Rozdział szósty

  Siedziałam w tej toalecie już jakieś pół godziny, ale dalej nie mogłam się uspokoić. Znajdowałam się pod ścianą między kibelkiem a drzwiami kabiny. Siedziałam na podłodze i wpatrywałam się zapłakanym wzrokiem w sufit. Lekcja się jeszcze nie skończyła, a ja usłyszałam ciche pukanie. Nie zamierzałam się odzywać, niestety zachowanie ciszy przeszkadzało ciągłe pociąganie nosem i smarkanie w papier toaletowy. 

  Jeżeli kibel nie zatka się od moich smarków to będę zdziwiona!

  Pukanie rozległo się ponownie, tym razem było głośniejsze. Skuliłam się w sobie i zapłakałam jeszcze głośniej. Chciałam mieć spokój. Czemu inni tego nie mogli uszanować?

  - Otwórz po dobroci albo wyważę te cholerne drzwi! - usłyszałam wkurzony głos.

  - Odejdź! - krzyknęłam roztrzęsionym głosem.

  - Masz pięć sekund! - zawołał ponownie jakiś męski głos.

  Ktoś był ostro wkurzony.

  - Jeżeli chcesz skorzystać z toalety są jeszcze cztery obok. Albo pójdź do męskiej jak normalny chłopak!

  Usłyszałam głośne uderzenie o drzwi kabiny. Schowałam głowę między nogi i zapłakałam wystraszona.

  Zamek od drzwi przekręcił się, a drzwi otworzyły na oścież. Poczułam silne objęcie czyichś ramion. Ktoś przytulał mnie tak, jakbym nie siedziała i nie płakała od ponad pół godziny w łazience. Zrobiłam z siebie kompletną idiotkę... Miałam ochotę się jeszcze bardziej rozpłakać.

  - Już dobrze - wyszeptał chłopak i pocałował mnie we włosy.

  Dopiero teraz uświadomiłam sobie kto tak właściwie tutaj był.

  Odepchnęłam chłopaka od siebie jak najszybciej i przesunęłam się bliżej w stronę toalety. Jednak on się nie poddawał. Podszedł do mnie ponownie bliżej i wyciągnął w moją stronę rękę.

  - Chodź, zabiorę cie stąd.

  - Krzysiek, nie...

  Pierwszy raz zwróciłam się do niego po imieniu. 

  Cholernie chciałam z nim pójść, ale bałam się. Nie ufałam mu. Już nikomu nie ufałam, nie po tym co się stało. Na samą myśl ponownie schowałam twarz i skuliłam się tak, żeby nie mógł patrzeć na moją czerwoną od płaczu twarz. Pogłaskał mnie po ramieniu i znowu delikatnie pocałował miejsce, które głaskał.

  Tak bardzo potrzebowałam i chciałam bliskości jakiegoś osobnika płci męskiej przez te wszystkie lata, kiedy byłam chora, a teraz, gdy dostałam to wszystko na tacy, po prostu to odrzucałam. Nie potrafiłam zaufać, nawet nie wiem czy umiałam kochać...

  - Idź sobie - wykrztusiłam dławiąc się łzami.

  - Nigdzie się nie wybieram, chyba, że z tobą.

  - Co się tak na mnie uparłeś? - zapłakałam gorzko, ale to pytanie chciałam mu już zadać od bardzo dawna.

  - Po prostu cie polubiłem za tą niewyparzoną buzię, skarbie. Jesteś jedyną osobą, która mnie tutaj trzyma żywego.

  Wzdrygnęłam się.

  - Przestań mnie tak nazywać, nie jestem skarbem, jestem zwykłą nastolatką z obsesją na punkcie swojej wagi, zwykłym gównem nie spłukanym w toalecie... A do tego nawet cie nie znam...

  Uciszył mnie pocałunkiem. 

  Najpierw byłam przerażona, a nawet gotowa odepchnął chłopaka, ale po chwili oddałam pocałunek i poczułam ulgę. Oddałam w tym cały ból i tęsknotę za czyimś dotykiem, oddałam mu kawałek siebie, ale miałam wątpliwości. Jak zawsze.

  Odsunęłam się od chłopaka gwałtownie. Zobaczyłam ten jego pewny siebie uśmiech. Patrzył prosto w moje zapłakane oczy. 

  Co on we mnie widział.

  - To nie powinno się wydarzyć - wyszeptałam zawstydzona i spuściłam głowę, tak by na niego nie musieć patrzeć.

  - Mnie się podobało - wyszeptał.

  Czemu szeptaliśmy?!

  - Przepraszam - prawie krzyknęłam i wybiegłam z toalety.

