Rozdział dwunasty

  Jestem mega dumna z Was moje Aniołki ♥

  Dobiliśmy do tysiąca wyświetleń przy tym opowiadaniu!

  JESTEŚCIE WIELCY! ♥

  ***

  Dzień zapowiadał się nudny i taki też był. Codzienne czynności rano, unikanie wzroku i rozmowy, a nawet obecności Krzyśka, spanie na lekcjach, trwanie. 

  Dzisiaj zacznę jej szukać.

  Gdy ludzie zaczęli rozchodzić się w różne miejsca, w które zwykle udawali się po zakończonych lekcjach (zwykle to był obiad, którego nigdy nie jadłam), wtopiłam się w tłum i zeszłam po schodach do piwnicy. Było tu strasznie ciemno, a ja niemalże potykałam się o własne nogi z każdym krokiem coraz bardziej. Zobaczyłam jedyne otwarte pomieszczenie z zapalonym światłem. Zakradłam się po cichu do drzwi i nasłuchiwałam jakiegokolwiek odgłosu życia.

  - Już idę, proszę pani - powiedział stary woźny do telefonu, który trzymał przy uchu i wyszedł ze swojego kantorka. 

  Ukryłam się za drzwiami. Miałam ogromne szczęście, że zostawił zapalone światło i nie chciało mu się zamykać drzwi. To mogło oznaczać tylko jedno. Nie będzie go przez krótką chwilę. 

  Gdy tylko zniknął na schodach, niemalże wbiegłam do pomieszczenia. Rozejrzałam się wkoło. Panował tutaj chaos, sterty kartonowych pudeł walały się po ziemi, wylatywały z nich kartki papieru, które w większości służyły jako dywan. Źródło światła stanowiła mała żarówka samotnie zwisająca z sufitu, huśtała się i dyndała przez co cień padał tak różnie, ze nie mogłam się przyzwyczaić. Po obu stronach tego niewielkiego miejsca stały regały z niepoukładanymi rzeczami, rozpoznałam skrzynkę na narzędzia, masę segregatorów z jakimiś dokumentami i książki jak mniemałam do czytania w wolnym czasie. 

  Po środku pomieszczenia, na przeciwko drzwi stało biurko koloru szarego, tak samo jak regały i ściany. Jednym susem znalazłam się przed nim, oczywiście potknęłam się o przewrócone krzesło i o mało co nie straciłam zębów. Wysunęłam szufladę. Było tam tyle rzeczy, ze ciężko było mi się odnaleźć, ale znalazłam to czego szukałam. Wyciągnęłam jedną z kilkunastu klamek do drzwi. 

  Dobry zapas - pomyślałam.

  Ciekawiło mnie co było w tych segregatorach, ale bałam się, ze nie zdążę stamtąd uciec. Przy okazji je przejrzę, kiedyś... Jeśli taka okazja będzie. 

  Puściłam się biegiem w stronę schodów, wbiegłam na górę i skręciłam w stronę mojego pokoju. Klamkę, którą ukradłam, schowałam pod koszulą mundurka i przytrzymywałam ręka, tak żeby przez przypadek mi nie wypadła. Gdy już dochodziłam do mojego pokoju, zauważyłam woźnego rozmawiającego z Drzewem, powiedziałam "dzień dobry" i pospiesznie zamknęłam za sobą drzwi od pokoju. Osunęłam się na podłogę, odrzuciłam klamkę na bok i odetchnęłam z ulgą.

  Udało się! 

  Byłam bezpieczna.

  Miałam klamkę.

  Mogłam wyjść w każdej chwili.

  Pozostało mi czekać do nocy.

  Wtedy udam się na małą wycieczkę krajoznawczą.

  ***

  Dzisiaj trochę krótszy niż zwykle, ale wynagrodzę Wam to jakoś Aniołki :*

  Co u Was słychać? Jak szkoła? 

  Ja osobiście zawaliłam pierwszy sprawdzian z biologii i jestem mega zła, bo bardzo dużo czasu poświęciłam na naukę, a i tak wyszło jak wyszło. Nie, że i tak nie umiałam tylko dała takie pytanie, ze miałam albo a) rozpłakać się albo b) trzasnąć za sobą drzwiami i nie pokazać się nigdy więcej.

  Poopowiadajcie mi coś Aniołki ♥


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top