Rozdział czternasty

  Dziękuję za 25k wyświetleń ♥

  I przepraszam za spóźnienie spowodowane ciężką nocą i złym samopoczuciem :'(

  ***

  Była około trzeciej nad ranem, odczekaliśmy jeszcze pół godziny w samochodzie przy zgaszonych światłach. Długo omawialiśmy plan działania i analizowaliśmy każdy punkt po kolei. Gdy byliśmy już nieco pewniejsi siebie, wyszliśmy z samochodu i pożegnaliśmy z tatą. Każdy został przytulony i wsparty przez tego niesamowitego człowieka. Chcieliśmy walczyć, do samego końca z kimś, kto nawet nie był warty walki.

  Przeszliśmy przez ogrodzenie i boczną ścieżką, która prowadziła za krzakami przeszliśmy do otwartego okna prowadzącego do piwnicy. Weszliśmy sprawnie i podążyliśmy do stołówki, w najlepszej skrytce, jaką mogłaby znaleźć w tym miejscu dziewczyna. Oglądaliśmy się dokładnie za siebie, mieliśmy oczy dookoła głowy, żeby tylko nie zostać przyłapanym. Adrenalina buzowała w nas jak nigdy wcześniej...

  - Stójcie... - wyszeptała Klara.

  Stanęliśmy i odwróciliśmy się w stronę dziewczyny.

  - Nie sądzicie, że to byłoby za proste schować się tam gdzie ja się ukrywałam przez kilka miesięcy? Znam też inne kryjówki, za dużo korytarzy zwiedziłam nocą, żeby nie mieć planu B. Myślę, ze tamto miejsce byłoby za banalne na ukrycie się...

  Skinęliśmy głową. Rzeczywiście dziewczyna miała rację. Co jeśli to miejsce już nie istniało, albo co gorsza - było sprawdzane co noc? Klara wskazała gestem dłoni, żebyśmy poszli za nią. Kierowaliśmy się na pierwsze piętro, za klasami był jakiś dziwnie ciasny i wąski korytarz. Zdjęliśmy plecaki, żeby się przecisnąć. Szliśmy gęsiego blisko siebie, odwróceni byliśmy bokiem i trzymaliśmy się kurczowo za ręce. Klara wyciągnęła swoją latarkę i oświetliła dosyć długi, już nieco szerszy hol, który prowadził do tylko i wyłącznie jednych drzwi.

  - Kiedyś to była izolatka, tak jak jest napisane na drzwiach. Nie mam pojęcia jak tu trafiłam, podejrzewam, że ktoś szedł po korytarzu, a ja szukałam jakiegokolwiek schronienia i trafiłam tutaj. Nikt tutaj nie chodzi, nie wiem czy w ogóle ktoś słyszał o istnieniu tego pokoju. Ale oby szczęście nam sprzyjało i nikt nie zapuszczał się w te tereny.

  Weszliśmy do izolatki. Było tam strasznie. Popisane całe ściany, maleńkie okienko, żeby można było rozróżnić dzień od nocy, jedno łóżko, przy którym były odpięte już pasy, którymi zapina się chorych ludzi, by nie zrobili sobie krzywdy... 

  - Może nie jest tutaj zbyt miło... No ale nie mamy wyjścia - szepnęła dziewczyna rozglądając się na wszystkie strony. - Rozgośćcie się.

  Uśmiechnęła się do nas przyjaźnie. Spojrzeliśmy po sobie z Tedem i wzruszyliśmy ramionami. Usiedliśmy w trójkę na wąskim łóżku i pogrążyliśmy się w rozmyślaniu.

  Pierwsza część planu wykonana.

  DOSTAĆ SIĘ DO PIEKŁA NIEPOSTRZEŻENI.

  ***

  Plan będzie wyjaśniany w kolejnych rozdziałach :*

  Nie zdradziłabym Wam wszystkiego od razu, bo kocham nutki tajemnicy ♥

  Wasza Kejti xx


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top