  Pobiegłam prosto do skrzydła szpitalnego. Musiałam z kimś porozmawiać, a jedyną osobą godną zaufania była moja Kluska. Gdy tylko ją zobaczyłam wpadłam jej w ramiona i rozpłakałam się jak dziecko.

  - Nie radzę sobie...

  - Ciiii... Będzie dobrze, cukiereczku.

  Kluska uspokajała mnie przez cały dzień, dużo przy tym rozmawiałyśmy. Wypiłyśmy chyba po trzy herbaty i śmiałyśmy się, od czego rozbolały nas brzuchy. Opowiedziałam jej o Krzyśku, a ona powiedziała mi, że chłopak był kiedyś jej pacjentem i ogólnie sprawiał dobre wrażenie, ale miał rację - nie odzywał się za wiele. Miał okropne pocięte nadgarstki, ale trafił tutaj z innego powodu, ale Kluska powiedziała, że tego będę musiała dowiedzieć się od niego.

  Gdy się ściemniło i zaraz miało być sprawdzanie obecności w pokojach, kobieta odprowadziła mnie i pocałowała w czoło na pożegnanie. Przytuliłam się do niej mocno, żeby chociaż jeszcze na chwilkę poczuć się bezpiecznie w tak okropnym miejscu.

  - Pamiętaj co ci mówiłam - zwróciła się do mnie Kluska, gdy ją puściłam. - Musisz być dzielna, a wiem, że taka jesteś. Nie ma innej ucieczki z tego miejsca.

  Oczywiście powiedziałam jej o Dzienniku, który znalazłam kilka dni temu. Wiedziałam, że mogę jej ufać bezgranicznie, a ona nikomu nie piśnie ani słowa. Mimo dość dużej różnicy wieku, była moją najlepszą przyjaciółką, a nawet często była traktowana jak moja matka, z tym wyjątkiem, że nie jak moja własna tylko tak jakby była po prostu moją mamą w innej, dużo lepszej wersji osoby.

  Weszłam do pokoju posyłając jej jeszcze uśmiech i zamknęłam za sobą drzwi. Po kilku minutach pojawiła się kontrola obecności, pomachałam więc Wiedźmie, a ona się do mnie uśmiechnęła i odeszła, szczelnie zamykając mnie od zewnątrz w moim pokoju. 

  Odczekałam pięć minut i wyciągnęłam Dziennik spod łóżka. 

  Przerzuciłam na stronę, na której skończyłam czytać.

6 października

Zapytałam ponownie Artura, dlaczego w oknach są kraty, odpowiedział, że dla bezpieczeństwa. Zapytałam czy czuje się tutaj bezpiecznie, odpowiedział mi, że tak. A ja jak głupia palnęłam "Jakbyś Ich znał...". Teraz pytania o Nich się nie skończą, a ja wreszcie nie wytrzymam i powiem mu o Nich wszystko...

7 października 

Wymknęłam się w nocy i przeszukałam jeszcze raz piwnicę, sprawdzałam dokładnie czy jakieś drzwi nie są przypadkiem otwarte. Nic.

8 października

Zapytałam Artura co jest na oddziale zamkniętym, odpowiedział, że psychole, więc zażartowałam i zapytałam czy gorsi niż my. Chłopak nie odzywał się do mnie przez resztę dnia. 

9 października

Jakimś cudem udało mi się dostać nocą na oddział zamknięty. Nawet nie wiem jak, ale byłam tam. Ludzie za szklanymi drzwiami leżeli w kaftanach bezpieczeństwa i patrzyli tępo w sufit. Kilka osób płakało albo krzyczało, postanowiłam poobserwować rozwój wydarzeń. Gdy dziewczyna zaczęła się szarpać i rzucać na łóżku, przy tym głośno krzycząc - podbiegły do niej pielęgniarki z tego oddziału i zaczęły wstrzykiwać jej jakiś niebieski płyn. Później przyszedł Lekarz i zabrał ją do pomieszczenia, które już nie było za szkłem. Miało drzwi zrobione z jakiegoś metalu, były dźwiękoszczelne ale krzyki dziewczyny często i tak przechodziły z pomieszczenia na korytarz. Chciałam tam wejść, ale było za duże ryzyko, że ktoś mógłby mnie przyłapać na nocnych wędrówkach. Udało mi się uciec przed czwartą i schować się w pokoju.

10 października

Chciałam wrócić na oddział zamknięty i schować się w pomieszczeniu.

  ***

  Jak się podoba?

  Na razie powolutku, ale idzie do przodu.

  Nie za dużo informacji na raz?

  Kocham Was <3

  Do następnego <3

  Zostawcie coś po sobie szkraby :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top