Rozdział dziewiętnasty

  Dwa rozdziały jednego dnia? SZALEŃSTWO♥

  A i dziękuję bardzo, razem mamy już 74 miejsce ♥ Wspólnie pniemy się wciąż w górę, jesteście najlepsi, Aniołki!♥

  Spodziewalibyście się tego? ;>

  ***

  Szłam jak najciszej umiałam. Od czasu do czasu przy oknach, łysa głowa połyskiwała od blasku księżyca. Zastanawiałam się dlaczego ja za nim idę. Ale tak szczerze powinnam zadać pytanie: W sumie dlaczego nie? Co mam do stracenia? 

  Przeszliśmy już połowę szkoły. Szliśmy w odległości około pięciu metrów od siebie. Każdy z nas pogrążony był w myślach na inny temat, dobrze nam było z ciszą. Jednak ta cisza, która tutaj panowała, nie była zwykłą ciszą. Wydawała się groźna, tak jakby dusiła każdego przez sen i nie pozwalała spokojnie umrzeć.

  Zbliżyliśmy się do drzwi na oddział zamknięty. Stanęłam jak wryta.

  - Ja tam nie wejdę! - pisnęłam cicho.

  Zaczęłam się trząść. Strach był silniejszy ode mnie i w tym starciu, wygrywał. Chłopak obrócił się przez ramię ukazując swoje białe łzy i pokręcił lekko głową. Prychnął z pogardą i chwycił za klamkę. Szarpnął drzwi, które momentalnie stanęły przed nami otworem. Nie ruszałam się mając nadzieję, że zapomni o moim istnieniu. Spojrzał na mnie zachęcająco i poruszał zabawnie brwiami. Pokręciłam głową i ledwo powstrzymałam się od tupnięcia nogą jak mała dziewczynka. Widząc to, zaśmiał się pod nosem i wyciągnął w moim kierunku dłoń. Skrzyżowałam ręce na piersi i patrzyłam na niego przerażona. Jednym susem pokonał odległość, która nas dzieliła i pociągnął mnie za łokieć. Był silny, nie potrafiłam stawić oporu. Pisnęłam cicho.

  - O, zamknij się! - szepnął śmiejąc się.

  Przebiegliśmy po cichu przez korytarz i zatrzymaliśmy się na jego końcu. Spojrzałam w ten sam punkt, na który patrzył chłopak. Schody przeciwpożarowe. Chyba żartuje! Klara szukała ucieczki, a ona była pod jej nosem? No bez jaj. 

  Zrobiłam zniesmaczoną minę. Chłopak przyłożył sobie palec do ust na znak, że musimy zachować zupełną ciszę i wskazał drugą dłonią na wyjście. Skinęłam głową, sama bym tutaj nie została. Chłopak zaczął się wdrapywać na górę, zaraz za nim wchodziłam ja. Starałam się być jak najbliżej niego, bo przy nim czułam się jakoś pewniej, bezpieczniej. Otworzył małe drzwiczki, które dzieliły nas od świeżego powietrza i wyszedł na dach.

  Stanęłam z nim ramię w ramię i podziwiałam widok. Budynek miał cztery piętra, więc widok był niemalże idealny. W oddali można było dostrzec zapalone światła i normalnie żyjące, niczego nieświadome miasteczko. Uśmiechnęłam się na samą myśl o ludziach, którzy są teraz szczęśliwi. Zaciągnęłam się świeżym powietrzem i poczułam się wolna. Miałam ochotę skakać, krzyczeć i tańczyć. Zawirowałam w koło radośnie się śmiejąc.

  - Nie tak głośno! - syknął Łysy.

  Spojrzałam na niego. Chłopak usiadł na krańcu dachu i spuścił nogi. Z kieszeni skórzanej kurtki wyjął paczkę papierosów i włożył jednego do ust. Zwrócił ramę w moim kierunku i uniósł jeden kącik ust ku górze. Przyjęłam z chęcią jego fajkę i usiadłam obok niego. Odpaliłam i zaciągnęłam się dymem, głęboko do płuc. Kochałam to uczucie. Byłam mu niesamowicie wdzięczna za to, że mnie tutaj przyprowadził. Poczułam się doceniona.

  - Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś? - zapytałam po chwili, przerywając nasze milczenie.

  - Bo cie lubię. 

  Nie patrzył na mnie, oglądał widok rozciągający się przed nami. Westchnęłam i zwróciłam się w kierunku, w którym patrzył chłopak. Musi mieć w tym swój cel. 

  - Przepraszam... - szepnął niemalże niedosłyszalnie.

  - Za co? - zapytałam zdziwiona.

  Zmarszczyłam nos, tak jak zawsze gdy czegoś nie rozumiałam.

  - Za mojego brata... Artura.

  ***

  Jak myślicie? Co będzie dalej?

  Podawajcie propozycję w komentarzach, kocham je czytać ♥

  Kocham Was mocno ♥

  Wasza Kejti xx


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top