Rozdział dwudziesty siódmy

Trzeci rozdział z zapasu xx (sobota)

***

Otworzyłam oczy. Byłam we własnym łóżku, cieszyłam się kolejnym dniem, tym że znów zobaczę Krzysia i poczuję jego ciepło, którym zawsze mnie otacza. Cieszyłam się, dopóki nie przypomniałam sobie wydarzeń z ubiegłej nocy. Po moim policzku spłynęła pojedyncza, samotna łza. Poczułam niechęć do życia.

Zeszłam na śniadanie i usiadłam obok Krzysia. Pocałował mnie czule w czoło i przyciągnął blisko do siebie. Uśmiechnęłam się smutno i zaczęłam jeść. Nagle do naszego stolika podszedł Azor ze swoją świtą.

- Słyszałem, że przeczytałaś wiadomość, którą ci zostawiłem? - zapytał z bezczelnym uśmiechem na ustach. Był zadowolony, że powiesił człowieka?

Jego świta zaśmiała się szyderczo odchylając przy tym głowy w tył. Chore psy, cholernie ujadanie, niech jeszcze ogonem zamerdają. Gdy Azor się odwrócił, cisnęłam mu pomidorem w tył głowy. Po moich policzkach spływały wodospady łez.

- Ty chory pojebie! - wydarłam się na całą stołówkę. - Bawi cie to?

Zaśmiał się pod nosem i odwrócił w moim kierunku. Podszedł blisko i niemalże wyszeptał mi odpowiedź twierdzącą do ucha, po czym wymierzył mi siarczysty policzek. Głowa odleciała mi na bok, a przede mną pojawił się Krzyś, który mocno odepchnął ode mnie Artura. Chłopak upadł na ziemię. Spojrzałam na niego kontem oka, czułam, że włosy zasłaniały mi całą twarz. Musiałam wyglądać jak opętana. Azor podniósł się z podłogi i uśmiechnął chamsko.

- Uważaj na niego, bo może być następny.

Po tych słowach upadłam na podłogę i patrzyłam na tył jego pleców. Byłam oszołomiona jego słowami. Mógł kiwnąć palcem i kogoś tutaj zabrakło. Nagle przed oczami stanął mi wczorajszy obraz wisielca z piwnicy. Tylko na jego miejscu nie było już woźnego. Teraz był tam mój Krzyś.

Zemdlałam.

***

Akcja się toczy, bo jakoś nie chcę kończyć tego opowiadania tak szybko.

Pomieszam jeszcze tutaj troszkę.

Cieszycie się?

Wasza Kejti xx


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top