Rozdział dwudziesty drugi
Dziękuję Wam Aniołki za 36k wyświetleń i już prawie 5k vote ♥
***
Gdy nastała noc, byliśmy gotowi do działania. Wzięliśmy ze sobą latarki, paralizatory, spraye i parę innych rzeczy, które mogłyby się nam przydać w naszej akcji ratunkowej. Wyszliśmy bezszelestnie z korytarzyka i prześlizgnęliśmy się schodami do stołówki. Otworzyliśmy cicho drzwi i zajrzeliśmy do środka, czysto. Przeszliśmy kawałek i zwróciliśmy się w kierunku, który nas interesował. Gdy ujrzeliśmy szklane drzwi, zamarliśmy. Nie mogliśmy uwierzyć naszym oczom.
Pomieszczenie było puste, drzwi były lekko uchylone, ledwo trzymały się w zawiasach, a całe szkło pokryte było rozmazanymi śladami krwi. Czerwony płyn był lekko zaschnięty, ale widać było ślady, które płynęły po podłodze w wewnątrz pomieszczenia, w którym kiedyś ukrywała się Klara. Byłam przerażona, nie na żarty. Też przyciągnął mnie do siebie i wtulił w swoją klatkę piersiową, bym nie krzyknęła, a mój płacz nie przebił szkolnych murów. Staliśmy tak dłuższy czas, ja płakałam, on przytulał, a Klara gładziła uspokajająco po plecach i włosach. Jednak ja nie chciałam się uspokajać. Mój chłopak mógł nie żyć, a my staliśmy bezczynnie w jednym miejscu i byliśmy bezużyteczni. Mimo tego, ze płakałam, miałam ochotę rozryczeć się na nowo... Czułam się jak bezwartościowy śmieć wyrzucony przez kogoś na ulicy. Byłam jakby pusta od środka, byłam teraz tak krucha, że nawet podmuch wiatru mógł mnie złamać.
- Chodźmy stąd - szepnęłam cicho.
Ted puścił mnie i spojrzał współczująco, miałam ochotę wyrwać mu oczy za to spojrzenie. Nienawidziłam, gdy ktoś mi współczuł, kojarzyłam to z litością i bezsilnością, a ja nie chciałam być bezsilna, nie mogłam sobie na to pozwolić. Nie teraz. Nie gdy byłam tak bliska od mojego celu...
Poczułam nagły uścisk w żołądku i uginające się pode mną nogi. To wszystko była jego wina! Głupi, klamliwy, ohydny, podstępny pies! Pierwszy raz w życiu poczułam do kogoś tak silną nienawiść, jaka czułam w tamtym momencie do tego chorego człowieka, który kiedyś śmiał nazywać się moim przyjacielem...
Zemszczę się, frajerze!
***
Jak wrażenia Aniołki?
Wasza Kejti xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top