to mówili niektórzy - czekaniem na męża.
- Prędzej to one rzucą się na mnie. - odburknąłem, poprawiając krawat. - To dla wielu z nich szansa na lepsze życie. Będą usiłowały zakotwiczyć się w pałacu jak najdłużej, aż będę miał dość i pozbędę się ich wszystkich.
- A Ty zapewne nie masz zamiaru ułatwiać im tego zadania? - zapytała Ana znad swojego zeszytu.
Chrząknąłem i spojrzałem w końcu na blondynkę. Jej włosy lśniły w promieniach słońca i wyglądała tak królewsko, że byłem pewien że żadna z tych dam jej nie dorówna.
- Ani myślę. - uniosłem zadziornie kąciki ust.
- Coś czuję, że nie będzie tu już tak spokojnie. - odparła. - Ja jak ja, ale Alessia będzie mieć ubaw. Trzymaj nasza siostrzyczkę zdala od kandydatek, albo odstraszy wszystkie zanim zamienisz z każdą słowo.
- Mówiliście o mnie? - najmłodsza z naszej trójki weszła do komnaty i zwykle uśmiechnęła się zawadiacko.
Potargałem lekko jej włosy i zacząłem łaskotać, a ta zaczęła się śmiać.
- Ach te dzieciaki. - Annika przewróciła oczami. - Kto by pomyślał że nasz brat, tak twardo stąpający po ziemi, potrafi być tak, cóż, uroczy.
- Wypluj to. - uniosłem brwi, odsuwając sie od Alessi. - Pójdę już, zanim znów mnie obrazisz. Czekaj, czy to przypadkiem nie jest tylko moj pokój? - skrzywiłem się.
- Nie! - krzyknęły obie na raz i zaśmiały się, na co ja pokręciłem głową i wyszedłem z pokoju.
***
Witajcie kochani! ❤️ Pierwsze opowiadanie, w klimacie "Rywalek", mam nadzieję że Wam się spodoba. Pierwszy rozdział krótki, ale padają tu ważne informacje, dlatego zachęcam do uważnego czytania 😊 i zapraszam na kolejny!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top