Rozdział trzydziesty
Dziękuję za 51k wyświetleń i 7k vote ♥ Kocham Was bardzo :) :*
Dobra, dodaję ten rozdział jeszcze dzisiaj, bo już połowa z Was go czytała XD Przepraszam jeszcze raz Was wszystkich za moją pomyłkę :) :*
***
Ostatni raz sprawdziłam zawartość mojego bagażu podręcznego i rzuciłam okiem na pustą izolatkę, w której kryłam się przez ostatnie dwa, może trzy tygodnie. Zerknęłam na zegarek. Czwarta. Dokładnie tak jak w planie, około czwartej trzydzieści pod ośrodkiem mieli pojawić się rodzice z obstawą policji. Jeśli udałoby im się to zorganizować, byliby wielcy.
Wyszłam i nałożyłam kaptur czarnej bluzy na siebie, zostawiając za sobą jakiekolwiek uczucia. Nie chciałam dzisiaj czuć niczego, ani strachu, ani smutku czy desperacji. Chciałam załatwić to jak jakiś chory, seryjny zabójca, który nie zatrzymałby się nawet w pół kroku przed kolejnym zamachem na czyjeś życie. Podwinęłam rękawy bluzki ku górze i wyszłam z mojego ulubionego zakamarka. Zmierzałam w stronę oddziału zamkniętego.
Przed samymi drzwiami przymknęłam oczy, wpuściłam powietrze mocno do płuc i lekko wypuściłam przez usta. Otworzyłam zdecydowanie miodowe oczy i nacisnęłam klamkę do Mordowni. Weszłam na terytorium śmierci. Byłam gotowa na wszystko. Nie zawaham się. Dzisiaj nie byłam już tylko dziewczyną, która pewnie spękałaby przez wizytą u ginekologa. Dzisiaj byłam Emilią, która uratuje życie bezbronnego chłopaka przed szponami śmierci.
Weszłam do pomieszczenie, w którym znajdował się Krzysiek i stanęłam przed jego polem widzenia. Chłopak zaczął się wiercić i wydawać z siebie stłumione przez szmatę, którą miał w ustach, odgłosy. Pochyliłam się do niego z prędkością światła i powiedziałam najspokojniej jak umiałam.
- Zamknij się, bo wytnę ci język i wsadzę sobie do kieszeni jako nowe trofeum. Przyszłam cie uratować, a ty jęczysz jakbym ci kija do dupy wsadzała, więc bądź tak miły i stul pysk.
Spojrzał na mnie z przerażeniem, ale miałam wrażenie, że coś do niego dotarło. Momentalnie się zamknął i czekał aż odwalę za niego robotę. Uwolniłam mu ręce i zajęłam się nogami. Z plecaka wyjęłam bandaż i wodę utlenioną. Przemyłam i starannie obwinęłam wszystkie otwarte rany. Wyciągnęłam mu z głowy metalową koronę i również przystąpiłam do bandażowania jej. Nie chciałam, żeby chłopak wykrwawił się mi po drodze. Uwolniłam jego oczy od szczypcy, które zmuszały go do oglądania tego okropnego filmu. Wyrwałam mu z ust szmatę i spojrzałam na niego pewnie. Nie krzyczał, tak jak go prosiłam.
- Kim jesteś? - zapytał przerażony.
Jego oczy pozostały szeroko otwarte. Oddychał ciężko przez usta. Nadal był przerażony.
- Jestem twoją osobistą bohaterką.
Uśmiechnęłam się tajemniczo i podałam mu rękę, którą ochoczo przyjął.
***
Beng beng beng!
Opowiadanie nam się kończy :* A dokładnie zostało Nam osiem rozdziałów i epilog, czyli dokładnie pięć dni kochanego Niedoszłego Samobójcy i zaczynam pracę nad nowym dziełem, kochani ♥ Cieszycie się? :)
Wasza Kejti xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top